Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość catania

jak najlepiej sie zabic?

Polecane posty

Gość gość
ale z was chuje. człowiek sie chce zabic to chociaz mu w tej jednej rzeczy mu pomóżcie, a nie kolejna rzecz w życiu e ktorej nikt mu nie chce pomoc.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nieśmiertelny123
Nikogo nie namawiam do samobójstwa opiszę pewną historię. Ja wiem jak się zabić skutecznie i to na prawdę, bez żadnych pierdoleń. Od razu napiszę, że powieszenie jest z wiadomych względów najpewniejsze, jednak trzeba wiedzieć jak to zrobić. Jednak wielu nie chce się wieszać bo to jest haniebna śmierć... Opiszę podcięcie żył i zażycie tabletek, nasennych/psychotropowych. Od razu nadmienię, że piszę z doświadczenia. Ja wziąłem dwa opakowania mocnego chyba najmocniejszego leku psychotropowego Klonozepamu 2 mg.60 tabletek. Do tego rozdrobnionego w pył i popitego 200 ml wódki. Następnie przygotowanymi żyletkami starego typu Polsilver zrobiłem po dwa głębokie nacięcia na tylnej stronie łydek. Tam gdzie są duże żyły. Nie chciałem na rękach bo gdyby się nie udało to taki widok nie napawałby mnie optymizmem. Przeciąłem żyłę wzdłóż, chyba nawet na wylot jednym cięciem, jak napisałem głębokim tak głębokim, że widziałem w ranie czarną i żółtawą substancję (tłuszcz?) nie wiem. Nie bolało mocno czułem jakby szczypanie, bałem się, że nie zniosę bólu ale dało się to wytrzymać. Po pierwszym cięciu trochę się zawahałem przed drugim, bo zdałem sobie na prawdę sprawę, że to już koniec. Przeszły mi przez głowę myśli typu co ja robię po co to, może później itp. Jednak ja zdecydowałem, że to będzie dziś i koniec... Dziabnąłem drugą nogę, tym razem powoli i głębiej, żyletka otworzyła wielką ranę... Z której krew zaczęła lecieć mocniej niż z pierwszej... W między czasie zacząłem być pijany i naćpany lekami. Poczułem luz i wyjebanie na wszystko. Zwłaszcza gdy obejrzałem swój pokój i to wszystko. Siedziałem przed kompem, włączyłem muzykę nogi włożyłem do miski i tak siedziałem. Poczułem się senny więc przeniosłem się na łóżko nogi trzymając w misce ze sporą ilością krwi... Położyłem się i zasnąłem.. spokojnie... Nawet nie zdawałem sobie sprawy kiedy to nastąpiło. Nie miałem, żadnych myśli oprócz strachu przed tym, że się nie uda... Że mnie jakoś odratują czy coś. Nadmienić muszę, że kiedyś już Wziąłem 60 tabltek Klonów 2 mg do tego jedno opakowanie Zolpicu 10 mg. Zasnąłem i się obudziłem. Spałem potem cały weekend i w poniedziałek jeszcze... Nikt się o tym fakcie nie dowiedział i nie dowie nigdy... Spałem sobie spokojnie, początkowo krew leciała dosyć szybko, niemal strumieniem, później zaczęła kapać, słyszałem każde kapnięcie, aż do zaśnięcia. Pokój mam od wschodu a to było latem. I co? niestety obudziłem się. Krwawienie jakoś się samo zatamowało, tworzył się skrzep na skrzepie i w końcu skrzepła krew zatamowała krwawienie... Byłem w szoku. Teraz już wiem, że powinienem zrobić to w wannie. No ale cóż. Obudziłem się z nogami w misce z własną krwią, której było na prawdę sporo, nie była już płynna na górze był jakby kożuch pod spodem była jeszcze płynna krew. Co czułem? Było mi bardzo zimno, kurwa bardzo mimo, że był okres upałów, byłem bardzo osłabiony, głowa mnie bolała. Stopy wytarłem w ręcznik. I najgorsze jest sprzątanie. Kurwa co zrobić z miską z spora ilością krwi w domu gdzie mieszka rodzina, tak by się nie skapli. Jakoś chwiejąc się na nogach wylałem to do kibla. miskę umyłem nad wanną wróciłem do pokoju i nie oczyszczając tych ran obwiązałem je bandażem. Jakoś chęć na umieranie mi przeszła. Gdybym oczyścił ranę, usunąłbym strupy, i znowu krew zaczęła by wyciekać i pewnie wtedy już bym tego nie pisał. Minął jeden dzień, rany bolały jak skurwysyn w dodatku krwawiły a ja pracowałem tzn byłem w pracy. W poniedziałek wieczorem pojechałem na SOR na szycie, oczywiście pytali co mi się stało. Ja odpowiedziałem, że się przewróciłem na jakieś deski... Zbyli to milczeniem. Wiedzieli OCB bo przyszła do mnie psycholożka czy pani Psychiatra i zadawala dziwne pytania. Nadmienić muszę, że leki cały czas na mnie działały. Byłem senny i naćpany. Lekarze mówili, że późno przyszedłem na szycie, i pierdolili swoje. Jednak zszyli te dwa cięcia. Pozakładali jakieś sączki. Pojechałem do domu i tak skończyła się moja próba samobójcza. Muszę nadmienić, że mam swoje lata i to nie była jakaś demonstracja przed rodzicami swojej desperacji jestem grubo po trzydziestce... Rana na jednej nodze ta głębsza się zagoiła niemal natychmiast ale ta druga się trochę pyprała. Pewnego dnia poczułem smród z tej rany, smród zgniłego mięsa. Rana wyglądała niby dobrze tylko była trochę opuchnięta i trochę się sączyła ropa po zdjęciu szwów. Notabene sam je sobie zdjąłem. Pojechałem do lekarza rodzinnego i gdy lekarka zobaczyła tą nogę to od razu dostałem skierowanie na chirurgię, tam mi ją oczyścili, i postraszyli, że jest gangrena i że trzeba walić zastrzyki z antybiotykami itp. I być może stracę nogę albo dostanę ataku sepsy. Kuźwa wystraszyłem się nie na żarty... Nie było mi do śmiechu chuj z tą sepsą i tak nie zależy mi na życiu ale stracić nogę poniżej kolana to już za wiele. Dostałem L-4 na 2 miesiące. O drugiej nodze, tej zagojonej nie wspominałem. Pokazywałem tylko tą zakażoną. Rana długo się pierdoliła i goiła się źle, ciągle sączyła się z niej jakaś "limfa" tak to lekarze nazywali. Aż w końcu się zagoiło. Teraz gdy pójdę na plażę latem to mam pięknie ozdobione łydki. Aż miło popatrzeć na swoją głupotę sprzed kilku lat. Zwłaszcza ten kawałek łydki, zaatakowany przez zakażenie prezentuje się pięknie. Zakażenie rozchodziło się promieniście to zamiast kreski czy też szramy mam ciemnego koloru koliste jakby znamię. Okropnie to wygląda. Będę musiał zakryć to tatuażem, innej opcji nie ma. Tak więc, podcięcie żył i trucie się nie są dobrymi sposobami na samobója. Cięcia zrobiłem dobrze jednak nie wszedłem do wanny. W wannie nie utworzyłby się skrzep, i po chwili byłoby po mnie. A tak naraziłem się na chujowy kontakt z Polską służbą zdrowia. I karą dla mnie było stanie w długich kolejkach, lekceważenie lekarzy i ogólnie sama chujnia. Nie polecam. Dodam, że następnym razem to się jednak powieszę, pewność niemal 100% pierdolić hańbę. Próbowałem też podłączyć rurę od odkurzacza do tłumika i wsadzenie drugiego końca do auta. No i wszystko szło dobrze gdy akurat sąsiad wyszedł z psem. Kurwa o 3 nad ranem. Nigdy tego nie robi. Podszedł do mnie popukał w szybę ja nie reagowałem, to zgasił silnik. Wyciągnął mnie z auta i doszedłem do siebie szybko na mrozie. Ale też lipa. Nie wiem co we mnie siedzi, jestem na co dzień normalny, pracuje, uprawiam sporty, ale gdy się najebie w weekedny to autodestrukcja mi się załącza... Na szczęście teraz mam spokój od ponad roku.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Najspokojniejszy sposób odejścia to oczywiście gaz, w krótkim czasie tracisz przytomność, a po jakimś czasie serce staje i game over. Problemem jest jednak gdzie. W domu/ bloku stanowi to zagrożenie dla innych mieszkańców. Dlatego najlepsze miejsce to działka, na której jest kuchenka na butlę. Pomieszczenie musi być dobrze zaizolowane, by gaz nie uciekał przez jakieś szpary, najlepsza by była murowana altana. Zanim odkręci się kurek, można dodatkowo "uśpić się" większą dawką alkoholu. Byle z tym drugim nie przesadzić i by nas on nie uśpił, zanim puścimy gaz. Inaczej jedynie obudzimy się na kacu. ;) Jeśli zaś gaz odpada, to właśnie alkohol jest dobrym rozwiązaniem, w zimie. Wystarczy znaleźć ustronne miejsce i wypić ile się da, mróz zrobi swoje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×