Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

gniazdo1

Przypowieści i bajki z morałem o MIŁOŚCI...czytajcie

Polecane posty

BOŻE ZIARNA Pewnej kobiecie przyśniło się, że za ladą w jej ulubionym sklepiku stał Pan Bóg. - "To Ty, Panie Boże!" - zakrzyknęła uradowana. - "Tak to ja" - odpowiedział Bóg. - "A co u Ciebie można kupić?" - zapytała kobieta. - "U mnie można kupić wszystko" - padła odpowiedź. - "W takim razie poproszę o dużo zdrowia, szczęścia, miłości, powodzenia i pieniędzy". Pan Bóg uśmiechnął się życzliwie i oddalił na zaplecze, aby przynieść zamówiony towar. Po dłuższej chwili wrócił z malutką, papierową torebeczką. - "To wszystko?!" - wykrzyknęła zdziwiona i rozczarowana kobieta. - "Tak, to wszystko" - odpowiedział Bóg i dodał "Czyżbyś nie wiedziała, że w moim sklepie sprzedaje się tylko nasiona?"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość uuuuuuuuuuuuppppppppppp

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
KRĄG RADOŚCI Któregoś ranka, a było to nie tak dawno temu, pewien rolnik stanął przed klasztorną bramą i energicznie zastukał. Kiedy brat furtian otworzył ciężkie dębowe drzwi, chłop z uśmiechem pokazał mu kiść dorodnych winogron. - Bracie furtianie, czy wiesz komu chcę podarować tę kiść winogron, najpiękniejszą z całej mojej winnicy? - zapytał. - Na pewno opatowi lub któremuś z ojców zakonnych. - Nie. Tobie! - Mnie? Furtian aż się zarumienił z radości. - Naprawdę chcesz mi ją dać? - Tak, ponieważ zawsze byłeś dla mnie dobry, uprzejmy i pomagałeś mi, kiedy cię o to prosiłem. Chciałbym, żeby ta kiść winogron sprawiła ci trochę radości. Niekłamane szczęście, bijące z oblicza furtiana, sprawiło przyjemność także rolnikowi. Brat furtian ostrożnie wziął winogrona i podziwiał je przez cały ranek. Rzeczywiście, była to cudowna, wspaniała kiść. W pewnej chwili przyszedł mu do głowy pomysł: - A może by tak zanieść te winogrona opatowi, aby i jemu dać trochę radości? Wziął kiść i zaniósł ją opatowi. Opat był uszczęśliwiony. Ale przypomniał sobie, że w klasztorze jest stary, chory zakonnik i pomyślał: - Zaniosę mu te winogrona, może poczuje się trochę lepiej. Tak kiść winogron znowu odbyła małą wędrówkę. Jednak nie pozostała długo w celi chorego brata, który posłał ją bratu kucharzowi pocącemu się cały dzień przy garnkach. Ten zaś podarował winogrona bratu zakrystianowi (aby i jemu sprawić trochę radości), który z kolei zaniósł je najmłodszemu bratu w klasztorze, a ten ofiarował je komuś innemu, a ten inny jeszcze komuś innemu. Wreszcie wędrując od zakonnika do zakonnika, kiść winogron powróciła do furtiana (aby dać mu trochę radości) Tak zamknął się ten krąg. Krąg radości. Nie czekaj, aż rozpocznie kto inny. To do ciebie dzisiaj należy zainicjowanie kręgu radości. Często wystarczy mała, malutka iskierka, by wysadzić w powietrze ogromny ciężar. Wystarczy iskierka dobroci, a świat zacznie się zmieniać. Miłość to jedyny skarb, który rozmnaża się poprzez dzielenie: to jedyny dar rosnący tym bardziej, im więcej się z niego czerpie. To jedyne przedsięwzięcie, w którym tym więcej się zarabia, im więcej się wydaje; podaruj ją, rzuć daleko od siebie, rozprosz ją na cztery wiatry, opróżnij z niej kieszenie, wysyp ją z koszyka, a nazajutrz będziesz miał jej więcej niż dotychczas. Bruno Ferrero

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
SPOTKANIE Byłem sam w całym przedziale pociągu. Potem wsiadła jakaś dziewczyna - opowiadał pewien niewidomy hinduski chłopiec. - Mężczyzna i kobieta, którzy ją odprowadzali, musieli być jej rodzicami. Dawali jej mnóstwo rad i wskazówek. Nie wiedziałem jak wyglądała dziewczyna, ale podobała mi się barwa jej głosu. Czy jedzie do Dehra Dun? - pytałem się siebie, kiedy pociąg ruszał ze stacji. Zastanawiałem się, jak mogę nie dać po sobie poznać, że jestem niewidomym. Pomyślałem sobie: jeśli nie będę się ruszał z mojego miejsca powinno mi się to udać. -Jadę do Saharanpur - powiedziała. - Tam wyjdzie po mnie moja ciocia. A pan dokąd jedzie, można wiedzieć? - Dehra Dun, a potem do Mussoorie - odpowiedziałem. - O, jaki pan szczęśliwy! Pragnęłabym bardzo pojechać do Mussoorie. Uwielbiam góry. Szczególnie w październiku, kiedy jest tam pięknie. - Tak to najlepszy sezon - odpowiedziałem, sięgając pamięcią do czasów, kiedy jeszcze widziałem. - Wzgórza usłane są dzikimi daliami, słońce jest łągodne, a wieczorem można sobie siedzieć wokół ogniska i rozmyślać popijając brandy. Większa część letników już wtedy odjeżdża, ulice są bezludne i ciche. Milczała, a ja zadawałem sobie pytanie czy moje słowa zrobiły na niej jakieś wrażenie, czy też jedynie myślała, że jestem sentymentalny. Potem popełniłem błąd i zapytałem: - Jak jest na zewnątrz? Ona jednak w moim pytaniu nie zauważyła nic dziwnego. Czyżby już spostrzegła, że nie widzę? Jednak słowa, które zaraz po tym wypowiedziała, pozbawiły mnie wszelkich wątpliwości. - Dlaczego pan nie spojrzy w okno? - zapytała mnie z największą naturalnością. Przesunąłem się wzdłuż siedzenia, starając się z uwagą odszukać okno. Było otwarte, odwróciłem się w jego stronę, robiąc wrażenie, że przyglądam się mijanym widokom. Oczami wyobraźni widziałem telegraficzne słupy, które przesuwały się w biegu. - Zauważyła pani - ośmieliłem się powiedzieć - że te drzewa wydają się poruszać? - Zawsze tak się wydaje - odpowiedziała. Odwróciłem się znów w stronę dziewczyny i przez pewien czas siedzieliśmy w milczeniu. Potem powiedziałem - Ma pani bardzo interesującą twarz. Zaśmiała się miło wibrującym i jasnym głosem. - Przyjemnie to usłyszeć - rzekła. - Nudzą mnie ci, którzy mówią, że moja twarz jest ładna! Musisz mieć naprawdę ładną twarz pomyślałem sobie, a po chwili dodałem pewnym głosem: - Hm, interesująca twarz może być również bardzo piękna. - Jest pan bardzo miły – powiedziała. - Ale dlaczego jest pan taki poważny? - Już niedługo będzie pani na miejscu, stwierdziłem dość nieoczekiwanie. - Dzięki Bogu. Nie lubię długich podróży pociągiem. Ja natomiast byłbym gotów siedzieć tak nieskończenie długo, byleby tylko słyszeć jak ona mówi. Jej głos posiadał tak srebrzysty dźwięk jak górski strumień. Zaraz po wyjściu z pociągu zapomni pewnie o naszym spotkaniu; ja jednak zachowam ją w swojej pamięci przez pozostałą cześć podróży a może i dłużej. Pociąg wjechał na stację. Ktoś zawołał i zabrał ze sobą dziewczynę. Pozostał po niej jedynie zapach. Mrucząc coś pod nosem wszedł do przedziału jakiś mężczyzna. Pociąg ruszył ponownie. Odszukałem po omacku okno i usadowiłem się naprzeciwko wpatrując się w światło, które było dla mnie ciemnością. Jeszcze raz mogłem powtórzyć moją grę z nowym towarzyszem podróży. - Szkoda, że nie mogę być tak nęcącym towarzyszem w podróży jak ta dziewczyna, która dopiero wyszła – powiedział do mnie, starając się nawiązać rozmowę. - To bardzo interesująca dziewczyna - stwierdziłem. - Czy mógłby mi pan powiedzieć... czy jej włosy były długie czy krótkie? - Nie pamiętam – odpowiedział zdawkowym tonem. - Przyglądałem się jedynie jej oczom a nie włosom. Były rzeczywiście piękne! Szkoda, że nie mogły jej do niczego służyć... Była niewidoma. Nie zauważył pan tego? Dwoje niewidomych ludzi, którzy udają, że widzą. Ileż ludzkich spotkań jest podobnych do tego. Ze strachu, by nie objawić tego, jacy jesteśmy naprawdę zaprzepaszczamy nieraz najważniejsze spotkania naszego życia. A niektóre spotkania zdarzają się jedynie raz w życiu. Bruno Ferrero

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
witaj gniazdo dobrze że jesteś bo rozwala mnie dziś tęsknota za moją ukochaną Bez ciebie jestem smutkiem szarym cieniem na ścianie łzą na policzku płaczem Bez Ciebie milknie śmiech słowa tracą swój sens sekundy się wloką ogromnieją Bez Ciebie tracę siły samotność krąży we krwi tęsknota jak powietrze jest wszędzie Bez Ciebie uciekam wciąż radość zamknęła drzwi złe myśli ranią mnie zabijają Bez Ciebie jestem pustką nadzieja we mnie drży rozum zapomniał się zasnął Czy mogę już mówić spokojnie o twoich oczach i moich łzach? Nie umiem tak sobie zapomnieć tych chwil gdy tobą był mój świat

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
......Czasami cały świat jest niczym w porównaniu z tym jednym człowiekiem, którego brak tak bardzo się odczuwa......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Cytaty z książki Paulo Coelho \"Piąta góra\". W naszym życiu przychodzą chwile strapienia i nie można ich uniknąć, bo zdarzają się nie bez powodu. - Jakiego powodu? - Na to pytanie nie umiemy odpowiedzieć ani przed, ani w chwili, gdy pojawiają się trudności. Dopiero gdy są już za nami, rozumiemy dlaczego stanęły na naszej drodze. Każdy człowiek ma prawo wątpić w swoje powołanie i czasem zbłądzić. Nie wolno mu tylko o nim zapomnieć. Kto nie wątpi w siebie, jest niegodzien, bo ślepo wierzy w swą moc i popełnia grzech pychy. Błogosławiony niech będzie ten, kto doświadcza chwili zwątpienia. Bóg wysłuchuje tych, którzy błagają o łaskę zapomnienia dla nienawiści, lecz głuchy jest na głos tych, którzy chcą uciec przed miłością. Wszystkie bitwy naszego życia czegoś nas uczą, nawet te, które przegraliśmy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
rockandroll witaj :)... nie znma Twoje historii...lecz wiem jak potrafi bolec obecna nieobecnosc ukochanej osoby...odczuwam tez ten brak...i mimo, ze niedlugo minie 4 mc od ostatniego spotkania z Ukochanym to bol wcale nie pomniejsza sie...a wrecz ze swiadomoscia , ktora coraz mocniej atakuje moje mysli, iz wiecej nie bedzie mi nic dane co z Nim zwiazane...ten bol wzrasta :( to dla Ciebie rockandroll: Cokolwiek myślisz o sobie, w oczach Boga masz najwyższą wartość. Niektórzy ludzie nie wiedzą, jak ważne jest to, że istnieją. Niektórzy ludzie nie wiedzą, jak wiele znaczy sam ich widok. Niektórzy ludzie nie wiedzą, ile radości sprawia ich przyjazny uśmiech. Niektórzy ludzie nie wiedzą, jakim dobrem jest ich bliskość. Niektórzy ludzie nie wiedzą, o ile bylibyśmy biedniejsi bez nich. Niektórzy ludzie nie wiedzą, że są darem niebios. Mogliby wiedzieć, gdybyśmy im to powiedzieli. dziekuje, ze jestes...🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Najlepsze wino Pewien mężczyzna i kobieta w dość późnym wieku zawarli związek małżeński. Ku ich zdziwieniu i radości narodził się im syn. Wychowali go z miłością, troszcząc się o wszystko, co możliwe. Pomimo, że byli ubodzy, posłali go do szkoły mądrego mistrza, by mógł wzrastać również duchowo. Gdy chłopiec powrócił do domu, chciał w jakiś sposób spłacić dług zaciągnięty wobec rodziców. - Czy mógłbym coś zrobić - pytał - coś, co by wam dało radość? - Ty jesteś naszą radością, naszym największym skarbem - odpowiedzieli staruszkowie - Jeżeli jednak chcesz zrobić nam prezent, to postaraj się o trochę wina. Lubimy wino, a od wielu lat nie piliśmy nawet łyka… Chłopiec nie miał ani grosza. Pewnego dnia, gdy poszedł do lasu po drzewo, zanurzył ręce w wodzie spadającej z wodospadu, zaczerpnął trochę i wypił. Zdawało mu się, że woda ma smak słodkiego wina. Wypełnił wodą bukłaczek, który miał z sobą i wrócił do domu. - Oto mój podarunek - rzekł rodzicom - Oto bukłaczek z winem dla was. Rodzice spróbowali napoju, nie czuli niczego poza smakiem wody, ale uśmiechnęli się do syna i podziękowali mu. - W przyszłym tygodniu przyniosę wam następnym bukłaczek - powiedział syn. I tak czynił przez wiele tygodni. Staruszkowie przystali do tej gry. Z entuzjazmem pili wodę i byli szczęśliwi widząc radość swego syna. Stało się cos nadzwyczajnego; minęły ich wszelkie dolegliwości i zniknęły zmarszczki. Tak, jakby ta woda miała w sobie jakąś cudowną moc. Istnieje cud “wdzięczności”. Są osoby, które piorą, prasują, gotują dla innych przez dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści lat. Towarzyszą im, troszczą się, kochają dniem i nocą. I nigdy nie usłyszały: “dziękuję”. Powiedzieć “dziękuję” to nie tylko kwestia dobrego wychowania. Oznacza to powiedzenie komuś: “Zauważyłem, że jesteś, że istniejesz”. Z tego powodu świat jest pełen osób niewidzialnych. Bruno Ferrero

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość to dla ciebie gniazdo
sygnał Po okropnej burzy rozbitek dryfując uczepiony do resztek swej łodzi, dotarł do plaży małej pustynnej wysepki. Wyspa ta to w zasadzie trochę niegościnnych i suchych skał. Rozbitek zaczął usilnie prosić Boga, by go wybawił. Każdego dnia obserwował linię horyzontu w oczekiwaniu na pomoc, ale nikt z nią nie śpieszył. Po kilku dniach poczynił pewne przygotowania. Z niemałym wysiłkiem skonstruował narzędzia do uprawy ziemi oraz do polowania. W pocie czoła wzniecił ogień, zbudował szałas i schron na chwile burzy. Upłynęło kilka miesięcy. Rozbitek nie przestawał się modlić, ale żaden statek nie pokazywał się na horyzoncie. Pewnego dnia niespodziewanie wiatr powiał na ogień i płomienie musnęły maty. W mgnieniu oka wszystko się zapaliło. Chmury gęstego dymu wznosiły się w niebo. Wielomiesięczna praca w krótkiej chwili obróciła się w niewielką kupkę popiołu. Rozbitek, który usiłował cokolwiek ocalić, rzucił się na ziemię, wylewając łzy w piasek: - Panie Boże, dlaczego? Dlaczego właśnie tak się stało? Kilka godzin później duży statek przybił w pobliże wyspy. Ratownicy przypłynęli szalupą, aby zabrać rozbitka. - Skąd dowiedzieliście się, że tu jestem? - spytał rozbitek z niedowierzaniem. - Widzieliśmy sygnały dymne - odpowiedzieli. Twoje dzisiejsze trudności są jak sygnały zapowiadające przyszłe szczęście.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Chmurka i wydma Pewna bardzo młodziutka chmurka (lecz, jak wiadomo, życie chmur jest krótkie i ulotne) po raz pierwszy płynęła po niebie w towarzystwie innych puchatych chmur o różnych kształtach. Kiedy znalazły się nad ogromną pustynią Saharą, bardziej doświadczone chmury poganiały ją: - Prędko! Prędko! Jeśli się tutaj zatrzymasz, jesteś zgubiona! Chmurka była jednak bardzo ciekawska, tak jak wszyscy młodzi, i odpłynęła na skraj całej grupy, podobnej do stadka rozproszonych owiec. - Co robisz? Ruszaj się! - zgromił ją z tyłu wiatr. Lecz chmurka ujrzała już wydmy ze złotego piasku i ten widok ją zafascynował. Leciutko sfruwała w dół. Wydmy wydawały się być złotymi obłokami pieszczonymi przez wiatr. Jedna z nich uśmiechnęła się. - Witaj! - pozdrowiła grzecznie chmurkę. Była to bardzo ładna, mała wydma, zaledwie ukształtowana przez wiatr, który szarpał wciąż jej błyszczące włosy. - Cześć. Nazywam się Ola - przedstawiła się chmurka. - A ja Una - odparła wydma. - Jak ci się tutaj wiedzie? - No cóż… Słońce i wiatr. Jest trochę gorąco, ale jakoś sobie radzimy. A jak ty żyjesz? - Słońce wiatr… wielki wyścig na niebie. - Moje życie jest bardzo krótkie. Kiedy powróci wielki wiatr, na pewno zniknę. - Przykro ci, prawda? - Trochę. Wydaje mi się, że jestem całkiem bezużyteczna. - Ja także wkrótce przemienię się w deszcz i spadnę na ziemię. Takie jest moje przeznaczenie. Wydma wahała się przez chwilę, a potem spytała: - Czy wiesz , że nazywamy deszcz Rajem? - Nie wiedziałam , że jestem taka ważna - zaśmiała się chmurka. - Słyszałam opowieści o deszczu niektórych starych wydm. Podobno jest on bardzo piękny. Po deszczu okrywamy się czymś takim, co się nazywa trawa i kwiaty. - Tak, to prawda. Widziałam to. - Ja, prawdopodobnie, nigdy tego nie ujrzę - stwierdziła ze smutkiem wydma. Chmurka zastanowiła się przez chwilę, a potem rzekła: - Ja też mogłabym przecież zamienić się w deszcz… - Ale wtedy umrzesz… - Za to ty zakwitniesz - powiedziała chmurka i zamieniła się w deszczyk tęczowo lśniący na słońcu. Następnego dnia małą wydmę pokryły kwiaty. W jednej z najpiękniejszych modlitw, jakie znam, są także słowa: “Panie, uczyń mnie lampą. Sama się spalę, lecz dam światło innym”.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
------>>> to dla Ciebie gniazdo dziekuje za to opowiadanie...dales/as mi nadzieje na lepsze 🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość to dla ciebie gniazdo
Motyl Jednego dnia, mały motyl zaczął wykluwać się z kokonu; mężczyzna usiadł i przyglądał się jak motyl przeciska swoje ciało przez ten malutki otwór. I wtedy motyl jakby się zatrzymał. Tak jakby zaszedł tak daleko jak mógł i dalej już nie miał sił. Więc mężczyzna postanowił mu pomóc: wziął nożyczki i rozciął kokon. Motyl wyszedł dalej bez problemu. Miał za to wątłe ciało i bardzo pomarszczone skrzydła. Mężczyzna kontynuował obserwacje, ponieważ spodziewał się, że w każdej chwili skrzydła motyle zaczną grubieć, powiększać się dzięki czemu motyl będzie mógł odlecieć i zacząć żyć. Tak się nie stało! Motyl spędził resztę życia czołgając się po ziemi z mizernym ciałem i pomarszczonymi skrzydłami. Do końca życia nie był w stanie latać. Człowiek w całej swej życzliwości i dobroci nie wiedział, że walka motyla z kokonem była bodźcem dla jego skrzydeł i dzięki temu motyl był w stanie latać, gdy tylko pokona opór kokonu. Czasem walka to to, czego nam w życiu potrzeba. Jeśli Bóg pozwala nam iść przez życie bez jakichkolwiek problemów to może to zrobić z nas słabeuszy. Nie bylibyśmy tak silni jak moglibyśmy. Nie być w stanie do latania. Prosiłem o siłę... Bóg dał mi przeciwności losu, aby zrobić mnie silnym. Prosiłem o mądrość... Bóg dał mi problemy do rozwiązania. Prosiłem o dobrobyt... Bóg dał mi mózg i krzepę. Prosiłem o odwagę... Bóg dał mi przeszkody do pokonania. Prosiłem o miłość... Bóg dał mi ludzi w kłopocie, aby im pomóc. Prosiłem o przychylność... Bóg dał mi okazje do wykazania się. "Dostałem nie to co chciałem... Ale dostałem wszystko czego było mi trzeba."

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a to tak sobie
Trzy żaby Trzy ciekawskie żaby wyszły pewnego dnia ze stawu, w którym zawsze mieszkały i wybrały się na podbój świata. W pobliżu znajdowało się okazałe gospodarstwo rolne. Żaby rozpoczęły swoje odkrywanie świata od ogrodzonego podwórza gospodarstwa. Lecz natychmiast dostrzegły je dwie gęsi, które zadowolone z możliwości odmiany jadłospisu, poczuły ślinkę w dziobach i sycząc rzuciły się w stronę żab. Jednak trzy żaby były zręczne i dzielne - udało im się uciec. Właśnie w tej chwili gospodarz postawił przed drzwiami obory wiadro mleka. Dwa wspaniałe susy i żaby znalazły się w wiadrze. Początkowo pływanie w mleku niesłychanie im się spodobało, lecz wkrótce zaczęły się martwić. Musiały jak najprędzej wyjść! Zdenerwowany gospodarz mógł się z pewnością okazać groźniejszy niż gęsi... Próbowały wiele razy, lecz na próżno - metalowe ścianki wiadra były gładkie i śliskie. Pierwsza żaba była fatalistką. Po kilku nieudanych próbach rzekła: - Nigdy się stąd nie wydostaniemy. To już koniec. - Poddała się i utopiła. Druga żaba przedstawiała typ intelektualistki i miała ogromną teoretyczną wiedzę na temat cieczy, skoków i obowiązujących praw fizycznych. Błyskawicznie dokonała wszelkich obliczeń dotyczących odległości od krawędzi wiadra, jego średnicy, koniecznej siły skoku, paraboli, masy ciała, siły przyciągania ziemskiego, przyspieszenia. Znalazła rozwiązanie i wyskoczyła bardzo energicznie. Lecz... w swoich obliczeniach nie wzięła pod uwagę uchwytu wiadra. Uderzyła się w głowę, straciła przytomność i skończyła marnie na dnie wiadra. Trzecia żaba nawet na chwilę nie przestała pływać i ze wszystkich swych sił starała się nie poddawać. Pod wpływem jej energicznych ruchów mleko zamieniło się w masło, śliskie wprawdzie, lecz dosyć twarde i żabie łatwo udało się wyskoczyć na zewnątrz. Afrykańskie przysłowie mówi: "Każdego ranka w Afryce budzi się lew. Wie, że musi biec szybciej niż gazela aby ją złapać i zabić, albo też zdechnie z głodu. Każdego ranka w Afryce budzi się gazela. Wie, że musi biec szybciej niż lew albo też postrada życie. Każdego ranka, kiedy się budzisz, nie zastanawiaj się czy jesteś lwem czy gazelą, lecz zacznij biec". Nigdy nie trać nadziei, bez względu na sytuację w jakiej się znalazłeś. Nie poddawaj się, lecz spróbuj znaleźć jakieś wyjście

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
...prosilam Boga by stanal na mojej drodze czlowiek, ktorego bede mogla obdarowac miloscia...pojawil sie taki czlowiek ale zadal mi bol...lecz ofiarowal mi istote, ktora obdarowalam miloscia...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a to tak sobie
Uwiązany słoń Kiedy byłem mały, uwielbiałem cyrk, a najbardziej w cyrku podobały mi się zwierzęta. Moją uwagę przyciągał zwłaszcza słoń, który - jak się później okazało - był także ulubieńcem innych dzieci. Podczas przedstawienia to ogromne stworzenie paradowało, prezentując swój niesamowity ciężar, rozmiar i siłę... Ale po przedstawieniu i krótko przed wejściem na scenę słoń zawsze siedział uwiązany jedną nogą do kołka wbitego w ziemię. Jednakże kołek był tylko małym kawałkiem drewna, który tkwił w ziemi zaledwie kilka centymetrów. I chociaż łańcuch był mocny i gruby, wydawało mi się oczywiste, że zwierzę, które jest zdolne wyrwać drzewo z korzeniami, mogłoby z łatwością uwolnić się z kołka i uciec. To oczywista tajemnica. Co go trzyma w takim razie? Czemu nie ucieka? Kiedy miałem pięć czy sześć lat, wierzyłem jeszcze w mądrość dorosłych. Zapytałem więc jednego z nauczycieli, zapytałem ojca i wujka o tajemnicę słonia. Któryś z nich odpowiedział mi, że słoń nie uciekał, bo był tresowany. Wtedy zadałem oczywiste pytanie: "Jeśli jest tresowany, to dlaczego go przywiązują?" Nie pamiętam, abym otrzymał jakąś logiczną odpowiedź. Z czasem zapomniałem o tajemnicy słonia i jego kołku, a powracało ono jedynie wtedy, kiedy spotykałem innych, którzy też kiedyś zadali sobie podobne pytanie. Kilka lat temu odkryłem (na moje szczęście), że był ktoś wystarczająco mądry, aby znaleźć odpowiedź. Słoń nie uciekał z cyrku, gdyż od najmłodszych lat był przywiązywany do różnych kołków. Zamknąłem oczy i w wyobraźni ujrzałem dopiero co narodzonego i bezbronnego słonia, przywiązanego do kołka. Jestem przekonany, że słonik ciągnął, pchał i pocił się, próbując się uwolnić. I mimo że użył wszystkich swoich sił, nie udało mu się, ponieważ wtedy kołek był dla niego za solidny. Wyobraziłem sobie, że zasypiał ze zmęczenia i że następnego dnia próbował znowu, i kolejnego dnia, i kolejnego... Aż nadszedł dzień, który odbił się strasznie na historii słonia, dzień, w którym zwierzę zaakceptowało swoją niemoc i zdało się na swój los. Ten potężny i silny słoń, którego widzimy w cyrku, nie ucieka, ponieważ biedaczysko nie wierzy, że może. Ma w sobie utrwalone wspomnienie niemocy, którą przeżył krótko po przyjściu na świat. I najgorsze jest to, że nigdy więcej nie zakwestionował poważnie tego wspomnienia. Nigdy, nigdy więcej nie starał się ponownie wypróbować swoich sił... Żyjemy w przekonaniu, że "nie możemy" wykonać wielu rzeczy, jedynie dlatego, że pewnego razu, dawno temu, kiedy byliśmy mali, podjęliśmy próbę, która zakończyła się niepowodzeniem. Wówczas zrobiliśmy to samo, co słoń, i zarejestrowaliśmy w naszej pamięci następującą wiadomość: NIE MOGĘ... NIE MOGĘ I NIGDY NIE BĘDĘ MÓGŁ. Dorastaliśmy, nosząc w sobie zapisaną przez nas samych tę wiadomość, która sprawiła, że nigdy więcej nie spróbowaliśmy uwolnić się z kołka. Czasem, kiedy słyszymy kajdany i dźwięczymy łańcuchami, spoglądamy z ukosa na kołek i myślimy: NIE MOGĘ I NIGDY NIE BĘDĘ MÓGŁ!!! (...) Twoim jedynym sposobem na to, aby dowiedzieć się, czy możesz coś osiągnąć, jest spróbowanie od nowa, w co musisz włożyć całe swoje serce... Jorge Bucay

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a to tak sobie
Słowik i Róża (czyli o tym jak dużo kosztuje Miłość...) - Powiedziała, że będzie ze mną tańczyć, jeśli jej przyniosę czerwoną różę - mówił chłopak - a tu w całym ogrodzie nie ma ani jednej czerwonej róży. Z gniazdka swojego na dębie słowik usłyszał te słowa i wyjrzał spoza liści zdumiony. - Ani jednej czerwonej róży w całym ogrodzie! - biadał chłopak, a piękne jego oczy zaszły łzami. - Ach, od jakichże małych rzeczy zależne jest szczęście ludzkie! Czytałem wszystko, cokolwiek uczeni napisali, przyswoiłem sobie wszystkie tajemnice filozofii, a oto całe moje życie będzie złamane przez brak czerwonej róży. - Oto nareszcie prawdziwy kochanek - odezwał się słowik. - Noc po nocy śpiewałem o nim, jakkolwiek go nie znalem; noc po nocy mówiłem o nim gwiazdom, a oto go widzę. Włos ma ciemny jak kwiecie hiacyntu, a usta czerwone jak róża, której pragnie, ale namiętność okryła jego lica bladością kości słoniowej, a troska przyłożyła pieczęć swą na jego czole. - Książe wydaje bal jutro wieczorem - szeptał chłopak - a moja ukochana też tam będzie. Jeśli jej przyniosę czerwoną różę, będzie ze mną tańczyć aż do świtu. Jeśli jej przyniosę czerwoną różę, będę ją trzymał w swych objęciach, ona oprze główkę na mym ramieniu, a dłoń jej spocznie w mej dłoni. Ale w całym tym ogrodzie nie ma czerwonej róży, wiec będę siedział sam, i ona nie zwróci na mnie uwagi. Przejdzie obok mnie obojętna, i serce mi pęknie z żalu. - Oto istotnie prawdziwy kochanek - rzekł do siebie słowik. - On przeżywa boleśnie to, o czym ja śpiewam. Co dla mnie jest radością, jemu sprawia ból. Zaiste, miłość jest dziwna, przedziwna. Cenniejsza jest od szmaragdów i droższa od cudnych opali. Nie można jej nabyć za perły i granaty ani tez sprzedać na targu. Nie kupują jej kupcy, i niepodobna jej też wymienić za złoto. Muzykanci będą siedzieć na swym podwyższeniu - mówił dalej chłopak - i będą grać na świeżo nastrojonych instrumentach, a moja ukochana będzie tańczyć przy dźwięku harf i skrzypiec. Będzie tańczyć tak lekko, że stopy jej zaledwie dotkną ziemi, a dworzanie w świetnych ubiorach będą się cisnąć do niej. Ale ze mną tańczyć nie będzie, ponieważ nie mogę jej dać czerwonej róży. - Rzucił się na trawę i ukrywszy twarz w dłoniach gorzko zapłakał. - Czemu on płacze? - spytała jaszczurka przebiegając koło niego. - Tak, dlaczego? - powtórzył motyl, uganiający się za promieniem słońca. - No, czemu? - szepnęła stokrotka do swej sąsiadki ciągnąć, łagodnym głosem. - Płacze z powodu czerwonej róży - objaśnił słowik. -Z powodu czerwonej róży? - krzyknęli. - Jakież to śmieszne! Słowik jednak zrozumiał powód troski chłopaka i siedząc w swym gniazdku na dębie, w milczeniu rozważał tajemnice miłości. Nagle rozpiął do lotu ciemne skrzydełka i wzbił się w powietrze i poszybował w stronę ogrodu. W pośrodku zielonego gazonu rósł piękny krzew różany, a gdy słowik go ujrzał, przyfrunął ku niemu i usiadł na jednej z gałązek. - Daj mi czerwona różę - prosił - a zaśpiewam ci najpiękniejsza moja pieśń. Ale krzew przecząco potrząsnął głową - Moje róże są białe - odparł. - Idź jednak do mego brata, co rośnie koło starego słonecznego zegara, a może on ci da, czego potrzebujesz. Wiec słowik frunął w stronę różanego krzewu, który rósł w pobliżu starego zegara słonecznego. - Daj mi czerwona różę - prosił - a zaśpiewam ci najsłodsza moja pieśń. Krzew jednak potrząsnął głową. - Moje róże są żółte - odparł. Idź jednak do mego brata, rosnącego pod oknem chłopaka, a może on ci da, czego potrzebujesz. I słowik frunął w stronę krzewu, co rósł pod oknem studenta. - Daj mi czerwona różę - prosił - a zaśpiewam ci najsłodsza moja pieśń. Krzew jednak potrząsnął głową. - Moje róże są czerwone - odparł - tak czerwone. Ale zima zmroziła mi żyły, mróz zwarzył pączki, a burza połamała gałązki moje, i nie będę mieć róż tego roku. - Jednej tylko róży czerwonej potrzebuje - prosił słowik - tylko jednej czerwonej róży! Czy w żaden sposób nie mógłbym jej dostać? - Jest jeden sposób - odparł krzew - ale sposób tak straszny, że nie śmiem ci powiedzieć. - Powiedz - prosił słowik - ja się nie przerażę. - Jeśli potrzebujesz czerwonej róży - rzekł krzew - musisz ją wyczarować pieśnią przy świetle księżyca i zabarwić własną krwią serdeczną. Musisz mi śpiewać z piersią wbitą na cierń. Całą noc musisz mi śpiewać, cierń musi się wdzierać w twą pierś, a krew twoja musi wpłynąć w me żyły i stać się moją. - Życie za jedną czerwoną różę, cena to ogromnie wysoka - zawołał słowik - bo wszyscy bardzo kochają życie. Przyjemnie jest siedzieć wśród zieleni i spoglądać na słońce w rydwanie ze złota i księżyc w rydwanie z pereł. Słodka jest woń głogu i słodki zapach dzwonków, ukrytych w dolinie, i wrzosu, co kwitnie na wzgórzu. Ale miłość lepsza jest od życia, a czymże jest serce ptaka w porównaniu z sercem człowieka? Słowik rozpostarł do lotu swe ciemne skrzydełka i wzbił się w powietrze. Jak cień przemknął ponad ogrodem i jak cień przeleciał ponad gajem. Chłopak tymczasem ciągle jeszcze leżał na trawie, jak go był pozostawił, a łzy nie zaschły wcale w jego pięknych oczach. - Bądź dobrej myśli - zawołał słowik - bądź dobrej myśli, gdyż będziesz miał czerwona różę. Wyczaruje ją pieśnią przy świetle księżyca i zabarwię własną krwią. A w zamian żądam od ciebie tylko tego, abyś był prawdziwym kochankiem, albowiem miłość mędrsza jest od filozofii, pomimo że ta jest tak mądra, i silniejsza od potęgi, mimo że ta jest tak silna. Chłopak przestał wpatrywać się w trawę i słuchał nie rozumiejąc, co mu słowik mówi, gdyż rozumiał tylko to, co napisane w księgach. Dąb jednak zrozumiał i zasmucił się, będąc szczerze przywiązany do słowika, który usłał gniazdko w jego gałęziach. - Zaśpiewaj mi ostatnią pieśń - szepnął. - Będzie mi bardzo samotnie po twym odlocie. Więc słowik począł śpiewać dla dębu, a głos jego był tak piękny jak nigdy dotąd, może dlatego że śpiewał po raz ostatni swemu staremu przyjacielowi. Gdy skończył swą pieśń, student dźwignął się z trawy i wyjął z kieszeni notes i ołówek. - Formę opanował - mówił do siebie odchodząc z gaju - tego mu odmówić niepodobna, ale czy ma również uczucie? Obawiam się, że tego mu brak. Nie umiałby się poświęcić dla innych. Myśli tylko o śpiewie, a każdemu wiadomo, że sztuka jest egoistyczna. Gdy księżyc zaświecił na niebie, słowik przyfrunął do różanego krzewu i pierś przycisnął do cierna. Przez cała noc śpiewał z piersią opartą o cierń, a zimny kryształowy księżyc spłynął na skraj horyzontu i słuchał. Przez cała noc słowik śpiewał, a cierń coraz głębiej wbijał się w jego pierś, z której wraz z krwią uchodziło też życie. Śpiewał najpierw o narodzinach miłości w sercu młodzieńca i dziewczyny. A na najwyższej gałązeczce różanego krzewu rozkwitała cudowna róża, listek za listeczkiem, w miarę jak pieśń nowa następowała po pieśni przebrzmiałej. Róża była początkowo blada jak mgły wiszące nad rzeka - i srebrna jak skrzydła zmierzchu. Niby cień róży w srebrnym zwierciadle. Ale krzew nalegał na słowika, aby mocniej przytulił się do ciernia. - Mocniej się przytul, słowiczku, inaczej dzień nastanie, zanim róża się rozwinie. Więc słowik mocniej przytulił się do ciernia, a śpiew jego potężniał z każdą chwilą, gdyż śpiewał o narodzinach miłości w duszy mężczyzny i kobiety. Delikatny cień purpury zabarwił płatki róży. Ale cierń nie dotarł jeszcze do serca, więc i serce róży pozostało białe, bo tylko krew słowika zdolna jest zabarwić purpurą serce róży. A krzew nalegał na słowika, by się mocniej przytulił do ciernia. - Mocniej się przytul, słowiczku jeszcze mocniej. Więc słowik mocniej przytulił się do ciernia, aż cierń dotarł do serca, przeszywając je ostrym bólem. Gorzki, gorzki był ból słowika i coraz mocniejszy jego śpiew, śpiewał bowiem o miłości ukoronowanej śmiercią, o miłości sięgającej poza grób. I cudowna róża stała się szkarłatna, jak purpura wschodzącego słońca. Szkarłatny był wianek płatków i szkarłatny rubin serca. Ale głos słowika słabł z każdą chwilą i skrzydełka poczęły trzepotać, a mgła przesłoniła mu oczy. Coraz słabiej brzmiał jego śpiew, a śpiewak coraz wyraźniej czuł, że go coś dusi w krtani. Wtedy wydobył z siebie melodię najgłębszą. Biały księżyc ją usłyszał i, zapominając o świecie, przystanął na niebie zasłuchany. Czerwona róża usłyszała i cała zadrżała dreszczem ekstazy rozchylając czerwone listeczki na chłód poranka. Echo poniosło pieśń ku swym purpurowym jaskiniom w górach, budząc śpiących pastuchów. Popłynęło ponad trzciny nadbrzeżne, a te poniosły jej zew ku morzu. - Patrz, patrz - krzyknął krzew - oto róża skończona. Słowik jednak nic już nie odpowiedział, bo leżał martwy w bujnej trawie, z przebitym sercem. A w południe chłopak otworzył okno i wyjrzał na ogród. - Cóż to! - krzyknął. - Jakiż szczęśliwy traf! Czerwona róża. Nigdy w życiu nie widziałem podobnej. Jest tak przecudna, Że najpewniej musi mieć długa łacińską nazwę. - I, wychyliwszy się z okna, zerwał kwiat. Następnie chwycił kapelusz i pobiegł do domu profesora trzymając w ręku czerwoną różę. Córka profesora siedziała przed domem, zwijając na szpulkę błękitny jedwab, a u nóg jej leżał mały piesek. - Przyniosłem ci czerwona róże - zawołał chłopak. - Oto róża tak czerwona jak żadna inna na całym świecie. Dziś wieczór będziesz ją nosić przy sercu. Ona ci powie, jak bardzo cię kocham. Czy zatańczysz ze mną? Ale dziewczyna zmarszczyła brew. - Zdaje mi się, że kolor ten nie będzie się zgadzał z moja toaleta - odparła - zresztą siostrzeniec szambelana przysłał mi prawdziwe klejnoty, a każdy przecież wie, że klejnoty są znacznie droższe od kwiatów. - Więc to tak! Zaprawdę, jesteś pani bardzo niewdzięczna! - wybuchnął oburzony chłopak. -I rzucił różę na ulice, aż potoczyła się do rynsztoku, gdzie ją zmiażdżyło koło przejeżdżającego właśnie wozu. - Niewdzięczną! - zawołała dziewczyna. - Co za brutalność! Zresztą, czym pan jesteś właściwie. Zwykłym studentem. Ba, wątpię nawet, czy masz srebrne sprzączki przy trzewikach jak siostrzeniec szambelana. - Rzekłszy to, zerwała się z krzesła i weszła do mieszkania. - Cóż za idiotyzm ta miłość - mówił do siebie chłopak wracając do domu. Oskar Wilde

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a to dla cienia na mgle
"CEGŁA" Młody odnoszący sukces kierownik jechał sąsiednią ulicą, jadąc odrobinę za szybko swoim nowym Jaguarem. Uważał na dzieciaki wyskakujące zza zaparkowanych samochodów i zwalniał jak tylko mu się wydawało, że coś zobaczył.Auto przejechało,żadne dziecko się nie pojawiło. Zamiast tego, cegła uderzyła w boczne drzwi Jaguara. Dał po hamulcach i zawrócił Jaguara do miejsca z którego rzucono cegłę. Zezłoszczony kierowca wyskoczył z samochodu, złapał najbliższego dzieciaka i pchnął go na zaparkowany samochód krzycząc: -Co to było i kim Ty jesteś?....I co do licha robisz. To jest nowym samochód, a ta rzucona cegła będzie Cię kosztować kupę kasy!!....Dlaczego to zrobiłeś?? Młody chłopak bronił się: -Proszę Pana...Proszę, Przepraszam, ale nie wiedziałem, co innego mogę zrobić-błagał. Rzuciłem cegłą, bo nikt inny by się nie zatrzymał... Zez łzami spływającymi po twarzy i po brodzie chłopaczek wskazał na miejsce obok zaparkowanego samochodu. -To jest mój brat-powiedział. Zjechał z krawężnika i spadł z wózka inwalidzkiego, a ja nie potrafię go podnieść.... Teraz szlochając chłopiec poprosił oszołomionego kierowcę: -Czy mógłby Pan mi pomóc podnieść Go na wózek?? Jest poraniony i za ciężki dla mnie... Poruszony kierowca próbował przełknąć gwałtownie pojawiającą się kluskę w gardle. Szybko podniósł chłopca na wózek, potem wyciągnął chusteczki i oczyścił ranki i przecięcia. -Dziękuję i niech Cię Bóg błogosławi-wdzięczne dziecko odpowiedziało nieznajomemu. Zbyt zszokowany aby powiedzieć słowo mężczyzna po prostu patrzył jak chłopiec popychał swojego przywiązanego do wózka brata w kierunku domu...To był długi i wolny spacer z powrotem do Jaguara... Uszkodzenie było bardzo widoczne, ale mężczyzna nigdy nie zajął się naprawieniem uszkodzonych drzwi...Zostawił je w takim stanie aby przypominały mu wiadomość... Nie idź przez życie tak szybko, aby ktoś musiał rzucać w Ciebie cegłą, by zwrócić na siebie Twoją uwagę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Małgorzata Hillar "My z drugiej połowy XX wieku" My z drugiej połowy XX wieku rozbijający atomy zdobywcy księżyca wstydzimy się miękkich gestów czułych spojrzeń ciepłych uśmiechów Kiedy cierpimy wykrzywiamy lekceważąco wargi Kiedy przychodzi miłość wzruszamy pogardliwie ramionami Silni cyniczni z ironicznie zmrużonymi oczami Dopiero późną nocą przy szczelnie zasłoniętych oknach gryziemy z bólu ręce umieramy z miłości

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
...Gdy coś pokochasz, pozwól mu odejsć. Jeśli wróci - jest twoje. Jeśli nie - nigdy nie było...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość modlitwa św Franciszka
Panie uczyń mnie narzędziem Twojego pokoju. Gdzie panuje nienawiść pozwól mi siać miłość Gdzie panuje krzywda - przebaczenie Gdzie panuje rozpacz - nadzieję Gdzie panuje ciemność - światło Gdzie panuje smutek - radość O Boski Mistrzu spraw abym nie tyle szukał pocieszenia co pocieszał zrozumienia- co rozumiał miłości - co kochał Bo przecież to właśnie dając - otrzymujemy przebaczając dostępujemy przebaczenia umierając rodzimy się do życia wiecznego

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ...szara...
Dlaczego kobiety płaczą? - Dlaczego płaczesz? - młody chłopiec zapytał swą mamę. - Ponieważ jestem kobietą, odpowiedziała mu. - Nie rozumiem, odpowiedział. Ona go przytuliła i rzekła: ...i nigdy się nie dowiesz, ale nie martw się to normalne. Później chłopiec spytał swojego Ojca, dlaczego Mama płacze bez powodu? Wszystkie kobiety płaczą bez powodu. ...było to wszystko co mógł mu odpowiedzieć. Mały chłopiec urósł i stał się mężczyzną i wciąż nie wiedzą dlaczego kobiety płaczą. Nareszcie uklęknął złożył ręce i zapytał: Boże... Dlaczego kobiety płaczą (tak łatwo)? A Bóg mu odpowiedział... ...Kiedy tworzyłem kobietę postanowiłem ją uczynić wyjątkową. Stworzyłem jej ramiona na tyle silne by mogła dźwigać ciężar całego świata! Dałem jej nadzwyczajną siłę, pozwalającą jej rodzić dzieci jak również znosić odrzucenie, spowodowane czasem przez jej własne dzieci! Dałem jej stanowczość, która pozwala jej na opiekę nad rodziną i przyjaciółmi. Niestraszna jej choroba! Stworzyłem ją wrażliwą, aby kochała wszystkie dzieci, nawet wtedy, gdy jej własne ją bardzo skrzywdzą! Dałem jej siłę, aby opiekowała się swoim mężem mimo jego wad, Zrobiłem ją z żebra swego męża, tak, aby chroniła jego serce! Dałem jej mądrość, aby wiedziała, że dobry mąż nigdy nie skrzywdzi swej żony. Czasem jednak testuje jej siłę i wytrwałość żony w wierze w niego. Synu, na sam koniec... Dałem jej również łzę do wypłakania. Jest to jej jedyna słabość! Jeśli kiedyś zobaczysz, że płacze, powiedz jej jak bardzo ją kochasz i jak wiele robi dla innych. I jeśli nawet wciąż płacze, sprawiłeś, że poczuła się o wiele lepiej. Ona jest wyjątkowa! autor nieznany

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
SPOSÓB MÓWIENIA RZECZY Pewnego poranka, tak jak często się zdarzało, kalif Harun al.-Rashid, zawołał znanego wróżbitę i opowiedział mu następujący sen; \" Śniło mi się, że zęby wypadały mi jeden po drugim i nie było ich już zupełnie w moich ustach\". \" Och, proszę pana, to bardzo niedobry znak. Wskazuje na to, że wszyscy z pana rodziny umrą przed panem i zostanie pan sam!\" - powiedział wróżbita. Kalif rozwścieczył się do tego stopnia i nakazał wróżbicie, aby się już nigdy więcej u niego nie pokazywał. Opowiedział jednak swój sen innemu wróżbicie. Ten jednak powiedział mu: \" Och, mój panie, to bardzo dobry sen. Mówi on o tym, że będziesz miał bardzo długie życie i przeżyjesz całą swoją rodzinę, będziesz też o wiele od nich zdrowszy!\". Uradowany kalif odpowiedział mu: \" Cóż za piękny sen!\" i za tak dobrą przepowiednię dał mu w nagrodę sto denarów. Dopiero potem zawołał swojego wezyra, nakazał mu odszukać pierwszego wróżbitę, i przeprosić go za to, e został wypędzony z zamku. A tak naprawdę, to pierwszy powiedział mu to samo co i drugi, tyle tylko, że w inny sposób. Nawet najbardziej brutalną prawdę można powiedzieć w łagodny sposób. Grzeczność jest dowodem inteligencji serca.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wróbel Żył sobie kiedyś pewien szary wróbel, którego życie było niekończącym się pasmem zmartwień i kłopotów. Był jeszcze w skorupie, a już miał swoje problemy: „Czy uda mi się wydostać z tej twardej skorupy? Czy nie wypadnę z gniazda? A czy moi rodzice zdołają mnie wyżywić?”. Zaledwie uporał się z tymi zmartwieniami i miał wyfrunąć w powietrze po raz pierwszy, pojawiły się już następne wątpliwości : „Czy moje skrzydła zdołają mnie utrzymać ? A jak rozbiję się w drobiazg? …Kto mnie pozbiera?”. Kiedy mógł już latać, to znów zaczął narzekać: „Czy uda mi się znaleźć żonę? Czy zdołam zbudować gniazdo?”. Pokonał również i te problemy, ale wciąż się zadręczał: „Czy wylęgną mi się pisklęta? A co będzie, jeśli urwie się gałąź, i cała rodzina zginie? A jeśli jakiś sokół rozszarpie moje pisklęta? I czy w ogóle zdołam je wyżywić?”. Kiedy wykluły się zdrowe, wesołe i śliczne pisklęta, zaczęły już trzepotać skrzydełkami, wróbel wciąż narzekał: „Czy oby mają wystarczająco dużo jedzenia? Czy uda im się uciec przed kotem i innymi drapieżcami?”. Pewnego dnia pod drzewem zatrzymał się Jezus. Wskazał palcem na wróbla i powiedział: „Spójrzcie na te ptaki niebieskie : nie sieją, nie orzą, nie zbierają żniwa... a Pan Niebieski żywi je!”. Wtedy to szary wróbel zdał sobie sprawę, że niczego mu nie brakowało... Nie uświadamiał sobie tego."

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
NIEBIESKA RÓŻA Imperator Chin czując, że zbliża się coraz bardziej dzień jego śmierci, postanowił znaleźć męża dla swojej jedynej córki. Była ona nie tylko najbardziej elegancką, ale także inteligencją i pięknością przewyższała wszystkie dziewczęta w Imperium. Posiadała jedną wadę : za żadne skarby świata nie chciała wyjść za mąż. Widząc jednak, jak bardzo ojcu na tym zależało, obiecała, że wyda się za młodzieńca, który podaruje jej niebieską różę. Wszyscy kandydaci, jak tylko dowiedzieli się o pragnieniu księżniczki, natychmiast zaczęli prześcigać się w tym, kto pierwszy znajdzie niebieską różę. Usiłowania większości z nich były daremne. Tych, którzy ją zdobyli, było tylko trzech. Pierwszym z nich był kupiec, o wiele bogatszy od samego imperatora. Udał się on do największego alchemika świata, który za pomocą tajemniczych filtrów i kolorowych roztworów zmienił biały kwiat w różę o cudownym niebieskim kolorze. Nie tracąc czasu przyniósł ją czym prędzej do pałacu imperatora. Na jej widok księżniczka zbladła, a potem przyglądając się róży powiedziała : „Gdyby na tej róży usiadł jakiś motyl, zaraz by się otruł” i odrzuciła różę ze wstrętem. Drugim kandydatem był generał imperatorskich wojsk. Poprosił najsłynniejszego złotnika świata, aby wykonał dla niego niebieską różę całą z szafiru. Kiedy księżniczka o oczach koloru nocy zawiesiła wzrok na mieniącej się aksamitnie róży, powiedziała: „Ojcze, czy ty nie widzisz, że to wcale nie jest róża, tylko zwykły szafran w kształcie róży?”. Trzecim kandydatem był syn pierwszego ministra, młodzieniec piękny, grzeczny i sympatyczy. Nakazał wszystkim najlepszym artystom kraju, aby w przeciągu trzech miesięcy wykonali dla niego niebieską różę z jak najszlachetniejszej porcelany. „Zatrzymam ją, ponieważ jest piękna”, powiedziała księżniczka, „ale i ona jest jedynie bibelotem”. W ten sposób i trzeci kandydat został odrzucony. Pewnego letniego wieczoru, kiedy księżniczka podziwiała ze swego okna zachód słońca, usłyszała jakiś piękny głos. Pochodził on od pewnego młodego poety, który przechadzał się przypadkowo pod jej oknem. Nagle jego oczy spotkały się z oczyma księżniczki. Przez długą chwilę były w sobie utkwione w ciszy. Po chwili mężczyzna powiedział cicho: „Pragnę cię poślubić”. „Ojej!” westchnęła księżniczka. „Ale ja jestem córką imperatora, i powiedziałam, że poślubię jedynie kogoś, kto przyniesie mi niebieską różę. Nikomu dotąd się to nie udało”. „To nic, znajdę ją dla ciebie”, powiedział poeta. Następnego dnia młodzieniec zerwał białą różę i przyniósł ją imperatorowi. Ten przekazał córce śmiejąc się. Księżniczka wzięła jednak różę i powiedziała opanowanym głosem: „Och, wreszcie niebieska róża!”. Imperatorowi na chwilę odebrało głos ze zdziwienia. Ministrowie i dworzanie zaczęli szeptać do siebie: „Przecież to wcale nie jest niebieska róża…”. Królewna przemówiła do nich: „Czy wasze oczy naprawdę nie widzą? Ta róża jest niebieska, zapewniam was. Przypatrzcie się jej dokładnie, a zobaczycie, że ma cudowny, niebieski kolor!”. Cały dwór zamilkł. Księżniczka poślubiła poetę i byli szczęśliwi przez całe życie. Dobrze można widzieć jedynie za pomocą serca. Musimy mu coraz bardziej ufać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
BRUNO FERRERO - SENS ZYCIA Pewien profesor, kończąc kiedyś lekcję, zwrócił się do swoich studentów w następujący sposób, mówiąc: „Czy są jakieś pytania?”. Jeden ze studentów zapytał go wtedy: „Tak, panie profesorze: proszę mi powiedzieć jaki jest sens życia?”. Jego kolegów, którzy zmierzali w kierunku drzwi, ogarnął śmiech. Jednak profesor przyglądał się uważnie studentowi, chcąc zrozumieć czy pytanie zostało zadane poważnie czy jedynie dla żartu. Kiedy doszedł do wniosku, że student zadał mu je na serio, powiedział: „Odpowiem panu”. Potem wyjął z kieszeni swoich spodni portfel, wydobył z niego małe lusterko wielkości dużej monety i po chwili namysłu powiedział: „Kiedy wybuchła wojna, byłem jeszcze dzieckiem. Pewnego dnia znalazłem na ulicy roztrzaskane w drobiazg lusterko. Wziąłem wtedy ze sobą największy jego kawałek. To właśnie ten drobiazg. Zacząłem się nim bawić i byłem pełen radości, że mogę odbijać jego światło we wszystkich jego zakątkach, do których nigdy nie zaglądało słońce: w ciemnych głębokich dziurach, szczelinach i zakamarkach. Zachowałem sobie to małe lusterko. Kiedy stałem się dorosłym człowiekiem, zdałem sobie sprawę, że lusterko ma dla mnie jeszcze większe znaczenie niż poprzednio. Dzięki niemu zrozumiałem, że i moje życie może przekazywać światło. Ja też jestem fragmentem lustra, którego nie znam w całości. Poprzez wszystko to, kim jestem i co czynię, mogę przekazywać światło – światło prawdy, zrozumienia, świadomości, dobra, czułości – światłość, która powinna docierać do ciemnych zakątków ludzkiego serca, by móc zmienić choćby jego odrobinę. Być może dostrzegą to również inni i oni także zechcą czynić podobnie. W tym właśnie zauważam sens życia”.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Spokojnej nocy, ktora Wam przyniesie ukojenie ... i dnia po niej , ktory przyniesie nowe nadzieje ... 😘

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nasze wybory W spiekocie dnia pewien mężczyzna przemierzał wraz ze swoim synem ulice miasta Keszan. Syn prowadził osła, na którym jechał ojciec. Biedny chłopiec- powiedział jeden z przechodniów Ledwie może nadażyć. To niebywałe, że możesz patrzeć, jak twoje dziecko tak się meczy.\" Ojciec wział sobie tę uwagę do serca. Za najbliższym rogiem zsiadł z osła i posadził na nim chłopca. Wkrótce jednak inny przechodzień wykrzyknał: Co za wstyd! Brzdac siedzi sobie wygodnie jak sułtan, a jego ojciec musi dreptać obok. Słowa te bardzo chłopca poruszyły, wiec poprosił ojca, aby usiadł za nim. Nie ujechali jednak daleko, gdy zbeształa ich jakas kobieta: Czy ktos widział cos podobnego? Co za okrucieństwo wobec zwierzat! Ten nicpoń i jego synalek mysla pewnie, ze siedza sobie na latajacym dywanie. Biedne stworzenie ugina się prawie do ziemi i ledwie powłóczy nogami.\" Obaj jezdzcy bez słowa zeszli z osła i dalej szli pieszo. Po kilku chwilach jakis mężczyzna zaczał się z nich wysmiewać: A to dopiero! Nie widziałem jeszcze takiej głupoty. Po co wam to zwierzę, skoro wcale z niego nie korzystacie, zdzierajac sobie nogi na tych zakurzonych drogach?\" Ojciec podał osłu garsć siana, po czym zwrócił się do syna: Niezależnie od tego, co bysmy uczynili, zawsze znajdzie się ktos, kto będzie miał cos przeciwko temu. Musimy więc sami decydować o tym, co jest dla nas najlepsze.\"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
OGIEŃ Sześć osób znalazło się przypadkowo w czasie lodowatej nocy na bezludnej wyspie. Każda trzymała kawałek drewna w ręce. Nie było innego drzewa na wyspie zagubionej w mgłach Morza Północnego. Pośrodku powoli zamierał mały ogienek z powodu braku opału. Zimno stawało się coraz bardziej dotkliwe. Pierwszą osobą była kobieta, ale błysk płomienia oświecił twarz imigranta o ciemnej skórze. Kobieta go zauważyła. Zacisnęła rękę wokół swego kawałka drewna. Dlaczego miałabym zużyć swoje drewno, by ogrzać jakiegoś próżniaka, który przyszedł kraść chleb i pracę? Człowiek, który stał przy niej, zauważył kogoś, kto nie należał do jego partii. Nigdy, przenigdy nie zmarnuję swego pięknego kawałka drewna dla przeciwnika politycznego. Trzecia osoba była ubrana nędznie i otulała się brudną marynarką, ukrywając swój kawałek drewna.Jego sąsiad był z pewnością bogaty. Dlaczego miałby zużyć swoją gałąź dla leniwego bogacza? Bogacz siedział myśląc o swych dobrach, o dwóch domach, o 4 autach i o wysokim koncie w banku. Baterie jego telefonu komórkowego były wyczerpane, musiał zachować swój kawał drewna za wszelką cenę. Nie chciał zużyć go dla tych leniów i nieudaczników. Ciemne oblicze imigranta wykrzywiał grymas zemsty w słabym świetle ognia, prawie że wygasłego. Silnie zaciskał pięść wokół swego drewna. Wiedział dobrze, że wszyscy ci biali pogardzali nim. Nie wrzuci za nic swego drewna do tl±cych się gałęzi. Nadszedł moment zemsty. Ostatnim członkiem tej smutnej grupki był człowiek skąpy i nieufny. Nie czynił nigdy niczego, co nie zapewniłoby mu korzyści. Dawać tylko temu, kto coś daje - było jego zasadą. Muszą mi drogo zapłacić za ten kawałek drewna, myślał. Znaleziono ich wszystkich zamarzniętych, z kawałkami drewna w rękach, znieruchomiałych po śmierci. Nie umarli z powodu zimna zewnętrznego, ale z powodu wewnętrznego lodu. Może również w twojej rodzinie, w twojej wspólnocie, przed tobą tli się ogień, który zamiera? Z pewnością trzymasz kawałek drewna w ręce. Co z nim zrobisz? Bruno Ferrero ("Czasami wystarcza promyk słońca")

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×