Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Pasja

BIESIADA

Polecane posty

Kolejne dni upłynęły im w wesołej atmosferze. Świetnie się bawili w swoim towarzystwie. Howie zauważył, że Jessie zmieniła swój stosunek do niego. Trzymała go na dystans i nie pozwalała mu się do siebie zbliżyć, ale wiedział, że potrzebuje czasu. A czasu on miał mnóstwo, więc cieszył się z tego, co było między nimi. Właśnie wyszedł do kuchni, żeby zrobić im coś do jedzenia, kiedy zadzwoniła jego komórka. - Howie, twój telefon dzwoni! – krzyknęła Jessie znad basenu. - Odbierz, dobrze? – odkrzyknął, zaglądając do lodówki. Nie chciało mu się biec z powrotem, bo jedzonko się gotowało i nie chciał, żeby się wygotowało. Jessie westchnęła i sięgnęła po telefon. - Słucham? – powiedziała. Po drugiej stronie zapanowało milczenie. – Halo? – powtórzyła. Ktoś chrząknął i odezwał się. - "Kto tam?" – usłyszała męski głos. - A kto pyta? – odpowiedziała. Oscar podbiegł do niej i trącił ją nosem. Roześmiała się, bo to ją załaskotało i rzuciła mu patyka, żeby się od niego uwolnić. - "Tu mówi AJ, przyjaciel Howiego" – głos znów się odezwał. – "A kto po drugiej stronie?" – jego ciekawość nie miała granic. - Jessica – odpowiedziała zwięźle. - "Jessica?" – powtórzył za nią. – "Jaka Jessica?" - Po prostu Jessica – uśmiechnęła się. Jego irytacja wydawała się jej dość zabawna. – Poczekaj, zawołam Howiego – dodała i krzyknęła w stronę kuchni: – Howie! Twój przyjaciel dzwoni! - Już idę! – usłyszała w odpowiedzi. - Poczekaj chwilkę, już nadchodzi – powiedziała do słuchawki. - "Dzięki" – usłyszała westchnienie ulgi. Howie pojawił się przy basenie i podała mu słuchawkę. - To AJ, czy jakoś tak – powiedziała. Uśmiechnął się na grymas jej twarzy. - AJ? Cześć, brachu! – uśmiechnął się do słuchawki. – Co słychać? - "To ja się pytam!" – powiedział AJ. – "Pojechałeś wypoczywać, a spędzasz czas z kobitką. Kto to?" - Jessie – odpowiedział Howie. – Jesteśmy sąsiadami. - "Taa… To się teraz tak nazywa" – powiedział porozumiewawczo. Howie roześmiał się. - Co się stało, że dzwonisz? – zapytał, chcąc zmienić temat. - "Dobra, o tej ślicznotce pogadamy później" – skapitulował AJ. – "Kev chce, żebyśmy dali koncert dla dzieci w szpitalu w Lexington. Wiem, że mieliśmy wypoczywać, ale…" - Nie ma sprawy – przerwał mu Howie. – Wiesz, że na taki występ zawsze się zgodzę. Kiedy to by miało być? - "W piątek." - Jutro? – zdziwił się. Nie chciał zostawiać Jessie samej, bo jutro miała kolejną wizytę w klinice. - "Nie, za tydzień" – odpowiedział Alex. – "Ale trzeba by się wcześniej spotkać i troszkę poćwiczyć, bo dawno nie śpiewaliśmy." - Kiedy planujecie tam pojechać? - "Może w środę?" – zaproponował. - A może w czwartek? – odpowiedział Howie. – Mam tu pewne sprawy do załatwienia… – spojrzał w kierunku Jessie, która rzucała Oscarowi patyka, a on grzecznie aportował. - "Czuję, że czeka nas poważna rozmowa" – powiedział AJ z uśmiechem. – "Musisz mi wyjaśnić parę spraw…" - Może tak, może nie – odpowiedział tajemniczo Howie. - "Słuchaj, brachu, a może ja bym tak ciebie odwiedził, co?" – zapytał Alex. – "Jestem niedaleko, a poza tym dawno się nie widzieliśmy." - Wolałbym nie – odpowiedział Howie. Nie chciał narażać Jessie na niepotrzebny stres. Choć dla niego była piękna, to wiedział, że nie podoba się sobie samej i nie chciałaby, żeby ktoś inny ją taką widział. - "Nie bądź taki samolubny" – oburzył się Alex. – "Pochwal się kobietą…" - To nie jest tak, jak myślisz – zaprotestował Howie. – Jesteśmy przyjaciółmi… - "Oj, daj spokój z tymi głupotami" – przerwał mu AJ. – "Chcesz mi powiedzieć, że Howie Dorough, największy romantyk, jakiego nosi ziemia, przyjaźni się z dziewczyną?" - Bone! – Howie podniósł głos i Jessie spojrzała zaniepokojona w jego kierunku. Uśmiechnął się przepraszająco. – Pogadamy o tym innym razem, dobra? - "No dobra, dobra" – poddał się Alex. – "Ucałuj ją ode mnie. Tak mocniutko, z języczkiem…" – zachichotał. - Jesteś zboczony – powiedział Howie z odrazą i odłożył słuchawkę. Jessie podeszła do niego. - Wszystko w porządku? – zapytała. - Tak – uśmiechnął się i skierowali się w stronę kuchni. – Właśnie miałaś okazję poznać Alexa, największego podrywacza tego świata. - Alexandra Jamesa McLeana? – zapytała, żeby się upewnić. - Dokładnie – wyciągnął talerze. - Hm… – uśmiechnęła się. – Jak się ma warunki, to się podrywa. - Że co? – spojrzał na nią pytająco. - On nie ma problemu z podrywaniem – wyjaśniła. – Jest taki… seksowny – mrugnęła okiem. - Jessie! – oburzył się Howie. Roześmiała się i dała mu kuksańca w bok. - Czy poczujesz się lepiej, jeśli powiem, że ty też jesteś seksowny? – zapytała. Uśmiechnął się. Skinął głową. - A czy ty poczujesz się lepiej, jeśli powiem, że jesteś piękna? – odpowiedział. Natychmiast spoważniała. - Przestań, Howie – powiedziała cicho. – To nie jest śmieszne. - To nie miało być śmieszne – odpowiedział i podszedł do niej. – Ty jesteś piękna. Zwłaszcza kiedy się uśmiechasz… – ujął do góry jej podbródek i ich spojrzenia się spotkały. Jessie czuła, że mogłaby utonąć w tych pięknych orzechowych oczach… Mogłaby… Nie, nie mogłaby. Odsunęła się od niego. I akurat wtedy, gdy zaburczało jej w brzuchu. Ucieszyła się, że to ją wyratuje z opresji. A Howie zaklął w duchu. Dlaczego mu się wydawało, że ona mu ucieka?… cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przyjechał pod klinikę. Mike wyjechał z Jessicą. Howie skierował się w ich stronę. - Jak się czujesz? – zapytał i popatrzył uważnie na Jessie. - Dobrze – uśmiechnęła się blado. - Jessie, pamiętaj, żebyś za tydzień była na czczo – powiedział Mike. – Chcemy spróbować innej kombinacji leków. - Nie ma sprawy – odpowiedziała. Podeszli do samochodu Howiego. Otworzył drzwi auta i wziął Jessie na ręce. Gdyby miał porównywać, to wydawało mu się, że była lżejsza od ostatniego razu kiedy miał ją na rękach. Ale chyba mu się wydawało… - Pilnuj, żeby piła soki – zwrócił się do niego Mike. – Morze soków… - Bądź spokojny – uśmiechnął się Howie. – Jak nie będzie chciała pić, to siłą będę w nią wlewał. - Halo! Nie rozmawiajcie o mnie, jakby mnie tu nie było! – zaprotestowała Jessie. Uśmiechnęli się do niej. Howie wsiadł do samochodu i zapiął pasy. Wyjechał na drogę. Z głośników popłynęła muzyka i Jessie zamknęła oczy. Czuła, że kręci jej się w głowie i w ogóle słabo się czuła… - Jessie, co ci jest? – Howiego zaniepokoiła jej bladość. - Jestem zmęczona… – machnęła ręką. Nie otworzyła oczu. Wiedziała, że nie mogłaby mu spojrzeć prosto w twarz. Nie była dobrym kłamcą… - Prześpij się – zaproponował. – To ci dobrze zrobi. Skinęła głową. Ziewnęła. I, nim dojechali na miejsce, smacznie spała. Howie cicho zajechał przed dom. Zgasił silnik i popatrzył na Jessie. Była taka blada, taka drobna, taka krucha… Miał w sercu czułość, o jaką siebie nie podejrzewał. Kiedy na nią patrzył, wzbierała w nim tkliwość. Była taka młoda, a już tyle wycierpiała… Otworzył drzwi z jej strony i odpiął jej pasy. Wziął ją na ręce. Nawet się nie przebudziła. Wszedł do domu i skierował się do jej pokoju. Położył ją na łóżku. Zdjął jej buty i czapkę. Dotknął jej głowy. Miała śliczny króciutki puszek, który łaskotał go w dłoń. - Śpij, Jessie – powiedział cicho. – Musisz dużo wypoczywać… Uśmiechnęła się przez sen i przytuliła głowę do jego dłoni. Howie nachylił się nad nią i pocałował ją w czoło. - Będę obok, gdybyś mnie potrzebowała – powiedział. Wstał i wyszedł z pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi. Zszedł do kuchni i zajął się przygotowaniem obiadu. Jessie potrzebowała witamin i postanowił, że zadba o jej dobre odżywianie. Przynajmniej tyle mógł dla niej zrobić... Jessie obudziła się, bo czuła, że ból rozsadza jej głowę. A w brzuchu czuła sensacje. Ledwo zwlokła się z łóżka i doszła do łazienki. Nawet nie zapalała światła. Uklękła nad toaletą. Wymiotowała. Brzuch bolał ją okropnie i nie wiedziała, co zrobić, żeby pozbyć się tego bólu. Nie miała już nic do wyrzucenia z siebie. Wyczerpana, przyłożyła głowę do zimnej posadzki. To powinno ostudzić ból głowy… Nawet nie zdała sobie sprawy, że usnęła w takiej pozycji… Howie wszedł na górę. Przygotował dla Jessie śniadanie, ale nie chciał jej budzić. Sen też był jej bardzo potrzebny… Uchylił drzwi do jej pokoju i bardzo się zdziwił, kiedy nie zobaczył jej w łóżku. - Jessie? – powiedział cicho. Właściwie sam do siebie. Wszedł do środka. Zobaczył otwarte drzwi do łazienki. Jessie leżała na podłodze. Natychmiast znalazł się przy niej. Serce waliło mu jak oszalałe… – Jessie? – zapytał zaniepokojony. – Jessie? – lekko nią potrząsnął. Otworzyła oczy. Odetchnął z ulgą. - Howie? – powiedziała cicho. – Howie, co się stało?… – patrzyła na niego zdziwiona. - To ty mi powiedz – odpowiedział. – Dlaczego śpisz na podłodze w łazience? – wziął ją na ręce i ułożył na łóżku. – Co się stało? - Źle się poczułam – odpowiedziała. – Chyba nie miałam siły wrócić do łóżka… – uśmiechnęła się przepraszająco. Była blada i to go bardzo niepokoiło. Właściwie przelewała mu się przez ręce. - Może wezwać lekarza? – zapytał. - Nie ma potrzeby – odpowiedziała. – Dzień po chemii zawsze jest ciężki. Po prostu muszę dużo wypoczywać… - Ale najpierw musisz coś zjeść – powiedział. – Zrobiłem ci śniadanie. - Chyba nic nie przełknę – powiedziała. - Musisz – odparł. – To na pewno ci nie zaszkodzi. - A mogę tylko sok? – zapytała nieśmiało. - Wykluczone – wstał. – Zaraz wracam. Po minucie pojawił się z powrotem. Usiadł na łóżku obok Jessie i wyciągnął łyżkę z zupą w jej kierunku. Pokręciła głową. - Jedz – powiedział. – To ci dobrze zrobi. - Howie, wszystko mnie boli – powiedziała. – Nie mam ochoty… - Jedz – był stanowczy. – Wiem, że nie czujesz się dobrze, ale musisz się zmusić… Pokazała mu język, ale posłusznie otworzyła usta. Grzecznie zjadła wszystko, co dla niej przygotował. Widział, że się zmęczyła, bo na czole lśniły jej krople potu. Otarł je chusteczką. - Teraz możesz wypoczywać – powiedział. – Przynajmniej do obiadu… Uśmiechnęła się smutno i przykryła kocem. Zamknęła oczy i zasnęła. Howie zszedł na dół i nalał Oscarowi wody do miski. - Musimy się o nią troszczyć, piesku – powiedział, a Oscar zamerdał ogonem. Howie otworzył drzwi na taras. – Ona potrzebuje naszej pomocy… cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tydzień minął jak z bicza strzelił. W niedzielę Jessie poczuła się lepiej i wyszli z Howiem na plażę. A przez kolejne dni urządzali sobie długie spacery. Oczywiście, w miarę możliwości. Jessie nie mogła sobie na wiele pozwolić, ale za to pozwalała Howiemu opiekować się sobą. Sprawiało jej to dużą przyjemność. Miło było wiedzieć, że ktoś troszczy się o ciebie. No, może nie chodziło o to, że to był ktoś, ale to, że to był Howie. Był nieziemsko przystojny, niesamowicie sympatyczny i miał do zaoferowania wszystko to, co każda dziewczyna by chciała. A on oferował to jej. Niczego nie żądał w zamian, niczego nie oczekiwał. Po prostu był. Był dokładnie taki, jaki powinien być każdy mężczyzna. Potrafił podtrzymać ją na duchu, rozśmieszyć, przytulić… No właśnie… Z tym był problem. Jessie czuła, że się w nim zakochuje, a bardzo tego nie chciała. Nie mogła sobie na to pozwolić. Nie miała prawa mu tego robić… Nie chciała, żeby czuł, że ze względu na jej stan, jest jej coś winny… Dlatego nie pozwalała mu się do siebie zbliżyć. Wiedziała, że tak będzie najlepiej. Dla ich oboje. Howie nie będzie się angażował, a ona… No cóż, jakoś to przecierpi… Czwartek zbliżał się nieubłaganie. Howie nie chciał wyjeżdżać. Wiedział, że to potrwa tylko dwa dni, ale nie chciał opuszczać Jessie. Bardzo się z nią zżył. Mógłby nawet powiedzieć, że bardzo się do niej zbliżył, ale… No właśnie. Ale. Ale było jedno, ale za to bardzo duże. Jessie trzymała go na dystans. Pozwalała się przytulić i pocałować, ale utrzymywała między nimi granicę. Nie chciała, żeby ich zachowanie wykroczyło poza przyjaźń. Przyjaźń. To chyba nie było dokładnie to, o co mu teraz chodziło. Nie był pewny, co czuje do Jessie, ale to nie były tylko przyjacielskie uczucia. Zrobiłby wszystko, żeby ją uleczyć. Nie mógł patrzeć na jej bladość, a kiedy bolała ją głowa, cierpiał razem z nią. Dzielił z nią wszystko, na co mu pozwalała. Ale on chciał więcej. Dużo więcej. Tylko nie wiedział, czy ona kiedykolwiek będzie chciała ofiarować mu coś więcej… - O której masz samolot? – zapytała Jessie i usiadła na łóżku. - O dwunastej – odpowiedział i zamknął walizkę. – Ale wcale nie chcę jechać. - Howie – klepnęła go w ramię. – Rozchmurz się natychmiast i zachowuj się, jak duży chłopiec. Masz dać z siebie wszystko. Macie rozweselić te dzieciaczki. - Dasz sobie radę? – zapytał i usiadł obok niej. - Oczywiście – uśmiechnęła się. Jego troska ją rozczulała. – Dzwoń do mnie ilekroć poczujesz taką potrzebę. - To znaczy co dziesięć minut – zaśmiał się, kiedy przyłożyła mu poduszką. – Będę za tobą tęsknił. - Ja za tobą też – odpowiedziała. – Kto mi będzie robił śniadanka? – spojrzała na jego zranioną minkę i uśmiechnęła się. – No i kto mnie będzie tak rozśmieszał, jak ty? Objął ją ręką, a ona położyła mu głowę na ramieniu. Przez chwilę siedzieli w milczeniu. - Jessie, jest coś, o czym muszę ci powiedzieć – odezwał się nagle Howie. Tak. To był dobry moment, żeby powiedzieć jej o tym, co do niej czuje… - Nie teraz Howie – odparła. – Jak wrócisz, dobrze? Teraz posiedźmy tak chwilkę w milczeniu – wyjaśniła. Wiedziała, co chce jej powiedzieć. I bała się to usłyszeć. Choć starała się do tego nie dopuścić, były rzeczy, których nie mogła kontrolować. Ale mogła przynajmniej odsunąć to w czasie. Wiedziała, że ich rozstanie będzie dla obojga bolesne, dlatego nie chciała tego robić teraz. Po powrocie wszystko będzie łatwiejsze… cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dojechali do domu Kevina. Alex przez cały czas mu dogryzał i próbował się dowiedzieć, kim jest ta tajemnicza Jessie. Ale Howie nie puścił pary z ust. Nie potrafił o niej otwarcie rozmawiać. Nawet z Alexem, który był jego najlepszym przyjacielem. Ale, kiedy wszyscy na niego naskoczyli, bo oczywiście Alex musiał wszystkim wypaplać o "sąsiadce", nie mógł stawić czoła takiemu zmasowanemu atakowi. - Powiedz nam, kto to jest – powiedział Brian. - Może zagramy w dwadzieścia jeden, dobrze? – zaproponował Nick. - Ale jesteście uparci… – Howie westchnął z rezygnacją. - Jest ładna? – zapytał Alex. Howie skinął głową. - Bardzo? – dociekał dalej. Howie znów skinął głową. - Dla mnie jest piękna – odpowiedział. - Boże, rozmowa z tobą, to żadna rozmowa! – powiedział Nick z wyrzutem. - Dlatego nie chciałem z wami o niej rozmawiać – odpowiedział Howie. - Po prostu jesteśmy ciekawi – wyjaśnił mu Kevin. – Bardzo długo byłeś sam. Dobrze, że wreszcie kogoś sobie znalazłeś. - Jesteśmy przyjaciółmi – odparł Howie. Westchnął ciężko. – I tak zostanie. - Co??? – AJ popatrzył na niego pytająco. – Czy mi się przesłyszało, czy ty mówiłeś, że ona jest piękna? - Jest – odpowiedział Howie. – Ale to jest troszkę bardziej skomplikowane niż wam się wydaje. - Nie… – Alex potarł czoło z niedowierzaniem. – Chyba nie chcesz powiedzieć, że ona… że ona cię nie chce? Howie milczał. - No, nie – powiedział Alex. – Ja chyba będę musiał z nią porozmawiać… - Daj sobie spokój, dobrze? – Howie pogroził mu palcem. – Nie potrzebuję, żebyś mi mieszał w życiu. Sam sobie poradzę, okay? AJ zamierzał coś powiedzieć, ale Brian uciszył go rzucając w niego poduszką. Wzruszył ramionami. - Jak chcesz – odparł. – Ale wiedz, że chciałem pomóc… - Jak ją poznasz, zrozumiesz dlaczego chcę zrobić to na swój sposób – Howie uśmiechnął się smutno. Nie wiedział, czy oni by to zrozumieli… Od rana próbował się z nią skontaktować. Bezskutecznie. W domu jej nie było, a jej komórka była wyłączona. Zaczynało go to niepokoić, ale nie dał chłopakom poznać nic po sobie. Spędzili w szpitalu prawie cały dzień. Występ udał się znakomicie. Wzruszyli się widząc łzy w dziecięcych oczach. Przynajmniej tyle mogli dla nich zrobić… Odciągnąć ich uwagę od cierpienia. Choć na chwilę rozweselić te smutne twarze… Howie zastanawiał się, czy w Orlando nie powinni dać podobnego koncertu. Jessie opowiadała mu o dzieciach w klinice i był pewny, że to mogłoby się udać. Ona sama spędziła pół roku w szpitalu i wiedział, że te dni nie należały do szczęśliwych. Taki mały promyk mógł im rozjaśnić cały pobyt… Kiedy powiedział chłopakom o swoim pomyśle zorganizowania takiego koncertu w domu, ochoczo się zgodzili. Zostało mu tylko jeszcze powiadomić o tym Jessie. A to było trudne, bo nie mógł się z nim skontaktować. Wieczorem był już poważnie zaniepokojony. Tę absencję próbował tłumaczyć jej zmęczeniem. Może spała… A może coś się stało… Ta myśl nie dawała mu spokoju. Alex zauważył jego dziwne zachowanie. - Co się stało, brachu? – powiedział, kiedy wsiedli do samochodu i odjeżdżali ze szpitala. - Nie mogę się z nią skontaktować – odpowiedział Howie. - Pewnie miała cię już dość i wyłączyła telefon – powiedział, a wszyscy pozostali zgodnie skinęli głowami. - Nie… – zamyślił się Howie. – To nie tak… – dodał i wykręcił numer na informację w Orlando. Zapytał o telefon do kliniki na Abbey Road i wszyscy patrzyli na niego z zainteresowaniem. Howie w ogóle tego nie zauważył. Martwił się o Jessie i chciał się upewnić, że nic jej się nie stało. - Halo? – powiedział, kiedy odezwał się ktoś po drugiej stronie. – Mógłbym rozmawiać z Mike'm?… Tak, sanitariuszem… – nerwowo potarł skronie. – Mike?… Tu Howie… Tak… – uśmiechnął się. – Jessie miała dziś sesję. Nie wiesz, jak poszło? Nie mogę się z nią skontaktować… – przez chwilę milczał i zauważyli, że krew odpłynęła mu z twarzy. – Co?… Co się stało?!… Jak ona się czuje?!… – zacisnął powieki. Czuł, że brakuje mu tchu. – Będę tam najszybciej, jak się da… Pilnuj jej, dobrze?… Nie pozwól jej… – czuł, że to słowo nie przejdzie mu przez gardło. Uśmiechnął się smutno na odpowiedź po drugiej stronie. – Do zobaczenia… – rozłączył się. Wystukał numer na lotnisko i zarezerwował sobie miejsce na następny lot do Orlando. Wszyscy milczeli, nic nie rozumiejąc. - Howie, co się stało? – zapytał Alex. Rozpacz na twarzy przyjaciela przerażała go. - To nie jest dobry moment – odpowiedział Howie. – Opowiem wam o wszystkim kiedy indziej. Teraz muszę jak najszybciej dostać się na lotnisko. Proszę, nie pytajcie mnie o nic – dodał szybko, widząc, że nie zamierzają tak łatwo odpuścić. – Nie teraz… – ukrył głowę w dłoniach. – Mam nadzieję, że nie jest za późno… – dodał tak cicho, że tylko Alex go usłyszał. Nie wiedział, co na ten temat myśleć. Howie zachowywał się irracjonalnie, ale widział, że to coś poważnego. To musiało być coś poważnego, skoro Howie tak się zachowywał… Wpadł do kliniki jak szalony. Nerwowo rozglądał się po korytarzu. Mike wybiegł mu na spotkanie. - Gdzie ona jest? – zapytał Howie. – Co się stało?… - Źle zareagowała na nową kombinację leków – odpowiedział Mike. - Po co była ta kombinacja? – oburzył się Howie. – Przecież całkiem dobrze dawała sobie radę… - To jest rutynowe postępowanie – odpowiedział. – W ten sposób uzyskujemy stałą remisję. A przynajmniej staramy się to zrobić – dodał i wskazał mu drzwi. – To tam – powiedział. – Zostawię cię samego. - Dzięki – uśmiechnął się Howie i wszedł do sali, w której stało tylko jedno łóżko. I na nim leżała Jessie. Otaczały ją różne sprzęty i była podłączona różnymi rurkami do tej całej aparatury. Howiego uderzyła jej bladość. Wyglądała na wyczerpaną. Gdyby nie to wszystko, mógłby pomyśleć, że po prostu śpi. A ona leżała tam nieprzytomna, a maszyny utrzymywały ją przy życiu. Howie podszedł do łóżka. Delikatnie dotknął jej twarzy. - Jessie, trzymaj się… – powiedział cicho. Cierpiał, kiedy ją widział w takim stanie. A najgorsze było to, że nie mógł na to nic poradzić. Ona sama musiała walczyć z tą chorobą… Mógł tylko siedzieć i czekać… Przysunął sobie krzesło i usiadł obok łóżka. Delikatnie ścisnął jej dłoń. - Jestem tu… – powiedział. – Czekam na ciebie, więc musisz się obudzić… Będę tu siedział tak długo, aż otworzysz swoje śliczne oczęta i uśmiechniesz się do mnie… Słyszysz?… Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz… – uśmiechnął się i popatrzył na nią wyczekująco. Oddychała ciężko, a właściwie hałasowała za nią maszyna. Wtłaczała powietrze i utrzymywała równy oddech. Howie wpatrywał się w Jessie tak intensywnie, jak gdyby to miało ją obudzić. Ale nic takiego nie następowało. Usiadł wygodniej. Wiedział, że czeka go długa noc… Spędzał w szpitalu praktycznie każdą wolną chwilę, ale stan Jessie nie uległ zmianie. Nadal nie odzyskała przytomności. Choć lekarze mówili, że jej stan jest stabilny i, że to dobry znak, nie potrafił im uwierzyć. Dlatego całą swoją energię włożył w organizację tego koncertu. Wiedział, że Jessie by tego chciała. Wiedział, że byłaby z tego zadowolona. A on starał się jak najlepiej wszystko przygotować. Jakby to miało ją obudzić. Głęboko w to wierzył. Ale chłopcom nadal jej nie przedstawił. Nie chciał, żeby ją taką widzieli. Wiedział, że ona by sobie tego nie życzyła. Cieszył się, że oni nie naciskali, bo nie chciał się przy nich rozklejać. A wiedział, że do tego by doszło, bo stał na krawędzi. Nie potrafił być cierpliwy, jeśli chodziło o Jessie. Chciał, żeby otworzyła oczy i powiedziała kilka słów. To czekanie go wykańczało… cdn....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jessie, za kwadrans zaczynamy koncert – powiedział i usiadł obok niej, na łóżku. – Szkoda, że ciebie tam nie będzie. Ale poprosiłem, żeby wstawili ci do pokoju głośnik, żebyś mogła wszystko słyszeć. I obiecuję ci, że jak już się obudzisz, to powtórzymy tę imprezę. A potem zabiorę cię na koncert Backstreet Boys. Na pewno ci się spodoba – uśmiechnął się i pocałował ją w policzek. – A teraz już zmykam. Przyjdę do ciebie po koncercie. Westchnął i zamknął za sobą drzwi. Zjechał na piętro niżej i wszedł do pokoju, w którym chłopcy się przebierali. - Widzieliście te wszystkie dzieciaczki? – zapytał Brian. - To smutne, że muszą tak cierpieć – powiedział cicho Kevin. - A my jesteśmy tu po to, żeby zapomniały o bólu – stwierdził wesoło Alex. – Więc się rozchmurzcie i wychodzimy. Howie westchnął głośno, ale nic nie powiedział. Weszli do sali. Była pełna pacjentów. I wszyscy się uśmiechali. Dzieciaczki patrzyły na nich z uwielbieniem, a tego im było trzeba. Usiedli na krzesełkach i zaczęli śpiewać. W czasie drugiej piosenki drzwi otworzyły się szerzej i Mike wwiózł spóźnioną słuchaczkę. Jessie. Howie nie od razu ją zauważył. Dopiero, kiedy podjechali nieco bliżej, zauważył Mike'a. Uśmiechał się. I wtedy spojrzał na pacjentkę. Głos mu zadrżał. Na fotelu siedziała Jessie. Patrzyła na niego uważnie i uśmiechała się lekko. Serce mu zamarło. Nie wiedział, czy to jego wyobraźnia, czy ona naprawdę tam siedzi. Zamknął oczy na dłuższą chwilę, ale kiedy znów je otworzył, ona nadal tam była. I nadal się uśmiechała. Miał ochotę zbiec z tej sceny i wziąć ją w ramiona. Boże, ona się obudziła! Obudziła się! Jego modlitwy zostały wysłuchane! A koncert dopiero się zaczął… A on był profesjonalistą i postanowił doprowadzić wszystko do końca. Tylko dlaczego miał wrażenie, że przez tą godzinę strasznie się męczy?… Reszta grupy zauważyła jego dziwne zachowanie, ale powstrzymali się od uwag i śpiewali tak, jak umieli najpiękniej. Kiedy już koncert się skończył i widzieli szczęście na tych wszystkich twarzach, przepełniała ich duma. To oni to wszystko sprawili… To oni byli przyczyną tej radości… Zeszli ze sceny i rozmawiali z dziećmi. Jessie siedziała z boku i przyglądała się temu. Howie chciał do niej podejść, ale pokręciła głową. Cieszyła się jego niecierpliwością. W oczach miała łzy. Ich śpiew był jak anielski chór. Poruszał wszystkie wrażliwe struny, docierał prosto do serca. Rozjaśniał szary dzień. Nie mogła się nie rozczulić. I wiedziała, że wszystkie dzieciaki na tej sali czuły się podobnie. Mogły choć przez chwilę zapomnieć o chorobie i poczuć się wyjątkowo… Howie w końcu stanął przed nią. W oczach lśniły mu łzy. Ukucnął. - Jessie… – nie mógł sklecić sensownego zdania. – Obudziłaś się… Skinęła głową. Delikatnie dotknęła jego policzka. - Myślałeś, że przegapię taką okazję? – zapytała. Uśmiechnął się. - Jak się czujesz? – zapytał. Zauważył, że kolory jej wróciły. – Czy to nie jest niebezpieczne?… – wskazał na wózek. - Bez obaw – uśmiechnęła się. – Długo spałam, prawda? - Za długo – zgodził się. – Już się bałem… – w ostatniej chwili powstrzymał się od wypowiedzenia na głos swoich myśli. – Ale wypoczęłaś za wszystkie czasy i teraz będę mógł cię męczyć – nachylił się nad nią i ich usta spotkały się w delikatnym pocałunku. W tym momencie usłyszeli głośne chrząknięcie i Howie natychmiast się podniósł. Jessie zobaczyła przed sobą grupę Backstreet Boys w całej okazałości. - Pozwól, że ci przedstawię – zaczął Howie. – To jest, Alex, Brian, Nick i Kevin – wskazywał po kolei na mężczyzn. – Bracia, to jest Jessie. - Jessie… – wymruczał Alex. – Ta sama Jessie, na punkcie której ześwirowałeś? – dodał, chcąc zamaskować swoje zaskoczenie. Howie nie przygotował ich na to spotkanie. Nie przygotował ich na to, że Jessie jest chora… Howie popatrzył na Jessie i roześmiał się. Skinął głową. Popatrzył na nich wyczekująco, jakby czekał na jakąś reakcję. - Mogę cię stąd wywieźć? – zapytał Nick Jessie. – Zawsze chciałem pokierować takim pojazdem – wskazał na wózek. Roześmiała się. - Jasne – odpowiedziała. – Ruszaj śmiało. Udał, że zapala silnik i wyjechali z sali. Pozostali patrzyli na Howiego w osłupieniu. - Dlaczego nam nie powiedziałeś, że ona jest… - … chora? – dokończył za Briana Howie. - Przepraszam, nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało – powiedział Brian i uśmiechnął się smutno. - Nic nie szkodzi – Howie klepnął go po ramieniu. Wiedział, że musi być z nimi szczery. – Jessie ma białaczkę. W wielu przypadkach można uzyskać stałą remisję, to znaczy zahamować rozwój choroby i to, że się obudziła jest świadectwem na to, że w jej przypadku wszystko się powiodło – wyjaśnił. – Może zachowywać się, jak każda normalna dziewczyna w jej wieku i może robić to, co każda inna dziewczyna. Tylko codzienna porcja lekarstw będzie jej przypominać o chorobie – spojrzał na nich wyczekująco. Kevin podszedł do niego i uścisnął go mocno. - Jestem z tobą – powiedział. - My też, brachu – Brian i Alex klepnęli go w ramię. Tak chcieli go wesprzeć. I on tak to odebrał. Popatrzył na nich z uśmiechem. - Dziękuję – powiedział. – Cieszę się, że tak to przyjęliście. - Następnym razem przygotuj nas na taką niespodziankę – powiedział AJ. – Nie wyobrażam sobie, jak czuła się Jessie, kiedy tak patrzyliśmy na nią i mieliśmy niezbyt mądre miny. - Dobrze, że Nicky zachował zimną krew – zaśmiał się Brian. – Przynajmniej uratował nasz honor. - Właśnie – uśmiechnął się Kevin. – Idźmy sprawdzić, co z nimi. Czy porozbijali już wszystkie ściany i pozabijali wszystkich pacjentów… Roześmiali się i wyszli z sali. Nick szarżował z Jessie w drugim końcu korytarza. Oboje głośno się śmiali i Howie czuł, że wilgotnieją mu oczy. Była szczęśliwa. Machała rękami, jakby chciała powstrzymać Nicka, ale jej śmiech świadczył o tym, że świetnie się bawi. A Nick głośno warczał i jeździł po korytarzu jak szalony. Zniknęli za zakrętem, a po chwili pozostali Backstreet usłyszeli jakiś hałas i spadające miski. Popatrzyli na siebie zaniepokojeni i pobiegli w tamtą stronę. Jessie siedziała w fotelu i zaśmiewała się do łez. Nick jej wtórował, ale on siedział na podłodze. Wyglądało na to, że nie wyrobił zakrętu i wpadł na wózek z naczyniami. - Co tu się dzieje? – zapytał Howie srogim tonem. Jessie popatrzyła na niego, zawstydzona. - Nic… – powiedziała z uśmiechem. Nick wstał i otrzepał spodnie. - Chyba muszę was rozdzielić, bo razem stanowicie mieszankę wybuchową – powiedział Howie i stanął za Jessie. – Ty wrócisz do łóżka, A Nicky sam stąd wyjdzie, nim go wyrzucą. - Zepsułeś nam taką fajną zabawę… – powiedział z Nick z wyrzutem. – Powtórzymy to jeszcze kiedyś, Jessie? – uśmiechnął się do niej figlarnie. - Jasne – mrugnęła wesoło okiem. – Jak tylko pozbędziemy się tego strażnika – wskazała na Howiego wymownie. Wszyscy głośno się roześmiali. - No, moja pani, niech pani nie przeciąga struny – powiedział Howie, kiedy już wsiedli do windy. Wiedział, że odbierze to jako żart. Naprawdę nie chciał jej ganić, ale w głębi duszy martwił się o nią. Godzinę temu odzyskała przytomność i nie powinna się tak forsować... - Howie… – uśmiechnęła się i zamknęła oczy. – To była najprzyjemniejsza szpitalna pobudka, jaką mogłam sobie wymarzyć… - Dobrze się czujesz? - Wspaniale… – rozmarzyła się. – Chyba nigdy nie czułam się lepiej… - Znasz jakiś sposób na zatrzymanie tego nastroju? – zapytał i wjechali do jej pokoju. - Znam – odpowiedziała. – Tylko nie wiem, czy to do końca jest słuszny sposób… - Dlaczego? – zdziwił się. Ułożył ja na łóżku. – Co to za sposób? - Twoja obecność – powiedziała cicho. Uśmiechnął się na jej zakłopotanie. - I co w tym niesłusznego? – zapytał, siadając obok. - Wszystko – podsumowała. – Ty masz swoje życie, jak mam swoje. Ty jesteś zdrowy, ja jestem chora. Ty chcesz mieć dzieci, ja ich nie mogę dać… – wyliczała. – Trzeba ci czegoś więcej? – popatrzyła na niego wyczekująco. Troszczył się o nią od samego początku. Krążył i krążył, aż wydrążył sobie drogę do jej serca. Choć sama nie chciała do tego przyznać, pokochała go. Mocno. Tak mocno, że nie potrafiła sobie wyobrazić dnia bez jego uśmiechu… Ale nie zamierzała mu o tym mówić. Nie chciała, żeby czuł się wobec niej zobowiązany. Chciała, żeby czuł się wolny i robił to, na co ma ochotę… - Powiedziałem ci to już kiedyś i powtórzę teraz – odezwał się po chwili. – A jeśli będzie trzeba, będę to powtarzał do znudzenia – uśmiechnął się. – To, jaka jesteś, nic między nami nie zmienia – powiedział. – Przynajmniej dla mnie. Wiem, że trudno ci zaakceptować samą siebie, ale ja cię akceptuję całą. Bez żadnych wyjątków – dodał z przekonaniem. Uśmiechnął się i delikatnie dotknął jej policzka. – Zaufaj mi i pozwól, żeby wszystko działo się na mój sposób, dobrze? - Ufam ci – odpowiedziała. Chyba nie było sensu z nim walczyć… Howie uśmiechnął się i nachylił się nad nią. Cmoknął ją w czubek nosa. - A teraz wypoczywaj – powiedział. – Życie ze mną nie należy do najłatwiejszych. Musisz się do tego porządnie przygotować… - Już się boję… – zaśmiała się i zamknęła oczy. Nagle poczuła się bardzo znużona. Howie okrył ją kocem. I pocałował w czoło. - Nie masz czego, moja piękna… – powiedział cicho, kiedy jej oddech się wyrównał. Wiedział, że zasnęła. – Ja cię przed wszystkim obronię… cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie masz czego, moja piękna… – powiedział cicho, kiedy jej oddech się wyrównał. Wiedział, że zasnęła. – Ja cię przed wszystkim obronię… Jessie wyszła ze szpitala kilka dni później. Na własnych nogach. Była szczęśliwa. Że może wymaszerować ramię w ramię z Howiem. Że nareszcie wszystko widzi z właściwej wysokości… Nareszcie czuła się wypoczęta. Dlatego, kiedy Howie zapowiedział, że ma dla niej niespodziankę, aż przyklasnęła w dłonie z uciechy. - Mam nadzieję, że ci się spodoba – powiedział, kiedy zaparkował auto przed jej domem. Chyba jej się wydawało, ale miała wrażenie, że jakoś tłoczno się zrobiło w okolicy. Pojawiło się kilka nowych samochodów. Pomyślała, że pewnie urlopowicze już powracali z wakacji… - Oczywiście, że mi się spodoba – odpowiedziała szybko. – Mam w sobie tyle energii, że mogłabym skakać do sufitu… Roześmiał się i objął ją ramieniem. Weszli do domu. Na ich spotkanie wybiegł Oscar. - Witaj, kochanie! – pogłaskała go Jessie. – Mam nadzieję, że nie spustoszyłeś mi domu, bo wujek mnie zabije… – zaśmiała się. Stanęli w przedpokoju. - Jesteś gotowa? – zapytał. Chciała wejść dalej, ale ją powstrzymał. - Howie, o co chodzi? – zapytała zdziwiona. - Pytałem, czy jesteś gotowa – uśmiechnął się. Skinęła głową, zniecierpliwiona. - Zamknij oczy – polecił. Wyczuł, że się spięła, ale posłusznie wykonała polecenie. - Otworzysz dopiero, jak ci powiem, dobrze? – spytał. Znów skinęła głową. Weszli do salonu. Stanął za nią i położył jej dłonie na ramionach. – Już – wyszeptał jej prostu do ucha. Otworzyła oczy i… - Niespodzianka!!! – krzyknęli wszyscy zgromadzeni w salonie. Jessie mrugała z niedowierzaniem. Przed sobą miała całą rodzinę, Backstreet Boys i kilka dziewcząt, których nie znała. Domyśliła się, że to dziewczyny przyjaciół Howiego. A właściwie nie zdążyła nic pomyśleć, bo wszyscy rzucili się, żeby ją wyściskać. Od dziadków, wujków, ciotki i kuzynów, przez Kevina z żoną, Briana, też z żoną, Alexa z dziewczyną, do Nicka z siostrą. Nie miała nawet chwili, żeby porozmawiać z Howiem. Najpierw musiała zamienić z każdym kilka słów, potem kroiła tort, który następnie wszyscy ze smakiem zjedli, a jeszcze później chłopcy dali mały recital, czym wzbudzili głośny aplauz, a Jessie aż się popłakała. Nareszcie mogła oddychać pełną piersią, nareszcie wydawało się, że ma już wszystko za sobą… Wyszła na plażę. Ciepły piasek przyjemnie ogrzewał jej stopy, a chłodna bryza oceanu chłodziła jej rozpalone policzki. Chwilę później pojawił się przed nią Howie. - Witaj w domu – powiedział cicho i przytulił ją do siebie. - Ty wariacie… – wymamrotała właściwie w jego koszulkę. - Nie jesteś zadowolona? – popatrzył na nią smutno. Odsunęła się i spojrzała na niego uważnie. W oczach miała łzy, a na twarzy szeroki uśmiech. - Oczywiście, że jestem, głuptasie – odpowiedziała. – Dziękuję ci za wszystko – dodała. – Czuję się zdrowa jak ryba. Ale pozwolisz, że chustka zostanie jeszcze na głowie? - Zdejmiesz ją, kiedy będziesz gotowa – uśmiechnął się. – Wiedz, że dla mnie zawsze będziesz piękna… - Twoje słowa są jak balsam na moją duszę – powiedziała i delikatnie dotknęła jego policzka. – Tak się cieszę, że cię spotkałam… – wspięła się na palce i pocałowała go. - To dopiero początek… – odpowiedział z uśmiechem. – To dopiero początek… Stała na plaży. Wspominała chwile, kiedy kilka lat wcześniej stała dokładnie w tym samym miejscu. Jak inne było wtedy jej życie, jak smutno patrzyła przed siebie, jak bardzo ciemna była jej przyszłość… A teraz… Też miała łzy w oczach. Ale to były łzy szczęścia… Wiatr plątał jej włosy i nie mogła sobie z tym poradzić. Odwróciła się, żeby uśmiechem przywitać trzy najważniejsze postaci w jej życiu. Pierwszy jak zawsze był pies. Przywitał ją merdaniem ogona i razem czekali na dwójkę pozostałych. Z domu wyszedł mężczyzna z dzieckiem na ramionach. Postawił dziecko na piasku, a maluch, dość nieporadnie, dreptał za psem. Mężczyzna podszedł do niej i objął ją w pasie. Uśmiechnęła się i przytuliła. Do męża. Jej męża. A po plaży biegał synek. Ich synek. To on robił tyle hałasu z psem… Miała łzy w oczach, kiedy mężczyzna wzmocnił uścisk. Szeptał jej czułe słówka do ucha. Wiedział co czuła. Wiedział, jak długą drogę przeszła od swojego pierwszego wyjścia na tę plażę… I był szczęśliwy, że stanął na tej drodze… koniec. Pozdrawiam bardzo serdecznie i zycze milej lekturki👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dziękuję za relacje i lekturkę
W orbitę waszego świata przyciągacie tylko ludzi pelnych serdeczności i życzliwości, gdyz są oni lustrzanym odbiciem tego, co jest w was. Jestem jedną z nich.Często do was zaglądam.Pozdrawiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam i pozdrawiam! Każdy psycholog przyzna, że chory pogrążony w depresji nie jest w stu procentach sobą, nie doświadcza pełni emocji: radości, szczęścia... Może by tak udać się do szamana w poszukiwaniu radości? Szamani pomagali jednak człowiekowi w inny sposób niż psychoterapeuci. Uważali, że każdy z nas może uzyskać wsparcie od aniołów, opiekunów, strażników. Siły wyższe oraz własna wola człowieka, działając w duecie, pozwolą odnaleźć właściwą ścieżkę spośród plątaniny dróg. Dlatego też szaman uczy ludzi tańca transowego, który prowadzi do uzyskania wizji. – To nie jest trudne... Wystarczą właściwa muzyka i odpowiednie kroki. Każdy z tancerzy ma szansę skontaktować się z duchami opiekuńczymi, otrzymać wskazówki, doświadczyć stanów mistycznych. Indianie wierzą, że okrąg jest symbolem czasu, wszystko się powtarza: pory roku, dni i noce, szczęście przeplata się z nieszczęściem, rodzimy się, dorastamy, jesteśmy w pełni sił, starzejemy się i umieramy. Uczestnicy takiego kursu przyznają, że ruch wyzwala w nich moc, powoduje przypływ wiary w siebie, poczucie wspólnoty z innymi. Podczas tańca w kręgu dłonie ludzi muszą być połączone, gdy ktoś wyłamuje się, jego sąsiedzi natychmiast łapią się za ręce. Ruch stóp jest cały czas taki sam, odsuwa się lewą stopę i dosuwa do niej prawą. Gdy ktoś osuwa się na ziemię i siada nieruchomo, wiadomo, że przeżywa wizje. Szaman naucza, że najważniejszy moment w życiu każdego człowieka to chwila, gdy decyduje się pracować nad sobą, aby stać się lepszym. *Jestem przekonana, że pomarańczowe zlośliwości znikną z tego forum,kiedy osoby pod tymi nikami zdecydują się pracować nad sobą.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAJ BIESIADO🖐️🖐️🖐️ KOCHANE DRZEWKA_________witajcie🖐️🖐️🖐️ Relacji moich na BIESIADZIE juz nie bedzie _____bede dzielic sie swoimi wrazeniami na e-mailu.Dziekuje za wiadomosci👄 Zostawiam Wam ciekawostki do poczytania:) Hollywood w świecie magii Skąd aktorzy czerpią siłę, gdzie szukają wsparcia i poczucia bezpieczeństwa? Komu ufają i do kogo chodzą, by poradzić się w sprawach zawodowych i sercowych? Na pewno nie do psychoanalityka - twierdzi Ray Comfort, autor książki \"W co wierzy Hollywood\". - Dzisiaj autorytetem jest Bóg, wróżbici, astrolodzy i jasnowidze. A krainą, jaką najczęściej odwiedzają, ezoteryka. Jeszcze nie tak dawno świat aktorski ukrywał zainteresowanie mistyką, dzisiaj chętnie dzieli się swoimi doświadczeniami i przeżyciami. Każdy ma anioła stróża - Często doświadczam uczucia, że jestem w życiu prowadzona przez kogoś z góry - mówi Winona Ryder. - I dlatego wierzę w istnienie anioła stróża. Wiem, że moim jest zmarła młodo, bliska kuzynka, bardzo do mnie podobna. Była utalentowaną skrzypaczką i aktorką. Teraz, jestem o tym przekonana, pomaga mi rozwiązywać problemy na planie filmowym. I nie obchodzi mnie to, że niektórzy śmieją się ze mnie i mojego anioła stróża, to moja osobista \"pozazmysłowa\" sprawa. Wiara w reinkarnację - Łatwiej idzie się przez życie, jeśli towarzyszy nam nadzieja, że kiedyś powrócimy na świat pod inną postacią - mówi Shirley MacLaine. - O wędrówce dusz przekonuje i to, że wielu z nas doświadcza wrażenia, iż kiedyś tu, na ziemi, już był, tyle że w innej postaci. Ja we wcześniejszym wcieleniu żyłam w średniowiecznej Francji - wyznaje aktorka. Cher wierzy, że w poprzednim życiu była kapłanką faraona w starożytnym Egipcie. A Sean Connery jest przekonany, że był wodzem plemienia w samym sercu Afryki. - Czasami widzę wyraźne obrazy z obrzędów plemiennych, w których brałem udział - wyznaje. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jasnowidz w zasięgu ręki W Los Angeles są ulice, na których wręcz roi się od wróżbiarzy. Wielu z nich odwiedzają sławni aktorzy. Demi Moore bywa u wróżki od początku lat 90. Bez rozmowy z nią i odczytania najbliższej przyszłości z kart nie wsiądzie do samolotu. Konsultuje przyjęcie każdej roli i nigdy nie postąpi wbrew radom wróżki. Podobnie postępuje Ashton Kutcher i wiele innych gwiazd, jak np. aktorka Sarah Lassez, która zostawia u wróżbitów około dwóch tysięcy dolarów miesięcznie i kroku nie zrobi bez ich aprobaty. Z usług wróżbitów korzysta też Angelina Jolie. Ciekawe, czy zmieni do nich swoje nastawienie po tym, jak w ubiegłym roku jeden z astrologów pomylił się i przepowiedział jej rozstanie z Bradem Pittem. Tymczasem aktor ostatnio stwierdził, że coraz bardziej kocha swoją żonę. Dobrze, że Angelina nie wpadła w pułapkę samosprawdzającej się przepowiedni i pierwsza nie wystąpiła o rozwód... A może po prostu ma więcej rozsądku niż niektórzy jej koledzy po fachu i nie wierzy we wszystko, co słyszy. Kabała to mądrość - Dzisiaj wielcy tego świata szukają ratunku i oparcia w mistyce - mówi od lat badający to zjawisko Peter Wipperman. - Konkurencja w Hollywood jest twarda, więc w ezoteryce szukają potwierdzenia słuszności podejmowanych decyzji, wzmocnienia pewności siebie. Magia ułatwia im życie, oddala zło. Madonna, Lindsay Lohan, Victoria Beckham, Liz Taylor wierzą w kabałę i mistykę cyfr. Mądrość kabały ma dzisiaj coraz więcej zwolenników. Madonna i jej dzieci noszą na rękach czerwone sznureczki, by zademonstrować związek z tym mistycznym kultem i żeby ochronić się przed złem. Piosenkarka każe nazywać siebie imieniem "Ester". A Christy Turlington i Jennifer Aniston szukają pomocy w medytacji i jodze. - Wierzę, że medytacja ma moc uzdrawiania duszy - powiedziała Aniston po rozstaniu z Bradem Pittem. - Joga porządkuje moją duszę jak spacer nad morzem. Daje mi jasne myśli i dobrą karmę. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kult santerii Santeria to połączenie afrykańskich rytuałów wudu z elementami religii katolickiej. Jego gorącą wyznawczynią jest Jennifer Lopez. Pewnie dlatego najważniejszym mężczyzną w jej życiu jest kapłan Merle Gonzales. Piosenkarka regularnie radzi się go w sprawach kariery i miłości. Kiedy jeszcze była zakochana w Benie Afflecku, prosiła, by Gonzales oczyścił aurę w ich domu, ale to nie uratowało jej związku. Niektórzy twierdzą, że Lopez uczestniczy w obrzędach santerii, ale ona nie wypowiada się na ten temat. Natomiast w niedawnym wywiadzie dla Elle wspomniała, że zamierza oddać swoje dzieci, bliźniaki, do szkoły prowadzonej przez scjentologów. Uważa, że trochę mistyki dzieciom nie zaszkodzi. Szkoda tylko, że wybrała tak niebezpieczną sektę... Duch Święty i Mel Gibson Coraz więcej aktorów nie kryje się ze swoimi przekonaniami religijnymi. - Jeszcze niedawno nie wspominali o tym, w co wierzą, bo uważali, że to zniszczy im karierę - mówi Ray Comfort. - A dzisiaj religia staje się częścią ich publicznego wizerunku i nie wstydzą się wiary w Boga. Języki wielu aktorom rozwiązał film Mela Gibsona "Pasja". Najmłodszy z klanu Baldwinów, Stephen, zaczął wszystkim opowiadać o głębi swej wiary w Boga, a Chuck Norris przyznał publicznie, że modli się do Chrystusa. Sam Gibson wyznał, że od wielu lat prowadzi go przez życie Duch Święty. Jest członkiem grupy katolickiej "Święta Rodzina". - Wierzę, że "Pasja", właśnie w jej bulwersującej formie, ma ogromną siłę przekonania ludzi do tego, że nauka Kościoła czyni życie lepszym, że warto żyć według wartości chrześcijańskich - powiedział tłumacząc, dlaczego zrobił ten film i dlaczego musiał być on tak bardzo okrutny. Postać Jezusa odgrywa też wielką rolę w życiu solisty U2, Bono. - Jest dla mnie realnym człowiekiem, wierzę, że istniał naprawdę. Za powstanie Wszechświata odpowiedzialna jest potęga miłości i logika - twierdzi piosenkarz. Supergwiazda muzyki pop, Robbie Williams, w wywiadzie dla Sterna powiedział, że sam Bóg mu pomógł w walce z nałogami. - Szukam z nim porozumienia w codziennej modlitwie. I często stawiam sobie pytania: Z kim właściwie rozmawiam? Co Bóg może dla mnie zrobić? Za co powinienem mu dziękować każdego dnia? cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Poziom uderza o dno Religia i ezoteryka stały się niezwykle modne. Coraz więcej aktorów uprawia białą magię, wstępuje do tajemnych bractw. A fakt, że Michael Jackson i Prince są świadkami Jehowy, nie robi już żadnego wrażenia. To dobrze, że ruchy New Age rosną w siłę, a Bóg znów pojawił się w naszym codziennym życiu i nikt się tego już nie wstydzi. Problem w tym, że zainteresowanie sław pociąga za sobą zainteresowanie całych mas ich fanów. A co za tym idzie, i religia, i ezoteryka powoli stają się kolejną komercyjną papką pozbawioną głębi i większego znaczenia dla naszej duszy. /Marta Ammer/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Niestety,nie zgadzam sie z wieloma stwierdzeniami.Mysle,ze kazda z nas ma swoje zdanie w tych sprawach.I slusznie! JARZEBINKO kochana____dziekuje za wzruszajace opowiadanie👄 DRZEWKO OLIWNE👄 Pozdrawiam bardzo serdecznie🖐️🖐️🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam Biesiadę ! \"Człowiek Człowiekowi\" Edward Stachura Człowiek człowiekowi wilkiem Człowiek człowiekowi strykiem Lecz ty się nie daj zgnębić Lecz ty się nie daj spętlić Człowiek człowiekowi szpadą Człowiek człowiekowi zdradą Lecz ty się nie daj zgładzić Lecz ty się nie daj zdradzić Człowiek człowiekowi pumą Człowiek człowiekowi dżumą Lecz ty się nie daj pumie Lecz ty się nie daj dżumie Człowiek człowiekowi łomem Człowiek człowiekowi gromem Lecz ty się nie daj zgłuszyć Lecz ty się nie daj skruszyć Człowiek człowiekowi wilkiem Lecz ty się nie daj zwilczyć Człowiek człowiekowi bliźnim Z bliźnim się możesz zabliznić. Pozdrawiam biesiadniczki!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Miłość jak słońce Adam Asnyk Miłość jak słońce: ogrzewa świat cały I swoim blaskiem ożywia różanym, W głębiach przepaści, w rozpadlinach skały Dozwala kwiatom rozkwitnąć wionianym I wyprowadza z martwych głazów łona Coraz to nowe na przyszłość nasiona. Miłość jak słońce: barwy uroczemi Wszystko dokoła cudownie powleka; Żywe piękności wydobywa z ziemi, Z serca natury i z serca człowieka I szary, mglisty widnokrąg istnienia W przędzę z purpury i złota zamienia. Miłość jak słońce: wywołuje burze, Które grom niosą w ciemnościach spowity, I tęczę pieśni wiesza na łez chmurze, Gdy rozpłakana wzlatuje w błękity, I znów z obłoków wyziera pogodnie, Gdy burza we łzach zgasi swe pochodnie, Miłość jak słońce: choć zajdzie w pomroce, Jeszcze z blaskami srebrnego miesiąca Powraca smutne rozpromieniać noce I przez ciemność przedziera się drżąca, Pełna tęsknoty cichej i żałoby, By wieńczyć śpiące ruiny i groby.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAJ BIESIADO🖐️🖐️🖐️ KOCHANE DRZEWKA__________witajcie🖐️🖐️🖐️ SREBRNA AKACJO🖐️___dziekuje👄 Jeśli marzy nam się oryginalny wypoczynek, odwiedźmy miejsca mocy, cudowne źródła albo sanktuaria. Nabierzemy sił, może wyleczymy się, a nawet doznamy oświecenia... Posluchajcie:):):) W początku czternastego wieku rolnik orał wołami pole. Zapadał już zmierzch, gdy nagle socha zawadziła o coś twardego. Zaprząg się zatrzymał, woły uklękły, a pole zalał nieziemski blask. Oracz zobaczył złoty kielich - puszkę i nienaruszoną Hostię, z której biły promienie. Miejsce odnalezienia hostii upamiętnia feretron, w bocznym ołtarzu Sanktuarium Najświętszego Sakramentu i Męki Pańskiej w Głotowie niedaleko Olsztyna. Figurki wołów klęczą po obu stronach puszki. Cudowny kielich z Hostią przeniesiono w uroczystej procesji do kościoła w pobliskim Dobrym Mieście. Jednak kielich w cudowny sposób wrócił na pole. To był znak, że w miejscu, gdzie go odnaleziono należy zbudować świątynię pod wezwaniem Bożego Ciała. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Odwieczny ośrodek kultu W XIII wieku w Głotowie stał drewniany kościół pod wezwaniem św. Andrzeja. W 1300 roku Litwini najechali tę okolicę: kościół został spalony, a większość mieszkańców wymordowano. Prawdopodobnie ktoś w ostatniej chwili zakopał kielich na polu, dzięki czemu został odnaleziony po latach. Murowany, gotycki kościół stanął w XIV wieku, w 1343 r. przeniesiono do niego kolegium kształcące kanoników do pracy duszpasterskiej "w tym pogańskim kraju". Na tych terenach zamieszkiwali wówczas Pogezonowie, pruskie plemię niechętne chrystianizacji. Zanim Krzyżowcy przybyli w te strony, Głotów - jako miejsce mocy - był pruskim ośrodkiem kultu. Średniowieczny kościół nie przetrwał kolejnych najazdów litewskich. Kolegium przeniesiono do twierdzy Dobrego Miasta. Jednak to Głotów był od średniowiecza celem pielgrzymek. Sanktuarium, które przetrwało do dziś, wzniesiono w XVIII w. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kopia kalwarii jerozolimskiej W połowie XIX w. Jan Merten, bogaty mieszkaniec Głotowa, wybrał się na pielgrzymkę do Ziemi Świętej. Pod jej wpływem postanowił stworzyć w rodzinnej miejscowości kopię jerozolimskiej drogi krzyżowej. Przywiózł kamyczki z poszczególnych stacji, zmierzył odległości między stacjami i kąty nachylenia oryginalnej drogi. Merten kupił ziemię pod budowę kalwarii i podarował kościołowi. W 1878 r. rozpoczęły się prace. Trzeba było poszerzyć koryto rzeczki Kwieli, aby wyglądała jak jerozolimski potok Cedron. Przy kopaniu doliny pracował tłum ludzi. Budowę zakończono 18 maja 1894 r. Szeroka, wygodna droga prowadzi między stacjami zbudowanymi w stylu neogotyckim lub neoromańskim. Figury drogi krzyżowej są naturalnej wielkości. W każdej stacji anioły prezentują sentencje z Biblii, niektóre jeszcze po niemiecku. Zachowały się też kamyczki, relikwie przywiezione z Jerozolimy. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Cudowne uzdrowienia W Głotowie od setek lat w specjalnej księdze notuje się cudowne uzdrowienia. W 1670 roku Kacper Samma, mieszkaniec Henrykowa, po modlitwie w świątyni został uzdrowiony z niedowładu nóg. W 1672 r. Elżbieta Braunn z Sawit odzyskała wzrok. W naszych czasach uzdrowienia zdarzają się zwłaszcza podczas nabożeństwa Drogi Krzyżowej, odprawianej w tej intencji. Znikają uporczywe schorzenia skóry i choroby gardła. Pielgrzymi doznają też uzdrowień duchowych.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAM BIESIADO🖐️ Kochane Drzewka👄 dziekuje za piekne wiersze i ciekawe posty! KALINKO BIESIADNA cudowne zdjecia, spedzasz cudowny urlop , wypoczywaj i pozdrawiam rowniez👄 OPOWIADANIE..... Naprawde zimny kraj?...... W chłodnej Szwecji Howie znalazł swoje przeznaczenie. Ale Monica, doświadczona ciężką chorobą, nie potrafi uwierzyć, że jest wartościową kobietą i zasługuje na miłość. Dopiero gorący i uparty Latynos jest w stanie zmienić jej spojrzenie na samą siebie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wysiadła z samochodu i wzięła do ręki walizkę. Przyjechała do tego, zupełnie obcego kraju na kilka tygodni i zamierzała się cieszyć tym czasem maksymalnie. Miała wygłosić kilka odczytów i wziąć udział w dwóch sympozjach. Wolny czas postanowiła poświęcić tylko i wyłącznie sobie. Opowiadanie o chorobie zawsze ją przygnębiało, ale wiedziała, że to jest jedyny sposób, żeby przekonać pozostałe kobiety do regularnych badań. Nawet w rodzinach lekarskich zdarzały się nieprzewidziane choroby, a ona była tego idealnym przykładem… Westchnęła. Stanęła przed drzwiami hotelu. Portier otworzył jej drzwi. Uśmiechnęła się i weszła do środka. W lobby kręciły się jakieś nastolatki. Nawet nie zaszczyciły ją spojrzeniem. A ona podeszła do recepcji. - Monica Owen – powiedziała, a recepcjonistka uśmiechnęła się. Podała jej klucz do pokoju. - Witamy w Sztokholmie – powiedziała. – Mam nadzieję, że będzie się pani podobało. Mówiła angielszczyzną ze śmiesznym akcentem i Monica nie mogła się nie uśmiechnąć. - Dziękuję – odpowiedziała. – Jeśli tylko macie tu basen, park, gdzie można pobiegać i siłownię, to będę się czuła, jak w domu. Nic więcej mi nie trzeba. - Mamy jeszcze saunę i szkółkę jeździecką – powiedziała dziewczyna. - Więc tak szybko stąd nie wyjadę. A z konia to już na pewno nie zsiądę – zaśmiała się Monica i pożegnała recepcjonistkę. Windą wjechała na ostatnie piętro. Skierowała się w stronę końca korytarza. Wiedziała, że swój pokój znajdzie właśnie tam, bo o taki poprosiła. Po drugiej stronie korytarza kręcili się barczyści Murzyni, a ona nie miała ochoty się z nimi spotykać. Z resztą popatrzyli na nią, jakby była dla nich jakimś zagrożeniem i nie mogła się nie uśmiechnąć. Przez całe swoje dwudziestoośmioletnie życie spotkała na drodze tyle niespodzianek, że właściwie niczemu się już nie dziwiła… Zastanawiała się tylko, czym zaskoczy ją ten zimny kraj… Do restauracji zjechała, kiedy już odpoczęła i była gotowa na słuchanie głosu żołądka. Sala była prawie pusta. W jednym rogu było dosyć głośno. Siedziało tam kilku mężczyzn. Wśród nich zauważyła także Murzynów, którzy wcześniej kręcili się na jej piętrze. Usiadła przy stoliku i zamówiła kolację. Zjadła w ciszy, zastanawiając się, jak rozplanować cały pobyt w Szwecji. Sympozjum zaczynało się za trzy dni, więc miała wystarczająco dużo czasu, żeby się zaaklimatyzować. Potem miała w planie dwa odczyty dla organizacji kobiecych i po pięciu dniach kolejne sympozjum. Onkologiczne. I właśnie do tego chciała się najlepiej przygotować. Na tak dużym forum jeszcze nie opowiadała o walce ze swoją chorobą. Choć od ostatniej operacji minęły już dwa lata, a na ciele miała jedynie kilka drobnych blizn, czasami pojawiał się w jej życiu strach, że to wszystko może się wrócić… I wiedziała, że nigdy nie pozbędzie się tego strachu… Westchnęła. Wstała i odłożyła serwetkę. Wyszła z restauracji i nawet nie zauważyła, że przy windach stoi już grupa mężczyzn z przeciwnego rogu restauracji. Stanęła przy windzie, przy której nie było nikogo. I to właśnie ta winda przyjechała pierwsza. Wsiadła. Na jej szczęście nikt tego nie zauważył. Mężczyźni byli tak pogrążeni w rozmowie, że niczego nie zauważali. Ucieszyła się na dźwięki ojczystego języka. Miło było go usłyszeć tyle kilometrów od domu… Wyszła z basenu i sięgnęła po ręcznik. Wytarła się i nałożyła szlafrok. Poranne pływanie zawsze ją odprężało. A w samotnym pływaniu miała zawsze najwięcej radości. Nie musiała niczego udawać, prowadzić jakiś wymuszonych rozmów… Mogła całkowicie skoncentrować się na sobie. Ubrana była w sportowy strój kąpielowy, który bez przeszkód pozwalał jej wykonywać niezbędne ćwiczenia. Sięgnęła po napój i upiła trochę. Usłyszała jakiś hałas w przeciwległym kącie sali i odwróciła się. Nadchodzili ci mężczyźni z restauracji. Więc wiedziała, że jej pływanie właśnie się zakończyło. Ale i tak zamierzała wrócić do pokoju, bo troszkę się zmęczyła. Zauważyła, że mężczyźni patrzą w jej stronę i uśmiechnęła się. Wiedziała, że też są Amerykanami. Takiego akcentu nie można się nauczyć… Roześmiała się razem z wszystkimi, kiedy dwaj blondyni z hukiem wpadli do wody. Widziała, że są ze sobą zaprzyjaźnieni. Żartowali i wygłupiali się, jakby znali się od lat. Ona też miała wrażenie, że gdzieś już ich widziała. Ale nie mogła sobie przypomnieć, gdzie… Mocniej zacisnęła pasek szlafroka i wstała. - Nie musisz wychodzić tylko dlatego, że my się tu zjawiliśmy – usłyszała głos jednego z mężczyzn. Na głowie miał całą tęczę barw i uśmiechał się przyjaźnie. - Właśnie skończyłam pływać – odpowiedziała. Zauważyła, że jest zaskoczony. Nie spodziewał się, że odpowie mu tak płynną angielszczyzną. Pewnie sądził, że jest Szwedką. Uśmiechnęła się. – Macie cały basen tylko dla siebie – dodała i wyszła z sali. - Co to za dziewczyna? – zapytał jeden z blondynów, wynurzając się przy brzegu. - Nie mam pojęcia – odpowiedział Murzyn. – Wiem, że mieszka na tym samym piętrze, co my. - I jest ze Stanów – powiedział wysoki brunet. – Może to jakaś nasza fanka. - Nie sądzę – odpowiedział drugi Murzyn. – Nie zachowuje się, jak fanka. - Ale powinniśmy się pilnować – odpowiedział brunet. - To my tu jesteśmy od pilnowania – powiedział Murzyn i usiadł przy stoliku. – Nie martw się. Powinieneś raczej skupić się na tym, co ci najlepiej wychodzi, a resztę zostawić nam. - Kev, daj spokój – Latynos położył mu dłoń na ramieniu. – Nie ma co panikować. Wyglądała zupełnie nieszkodliwie – dodał cicho i zamyślił się. Już wczoraj zwrócił na nią uwagę. Siedziała sama przy stoliku i wydawała się bardzo smutna… Następnego dnia znów ją zobaczył. Ale tym razem nie siedziała sama. Kiedy zszedł z dwójką przyjaciół do restauracji, ona już tam była. Siedziała z jakąś kobietą. Miała na sobie elegancki szary kostium, a włosy upięła w mocny kok. Na stole zobaczył dyktafon. Udzielała jakiegoś wywiadu? Usiadł tak, żeby móc ją bez przeszkód obserwować. Uśmiechała się do kobiety i cicho rozmawiały. Piły kawę i jadły jakieś ciastko. Zauważył, że nie ma na palcu obrączki, ani żadnego pierścionka. Samotna? Jakoś nie mógł w to uwierzyć… Westchnęła. Właściwie wywiad już się skończył i teraz po prostu rozmawiała z dziennikarką. Całkiem dobrze się bawiła. Kobieta zadzwoniła rano z pytaniem, czy nie znalazłaby dla niej kilku minut. Była przedstawicielką jednego z pism kobiecych. Monica zgodziła się bez wahania. Zawsze będzie mogła dowiedzieć się czegoś o mieszkankach tego kraju… - Bardzo dziękuję, że zgodziła się pani na ten wywiad – powiedziała kobieta i odłożyła serwetkę. - To ja dziękuję za zainteresowanie – uśmiechnęła się Monica. – Bardzo miło spędziłam ten czas. Kobieta wstała, więc jej nie pozostawało nic innego, jak też wstać. Uścisnęły sobie dłonie. - Jeszcze raz dziękuję i życzę powodzenia we wszystkim, co pani robi. - Dziękuję – odpowiedziała Monica. – Proszę przekazać życzenia zdrowia dla czytelniczek. - Dziękuję – powiedziała kobieta. – Do widzenia. - Do widzenia – odparła Monica i z powrotem usiadła przy stoliku. Napotkała czyjeś spojrzenie i zobaczyła mężczyznę, siedzącego kilka stolików dalej. Był z dwoma innymi. Wiedziała, że to ci sami, na których natyka się od początku. Mężczyzna uśmiechał się do niej, więc odpowiedziała tym samym. Miał takie ciepłe spojrzenie… Nie zauważyła na jego palcu żadnej obrączki. Był sam? Niemożliwe… Zaraz samą siebie zganiła za takie myśli. Odłożyła serwetkę i wstała. Patrzył, jak wychodzi z sali. Dostrzegł w niej jakąś taką ulotność, coś delikatnego… Nie była szczęśliwa. Zastanawiał się, dlaczego... Dochodziła dziesiąta wieczorem, kiedy weszła do hotelu. Cały dzień miała bardzo pracowity. Sympozjum nie było tak bardzo męczące, ale te wszystkie późniejsze spotkania, rozmowy, wywiady… Od tego ciągłego szumu zaczynało jej się kręcić w głowie. Wymówiła się zmęczeniem i wyszła z bankietu. Czuła, że bolą ją stopy. Lubiła być elegancka i właściwie zawsze miała na sobie buty na wysokim obcasie, ale to dlatego, że przy swoim wzroście nie mogła sobie pozwolić na inne. Dlatego, kiedy tylko mogła, chodziła na boso. I postanowiła zdjąć buty zaraz po wejściu do hotelu. Wzięła klucz z recepcji i stanęła przed windą. Przykucnęła, żeby zdjąć sandały i z ulgą stanęła boso na podłodze. - Obolałe nogi? – usłyszała czyjś głos i uniosła głowę. Spojrzała w uśmiechniętą twarz mężczyzny, który wczoraj przyglądał jej się w restauracji. Uśmiechnęła się. - Bardzo – odpowiedziała. – Cały dzień miałam na sobie te buty. Co za dużo to nie zdrowo – wyjaśniła. - Rozumiem – powiedział. Weszli do windy. – Też na ostatnie? – zapytał. Skinęła głową. - Też jesteś ze Stanów, prawda? – pytał dalej. Uśmiechnęła się i znów skinęła głową. - Z Los Angeles – odpowiedziała. – A ty? - Z Orlando – powiedział. - Byłam tam kiedyś – uśmiechnęła się. – Macie śliczne plaże. - Ponoć najpiękniejsze w całych Stanach – powiedział. - Racja – odparła. - Co cię sprowadziło do Szwecji? – zapytał. Natychmiast zauważył w jej oczach smutek, ale trwało to tak krótko, że miał wrażenie, że mu się przewidziało… - Obowiązki zawodowe – odpowiedziała wymijająco. Właściwie zastanawiała się, co mu powiedzieć. I taka odpowiedź wydawała się najbardziej odpowiednia. – A ciebie? - Mnie też – odparł. Popatrzył na nią uważnie. Naprawdę ich nie znała, czy tylko udawała? - Może to, co powiem, wyda ci się dziwne, ale mam wrażenie, że skądś cię znam – powiedziała po chwili. Nie chciała, żeby to głupio zabrzmiało, ale myślała o nich już od pierwszego spotkania w restauracji. Wydawało jej się, że gdzieś już ich widziała… - Może – odpowiedział i uśmiechnął się lekko. Patrzyła na niego z zainteresowaniem. Nie udawała. Był tego pewien. Obawy Kevina wydały mu się w tym momencie prześmieszne… – Słyszałaś o Backstreet Boys? - A czy jest jeszcze ktoś, kto o nich nie słyszał?… – uśmiechnęła się. – Zaraz, zaraz… Ty jesteś jednym z nich, prawda? – zapytała i popatrzyła na niego z zainteresowaniem. Uśmiechnął się. - Howie – powiedział i wyciągnął dłoń w jej kierunku. - Monica – odpowiedziała. W tym momencie winda zatrzymała się na ich piętrze i musieli wysiąść. Na korytarzu od razu natknęli się na ochroniarzy. - Oni też dali mi dużo do myślenia – powiedziała na widok Murzynów. – Kiedy pierwszy raz się tu pojawiłam, spojrzeli na mnie, jak na potencjalną groupies – uśmiechnęła się. - Są całkowicie niegroźni – odpowiedział Howie. – Nie będę cię zatrzymywał, bo widzę, że padasz z nóg… - Jestem wykończona – potwierdziła. – Dobranoc. - Dobranoc. Patrzył, jak zamyka za sobą drzwi. Nawet bez butów wyglądała elegancko… Uśmiechnął się i skierował się w stronę swojego pokoju. cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ale myślała o nich już od pierwszego spotkania w restauracji. Wydawało jej się, że gdzieś już ich widziała… - Może – odpowiedział i uśmiechnął się lekko. Patrzyła na niego z zainteresowaniem. Nie udawała. Był tego pewien. Obawy Kevina wydały mu się w tym momencie prześmieszne… – Słyszałaś o Backstreet Boys? - A czy jest jeszcze ktoś, kto o nich nie słyszał?… – uśmiechnęła się. – Zaraz, zaraz… Ty jesteś jednym z nich, prawda? – zapytała i popatrzyła na niego z zainteresowaniem. Uśmiechnął się. - Howie – powiedział i wyciągnął dłoń w jej kierunku. - Monica – odpowiedziała. W tym momencie winda zatrzymała się na ich piętrze i musieli wysiąść. Na korytarzu od razu natknęli się na ochroniarzy. - Oni też dali mi dużo do myślenia – powiedziała na widok Murzynów. – Kiedy pierwszy raz się tu pojawiłam, spojrzeli na mnie, jak na potencjalną groupies – uśmiechnęła się. - Są całkowicie niegroźni – odpowiedział Howie. – Nie będę cię zatrzymywał, bo widzę, że padasz z nóg… - Jestem wykończona – potwierdziła. – Dobranoc. - Dobranoc. Patrzył, jak zamyka za sobą drzwi. Nawet bez butów wyglądała elegancko… Uśmiechnął się i skierował się w stronę swojego pokoju. cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Była już po zaplanowanych odczytach i zostało tylko to jedno sympozjum. Chciała się do niego dobrze przygotować. Denerwowała się bardzo i wiedziała, że tylko jakieś konkretne zajęcie będzie ją w stanie uspokoić. Postanowiła skorzystać z zaproszenia kierownika hotelu i wybrała się na przejażdżkę konną. Wiedziała, że tylko to ją uspokoi. Ta terapia skutkowała od dzieciństwa… A pogoda była idealna – przyjemny chłód, niebo bez palącego słońca… Galopowała przez ponad godzinę. W pobliżu hotelu było mnóstwo pięknej przestrzeni. Lasy, pola, jeziorka… Nie miała ochoty wracać. Czuła się wolna, z dala od wszystkich problemów… Czuła się, jak w domu. Gdyby nie ten brak słońca, miałaby pewność, że jest w Kalifornii… W tym szalonym pędzie zgubiła gdzieś gumkę, którą związała włosy, ale wcale jej to nie przeszkadzało. Kiedy zbliżała się do hotelu od strony dostępnej tylko dla gości hotelowych, zobaczyła na ganku grupę mężczyzn. Wiedziała, że to Backstreet Boys. Chowali się przed fanami. Chcieli odpocząć. Nie dziwiła im się. Gdyby za nią ciągle ktoś chodził, też chciałaby uciec. Uśmiechnęła się. Poczuła się w tej chwili szczęśliwsza o spokój, który miała ona, a oni mieć nie mogli… Zawróciła w stronę toru przeszkód. Nie chciała tak szybko wracać… Kevin pierwszy ją zobaczył. Rozglądał się wkoło podejrzliwie. - Znów ta dziewczyna – powiedział. - To Monica – odpowiedział Howie. - Kto? – zaciekawił się Alex. - Monica –odparł Howie. – Mieszka na naszym piętrze. - Już zdążyłeś ją poznać? – Kevin popatrzył na przyjaciela uważnie. - Nie musisz się bać – uśmiechnął się Howie. – Jest całkiem sympatyczna. - Ty jak zawsze jesteś pierwszy do zawierania znajomości – stwierdził Nick z uśmiechem. - Jakbyście się w środę tak bardzo nie spieszyli z jedzeniem, to też byście ją poznali – odpowiedział Howie. – Jest z Los Angeles. - To co robi w Sztokholmie? – zapytał Kevin podejrzliwie. - Pracuje – odparł Howie. – Tak samo, jak my. - Chciałbym tak pracować, jak ona – powiedział Brian i wszyscy patrzyli, jak dziewczyna płynnie prowadzi konia. Przeskakiwał przez przeszkody bez najmniejszego wysiłku. Włosy opadały jej na ramiona, a w tym galopie podrygiwały na wietrze. Howie zobaczył w jej ruchach jakąś zawziętość. Wyglądała, jakby z czymś walczyła. Z czym?… Poklepała konia po boku i podała mu kostkę cukru. Był zmęczony, widziała to. Więc wiedziała, że najwyższa pora zakończyć przejażdżkę. Zawróciła go w stronę hotelu. I pognali co tchu. Zwolnili dopiero przy stajni. Wstrzymała wodze i zeskoczyła z konia. Uśmiechnęła się. Policzki miała zaróżowione z wysiłku. Pozbyła się też tego napięcia, które męczyło ją od rana. Oddała konia stajennemu i ruszyła w stronę hotelu. Weszła na ganek. W przeciwległej jego części siedział Howie i pozostali. Pomachał ręką w jej kierunku i uśmiechnął się. Odpowiedziała tym samym. Zastanawiała się, czy do nich nie podejść, ale nie chciała im przeszkadzać. Kiedy Howie wstał, już wiedziała, co zrobić. Spotkali się w połowie drogi. - Witaj – powiedział Howie. - Dzień dobry – uśmiechnęła się. - Chodź, poznam cię z moimi przyjaciółmi – powiedział. – Patrzyliśmy, jak jeździsz. Całkiem łatwo ci to przychodzi. - Jeżdżę od dziesiątego roku życia, więc to już kawał czasu – odpowiedziała. - A ile masz lat?… Osiemnaście? – zaśmiał się, a ona radośnie klepnęła go w ramię. Podeszli do stolika. Mężczyźni wstali. - Poznaj: to jest Kevin, Brian, Nick i Alex – przedstawiał ich po kolei, a ona ściskała ich dłonie. - Monica Owen – powiedziała i uśmiechnęła się. - Co cię sprowadza do Szwecji? – zapytał szybko Kevin. Pozostali popatrzyli na niego karcącym wzrokiem. Wyprostowała się dumnie. Myślał, że przyleciała tu za nimi? Nic bardziej mylącego… Uśmiechnęła się. - Jestem lekarzem – odpowiedziała. – Przyjechałam na sympozjum – wyjaśniła. Od razu zauważyła, że to go trochę zbiło z tropu. Popatrzył na nią z zainteresowaniem. - Co leczysz? – zapytał. A ona od razu pożałowała, że się tak chwaliła. A przecież nie było nic złego w tym, że była lekarzem… Tyle, że z kobietami inaczej się rozmawiało… Zwłaszcza z takimi, które przeżyły to, co ona… - Różne rzeczy – odpowiedziała wymijająco. – Przepraszam, ale muszę już iść… Patrzyli, jak odchodzi do hotelu. - Ty to zawsze z czymś wyskoczysz – skwitował krótko Nick. - A co ja takiego powiedziałem? – zdziwił się Kevin, kiedy wszyscy mieli pochmurne miny. Wzruszył ramionami i usiadł z powrotem. Howie popatrzył w stronę hotelu. Uciekała? Przed czym... Jutro mieli wracać do domu. Właściwie lecieli do Los Angeles, żeby kontynuować prace nad albumem i właśnie wszyscy siedzieli w pokoju Kevina, żeby podsumować cały pobyt w Szwecji. Ale zamiast go podsumowywać, każdy zajmował się czymś innym. Kevin brał prysznic, Brian z Nickiem siedzieli przed komputerem z joystickami w dłoniach, a Alex coś przygrywał na klawiszach. Howie siedział przed telewizorem i szukał jakiegoś zrozumiałego programu. - To jest ta dziewczyna – powiedział ochroniarz, który siedział obok niego i też patrzył w telewizor. Howie wrócił do poprzedniej stacji i uważnie popatrzył na ekran. Kevin akurat wyszedł z łazienki i stanął przed telewizorem. - Odsłoń! – Nick oderwał wzrok od komputera. - Daj głośniej – powiedział Alex. - Po co? I tak niczego nie zrozumiecie – odpowiedział Howie, ale pogłośnił. Monica akurat skończyła przemawiać i zeszła z podium. Jedna z organizatorek wręczyła jej bukiet różowych róż. Dziewczyna uśmiechała się, a wszyscy bili brawo. - O co chodzi? – zapytał Brian i popatrzył na pozostałych pytająco. Następne urywki przedstawiały już jakieś obrady i dyskusje na sympozjum. A oni mogli jedynie oglądać obrazki, bo dialogi były dla nich całkowicie niezrozumiałe. - Było się uczyć obcych języków – podsumował Howie i uśmiechnął się. Dalszy ciąg wiadomości nie dotyczył już dziewczyny, więc mogli wyłączyć telewizor. - Mówiłem ci, że ona nie jest żadną fanką – powiedział Howie. - Mówiłeś – odpowiedział Kevin. – I powinienem był ci uwierzyć. - Powinieneś… cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zjechała na dół windą. Przywitał ją jakiś szum. Widziała w lobby Backstreet Boys i grupkę fanów. Uśmiechnęła się. Podeszła do recepcji i oddała klucz. A dziewczynie podała bukiet kwiatów, który dostała wczoraj. Nie zamierzała zabierać go ze sobą do Stanów, a nie chciała, żeby marniał w pokoju. - Dziękuję – powiedziała dziewczyna, speszona. - Dbaj o siebie – odpowiedziała Monica. – Nie pozwól, żeby choroba cię zaskoczyła… - Już pani wyjeżdża? – usłyszała smutny głos kierownika hotelu. - Czas na mnie – odpowiedziała. – Mam pacjentów, którzy na mnie czekają… - Mamy nadzieję, że będzie pani miło wspominać pobyt w naszym hotelu. - Bardzo miło – uśmiechnęła się. – Dziękuję za wszystko. - Zapraszamy w przyszłości – odparł. – Mój kierowca zawiezie panią na lotnisko. - Dziękuję – odpowiedziała, a on wziął jej walizkę. Weszli do lobby. W tym szumie nikt ich nawet nie zauważył. - Oto życie gwiazd rocka… – westchnął mężczyzna cicho i machnął lekceważąco ręką. Stanęli przed hotelem. – Życzę przyjemnej podróży – powiedział i otworzył jej drzwi do samochodu. - Dziękuję – odpowiedziała i uśmiechnęła się. - Do widzenia. - Do widzenia – usiadła wygodnie i zamknęła drzwi. Czas wracać do domu… Patrzył, jak wychodziła z hotelu. Właściwie zauważył ją już od momentu, kiedy wyszła z windy. Ubrała się na sportowo i wyglądała zupełnie inaczej, niż wczoraj w telewizji. Gdyby nie ten bukiet kwiatów, prawie by jej nie poznał… Była uśmiechnięta, ale widział też, że jest zmęczona. Zastanawiał się, czy też wraca do domu. Czy też chce jak najszybciej znaleźć się wśród znajomych twarzy, na przyjaznej ziemi… I nie wiedział, jak szybko przyjdzie mu się o tym przekonać. Kiedy weszli na pokład samolotu, ona już tam była. Uśmiechnął się szeroko na ten widok. A jeszcze bardziej się ucieszył, kiedy się okazało, że ma miejsce obok niej. - Dzień dobry – powiedział. Oderwała wzrok od gazety i popatrzyła na niego z uśmiechem. - Witaj, Howie – odpowiedziała. – Co za zbieg okoliczności… - Prawda? – usiadł obok. - Nie powinniście lecieć do Orlando? - Lecimy do Los Angeles, żeby dalej nagrywać płytę – odpowiedział. – A ty na urlop, czy od razu do pracy? - Do pracy – odparła cicho. – Jestem w trakcie wdrażania nowego programu i nie mogę sobie teraz pozwolić na urlop. - Jaką masz specjalizację? Wahała się przez chwilę. Ale zaraz się za to zganiła. Przecież nie zdradzała żadnego sekretu… - Onkologia – wyjaśniła. - Znaczy się: nowotwory? – zapytał, żeby się upewnić. Skinęła głową. - A nie było czegoś przyjemniejszego? – spytał. Uciekła wzrokiem. - Dla mnie nie – powiedziała cicho. Od razu spoważniał. - Przepraszam, jeśli cię uraziłem – powiedział. - Nic się nie stało – odpowiedziała cicho i z powrotem sięgnęła po gazetę. Nie chciał tego tak zakończyć, ale widział, że dla niej to jest koniec rozmowy. Chyba coś było nie tak, ale nie wiedział, gdzie popełnił błąd… Dopiero nad Atlantykiem odłożyła gazetę i zerknęła za okno, żeby się zorientować, ile jeszcze tego lotu im zostało. Dużo… Ziewnęła. Uśmiechnął się. - Zmęczona? – zapytał. - Latanie zawsze mnie usypia – odpowiedziała. - Więc może powinnaś się przespać, zamiast się zmuszać do czytania gazety – zaproponował. - Wydaje ci się, że mnie znasz? – zapytała. Wzruszył ramionami i uśmiechnął się. - Potrafię rozpoznać, kiedy ktoś ucieka od rozmowy ze mną. Westchnęła. - Nie traktuj tego, jako czegoś osobistego – powiedziała cicho. – Nie jestem po prostu dobra w rozmowach z facetami… - Któryś z nas dał ci popalić? – zapytał. Aha, więc tu była tego przyczyna… - Nie o to chodzi – odpowiedziała. Rozglądnęła się w poszukiwaniu stewardesy. - Wziąć ci koc i poduszkę? – spytał. Uciekała mu w każdej rozmowie. Bała się do czegoś przyznać? Ale do czego?… Nie chciał naciskać. To było jej życie i, jeśli nie chciała, żeby o czymś wiedział, wcale nie musiała mu mówić. - Bardzo proszę – uśmiechnęła się. Po chwili stewardesa przyniosła im rzeczy, które chcieli. Monica nakryła się kocem, a pod głowę wsunęła sobie poduszkę. Howie zrobił to samo. - Śpij dobrze – powiedział i uśmiechnął się. - Ty też – odpowiedziała i zamknęła oczy. Nie minęło nawet pięć minut, a oboje już spali. Howie przebudził się kiedy startowali z międzylądowania w Nowym Jorku. Monica spała. Właściwie bez koca i bez poduszki. Poduszka zsunęła jej się pod okno, a koc spadł na podłogę. Uśmiechnął się. Schylił się, żeby ją okryć, ale, kiedy tylko ją dotknął, natychmiast otworzyła oczy. cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Co się stało? – zapytała, przestraszona. - Chciałem cię przykryć, bo zrzuciłaś cały koc – odpowiedział. Jej wzrok złagodniał. Zastanawiał się, czego się bała… - Dziękuję – odparła. Wzięła od niego koc i nakryła się. Poduszkę położyła sobie na kolanach. – I tak nie jest mi potrzebna… – uśmiechnęła się. – Jak podróżuję z rodzicami, to wykorzystuję ich ramiona jako poduszki. - Służę swoim – zaoferował. Uśmiechnęła się przepraszająco. - Przepraszam. Nie chciałam, żeby to zabrzmiało jak prośba – powiedziała. - Wcale tak nie zabrzmiało – odpowiedział i uśmiechnął się. – Jeśli to sprawi, że będzie ci wygodnie, to nie widzę problemu. - Mam nadzieję, że nie będę musiała korzystać – powiedziała. – Napiłabym się czegoś. - Zaraz poproszę stewardesę – odparł. - Ale najpierw powinnam zrobić sobie miejsce w żołądku – zażartowała i wstała. Poszła do toalety. Wróciła po kilku minutach. - Więc wy wszyscy dzisiaj wracacie – powiedziała na widok pozostałych Backstreetów. - Howie zagarnął cię całą dla siebie i nawet nie mamy szans, żeby z tobą porozmawiać – powiedział z oburzeniem Nick. Uśmiechnęła się. - On mnie wcale nie zagarniał – odpowiedziała w obronie swojej i Howiego. - Nazwij to, jak chcesz, ale za to w Los Angeles masz znaleźć chwilę, żeby z nami porozmawiać – zażądał Alex. Zaśmiała się. - A o czym ja bym miała z wami rozmawiać? – zapytała. - O życiu i w ogóle… - Najciekawsze będzie to 'w ogóle', prawda? – uśmiechnęła się i usiadła na swoim miejscu. - To się okaże… – powiedział Alex tajemniczo. Uśmiechnęła się. Rozmawiali z nią, jakby znali się od lat. Pewnie to zjednywało im fanów. Każdego traktowali, jakby był najważniejszy na świecie… Nawet ją, choć wcale się nie znali… - Doktor Monica Owen? – usłyszała głos stewardesy i spojrzała na kobietę. - To ja – odpowiedziała. - Telefon do pani – powiedziała kobieta i podała jej słuchawkę. Monica popatrzyła na kobietę ze zdziwieniem i wzięła telefon. Howie przyglądał jej się z zainteresowaniem. Troszkę pobladła, ale może to było tylko jego złudzenie… - Słucham? – powiedziała do słuchawki. – Tak?… Witaj Melissa… – uśmiechnęła się, ale po chwili znów spoważniała. – Co?… Dlaczego?… Jak to?… Powiedziałaś mu o wszystkich korzyściach?… Że co?! – usłyszał w jej głosie oburzenie. – Nie opłaca się?!… Więc mają umierać, tak?!… Czy on nie rozumie, że te pieniądze są nam potrzebne?! Że mogą pomóc tym kobietom?!… Przepraszam, wiem, że to nie twoja wina… – dodała ciszej. – Jak przyjadę, to coś wymyślimy… Poza nim nikt się nie wycofał?… To dobrze… – odetchnęła z ulgą. – Zobaczymy się jutro w szpitalu… Tak, wszystko się udało… Opowiem ci, jak się zobaczymy… Do jutra – powiedziała i rozłączyła się. Popatrzyła za okno. Potarła dłonią skronie. - Jakiś problem? – zapytał cicho Howie. Westchnęła. Nie miała odwagi spojrzeć mu w oczy. Tylko w taki sposób mogła mu o tym powiedzieć. - Mamy taki program w fundacji, żeby wszystkie najbiedniejsze dzielnice miast objąć badaniami onkologicznymi. Chodzi przede wszystkim o kobiety. Co roku na raka piersi umiera dwieście tysięcy kobiet. Chcemy powstrzymać te statystyki – powiedziała cicho. – A właśnie wycofał się nam jeden ze sponsorów. Stwierdził, że to mu się nie opłaca… - Jakiego rzędu to są kwoty? – zapytał. Widział, że ta rozmowa telefoniczna ją przybiła. Walka z wiatrakami każdego mogłaby wykończyć… - Sto, dwieście tysięcy miesięcznie – odpowiedziała. – Szpital i tak wystarczająco nam pomaga, bo wykonuje badania za połowę stawki. Większość z tych kobiet nie jest nawet ubezpieczona, więc nie mamy skąd ściągać pieniędzy… - Może mógłbym pomóc? – zaproponował. Przy jego dochodach nie była to duża suma, więc wiedział, że będzie mógł sobie pozwolić na taki wydatek. A, poza tym, widział, że bardzo jej na tym zależy… - Dziękuję, Howie – odpowiedziała i uśmiechnęła się smutno. – To jeszcze nie koniec świata… Mam jeszcze kilka asów w rękawie… - Ale, jakbyś potrzebowała pomocy… - Dziękuję ci. Doceniam to. Naprawdę – uśmiechnęła się i oddała telefon stewardesie. Wzięła do ręki szklankę z sokiem. Upiła kilka łyków i oddała ją z powrotem. Oparła się wygodnie i zamknęła oczy. Westchnęła. - Czy teraz skorzystasz z mojego ramienia? – zapytał. Otworzyła oczy i popatrzyła na niego. Miał zdolność kierowania jej myśli na inne tory. Bardzo jej się to podobało… - Nie będziesz zły, kiedy w czasie snu głowa omsknie mi się na twoje ramię? – zapytała. - Ani trochę – odpowiedział i uśmiechnął się. Widział, że się rozluźniła. Stanowczo za dużo miała tych stresów. Przynajmniej przez chwilę będzie mogła o nich zapomnieć… - Więc z góry dziękuję – powiedziała i z powrotem zakryła się kocem. Zamknęła oczy i westchnęła cicho. Zasnęła po chwili. I spała aż do samego Los Angeles. W czasie snu głowa jej się troszkę omsknęła i Howie uśmiechnął się, kiedy poczuł jej ciężar na ramieniu. A ona nawet się nie obudziła. On musiał to zrobić, jeśli nie chciał pozwolić, żeby zrobiła to stewardesa. - Monica, obudź się – powiedział cicho i delikatnie dotknął jej ramienia. Powoli otworzyła oczy. - Co się dzieje? – zapytała i wyprostowała się. - Dolatujemy na miejsce – odpowiedział. Chwilę później usłyszeli w głośnikach stewardesę, która informowała, że zbliżają się do lądowania. Prosiła o zapięcie pasów. Monica oddała koc i poduszkę. Zapięła pasy. Popatrzyła za okno. - Cieszysz się, że wracasz do domu? – usłyszała cichy głos Howiego. Uśmiechnęła się. - Los Angeles jest bardzo hałaśliwym i tłocznym miastem. Czasem zbyt głośnym i zbyt tłocznym, jak dla mnie – powiedziała. – A my właściwie mieszkamy na przedmieściach… Tam życie wygląda całkiem inaczej. Więc, jak przyjeżdżam do centrum, to mam wrażenie, że znalazłam się w zupełnie innym świecie. - Nie lubisz LA? – zapytał. - Nie o to chodzi – uśmiechnęła się. – Lubię swobodę i wolność. Mamy dom pod lasem, kilka koni, więc sam rozumiesz… - Odpoczywasz w domu – odpowiedział. - Bardzo – powiedziała. – Gdyby nie było tam tak pięknie, już dawno bym się wyprowadziła… Kto to widział, żeby w tym wieku mieszkać jeszcze z rodzicami – zaśmiała się. - Nikt ci jeszcze nie zaproponował, żebyś z nim zamieszkała? – zapytał z uśmiechem. A ona znów posmutniała. Popatrzyła za okno. - Nie – powiedziała cicho. A on zaklął w duchu. Znów powiedział coś nie tak. Ale co? Nie miał czasu, żeby się nad tym zastanawiać, bo właśnie rozpoczęli lądowanie. - Przepraszam – powiedział tylko, a ona uśmiechnęła się lekko. Chciała już znaleźć się w domu. On chwilami podchodził zbyt blisko… Robił to całkowicie nieświadomie, ale ona nie potrafiła sobie z tym poradzić… Odetchnęła z ulgą, kiedy koła samolotu dotknęły ziemi. - Znajdziesz czas, żeby się z nami zobaczyć? – zapytał Howie. - Może – odpowiedziała. Dlaczego chciał podtrzymać tę znajomość za wszelką cenę? - Dasz mi swój numer telefonu? – ciągnął dalej. Postanowił, że tak łatwo nie odpuści. Uśmiechnął się, kiedy wyciągnęła z kieszeni komórkę. Podała mu numer. - Najprędzej wolna będę w weekend – powiedziała. - Będę o tym pamiętał – odparł. Wstali i powoli wysiadali z samochodu. W holu odpraw słychać było dość głośny szum. - Chyba mamy komitet powitalny – stwierdził z przekąsem Kevin. A wszyscy wiedzieli, o czym mówi. Monica uśmiechnęła się. - Więc chyba powinniśmy się pożegnać – powiedziała. - Nie chcesz z nami dalej iść? – Howie udał zmartwienie. Uśmiechnęła się. - To nie będzie dla mnie bezpieczne – odpowiedziała. – Miło było was poznać – dodała i uścisnęła każdemu dłoń. - Już? – zdziwił się Alex. – Ale dałaś Howiemu namiary na siebie, co? - Dałam – odpowiedziała. – Dlaczego tak wam na tym zależy? - Bo fajna babka z ciebie – odparł i mrugnął wesoło okiem. Roześmiali się. - Odezwę się koło piątku – powiedział Howie. - Dziękuję za wszystko – powiedziała i uśmiechnęła się. W tłumie oczekujących zobaczyła swoich rodziców. – Czekają już na mnie. Do widzenia. - Do widzenia – odpowiedział Howie i patrzył, jak podchodzi do wysokiego mężczyzny. Uścisnęli się serdecznie. Potem przytuliła ją do siebie elegancka kobieta. Mężczyzna wziął od niej walizkę i skierowali się w stronę wyjścia. Monica odwróciła się jeszcze na chwilę, żeby pomachać mu na pożegnanie i już jej nie było. - Oglądaliśmy relację w szwedzkiej telewizji. Cieszę się, że wszystko poszło dobrze – powiedział ojciec i podążył za wzrokiem córki. – Co to za mężczyźni? Monica uśmiechnęła się, a mama poklepała ją po ramieniu. - Twój ojciec jest troszkę zacofany, jeśli chodzi o zespoły młodzieżowe – powiedziała. – Leciałaś z nimi samolotem? – zapytała konspiracyjnym szeptem. - Mieszkaliśmy w tym samym hotelu – odpowiedziała Monica. Podekscytowanie mamy bardzo ją bawiło. - Naprawdę są tacy seksowni, jak wszyscy mówią? – zapytała figlarnie. - Mamo! – Monica udała oburzenie i klepnęła mamę po ramieniu. – Co ty jej zrobiłeś, tato? Ogląda się za młodszymi facetami… Rodzice roześmiali się i popatrzyli na siebie porozumiewawczo. Byli idealnym małżeństwem. Nigdy nie miała co do tego wątpliwości. Zawsze się uzupełniali. Wzajemnie się spierali. W domu nigdy nie było żadnych kłótni, żadnych niepotrzebnych nerwów… Monica marzyła, żeby stworzyć taką samą rodzinę. Marzyła, żeby w ogóle cokolwiek stworzyć… Ale postanowiła nie myśleć o tym teraz. Skupiła uwagę na rodzicach. Patrzyli na siebie z uśmiechem. - Uważaj, bo jeszcze zacznie ci ich podrywać – powiedział ojciec i mrugnął wesoło okiem. Doszli do samochodu. - Ja tam nie mam ochoty na żadnego z nich – odpowiedziała Monica i zapięła pasy. - Chyba nie zamierzasz mieszkać z nami do końca życia – powiedziała mama, udając oburzenie. – A, poza tym, dziadek powiedział, że nie dostaniesz ani centa z jego majątku, jeśli nie dasz mu wnuków. - Wiem. Słyszę to od lat – powiedziała Monica i westchnęła zrezygnowana. – Ale nie wiem, czy gra jest tego warta… – zażartowała i wszyscy się roześmiali. Monica popatrzyła za okno. Wnuki? Dużo czasu będzie musiało minąć, nim będzie w stanie pokonać wstyd i zaangażować się w jakiś związek, a dzieci to zupełnie inna sprawa… cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
żadnych niepotrzebnych nerwów… Monica marzyła, żeby stworzyć taką samą rodzinę. Marzyła, żeby w ogóle cokolwiek stworzyć… Ale postanowiła nie myśleć o tym teraz. Skupiła uwagę na rodzicach. Patrzyli na siebie z uśmiechem. - Uważaj, bo jeszcze zacznie ci ich podrywać – powiedział ojciec i mrugnął wesoło okiem. Doszli do samochodu. - Ja tam nie mam ochoty na żadnego z nich – odpowiedziała Monica i zapięła pasy. - Chyba nie zamierzasz mieszkać z nami do końca życia – powiedziała mama, udając oburzenie. – A, poza tym, dziadek powiedział, że nie dostaniesz ani centa z jego majątku, jeśli nie dasz mu wnuków. - Wiem. Słyszę to od lat – powiedziała Monica i westchnęła zrezygnowana. – Ale nie wiem, czy gra jest tego warta… – zażartowała i wszyscy się roześmiali. Monica popatrzyła za okno. Wnuki? Dużo czasu będzie musiało minąć, nim będzie w stanie pokonać wstyd i zaangażować się w jakiś związek, a dzieci to zupełnie inna sprawa… cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kiedy przyszła do fundacji następnego dnia, czekała ją bardzo miła niespodzianka. Sekretarka pokazała jej aktualny wyciąg z rachunku bankowego. Okazało się, że są bogatsi o sto pięćdziesiąt tysięcy dolarów! - Czyżbyś złapała jakiegoś sponsora na lotnisku? – zapytała Melissa i weszła do gabinetu. Uścisnęły się serdecznie. - Nic mi o tym niewiadomo – odpowiedziała Monica. Popatrzyła na dokument. Kto mógł wpłacić taką kwotę?… I nagle już wiedziała. Uśmiechnęła się. – A jednak to zrobił… – powiedziała cicho. - Kto? – Melissa popatrzyła na nią zdziwiona. - Howie – odpowiedziała cicho Monica. - Howie? Jaki Howie? – zapytała Melissa. Patrzyła na przyjaciółkę podejrzliwie. - Jedyny Howie, jakiego znam, a który mógłby sobie pozwolić na wydanie tak dużych pieniędzy, to Howie Dorough z Backstreet Boys – powiedziała cicho sekretarka. Obie popatrzyły na Monicę z niedowierzaniem. Blondynka uśmiechała się lekko. - Nie mów mi, że to on – powiedziała cicho Melissa. Monica skinęła głową. - Naprawdę?! – wykrzyknęła Melissa. – Gdzie go spotkałaś?! Opowiadaj szybko! Monica roześmiała się. Oj, będzie musiała przeprowadzić poważną rozmowę z Howiem. Melissa na sam dźwięk jego imienia dostawała palpitacji serca… A ona nie chciała stracić swojej przyjaciółki… Wjechały na wzgórze. Rozciągał się stąd wspaniały widok. - Nigdy nie rozumiałam, jak możesz ciągle jeszcze mieszkać z rodzicami – powiedziała Melissa. – Ale, kiedy widzę takie krajobrazy, wszystko staje się zrozumiałe… - Jeśli kiedyś założę rodzinę, to będę miała dom w takiej samej okolicy. Z lasami, łąkami i wodą – odpowiedziała Monica. – Jeśli ktoś będzie chciał ze mną założyć rodzinę… - Przestań już – Melissa klepnęła ją po ramieniu. – Jesteś piękną, wykształconą kobietą. Masz tyle do zaoferowania… - Uwielbiam, kiedy tak mnie dowartościowujesz – uśmiechnęła się Monica. - Wiesz, że mogę tak bez końca – odpowiedziała Melissa. - Oj, wiem… – westchnęła Monica. – A ja mogłabym cię słuchać bez końca… - Czy Howie się odezwał?… Mówiłaś, że ma zadzwonić koło piątku, a to było wczoraj… – Melissa gładko zmieniła temat rozmowy. Monica uśmiechnęła się. - Nic mi o tym niewiadomo – odpowiedziała. Nie odezwał się. Może miał dużo pracy? Mówił, że pracują nad nowym albumem… W każdym razie postanowiła, że zdobędzie jakoś jego numer telefonu. Musiała mu podziękować. Jego pieniądze znacznie wszystko uprościły. Nie musiała na gwałt szukać sponsora i mogła ostro ruszyć z programem… - Gdyby się odezwał, podrzucisz mu mój numer telefonu? – zapytała Melissa, udając nieśmiałość. – Proszę… On jest taki słodziutki… - Jest – przyznała Monica. - Oni wszyscy są tacy słodziutcy… – rozczuliła się Melissa, jakby nie słysząc słów przyjaciółki. - Są – przytaknęła Monica. Melissa popatrzyła na nią uważnie. - Czy jest coś, o czym zapomniałaś mi powiedzieć? Monica roześmiała się. Wiedziała, że jej słowa odniosły zamierzony efekt. - Nie… Ale uwielbiam się z tobą drażnić – powiedziała. - Jesteś okrutna! – oburzyła się Melissa. – I będziesz mi musiała postawić ogromną porcję lodów, jeśli przyjedziesz druga na ranczo – dodała i szybko wystartowała. - To nie fair! – krzyknęła Monica i ściągnęła wodze. Popędziła za przyjaciółką. Wiatr świszczał im w uszach, kiedy zjeżdżały ze wzgórza. Tak były zajęte śmiechem i wzajemnym wyścigiem, że nie zauważyły kilku par oczu, które patrzyły na nie z zainteresowaniem. Pani Owen stanęła na tarasie. - Jak dzieci… – westchnęła i uśmiechnęła się. Jej córka na pewno nie była przygotowana na taką niespodziankę… - Konie to jej pasja, prawda? – spytał Howie. - Od małego – odpowiedziała kobieta. – Asystowała przy porodzie każdego źrebaka. Amok jest jej ulubieńcem. Sama go sobie wychowała… - A co to za ognista piękność tak galopuje obok niej? – zapytał Alex. - Melissa. Przyjaźnią się od najmłodszych lat – wyjaśniła pani Owen i uśmiechnęła się. – Podoba ci się, co? - Nie, tak tylko pytam – zmieszał się pod czujnym spojrzeniem kobiety. Szturchnęła go łokciem. - Jest samotna, jeśli to by cię interesowało – powiedziała porozumiewawczo. Mało nie zakrztusił się sokiem. Pani Owen była stanowczo za bardzo nowoczesna, jak na jego gust… Monica wyprzedziła Melissę tuż przy ranczu i wydała z siebie dziki okrzyk radości. Zatrzymała się przy stajni. - Wygrałam! Wygrałam! Ty stawiasz mi lody! – powiedziała i roześmiała się głośno. Melissa nic nie powiedziała. - Co się stało? – zaniepokoiła się Monica. - Widziałaś, kto stał na tarasie? – zapytała po chwili. - A ktoś stał? – zdziwiła się Monica i zeskoczyła z konia. Obie weszły do stajni i wprowadziły konie do boksów. Melissa milczała. - Straciłaś głos? – zapytała Monica. - Jak wyglądam? – Melissa popatrzyła na przyjaciółkę z niepokojem. Monica uśmiechnęła się. - Jak po godzinnej jeździe konnej – odpowiedziała. – Jesteś brudna, spocona i masz trawę we włosach… - Nie mogę się tak pokazać! – złapała Monicę za rękę. - O co ci chodzi? – zdziwiła się Monica. – Zachowujesz się, jakbyś zobaczyła co najmniej naszego prezydenta… - A tam prezydenta… – Melissa machnęła lekceważąco ręką. – Zobacz, kto stoi na twoim tarasie – dodała, kiedy już wyszły na drogę do domu. Monica popatrzyła w tamtą stronę. Na tarasie stała jej mama i… - Zabiję ją – powiedziała cicho Monica. – Jak Boga kocham, szykuj się na pogrzeb mojej matki… – syknęła. – Uknuła to wszystko za moimi plecami… A mnie zastanawiał jej dziwny uśmieszek dzisiaj rano… Mogłam się tego spodziewać… - Nie gadaj tyle, tylko uśmiechaj się szeroko – zganiła ją Melissa. Weszły na taras. - Witajcie – powiedziała Monica i uśmiechnęła się. – Widzę, że mama się wami zajęła… Jak zawsze jesteś nieoceniona, mamo – dodała i objęła kobietę ramieniem. - Twoja mama stwierdziła, że właśnie tutaj powinniśmy zaczekać na ciebie – powiedział Alex. – I na twoją uroczą towarzyszkę – dodał znacząco. - Poznajcie się: to jest Melissa, moja przyjaciółka. I tak, gwoli formalności: to jest Howie i Alex – powiedziała Monica, a oni uścisnęli sobie dłonie. - Chyba powinnyście się trochę odświeżyć – powiedziała pani Owen. – Idźcie, a ja tu jeszcze posiedzę z chłopcami – dodała i mrugnęła figlarnie okiem. - Macie zły wpływ na moją mamę – stwierdziła Monica i obie weszły do domu. Usłyszeli jeszcze jakieś konspiracyjne szepty i zapanowała cisza. - Pójdę sprawdzić, czy obiad jest już gotowy – powiedziała pan Owen i wyszła w stronę kuchni. - Widziałeś, jak wyglądała? – spytał Alex. – Zawsze mówiłem, że kobieta w bryczesach wygląda niesamowicie seksownie… - Ty tylko o jednym… – westchnął Howie. Choć w głębi duszy musiał przyznać mu rację. Już w Szwecji zauważył, że Monica miała idealną figurę. Poruszała się z gracją i nawet w zwykłych bryczesach wyglądała elegancko… Zastanawiał się jednak, jaką tajemnicę skrywała i przed czym tak ciągle uciekała… cdn....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×