Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Pasja

BIESIADA

Polecane posty

Chciałam ci podziękować za te pieniądze – powiedziała Monica, kiedy została z Howiem sama przy stoliku. Mama poszła do kuchni, żeby zarządzić podawanie obiadu, a Melissa, wykorzystując chwilowe opóźnienie, zabrała Alexa, żeby pokazać mu coś ciekawego za stodołą. Coś między nimi zaiskrzyło i Monica nie mogła powstrzymać uśmiechu. Howie poszedł w odstawkę… Przynajmniej u Melissy… - Nie ma za co – odpowiedział Latynos. – Cieszę się, że mogły się na coś przydać. - Bardzo nam pomogły – powiedziała i uśmiechnęła się. – Cały czas szukam sponsora, ale kilku mniejszych nie zrekompensuje utraty kogoś tak poważnego… - Doskonale cię rozumiem – powiedział. – Ja też mam swoją fundację i wiem, na czym polega walka z wiatrakami… - Ciężko jest – powiedziała Monica ze zrozumieniem. – Ale musimy to robić. Często jesteśmy dla tych kobiet jedyną szansą na przeżycie… – dodała cicho. Popatrzył na nią uważnie. Musiała coś przeżyć. Coś, co dawało jej siłę, żeby tak bardzo angażować się w to przedsięwzięcie… - Jakieś złe wspomnienia? – zapytał cicho. Uśmiechnęła się. - Nie. Tak tylko się zamyśliłam – odpowiedziała. – Jak wam idzie nagrywanie płyty? - Całkiem nieźle – odparł. Póki co, pozwoli jej uciekać… – Zostały nam jeszcze jakieś dwa tygodnie, żeby wszystko dopracować. - Jak wygląda taka praca w studiu? – popatrzyła na niego z zainteresowaniem. – Zawsze mnie ciekawiło, jak to się wszystko odbywa… - Mogę cię tam zabrać, jeśli chcesz – odpowiedział. - Znów zabrzmiało to, jak ukryta prośba, co? – uśmiechnęła się. Odpowiedział tym samym. - Prośba, czy nie… Jeśli chcesz zobaczyć, jak to wygląda, możesz do nas zaglądnąć któregoś dnia. - Pozostali nie będą mieli nic przeciwko temu? – zapytała. - Alex na pewno nie – odpowiedział z uśmiechem Howie. – Zwłaszcza, kiedy zabierzesz ze sobą Melissę… - Ona jest strasznie otwarta na świat – powiedziała Monica. – Czasem aż za bardzo… - Ze strony Alexa nic jej nie grozi – odparł Howie. – On sprawia wrażenie nieźle pokręconego, ale w gruncie rzeczy to wrażliwy i romantyczny facet… - Bardzo dziękuję za tę reklamę – powiedziała. Uśmiechnęła się. Popatrzyła na niego i mrugnęła zalotnie okiem. – A co możesz mi powiedzieć na swój temat? Uśmiechnął się i puścił jej oczko. - Jestem romantyczny, czuły, dowcipny… – wyliczał. Powstrzymała go ruchem ręki. - To wystarczy, żeby wszystkie dziewczyny padały u twoich stóp, jak muchy… Nie musisz się dalej reklamować – powiedziała i uśmiechnęła się. - Ty też padniesz u moich stóp? – zapytał z uśmiechem. - No wiesz, Howie… – klepnęła go w ramię i roześmiali się. Wiedział, że nie potraktowała pytania poważnie. On właściwie też nie chciał, żeby się deklarowała. Zamierzał sam wyciągnąć wnioski. Na razie mu uciekała, ale był pewien, że to nie będzie się ciągnęło w nieskończoność… - Już się naćwierkaliście? – na ganku pojawił się Alex. A obok niego Melissa. Miała zaróżowione policzki. - I kto tu mówi o ćwierkaniu… – zaśmiała się Monica. - Zaraz podamy obiad – na taras zaglądnęła pani Owen. – Mam nadzieję, że wy jecie normalne amerykańskie jedzenie, a nie jakąś trawę… - Mamo… – żachnęła się Monica. - Wiem, córciu… – uśmiechnęła się. – Maria przygotowała twoją ulubioną potrawkę z ryżem. - Ona wie, jak mnie rozpieścić – odpowiedziała Monica i uśmiechnęła się szeroko na widok talerzy. Niska, tęga kobieta postawiła przed dziewczyną jeden z nich. - Uwielbiam cię, Mario – powiedziała i głośno cmoknęła. - Jedzcie. Na zdrowie – odpowiedziała kobieta i uśmiechnęła się. Weszła z powrotem do domu. A oni usiedli do stołu. Jedli w milczeniu. Potrawka z kurczaka była popisowym daniem Marii, więc Monica miała teraz pewność, że nie tylko mama spiskowała za jej plecami… - Pyszne – powiedział Howie i odłożył sztućce. Monica walczyła z ostatnimi ziarenkami ryżu. - Gdybym ja miał taką Marię, to szybko przestałbym się mieścić w swoje ciuchy – powiedział Alex. - Nie mówiąc już o występowaniu na scenie – dodał Howie. - Cieszę się, że wam smakowało – powiedziała pani Owen i uśmiechnęła się. Monica wstała. - Wyniosę talerze – powiedziała. – I podziękuję Marii w waszym imieniu. - Sam mogę to zrobić – odpowiedział Howie i zebrał talerze ze stołu. - Ja zostaję. Nie dam rady wstać – powiedział Alex i rozsiadł się wygodnie. Monica westchnęła. Nie chciała, żeby Howie szedł z nią. Wiedziała, że na stole w kuchni już czekają na nią… Od razu zobaczyła szklankę i trzy kolorowe tabletki. Chciała odwrócić uwagę Howiego i od samego progu zaczęła wygłaszanie mowy do Marii. - Przyprowadziłam ci kogoś, kto chce ci podziękować za przepyszny posiłek, Mario – powiedziała. Wstawiła szklanki do zlewu i wzięła od Howiego talerze. - Cieszę się, że smakowało – odpowiedziała kobieta. - Było idealne – cmoknął z uznaniem Howie. – Mógłbym prosić o przepis? Maria uśmiechnęła się, speszona. - No, dobrze – skapitulował. – Ale, jak przyjdę następnym razem, to mogę na niego liczyć? - Zobaczę, co się da zrobić – odpowiedziała. - Mario, nie podejrzewałam cię o taką kokieterię – powiedziała z uśmiechem Monica i uniosła do ust szklankę. Miała nadzieję, że Howie nie zauważył, jak połykała tabletki. Jak bardzo była w błędzie przekonała się, kiedy odwróciła się i napotkała jego uważne spojrzenie. Zignorowała je. Podeszła do Marii i uścisnęła ją serdecznie. - Maria to moja tajna broń – powiedziała i objęła kobietę ramieniem. – Mam nadzieję, że nie wpadnie kiedyś na pomysł odbicia mi mężczyzny, bo przy jej zdolnościach kulinarnych, ja nie mam żadnych szans… – mrugnęła figlarnie okiem. - Zmiataj stąd – Maria pogoniła ją ścierką. Monica roześmiała się i razem z Howiem wyszli z kuchni. - Uwielbiam ją – powiedziała Monica. – Odkąd pamiętam, zawsze była w naszym domu. Gdybym zjadała wszystko, co przygotowywała przez te wszystkie lata, to w żadnym sklepie nie znalazłabym na siebie ciuchów… A tak, dzięki małym oszustwom i koniom jakoś wyglądam… - Całkiem nieźle – odpowiedział. - Dziękuję – uśmiechnęła się i wyszli na taras. Nikogo już tam nie było. Monica zmrużyła oczy. Zobaczyła, jak Melissa i Alex wyprowadzają konie ze stajni. cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jak ona go do tego namówiła? – zapytał Howie. - Nie chcę tego wiedzieć – odpowiedziała Monica i uśmiechnęli się do siebie. – Jeśli masz ochotę, możesz do nich dołączyć. - Nie, dziękuję – powiedział. – A ty nie skorzystasz? - Żeby Melissa do końca życia mi wypominała, że zachowałam się jak przyzwoitka? Nie, dziękuję – uśmiechnęła się. Przecież nie mogła mu powiedzieć, że po tabletkach powinna odpoczywać przez godzinę. A to była idealna wymówka… - Co to za tabletki połykałaś w kuchni? – zapytał nagle Howie. Uciekła wzrokiem. Nigdy nie potrafiła dobrze kłamać… - Witaminy – odpowiedziała. Nie wierzył jej, ale pozostawił nie rozwijać tego tematu. Popatrzył na wzgórza, które rozciągały się za domem. Tu można było naprawdę odpocząć… - Szkoda, że musimy już jechać – powiedział Alex po kolacji. – Ale może moglibyśmy zostać? - Alex… – szturchnął go Howie, a dziewczyny głośno się roześmiały. - Ze spaniem nie będzie problemów – powiedziała Monica po chwili. A Melissa się nie odzywała. Monica zdążyła już zauważyć, że Howie przestał dla niej istnieć… A między nią i Alexem przeskakiwały jakieś niewidzialne iskierki… - Wracamy – zadecydował Howie. - Jutro jest niedziela. Nie będziemy siedzieć w studiu – Alex popatrzył błagalnie na przyjaciela. – A w aucie mamy ciuchy na przebranie… - Kazałam wam pościelić w pokojach dla gości – na taras weszła pani Owen. – Wiedziałam, że zostaniecie. Jeszcze nikt nigdy nie wyjechał stąd tego samego dnia, co przyjechał… - Zabrzmiało to, jakby faceci walili do nas drzwiami i oknami – Monica zganiła matkę. Chciała, żeby zostali. Bardzo dobrze się bawiła w ich towarzystwie. Ale wolała, żeby wrócili do domu. Nie mogła spokojnie myśleć pod czujnym okiem Howiego. Niby nic wielkiego nie robił, ale uważnie ją obserwował. Zdążył się zorientować, że nie wszystko jest w porządku i miała wrażenie, że koniecznie chce się dowiedzieć, co jest nie tak. A ona nie zamierzała mu nic mówić. - Wcale nie walą, ale jak już przyszli, to nie wypuszczajmy ich tak szybko – odpowiedziała pani Owen. - Moja mama ma bzika na waszym punkcie – uśmiechnęła się Monica. – Już na lotnisku mało mi głowy nie zmyła, że was tak zostawiłam… Howie popatrzył na kobietę z uśmiechem. Od pierwszej chwili poczuł do niej sympatię. Bardzo przypominała mu jego własną matkę. Była taka ciepła, serdeczna i uśmiechnięta. I kochała swoją córkę ponad życie… - Dobrze, zostajemy – powiedział. Melissa i Alex odetchnęli z ulgą, a po chwili wszyscy głośno się roześmiali. - Czuję, że zostałam w coś wrobiona – powiedziała Monica i popatrzyła podejrzliwie na matkę. – Ale niech no tylko się dowiem, że kombinujesz coś za moimi plecami, to… - To co? – mama weszła jej w słowo. - Jeszcze nie wiem, ale na pewno coś wymyślę – odpowiedziała, a wszyscy znów się roześmiali. - Pokażę wam wasze pokoje – powiedziała pani Owen i skinęła na Howiego. Weszli do domu. - Padam z nóg, więc pozwolicie, że już was pożegnam – powiedziała Monica i stanęła na schodach. - Dobrze się czujesz? – zaniepokoiła się mama. - Tak, jestem tylko zmęczona. To wszystko – odpowiedziała uspokajająco. - Jak ojciec wróci z konferencji, to go poproszę, żeby cię zbadał… - Mamo! Tato nie jest lekarzem od zmęczenia. Naprawdę nic mi nie jest – powiedziała stanowczo i przeniosła spojrzenie na pozostałych. – Nawet nie wiecie, jakie to straszne, urodzić się w lekarskiej rodzinie… Nawet kichnąć nie można – udała, że kicha, a oni się uśmiechnęli. – Do zobaczenia jutro. Dziękuję wam za wspaniały dzień. Dawno się tak dobrze nie bawiłam… Mam nadzieję, Mel, że znajdziesz drogę do swojego pokoju… - Bardzo śmieszne – Melissa wystawiła jej język. - Dobranoc – powiedział Howie. Patrzył na nią uważnie. Nie wyglądała na chorą. Więc po co te tabletki? - Śpij dobrze – dodał Alex. A ona weszła do swojego pokoju. Wiedziała, że po takim dniu zaśnie natychmiast… Obudziła się, kiedy za oknem zaczęło świtać. A ona była już całkiem wypoczęta. Postanowiła więc wstać i wykorzystać chwile, że wszyscy jeszcze śpią. Przebrała się w strój kąpielowy i nałożyła szlafrok. Wymknęła się z pokoju, a potem z domu. Cicho weszła do stajni. - Amok?… – powiedziała cicho. Koń powitał ją radosnym rżeniem. Podeszła i wyprowadziła go ze stajni. Na dworze był przyjemny chłód i koń zarżał. - Jesteś gotowy na naszą codzienną przejażdżkę? – zapytała, a po chwili galopowała już w kierunku jeziorka. Musiała poćwiczyć, a tylko tu mogła liczyć na odrobinę prywatności. Hałas w domu mógł kogoś obudzić, a nie chciała się nikomu z niczego tłumaczyć… Nikomu. To znaczy Howiemu. Podchodził coraz bliżej. Robił to z czystej ciekawości, czy kryło się za tym coś więcej? Nie była gotowa, żeby się o tym przekonywać… cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dochodziła dziewiąta, kiedy otworzył oczy. Rozejrzał się po pokoju. Był ładnie i gustownie urządzony. Właściwie czuł się tu, jak w domu. Ale to nie był jego dom. To był jej dom… Zastanawiał się, czy jeszcze śpi. Wczoraj wyglądała na naprawdę zmęczoną. Wstał i podszedł do okna. I znalazł tam odpowiedzi na wszystkie swoje pytania. Monica nie spała. I to chyba od dawna. Odprowadzała konia do stajni, więc wiedział, że była na przejażdżce. Z mokrymi włosami?… Zszedł na dół, żeby wyjść jej naprzeciw. Właśnie zamykała drzwi na taras. - Dzień dobry – powiedział, a ona aż podskoczyła. - Witaj – odpowiedziała i mocniej ściągnęła pasek szlafroka. Poprawiła mokre włosy. – Obudziłam się wcześniej i pomyślałam, że przejażdżka dobrze mi zrobi… - Przed czym uciekasz? – zapytał. Popatrzyła na niego zdziwiona. - Nie rozumiem – powiedziała. - Pytałem, przed czym uciekasz – powtórzył. Poczuła się nieswojo, wyczuł to. I od razu pożałował, że tak na nią naciskał. - Przed niczym – odpowiedziała. Próbowała wyminąć go w przejściu, ale nie dał jej szansy. Musiała na niego spojrzeć. Zobaczył w jej oczach strach… Przed czym? - Kiedyś się tego dowiem – powiedział. Nic nie odpowiedziała, tylko poszła na górę. A on poczuł się głupio. Był u niej i zamiast cieszyć się tą gościną, szukał powodu, żeby mu podziękowano. Często sam siebie przeklinał za tą swoją dociekliwość. I był pewny, że tym razem się doigrał. Zamierzał więc wrócić do pokoju i spakować się, ale w połowie drogi natknął się na panią Owen. - Dzień dobry – powiedziała. – Masz ochotę na kawę? - Bardzo chętnie – odpowiedział. Właściwie nawet skazaniec ma prawo do ostatniego posiłku… - Więc zapraszam – powiedziała kobieta, a on poszedł za nią do kuchni. Usiedli przy stole, a ona nastawiła ekspres. - Śliczna okolica – powiedział Howie i popatrzył za okno. - Wiem – uśmiechnęła się. – Jest taka sama od trzydziestu lat, kiedy kupiliśmy tę ziemię. - Można tu naprawdę odpocząć. Miasto daleko, hałasy daleko… Pani Owen westchnęła. - Podoba ci się moja córka? – zapytała nagle. Howie popatrzył na nią zdziwiony. Uśmiechnęła się. - Nie musisz odpowiadać – powiedziała. – Ale, jeśli jest tak, jak myślę, to nie pozwól jej uciec. Nie rezygnuj. Wszyscy pozwalali jej uciec, ale ty tego nie rób, proszę. Widzę, że ona bardzo chce się zaangażować, ale boi się… - Czego? – zapytał Howie. - Ma kilka niemiłych doświadczeń. – odpowiedziała. – Nie, jeśli chodzi o mężczyzn – wyjaśniła pośpiesznie. – Nie o to chodzi… To naprawdę wartościowa dziewczyna. Po prostu potrzebuje czasu, żeby rozwinąć skrzydła. Więc nie pozwól jej uciec… - Co się stało? – spytał. - Nadejdzie taki moment, że sama ci o tym opowie – odpowiedziała pani Owen. – Wiem, że ciężko jest jej zaakceptować samą siebie, dlatego tak bardzo zależy jej na aprobacie innych. - Zaimponował mi jej upór, jeśli chodzi o fundację – powiedział z podziwem. - Walczy o nią jak lwica – powiedziała pani Owen. – Jak lwica… Howie nic już nie powiedział. Ale jednego był pewien. Nie pozwoli jej uciec. Choć, po dzisiejszym poranku, to pewnie on będzie uciekał. Ale wróci. Na pewno. Nie chciała schodzić na dół. Chciała zamknąć się w pokoju i nie wychodzić z niego, aż do wieczora. Często tak robiła, kiedy była mała. Ale wiedziała, że nie może zachowywać się jak dziecko. To byli jej goście, nawet jeśli to nie ona ich tu zaprosiła… Wyszła z pokoju i zeszła na dół, do kuchni. Maria już się krzątała. - Pomóc ci w czymś, Mario? – zapytała. Kobieta uśmiechnęła się. - Zanieś tacę na taras – odpowiedziała. – Wszyscy już tam siedzą… Bardzo miły jest ten Howie – dodała, kiedy Monica była już praktycznie przy wyjściu. Dziewczyna odwróciła się i popatrzyła na nią uważnie. - Co chcesz przez to powiedzieć? – spytała. - Nic. Tylko to, że jest bardzo sympatyczny – odparła Maria. – Nie lekceważ tego. Daj mu szansę. - Chcesz mnie wyswatać? – Monica wróciła do kuchni i postawiła tacę na stole. - Chcę, żebyś była szczęśliwa – Maria uśmiechnęła się. – On potrafi dać ci szczęście… - Tego nie wiesz – powiedziała Monica cicho. – Nie jestem normalną dziewczyną… - Dla niego to nie będzie żadną przeszkodą – Maria położyła jej dłoń na ramieniu. – Nie powinnaś ciągle uciekać. Czas wyjść z ukrycia. - Niczego nie obiecuję, ale będę się starać – powiedziała Monica. Uśmiechnęła się lekko. Wiedziała, że Howie jest dobrym człowiekiem. Troszczył się o innych i dla każdego zawsze miał dobre słowo… - Moja dziewczynka – uśmiechnęła się Maria. – A teraz maszeruj z tą tacą na śniadanie. Monica westchnęła i wyszła z kuchni. Rzeczywiście. Wszyscy już siedzieli przy stole. - Myślałam, że już do nas nie zejdziesz – powiedziała pani Owen. - Cieszę się, że cię zaskoczyłam – odpowiedziała Monica i usiadła obok Howiego. Popatrzył na nią z uśmiechem. - Przepraszam – powiedział cicho, żeby tylko ona słyszała. Wiedziała, co ma na myśli. Uśmiechnęła się. - Smacznego – powiedziała głośno i tym samym dała mu do zrozumienia, że wszystko w porządku. Odetchnął z ulgą. Myślał, że go wyrzuci. Ale był pewny, że tego nie zrobi. Ona taka nie była… cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Cały dzień upłynął im całkiem miło. We dwoje postanowili wybrać się na przejażdżkę konną. Melissa w tym czasie siedziała z Alexem w basenie. Nie chcieli sobie wchodzić w drogę, a wcale nie zależało im na spędzeniu czasu we czworo. Dlatego się rozdzielili. Monica galopowała na koniu, a Howie podążał za nią. Pojechali nad jezioro i spędzili tam kilka godzin. Monica oprowadzała go po okolicy i opowiadała zabawne historyjki z dzieciństwa. Zaśmiewali się do łez… On rewanżował się swoimi wspomnieniami z dzieciństwa i okazało się, że mieli wiele wspólnego. A czas mijał, niepostrzeżenie. Rozmawiali o błahostkach, z rozwagą omijając poważne tematy. Tak było lepiej… Ona nie była gotowa, żeby dać z siebie coś więcej. A on nie naciskał. Potrafił się cieszyć tym, co osiągnął. A osiągnął wiele. Poznał ją lepiej. Wiedział, że pod tą piękną powierzchnią kryje się równie piękne wnętrze… Była oczytana, na każdy temat miała coś ciekawego do powiedzenia. Dyskusja z nią nigdy nie była nudna. Śmiała się i żartowała bez końca. A dla niego to był najpiękniejszy widok. Jeszcze przyjdzie czas na poważne rozmowy… - Dziś już wyjedziecie, prawda? – zapytała pani Owen, kiedy skończyli jeść obiad. Alex uśmiechnął się do Melissy. - Musimy – odpowiedział. – Choć wcale nie mamy ochoty… - Możecie tu przyjeżdżać tak często, jak tylko będziecie chcieli – zaproponowała kobieta. Monica popatrzyła na nią z uśmiechem. - Nie wypada, żebyś ty to proponowała, mamo – powiedziała i wesoło mrugnęła okiem. – Ale mama ma rację. Jeśli będziecie chcieli nas jeszcze kiedyś odwiedzić, to zapraszamy – powiedziała do Alexa i Howiego. - Na pewno skorzystamy – odpowiedział Alex i obaj wstali. - Widzimy się w studiu – powiedział Howie, kiedy szli w stronę samochodu. - Postaram się znaleźć czas – odpowiedziała Monica. - Mam cię siłą wyrwać ze szpitala? – popatrzył na nią z uśmiechem. Nic nie odpowiedziała, tylko patrzyła na niego wyczekująco. - Czuję w tym spojrzeniu jakieś wyzwanie – powiedział cicho. Uśmiechnęła się, ale milczała. - Do zobaczenia we środę – otworzył bagażnik i wrzucił do niego torbę. A ona nadal nic nie mówiła. - Monica? – stanął naprzeciwko i popatrzył na nią uważnie. – Nic mi nie powiesz? Patrzyła na niego hardo. Wiedział, o czym myśli. Chciała mu pokazać, że nie będzie się o niego starać. Że to on powinien się starać o nią. I wiedział, że będzie. Żeby nawet miał zawalić cały dzień nagrań, to stawi się we środę w tym szpitalu, żeby ją stamtąd zabrać… Pokaże jej, że coś z tego będzie… - Do zobaczenia we środę – powtórzył. Otworzył drzwi. Po drugiej stronie stał Alex z Melissą i cicho rozmawiali. - Do widzenia – odpowiedziała cicho. Zastanawiała się, czy rzeczywiście się zobaczą. Może po tym weekendzie on stwierdził, że nie warto kontynuować tej znajomości. Nie chciała, żeby tak się stało. Tak dobrze się z nim rozmawiało… Słuchał, odpowiadał, był zainteresowany tym, co mówiła… Dawno nikogo takiego nie spotkała… Ale nie ona podejmie tę decyzję. Ten krok należy do niego. Modliła się tylko, żeby wykonał go we właściwym kierunku… - Trzymajcie się ciepło! – powiedział Alex i zamknął drzwi. Stały i patrzyły, jak odjeżdżają. Monica westchnęła. Skończył się raj. Trzeba wrócić do rzeczywistości… cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
I nadeszła środa. A ona miała urwanie głowy w szpitalu. Konsultacja za konsultacją. Była dopiero dziesiąta, a ona miała za sobą już dwie asysty przy operacjach. To były szczęśliwe przypadki. Choroby zostały wcześnie wykryte i była szansa na całkowite wyleczenie… Westchnęła. Szła korytarzem w kierunku swojego gabinetu, który był jednocześnie siedzibą fundacji. Dwa lata temu szpital oddał jej kilka pomieszczeń na końcu korytarza, a ona przekształciła je w dwa przytulne gabinety, jasny sekretariat i małą kolorową poczekalnię. Kolorowe ściany zawsze optymistycznie ją nastrajały. A jej pacjentkom było to potrzebne… - Pani doktor? – usłyszała czyjś głos i przystanęła. Miała przed sobą uśmiechniętą dziewczynę. - Tak? – zapytała i poprawiła stetoskop. - Pani może mnie nie pamiętać… Ja miałam operację w zeszłym roku… – wyjaśniała dziewczyna. - Mary Jane? – Monica popatrzyła na nią uważnie. Dziewczyna uśmiechnęła się. - Więc jednak pamięta pani… – powiedziała cicho. – Chciałam tylko powiedzieć, że u mnie wszystko w porządku. W sobotę biorę ślub – dodała dumnie. - Naprawdę? – ucieszyła się Monica. – Strasznie się cieszę! – dodała i przytuliła dziewczynę do siebie. Obie miały łzy w oczach. Teraz przypomniała sobie Mary. Była załamana diagnozą lekarską. Chciała popełnić samobójstwo… A teraz była szczęśliwa. - Zapraszam cię na kawę. Porozmawiamy – powiedziała Monica. - Nie mogę. Śpieszę się – odpowiedziała Mary i uśmiechnęła się. – Za chwilę mam przymiarkę sukni. Chciałam tylko pani podziękować. Za wszystko, co pani zrobiła… I przyniosłam zaproszenie na ślub. Byłby to dla mnie zaszczyt, gdyby mogła pani przyjść. To pani zawdzięczam to, że jestem tu teraz… Monica popatrzyła na kopertę z uśmiechem. Wiedziała, że rak to nie koniec świata, że potem też można żyć… - Może pani przyjść z osobą towarzyszącą – dodała szybko Mary. Monica uśmiechnęła się. Howie chciał spróbować? To będzie miał ku temu najlepszą okazję… - Będę – powiedziała. - Dziękuję – Mary popatrzyła na nią z uśmiechem. Miała łzy w oczach. – Bardzo się cieszę, że pani przyjdzie… Mark nie może się doczekać, żeby panią poznać. - A, więc na imię ma Mark – powiedziała Monica, a dziewczyna uśmiechnęła się szeroko. - Jest fantastyczny – odparła. Spojrzała na zegarek. – Przepraszam, ale już jestem spóźniona. Do zobaczenia w sobotę! – dodała i już jej nie było. Monica popatrzyła na kopertę, którą trzymała w rękach. Czy dla niej też kiedyś zaświeci takie jasne słońce?… - Pani doktor, jak pani dzisiaj seksownie wygląda! – usłyszała radosny głos i odwróciła się, żeby spojrzeć w uśmiechniętą twarz Toma. Tom pracował w szpitalu od jesieni ubiegłego roku. Miał żonę i ślicznego dwuletniego synka. Więc czuła się bezpiecznie w jego towarzystwie. Dlatego od razu się zaprzyjaźnili. Komplementowali się bez końca. - Dziękuję, doktorze – odpowiedziała i uśmiechnęła się. – Widzę, że pan też skorzystał z naszych nowych mundurków. - Moja żona stwierdziła, że są troszkę za bardzo prześwitujące – odparł. – Dobrze, że nie widziała twojego. - A co masz mi do zarzucenia? – Monica spojrzała na siebie i wygładziła krótki kitel. Sięgał do połowy jej ud, a pod spodem miała krótkie szorty i biały top. - Tobie? Absolutnie nic – odpowiedział i objął ją ramieniem. Roześmiali się. - "Doktor Tom Brown proszony do dyżurki lekarskiej" – usłyszeli głos pielęgniarki przez interkom. Tom westchnął. - A tak było przyjemnie… – mrugnął wesoło okiem. – Może umówimy się na lunch, co? - Bardzo chętnie – odpowiedziała. – Mam przerwę między dwunastą a pierwszą. - Zajrzę do ciebie i pójdziemy razem – odparł. – Na razie. - Cześć – pożegnała go i już wchodziła do swojego gabinetu, kiedy nagle sobie przypomniała, że miała jeszcze wydać zalecenia pielęgniarce odnośnie jednej pacjentki. Wróciła się więc i stanęła przy recepcji. Zapisała uwagi na karcie pacjentki. Uśmiechnęła się i otworzyła kopertę. Mary miała wielkie szczęście. Znalazła kogoś, kto pokochał ją, mimo tego wszystkiego… Czy ona też będzie miała takie szczęście?… Obserwował ją już od kilku minut. Wyglądała na zadowoloną z siebie. Najpierw rozmawiała z jakąś dziewczyną, a potem pojawił się ten lekarz. Miał obrączkę na palcu, więc odetchnął z ulgą. Był gotów o nią walczyć. Czy to znaczyło, że się zaangażował? Tak szybko?… Westchnął. Postanowił poczekać na nią w gabinecie. Stamtąd będzie ją łatwiej porwać… Uśmiechnął się i wszedł do pokoju. Monica odłożyła długopis i popatrzyła na zegarek. Kwadrans po dziesiątej. A ona już była głodna. Serek homogenizowany w lodówce nagle wydał się najatrakcyjniejszym daniem na świecie. Więc weszła do fundacji. Sekretarka patrzyła na nią szeroko otwartymi oczyma. Buzię też miała otwartą. - Co się stało? – zaniepokoiła się Monica. Dziewczyna w milczeniu wskazała głową na zamknięte drzwi jej gabinetu. - Ktoś tam jest? – zapytała Monica. Dziewczyna skinęła głową. Milczała. - Co się dzieje? – powiedziała Monica właściwie sama do siebie. Uchyliła drzwi. Przy oknie stał… Howie. Odwrócił się i popatrzył na nią z uśmiechem. - Jejku, to ty… – uśmiechnęła się Monica. – Doris, możesz już zamknąć usta. To Howie – dodała i mrugnęła wesoło okiem. Zamknęła za sobą drzwi. - Ja też się cieszę, że cię widzę – powiedział. - Przepraszam – uśmiechnęła się. – Kiedy ona siedziała tak oniemiała, myślałam, że przyszedł… Nie ważne – machnęła ręką. – Zapomniałam, że to ty masz taki wpływ na kobiety. - Na ciebie też? – zapytał i podszedł bliżej. Nie wytrzymała jego spojrzenia. Odwróciła głowę. To jeszcze nie był ten czas. Za wcześnie… cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wyczuł jej zmianę nastroju. Uciekała. Ale nie mogła tak w nieskończoność. Wiedział, że on będzie obok, kiedy przestanie już uciekać. Na pewno. - Dziś jest środa – powiedział, żeby rozładować atmosferę. Popatrzyła na niego zdziwiona. - Tak – powiedziała. - A ty mi obiecałaś, że w środę przyjedziesz do studia. - Jejku! – zasłoniła dłonią usta. – Zapomniałam! - No, ładnie – westchnął znacząco. – Przypuszczałem, że tak będzie. Dlatego przyjechałem. Teraz będziesz musiała ze mną pojechać. - Nie mogę. Mam dużo pracy – powiedziała ze smutkiem. – Ale mam dla ciebie propozycję – dodała i pokazała mu białą kopertę. - Obawiam się, że nie masz wyboru – powiedział. – Przyjechałem tu z zamiarem porwania cię i zrealizuję ten plan – puścił jej oczko. – A z tej propozycji też skorzystam. - Naprawdę nie mogę – odparła. – Strasznie jest ten dzień zakręcony… - Chyba mnie nie zrozumiałaś – powiedział z naciskiem. – Ja bez ciebie stąd nie wyjdę. - Howie… – uśmiechnęła się lekko. – Chcesz mnie porwać? - Jak prawdziwy pirat – odpowiedział z uśmiechem. - Cały oddział miałby temat do plotkowania – mrugnęła okiem. Nagle poczuła, że chce to zrobić. Że chce być spontaniczna i zrobić coś szalonego. Poczuć się wolna i szczęśliwa… Chwyciła za telefon. - Co robisz? – zaniepokoił się Howie. Myślał, że chce wezwać ochronę, żeby go stąd wyrzucili. - Patrz – puściła mu oczko. – Doris? Mam dzisiaj jakieś spotkania fundacyjne?… Nie?… A jakieś ważne konsultacje?… U pani Jones?… – zmarszczyła brwi. – Da się to przenieść na jutro?… Postaraj się. I wszystkie inne spotkania też przenieś na jutro… Zadzwoń też do doktora Browna i odwołaj lunch. Powiedz, że zostałam porwana – zaśmiała się. Howie patrzył na nią z uśmiechem. Odłożyła słuchawkę. - Mam nadzieję, że wszystko zrozumiała – powiedziała z uśmiechem. – Kiedy ty jesteś w pobliżu, nie jest w stanie logicznie myśleć. - Szkoda, że ty jesteś – westchnął zrezygnowany. - No, ktoś w tym towarzystwie musi – odpowiedziała i otworzyła szafkę. – Dasz mi chwilkę czasu? Powinnam się przebrać. - A tak nie mógłbym cię porwać? – zapytał i popatrzył na nią z uśmiechem. Ten kusy strój dawał dużo do myślenia… - Ha, ha, ha. Dowcipny jesteś – lekko trzepnęła go bluzką po ramieniu. – Ja tu muszę wrócić. Pracuję tu – dodała znacząco i zniknęła w łazience. Uśmiechnął się i rozejrzał się po pokoju. Pełno w nim było kobiecych bibelotów. Na biurku stało zdjęcie. Była na nim Monica z rodzicami. W rękach trzymała dyplom ukończenia studiów, a ubrana była w ten charakterystyczny strój. Wszyscy byli roześmiani. Wiedział, że miała duże oparcie w rodzicach. Ona też bardzo ich kochała. Czy wspólnie przeszli tę tragedię, która nie pozwala jej teraz w pełni cieszyć się życiem?… - Już jestem – zatrzasnęła drzwi i to wyrwało go z zamyślenia. Popatrzył na nią z uśmiechem. Miała na sobie dopasowaną bluzeczkę i jasnoniebieskie dżinsy. Włosy związała w kitkę. Wyglądała bardzo dziewczęco. - Więc idziemy – powiedział i wyciągnął rękę w jej kierunku. - Chyba powinniśmy kogoś ze sobą zabrać – powiedziała. Miała na myśli Melissę. Co prawda nie widziały się od rana, ale Monica wiedziała, że Melissa nie wybaczy jej, jeśli nie zabierze jej ze sobą do studia… - Nikogo nie będziemy ze sobą zabierać – odpowiedział Howie i otworzył drzwi. Doris popatrzyła na niego z uśmiechem. - Ale uważam, że powinniśmy – upierała się Monica. Zobaczyła, że drzwi do gabinetu Melissy są uchylone. – Melissa?… Jesteś tam? - Nie przyszła dzisiaj do pracy – powiedziała Doris. – Dzwoniła, że została… porwana – uśmiechnęła się figlarnie. Monica popatrzyła na Howiego. Patrzył na nią z uśmiechem. - Alex sprowadza ją na złą drogę – powiedziała i pokręciła głową z udawanym zawstydzeniem. - Chodź, ja też cię sprowadzę – złapał ją za rękę i otworzył drzwi. – Do widzenia – popatrzył na Doris i puścił jej oczko. - D-do widzenia – wyjąkała. A Monica tylko roześmiała się i poszła za Howiem. Szli korytarzem, a wszyscy się za nimi oglądali. Howie nie miał na sobie nawet ciemnych okularów, więc wszyscy go bez trudu rozpoznawali. Monica udawała, że nie widzi tych spojrzeń. Ale bardzo ją to bawiło. Po raz pierwszy to ona da im powody do poplotkowania… cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Drzwi budynku otworzyły się gwałtownie i stanął w nich Kevin. Był zły. - Co się stało? – zaniepokoiła się Monica. Może nie powinna była tu przyjeżdżać? Może to nie był dobry pomysł… - O, cześć – powiedział na jej widok. Wyraz twarzy od razu mu złagodniał, więc odetchnęła z ulgą. Uśmiechnęła się. - Nie umiemy się dzisiaj dogadać – odpowiedział. – Howie zniknął, a wszyscy zaczęli się kłócić… Czasem można z nimi zwariować. Dobrze, że już jesteś – powiedział do Howiego. - Zostawić was na chwilę samych, a zaraz się zabijacie… – westchnął Latynos. - Może nie powinnam tu przyjeżdżać? – zapytała cicho Monica i popatrzyła na mężczyzn uważnie. Uśmiechnęli się do niej. - Nawet tak nie myśl – odparł Howie i objął ją ramieniem. – Kevin, nie stresuj mi dziewczyny. Została porwana, więc się denerwuje. Nie musisz jej jeszcze bardziej pogrążać – dodał i mrugnął wesoło okiem. Monica wzruszyła ramionami i oboje weszli do budynku. Kevin szedł za nimi z uśmiechem. Porwana? Hm… Coś było między nimi. Nie miał co do tego żadnych wątpliwości. - Nie da się ukryć, że coś jest nie w porządku – powiedział Howie. Im bliżej byli studia, tym coraz wyraźniej słyszeli podniesione głosy. Stanęli w drzwiach. Brian siedział w fotelu i głośno się śmiał, podczas, gdy Nick z Alexem usiłowali osiągnąć jakiś kompromis. - Dobrze, że już jesteście – powiedział Max, realizator. – Jeszcze chwila, a polałaby się krew. - Dorośli faceci… – Howie puknął się palcem w czoło i popatrzył na nich żałośnie. – Poznajcie się – dodał i pociągnął Monicę za sobą. - My się już znamy – powiedziała Monica i popatrzyła uważnie na wysokiego bruneta. Uśmiechał się przyjaźnie. - Znacie się? – pozostali patrzyli na nich pytająco. - Tak się składa, że się znamy – odpowiedział Max. – Jaki ten świat mały… Witam panią doktor – dodał i uścisnęli się serdecznie. - Jak Elaine? – zapytała. - Dobrze, dziękuję – odpowiedział. – Siedzi w domu i pilnuje naszych brzdąców. - Macie dzieci? – zdziwiła się. - Bliźniaki. Niedawno skończyły roczek – powiedział z dumą. - Gratuluję! – powiedziała z radością. Elaine była na oddziale, kiedy Monica jeszcze była stażystką. Wspierały się wzajemnie, bo Monica akurat była po pierwszej operacji, a Elaine czekała na swoje wyniki. Dzień dzisiejszy świadczył o tym, że obie poradziły sobie z chorobą. - Dziękuję – uśmiechnął się. – A co u ciebie? - Wszystko w porządku – odpowiedziała cicho. Nikt nie wiedział o jej chorobie i wolała, żeby tak zostało. Na jej szczęście, z kłopotliwej sytuacji wybawiła ją Melissa, która weszła do studia. - Nareszcie jesteś! – powitała Monicę. – Myślałam, że już nigdy się nie doczekam. - I kto to mówi? – zaśmiała się Monica. – Powinnam cię ukarać za niesubordynację. Odczujesz to przy następnej pensji – dodała i przyjaciółki uścisnęły się serdecznie. - Może wrócimy do naszego głównego tematu? – odezwał się Nick. - Byle bez kłótni – powiedział Howie. Popatrzył na wszystkich i zatrzymał wzrok na Maxie. – O co tym razem poszło? - Alex wyskakuje ze swoimi solówkami, a to ja chciałem je zaśpiewać – powiedział Nick. - A nie możecie tego robić razem? – zapytał Howie. - Oszalałeś?! – Alex popatrzył na przyjaciela oburzony. – W tym nie ma harmonii. Przecież on tak chrypie, że tego nie da się słuchać. - Wypraszam sobie! – oburzył się Nick. - Spokojnie – Howie stanął między mężczyznami. – Mamy tu dwie piękne kobiety… Nie przyszły tu, żeby wysłuchiwać waszych kłótni. Moglibyście zabłysnąć wspaniałym śpiewem, z którego jesteście tak znani… – mrugnął wesoło okiem, a wszyscy się uśmiechnęli. - Możemy śpiewać pół na pół – powiedział Nick z rezygnacją. – Więcej nie ustąpię. - I właśnie o to mi chodziło – ucieszył się Howie. Popatrzył na Alexa. Mężczyzna westchnął. - Niech ci będzie – powiedział. Po chwili całą piątką znaleźli się po drugiej stronie szyby. Monica z Melissą usiadły koło Maxa. I zaczęło się… cdn.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mijała godzina za godziną. Powoli osiągali jakąś harmonię. Monica z Melissą miały ubaw po pachy, bo chłopcy zaczęli się wygłupiać, a Kevin się złościł, że całe nagranie idzie na marne. Ale w końcu i on uległ ogólnemu rozluźnieniu i nagrywanie zmieniło się w jeden wielki happening. Wyszli ze studia po szóstej. Wszyscy roześmiani i radośni. - Jak nasz producent usłyszy te nagrania, to się złapie za głowę – powiedział Kevin i usiadł na sofie. - Zawsze możemy go zmienić – zachichotał Nick. - Nawet tak nie mów – Brian szturchnął go łokciem. - Żartowałem – odpowiedział Nick. – Nie mogłem sobie odmówić. Tak łatwo was zdenerwować… - Ty się kiedyś doigrasz – Alex pogroził mu palcem. Podszedł do Melissy. - Idziemy coś zjeść? – zapytał Max. – Burczy mi w brzuchu. - Myślałam, że już nikt o to nie zapyta – powiedziała Monica. – Ja jestem bez lunchu – dodała patrząc spod oka na Howiego. Uśmiechnął się. - Przepraszam – powiedział skruszony. – Jak pracujemy, to tracimy poczucie czasu… - Zaraz stracisz wszystkie pieniądze – odpowiedziała. – Zamówię tyle trawy, że do jutra się nie wygrzebiemy… Wszyscy się roześmiali. Howie objął ją ramieniem. - To może być interesujące – powiedział. Chciał jeszcze coś dodać, ale powstrzymał się w ostatniej chwili. Żarty żartami, ale wiedział, że pewnej granicy nie może przekroczyć… - Niedaleko stąd jest fajna knajpka włoska – powiedział Max. – Serwują tam fantastyczną zieleninę. - Samą zieleniną się nie najemy – odpowiedział Nick i popatrzył na niego z obrzydzeniem. - Mówiłem to pod kątem doktor Owen. Wy też znajdziecie tam coś dla siebie – odparł. - No to idziemy, nim marsz moich kiszek zagłuszy cokolwiek innego – powiedział Alex i wyszli z budynku. Po kilku minutach dotarli na miejsce. Knajpa była prawie cała pusta, więc wiedzieli, że mogą liczyć na trochę prywatności. Niewiele osób wiedziało, gdzie są, więc mieli spokój. - Co zamówimy? – zapytał Brian. - Wszystko jedno, byle dużo – odparł Nick. Chwilę się sprzeczali, bo nie wiedzieli, co zamówić, ale ostatecznie osiągnęli jakiś kompromis. - U was tak zawsze? – zapytała Monica sięgając po widelec. Musiała połknąć tabletki, a nie mogła tego zrobić na pusty żołądek. - Prawie – uśmiechnął się Howie. – W każdym razie nie narzekamy na nudę… - Zdążyłam zauważyć – uśmiechnęła się i zajęli się jedzeniem. Pozostali uczynili podobnie. Przez chwilę było słychać tylko brzęk sztućców. Ale tylko przez chwilę. Bo zaraz Nick zrzucił Brianowi na talerz ziarnko pieprzu ze swojego talerza, a Brian mógł tego tak zostawić. Zaczęli się kłócić i obrzucać jedzeniem. Pozostali mieli z nich niezły ubaw. Monica zakrztusiła się ryżem, kiedy tak się śmiała. Howie poklepał ją po plecach i podał szklankę z wodą. Popiła i otarła łzy. - Dziękuję – powiedziała z uśmiechem. Głęboko odetchnęła. - Chcecie mi dziewczynę udusić – Howie spojrzał na Nicka i Briana oskarżycielskim wzrokiem. Obaj uśmiechnęli się i wzruszyli ramionami. - Ona nie da się tak łatwo, prawda? – Nick puścił jej oczko. Uśmiechnęła się. - W końcu jest lekarzem – dodał Brian. – Potrafi o siebie zadbać. - Co prawda, to prawda – powiedziała Monica. – A propos dbania… Gdzie tu jest toaleta? - Zaraz za barem – odpowiedział Max. Wstała i wzięła do ręki torebkę. - Zaraz wracam – powiedziała. Kiedy już była na miejscu, wyjęła fiolkę i wyciągnęła buteleczkę z wodą. Popiła tabletki. Odetchnęła. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Miała zaróżowione policzki. Od śmiechu. Nie przypuszczała, że oni są tak rozrywkowi. Z nimi nie można było się nudzić… Uśmiechnęła się. Poprawiła włosy i wyszła z łazienki. Przy stoliku panowało jeszcze większe zamieszanie, niż wcześniej. Wyglądało na to, że nawet Kevin zaangażował się w kłótnię. Ponieważ zabrakło mu argumentów, rzucił w Nicka ziarnkiem kukurydzy. Blondyn nie pozostał mu dłużny i w tej chwili wszyscy się obrzucali jedzeniem. Melissa popatrzyła na Monicę błagalnie. - Uwolnij mnie od tego, bo zwariuję do reszty – powiedziała cicho. - Nie oszukuj – uśmiechnęła się Monica. – Bardzo ci się to podoba… - Fakt – Melissa pstryknęła ziarnko ryżu i trafiła Alexowi prosto w oko. Zakryła usta z wyrazem szoku na twarzy. Popatrzył na nią z uśmiechem. - Szukasz zaczepki, mała? – zapytał i zmarszczył groźnie brwi. Pokręciła przecząco głową. Nachylił się nad nią i palcem wskazał swoje oko. - Pocałuj, bo boli – powiedział, a ona spełniła tę prośbę z przyjemnością. Monica westchnęła i popatrzyła na Howiego. - Czy tylko my jesteśmy tu normalni? – zapytała. Uśmiechnął się. - Wszystko wskazuje na to, że tylko my jesteśmy tu nienormalni – odpowiedział. - Pasuje mi bycie taką nienormalną – powiedziała. I nagle przypomniała sobie zaproszenie, które dostała od Mary. – A jeśli chodzi o moją wcześniejszą propozycję… - Tak?… – popatrzył na nią uważnie. – Mówisz o tej kopercie, którą machałaś mi przed nosem w swoim gabinecie? - Dokładnie – odpowiedziała. – Powiedziałeś, że się zgodzisz – pogroziła mu palcem. - A nie powinienem? – spojrzał na nią uważnie. - To jest zaproszenie na ślub. Jedna z moich pacjentek była dzisiaj u mnie i zaprosiła mnie na swój ślub. W sobotę. Ja obiecałam jej, że przyjdę, a ty obiecałeś mi, że się zgodzisz – wyjaśniła. Patrzyła na niego niepewnie. - Okay – odpowiedział z uśmiechem. - Naprawdę pójdziesz tam ze mną? – spytała ostrożnie. - Przecież obiecałem – odparł. – A ja zawsze dotrzymuje obietnic. - Ale wtedy nie wiedziałeś, czego dotyczy ta obietnica… - Powiedziałem, że pójdę, więc pójdę – nie pozwolił jej dokończyć. Uśmiechnął się. – I zrobię to z prawdziwą przyjemnością. - Dziękuję – powiedziała. – Będzie wniebowzięta, kiedy cię zobaczy. - Nie chcę zepsuć jej dnia. W końcu to jej wesele – powiedział. - Nie ma takiej możliwości, żebyś cokolwiek zepsuł, Howie – odpowiedziała z uśmiechem. - Nie ma? – uniósł pytająco brew do góry. – Potrafię na przykład zepsuć toster, albo frytkownicę… - Howie… – klepnęła go w ramię i oboje się roześmiali. - O której zaczyna się ślub? – zapytał. - O czwartej – odpowiedziała. - Jeśli przyjadę po ciebie o wpół do czwartej, to wystarczy nam czasu, żeby dojechać na miejsce? - Nie musisz po mnie przyjeżdżać – odparła. – Możemy się spotkać na miejscu. - Przyjadę i już. Koniec rozmowy – powiedział z naciskiem. Miał nadzieję, że po weselu będzie mógł przenocować na ranczu. A w ten sposób przedłużyć jakoś ich wspólne chwile… Był samolubny, wiedział o tym. Ale nie mógł na to nic poradzić. Poza tym działał tak niezauważalnie, że miał z tego same przyjemności… - Dobrze – odpowiedziała. Wiedziała, że będą się dobrze bawić. Howie świetnie tańczył, a ona też nie lubiła bezczynnie siedzieć. Może w ten sposób osiągną jakiś kompromis?… cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nim się obejrzała, nadeszła sobota. Mama od razu zapowiedziała, że przygotuje dla Howiego jeden z pokoi gościnnych. Nie mogła pozwolić, żeby tułał się gdzieś po nocy… - Wiedziałam, że na twoją gościnność zawsze można liczyć – powiedziała Monica i upiła soku. Jedli obiad na tarasie. We trójkę. - Chyba nie bardzo ci ten pomysł odpowiada – stwierdził pan Owen i popatrzył niepewnie na córkę. Monica uśmiechnęła się. - Po prostu nie chciałabym, żeby Howie poczuł, że jest w coś wciągany – odpowiedziała. - Podoba ci się, prawda? – zapytała pani Owen. - Mamo! – oburzyła się Monica. - Więc podoba się – podsumowała kobieta. Dziewczyna westchnęła. Walka z mamą przypominała walkę z wiatrakami… Nie było sensu się kłócić. - Kochanie, zostaw ją w spokoju – powiedział pan Owen. – Jeśli będziesz naciskać, to ucieknie. Choćby tylko dlatego, żeby zrobić ci na złość. - Dziękuję, tato – Monica popatrzyła na ojca z wdzięcznością. Uśmiechnęli się do siebie. - Potrafię sama kierować swoim życiem, mamo – powiedziała i wstała. – Ale, jeśli zechcę się z kimś związać, to ty będziesz pierwszą osobą, która się o tym dowie – dodała. – Idę już. Muszę się przygotować. - Nie przemęczaj się przez tę godzinę – powiedział ojciec. – Wzięłaś tabletki? - Idę do kuchni. Maria je dla mnie przygotowała – odparła. - Złoto, nie kobieta – uśmiechnął się pan Owen. - Oj prawda – potwierdziła Monica. Weszła do kuchni. Połknęła tabletki i popiła je wodą. Powoli szła do pokoju. Może i chciała się zaangażować. Ale za wcześnie było jeszcze na to, żeby o tym mówiła. Przez ostatnie dni dużo myślała o Howiem. Wspominała ten wspólny weekend i środę, która też okazała się fantastycznym dniem… Kiedy w czwartek przyszła do pracy, wszyscy już mówili o randce jej i Howiego. Śmiała się, ale nie starała się zaprzeczać. Cokolwiek by nie powiedziała i tak zostałoby to opacznie zrozumiane, więc nie było sensu walczyć… Nawet Tom pojawił się w jej gabinecie z samego rana i zażądał wyjaśnień. A później oboje się z tego śmiali… Usłyszała samochód na podjeździe akurat w chwili, kiedy zamykała drzwi od łazienki. Spojrzała na zegarek. Był punktualny co do minuty. Uśmiechnęła się i dłonią wygładziła błękitną sukienkę. Była długa i dopasowana na górze. Tuż pod biustem miała granatową wstążkę, od której zaczynała się luźniejsza część. Czuła się w niej dobrze. Wydawała się sobie wyższa, niż w rzeczywistości. Włosy przewiązała białą apaszką, a na nogi włożyła sandały tego samego koloru. Po raz ostatni spojrzała na siebie w lustrze i wyszła z pokoju. Na tarasie usłyszała rozmowę i skierowała swoje kroki właśnie tam. Howie siedział i rozmawiał z jej ojcem. Wyglądał… Wstrzymała oddech, bo miała ochotę zagwizdać. Miał na sobie doskonale skrojony szary garnitur, w którym prezentował się idealnie. Przytrzymała się ręką futryny, bo czuła, że kolana jej drżą. - Już jesteś, kochanie – ojciec uśmiechnął się na jej widok. – Ślicznie wyglądasz – powiedział i wstał. Podszedł do niej. – Po prostu idealnie. - Co racja, to racja – przytaknął Howie. Nie był w stanie wymyślić czegoś oryginalniejszego. Czuł, że zaschło mu w gardle. Wyglądała po prostu doskonale. Nie potrafił sobie wyobrazić, że mogłaby być jeszcze piękniejsza… - Możemy już jechać – powiedziała cicho. Czuła się niezręcznie, kiedy tak się na nią patrzył. - Przyniosłam bukiet z kuchni – na taras weszła pani Owen. – Jesteś śliczna, kochanie – dodała z uznaniem. – Prezent leży w holu. - Dziękuję, mamo – odpowiedziała Monica. - Pójdę po prezent – powiedział Howie. Pojawił się za chwilę z pudłem w ręku. Monica postanowiła, że nie będzie kupować niczego wyszukanego. Postawiła na praktykę i kupiła zestaw do kawy. Wiedziała, że tego nigdy nie za wiele… - Bawcie się dobrze – powiedział pan Owen i patrzył jak oboje wsiadają do samochodu. - Będziemy – odpowiedziała Monica i zamknęła drzwi. Westchnęła. Będą, oj będą… - Pamiętaj, żeby się nie przemęczać – dodała cicho pani Owen. Mąż objął ją ramieniem i patrzyli, jak samochód odjeżdża. - Wyfrunie nam niedługo z gniazdka, prawda? – zapytał żony. Skinęła głową. - Najwyższy czas – odpowiedziała. – Tyle lat była sama… - To dobry chłopak – powiedział. – Może uszczęśliwić naszą ptaszynę… - Modlę się, żeby tak było. Ona zasługuje na wszystko, co najlepsze… Do kościoła weszli jako jedni z ostatnich. Usiedli za pozostałymi gośćmi. Ceremonia minęła bez zakłóceń. Monica patrzyła na młodych z uśmiechem. Byli tacy szczęśliwi… Miała łzy w oczach. Razem z pozostałymi wyszli przed kościół. Rozpoczęło się składanie życzeń i wręczanie prezentów. Razem z Howiem też ustawili się w kolejce. - Dobrze się czujesz? – zapytał Howie i popatrzył na Monicę uważnie. Przez całą uroczystość była dziwnie milcząca. - Tak – odpowiedziała i uśmiechnęła się lekko. – Strasznie się cieszę, że są szczęśliwi. To znaczy, że po tej chorobie jest jeszcze szczęśliwe zakończenie… - Mówisz, jakbyś w to nie wierzyła – powiedział. Ale ona nie zdążyła już nic odpowiedzieć, bo nadeszła ich kolej na składanie życzeń. Mary miała łzy w oczach, kiedy zobaczyła Monicę. - Jednak pani przyszła! – powiedziała radośnie. - Nie mogłam tego przegapić – powiedziała Monica. – Wierzę, że będziecie szczęśliwi. - Dziękuję – Mary wzięła od niej kwiaty. – Pani też nie przyszła sama… – popatrzyła na mężczyznę, który składał życzenia jej świeżo poślubionemu mężowi. - Nie – przytaknęła Monica i czekała, aż Howie się odwróci. Mary stanęła, jak wryta. - To jest… to jest… – wyglądała, jakby zobaczyła ducha. Zaczęła wachlować się dłońmi. - Howie Dorough – powiedział Latynos. – Moje gratulacje – dodał i rozłożył ramiona, żeby ją do siebie przytulić. Błyski szczęścia w jej oczach szybko zostały zastąpione przez łzy szczęścia. cdn....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziękuję – wyjąkała cicho. – Boże, nigdy nie myślałam, że będę miała takiego gościa na ślubie… Howie uśmiechnął się i pocałował ją w policzek. A potem stanął przy Monice i patrzyli, jak państwo młodzi przyjmują życzenia od pozostałych. - Dziękuję, że tu ze mną przyszedłeś – powiedziała cicho Monica. – Uczyniłeś ten dzień jeszcze piękniejszym… - Taka już moja rola – uśmiechnął się. – Czy twoje dni też są piękniejsze, kiedy się spotykamy? Uśmiechnęła się, ale nic nie odpowiedziała. Bo co miała mu odpowiedzieć? Nieświadomie zmuszał ją do myślenia na ważne tematy. Dążył do tego, żeby się otworzyła. Żeby ujawniła się w całej okazałości. I był coraz bliżej tej tajemnicy… Westchnęła. - Doktor Monica? – usłyszała czyjś głos i popatrzyła na niską tęgawą kobietę. - Dzień dobry, pani Jane – powiedziała z uśmiechem. Kobieta uścisnęła ją z radością. - Cieszę się, że przyszłaś, skarbie – powiedziała. – To tobie zawdzięczamy, że Mary dobrnęła aż do tej chwili. - Cieszę się, że mogłam pomóc – Monica uśmiechnęła się, zakłopotana. - Witaj, kochanie! – wysoki, barczysty mężczyzna mocno przytulił ją do siebie. - Dzień dobry – odpowiedziała. Howie patrzył na tę scenę z rosnącym rozbawieniem. Cieszył się, że tu przyszedł. Może, dzięki temu, dowie się czegoś więcej o Monice. A chciał się dowiedzieć jak najwięcej… - Widzę, że nie przyszłaś sama – powiedziała nagle pani Jane. – To dobrze, kochanie. Powinnaś być z kimś. To dodaje skrzydeł, pozwala zapomnieć o chorobie… Wszystko dobrze u ciebie? Monica wstrzymała oddech. Jeszcze tylko tego jej brakowało. Chciała Howiemu powiedzieć. Ale nie w takiej chwili i nie w ten sposób. Kiedy zobaczyła, że patrzy na nią uważnie, już miała pewność, że słyszał mamę Mary. Westchnęła i uśmiechnęła się do kobiety. - Tak – odpowiedziała. – Wszystko dobrze, dziękuję. - Możemy już jechać na przyjęcie! – zadecydował głośno ojciec panny młodej. Jego głos przerwał tą niezręczną atmosferę. Monica wiedziała, że Howie nie będzie kontynuować tego tematu. Podszedł bliżej i podał jej ramię. - Jedziemy – powiedział. Bez słowa podeszli do samochodu. Wsiedli. Popatrzył na nią uważnie. Uporczywie wpatrywała się w mapy, które wystawały ze schowka. Nie mógł znieść jej milczenia. Uciekała w ten sposób, a on nie chciał jej na to pozwolić. - Jeśli nie chcesz, możemy tam nie jechać – zaproponował. Popatrzyła na niego smutno. - Nie mogę jej tego zrobić – odpowiedziała. – Mary bardzo na mnie liczy. Westchnął. Odwrócił się i popatrzył na nią uważnie. - Powiesz mi, przed czym tak uciekasz? – zapytał. – Co tak ukrywasz i dlaczego to nie pozwala ci cieszyć się życiem? - To nie jest dobry moment – odpowiedziała cicho. I to był duży krok naprzód. Otwarcie przyznała się, że nie wszystko jest w porządku. Nie mógł tego zmarnować. - Powiem im, że dojedziemy za jakiś czas – powiedział i wysiadł z samochodu. Patrzyła na niego, ale nic nie widziała. Dlaczego wszyscy dookoła ciągle musieli jej przypominać o tym, co przeszła? Nie chciała w kółko o tym rozmawiać… Leczyła ludzi i w ten sposób przynosiła im ulgę. Chciała, żeby nie musieli przechodzić przez to, przez co ona musiała przejść. Nie chciała opowiadać wszystkim dookoła, że ma za sobą taką chorobę… Ale widocznie tak już musiało być. To był jedyny sposób, żeby pogodzić się z chorobą. Tylko rozmowy mogły przynieść jej ukojenie. Mogły uciszyć pytania: dlaczego?… Bo cały czas je sobie zadawała. Dlaczego akurat ją musiało to spotkać? Dlaczego musiała się czuć jak ktoś gorszy? Dlaczego musiała czuć się jak niepełnowartościowa kobieta?… Westchnęła. Znów poczuła pod powiekami łzy. Pociągnęła nosem i popatrzyła za okno. Howie już wracał. Usiadł za kierownicą. - Pojedziemy gdzieś, gdzie nikt nie będzie nam przeszkadzał – powiedział cicho. Spojrzał na nią z troską. Nie patrzyła na niego. Nerwowo bawiła się torebką. - Wszystko będzie dobrze – dodał uspokajająco i nakrył jej dłoń swoją. Popatrzyła na jego dłoń i na wierzch położyła swoją. Trzymała go mocno. Jakby całe jej życie od tego zależało… Nic już nie powiedział, tylko ruszył. Jechali w milczeniu. Zatrzymali się dopiero przy zjeździe na plażę. Howie zaparkował samochód i wysiadł. Zdjął marynarkę. Obszedł auto i otworzył jej drzwi. Pomógł jej wysiąść. - Możemy się przejść, jeśli chcesz – zaproponował. Pokręciła przecząco głową i stanęła opierając się o samochód. Stanął naprzeciwko i patrzył na nią wyczekująco. Postanowił, że nic więcej nie powie. Nie zapyta. Nie będzie jej naciskał. Poczeka, aż będzie gotowa… Monica westchnęła. Nadszedł ten czas. Znali się tak krótko, a on już tyle o niej wiedział… Był pierwszym mężczyzną, z którym nie bała się być, z którym nie bała się głośno śmiać… Może to był dobry moment, żeby mu o tym powiedzieć?… Może to była właśnie ta chwila, po której miała nastąpić zmiana w ich wzajemnych stosunkach?… Może on potrzebował szansy, żeby się wyplątać z tego, co zaczęło między nimi powstawać? Musiała dać mu tę szansę. Musiała dać mu wybór… Wiedziała, że od tej chwili nic już nie będzie takie samo… - Jestem Amazonką – powiedziała cicho. Popatrzył na nią uważnie. - Wiem o tym. Doskonale jeździsz na koniu – odpowiedział. Uśmiechnęła się smutno i popatrzyła mu w oczy. W każdej innej sytuacji taki żart mógłby ją rozbawić… - Nie rozumiesz – odparła spokojnie. – Jestem Amazonką… Wiesz, jakie kobiety nazywają siebie Amazonkami? - Takie, które… – przeniósł wzrok na jej piersi. Szybko ujęła jego twarz w swoje dłonie. Zmusiła, żeby spojrzał jej prosto w oczy. - Jedna z nich jest sztuczna – powiedziała otwarcie. – Chciałam wyglądać normalnie, żeby samą siebie przekonać, że mogę żyć normalnie… Że tak naprawdę nic się nie zmieniło i nadal jestem wartościową kobietą… – dodała cicho i nerwowo zagryzła usta. Czuła, że ma wilgotne oczy. Czekała, aż coś powie. Ta cisza ją zabijała… - Jesteś wartościową kobietą – powiedział po chwili ciszy. Patrzył na nią z podziwem. Uśmiechnął się. – Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek dane mi było spotkać… I nie tylko zewnętrznie – dodał szybko. – Potrafisz sprawić, że przy tobie czuję się, jak ktoś wyjątkowy. Kiedy jesteś obok, słońce nie zachodzi… – uśmiechnął się. Zakryła usta dłonią. Bała się, że zacznie szlochać, jeśli tego nie zrobi. Gdzie on był przez te wszystkie lata, kiedy ona każdego dnia walczyła o przetrwanie?… Kiedy pragnęła, żeby ktoś ją przytulił i powiedział takie piękne słowa… Żeby ją zapewnił, że nic się nie zmieniło, że jest piękna i wspaniała… Gdzie był, kiedy wpadała w dołek za dołkiem?… - Nie płacz – powiedział cicho Howie i kciukami osuszył jej łzy. Uśmiechnął się czule. – Podziwiałem cię od samego początku. Już w Szwecji wiedziałem, że jesteś kimś wyjątkowym. Postawiłaś się Kevinowi, a chcę, żebyś wiedziała, że niewiele osób to potrafi… – mrugnął wesoło okiem. – Potem jeszcze widzieliśmy cię w szwedzkiej telewizji, ale nie rozumieliśmy, o co chodzi. Ja jednak wiedziałem, że to coś bardzo ważnego… A potem jeszcze ten telefon w samolocie… Walczyłaś fundację jak lwica… Teraz podziwiam cię jeszcze bardziej. Bo nie dałaś się pokonać chorobie… Wyszłaś z tej walki zwycięsko… To zaszczyt dla mnie, że pozwoliłaś mi się do siebie zbliżyć. Udowodnię ci, że jestem tego wart… Znów poczuła łzy na policzkach. Skąd on brał te wszystkie piękne słowa? Skąd brał ten słodki balsam, który tak koił jej zbolałą duszę? Westchnęła. - Przytul mnie – poprosiła. – Przytul i powiedz, że wszystko będzie w porządku… - Chodź do mnie – powiedział i rozłożył szeroko ramiona. Wtuliła się w nie z ufnością. Złożyła głowę w zagłębieniu jego szyi i marzyła, żeby ta chwila trwała wiecznie… Żeby całe jej życie odtąd tak wyglądało. Żeby czuła obok siebie silne ramiona… - Wszystko będzie dobrze – powiedział. Delikatnie gładził ją po plecach. Czuł, jak się rozluźnia. Czuł, że w końcu się otworzyła, że mu zaufała. Wiedział, że nie będzie tego żałować. Już on się o to postara… cdn......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Godzinę później pojawili się na przyjęciu. Zabawa już trwała. Ogród był pięknie ustrojony, a wszyscy bawili się w najlepsze. Cały parkiet był zajęty. Podeszli do stołów. Zostały dla nich dwa miejsca przy dużym stole, przy którym siedzieli państwo młodzi. Monica poczuła się jeszcze bardziej wzruszona. Tym, że Mary chciała mieć ich tak blisko siebie… Może zawdzięczała to Howiemu? Popatrzyła na mężczyznę z uśmiechem. - Dzięki tobie mamy dobre miejsca – powiedziała i usiedli. - Dlaczego dzięki mnie? – popatrzył na nią zdziwiony. – Uważasz, że moje nazwisko odegrało tu jakąś rolę? Skinęła głową i uśmiechnęli się do siebie. - Ty masz swoje własne nazwisko – powiedział. – I to ono doprowadziło nas do tego miejsca. Nigdy w to nie wątp. Jesteś ważna dla wielu ludzi. A ja?… Jestem tylko Howiem D. z Backstreet Boys – dodał i mrugnął figlarnie okiem. - Twoja skromność jest balsamem na moją duszę – powiedziała. Usłyszeli jakiś hałas i zobaczyli, że w ich kierunku zbliżają się państwo młodzi. Oboje wstali, żeby ich przywitać. - Tak się cieszę, że dojechaliście. To bardzo wiele dla mnie znaczy – powiedziała Mary. Razem z mężem patrzyła na nich z uśmiechem. - Nie mogliśmy tego opuścić – powiedziała Monica. – Jesteś śliczną panną młodą, Mary. Nigdy nie widziałam nikogo piękniejszego… Kiedy tak szliście przez kościół… – machnęła ręką. – Serce mi zamarło. Ślicznie razem wyglądacie – uśmiechnęła się. Mary przytuliła ją do siebie. - Pani też ślicznie wygląda – odpowiedziała cicho, żeby tylko ona słyszała. – A ten mężczyzna u pani boku… – zamyśliła się. – Hm… Może to z nim pani też któregoś dnia przejdzie przez kościół – dodała znacząco. Monica roześmiała się, zakłopotana. A potem usiedli z Howiem do obiadu. Dla nich zabawa dopiero się zaczynała… Weszli na parkiet. Monica nie była w stanie zliczyć, ile tańców już przetańczyli. Nogi ją bolały, ale nie miała zamiaru przestać. Bawiła się doskonale. I była pewna jednego – nigdy tego wieczoru nie zapomni. W ramionach Howiego czuła się bezpiecznie, prowadził ją idealnie, więc nie musiała się martwić, że coś będzie nie tak. - O czym myślisz? – Howie przyciągnął ją do siebie i otoczył ramionami w pasie. Zakołysali się w rytm wolnej melodii. - O tym, że czuję się doskonale – odpowiedziała z uśmiechem. – Jestem na wspaniałej imprezie, mam obok siebie fantastycznego mężczyznę… To tak, jak w raju, prawda?… Właśnie tak zawsze wyobrażałam sobie swój raj… - To zupełnie tak, jak ja – odparł. Uśmiechnął się. – Mój raj wygląda tak: jest moja ulubiona pora, czyli romantycznie, bo orkiestra gra wolne kawałki. A ja trzymam w ramionach wspaniałą kobietę i mocno tulę ją do siebie. A ta kobieta w ogóle jest wyjątkowa… Gdzie się nie pojawi, robi furorę. Czy to w hotelu, w zimnej Szwecji, czy to w moim studiu nagraniowym… Nawet na przyjęciu weselnym innej kobiety błyszczy najjaśniej… Aż się boję pomyśleć, co się będzie działo, kiedy stanie na swoim własnym ślubnym kobiercu… Odsunęła się i popatrzyła na niego uważnie. Czy to możliwe, żeby myślał o tym samym, co ona?… Postanowiła odbić piłeczkę. - Gwarantuję ci, że będziesz mógł to zobaczyć. Nie wyobrażam sobie, żeby ciebie tam zabrakło – powiedziała. Kiedy uśmiechnął się szeroko, już wiedziała, że mówili o tym samym. - Właśnie taką odpowiedź chciałem od pani usłyszeć, pani doktor – nachylił się i pocałował ją w policzek. – Chociaż mówiła pani, że w rodzinach lekarskich nieciekawie się żyje… Nawet kichnąć nie można, czy coś w tym stylu… Zaśmiała się cicho, a on jeszcze mocniej przytulił ją do siebie. - Tu będzie inaczej – odpowiedziała. – Tak pan będzie kichał, że nigdy nie zdoła pan przestać… - I znów prawidłowa odpowiedź – powiedział z uznaniem. – Przechodzi pani bezbłędnie przez ten quiz. Ale to nic niezwykłego. Zawsze twierdziłem, że jest pani bardzo inteligentna. Ciekawe tylko, czy na następne pytanie też odpowie pani tak doskonale – dodał i odsunął ją od siebie. Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu. Patrzyli sobie w oczy, a z każdą chwilą to spojrzenie jaśniało coraz radośniejszym blaskiem. Howie nachylił się nad dziewczyną i delikatnie ją pocałował. Dotknęła dłonią jego policzka i oddała pocałunek. - Przeszłam quiz? – zapytała po chwili. - Śpiewająco – odpowiedział. Odgarnął jej kosmyk włosów z czoła. – I przez całe życie będziesz tak szła. Śpiewająco – dodał poważnym tonem. – A ja stworzę ci doskonałe chórki. - Więc będziemy wyśpiewywać same radosne piosenki – powiedziała. - Same – potwierdził. – Masz to jak w banku – dodał i przytulił ją do siebie. Zakołysali się powoli. Monica zamknęła oczy. Więc ten zimny kraj zaskoczył ją tak, jak nigdy by się nie spodziewała… Postawił jej na drodze wspaniałego mężczyznę. Dzięki niemu pozbyła się swoich demonów. Wiedziała, że dzięki niemu, nie będzie bała się spojrzeć w lustro… koniec. Milej lekturki i pozdrawiam serdecznie 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jarzębinooooo
może wkleisz Pana Tadeusza :-) :-) :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kalinoooo
choć jej posłodzić :-) :-) :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kolejni ameryk.prezydenci przed podjęciem ważnych decyzji zasięgali porad... wróżek, astrologów i jasnowidzów! W Owalnym Gabinecie Białego Domu odbył się seans spirytystyczny, podczas którego prezydent Abraham Lincoln odebrał przesłanie od „nadnaturalnej istoty”, która go przekonała o konieczności zniesienia niewolnictwa! Miało się to odbyć w końcu 1861 roku. Rolę medium pełniła młoda dziewczyna. Z zasłoniętymi oczami zagrała na fortepianie melodyjne akordy, które po chwili wprawiły ją w trans. Zbliżyła się wtedy do prezydenta i przekazała mu przesłanie od kogoś z innego wymiaru: „Został pan powołany na swoje stanowisko dla wielkiego celu. Świat jest pogrążony w powszechnym niewolnictwie i powinien uwolnić się z niego, aby osiągnąć stan ducha podobny do pańskiego”. Podobno po wysłuchaniu tego Lincoln zobowiązał się wydać swój historyczny dekret z 1863 roku, proklamujący uwolnienie ponad 4 milionów afroamerykańskich niewolników. Hillary Clinton nie ukrywa ona, że w latach, gdy mieszkała w Białym Domu jako Pierwsza Dama, zdarzało się jej odkrywać obecność duchów w różnych częściach rezydencji oraz często korzystać z porad wróżki bądź astrologa. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
W pamiętnikach Donalda Thomasa Regana, doradcy i męża zaufania prezydenta Ronalda Reagana____największym zaskoczeniem doradcy w pierwszym dniu jego pracy była informacja udzielona mu przez pracowników Białego Domu, że prezydencki rozkład zajęć przebiega według kalendarza astrologicznego opracowanego przez przyjaciółkę Nancy Reagan. Informacji towarzyszyła przyjacielska rada, aby nie okazywał zdziwienia i przyjął to jako rzecz naturalną. Tym bardziej że: „obecna astrolożka przynajmniej nie jest tak ekscentryczna, jak poprzednia!”. Ronald Reagan, charyzmatyczny prezydent z hollywoodzką przeszłością, nigdy nie przyznał się otwarcie do zainteresowania astrologią. Jednak media wspominały, że osobliwa godzina wybrana przez Reagana w 1967 roku na rozpoczęcie ceremonii wprowadzenia na urząd Gubernatora Kalifornii (00.1o) została ustalona przez astrolożkę. To samo powtórzyło się, gdy po latach Reagan obejmował urząd prezydencki. Również kandydatom na wiceprezydentów zostały postawione horoskopy. Zrobiła to astrolożka Joyce Jillson, pracująca dla gazety „Daily News”. W początkach swej kariery politycznej przyszły prezydent przyjaźnił się z Carroll Richter, znaną astrolożką z Hollywood. Sam zresztą wspomniał o tej znajomości w swej autobiografii, zatytułowanej „Gdzie jest reszta mnie?”. Świadkowie wspominają, że Reagan miał zwyczaj prosić Richter o poradę w małżeńskich kryzysach lub osobistych kłopotach, konsultował z nią także najodpowiedniejsze daty poddania się operacjom chirurgicznym. Nic w tym dziwnego, przecież to ona zasugerowała narzeczonym, Ronaldowi i Nancy, datę ich ślubu, 4 marca 1952 roku. Od tego czasu astrologia towarzyszyła Reaganom w ich drodze politycznej, aż do Białego Domu. Co więcej, ta prezydentura została przepowiedziana na seansie spirytystycznym! cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nancy i Ronald Reaganowie wiele kluczowych decyzji podejmowali za radą astrolożki Carroll Richter. Pewnego wieczoru, w 1974 roku, małżeństwo Reaganów przyjmowało gości w swoim domu w Sacramento. Wśród grupy przyjaciół byli tam znany piosenkarz Pat Boone i pastor George Otis. Na zakończenie spotkania postanowiono ująć się za ręce i utworzyć krąg dla wspólnego odmówienia modlitwy. W jej trakcie, nieoczekiwanie, pastor Otis wszedł w rodzaj transu mediumicznego i oznajmił, że zawładnął nim Duch Święty. Zwrócił się do Reagana i wygłosił te słowa: „Synu mój, jeśli pójdziesz prosto, postępując za moimi krokami, zamieszkasz w Alei Pennsylvania 1600”. Przepowiednia spełniła się co do joty. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zielone, czerwone i żółte W 1973 roku Nancy Reagan, mieszkając jeszcze w Kalifornii, za pośrednictwem Merva Griffina, znanego showmana telewizyjnego, poznała atrakcyjną arystokratyczną damę, Joan Quigley, córkę głośnego adwokata. Kobieta oprócz tego, że była ulubienicą plotkarskiej prasy, gdyż pojawiała się ze słynnymi osobistościami, była też znakomitością w kręgach astrologicznych. Jako 15-latka wraz z matką złożyła w San Francisco wizytę Jerome J. Pearson, 80-letniej szkockiej czarownicy. Ta zajęła się nastolatką i wtajemniczyła ją w okultyzm oraz sztukę przepowiadania. W 1947 roku, po zdobyciu dyplomu z historii sztuki na elitarnym uniwersytecie w Vassar i wbrew pragnieniom swego ojca, Quigley zdecydowała się poświęcić astrologii. Po latach, gdy Reagan już przestał być prezydentem, Quigley ujawniła, że pracowała dla niego, zajmując się sporządzaniem szczegółowych prognoz astrologicznych i wskazywała na przykład dni, w których powinien wstrzymywać się od wypowiedzi na temat polityki zagranicznej. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Potwierdził to doradca prezydenta Donald T. Regan, przyznając w swej książce, że sam umieścił na biurku kalendarz, zaznaczając zielonym kolorem daty dobre i czerwonym złe oraz żółtym wątpliwe. „W końcu zacząłem zapisywać dni właściwe dla podróży prezydenta, przemówień publicznych lub podejmowania negocjacji z jakąś potęgą zagraniczną. Za poradą Quigley opóźniliśmy doniesienia prasowe podczas zatrzymania obywateli amerykańskich w Iranie, zmienialiśmy wielokrotnie rozkłady zajęć prezydenta i prawdopodobnie to moc gwiazd wpłynęła na usunięcie z urzędu dyrektora CIA” – pisał Regan. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przeklęty cykl 30 marca 1981 roku umysłowo chory zamachowiec strzelił do Reagana, poważnie go raniąc. Od tej chwili Nancy zaczęła wręcz obsesyjnie zasięgać porad u astrologów. Było to wysoce rozsądne, bo właśnie zaczynał się tak zwany „przeklęty cykl”, czyli nieszczęsna koniunkcja Jowisza z Saturnem. Następowała ona co 20 lat i w przeciągu ostatnich 130 lat zawsze przynosiła nieszczęścia mieszkańcom Białego Domu. Właśnie w tym feralnym czasie zmarł na zapalenie płuc prezydent William H. Harrison, zaledwie miesiąc po wstąpieniu na urząd w 1840 roku. Od tego czasu, aż do tragicznej śmierci Johna F. Kennedy’ego, żaden z prezydentów, wybranych w czasie wspomnianej koniunkcji, nie zdołał dokończyć swojej kadencji. Czy to w wyniku choroby, jak Warren Harding i Franklin Delano Roosevelt, czy jako ofiara zamachu, jak Abraham Lincoln, James Garfield i William McKinley. Sama Joan Quigley opowiada w autobiografii, że jej astrologiczne porady zdołały wpłynąć na sprawy tak ważne, jak relacje Reagana z Michaiłem Gorbaczowem podczas zimnej wojny. „Powiedziałam Nancy, że chemia między prezy- dentem i Gorbaczowem jest potencjalnie bardzo dobra i przyniesie efekt, jeśli Ronnie odstąpi od swojej idei, że Rosja jest imperium zła i na konferencji w Genewie wystąpi w sposób pojednawczy”. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Timothy Nafcali, profesor Uniwersytetu w Wirginii w USA, ekspert od terroryzmu i oficjalny śledczy Komisji 11 września, w 2006 roku dokonał zdumiewającego odkrycia w Archiwum Narodowym. Znalazł mianowicie nagrania serii rozmów, które w Owalnym Gabinecie prezydent Richard Nixon przeprowadzał ze słynną jasnowidzącą Jeanne Dixon. Podczas jednego z ich spotkań, które odbyło się 19 września 1972 roku, wkrótce po tym, jak bojówka palestyńska zabiła grupę sportowców izraelskich na olimpiadzie w Monachium, jasnowidząca ostrzegła Nixona o możliwych atakach terrorystycznych w USA, szczególnie przeciw społeczności żydowskiej. Ten, nie zwlekając, zatelefonował do swojego głównego doradcy, wszechmocnego Henry’ego Kissingera i polecił mu stworzenie antyterrorystycznej komisji rządowej pod dyrekcją CIA i FBI. W nagraniach słychać, jak wyraźnie podniecony Nixon mówi do Kissingera: „Może się zdarzyć, że terroryści kogoś zabiją, dlatego powinniśmy mieć gotowy plan. Wyobraź sobie, że porywają na przykład Izaaka Rabina (ówczesny ambasador Izraela w USA, późniejszy prezydent Izraela) i w zamian za jego uwolnienie żądają wypuszczenia na wolność wszystkich czarnych więźniów odbywających kary w USA. Co, u diabła, wtedy zrobimy?”. W późniejszych spotkaniach Nixon konsultował z jasnowidzącą sprawy tak naglące, jak porozumienie USA i ZSRR co do rozbrojenia atomowego czy konflikt w strefie Kanału Panamskiego. Już podczas pierwszego spotkania z Nixonem w 1949 roku Jeanne Dixon przepowiedziała mu, że zostanie prezydentem Stanów Zjednoczonych dzięki wsparciu Boga. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wydaje się, że astrologia, która w XXI wieku ma się doskonale i, można powiedzieć, „wraca na salony”. Powszechnie jest znana przyjaźń Hilary Clinton z dyrektorką Fundacji Badań Ducha, psychologiem i autorką kilkunastu książek o psychologii i rozwoju wewnętrznym, głosicielką Nowej Ery, Jean Houston. W plotkarskich kręgach Waszyngtonu mówi się, że Hilary Clinton nie robi niczego, także w polityce, bez uprzedniego zasięgnięcia porady swojej guru. Hillary znana jest też z admiracji dla Eleonory Roosevelt. Ponoć rozmawia z jej duchem podczas seansów w zmienionym stanie świadomości, wprowadzana w trans przez Jean Houston. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
W ciągu ostatnich dwustu lat Owalny Gabinet był świadkiem wielu seansów spirytystycznych. Także tutaj w 1972 roku Richard Nixon został ostrzeżony przez jasnowidzącą o możliwości zamachów terrorystycznych w USA./M. K/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
JARZEBINKO kochana____dziekuje serdecznie za Twoje kolejne ciekawe opowiadanie.Fakt,uwielbiamy je.Z kazdego ,jak z bajki plynie "moral",wskazowka,,,A poza tym czyta sie je jednym tchem. Dziekuje👄 W rewanzu zostawiam Wam takze cos do poczytania,,, Pozdrawiam bardzo serdecznie🖐️🖐️🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam Biesiadę ! Jest ktoś... Rainer Haak Jest Ktoś, przy kim mogę być sobą. Mogę opowiadać o moich marzeniach, pragnieniach i nadziejach, a także o zwariowanych pomysłach Mogę płakać i śmiać się głośno. Mogę przetoczyć się przez pokój w szalonym tańcu. Mogę być szczęśliwy i nieszczęśliwy, pewny siebie i zupełnie z siebie niezadowolony. Nie muszę wkładać maski, lecz mogę być taki, jaki naprawdę jestem i jaki w danej chwili się czuje. Pozdrawiam biesiadniczki!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Są ludzie... Roman Mleczko Ze wszystkich natchnień, najpiękniejsze były te, które czerpałem ze słońca... Są ludzie, którzy żyją na równinach i są szczęśliwi; są ludzie, którzy spędzają życie w górach wysokich i są szczęśliwi; ale są też tacy, którym to, co najwyższe na ziemi, nie wystarczy, więc unoszą się w przestrzeni, jakby ich serce napędzane było energią jaśniejącego słońca. Jeżeli chcesz poznać i wyśpiewać całe bogactwo swojej duszy, zechciej ją naświetlić miłością.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie odtrącaj... M. Maliński Nie odtrącaj ręki, która ci poprawia szalik pod szyją, przygładza włosy, strzepuje kurz z płaszcza; nie denerwuj się, gdy cię wypytują o to, jak się czujesz, czy cię głowa nie boli, czy nie jesteś zaziębiony, jak ci się spało, czy masz jakieś zmartwienie; nie narzekaj, że się tobą interesują, że się wtrącają w twoje sprawy; nie narzekaj, że cię upominają, ostrzegają, przekonują. Bo przyjdzie taki czas, bo dojdziesz do tego, że nikogo nie będziesz obchodził, że nikt nie będzie cię pytał, ani ostrzegał, ani prosił. Stanie się to, czego chciałeś: nikt się nie będzie tobą interesował. Zostaniesz sam. A gdy przyjdzie tragedia, wtedy może zabraknąć ręki, która by cię uratowała przed rozpaczą. Nie odtrącaj od siebie przyjaźni, bo nie można jej znajdować w nieskończoność.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pozdrawiam biesiadniczki. Siedem wiosen ci przyniosę, Jeśli tylko mnie poprosisz, Świergot ptaków, zapach sosen, A to wszystko z mej miłości. Lepką słodycz ust gorących I motyli wirowanie, Chcesz płynące z piersi drżących Nieustanne miłowanie? Taniec w słońcu , zapach deszczu, Eliksiry z wonnych kwiatów, Dłonie , które skronie pieszczą Tajemnicą aromatów. Tylko powiedz, czy przyjmujesz Moją duszę , moje serce? Siedem wiosen ci daruję I miłosnych słów kobierce.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Marzyciele to ludzie prości- Tylko mają bliżej do nieba. Potrzebują wiele miłości, Jak powietrze jest im potrzebna. Każdy nosiłby głowę w chmurach By zapomnieć o tym, co było. Piszą wiersze o różnych bzdurach Na papierze z różą lub lilią. Zapatrzeni w zachody słońca Z duszą dziecka, co nie chce dorosnąć Mogą słuchać ptaków bez końca I odradzać się z każdą wiosną. Więc nie zbywaj proszę uśmiechem Cichych westchnień i wierszy paru. Czasem dobrze z szarej nicości Przenieść duszę w krainę czarów.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jak twardym słowom nadać blask, by chciały lśnić? Pieścić je w dłoniach,sercem grzać? Wykuwać w ciszy młotem barw, By rdza opadła,został czar? Zapłoną łuną czerwoności, Zadźwięczą jak rzucony grosz. I stworzą wiersz na swoją chwałę, By go czytali ludzie prości Wdzięczni za taki piękny dar.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jakim cudem czytasz z mych oczu jak z księgi, książę? Jakim sposobem przechodzisz przez zamknięte wrota myśli mych? Jak to możliwe, że twe jedno spojrzenie rozpala moje? Czyżbyś magiem był, książę? Jakim cudem zawładnąłeś terytorium serca i umysłu mego bez użycia broni? Jakim sposobem twe dłonie uspokajają moje gestem jednym? Jak to możliwe, żeś człowiekiem jest, a nie Aniołem? Czyżbyś za grzech miłości wydalony z nieba został, książę? Jakim cudem Bóg nas od siebie oddalił wtedy? Jakim sposobem jeszcze cię nie znalazłam? Jak to możliwe, że żyjemy dla siebie, lecz osobno? Czyżby to wszystko snem tylko było? A może nigdy nie narodziliśmy się? No powiedz, mój książę. Wasze myśli.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×