Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Hogaty - reaktywacja D

Hogaty - reaktywacja D

Polecane posty

Waikiki 🌼 :) Własnie wkeljcie link...jak założycie jakiegos wątala ;) Bo ten już umarł chyba... A ja jestem chora, katar mnie dobija, a bół gardła? Wolę nie komentować :( A tu tyrtyrtyraj do piątku a w weekend szkołą :( Aha i lekarz jutro... Rewelacja :( Czyli podsumowując: Załamka :( Kurwa czemu musze być chora teraz ;( Dobranocka Zołzunie :( 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Lomonka 🌻 ja tez jestem chora od tygodnia! katar to mam masakryczny, jeszcze takiego w zyciu nie miałam!!! APOKALIPSA!!!!!!!!! ;-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Powrotu do zdrowia życzę dziewczyny 🌼 :) Oleńka u mnie dobrze z \"Trolem\" :) Brniemy dalej razem :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
007 :-D ja juz zdrowieje! musze ;-) powtarzam!!!! jakbyscie założyły jakiś nowy temat, to wklejcie!!!!!!!!!!!!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
bo sie dziewuszki juz nie chcą odzywać :-( Ratunku 🌻 a co tam u Ciebie???????????????????????????????? jak z majowym?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
hej dziewczyny:) u mnie wszystko ok....z Trolem dobrze wszystko więc nie narzekam:D Adzia Ty słoniu Mój:D:D:D:D Mewik hehe ja umiem pływać ....ale jeśli instruktor jest taki słodki to muszę udawać że nie umiem hahahahaha...Adzia:D:D:D:D:D:D: całuski dla wszystkich:):* 🌻 🌻 🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
znalazłąm coś na innym forum (psychologicznym), co mnie poruszyło, więc wklejam!!!!!!!! piszcie co myslicie... Gdzie sie kobieta nie ruszy to jakis facet podstawia jej - mniej lub bardziej subtelnie lub brutalnie - noge. Najgorszy bol zadaja w zwiazkach milosnych. On zdradza On sie za innymi oglada Ona czuje sie niewystarczajaco dobra Ona nie rozumie czemu on taki jest On nie ma czasu dla niej, dla dzieci On ma ciagle wazniejsze od niej rzeczy do zaltawienia Jemu sie nalezy - Jej sie nie nalezy On chce seksu - ona chce milosci Swiat zewnetrzny, publiczny jest po jego stronie. \"Mezczyzna juz taki jest\" - czytaj:raniacy w milosci Ona sie chce przytulac - on chce seksu On nie jest monogamiczny On potrzebuje sobie wyjsc On potrzebuje wolnosci On potrzebuje wlasnej kasy On potrzebuje miec swoje, jej nieznane zycie On mowi ze kocha, ale ona czuje sie zagrozona Ona go potrzebuje jak powietrze - Ona mu przeszkadza Ona sie dla niego czuje jak kula u nogi On narzeka ze ona cos wiecznie od niego chce On sie z niej mniej lub bardziej subtelnie lub brutalnie, podsmiewa, wysmiewa Jego sprawy sa wazniejsze, madrzejsze od jej spraw Jej problemy sa chore On nie ma problemow - on jest modelem ludzkosci Ona ma byc piekna i mloda On moze byc stary i brzydki Ona ma byc mila On moze byc zly i ostry Ona czuje sie winna jak mu robi awantury Jej sie nigdy nie udaje z nim zwyciezyc w sprawie najwazniejszej, czyli milosci On jest dla niej zawsze nieosiagalny emocjonalnie....jak za mgla....niezrozumialy Ona ma o siebie zabdbac, ale nie moze byc samodzielna. Ona ma byc slabsza i zalezna od niego On ma byc silniejszy, pewniejszy siebie od niej On ma miec wiecej pieniedzy od niej On ma miec mniej wdzieku od niej On nie musi jej zaspokajac Ona musi go zaspokajac Ona ma byc mu posluszna Ona nie moze publicznie narzekac na niego, wytykac jego slabosci, wady On moze mowic o niej publicznie, wytykac jej wady i slabosci Ona prosi - On sobie bierze co chce Itd itp Zapewne dla wielu kobiet wiele z tych punktow brzmi bardzo znajomo. Sama przeszlam kiedys ten swirowacie bolacy bol takiego zwiazku. W wyjatkowych przypadkach to facet jest w pozycji \"tej onej\". W ramach intelektualnej zabawy proponuje podstawic slowo \"matka\" pod slowo \"on\" i slowo \"dziecko\" pod slowo \"ona\"....... Choc to tylko intelektualna \"zabawa\", to jednak wydaje mi sie ze moze byc bardzo pomocna dla wielu ranionych kobiet. Niestety jest tak ze wiele psychologow i psychoterapeutow nie odkrylo w terapii, za pomoca swoich uczuc, dlaczego mezczyzni \"tacy\" sa i dlaczego kobiety to znosza. Tacy psychoterapeuci beda potem dodatkowo ranic kobiete ktora jest w terapii, wymagajac od niej zaakceptowania takich bredni jak np, ze to normalne ze on sie za innymi oglada, ze on potrzebuje wiecej seksu od niej, ze on zdradza, a ona cierpi i szuka winy w sobie samej itp itd. Wiele ludzi na swiecie juz udalo sie przerobic ten problem we wlasnej terapii i sie od niego uwolnic. Wszystkim im wyszlo to samo co i mnie w mojej terapii......a codzienne zycie i moje uklady z facetami ciagle mi potwierdzaja prawidlowosc moich odkryc. O tym wiecej pozniej Ogolnie radze kobietom zwracac uwage na swoje uczucia przed okresem, po porodzie i podczas menopauzy. Wtedy hormony wyciagaja z kobiety na swiatlo dzienne wiele, zwyle ze wstydem ukrywanych uczuc bolu, zlosci i poczucia bezsilnosci. Zwykle w naszym spoleczenstwie, w ktorym kobieta jest dyskryminowana, wlasnie przed okresem wychodzi z niej najwieksza prawda na temat tego co czuje i co ja boli. Wtedy hormony nie pozwalaja juz wiecej cierpiec w milczeniu i polykac wlasny krzyk i lzy. To taka pomoc dla nas kobiet od natury, ktora dziala cos jak alkohol - pozwala sie w koncu wydrzec, poplakac i miec w dupie co inni o tym mysla i walic prawde. Moze nie do konca zrozumiana prawde, ale jednak....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
albo to: \"Mój ukochany był bardzo mądry: nagrodzona praca w konkursie \"Kobieta na zakręcie\" Tekst: Anita Czupryn-Komaiszko 08-01-2005, ostatnia aktualizacja 05-01-2005 17:21 \"W małżeństwie rezygnowałam: z koncertu, na którym mi zależało, bo jemu zależało bardziej, a nie było z kim dzieci zostawić, z filmu, ze spotkań, zakupów tylko dla siebie. Na rzecz jego spraw, bo wiadomo, że one były ważniejsze\" - oto fragment historii Anity Czupryn Koimaszko, laureatki naszego konkursu \"Kobieta na zakręcie. Jak zmieniłam swoje życie\". Już wkrótce w nagrodę pojedzie do Indii, gdzie spotka się ze swą imienniczką, pisarką Anitą Nair. Mój ukochany był bardzo mądry. Gdzie mnie tam do niego, dziewczynie o twarzy prostej wieśniaczki. Maturę pisał ze \"Zniewolonego umysłu\" Miłosza, książki, która wyszła wtedy w \"drugim obiegu\", jego polonista ze strachu włosy rwał z głowy, wybiegł z krzykiem: - Coś ty narobił! - a potem postawił mu piątkę, taka to była szkoła. A ja nawet nie wiedziałam, że istnieje \"drugi obieg\". On znał Kantora, bywał w zakopiańskim teatrze Witkacego, Dostojewskiego miał w paluszku, a ja byłam tylko raz w kinie Grenada na występie objazdowego teatrzyku z \"Zemstą\" Fredry. On potrafił wymienić wszystkich członków ważniejszych zespołów, daty edycji ich płyt, ja miałam parę pocztówek dźwiękowych, stary adapter i radio z magicznym zielonym okiem, w którym nie było \"Trójki\". I nie rozróżniałam Led Zeppelin od Deep Purple. No to o czym my w ogóle rozmawiamy? Wiadomo, że musiałam się zakochać. - Masz najpiękniejsze usta na świecie - mówił. - Nie, nie lubię ich, są grube i niezgrabne - odpowiadałam. - Kocham je za ciebie - mówił. - Nosa też nie lubię. Zadarty jak u prosiaczka. - Kocham twój nos za ciebie. To najpiękniejszy nos na świecie - odpowiadał. O ślubie nie zawiadomiliśmy rodziców. Był 1988 rok, ja byłam studentką, a on żołnierzem zasadniczej służby wojskowej. Tydzień w tydzień przez dwa lata jeździłam do niego, do jednostki, jeździłam jak po tlen, bo bez niego całkiem nie mogłam oddychać. W skrócie moje życie z mężem może wyglądać tak: urodziłam troje dzieci, jego samego wysłałam na studia, napisałam za niego pracę, którą ówczesny wiceminister finansów chciał drukować w \"Gazecie Bankowej\", choć nie miałam pojęcia o finansach, bankowości i ekonomii. Brałam mężowi kredyty na swoje nazwisko, gotowałam tak, że teściowa oblizywała palce z uznaniem, wiele lat prałam ręcznie, bez słowa skargi, bo nie mieliśmy pralki, a cały dom wymiatałam z kurzu szczotką, na kolanach, bo od odkurzacza ważniejszy był dekoder Cyfry Plus, żeby mógł oglądać mecze. Oglądał je, siedząc na kanapie z piwem, wdzięcznie podnosząc nogi, żeby mi ułatwić. Na moje prośby o pomoc w domowych pracach odpowiadał: - Mężczyzna przy takich pracach wygląda śmiesznie. Jak pizduś. Chcesz mieć pantoflarza w domu? - i wsadzał nos w \"Najwyższy Czas\" albo w nową książkę Korwina-Mikke. Korwin-Mikke był dla mojego męża Autorytetem w Każdym Przejawie Życia. Mówił: - Ty się, Święta (bo on \"święta\" mnie nazywał), na polityce nie znasz i nie próbuj. Głosuj, jak każę! Głosowałam, jak każe, ale mój głos niewiele widać pomagał, bo UPR traciła w sondażach i w końcu nie weszła do parlamentu. Finansami zajmował się on. - Ty, Święta, nie umiałaś sobie nawet miesiączki wyliczyć, stąd tyle dzieci mamy; lepiej do pieniędzy się nie dotykaj - wytykał żartobliwie. Bardzo mnie te jego żarty śmieszyły. Konto mieliśmy wspólne, ale ja nie miałam do niego dostępu. Karty do bankomatu też nie miałam i w ogóle mi to nie przeszkadzało. Prosiłam go o pieniądze, kiedy mi były potrzebne na jakieś podręczne zakupy, bo te większe to robił on. Pieniądze zostawiał mi rano, po wyjściu z łóżka, rzucał gestem klienta, który płaci prostytutce za spędzoną noc. Strasznie mnie to bawiło wtedy. Na piątym roku studiów znalazłam pracę i ta praca mnie pochłonęła. Zaczęłam zarabiać, z miesiąca na miesiąc coraz lepiej, otrzymywać premie, ale mój mąż, kiedy przychodził wyciąg z banku, machał nim lekceważąco i wołał: - Twoja jałmużna przyszła! Uważał, że prawdziwe pieniądze zarabia on. Był 1995 rok, miałam na głowie dom, studia i pracę, która, czułam to, wypijała ze mnie krew. Wracałam do domu późno, przygotowywałam gorący posiłek, sprzątałam, prasowałam, prałam, kurcgalopkiem, żeby się wyrobić. Późną nocą zasiadałam do pisania jego pracy. - Sam bym napisał, ale czasu nie mam. Muszę na rodzinę zarabiać. - Wiem, wiem - odpowiadałam. - Napisałbyś wspaniałą, gdybyś tylko miał czas. - To szybciej walcz z tymi rozdziałami, bo co ja promotorowi pokażę? Walczyłam z rozdziałami, zapominając o własnej pracy magisterskiej. Koleżanka złamała tekst, zaniosłam do oprawienia i pojechał do promotora. - Mam już wyższe wykształcenie. Od dziś nie śpię z tobą - powiedział po obronie. Śmiałam się wtedy co niemiara. Ale też coraz częściej łapałam się na myśli, że jest mi za ciężko. I że to żaden partnerski związek, gdzie wszystkie sprawy są wspólne, które się omawia przy stole w kuchni. Wciąż jednak znajdowaliśmy siebie nocą, w łóżku, i to było kojące i piękne, i wierzyłam, że wszystko uda nam się przetrwać, że to codzienność zabija miłość, ale my się nie damy codzienności. Przyszła recesja, mężowi w firmie rosły długi, zaczął je pokrywać pożyczkami. - Weź no - powiadał - pożyczkę od swojego znajomego, bo się muszę rozliczyć do końca miesiąca. Załatw skądś forsę, bo będzie po nas. Szłam w miasto, odwiedzałam znajomych, to było upokarzające, ale pożyczałam. Gdy tego było za mało - podpisywałam mu kredyt za kredytem. W domu nie brakowało chleba i szynki, dzieci uczyły się w dobrej szkole, mąż sobie nie żałował na nic. Coraz częściej na weekend kupował alkohol. Nie jedną butelkę wina do niedzielnego obiadu, nie. Najpierw jedną na piątek, potem dwie na piątek i sobotę, potem trzy, bo i na niedzielę, w poniedziałek piwo, no to we wtorek dwa piwa... - Picie piwa jest naturalną potrzebą każdego mężczyzny - raczył mnie sentencjami. Albo: - Kobieta jest po to, by podać piwo, cygaro i zatańczyć. Wierzyłam w taki porządek świata. W małżeństwie rezygnowałam: z koncertu, na którym mi zależało, bo jemu zależało bardziej, a nie było z kim dzieci zostawić, z filmu, ze spotkań, zakupów tylko dla siebie. Na rzecz jego spraw, bo wiadomo, że one były ważniejsze. Byłam święcie przekonana, że jesteśmy dla siebie stworzeni i tak jak mnie było wspaniale z nim, tak jemu musi być wspaniale ze mną i że to NIEMOŻLIWE, żeby jakaś kobieta mogła mnie zastąpić. Była końcówka lat 90., kiedy zaczął się zachowywać dziwnie. Wstawał rano i nagle, nie wiadomo z jakiej przyczyny przestawał się do mnie odzywać. Po prostu - gniewał się. A to palenie rzuca. Ćwiczy pływanie. Trenuje kajaki. Wraca do palenia. Rzuca. Wieczorami wychodzi do pubu, w nocy odwraca się do mnie plecami, a kiedy próbuję się przytulić - warczy. Nic a nic nie mogłam się połapać, o co chodzi. Pewnego dnia zadzwoniła do mnie koleżanka. Zaprosiła na kawę. - Widziałam go z NIĄ - zaakcentowała znacząco. - Kogo z kim? - zapytałam, nic nie podejrzewając. - Twojego męża. Z NIĄ. W kinie. Umarłam. A potem zadałam pytanie, jakie, miałam świadomość, zadają pewnie miliony kobiet na świecie, kiedy dowiadują się, że są zdradzane. - Kim ONA jest? Była młodsza ode mnie o dziesięć lat. Podobno studentka. Podobno pracowała w pubie, w którym wtedy spędzał wszystkie wieczory, a potem noce całe. Nigdy jej nie widziałam. Mąż tymczasem znalazł mieszkanie do kupienia. W starej kamienicy, zaadaptowane ze strychu, urocze. Prawie 90 metrów! Wzięliśmy duże kredyty - ponad 120 tysięcy złotych. Trzy lata później bank zabrał nam to mieszkanie. Trzy lata później, w 2003 roku, zadzwonili do mnie panowie z banku i tak się dowiedziałam, że mąż jest niewypłacalny, zniknął, zostawiając mi w spadku grubo ponad 200 tysięcy złotych długu. Banki podzieliły się między sobą całą moją pensją. Zostałam na bruku z trójką dzieci, które, gdy się pakowaliśmy, żeby opuścić mieszkanie, pytały: - Mamo, a gdzie my teraz będziemy mieszkać? - Nie wiem - odpowiadałam ze ściśniętym sercem, a jednocześnie entuzjazmem w głosie. Nie wierzycie, że tak nie można? Można! - Ale na pewno coś wymyślę - mówiłam. - Mamy zawsze coś fajnego wymyślają dla swoich dzieci. Codziennie rano wstawałam i jak Koń z \"Folwarku zwierzęcego\" Orwella mówiłam sobie: - Będę pracować jeszcze więcej. Przez półtora roku spłaciłam większą część długu. Mieszkam z dziećmi w niewielkim mieszkanku, całkiem nowym. Mąż nie pojawił się na żadnej rozprawie o alimenty. Nie płaci ich. Uciekł za granicę. Dzieci bardzo za nim tęsknią i czasem dzwonią na jego komórkę. On nigdy do nich nie zadzwonił. Rozwodu nie wzięłam. Nie mam czasu na takie głupoty. Mam własne konto w banku i kartę do bankomatu. Biorę udział w wyborach i sama decyduję, na kogo głosować. W domu jest grafik sprzątania z podziałem na role, choć nie zawsze działamy zgodnie z nim. Nie zawsze też gotuję obiady i zupełnie zrezygnowałam z prasowania. Za to jakiś czas temu kupiłam sobie perfumy za 200 złotych i umówiłam się na randkę. Ale bez kontynuacji. Znajomi mówią: - Jesteś silną kobietą. - Wiem - kłamię. Bo przecież nikt nie uwierzy, że w środku nadal jestem niepewną dziewczynką o twarzy prostej wieśniaczki. http://kobieta.gazeta.pl/wysokie_obcasy/1,53664,2479015.html Larissa

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przetrwają tylko zołzy Izabela Marczak 28-03-2005, ostatnia aktualizacja 28-03-2005 18:55 Kochasz go i robisz dla niego wszystko. Porzucasz dawnych przyjaciół i własne przyjemności, każdy grosz wkładasz w budowanie wspólnego domu, w końcu... zostajesz na lodzie. Bo byłaś zbyt miła Na początku była... miłość. 24-letnia Agnieszka, studentka nauk politycznych, poznała cudownego 31-letniego administratora floty samochodowej. Misiaczek był kochany, milusiński i czuły. Tak przynajmniej wydawało się Agnieszce, bo jej znajomi byli odmiennego zdania. - Z kim ty się związałaś, kochana? - mówili przy każdym spotkaniu. - To cwaniaczek, gbur i prostak! - Twoi znajomi to ludzie kompletnie nie na poziomie. Kompletna żenada takie towarzystwo, jak chcesz, to spotykaj się z nimi sama, dla mnie to obciach - mówił jej misiaczek.. Agnieszka przestała spotykać się ze swoimi przyjaciółmi. W życiu pary zakochanych zagościli wyłącznie znajomi \"pana czułego\". - Jak kochasz, to płyniesz - opowiada dziś Agnieszka. - Zatracasz się w uczuciu, ufasz. Już wtedy intuicja podpowiadała mi, rzuć go, nie brnij dalej w ten związek, ale lekceważyłam ją, tłumacząc, że to zwykłe wątpliwości, które muszą się pojawić, gdy drugiemu człowiekowi oddajesz wszystko. A Agnieszka oddała wiele. Dla Mr Czułego poświęciła studia doktoranckie, by odciążyć go finansowo, i wzięła dodatkową pracę, by mogli wziąć kredyt na wspólne mieszkanie. - Mieszkaliśmy razem na 20 m kw. - mówi. - Postanowiliśmy kupić coś większego. Wzięliśmy 130 tys. kredytu, resztę 50 tys. po połowie dopłacili nasi rodzice. W komisie kupiła używany samochód, ale misiaczek przekonał Agnieszkę, że bryka jest kiepska, a on, pracując w firmie samochodowej, może jej załatwi coś lepszego. - Sprzedał mój samochód za 20 tys. i załatwił lepszy za 40 tys. - opowiada. - Tyle że samochód zarejestrował na siebie. Samochód kupiony, mieszkanie kupione i urządzone. Najwyższy czas, by się wprowadzić i wieść szczęśliwe życie. - Tymczasem słyszę od niego: \"Czuję się osaczony. Nie jestem gotowy na wspólne życie. Potrzebuję czasu\" - wspomina Agnieszka. \"Jak ty to sobie wyobrażasz?\" - zapytałam go, \"Mam się wyprowadzić?\". \"Owszem, zabieraj się stąd\" - usłyszałam. Z dnia na dzień Agnieszka została bez ukochanego, bez środków na życie i bez przyjaciół. - Nie miałam, gdzie mieszkać, za co wynająć mieszkania i tonęłam w długach - mówi. - Nasi (jego i moi) znajomi raptem przestali mnie poznawać na ulicy. Wstyd mi było prosić o pomoc rodziców. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Pomogli jej starzy znajomi. Za półdarmo wynajęli jej mieszkanie, wspierali psychicznie. Ale ona i tak prawie pół roku co wieczór po zajęciach fitness, które prowadziła, przychodziła do domu i płakała. - Aż wreszcie zdarzył się wypadek, który przywrócił mi świadomość - opowiada. - Na zajęciach mój ulubiony ćwiczący 50-letni żywiołowy pan Marek miał zawał. Umarł na moich rękach. Siedziałam przy nim przez kilka godzin, czekając na przyjazd jego rodziny, i nagle pomyślałam: \"Życie jest takie krótkie, a ja się bujam z takim kutafonem, przejmuję się takim żałosnym farfoclem\". Agnieszka stanęła na nogi. Wynajęła adwokata, wniosła do sądu sprawę przeciw \"misiaczkowi\" i ją wygrała. Dziś 28-letnia Agnieszka po dwóch latach nieudanego związku i dwóch walki w sądzie mówi: - W związku i w życiu trzeba być twardą suką. Inaczej faceci cię zeżrą. Dziś nie jestem już w stanie nikomu zaufać w stu procentach. Sama o sobie decyduję, sama sobie radzę i nie rezygnuję z własnych potrzeb dla nikogo. No chyba, że dla mojego psa - dodaje ze śmiechem. Co by było, gdyby... ...Agnieszka od początku była zołzą? (Według Sherry Argrov, autorki książki \"Dlaczego mężczyźni kochają zołzy?\") Zołza, nawet gdyby się w tym \"misiaczku\" zakochała, ich związek nie przetrwałby dłużej niż dwa tygodnie, więc nie doszłoby nawet do problemów finansowych. Wyrafinowany cwaniaczek nie przebrnąłby przez wymagania zołzy. Ta bowiem kategorycznie broniłaby swojej niezależności, nie poświęciłaby spotkań ze swoimi znajomymi na rzecz jego koleżków czy chociażby na to, żeby spędzać więcej czasu z nim. Nie robiłaby cielęcych oczu za każdym razem, kiedy on wraca z pracy, nie dałaby mu poznać, że świata poza nim nie widzi, a co już w ogóle w grę nie wchodzi, wykluczone, żeby pokazała mu, że w jakikolwiek sposób jest od niego zależna, nawet gdyby była. Bo prawdziwa zołza potrafi tak rozegrać sytuację, że facet uważa, że siła i decyzyjność leżą po jej stronie. Nie jest jędzą ani wrednym babsztylm, jakiego gra Joan Colins w \"Dynastii\", lecz przeciwieństwem \"zbyt miłej\" kobiety. Takiej, która daje wszystko mężczyźnie, którego ledwie zna, niewiele od niego wymagając. \"Miłe dziewczyny powinny wiedzieć to, co świetnie rozumie zołza, że nadgorliwość w zadowalaniu mężczyzny pozbawia nas jego szacunku i bywa powodem rozpadu związku\". \"Zołza potrafi dawkować czas, który poświęca mężczyźnie. Raz jest do dyspozycji, innym razem nie. Ale jest miła - tłumaczy autorka. - Miła na tyle, żeby brać pod uwagę, kiedy on miałby ochotę ją widzieć, i czasami się dostosować. Efekt? Żadnej przewagi\". Gdyby więc Agnieszka była zołzą, to on zapewne nigdy nie chciałby powiedzieć jej \"wypier...\", bo zbyt by go intrygowała jej siła, niezależność i niedostępność. Może nawet byłoby jeszcze inaczej - \"Mr Misiaczek\" bałby się, że może zostać przez nią wyrzucony za drzwi w samych gaciach i bez grosza w kieszeni.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Waikiki ulalal ile do czytania hehe :) Hot Hot Summer :D Brylantyna a jak Ci się układa z Twoją połóweczką ? :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
kim jest m.t ????? 007 taaaaaaak, żebyście widziały, ze ktos tu działa na naszych starych śmieciach!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Waikiki tak tak :) Tylko że nam wiakszosc dziewczyn nawet tu nie zagląda... i chyba jak my nowego topiku nie zlozymy to go nie będzie , więc moze pomylimy nad tutułem?? :> m.t. ;>

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
hej dziewczynki daaawno tu nie bylam:) heh:) za 2 dni wyplywam do Szwecji i mnie nie bedzie.... Moj troll mze pobalowac...😠 buziaki dla was👄👄👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No nie mam za bardzo czasu zeby tu wchodzic.Mamy sprawdzian na sprawdzianie i sprawdzianem podparty heh:) No a poza tym bardzo dobrze mi sie z tym moim osiolkiem uklaa i spedzamy teraz troche wiecej czasu razem:):):):) no i najwazniejsze.... w koncu jestem szczesliwa...w koncu jest tak jakbym tego chciala:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Uni 🌻 no to gratuluje!!!!! oby tak było zawsze, żebyś była tak szczęśliwa!!!!!!!!! :-D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
hej babeczki juz wrocilismy ze Szwecji:) mowie wam ale bylo suuuper:):):):) hie hie ale chyba sie tam troche zauroczylam w takim jednym hieh ale sobie z tym poradze:P byl tylko jeden maly mankament...jak wracalismy to wracai z nami polacy i torche byl przypal bo pili jak cholera i ciagle jakies takie spojrzenia, teksty rozne ze troche sie balysmy chodzic po tym promie no ale przezylysmy;) hie hie na 3 dniowy wyjazd spalam 5 godzin i nadal zyje hie hie;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
18:45 summer21 u mnie wszystko ok....z Trolem dobrze wszystko więc nie narzekam 29.10 u mnie beznadziejnie....z Trolem...hmm...nie wiem czy to nie koniec....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×