Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość kobietkkkaaa.........

a co ja mam powiedzieć?czy on dorosnie?

Polecane posty

Gość kobietkkkaaa.........

Obudzi się koło południa, zadzwoni do mnie: "Kochana, nic nie ma w lodówce". Zagra w Simsów. Może pójdzie po bułki. Przejrzy ogłoszenia w prasie. Zadzwoni do kolegów, czy nie mają czegoś dla niego. Czy on kiedyś dorośnie? - pyta Ewa. "Jesteś jak moja matka. Nic tylko gderasz i gderasz" - powiedział, gdy spytałam, czy już skończył pracę licencjacką. Wygłosił kolejny raz przemowę, że kulturoznawstwo było pomyłką, że interesuje go tylko robienie grafiki, a studia do tego nie są mu wcale potrzebne. Tłumaczyłam: bez studiów nic nie znaczysz, twoja pasja nie przekłada się na pieniądze, skończ, co zacząłeś. Patrzył na mnie maślanymi oczami, chyba się wyłączył. Złapałam go za ramię: "O tym, że od dłuższego czasu dokładam się do twojego czesnego, już nie wspomnę". "No, jasne. W końcu to wypomniałaś - stwierdził. - To ja sobie pójdę do EMPiK-u. Kupić ci coś? Książkę, płytę?". Wyszedł, a ja wzięłam się do zaległych zestawień kosztów. Wrócił po dwóch godzinach, uśmiechnięty, zadowolony: "Zobacz, co znalazłem. Wręczył mi tomik opowiadań Pavla. Tak rozpaczałaś, jak ci ktoś go zwinął. No to masz". Nadstawił policzek do pocałowania. Uroczy chłopiec. Udałam, że nie widzę, że z kieszeni wystawały mu dwie płyty i film na DVD. "Nie złość się, napiszę tę pracę". Przez tydzień na biurku leżały rozłożone papierzyska i książki. Siedział w uniwersyteckiej bibliotece, okupował komputer. W końcu zajrzałam mu przez ramię - stylizowane gotyckie litery na tle biało-czarnych kamieni. "To twoja praca?" - spytałam. "Cały czas mam tyrać? Kumpel poprosił, żeby zrobić zaproszenie na pokaz jego filmu". "Zapłaci?". "Ty albo o mojej pracy albo o pieniądzach. Podoba ci się?". Rzeczywiście było ładne i oryginalne, ale co z tego. "Kiedyś sama podsuwałaś pomysły, a teraz w ogóle cię to nie interesuje". Kiedyś nie byłam taka zmęczona i wykończona myśleniem za siebie i za niego. "Wrócę za godzinę" - powiedział, zanim otworzyłam usta. Nieprzeciętnie oczytany, inteligentny i błyskotliwy, gdy opowiadał, co przeczytał albo obejrzał w kinie, skupiał wokół siebie zasłuchaną widownię. Mnie też. Interesowało go wszystko - pisał scenariusze do szuflady, opowiadania, robił podkłady muzyczne dla kapeli kolegi ze szkoły, projekty stron internetowych, nakręcił z przyjacielem film. Po dwóch latach na filologii klasycznej Bartek stwierdził, że nie jest już zainteresowany przeczytaniem Owidiusza w oryginale. Zmienił kierunek. Nie zdał na dzienne kulturoznawstwo, dostał się na płatne. "To nie jest to" - wiedział już po pierwszym roku. Postanowił jednak, że skończy. Żeby nie oszaleć, kontynuował swoje pasje - kręcenie filmu w plenerze, dyskusyjne kluby, gra w kapeli. Na naukę zaczęło mu brakować czasu. Powtarzał rok. "Nic się nie stało. Muszę w końcu coś znaleźć dla siebie. Wiem, wiem, papier z uczelni jest mi potrzebny" - uspokajał. Żebyśmy mogli zapłacić czesne i czynsz, łapał się różnych zajęć - przepisywał na komputerze prace (nie znosił tego), robił ankiety (beznadziejne), sprzedawał gazety (upokarzające), dawał korepetycje (ratunku!). Lubił tylko projektować strony WWW, ale takich zleceń miał niewiele. Podobał mi się jego stosunek do świata. Luźny stosunek do pieniędzy też mi się podobał. Dostawał parę groszy, opłacał najpilniejsze rachunki, a za resztę kupował mi sztrasową kolię. Tak przebalowaliśmy razem ponad rok. A potem przycisnęły nas rachunki, czesne. Moi znajomi myśleli o przyszłości, szukali stażów, wolontariatów. Ja asystowałam przy filmach ukochanego, podrzucałam mu pomysły i żyłam z dnia na dzień. Tyle że studiów nie zawalałam. Najpierw załapałam się przy telesprzedaży, a potem znalazłam stałą pracę w firmie konsultingowej. Odetchnęliśmy finansowo. Studiowałam, pracowałam, skończyłam kurs językowy. Ukochany jednak narzekał: "Ciągle zmęczona, zrobiłaś się sztywna". "Wiesz, może pojechałabym na staż do Francji?" - powiedziałam któregoś dnia. "To dobry pomysł" - mruknął szperając w Internecie. Zaczęłam załatwiać związane z tym sprawy. Złożyłam wszystkie papiery, zdałam egzamin z języka. I zdobyłam - 10 miesięcy w dużej firmie. Złożyłam podanie o dziekankę. "Jadę z tobą - oznajmił. - Siostra dziewczyny kumpla jest menedżerką w knajpie. Mam pracę. Pouczę się języka. Nakręcę jakiś film". Oboje ciężko pracowaliśmy. Bartkowi było jeszcze trudniej niż mnie. Harował po dwanaście godzin. Zmywał naczynia, kelnerował, sprzątał. Narzekał na stosunki w pracy. Siostra znajomej okazała się "poganiaczką mułów". Pokłócił się z nią po dwóch tygodniach. Nie wpuszczała go więc na salę i nie mógł dorobić napiwkami. Po miesiącu zaczął mówić, że nie wytrzyma. Wracałam późnym wieczorem do domu wykończona i pocieszałam. Na kurs języka się nie zapisał, bo nie miał czasu i siły. Stracił pracę. Chciałam pójść, porozmawiać z szefową. Nie chciał: "I tak bym nie wrócił. To nie jest praca dla ludzi". Szukał innej, nie znalazł. Włóczył się po mieście, oszczędności topniały. Któregoś dnia wróciłam z pracy, nie przyszedł pocałować mnie na powitanie. Pogwizdywał w łazience. Na pralce leżał nowy aparat fotograficzny, odczynniki. "A to skąd masz?". "Zwróci się" - uspokajał. Rozmawiał z ulicznymi artystami i wpadł na pomysł, że będzie sprzedawał zdjęcia. Popłakałam się. "W ogóle we mnie nie wierzysz. Zobaczysz, że się uda. A jak wrócimy, założę firmę". Robił te zdjęcia, śliczne. Czasem udawało mu się sprzedać kilka. Ale tak naprawdę utrzymywałam nas ja. Wracaliśmy do kraju - ja z bardzo dobrą oceną stażu, on z grubą teczką zdjęć i bez grosza. Nie miałam wakacji. Wróciłam do dawnej firmy, obiecano mi etat. Zbierałam materiały do magisterki, chciałam obronić się jak najszybciej. Bartek zbierał siły do powrotu na uczelnię - robił wypady ze znajomymi nad morze, do Zakopanego. Przywoził mi zdjęcia, śpiewał przez telefon własne piosenki o miłości. Ze dwa tygodnie popracował w zastępstwie koleżanki w recepcji wydawnictwa. I ciągle powtarzał, żebym przestała się wykańczać i trochę pożyła. Robił mi kąpiel i herbatę, gdy wracałam z pracy. Przychodził po mnie z biletami do kina. I złościł się, gdy podczas seansu zamykały mi się oczy. Uroczy, kochany Bartek pamięta o robieniu mi niespodzianek, ale zapomina o terminie wpłacenia czesnego, zrobieniu zakupów. Nie wiem, czy starczy mi cierpliwości. To cudowny, inteligentny, interesujący chłopiec, ale czy partner?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość fghewa
ale nudne opowiadania, dlugo nad tym myslalas?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość fghewa
weź sie z anauke tomek, nie siedź tyle na tym glupim forum

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość errror
gratuluję zdolności detektywistycznych!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×