Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Pasja

BIESIADA

Polecane posty

Nie tak chciałam to powiedzieć… – westchnęła cicho. – Chciałam powiedzieć, że już nie jesteśmy razem, ale jeszcze przez dwa tygodnie jesteśmy ze sobą związani. W taki chory sposób. I nie mówię tu o ślubie, bo nie byliśmy małżeństwem… – zacisnęła dłonie w pięści i popatrzyła na zbielałe kostki. – Te duże pieniądze, które mi się przytrafiły, dostałam od niego. To odszkodowanie i obietnica milczenia. Ron zaraził mnie chorobą, z którą walczę od dwóch lat… Mam jej w sobie coraz mniej i w ciągu dwóch następnych tygodni powinnam już całkowicie się wyleczyć. Wierz mi, że chciałabym cię pocałować, że chciałabym, żebyś ty mnie całował… Nigdy nie robiliśmy tego, kiedy byliśmy dziećmi i chciałabym wiedzieć, co straciłam… – popatrzyła na niego smutno. – Od dwóch lat jestem sama. Chciałabym być kochana, pieszczona, całowana… Ale nie mogę sobie pozwolić na ten luksus. Jeszcze nie teraz… To jest choroba zakaźna, Danny. Dlatego ograniczam nasze zbliżenia do minimum. Ograniczam je do tego, na co mogę sobie pozwolić bez narażania ciebie. Robię to w trosce o twoje bezpieczeństwo, Danny – popatrzyła na niego wyczekująco. – Może i jestem naiwna, ale miałam nadzieję, że sytuacja między nami nie rozwinie się tak szybko i zdążę to wszystko pogrzebać i ze wszystkim się uporać, nim oboje będziemy gotowi na coś więcej… Nim będziemy gotowi zrobić następny krok… Nie spodziewałam się, że tak dobrze będziemy się dogadywać, że tak dobrze będziemy się ze sobą czuć – westchnęła. – Powiedziałabym ci o tym już dawno, gdybym miała pewność, że nie uciekniesz. Ale ja potrafię to zrozumieć. Naprawdę… Patrzył na nią i z każdym kolejnym słowem czuł, jak coś się w nim kurczy. Jak coś w nim umiera… Nie chciał wystawiać jej na taką próbę. Nie spodziewał się, że wytłumaczenie tego wszystkiego będzie aż tak dramatyczne. Nie dziwił się, że się bała… Dobrze, że już na samym początku mu nie uciekła i nie schowała się tam, gdzie nie mógłby jej odnaleźć. To znaczyło, że nie potrafiła pogrzebać tego, co czuje. Że nie potrafiła udawać, że tak naprawdę niczego i nikogo w jej życiu nie brakuje… Westchnął. - Chyba powinienem już iść – powiedział cicho. Miał wrażenie, jakby przez jej spojrzenie przebiegł cień, ale zaraz znów stało się nieodgadnione… Wstał. - Cześć, Jenny – powiedział i popatrzył na nią, stojąc przy drzwiach. Nie miała odwagi spojrzeć mu w oczy. Czuła, jakby cały świat jej się zawalił. Jakby nadzieja, którą czuła jeszcze chwilę wcześniej, została jej brutalnie odebrana… Nie była w stanie spokojnie oddychać. - Cześć, Danny – wyszeptała i, kiedy jego kroki ucichły, ukryła twarz w dłoniach i rozpłakała się. Żałośnie, niczym ranne zwierzę… Chyba jeszcze nigdy w życiu nie czuła się tak samotna… cdn....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Od tygodnia usiłował się z nią skontaktować, ale nie odpowiadała na jego wiadomości, kiedy nagrywał się na jej pocztę, komórki nie odbierała w ogóle, a telefon domowy wyłączyła. I nigdy nie mógł zastać jej w domu. Bał się, że stało się coś złego. Nie dawała najmniejszego znaku życia i zaczynało go to niepokoić… - Weź się w garść, stary – powiedział sam do siebie. Zaparkował przed jej domem i popatrzył w jej okna. Jakże wielkie było jego zdumienie, kiedy zobaczył, że świeci się w nich światło. Dochodziła północ, ale w ogóle się tym nie przejmował… Takiej okazji nie mógł zmarnować. Wbiegł po schodach najszybciej, jak tylko potrafił. Zapukał cicho. Otworzyła mu po chwili. - Zapomniałeś tu czegoś? – spytała z wyrzutem. – Niczego u mnie nie zostawiłeś – dodała oschle. Przez cały tydzień próbowała podnieść się na duchu, ale nie potrafiła… Przez cały tydzień usiłowała ze sobą walczyć, ale skończyło się tym, że schudła i zgubiła gdzieś swoje poczucie wartości. Czuła się, jak śmieć. Jak nic nie warty kawałek papieru… - Od tygodnia próbuję się z tobą skontaktować – odpowiedział, zdziwiony jej atakiem. Wyglądała strasznie. Jakby od kilku dni nie spała i nic nie jadła… - Po co? – burknęła. – Nie powinieneś zawracać sobie mną głowy. - Jenny, co się stało? – popatrzył na nią, niczego nie rozumiejąc. - Nie powinieneś był tu przychodzić, Danny – odparła stanowczo. – Wyszedłeś tydzień temu i nie powinieneś był tu wracać – znów czuła, że nie ma siły, żeby swobodnie oddychać. Jakby coś uciskało jej płuca… - Jenny… – nagle go olśniło. Już wiedział, dlaczego taka była. I wiedział też, jak bardzo się co do niego pomyliła… Położył jej dłonie na ramionach. Odskoczyła, jak oparzona. Popatrzyła na niego ze łzami w oczach. - Wyjdź, proszę – powiedziała cicho. - Nie ma mowy – odpowiedział stanowczo, a ona popatrzyła na niego zdziwiona. - Myślisz, że wyszedłem, bo chciałem cię zostawić? – zapytał cicho. – Myślisz, że wyszedłem, bo nie chciałem mieć z tobą nic wspólnego?… Bo się bałem, że się zarażę?… Bo byłem na ciebie zły, że nie powiedziałaś mi o tym od początku?… Myślałem, że lepiej mnie znasz, Jenny – powiedział z wyrzutem. – Myślałem, że wiesz, że chciałbym kochać cię tak, jak na to zasługujesz… Myślałem, że wiesz, że chciałbym całować cię tak, że brakłoby ci tchu – dodał, kiedy jej oczy rozszerzyły się ze zdziwienia. Uśmiechnął się. - Wyszedłem właśnie dlatego, Jenny – szepnął. – Bo chciałem cię pocałować. W policzek, bo wiem, że w ten sposób nie mógłbym się zarazić… W policzek, ale wiedziałem, że na tym by się to nie skończyło. Wiedziałem, że nie byłbym w stanie się zatrzymać – położył jej dłonie na ramionach i nachylił się nad nią. Patrzyła na niego i dostrzegł w jej oczach radość. Gdzieś tam na dnie tego bezkresnego smutku, zobaczył promyczki radości… Westchnęła cicho, kiedy czubkiem nosa musnął jej policzek. Napięcie między nimi narastało w przyspieszonym tempie. Czuła, że miękną jej kolana, kiedy delikatnie pocałował ją w policzek. - Czy nadal nie byłbyś w stanie się zatrzymać? – spytała przez zaciśnięte gardło. Przekręciła głowę i już tylko milimetry dzieliły ich usta. Oboje mieli głośne i przyspieszone oddechy. - Trzymam się ostatkiem sił, Jenny – wykrztusił. – Kiedy jesteś tak blisko, cały świat staje na głowie. Jeżeli za chwilę się nie wycofasz, nie… – nie zdążył nawet dokończyć, kiedy poczuł jej usta na swoich. Kiedy poczuł tę miękką, gorącą słodycz i nic innego się już nie liczyło… Niczego innego nie widział, niczego innego nie słyszał… W głowie mu szumiało i miał wrażenie, że za chwilę eksploduje… Przytulił ją do siebie, a ona przylgnęła do niego całą sobą. Powoli zaczął się wycofywać w kierunku sypialni, prowadząc ją za sobą. Czuł, że serce wali mu jak oszalałe. Słyszał również gwałtowne bicie jej serca. Słyszał jej przyspieszony oddech, czuł jej miękkie, gorące ciało… Czuł jej namiętność, którą go ogrzewała… Nie miał czasu na myślenie, nie miał ochoty na myślenie… Zatrzymał się koło łóżka i oboje, mimo drżących kolan i głodnych pocałunków, jakoś zdołali się rozebrać. A potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. Przyjemny dotyk chłodnej pościeli, tak bardzo kontrastujący z żarem ich ciał… Spragnione dłonie i spragnione usta… Ciała wołające o zaspokojenie, o ukojenie głodu… Czułe słowa szeptane do ucha… Namiętny dotyk nienasyconych dłoni… I radość, która zapłonęła w ich spojrzeniach, kiedy tęcza rozświetliła ich niebo całą paletą kolorów… cdn....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Leniwie otworzył oczy i uśmiechnął się do siebie. Miał wrażenie, jakby otrzymał potężny zastrzyk energii. Czuł, że mógłby latać, taką miał moc… Odwrócił głowę i popatrzył na Jenny, która spała obok. Leżała na brzuchu, z twarzą zwróconą do ściany. Przekręcił się na bok i delikatnie pocałował ją w ramię. Nawet nie zareagowała. Niezrażony, powtórzył pieszczotę. Powoli przesuwał usta po jej ramieniu, aż dotarł do szyi. Zadrżała. - Dzień dobry – powiedział cicho i przesunął dłonią po jej ramieniu. Na samym końcu splótł palce z jej palcami. Wtulił twarz w zagłębienie jej szyi. Nosem delikatnie muskał ją po policzku. - Jak ci się spało? – zapytał cicho. Zadrżała, kiedy znów ją pocałował. - Wspaniale – szepnęła. Powoli przekręciła się na plecy i popatrzyła na niego z uśmiechem. - Cieszę się – powiedział. – Starałem się, żebyś miała piękne sny… - Po raz pierwszy od bardzo dawna, spałam naprawdę spokojnie – odpowiedziała. Westchnęła. Musiała mu to powiedzieć. Chciała, żeby to wiedział… Popatrzyła na niego uważnie. – Jeśli chodzi o tę chorobę… Chcę, żebyś wiedział, że już nie mamy się czym przejmować. To już koniec. - Wiem o tym, Jenny – uśmiechnął się i objął ją w pasie. Pachniała snem i waniliowym żelem do kąpieli. – Wiem, że nigdy nie zrobiłabyś nic, co mogłoby mi zagrozić. Kiedy wczoraj zapytałaś, czy dalej mam na ciebie ochotę, poczułem się, jakby ktoś przywalił mi w głowę. Byłem ogłuszony, a w głowie mi szumiało… Nigdy jeszcze w całym swoim życiu tak się nie czułem… - Myślałam, że już do mnie nie przyjdziesz – powiedziała cicho. – Byłam przekonana, że prawda nie pozwoli nam być razem… Bo wiedziałam, że moja duma nie pozwoli mi prosić cię o cokolwiek. Wiedziałam, że nie byłabym w stanie wyciągnąć do ciebie ręki. Musiałam czekać na twoją odpowiedź i liczyć, że ten miesiąc coś dla ciebie znaczył… Że te lata naszego stażu znaczyły dla ciebie choć cząstkę tego, co znaczyły dla mnie… - Nie mogłem przestać myśleć o tobie, Jenny. Nie chciałem przestać o tobie myśleć… – powiedział z naciskiem. – Ale wiedziałem też, że kiedy przyjdę do ciebie następnym razem, nie będę w stanie trzymać rąk przy sobie… Wiedziałem, że nie będę w stanie znieść tych katuszy. Bo twoja bliskość, a jednocześnie takie oddalenie, bolały i to tak fizycznie… Kiedy tu wczoraj przyszedłem, w głowie mi się kręciło i czułem się, jak pijany… Nieważne było dla mnie to, że mogę się czymś zarazić. W ogóle o tym nie myślałem. Marzyłem tylko o tym, żeby być blisko ciebie, żeby dotykać cię i całować… Myślałem o tym już od pierwszego naszego spotkania, wtedy, przed sklepem – uśmiechnął się. – Z każdym dniem było coraz gorzej i gorzej… - Ale teraz rozumiesz, dlaczego musiałam tak zrobić? – popatrzyła na niego z nadzieją. Kiedy skinął głową, uśmiechnęła się. – Musiałam myśleć tym – wzięła jego dłoń i położyła na swojej głowie. – A nie tym – dodała i przesunęła dłoń na swoją pierś. Jej serce biło równym rytmem. Ale nie to go fascynowało. Fascynowało go to, że po tylu latach leżą obok siebie w łóżku. Że po tylu latach nareszcie tak skończyli… Że leżą obok siebie, całkiem nadzy, ale szczęśliwi, jakby właśnie dostali gwiazdkę z nieba. Może rzeczywiście ją dostali… Ponieważ była taka wyczekana i wytęskniona, sprawiła im dużo więcej radości i przyjemności… - Chciałbym, żebyś od dziś już zawsze myślała tym – powiedział znacząco. Delikatnie pogładził jej miękkie ciało. – Ale w ten sposób długo z tego łóżka nie wyjdziemy – uśmiechnął się zalotnie. - Przeszkadza ci to? – uśmiechnęła się lekko i przytuliła do niego. Każde delikatne muśnięcie jego skóry przyprawiało ją o dreszcze… - Niespecjalnie – odpowiedział. Jej delikatne dłonie potrafiły czynić cuda z jego ciałem. Przyprawiały go o zawrót głowy… Uśmiechnął się i nachylił, żeby ją pocałować. Zaczął delikatnie, ale szybko w jego zachowaniu pojawiła się namiętność i pasja. Wiedział, że musi się uspokoić, jeśli chce jej to powiedzieć. - Kocham cię – szepnął. Czekał na jej reakcję z niepokojem. Nie chciał jej wystraszyć, bo te słowa miały dla niej wyjątkową wartość i wiele razy słyszała je, a były wtedy zupełnie bez pokrycia. Nie znaczyły nic… Nie chciał, żeby myślała, że tym razem jest tak samo. Bo było zupełnie inaczej… Uśmiechnęła się. Czuła, jak w oczach zbierają jej się łzy. Właśnie osiągnęła wyżyny na swojej huśtawce emocjonalnej. Była pewna, że lepiej być już nie może. Że właśnie stoi na szczycie. Że, będąc w ramionach tego mężczyzny, osiągnęła pełnię szczęścia… - To dobrze się składa, bo ja też cię kocham – uśmiechnęła się. – I zaraz pokażę ci, jak bardzo… Pociągnął ją na siebie i mocno pocałował. Chciała się licytować, kto kogo bardziej kocha? Chciała się prześcigać w okazywaniu miłości? Więc był pewien, że jeszcze przez bardzo długi czas z tego łóżka nie wyjdą… koniec. Milej lekturki 👄🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość naprawdę..
Oni naprawdę dostali gwiazdkę z nieba. Piękna historia.Pozdrawiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam Biesiadę! Kochaj życie ! \" Największa w życiu jest Miłość a Radość - najjaśniejsza Nadzieja jest ludziom najmilsza Tęsknota zaś najgłębsza jest Wiara najsilniejsza a najcieplejsza jest Dobroć każda z nich inną barwą znaczona wypełniają nasze życie malując go różnymi kolorami bo życie pełne jest kolorów... A kiedy w tęczy na niebie rozpoznasz kolorów życia odbicie, to znaczy po prostu że kochasz życie \" - Autor nieznany Pozdrawiam biesiadniczki!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wyznanie Co trudno ukryć? Ogień, wierzę, Bowiem za dnia go zdradzi dym, A w nocy płomień, dzikie zwierzę. Lecz trudno ukryć na równi z nim Miłość. Najgłębiej choć ukryta, Każdy ją z oczu wyczyta. Johann Wolfgang Goethe

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAJ BIESIADO🖐️🖐️🖐️ KOCHANE DRZEWKA_________witajcie🖐️ Dziekuje serdecznie za Wasze posty. JARZEBINKO kochana___a Ty szczegolnie zaslugujesz na moje❤️ Dziekuje za serdecznosci👄 Teraz siedze sobie z laptopem na wielkim,obudowanym tarasie,popijam kawke i czytam WAS :) Przed moimi oczyma roztacza sie wspanialy widok____palmy i cudowna roslinnosc.Spiewaja ptaszki. Wyobrazcie sobie,ze slysze jakiegos puchacza____polskie te ptaszatka czy co?:) Kazdy z nas ma rower w garazu,wiec codziennie zaliczam rowerowa przejazdzke wokol akwenu/nazwalam go sobie jeziorkiem/. Wspaniala sciezka zdrowotna,rowerowa/asfaltowa/ przebiega wokol tego jeziorka. Jaka pogoda? Wczoraj po poludniu pokropil deszczyk,a dzis od rana slonecznie. Siedze sobie tak na tarasie ,patrze w dal i mysle____czy to mozliwe ,ze mamy luty? Tutaj jest tak pieknie,zielono,cieplutko. Ludzie przyjezdzaja tu na 2,3 i wiecej m-cy. Apartamenty sa pieknie urzadzone wraz ze wszelkimi udogodnieniami,ktore ciagle mnie zaskakuja.Jest w nich wszystko,co potrzeba do komfortowego zycia. Naples jest bardzo rozlozyste,olbrzymie miasto____staram sie je poznawac.,,,, Kilka metrow od tego budynku,gdzie mieszkam znajduje sie male SPA.Jest basen z ciepla woda ,jaccuzi,plaza i inne.Nic dziwnego,ze calymi dniami niemalze przesiaduje w tym miejscu. Na dzisiaj tyle! P.S.JARZEBINKO___a teraz biegne na poczte ,by wyslac do Ciebie depesze:) Pozdrawiam bardzo serdecznie🖐️🖐️🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kawałek życia został Ci włożony w ręce. Twojego własnego życia. Twoje umykające istnienie każdego dnia dawane jest ci od nowa. Czy naprawdę chętnie przeżywasz dzisiejszy dzień? Czy go rozpoczynasz z ochotą? Czy przyjmujesz niczym ołowiany ciężar, który cię przygniata? Nikt z ludzi nie potrafi tego zmienić, jedynie ty sam. Nie ma bowiem na świecie nikogo, kto mógłby ten dzień przeżyć za ciebie. Przyjmij ten podarunek, a nie zapomnij, że każdy dzień dany ci jest jak wieczność. Abyś był szczęśliwy!!!! Każdego dnia zaczynaj życie od nowa!!! Życie znowu wstępuje w ciebie, gdy się dziwisz, że każdego poranka pojawia się światło. Jesteś szczęśliwy, ponieważ twoje oczy widzą, twoje dłonie czują, a twoje serce bije. Jesteś jak nowo narodzony, gdy zdajesz sobie sprawę,że żyjesz. Phil Bosmans

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
KOCHANE DRZEWKA👄❤️ Ciągle jeszcze istnieją wśród nas anioły. Nie mają wprawdzie żadnych skrzydeł, lecz ich serce jest bezpiecznym portem dla wszystkich, którzy są w potrzebie. Wyciągają ręce i proponują swoją przyjaźń. Phil Bosmans

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czestuje oponkami.Podaje na nie prosty przepis.Sprawdzilam. Wlasnie teraz zajadam sie nimi___pychotka. 15 dag mąki, pół szklanki mleka, szczypta soli, 8 dag masła, 4 jaja, cukier puder, olej lub smalec do smażenia Do mleka wlać pół szklanki wody, dodać masło, sól, zagotować. Mieszając, wsypywać powoli mąkę i nadal gotować na małym ogniu. Gdy ciasto zacznie odstawać od garnka, przełożyć je do miski i starannie utrzeć z jajami. Napełniać szprycę cukierniczą ciastem, po czym wyciskać oponki na gorący tłuszcz i smażyć około 2 min. Osączone ciastka posypać cukrem pudrem. Smacznego!!!.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam Biesiadę! Nie ma czasu ks.Jan Twardowski Nie za bardzo wiadomo Jakże to się dzieje że czas wtedy przychodzi gdy go wcale nie ma i w sam raz tyle tylko ile go potrzeba nawet we śnie gdy ciało podobne do duszy kto ma czasu za dużo wszystko czyni gorzej jeżeli kochasz czas zawsze odnajdziesz nie mając nawet ani jednej chwili na spotkanie list spowiedź na obmycie rany na smutku w telefonie długie pół minuty na żal niespokojny i na rozeznanie że dobrzy są mniej dobrzy a źli trochę lepsi bo w życiu jest tylko morał niemoralny Pozdrawiam biesiadniczki!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Podziękowanie ks.Jan twardowski Dziękuję Ci że nie jest wszystko tylko białe albo czarne za to że są krowy łaciate bladożółta psia trawka kijanki od spodu oliwkowozielone dzięcioły pstre z czerwoną plamą pod ogonem pstrągi szaroniebieskie brunatno fioletowa wilcza jagoda złoto co się godzi z każdym kolorem i nie przyjmuje cienia policzki piegowate dzioby nie tylko krótkie albo długie przecież gile mają grube a dudki krzywe za to że niestałość spełnia swe zadanie i ci co tak kochają że bronią błędów tylko my chcemy być wciąż albo-albo i jesteśmy na złość stale w kratkę

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAJ BIESIADO🖐️🖐️🖐️ KOCHANE DRZEWKA___________witajcie🖐️ SREBRNA AKACJO👄.Dziekuje. Dzisiaj troszeczke chlodniej____ale moze lada moment pogoda poprawi sie. Wczesnym rankiem zaliczylam jaccuzi.Och ,jaka cieplutka woda!Wokol cisza,ludzie jeszcze w lozkach,a ja sama na basenie.Potoplalam sie pol godziny i kilka minut temu wrocilam.Jak dobrze,ze tylko 5 minut drogi do apart. Kawusia przede mna i otwieram swoje okienko na BIESIADE:) Wczoraj bylam ze znajomymi u ich znajomych maszkajacych tu stale.Za domem drzewa cytrusowe____grejpfruty i pomarancze.Dom usytulowany nad rzeka___lodz przycumowana do brzegu. Wokol przepiekne kwiaty___trudno oderwac wzrok. Po powrocie obowiazkowy basen.A potem obiad i nie ma sladu po wtorku hihihi.Bedzie nastepny :) Pozdrawiam bardzo serdecznie🖐️🖐️🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zapomnialam powiedziec,,,JARZEBINKO kochana____dziekuje za cudowna lekturke❤️👄 Dzisiaj wysle Ci zdjecia ____o ile nie bedzie problemu:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tłumione uczucia Tłumię uczucia chemią. Jak długo nie wiem... Trudno nawet odpowiedzieć dlaczego i po co? Przecież nikt nie kazał tak żyć. Mój los zaszył się gdzieś w samotni. Po części nawet go rozumiem... Tylko, że tak trudno wytrzymać bez jego optymizmu, Trudno żyć bez jego zwariowanych pomysłów I radości z nadchodzącego dnia. Kiedy wróci ? Nie wiem... Zapytam wszystkich. Myślę, że pewnego dnia pojawi się ktoś kto będzie wiedział... Jolanthe

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość hahahahahahahahaha
przestań już tak słodzić siebie bo cukru zabraknie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
04.02.2009] 20:21 hahahahahahahahaha przestań już tak słodzić siebie bo cukru zabraknie Trafia cie? Wreszcie przestaniesz tu zagladac.Mam taka nadzieje?! Twoja zjadliwosc do ludzi kiedys cie zadusi___miej to na uwadze. hahhahahhahhhh:):):):)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAJ BIESIADO🖐️ KOCHANE DRZEWKA👄 dziekuje za wiersze🌻 KALINKO kochana dziekuje za wiadomosc👄 Pomaranczo, zejdz juz z nas i tak nic nie zdzialasz twoja glupota:D OPOWIADANIE........ 🌻 PLAZA 🌻 Jessie tylko z pozoru jest normalną dziewczyną. Walczy z nieuleczalną chorobą, choć tak właściwie jest już pogodzona ze swoim losem i z tym, co ma nastąpić... Jednak upór Howiego pokazuje jej, że sytuacje z pozoru beznadziejne wcale takimi sytuacjami być nie muszą.........

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Stała na plaży. Wiatr rozwiewał jej długie loki i mężczyzna, który stał za nią niczego nie widział. Ze śmiechem starał się ujarzmić jej burzę włosów, a ona, też śmiejąc się głośno, wyrywała mu się i pozwalała, żeby wiatr targał jej włosy. Obok nich biegało dziecko, które bawiło się z psem, a razem robili masę hałasu. Sielanka… Jessica zeszła na plażę. Zamknęła oczy. Pozwoliła, by wiatr osuszył łzy, które pojawiały się zawsze, gdy nachodziły ją takie myśli. Takie marzenia… Marzenia, które nigdy się nie spełnią… Dotknęła dłońmi głowy. Miała na niej czapkę, a pod czapką… nic. Jej długie blond loki odeszły w zapomnienie na zawsze. Na zawsze. Jakie to straszne słowo. Nic już nie będzie takie, jak sobie kiedyś wymarzyła. Nie będzie włosów, nie będzie mężczyzny, nie będzie dziecka, nie będzie nawet psa. Nie była pewna, czy w ogóle będzie życie… Cieszyła się, że będzie plaża i ocean. Ocean, który dawał jej siłę do życia. Który koił jej nerwy i pozwalał zapomnieć o wszystkim… Usiadła na pniu, który leżał nieopodal i popatrzyła w dal. Tak bardzo chciała, żeby wszystko było tak niezmienne jak ocean… Wyszedł na taras i spojrzał na plażę. Ponieważ dzień był wyjątkowo pochmurny, nie było tam nikogo. Choć nie – niedaleko przed jego domem, na pniu siedziała dziewczyna. Wyglądała na przygnębioną. Zastanawiał się, co ją tak zasmuciło. Choć wcale nie powinno go to interesować. Przyjechał tu, żeby odpocząć i uciec od wszystkich, a nie myśleć o innych. Ostatnie lata były dla niego bardzo zabiegane. Ciągłe trasy koncertowe, to ciągłe przenoszenie się z miasta do miasta… Nawet nie mógł stworzyć normalnego związku. Choć dla niego nie był to żaden problem, to jego była dziewczyna, Sandra, nie mogła się z tym pogodzić. Ciągłe jeżdżenie nie było dla niej atrakcyjne. Nawet jeśli cały czas byli razem, bo przecież razem pracowali. Dlatego, kiedy po roku go zostawiła, poczuł się jak zbity pies. Duże nadzieje pokładał w tym związku, ale nie mógł przecież przestać robić tego, co robił i co bardzo kochał, więc tym bardziej było mu przykro, że ona tego nie rozumiała. Dlatego tu przyjechał. Chciał mieć ciszę i możliwość spokojnego przemyślenia wielu spraw… Miał ze sobą swojego ukochanego psa i to było wszystko, czego potrzebował. Chciał zrelaksować się i odzyskać siły po tych wyczerpujących dwóch latach. Dawno nie był na urlopie, dawno nie miał spokoju, którego tak potrzebował. A ocean zawsze wpływał na niego kojąco… Właśnie zamierzała zejść do kuchni, żeby zrobić sobie śniadanie, kiedy zadzwonił telefon. Podniosła słuchawkę. - Halo? - "Jessie?" – usłyszała głos wujka. – "Wzięłaś już lekarstwa?" - Wezmę je zaraz po śniadaniu – odpowiedziała. – Jeszcze nie ma dziesiątej. - "Na pewno nie potrzebujesz niczego?" – zapytał zatroskany. – "Może jednak powinienem do ciebie przyjechać." - Czuję się dobrze – uśmiechnęła się. – Pojutrze będę potrzebować transportu do szpitala. Sama chyba nie będę w stanie pojechać. - "Kochanie, przyjadę po ciebie na pewno" – odpowiedział. – "Powiedz mi, jak się czujesz." - Dobrze – powiedziała. – Jestem jeszcze osłabiona, ale dużo siedzę na plaży i słonko dodaje mi energii. - "Ale nie będziesz na mnie zła, jeśli zadzwonię koło południa, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku?" - Nie będę – uśmiechnęła się. – I tak to zrobisz, jak codziennie od tygodnia, więc nie będę się tym denerwować. Cieszę się, że do mnie dzwonisz. Dzięki temu mogę z kimś porozmawiać. - "Nie ma tam nikogo w pobliżu?" - Wujku… – zganiła go. - "O co chodzi, Jess?" – zapytał niewinnie. – "Masz już to wszystko za sobą. Włosy szybko odrosną i znów będziesz wszystkich czarować…" Nie mogła się nie roześmiać. On zawsze wiedział, jak ją pocieszyć. Ale sama bała się spojrzeć w lustro. Nie lubiła tamtej dziewczyny. Blada, z sińcami pod oczami, z prawie gołą czaszką – ten widok sprawiał jej ból. Jej wielki portret, wiszący nad kominkiem, przypominał, jak kiedyś wyglądała i jaka była radosna. W niczym nie przypominała tamtej siebie. To były dwa różne światy i wolała nie łudzić się, że takie chwile znów nadejdą. Nie chciała mieć nadziei, żeby się nie zawieść… cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wyszła na taras. Nie czuła się dziś zbyt dobrze i postanowiła, że posiedzi przed domem. Usiadła pod parasolem, żeby schronić się przed gorącym słońcem i wyciągnęła książkę. Poprawiła chustkę na głowie i zaczęła czytać. Od lektury oderwały ją czyjeś gniewne okrzyki. - Wracaj tu, słyszysz? – wołał męski głos. – Natychmiast tu wracaj, bo nie dostaniesz obiadu! Wołanie pochodziło z ogrodu obok. Ponieważ segmenty nie były oddzielone żadnym płotem, szybko się mogła przekonać, kogo te okrzyki dotyczyły. Na podwórko wbiegł labrador i od razu skierował się w jej stronę. Uśmiechnęła się. Wyciągnęła ramiona, żeby go powitać, a on podbiegł, wesoło merdając ogonem. - Co, piesku? – powiedziała. – Twój pan jest dla ciebie niedobry? Musisz nauczyć go szacunku do zwierząt. - Szacunku to on ma aż nadto – odpowiedział mężczyzna, który pojawił się za psem. – To ja nie czuję się szanowany – dodał z wyrzutem i podszedł do niej. Zamierzał złapać psa, ale ten schował się za dziewczynę. - Może, jak zgłodnieje, to sam do ciebie wróci – zaśmiała się. - Oscar, wracaj na swoje podwórko! – wskazał ręką kierunek. - Niech sobie tu pobiega – zaproponowała dziewczyna i usiadła. – Nie przeszkadza mi to wcale. - Mieszkasz tu? – zapytał i usiadł na leżaku obok. Nie przypominał sobie, żeby ją już tu kiedyś widział. Raczej by ją zapamiętał. Popatrzył na dziewczynę. Była drobna i delikatna. Ale nie wyglądała za dobrze. Gdyby ją znał, powiedziałby, że jest chora. Była blada i sprawiała wrażenie osłabionej. I jeszcze ta chustka na głowie… - Nie – uśmiechnęła się. – To dom mojego wujka. Przyjechałam odpocząć. A ty? – spojrzała na niego wyczekująco. Jego twarz wydawała jej się znajoma. Był Latynosem, a włosy miał związane w ciasny kucyk. Ubrany był w białą obcisłą koszulkę, a duże brązowe oczy dopełniały całości. Nie był wysoki, ale przy niej wyglądał jak atleta. Uśmiechnęła się. Przy niej każdy wyglądał jak atleta… - Też wypoczywam – odpowiedział. – Woda mnie uspokaja… - Dla mnie to też najlepsze lekarstwo – znów się uśmiechnęła. Tylko tak jakoś smutno. Wyciągnęła rękę w jego kierunku. – Jessie. - Howie – uścisnął jej dłoń. Wydawała się taka drobna… – A to jest Oscar – wskazał na psa, który biegał wokoło. Usłyszał swoje imię i podbiegł do dziewczyny, żeby wciągnąć ją w jakąś zabawę. Pogłaskała go, a on podał jej patyka. - Śliczny psiak – powiedziała. – Też kiedyś miałam labradora. Ale on nie był aż tak bardzo ufny do obcych – dodała. - Oscar zwykle też nie jest – odpowiedział. – Nie toleruje wielu moich znajomych. Za to ciebie zaakceptował od razu – uśmiechnął się. - Pewnie wiedział, że go przed tobą obronię – powiedziała z uśmiechem i rzuciła psu patyka. Howie popatrzył na nią spod oka. Z Sandrą znał się bardzo długo, a Oscar nigdy jej nie lubił. Natomiast na widok Jessie mordka mu się śmiała. Czy to był jakiś znak? Na razie nie chciał o tym myśleć… Dojechali do domu i zaparkowali na podjeździe. - Jak się czujesz? – mężczyzna spojrzał na nią zatroskany. - Źle – odpowiedziała cicho. – Pomożesz mi wysiąść? - Oczywiście – uśmiechnął się i zaprowadził ją do domu. Weszli do salonu. - Zostać z tobą? – zapytał i posadził ją na sofie. - Chyba nie ma takiej potrzeby – uśmiechnęła się słabo. – Powinieneś wracać do pracy, bo dziadek się z tobą policzy. - Wiesz, że jesteś jego oczkiem w głowie, a dzięki temu i ja zyskuję w jego oczach… - Aha – powiedziała ze zrozumieniem. – To dlatego się mną opiekujesz? - Jessie… – pogroził jej palcem. – Nie przeciągaj struny. - Oj, wujku… – roześmiała się. – Mogę jeszcze prosić o soczek z witaminkami? - Jasne – poszedł do kuchni. Wrócił po chwili ze szklanką. Wypiła jednym haustem. - No, już mi lepiej – powiedziała. – Chyba pójdę się położyć. Po chemii zawsze chce mi się spać – dodała i wstała, ale zachwiała się i byłaby upadła, gdyby jej nie podtrzymał. - No, nie rób mi takich numerów – powiedział. – Już nie mam takiego szybkiego refleksu, jak kiedyś – dodał i stanęli na schodach. Uśmiechnęła się, kiedy położył ją do łóżka. - Refleks masz w porządku – powiedziała i nakryła się kocem. I nagle sobie coś przypomniała. – Kiedy szykuje się ta impreza dziadków? – zapytała. - W przyszłą sobotę – odpowiedział. – Jeśli nie chcesz, możemy zorganizować ją gdzieś indziej… - Absolutnie wykluczone – uśmiechnęła się. – Po takim dniu, kiedy będzie tu pełno ludzi i jeden wielki hałas, docenię potem spokój tego miejsca… - Nieźle to sobie wymyśliłaś – uśmiechnął się i pocałował ją w czoło. – Zadzwonię do ciebie wieczorem, dobrze? - Oczywiście, będę czekać – zdjęła czapkę i odłożyła ją na stolik. - Twoje włoski robią się coraz ładniejsze – powiedział i dotknął jasnego puchu, który pojawił się na jej głowie. - Ale z ciebie kłamca, wujku – uśmiechnęła się i zamknęła oczy. – Ale lubię, gdy mnie tak miło oszukujesz… - Wszystko będzie dobrze, kochanie – powiedział i delikatnie pstryknął ją w nos. – A teraz odpoczywaj… Jessie zeszła do kuchni. Dzień zapowiadał się przyjemnie, bo słońce mocno świeciło, a na niebie nie było ani jednej chmurki. Zjadła małe śniadanie i wyszła przed dom. Na plaży publicznej panował duży ruch, ale na tej części prywatnej nie było nikogo. Z resztą kto miał być? Wszyscy gdzieś powyjeżdżali. Była tylko ona i Howie. Howie… Uśmiechnęła się. Wydawał się całkiem sympatyczny. Kiedy kilka dni temu Oscar znów wpadł na jej podwórko, już nie próbował go wyganiać, ale siedział spokojnie i czekał, aż pies nacieszy się jej obecnością i sam będzie chciał wrócić do domu. A oni w tym czasie troszkę rozmawiali. O wszystkim i o niczym. Jessie nie chciała mu opowiadać o sobie, a on też nie bardzo był skory do zwierzeń. Ale jakoś sobie poradzili. Okazało się, że oboje są zapalonymi fanami baseballu, więc namiętnie dyskutowali na ten temat. I tak minęło im całe popołudnie… Może pierwsze z wielu… Jessie uśmiechnęła się do siebie. Dobrze było mieć z kim porozmawiać… cdn.......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Usiadła na pniu. Wahała się, czy nie wejść do wody, ale nie czuła się jeszcze na siłach. Dlatego zamknęła oczy i wdychała świeże powietrze. Po chwili na kolanie poczuła mokry i zimny dotyk. Otworzyła oczy. Przed nią stał Oscar. Wydawało jej się, że się uśmiecha. Pogłaskała go i rozglądnęła się wokoło w poszukiwaniu Howiego. Zbliżał się, z ręcznikiem przewieszonym przez ramię. Pomyślała, że gdyby uśmiech mógł roztapiać lody, jego roztopiłby całą Arktykę. - Cześć – powiedział. - Witaj – uśmiechnęła się. - Wyszedłem popływać – powiedział. – Słońce tak pięknie świeci, że nic, tylko siedzieć w wodzie. Popływasz ze mną? - Właśnie się nad tym zastanawiałam – odparła. – Ale chyba nie dam rady. Ostatnio troszkę chorowałam i słabo się czuję. - Może następnym razem – zasugerował. Zauważył, że nie jest to dla niej łatwy temat. - Może… – uśmiechnęła się. Patrzyła, jak pływał. Wyglądał, jakby wcale się nie męczył. Zazdrościła mu tego. Tego, że był zdrowy, że mógł robić to, na co ma ochotę. Że mógł biegać, pływać. Nawet tego, że mógł się rozbierać bez skrępowania. Miał muskularne, wysportowane ciało. I śliczny kolor skóry. A ona… Nie miała siły, żeby przebiec kilka metrów. Wyglądała jak cień. Nie mogła znieść swojego odbicia w lustrze… - Centa za twoje myśli – powiedział i wziął od niej ręcznik. Podskoczyła, przestraszona. - Masz dobrą kondycję – odpowiedziała. – Jakbyś wcale się nie męczył… - Prowadzę dość intensywny tryb życia – powiedział. – I nieustannie muszę być w dobrej formie. - Tak? – popatrzyła na jego mokre włosy, które zwijały się w fantazyjne loczki i nagle poczuła pragnienie dotknięcia ich. Wydawały się takie miękkie… Chrząknęła, żeby przywołać siebie samą do porządku. – A czym się zajmujesz? - Nie znasz mnie? – zdziwił się. - Twoja twarz wydaje mi się znajoma, ale nie mogę skojarzyć – odpowiedziała szczerze. Nie chciała się przyznać, że o nim myślała, ale jego nie można było zbyć byle czym. Miał takie szczere i ufne spojrzenie, że żadne kłamstwo nie mogło jej przejść przez usta. - Jestem członkiem Backstreet Boys – wyjaśnił i popatrzył na nią wyczekująco. Uśmiechnęła się. - Moje koleżanki ze studiów oddałyby wszystko, żeby znaleźć się w tej chwili na moim miejscu – powiedziała. – I chyba nie wyszedłbyś z tego cało – dodała i parsknęła śmiechem. - Więc jestem szczęściarzem, że to właśnie ty tu jesteś – odpowiedział i roześmiał się. Jej uśmiech rozpogadzał tę bladą twarz, sprawiał, że znikały cienie pod oczami. I w ogóle był uroczy... Kolejne kilka dni upłynęło im w wesołej atmosferze. Jessie zauważyła, że coraz lepiej się czuje w towarzystwie Howiego. Potrafił ją rozbawić i zająć jej czas. Grali w "Monopol", albo w różne karciane gry. Odkryli też grę w statki i to zabierało im najwięcej czasu. Oscar biegał naokoło nich, ale Jessie nie czuła się jeszcze na tyle silna, żeby biegać z nim, więc ograniczała się do rzucania mu patyków. Ciągle jeszcze nie potrafiła powiedzieć Howiemu o swojej chorobie. Wiedziała, że on widzi, że nie wszystko jest w porządku, ale nie nalegał, żeby mu to wyjaśniła. I za to była mu wdzięczna. A on zasypywał ją opowiastkami z tras koncertowych. Jego zespół właśnie zrobił sobie długą przerwę, dlatego był tu, gdzie był. A ona to wykorzystywała. Przynajmniej nie miała czasu na rozmyślania… Howie wrócił do domu. Oscar od razu pobiegł do siebie. Ten dzień bardzo go wymęczył, więc natychmiast zasnął. A Howie siedział w pokoju i rozmyślał nad tym, co się działo. Bardzo zbliżył się do Jessie. Przebywanie w jej obecności sprawiało mu wiele radości. Miała duże poczucie humoru i wymieniali się dowcipami. Był zadowolony, że nie była zagorzałą fanką Backstreet Boys, dzięki temu uniknął histerycznych krzyków i darcia koszulki. Uśmiechnął się. Z zainteresowaniem go słuchała i prowadzili fascynujące dyskusje na różne tematy. Aż zapomniał o Sandrze. Co prawda rozstali się ponad pół roku temu, ale ciągle jeszcze miał w sercu zadrę. A teraz czuł się całkowicie uleczony. Gdyby tylko jeszcze mógł jej pomóc… Ciągle była dziwnie blada i nawet opalenizna nie mogła tego przykryć. A na głowie ciągle nosiła chustkę. Nie widział nigdy jej włosów i bardzo go to ciekawiło. Wiedział, że jest blondynką, bo w salonie, nad kominkiem wisiało jej duże zdjęcie, a tam miała długie, piękne jasne loki. A teraz miała cały czas zakrytą głowę… Postanowił poczekać, aż sama mu o tym opowie… cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zeszła na plażę. Zastanawiała się, czy nie wejść do wody. Słońce chyliło się ku zachodowi, a ona cały dzień spędziła na dworze. Dobrze się czuła i zastanawiała się, czy poradzi sobie z przepłynięciem kilku metrów. Może to nie był taki głupi pomysł… Właśnie miała zdjąć koszulkę, kiedy usłyszała głos Howiego. Znów gonił Oscara. A pies biegł w jej kierunku. Nie zdążyła się nawet schylić, żeby go powitać, kiedy znalazł się przy niej i jednym skokiem powalił ją na ziemię. W jednej sekundzie pociemniało jej w oczach. Leżała bez ruchu, kiedy nadbiegł Howie. Zaniepokoiła go jej bladość. - Jessie? – zapytał. – Dobrze się czujesz? - Tak – otworzyła oczy. – Daj mi chwilę, zaraz się podniosę. Oscar biegał dookoła, nie bardzo rozumiejąc, co się działo. Chciał polizać ją po twarzy, ale zakryła się dłońmi, a Howie go odgonił. Jessie wzięła kilka głębokich wdechów i powoli usiadła. Czuła, że kręci jej się w głowie. Położyła się z powrotem. - Pomóc ci? – Howie wyglądał na naprawdę przestraszonego. Nie miał pojęcia, co się działo, a Jessie była bledsza od kartki papieru. Bał się, że zaraz mu zemdleje… - Muszę wrócić do domu – szepnęła. – W kuchni mam tabletki. Pomógł jej się podnieść, ale nie była w stanie samodzielnie stać na nogach, więc wziął ją na ręce. Była lekka, jak piórko. Widział, że była drobna i cała malutka – była od niego niższa o głowę, a on nie należał do wysokich facetów – ale miał wrażenie, jakby prawie nie miał nic na rękach. Szybko wszedł do domu i od razu skierował się do kuchni. - Gdzie są te tabletki? – zapytał i posadził ją na stole. - W szafce koło lodówki – odpowiedziała. Kiedy odszedł we wskazanym kierunku, mocno trzymała się krawędzi, żeby nie upaść. Trzymała się prosto. – To takie niebieskie opakowanie – powiedziała, kiedy otworzył szafkę. Przerzucił wszystkie opakowania i w myślach stwierdził, że niejedna apteka nie powstydziłaby się takiego asortymentu, tyle tam było pudełeczek i buteleczek… Kiedy już znalazł to, czego szukał, szybko wrócił do niej. Wyciągnęła dwie tabletki i popiła wodą, którą jej podał. Zamknęła oczy i westchnęła. - Zaraz wszystko wróci do normy – powiedziała cicho. Podtrzymał ją, żeby nie upadła i wstała po chwili. Chwiejnym krokiem weszli do salonu i usiedli na sofie. Poprawiła chustkę. - Widzisz, co narobiłeś – powiedział z wyrzutem do psa, który biegał wkoło nich. – Przepraszam cię za niego – powiedział do niej. Uśmiechnęła się. - To nie jego wina – powiedziała. – Mam za sobą męczący okres. Chyba jeszcze nie wypoczęłam… Zaraz pójdę położyć się na górę i odpocznę. Sen dobrze mi zrobi. - Pomóc ci? – zapytał. Miał wrażenie, że nie jest z nim do końca szczera, ale jeśli były rzeczy, o których nie chciała z nim rozmawiać, potrafił to uszanować. - Nie czujesz się wykorzystywany? – spytała, podnosząc się. Uśmiechnął się. - No wiesz… – powiedział z wyrzutem. – Faceci lubią to robić. Musicie nam na to pozwalać. Roześmiała się. - U mnie masz to jak w banku – powiedziała, kiedy weszli do jej pokoju. Zauważył, że był jasno i gustownie urządzony. Okna były od sufitu do podłogi, a fotel koło łóżka był pełen pluszowych maskotek. Uśmiechnął się i położył ją na łóżku. - Pomóc ci w czymś jeszcze? – zapytał i okrył ją kocem. - Chyba wystarczająco już zrobiłeś – odpowiedziała. – Przepraszam, że nie mogę cię odprowadzić do drzwi, ale sam rozumiesz… - Nie rób sobie problemu – odpowiedział. – Zajrzę do ciebie jutro, dobrze? - Jutro będę raczej zajęta – powiedziała. – A w sobotę szukuje się tu impreza moich dziadków, więc powinieneś się ewakuować. - Tak myślisz? – stanął w drzwiach. - Tak będzie lepiej dla ciebie – powiedziała. - Pomyślę nad tym – odpowiedział. – Wypoczywaj. - Do zobaczenia – powiedziała. – I, Howie – dodała, a on zatrzymał się wpół kroku. – Dziękuję. - Polecam się na przyszłość – odparł i zamknął za sobą drzwi. Wyprowadził ją z samochodu. Znów nie miała siły stanąć na własnych nogach. - I tak jest już coraz lepiej – powiedział. – Zauważyłaś to? - Coraz mniej mi się chce wymiotować – odpowiedziała. – I to mi się poprawiło… - Jessie, nie o tym mówiłem – powiedział, kiedy zamknął drzwi i powoli szli w kierunku domu. – Coraz lepiej znosisz te seanse… - Wiem, wujku – przytaknęła i weszli do domu. – Ale chciałabym kiedyś wyjść z tego szpitala o własnych siłach… - Poczekaj – odpowiedział. – Już niedługo… - Skoro tak mówisz… – westchnęła zrezygnowana. – Masz optymizmu za nas dwoje… Howie stał w oknie. Widział, jak przywiózł ją wujek. Zaniepokoił się, bo ledwo trzymała się na nogach. Zastanawiał się, czy to nie przez ten wczorajszy upadek. Choć wydawało mu się, że to ma jakieś poważniejsze przyczyny… cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dom był pełen ludzi. Jessie siedziała na sofie i słuchała opowiadania kuzynki o jej nowym chłopaku. Gdyby Jessie nie znała jej lepiej, chłopak wydawałby się ideałem. Ale Tina zawsze przesadzała. Dobrze, że miała tematy, w których mogła fantazjować… Dziadek wyratował ją z opresji i wyszli na dwór. - Skarbie, jak się czujesz? – zapytał, kiedy usiedli w ogrodzie. - Bywało gorzej – odpowiedziała. - Ile jeszcze sesji ci zostało? - Trzy – powiedziała. - Jerry mówił, że coraz lepiej sobie radzisz – powiedział. – Prawie sama wysiadasz z samochodu… - No właśnie – przytaknęła. – Prawie… - Kochanie, rozmawiałem z lekarzem – dziadek uścisnął jej dłoń. – Twoje wyniki są coraz lepsze i są szanse, że utrzymamy remisję. - Nie chcę sobie robić złudnych nadziei – odpowiedziała chłodno. – Zobaczymy, co będzie. Jestem przygotowana na wszystko. - Kochanie, ani mi się waż umierać przede mną! – pogroził jej palcem. – Zobaczysz, że dożyjesz późnej starości i jeszcze dasz mi prawnuki. - To niemożliwe – powiedziała cicho. – Chyba nie masz co do tego wątpliwości. - Nie dajesz mi się pocieszyć – powiedział z wyrzutem. – A ja wiem, że wszystko będzie dobrze. Już ja się o to postaram… - Dziadku, jesteś niepoprawnym romantykiem – uśmiechnęła się. – A rzeczywistość nie jest tak kolorowa… - Tak mi przykro, skarbie, że musiałaś tak szybko dorosnąć – dziadek poklepał ją po ramieniu. – Najpierw ten wypadek, a potem jeszcze choroba... - Dziadku, miałeś mnie pocieszać, a nie dołować! – parsknęła śmiechem. Nie chciała rozmawiać o swojej chorobie. To wprawiało ją w dziwną huśtawkę nastrojów. Raz chciała cieszyć się życiem, a raz nie miała ochoty marzyć… Rzeczywistość była dla niej okrutna, a ona nie lubiła rozpamiętywać się w tym cierpieniu… Z zamyślenia wyrwało ją szczekanie i do ogrodu wbiegł Oscar. Za nim zdyszany Howie, który starał się za nim nadążyć. Pies podbiegł do Jessie i ułożył się u jej stóp. - Przepraszam – powiedział Howie. – Próbowałem go powstrzymać, ale ten gwar nie dawał mu spokoju… – uśmiechnął się przepraszająco. - Nic nie szkodzi – uśmiechnęła się Jessie. – Tęskniłeś za mną? – popatrzyła na psa z radością. A on wesoło merdał ogonem. Dziadek patrzył na nią wyczekująco. Jessie natychmiast się zreflektowała. - Dziadku, to jest Howie, mój sąsiad – powiedziała. – Howie, to mój dziadek. Mężczyźni uścisnęli sobie dłonie. - Sąsiad? – dziadek popatrzył na nią pytająco. Howie uśmiechnął się z zakłopotaniem. Nie chciał jej stawiać w niezręcznej sytuacji. Ale wydawała się całkiem na luzie, nawet zadowolona z takiego obrotu sprawy. - No, dobrze – uśmiechnęła się. – Przyjaźnimy się – wyjaśniła, patrząc na Howiego wyczekująco. Skinął głową z aprobatą. – Ratujemy się swoim wzajemnym towarzystwem przed zwariowaniem w naszych samotnościach. - Spróbuj ją skrzywdzić, a porachuję ci kości – dziadek pogroził mu palcem. Jessie dała dziadkowi kuksańca w bok i roześmiała się. Howie pierwszy raz ja taką widział. Miała taki radosny śmiech. Była odprężona. I wydawała się szczęśliwa. Zupełnie jakby wczorajsza i przedwczorajsza sytuacja w ogóle nie miały miejsca… Dochodziła północ. Jessie czuła się strasznie zmęczona, ale nie mogła zasnąć. Całe to wczorajsze przyjęcie nieźle dało jej w kość. Cieszyła się, że nareszcie ma spokój. Rodzina porozjeżdżała się do domów i została sama. Ta cisza aż świszczała w uszach… Jessie uśmiechnęła się do siebie. Nałożyła szlafrok i wyszła na dwór. Księżyc odbijał się w oceanie, a woda była zupełnie spokojna. Poprawiła czapkę i przez chwilę trzymała się za głowę. Włosy rosły. Powoli, ale rosły. Choć nadal nie mogła na siebie patrzeć, widziała, że się zmienia. Stała się bardziej radosna, pojawiły się optymistyczne myśli. Wiedziała, że zawdzięcza to Howiemu. O nic nie pytał, niczego nie wymagał. Po prostu był. Był obok, zawsze chętny do pomocy, zawsze dyskretnie z tyłu, kiedy nie miała nastroju do rozmowy. Tak bardzo chciała opowiedzieć mu o wszystkim. O tym całym strachu, który rządził jej życiem, o tej jednej wielkiej niepewności… Ale nie potrafiła. To ciągle było coś, czym nie umiała się dzielić… Westchnęła i powoli wróciła do domu. Wypiła szklankę wody i położyła się do łóżka. Zamknęła oczy i zasnęła po kilku minutach… cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Widział ją przez okno. Zastanawiał się, czy nie podejść. Wydawała się taka przygnębiona. Jak wtedy, kiedy zobaczył ją po raz pierwszy. Wtedy postanowił, że nie będzie się tym przejmował. Ale nie potrafił. Teraz, kiedy już ją poznał, wszystkie postanowienia, które powziął w związku z tym urlopem wzięły w łeb. Jessie prosiła, żeby się o nią troszczyć. Choć sprawiała wrażenie niezależnej, wiedział, że w głębi duszy potrzebuje oparcia. Potrzebuje kogoś, kto by ją pocieszył, kogoś, komu mogłaby powiedzieć o wszystkim. Dawno nie czuł w sobie takiej potrzeby, ale chciał być tym kimś dla niej. Czuł się przy niej jak mężczyzna. Jak prawdziwy mężczyzna. Chciał się nią opiekować, chciał przegnać te ciemne chmury, które były zgromadzone nad jej głową. Pragnął… ją do siebie przytulić i zapewnić, że wszystko będzie w porządku. To chyba zbyt wiele, jak na tak krótką znajomość? Nie mógł na to nic poradzić. Ona obudziła w nim takie uczucia.. - Czy to byłby dla ciebie duży problem, gdybym poprosiła cię o zawiezienie do Orlando? – zapytała Jessie, kiedy siedzieli koło basenu i grali w karty. – Wujek nie może mnie zawieźć, a sama jeszcze nie czuję się na siłach… – wyjaśniła pośpiesznie. - Jasne – uśmiechnął się. – Mam jutro kilka spraw do załatwienia, więc to dla mnie żaden problem. - Dziękuję – uśmiechnęła się. – Ale jest pewien problem… - Jaki? – popatrzył na nią wyczekująco. - Muszę tam być na jedenastą – spojrzała na niego niepewnie. – Nie wiem, czy to dla ciebie nie za wcześnie… - Poradzę sobie – odpowiedział i mrugnął figlarnie okiem. – Odwdzięczę cię się za to napastowanie przez Oscara. - Nie czuję się napastowana – roześmiała się. – To raczej ty powinieneś się tak czuć. Mam nadzieję, że zachowanie mojego dziadka nie sprawiło ci przykrości… - Jessie, przestań – położył jej dłoń na ramieniu. – Cieszę się, że tak o mnie powiedziałaś. Chyba, że nie mówiłaś tego poważnie… - Byłam jak najbardziej poważna – przerwała mu. – Chciałabym, żebyś był moim przyjacielem. - Jestem nim – odpowiedział. – Choć nigdy nie wierzyłem w przyjaźń między mężczyzną a kobietą – chciał jej dać do zrozumienia, że może być dla niej kimś więcej, niż tylko przyjacielem, ale nie zareagowała tak, jak się spodziewał. - Taka przyjaźń jest możliwa – uśmiechnęła się smutno. – Udowodnię ci – spuściła głowę, bo nie chciała, żeby widział jej rozpacz. Co ona mogła mu ofiarować? Była chora, a nawet, gdyby chorobę dało się zatrzymać, to nie byłaby w stanie stworzyć prawdziwej rodziny. Po co komu taka dziewczyna jak ona? Przyjaźń miała zupełnie inne granice, a tu czuła się bezpiecznie… Patrzył na nią w milczeniu. Widział, że z czymś walczy, ale nie miał pojęcia, o co chodziło. Jednak nie chciał jej naciskać. Nie czuła się do końca swobodnie w jego obecności. Ciągle nosiła chustki, ciągle zakrywała głowę… - Gdzie chcesz jechać? – zapytał, kiedy już siedzieli w samochodzie. - Wysadzisz mnie pod kliniką na Abbey Road? – spytała, zapinając pasy. Poczuła niemiły uścisk w żołądku. - Jasne – odpowiedział lekko, choć czuł, że serce mu się ściska. Chciał jej wszystko ułatwić, ale przez to sam miał mieszane uczucia. Martwił się o nią i czuł niepokój. Ale chciał, żeby czuła się przy nim swobodnie i, żeby nabrała do niego zaufania. Wiedział, że jeśli będzie gotowa, powie mu o wszystkim. - Długo tam będziesz? - Gdybyś mógł przyjechać po mnie o drugiej, byłoby super – powiedziała. Nie patrzyła na niego. Bała się, że się zdradzi, jeśli spojrzy w te wielkie brązowe oczy. Że będzie musiała mu o wszystkim powiedzieć. A nie była na to gotowa… - Nie ma problemu – odpowiedział. Do miasta dojechali słuchając muzyki. Prawie się nie odzywali. Jessie zastanawiała się, czy tym razem uda jej się wyjść z kliniki o własnych siłach. Postanowiła, że zrobi wszystko, żeby tak się stało. Howie nie mógł zobaczyć jej w takim stanie… Nie chciała, żeby ją taką zobaczył… Zajechali przed klinikę. - Do zobaczenia o drugiej – powiedział. – Gdybym się spóźnił, to zaczekaj na mnie, dobrze? – uśmiechnął się. – Postaram się zdążyć na czas. - Będę czekać – uśmiechnęła się smutno. – Nigdzie się nie wybieram – dodała i weszła do budynku. Howie westchnął. Przez chwilę patrzył na drzwi, po czym odjechał. cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jej postanowienia na nic się zdały. Z oddziału wyjechała na wózku. Choć bardzo się starała, nie miała siły, żeby stanąć na nogach. No, stanąć to może i by mogła, ale o chodzeniu nie było mowy. Nawet Mike był zdziwiony jej uporem. Był jej pielęgniarzem od początku i bardzo się zaprzyjaźnili. - Jessie, usiądź natychmiast – powiedział, kiedy próbowała iść, opierając się o ścianę. – Nabijesz sobie guza, a twój dziadek mnie zabije. - Boisz się go? – zapytała z przekąsem. - Coś ty dzisiaj taka drażliwa? – weszli do windy. - Po prostu chciałabym móc wyjść stąd o własnych siłach – odpowiedziała zniecierpliwiona, ale i zrezygnowana. Już nie próbowała się podnosić. Nie chciała zrobić sobie krzywdy. Choć była sobą rozczarowana. Wydawało jej się, że ma więcej silnej woli i zrealizuje swoje postanowienie… - Nie ma takiej możliwości – odpowiedział. – Po chemii nikt jeszcze nie wyszedł na własnych nogach, więc nie zgrywaj się, dobrze? – uśmiechnął się złośliwie i wyszli z windy. Jessie pokazała mu język. Jeśli tak właśnie miało być, to ona nie mogła na to nic poradzić. Musiała się z tym pogodzić… Tylko dlaczego tak ciężko jej to przychodziło?… - Gdzie czeka twój wujek? – zapytał Mike i wyszli przed budynek. - Nie czeka – odpowiedziała. – Dziś przyjedzie po mnie przyjaciel. - Przyjaciel? – uniósł brew do góry. – Myślałem, że to ja jestem twoim przyjacielem… – udał, że jest zraniony. - Mike… – parsknęła śmiechem. Wzrokiem szukała samochodu Howiego. - Znam go? – zapytał. - Może… – uśmiechnęła się. I wtedy go zobaczyła. Stał oparty o swoje auto. – Jest tam – wskazała palcem. Skierowali się w tamtym kierunku. Jessie unikała wzroku Howiego. Widziała, że jest zdziwiony, choć to chyba nie było najwłaściwsze słowo. Był przestraszony. Widok jej na wózku nie był dla niego przyjemnym widokiem. Serce mu się ścisnęło. Wyglądała na tak bezbronną, aż czuł, że wzbiera w nim czułość. I jeszcze nie patrzyła mu w oczy. Jakby się czegoś bała. Tylko nie wiedział, czego. - Witaj – powiedział radośnie. Wiedział, że tego oczekiwała. - Cześć – uśmiechnęła się. – To jest Mike. Mike, to jest Howie – przedstawiła mężczyzn. Uścisnęli sobie dłonie. - Chętnie bym z wami pogawędził, ale muszę wracać na oddział – powiedział Mike. – Zobaczymy się za tydzień, prawda? - Jasne. Za nic nie chciałabym tego przegapić – powiedziała przez zaciśnięte zęby. Howie otworzył drzwi, a Mike posadził ją na miejscu dla pasażera. - Uważaj na siebie – powiedział Mike. – Pij dużo soków z witaminkami. - Piję – odpowiedziała zniecierpliwiona. – Nie martw się. - A ty uważaj na nią – zwrócił się do Howiego. – Ona tylko zgrywa się na taką twardą… - Mike! – wychyliła się z samochodu. – Nie przeciągaj struny! - Dobrze, już, dobrze – uśmiechnął się. – Do zobaczenia. - Cześć – odpowiedział Howie i wsiadł do samochodu. Popatrzył na Jessie. Wyglądała przez okno. Westchnął. Odwróciła się i spojrzała na niego. - Wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć, prawda? – zapytał. Nie mógł patrzeć na nią, kiedy czuła się taka niepewna. Wiedział, że gdyby mogła, wymknęłaby się stąd najszybciej, jak to tylko możliwe. - Wiem – odpowiedziała. – Możemy już jechać? – zapytała, odwracając głowę. Nie chciała z nim o tym rozmawiać. Czy on nie rozumiał, że nie była na to gotowa? Howie wyjechał na drogę. Nie odzywał się przez cały czas. Jessie też milczała. Siedziała bokiem do niego i z zainteresowaniem oglądała mijane widoki. Czuła się osaczona. Nie chciała być dla niego nieuprzejma, chciała mu o wszystkim powiedzieć, ale tak bardzo bała się zostać sama. Nikt nie lubił chorych ludzi. Nikt nie lubił ludzi słabych, którzy nie mogą sami decydować o swoim losie. Żaden mężczyzna nie chciałby być z taką dziewczyną jak ona. Ciągle potrzebowała pomocy. Ciągle nie mogła robić wszystkiego, na co miała ochotę. Ciągle była zbyt słaba, a takich ludzi nikt nie lubił… Howie zaparkował w milczeniu. Popatrzył na Jessie. Odpięła pasy i otworzyła drzwi. - Pomóc ci? – zapytał. Zawahała się. Wiedziała, że sama sobie nie poradzi. Poprawiła czapkę. - Gdybyś mógł… – odpowiedziała. - Jestem twoim przyjacielem – powiedział i wysiadł. Podszedł z drugiej strony i przytrzymał ją, kiedy wysiadała. Wsparta na jego ramieniu weszła do domu. cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziękuję – powiedziała, kiedy posadził ją na sofie. – Czy to byłoby zbyt wiele, gdybym cię poprosiła o sok z lodówki? - Nie. Zaraz ci przyniosę – uśmiechnął się. Wrócił po chwili. – Wiesz, że możesz na mnie liczyć – usiadł obok niej. – Zawsze, kiedy będziesz potrzebowała pomocy, a ja będę w pobliżu, zawołaj. Popatrzyła na niego niepewnie. Był szczery we wszystkim co robił. Ona też chciała być z nim szczera, ale nie wiedziała, jak to zostanie odebrane… - Wiem, Howie – powiedziała cicho. – Wiem, że mogę na ciebie liczyć. Zapanowała niezręczna cisza. - Chyba będę się zbierał – powiedział po chwili Howie. – Gdybyś mnie potrzebowała, zadzwoń – wstał i skierował się do wyjścia. Widziała, że jest mu przykro, że nie jest z nim szczera. I nie mogła tego tak zostawić. - Poczekaj, Howie – powiedziała, a on zatrzymał się w pół kroku. Odwrócił się i spojrzał na nią. – Nie wychodź – dodała i wskazała mu miejsce obok siebie. Postanowiła, że zrobi to szybko, żeby nie zdążyć się rozmyślić. Zdecydowanym ruchem zerwała czapkę z głowy. Patrzyła na Howiego wyczekująco. A on patrzył na jej włosy. A raczej na ten puch, któremu daleko było do normalnych włosów. Patrzył i czuł, jak w kącikach oczu zbierają mu się łzy. Więc tego się wstydziła… Więc to chowała pod czapką… Jaka ona była piękna w tej swojej bezbronności… Wyciągnął rękę i dotknął jej głowy. Dokładnie wpasowała się w kształt jego dłoni. Dotykał ją w milczeniu. A ona nie mogła znieść tej ciszy. - Jestem chora, Howie – powiedziała cicho. – Dlatego jestem taka słaba, dlatego tak wyglądam, dlatego zakrywam głowę… - Jesteś piękna – szepnął. Wreszcie to z siebie wyrzucił. Właśnie to mu przyszło na myśl, kiedy ją taką zobaczył. Choć to, co mu powiedziała, przeraziło go, to wiedział, że tylko takie słowa może jej powiedzieć. Tak właśnie czuł i nie zamierzał jej oszukiwać. – Taka, jaka jesteś. - Przestań! – odtrąciła jego dłoń. – Nie słyszałeś, co powiedziałam?! Jestem chora! Mam białaczkę! Niedługo umrę! Więc nie mów mi, że jestem piękna! – odwróciła głowę w drugą stronę, żeby nie widział jej łez. Czy on nie rozumiał, że nie chciała słuchać takich słów? Że każde takie słowo ją zabijało? Przecież ona nie miała przed sobą nic, a jego słowa boleśnie jej to uświadamiały… Ujął ją pod brodę i zmusił, żeby na niego spojrzała. Otarł łzy, które płynęły po jej policzkach. - Nie płacz – powiedział. – Jesteś piękna i zawsze będziesz. I zobaczysz, że wszystko dobrze się skończy – dodał. - Howie, przestań! – wyrwała mu się. – Czy ty nie słyszysz, co ja do ciebie mówię?! – była zirytowana. – Ja umieram! Rozumiesz?! Remisje są tylko chwilowe! – zerwała się i wstała. Ale natychmiast ogarnęła ją słabość i upadłaby, gdyby w porę ją nie złapał. Osunęła się w jego ramiona. - Czy możesz przestać tak mówić?! – zapytał zdenerwowany. Wiedział, że jest tym wszystkim przestraszona, ale teraz, kiedy już powiedziała mu prawdę, nie zamierzał zostawić jej z tym samej. Usiadł z nią na sofie. Oparł jej głowę na swoim ramieniu. – Dokładnie słyszałem każde słowo, które powiedziałaś. Jesteś chora. Czy to coś zmienia między nami? – popatrzył na nią uważnie. - Powinno – odpowiedziała. – Bałam się ci to powiedzieć. Bałam się, że zostawisz mnie samą, bo nikt nie lubi chorych ludzi – oczy znów jej błyszczały. – Ale teraz chciałabym, żeby tak się stało. Chciałabym, żebyś zostawił mnie i odszedł. Tak będzie dla nas lepiej. Boję się poczuć coś do ciebie, bo wiem, że w ten sposób się skrzywdzę… - Dlaczego się skrzywdzisz? – popatrzył na nią smutno. Jej słowa rozdzierały mu serce. Miał ochotę scałować łzy z jej policzków. Miał ochotę tulić ją tak długo, aż zrozumiałaby, że ich spotkanie było im przeznaczone. Oboje mieli za sobą różne przeżycia i oboje mogli przeżyć coś wspólnie… - Howie, czy ty nic… – próbowała po raz kolejny się na niego zdenerwować, ale nie dał jej szansy. - Nie będę się nad tobą litował – powiedział. – Umierasz, tak? Już wiesz, kiedy to nastąpi? - Howie!… - Posłuchaj! – pogroził jej palcem. – Teraz żyjesz, prawda? A życie oznacza radowanie się każdym dniem. Staraj się wyciągnąć jak najwięcej z każdego dnia, postaraj się patrzyć na życie optymistycznie. Co ma być, to będzie. Widzę, że trzymasz się całkiem dobrze. A to chyba znaczy, że leczenie daje efekty. Wiem, że remisja w białaczce może być utrzymana na stałe. Popatrz na to z tej strony, dobrze? – popatrzył na nią ciepło. - Czy ty chcesz mieć dzieci? – zapytała. Wiedziała, że jedynie to może skutecznie ostudzić jego zapał. - Teraz? Jeszcze nie – odpowiedział. – Ale kiedyś… - No widzisz? A ja nie mogę mieć dzieci! – rzuciła. – Choroba zabrała mi tę szansę! - Jessie, o co ty walczysz? – spytał i popatrzył na nią uważnie. - Nie chcę, żebyśmy się angażowali, do cholery! – parsknęła. – Nie chcę, żebyśmy się angażowali w coś co nie ma racji bytu! - Pozwól, żebym sam to ocenił, dobrze? – dotknął jej twarzy. – Co mam zrobić, żebyś zrozumiała, że między nami nic się nie zmieniło? Przynajmniej z mojej strony – dodał z przekonaniem. Rozczuliła się. Nie potrafiła go do siebie zniechęcić. Był od niej silniejszy… - Nie chcę, żebyś cierpiał – powiedziała, ale już bez większego przekonania. - Nie będę – uśmiechnął się. Cieszył się, że wreszcie dotarło do niej to, co mówił i, że zrozumiała. Nagle poczuł, że chce ją pocałować. I nie potrafił się powstrzymać. Nachylił się nad nią. – I ty też nie będziesz… – dodał i delikatnie musnął jej usta. Popatrzyła na niego zdziwiona. - Dlaczego to zrobiłeś? – serce waliło jej jak oszalałe. - Bo miałem na to ochotę – odpowiedział i jeszcze raz musnął jej usta. - Zawsze robisz to, na co masz ochotę? – zapytała, delikatnie dotykając jego policzka. - Zazwyczaj – odpowiedział. Pocałował ją jeszcze raz, ale tym razem to nie było tylko muśnięcie. Teraz była przygotowana i odpowiedziała na pocałunek. Delikatnie. Miała takie miękkie usta i Howie rozkoszował się tą chwilą. Dawno już nie czuł takiego ciepła na bliskość drugiej osoby… cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Obudził ją telefon. Leniwie otworzyła jedno oko. Kto miał czelność budzić ją przed dziesiątą? Wczoraj poszła późno spać, bo oglądali z Howiem filmy na video, a dzień po chemii zawsze był ciężki. Nadal czuła, że jest zmęczona, ale przeturlała się po łóżku, żeby dosięgnąć telefonu. Dzwonił i dzwonił… - Słucham? – warknęła. – Mam nadzieję, że to coś ważnego, bo inaczej marny twój los. - "Ja też się cieszę, że cię słyszę" – usłyszała chichot po drugiej stronie słuchawki. - Howie… – uśmiechnęła się. – Przepraszam, ale jeszcze się nie wyspałam. Dlaczego dzwonisz tak wcześnie? – zapytała z pretensją. - "Chciałem cię zaprosić na śniadanie" – odpowiedział. – "Ale jeśli nie masz ochoty…" - Oczywiście, że mam! – wyskoczyła z łóżka, jak oparzona. I to był błąd. Zakręciło jej się w głowie i runęła jak długa na ziemię, przewracając po drodze kilka rzeczy. Słuchawka wyleciała jej z ręki i wylądowała w drugim końcu pokoju. Jessie miała ciemność przed oczami i zrobiło się jej niedobrze. Czuła, jakby żołądek wywracał się jej na lewą stronę, a całe ciało zdrętwiało. Leżała tak, bez ruchu, bo bała się, że jeżeli poruszy się, choć odrobinkę, to umrze z bólu. Nie słyszała Howiego, którego zaniepokoiły hałasy po drugiej stronie. - "Jessie, co się stało? Jessie?!" – krzyczał do słuchawki. – "Odezwij się! Jess!" – rzucił słuchawkę i w kilka sekund znalazł się w jej domu. Schody na górę pokonał z prędkością światła i bez pukania otworzył drzwi. Jessie leżała na podłodze, z twarzą przy ziemi. - Jessie?! – ukląkł obok. – Co się stało?! Jess?! – odwrócił ją na plecy. Była blada jak ściana. Nie wiedział, co robić. Chyba jeszcze nigdy się tak nie bał. Teraz był przerażony. Nie wiedział, czy ma ją podnieść, czy tak zostawić, czy ma dzwonić po karetkę… - Zaraz wstanę – ledwie usłyszał jej szept. Na czole miała krople potu. Otarł je dłonią. - Przenieść cię na łóżko? – zapytał. Czuł, że ręce mu drżą. - Za chwilkę – odpowiedziała. Wzięła kilka głębszych oddechów i zaczęła oddychać spokojnie. – Już możesz – powiedziała. Podniósł ją ostrożnie i powoli położył na łóżku. A potem przykrył ją kocem, bo cała się trzęsła. - Wezwać lekarza? – zapytał. - Nie – odparła. – Przynieś mi tylko te niebieskie tabletki z kuchni, dobrze? - Dobrze – odpowiedział. – Zaraz wracam. Jessie rozluźniła pięści. Nie zdawała sobie sprawy, że cały czas ma zaciśnięte dłonie. Czuła się tak, jakby przejechała po niej ciężarówka. Głowa tak bolała, że nic innego do niej nie docierało… Howie pojawił się po chwili i pomógł jej połknąć tabletki. Z ulgą opadła na poduszki. Zamknęła oczy. A on patrzył na nią zaniepokojony. - Co się stało? – zapytał. - Za szybko wyskoczyłam z łóżka – odpowiedziała. – Tak mnie uradowała perspektywa śniadania z tobą – uśmiechnęła się blado. – Ale to nie twoja wina – dodała szybko, bo zauważyła, że ma wyrzuty sumienia. - Nie powinienem tak wcześnie dzwonić i wyrywać cię z łóżka – powiedział. - Howie, to nie twoja wina – powtórzyła. – A w ogóle, dlaczego ja cię pocieszam? To ja tu jestem chora – zachichotała. – To ty powinieneś mi współczuć. - Śmiertelnie mnie przeraziłaś – powiedział. Czuł, że wraca mu dobry humor. A wiedział, że ona potrzebuje radości. – A, jeśli jeszcze raz, wyskoczysz tak z łóżka, to przełożę cię przez kolano i ręcznie wytłumaczę pewne rzeczy… - Będziesz mnie bił? – udała, że poczuła się dotknięta. – Mnie? Taką biedną małą dziewczynkę?… Roześmiał się i pstryknął ją w nos. - Od dawna już nie jesteś małą dziewczynką – powiedział i nachylił się nad nią. - Nie jestem? – zdziwiła się. Jej błękitne oczy przybrały ciemniejszy odcień i wydały się Howiemu jeszcze piękniejsze… - Jesteś kobietą z krwi i kości – powiedział. – Małe dziewczynki się nie całują, a ty za chwilkę to zrobisz… - Zrobię? – uśmiechnęła się psotliwie. – A jak to się robi? - Pokazać ci? – zapytał. W milczeniu skinęła głową. Pochylił się jeszcze niżej i delikatnie nakrył jej usta swoimi. Były słone od potu, ale smakowały tak kobieco… Tak, że w głowie mu się kręciło… Jessie dotknęła dłonią jego policzka. - A ty jesteś mężczyzną z krwi i kości – powiedziała cicho i teraz ona go pocałowała. Czuła, jak ogarnia ją nieznane ciepło i chciała się nim ogrzać… Ale to nie był dobry pomysł. Jej sytuacja nie uległa zmianie i były marzenia, których nie da się zrealizować… Położyła Howiemu rękę na piersi i delikatnie go odsunęła. - Co się stało? – zapytał. A ona nie mogła mu powiedzieć prawdy. Nie chciała go ranić. Wiedziała, że to będzie najlepsze wyjście… - Głowa mnie rozbolała – powiedziała cicho. – Chyba jeszcze potrzebuję snu – dodała i zamknęła oczy. Nie zastanawiała się, czy uwierzył w to, co powiedziała, ale odsunął się i odetchnęła z ulgą. - Zrobić ci jakieś śniadanie? – zapytał. Zdziwiło go jej zachowanie, ale widział, że była wykończona i postanowił to tak zostawić. - Gdybyś ugotował mleko i zalał płatki, byłabym ci wdzięczna – powiedziała i popatrzyła na niego prosząco. - Nie ma sprawy – powiedział. – Będę za kilka minut. A ty leż i odpoczywaj. - Dziękuję… – uśmiechnęła się do niego, nim wyszedł. Westchnęła, żeby uciszyć poczucie winy i znów zamknęła oczy. Odpoczynek. Potrzebowała odpoczynku… cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×