Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

gniazdo1

Przypowieści i bajki z morałem o MIŁOŚCI...czytajcie

Polecane posty

rockandroll tak , wierze , ze to co nas spotyka ma jakis swoj cel w przyszlosci...bo przeciez ksztaltuje na pewno nasza osobowosc i pozwala by doswiadczenia pozwolily nam na wlasciwy wybor...po pewnych zdarzeniach juz inaczej patrzymy na kolejne...wazne jest by nie zatracic siebie i isc przez zycie zgodnie z wlasnymi wartosciami...mimo krytyki...wysmiewania...niezrozumienia przez innych...a po burzy wstaje slonce...po nocy przychodzi dzien...przeciez nie zawsze moze byc zle... niech wszystkie nasze wspomnienia te dobre pozwola nam przetrwac te zle chwile i miec nadzieje na nadejscie tych dobrych chwil... pozdrawiam Cie cieplo i zagladaj tu czasem...bedzie mi niezmiernie milo 🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Twoje słowa są odwrotnością przesłania jednej z bajek: " Spójrz ile w płocie jest dziur. Płot nigdy już nie będzie taki, jak dawniej. Kiedy się z kimś kłócisz, kiedy kogokolwiek i w jakikolwiek sposób obrażasz, zostawiasz w nim ranę. Możesz wbić człowiekowi nóż, a potem go wyciągnąć, ale rana pozostanie. Nieważne, ile razy będziesz przepraszał, rana pozostanie; rana zadana słowem boli tak samo, jak rana fizyczna." Twoje słowa leczą rany jeszcze raz dziękuję.............. Jeśli pozwolisz chciałbym opisać Ci jutro swoją historię na maila, i posłuchać Twoich spostrzeżeń

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ORĘDZIE SERCA We śnie szedłem brzegiem morza z Panem, oglądając na ekranie nieba całą przeszłość mego życia po każdym z minionych dni zostawały na piasku dwa ślady - mój i Pana Czasem jednak widziałem tylko jeden ślad odciśnięty w najcięższych dniach mego życia . Rzekłem: - Panie postanowiłem iść zawsze z Tobą , przyrzekłeś być zawsze ze mną :czemu zatem zostawiłeś mnie samego wtedy , gdy mi było tak ciężko ? Odrzekł Pan : - Wiesz synu ,że Cię kocham i nigdy Cię nie opuściłem . W te dni , gdy widziałeś jeden tylko ślad , ja niosłem Ciebie na moich ramionach!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
rockandroll ehhh...bo moja osoba to jak ten plot...im wiecej gwozdzi tym wiecej ran...ale serce dalej bije i cieplem emanuje... czasem sie zdarza, ze na chwile wybija sie z rytmu a nawet potrafi stanac ...ale wraca na swoj tor bo ma nadzieje, ze sa ludzie dla, ktorzy potrzebuja tego bicia serca... warto sie dzielic z innymi tym co w nas dobre...samo dawanie daje czasem wiecej szczescia niz otrzymywanie... pisz smialo...mimo bolu jaki jest we mnie potrafie dzielic i bol innych osob..a czasem moze i spostrzec tego czego sami spostrzec nie potrafia w danej sytuacji... nauka zycia to korzystanie ze swoich doswiadczen i czerpanie z doswiadczen innych osob... moja wiedza w wiekszosci z zycia jest czerpana wiec moze bede Ci potrafila w jakis sposob pomoc a przynajmniej podtrzymac na duchu ...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
----------> gawit super "Wiesz synu ,że Cię kocham i nigdy Cię nie opuściłem . W te dni , gdy widziałeś jeden tylko ślad , ja niosłem Ciebie na moich ramionach!" po prostu uśmiechnąłem się cała gębą

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
----------> Gniazdo jak czytam co piszesz to się uśmiecham, a dawno tego nie robiłem ........ oj masz Ty siłę w swym sercu ogromną ............ na pewno napiszę bo choć wiosen na karku już sporo to pojąć tego nie potrafię a ból jest tak wielki że aż fizycznie go czuję ....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dobrze że jest twój topik
gniazdo... Jakiś czas temu szukałam iskierki. Nie znalazłam :(, a była mi bardzo potrzebna. Ale Ty dziś dajesz potrzebującym iskierkę nadziei. Dobrze, że jesteś gniazdo :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"Jesteś aniołem" Anioły są ludźmi niosącymi światło. Tam, gdzie są, robi się jasno i przejrzyście. Anioły są ludźmi, którym dano w raju rodzaj pierwotnej radości. Anioły pomagają stanąć na nogi ludziom załamanym i w niewidzialny sposób utrzymują równowagę świata. Czujesz w nich trochę tajemnicę niezgłębionej dobroci, która pragnie cię objąć. W ludziach tych czuję, jak przychodzi do mnie Bóg ze swoją czułością i rozważną troskliwością. Masz problem. Utknąłeś w nim. I gdzieś ktoś za pomocą niewidzialnej anteny otrzymuje sugestię, coś w rodzaju nakazu, by do ciebie przyjść i ci pomóc, pchnąć cię naprzód lub cię pocieszyć. "Jesteś aniołem"- mówisz do mężczyzny czy kobiety. Odetchnąłeś, znów widzisz światło, minęła udręka. Ale anioły nie zjawiają się na zawołanie czy za opłatą. Najczęściej przychodzą zupełnie nieoczekiwanie, wskazują drogę, rozwiązują problem i znikają, nie czekając na podziękowania. Są jeszcze na świecie anioły, ale jest ich za mało. Dlatego panuje jeszcze tyle ciemności i niedoli. Bóg szuka aniołów pośród współczesnych ludzi. Ale wielu już go nie dostrzega, już nie słucha. Ich antena już nie odbiera i już nie nadaje. Chodź, jesteś aniołem, a w twoim otoczeniu jest dosyć ludzi, dla których możesz być aniołem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
---------> tonąca moja rada - poczytaj ten topik od początku.... może zauważysz tą iskierkę nadziei, a na pewno poczujesz moc płynącą z serca "gniazda"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kochani to ja Wam dziekuje, ze jestescie ze mna ...chociaz wirtualnie...duchowo... mozemy tu dac sobie troszke ciepla i wiary...o ktore tak trudno w szarej codziennosci... dajecie mi sile...sile , ktora daje mi moc by nie zamieniac serca w glaz i przyjac to co los mi dal...sile by mimo trudu i bolu nie poddawac sie... Pamietajcie, ze milosc jest w kazdym z nas...i kiedys, gdzies znajdzie sie czlowiek, ktory ta milosc z nas wydobedzie i bedzie potrafil nas nia tez obdarowac...szczerze i bezgranicznie ...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"Anioły są miłością zesłaną z nieba" Anioły są takie piękne ciche.. nietknięte.. kiedy jesteś mały otaczają Cię ze wszystkich stron. Nie można bez nich żyć nawet, gdy w nie nie wierzysz, one są przy Tobie zawsze jak wiatr.. Pewnego dnia, wszystko się zmienia i nawet nie wiesz kiedy najważniejszy Anioł prowadzi Cię ku niebu.. To istota, która zawsze jest przy Tobie gdy śpisz.. otacza Cię swoimi skrzydłami pełnymi czułości i troskliwości, ociera ukradkiem łzę, gdy o niej zapomnisz.. nie pozwala Cię skrzywdzić, chce pokazać Ci świat, chociaż Ty tak strasznie sie przed tym bronisz, pragnie Twojego szczęścia.. To Twój Anioł.. To miłość..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
---------> normalnie sam sie do siebie uśmiecham........ coś dziś coraz częściej .......... nie chciałbym przesadzać... powiem to co czuję znalazłem swojego anioła ......... a to jest prawda:" Są jeszcze na świecie anioły, ale jest ich za mało. Dlatego panuje jeszcze tyle ciemności i niedoli. Bóg szuka aniołów pośród współczesnych ludzi." myślę że Ty gniazdo właśnie jesteś takim aniołem bo tylko ktoś kto przeżył ogromne cierpienie serca i wciąż walczy potrafi zrozumieć innych cierpiących i ofiarować im coś nieuchwytnego lecz niesamowicie wyczuwalnego w twoich słowach: nadzieję, ciepło i takie cudowne ludzkie dobro, które na świecie pomału zanika

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
rockandroll mimo ze lzy plyna po policzku to tez czuje radosc w sercu...radosc z powodu, iz moglam chociaz na chwile spowodowac usmiech na Twej twarzy...jak duzo radosci moze dac to, ze jest sie potrzebnym i mozna okazac swe serce drugiemu czlowiekowi... dziekuje za Twe slowa...aniolem nie jestem ale staram sie miec przynajmniej kilka jego cech...taka wewnetrzna potrzeba i chyba po trochu cecha osobowosci....ale faktem jest to, ze ksztaltuja mnie doswiadczenia...i wiesz? ...mimo ciosow nie zatruwam swej duszy zlymi emocjami...a najgorszymi z nich to chyba nienawisc i chec zemsty...tego unikajmy...bo nas to zatruje i zatracimy poczucie wlasnej osoby i sensu swojego zycia...a jaki jest sens?...kazdy niech odpiwe sam sobie na to pytanie...moja odpowiedz jest jedna...sensem mojego zycia jest milosc...i nie tylko taka do partnera ale i do ludzi , ktorzy mnie otaczaja...milosc moze przybrac rozne formy i wymiary...mozemy nia obdarzac na wiele sposobow...czerpiac radosc z samego dawania...dobro powraca jak i zlo...dobrze o tym pamietac... pozdrawiam Cie cieplo i zycze spokojnej nocy...i do przeczytania kolejnym razem :) 🌻 ps. napisales,ze wiosen juz masz troche na karku...moj kark tez juz troche wiosen ma na sobie ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gniazdo mój Aniele (pozwolę sobie tak napisać bo tak czuję) dałaś mi dzisiaj coś czego nie umiem dokładnie określić ale to sprawiło że mój ból się zmienił..........To niesamowite że osoba która cierpi i walczy ze swoimi problemami potrafi obcej osobie dać tyle ciepła dlatego pozwoliłem sobie nazwać Cię swoim aniołem.......... masz ogromne serce i dużo dobra w sobie to się porostu czuje nawet przez internet......... coś niesamowitego..... dobranoc śpij słodko........ jutro pojawię się tu na pewno

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Marzenia trzech drzew Pewnego razu, na wzgórzu, rosły sobie trzy drzewa. Rozmawiały one o swoich marzeniach i nadziejach, kiedy pierwsze z nich powiedziało: "Mam nadzieję, że pewnego dnia będę skrzynią, w której trzymane będą klejnoty. Będę wypełniona złotem, srebrem i cennymi klejnotami. Będę mogła być ozdobiona rozmaitymi rzeźbami i każdy będzie mógł zobaczyć moje piękno." Wtedy drugie drzewo powiedziało: "Może pewnego dnia stanę się potężnym statkiem. Uniosę na swym pokładzie króla i królową i popłyniemy poprzez szerokie wody aż na krańce świata. I każdy będzie czuł się bezpiecznie, z powodu solidności kadłuba, który ze mnie będzie zbudowany." W końcu trzecie drzewo powiedziało: "Chcę rosnąć, aby być najwyższe i najbardziej proste w całym lesie. Ludzie zobaczą mnie na szczycie wzgórza i będą spoglądać na moje gałęzie, i myśleć o niebie i o Bogu i o tym, jak blisko Niego jestem. Ja będę największym drzewem wszechczasów i ludzie zawsze będą o mnie pamiętać." Po kilku latach modlitwy o to, aby ich marzenia się spełniły, grupa drwali natknęła się na nie. Kiedy jeden drwal zbliżył się do pierwszego drzewa rzekł: "To tutaj, wygląda na mocne, silne drzewo, wydaje mi się, że będę mógł sprzedać je stolarzowi" i zaczął je ścinać. Drzewo było szczęśliwe, ponieważ wiedziało, że stolarz zrobi z niego piękną skrzynię. Przy drugim, drwal powiedział: "To drzewo również wygląda na mocne, powinienem je sprzedać do stoczni" i drugie drzewo również było szczęśliwe, bo wiedziało, że jest to dla niego możliwość stania się potężnym statkiem. Kiedy drwal podszedł do trzeciego drzewa, drzewo było przerażone, gdyż wiedziało, że jeżeli zostanie ścięte, jego marzenia się nie spełnią. Jeden z drwali postanowił sobie je zabrać. Wkrótce po przybyciu do stolarza, z pierwszego drzewa zostały zrobione karmniki, koryta i żłoby dla zwierząt. Zostało więc postawione w stodole i wypełnione sianem. To wcale nie było to, o co drzewo się modliło. Drugie drzewo zostało cięte i zrobiono z niego małą łódkę rybacką. Skończyły się jego sny o staniu się potężnym statkiem i braniu na swój pokład koronowanych głów. Trzecie z nich zostało pocięte na wielkie belki i pozostawione w ciemności. Lata mijały, i drzewa zapomniały już o swoich marzeniach. Pewnego dnia mężczyzna i kobieta weszli do szopki. Kobieta urodziła i położyła niemowlę na sianie, wypełniającym żłobek zrobiony z pierwszego drzewa. Drzewo mogło odczuć powagę tego wydarzenia i wiedziało, że nosi największy skarb wszechczasów. Minęło nieco lat. Grupa ludzi wybrała się na połów w łódce zrobionej z drugiego drzewa. Jeden z nich był bardzo zmęczony i ułożył się do snu. Kiedy wypłynęli na szerokie wody, zerwała się burza i drzewo pomyślało, że nie będzie wystarczająco silne, aby zapewnić ludziom bezpieczeństwo. Mężczyźni obudzili śpiącego, a on wstał i powiedział "Pokój!", a wtedy burza ustała. Wtedy już drzewo wiedziało, że ma na swoim pokładzie Króla królów. W końcu przyszedł ktoś i zabrał trzecie drzewo. Było niesione ulicami, tłum zaś kpił z człowieka, który je niósł. Kiedy się zatrzymali, człowiek ten został przybity gwoździami do drzewa i podniesiony, aby umierać na szczycie wzgórza. Kiedy nadeszła niedziela, drzewo zrozumiało, że było wystarczająco silne, aby stać na szczycie wzgórza i być tak blisko Boga jak tylko możliwe, ponieważ to na nim został ukrzyżowany Jezus. Morał tej historii jest taki, że kiedy wydaje ci się, że wszystko idzie nie po twojej myśli, zawsze wiedz, że Bóg ma dla ciebie pewien plan. Jeśli Mu zaufasz, obdarzy cię hojnie. Każde z drzew otrzymało to, o co prosiło, ale nie w sposób, w jaki to sobie wyobrażało. My nigdy nie wiemy, jakie są plany Boga wobec nas! Wiemy tylko, że Jego drogi, nie są naszymi drogami, ale Jego drogi są zawsze najlepsze. Dobrej nocy Kochani :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
SERCE Z KAMIENIA W pewnym dużym, szarym mieście, jakich wiele; nie tak daleko stąd i nie tak dawno temu, żyła sobie dziewczynka. Nie była ani ładna, ani brzydka; ani chuda, ani gruba; ani stara, ani młoda; była po prostu w sam raz. Dziewczynka starała się być pogodną, ale miała niewiele przyjaciół. Dziewczynka nie była smutna (potrafiła uśmiechać się do siebie, do innych ludzi, do ponurego nieba, do jasnego słońca, a nawet do kałuż na drodze... ),ale była bardzo, bardzo samotna i miała jedno wielkie marzenie... Marzyła o tym, aby być komuś potrzebna. Chciała usłyszeć, że jest lekiem na całe zło, że gestem dłoni potrafi rozpędzić smutek dnia, że jest iskierką nadziei na kolejny rok, że jednym uśmiechem rozjaśnia ponury nastrój. Dziewczynka chciała usłyszeć, że jest jak cicha przystań, do której chętnie powraca się po burzach i sztormach na oceanie prozy życia. Dziewczynka pragnęła usłyszeć, że jej słowa dają ciepło, niosą radość, przywracają wiarę w sens życia, naprawiają zło wyrządzone przez innych. Dziewczynka bardzo chciała zasłużyć sobie na zaufanie drugiej osoby, a tak naprawdę marzyła o cieple, serdeczności i bliskości, o długich spacerach przy blasku księżyca, o trzymaniu za rękę, o skrycie kradzionych pocałunkach. Marzyła o tym, żeby zasypiać przytulona do czyjegoś ramienia i budzić się na tym samym ramieniu, żeby uśmiechnąć się i przytulić na dzień dobry, żeby nie martwić się o dzień następny, bo przy bliskiej osobie każdy dzień będzie dobry... Marzyła o tym, żeby stać się kobietą... żeby kogoś szczerze i prawdziwie pokochać... Niestety dziewczynka tego nie potrafiła zrobić... MIAŁA BOWIEM SERCE Z KAMIENIA... Szara proza życia, okrucieństwo świata, nienawiść, zazdrość ludzka, brak tolerancji, znieczulica społeczna, krzywdy wyrządzone przez innych, zawiedziona nadzieja, nadszarpnięte zaufanie, zranione uczucie, ból i cierpienie, jakich doświadczyła w życiu zamieniły jej SERCE W KAMIEŃ, bo tylko tak było bezpiecznie... Pewnego grudniowego dnia dziewczynka stała przy oknie, patrząc jak krople deszczu rozbijały się na szybie okna i pomału spływały smugami na parapet; jak deszcz moczył wszystkie budynki, drzewa i ludzi biegnących w pośpiechu, goniących za złudzeniem; jak na ulicy tworzyły się mniejsze i większe kałuże rozbryzgiwane pod kołami aut. Dziewczynka odwróciła się i powiedziała do siebie: I gdzie to białe Boże Narodzenie? Aleś sobie Boże pogodę wybrał... Podeszła do rozstawionych na środku pudeł z ozdobami choinkowymi, z rozrzewnieniem spojrzała na choinkę... Lubiła bardzo to robić, ubieranie choinki zawsze sprawiało jej wiele radości. Z uśmiechem wieszała lampki, bombki i łańcuchy. Na koniec wzięła do ręki aniołka. Spojrzała na niego, a z oczu popłynęły jej łzy... Zamknęła oczy i wyszeptała: Pomóż mi proszę... tak bardzo Cię proszę... Trzymając kurczowo figurkę odwróciła się do okna i pozwoliła płynąć łzom... Nagle zauważyła, że krople deszczu zaczęły zamieniać się w płatki śniegu, które wcale nie topiły się na ziemi, powolutku świat dookoła zaczął pokrywać się puchową kołdrą. Dziewczynka poczuła, że w pokoju jest ktoś jeszcze. Odwróciła się i go zobaczyła. Był piękny, ubrany w powłóczystą srebrno-białą szatę, z burzą srebrnych loków, delikatnie otrzepywał majestatyczne skrzydła mieniące się kolorami światłości, w oczach migały mu ogniki dobra, szczęścia i radości. Uśmiechnął się i powiedział ciepło: - Czemu płaczesz dziewczynko? Przecież nie masz powodu... Podniosła nieśmiało wzrok, popatrzyła na niego smutno i cicho wyszeptała: - Przecież wiesz, że mam... Podszedł do niej i wziął jej rękę, ogrzewając niebiańskim ciepłem: - Już dawno nie masz... Ktoś, kto ma tak piękne marzenia, tak ciepłe uczucia i tak wrażliwą duszę nie może mieć serca z kamienia... Spojrzała w jego piękne oczy: - Tak myślisz? Odwrócił jej dłoń wnętrzem do góry, nakrył skrzydłem i odpowiedział: - Ja to wiem, a teraz zamknij oczy... Dziewczynka go posłuchała, wiedziała przecież, że anioły nie kłamią. Kiedy je otworzyła już go nie było. Odwróciła się do okna i zobaczyła jak lekkim krokiem wędrował ulicą, śnieg wysypywał mu się spod skrzydeł, a w radiu zabrzmiały słowa piosenki: \"A kto wie, czy za rogiem, nie stoją Anioł z Bogiem, I warto mieć marzenia, doczekać ich spełnienia; A kto wie, czy za rogiem, nie stoją Anioł z Bogiem, Nie obserwują zdarzeń i nie spełniają marzeń\" Dziewczynka uśmiechnęła się i spojrzała na to, co trzymała w dłoniach: było to przepiękne, oblane czekoladą i posypane migdałami, najsłodsze, jakie kiedykolwiek miała- SERCE Z PIERNIKA.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Życiowe powołanie kolejna bajka (autor Lew N. Tołstoj) znaleziona w sieci, która niesie przesłanie... Pewien król pomyślał sobie kiedyś, że wszystko robiłby prawidłowo, gdyby znał właściwą na to porę; gdyby zawsze wiedział, z jakimi ludźmi ma przestawać, a z jakimi nie; i gdyby zawsze miał rozeznanie, które z jego dzieł jest najważniejsze. Zwołał wszystkich uczonych mężów swojego kraju, ale udzielili mu oni odpowiedzi, które nie były dla niego zadowalające. Postanowił wówczas spytać o to słynącego z wielkiej mądrości pustelnika. Pustelnik przekopywał właśnie grządki przed swoją chatą i sprawiał wrażenie wyczerpanego. Król wziął łopatę i kopał godzina po godzinie ziemię, zaś pustelnik przez cały czas milczał. O zmierzchu przyszedł z lasu brodaty mężczyzna z ciężkimi obrażeniami. Pustelnik wraz z królem pielęgnowali go, jak tylko mogli najlepiej. Tak to zastał ich wieczór. Król był w końcu tak zmęczony, że zasnął na progu. O świcie brodaty mężczyzna wyznał mu słabym głosem, że chciał go zabić z powodu wyroku śmierci dla swego brata, ale teraz, skoro uratował mu życie, będzie służył królowi po kres swoich dni wraz ze swoimi synami. Król wybaczył mężczyźnie, obiecał przysłać swojego lekarza i udał się ponownie do pustelnika, aby przedłożyć mu swoje trzy pytania. "Już przecież otrzymałeś odpowiedź", odrzekł pustelnik. "Gdybyś wczoraj nie przejął mojej pracy, człowiek ten napadłby na ciebie. A zatem kopałeś moje grządki we właściwej porze, ja byłem najważniejszym człowiekiem, zaś najważniejszym dziełem było wyświadczone mi dobro. Następnie był czas na pielęgnowanie tego zranionego człowieka, to było wtedy rzeczą najważniejszą; inaczej wykrwawiłby się bez pojednania z tobą. Wówczas to on był dla ciebie najważniejszych człowiekiem, a to, co dla niego zrobiłeś, najważniejszym dziełem. Zapamiętaj więc sobie: Najważniejszym czasem jest zawsze dana chwila. Najważniejszym człowiekiem jest zawsze ten, z którym los nas w danej chwili zetknął. A najważniejszym dziełem jest zawsze czynienie mu dobra..... To jest życiowym powołaniem człowieka"...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czas Przeznaczenia Dawno temu był sobie człowiek, który nie chciał mieć własnego Anioła Stróża i robił wszystko, aby się go pozbyć. Kąpał się w najgłębszych jeziorach, wystawiał na błyskawice, błądził w najgłębszych lasach. Zawsze w ostatniej chwili czyjaś dłoń wyławiała go z zimnej wody, wyprowadzała z ciemności, chroniła przed piorunami. Anioł przychodził do niego w snach błyszczący i pewny siebie. "Ja jestem, tak jak byłem i będę dopóki świat się nie skończy" - powtarzał. Pewnego dnia człowiek wszedł na Najwyższą Górę Świata i skoczył. Lecąc w dół pomyślał, że nareszcie pozbędzie się swojego Anioła i już go nikt nie ochroni. Nagle zauważył, że przestał spadać i unosi się w powietrzu. -Chyba fruwam - powiedział na głos. -Fruwamy - poprawił Anioł, który trzymał go mocno w objęciach. -Po co to wszystko? - zapytał wtedy zaciekawiony człowiek. -Po to, aby ci pokazać, że możesz się mnie pozbyć tylko wtedy, kiedy nadejdzie na to odpowiedni czas - odpowiedział spokojnie Anioł. -Jaki czas? -zapytał gorączkowo zaniepokojony człowiek. -Czas przeznaczenia - odpowiedział Anioł i puścił człowieka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bezruch duszy bywa nadrabiany
gorączkową ruchliwością ciała................... Świętemu Franciszkowi wielu przypisuje sentymentalną miłość do zwierzątek jako takich, nawet większą chyba niż do ludzi (Pana Boga tacy zwykle tu przemilczają). Jednak, kiedy sięgnie się do mniej ckliwych źródeł, to odkrywa się, że ów święty nie znosił much, ale i nie kochał poczciwych mrówek. Kiedyś, gdy bracia wędrowali przez las na Monte Subasio, brat Leon stanął przy sporym mrowisku i zagadnął idącego na końcu św. Franciszka: „Czy sam nie nauczałeś nas, że nie należy przechodzić obojętnie obok doskonałości cudów Bożego stworzenia, lecz dziękować Mu za każdy napotkany?” Franciszek skinął głową. A Leon mówił dalej: „Pamiętam, jak powiedziałeś o tym, gdy przy drodze ujrzeliśmy misternie utkaną pajęczynę. A potem, gdy przeniosłeś z drogi na trawę ślimaka, powiedziałeś, że należy pomagać braciom i siostrom zwierzętom. Pamiętam też, gdy usłyszeliśmy długo przed świtem głos kosa, pouczyłeś nas, że uczyć się mamy od doskonałości natury. Nieprawdaż?” Franciszek nie zaprzeczył. A Leon wskazał na mrowisko i rzekł z wyrzutem: „Przechodzimy codziennie obok tego misternego kopca, który dla tych maleńkich mrówek jest większy niż Wieża Babel, ale ty ani razu nie zatrzymałeś się przy nim. Nawet, kiedy dzięcioł uszkodził to mrowisko, nic nie zrobiłeś, aby pomóc rozbieganym mrówkom. Mam wrażenie, że ty nie kochasz tych pracowitych stworzeń.” Franciszek odrzekł wtedy: „Patrz, Leonie, jak te mrówki ciągną swe ciężary, wznoszą tę swoją budowlę, nie zatrzymując się i nie odpoczywając od rana do nocy. Nie spojrzą nawet w niebo. Ta zawzięta pracowitość naszych małych sióstr przeraża mnie i budzi obawę, że kiedyś ludzie mogą wziąć z nich przykład i nie znać już niczego poza swoją pracą, będąc przy niej coraz smutniejszymi. Smutek bowiem jest chorobą wyniesioną z budowania Wieży Babel, którą zresztą opuszczono.” * Zawzięta praca, pozorowanie zapracowania, chorobliwe uzależnienie od pracy, pracoholizm… to jakieś znaki tych czasów. Czy nie jest to przejaw okropnego wręcz lenistwa duchowego (zwanego kiedyś acedią i uznawanego za ósmy, najgorszy grzech główny) pokrywanego zewnętrznym zakrzątaniem, mnożeniem sobie zajęć, zaaferowaniem wszystkim tym, co podtrzymuje bezmyślność w tym - perfekcyjnym często – zabieganiu po błędnym kole? * „Lenistwo jest głupotą ciała, a głupota jest lenistwem ducha.”

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
to powyzej to nadal ja tylko mi sie cos nick pokickal ;) ------>>> bezruch duszy bywa nadrabiany...dziekuje za Twoja przypowieść... witaj milo w naszym gronie :) 🌻 coraz wiecej osob i coraz czesciej zamienia \"BYC\" na \"MIEC\"... zatracajac w tym siebie samego...swoje wartosci i prawdziwe pragnienia...ale zeby sie musieli o tym przekonac ...musza przekroczyc ta granice drogii do nikad...i aby wtedy byl przy nich ktos kto dobra droge wskaze...a moze sami zrozumieja...co w zyciu jest najwazniejsze...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dowolny psychiatra
a topik był piękny i nic nie zepsuje roboty gniazda, nawet wpisy o numerologicznych bzdurach i chamskie przyśpiewki... Ja rozumiem, że są indywiduua opętane manią niszczenia wszystkiego co piękne, ale budzą tylko niesmak :O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przypowieść o utraconej(?)* miłości... Był sobie kiedyś pewien mały chłopiec, a może już nie taki mały. Ale był i jest (choć już nie taki mały). Miał rodzinkę, w której MIŁOŚĆ z trudem torowała sobie w codzienności drogę. Ale trwała w jedności... Ten chłopiec dorastał, poznawał świat, ludzi... Myślał, że wie czego chce. Więcej, wydawało się że lepiej wie niż najbliżsi. Przestał ich słuchać, przestał słuchać głosu serca, a zaczął słuchać kolesiów z podwórka. I to oni byli dla niego drogowskazem na dalsze życie. Pewnego razu nastąpiła wielka kłótnia między nim a ojcem. Tak wielka, że nastały dni kiedy przechodzili obok siebie obojętnie, w milczeniu, jak obcy na osiedlowej uliczce. I tak dni płynęły... O co się pokłócili? Pewno o nic istotnego, o nic za co warto byłoby niszczyć MIŁOŚĆ... Ojciec kilka razy wychodził na spotkanie, szukając okazji do zgody, a on za każdym razem odtrącał rękę wyciągniętą na pojednanie... Pewnego jednak razu stała się rzecz straszna... ojciec nie wrócił do domu... nagle w ciągu jednej chwili zabrakło ukochanego człowieka (o czym zrozumiał później)... w domu zrobiło się cicho, pusto, smutno... Chłopiec już nic nie mógł zrobić, ani podać dłoni na zgodę, ani powiedzieć „przepraszam”, „dziękuje za wszystko”, „kocham”... I wtedy jego serce „umarło” a z oczy wypłynęły dwie duże łzy... Ale czas goi rany, choć tej nigdy DO KOŃCA ŻYCIA NIE ZAGOI, tak więc ten mały chłopiec rozejrzał się wokoło zobaczył, że nie jest sam, ale że obok jest mama, rodzeństwo... i zaczął ich kochać, kochać, kochać... bo się bał, że znowu nie zdąży powiedzieć KOCHAM! Jaki z tego morał? Może ten znany z wiersza ks. Twardowskiego „Spieszmy się kochać ludzi bo tak szybko odchodzą...” Kochajmy, bo czas mija, ludzie odchodzą... a my ciągle kochamy nie tych , których mamy kochać... Kochamy siebie, kochamy swoją racje, kochamy swoje plany i marzenia... A obok są ludzie, i to blisko nas, którzy umierają z braku MIŁOŚCI... * Miłości utraconej(?) a może właśnie odzyskanej tracąc kogoś – kogoś odnalazł... ale czy musimy coś tracić by coś odnaleźć? Odpowiedzią są nasze codzienne wybory i na pozór drobne ale istotne oznaki naszej miłości.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ROZGWIAZDA Pewien nasz przyjaciel o zachodzie słońca wybrał się na swój zwyczajowy spacer opustoszałym brzegiem morza. Idąc tak w zamyśleniu, spostrzegł nagle w oddali sylwetkę jakiegoś mężczyzny. Podszedłszy nieco bliżej, przekonał się, że to ktoś miejscowy, jakiś Meksykanin. Mężczyzna bezustannie schylał się, podnosił coś i ciskał to do wody. Gdy nasz przyjaciel zbliżył się jeszcze bardziej, dostrzegł, że Meksykanin zbiera tak rozgwiazdy, które fale oceanu wyrzuciły na plażę. Wielce zaintrygowany podszedł do mężczyzny i powiedział: - Dobry wieczór, amigo. Przechodziłem właśnie tędy i zastanawiałem się, co robisz. - Wrzucam te rozgwiazdy z powrotem do wody. Widzi pan, mamy odpływ i wszystkie je wyniosło na brzeg. Jeśli nie wrócę ich morzu, umrą z braku tlenu. - Rozumiem... - odparł nasz przyjaciel. - Lecz takich rozgwiazd muszą być pewnie na tej plaży tysiące i w żaden sposób nie uda ci się uratować wszystkich... Jest ich po prostu zbyt wiele. Poza tym zdajesz sobie chyba sprawę - tłumaczył - że na tym tylko wybrzeżu podobnych plaż są setki i na każdej z nich morze wyrzuciło pełno rozgwiazd. Nie sądzisz więc, przyjacielu, że to, co robisz, nie ma większego znaczenia? Meksykanin uśmiechnął się, a potem pochylił, podniósł kolejną rozgwiazdę i wrzucając ją do wody, odrzekł: - Ma znaczenie dla tej!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
a to opowiadanie w szczegolnosci dedykuje Paniom :) TO ODMIENI TWOJE ŻYCIE Czas mojej przyjaciółki szybko ucieka. Siedzimy przy lunchu, kiedy jakby mimochodem wspomina o tym, że myśli z mężem o "założeniu prawdziwej rodziny". Naprawdę chce mi powiedzieć, że jej biologiczny zegar rozpoczął już swoje końcowe odliczanie, toteż musi poważnie rozpatrzyć perspektywę macierzyństwa. - Przeprowadzamy sondę - mówi półżartem. - Sądzisz, że powinniśmy zdecydować się na dziecko? - To odmieni twoje życie - odpowiadam ostrożnie, zachowując naturalny ton. - Wiem - mówi. - Żadnego wylegiwania się do późna w soboty, żadnych nie planowanych wypadów... Ale ja nie to miałam na myśli. Patrzę na przyjaciółkę i zastanawiam się, co jej powiedzieć. Chciałabym przekazać jej rzeczy, o których nigdy nie dowie się w szkole rodzenia. Chciałabym opowiedzieć jej o tym, że po porodzie rany fizyczne prędko się zagoją, ale pozostanie pewna uczuciowa rana, która jest tak wrażliwa, że na zawsze uczyni ją kruchą. Rozważam, czy aby nie przestrzec jej, że już nigdy nie przeczyta gazety bez zapytania: "A co, jeśli to byłoby moje dziecko?" Że każdy wypadek samolotowy, każdy pożar będzie ją prześladował. Że kiedy zobaczy zdjęcia głodujących dzieci, będzie zastanawiała się, czy istnieje coś gorszego od patrzenia, jak umiera twoje dziecko. Spoglądam na jej wymalowane paznokcie i stylowy kostium i rozmyślam o tym, że bez względu na to, jak bardzo jest dystyngowana, zostanie matką zredukuje ją do poziomu niedźwiedzicy, która ochrania swoje młode. Że nagły okrzyk: "Mamo!" sprawi, iż bez chwili zwłoki porzuci suflet czy swój ulubiony kryształ. Czuję, że powinnam ją ostrzec, że niezależnie od tego, ile lat poświęciła swojej karierze, macierzyństwo zawodowo ją wykolei. Może znaleźć kogoś do opieki nad dzieckiem, ale któregoś dnia będzie spieszyła się na ważne spotkanie w interesach i przypomni sobie słodki zapach swojego dzieciątka. Będzie musiała użyć wszystkich swoich sił, by powstrzymać się od wrócenia biegiem do domu, żeby przekonać się, czy aby nic złego nie przytrafiło się jej dziecku. Pragnę, by moja przyjaciółka wiedziała, że codzienne decyzje nie będą już dla niej rutyną. Że postanowienie pięciolatka, by w McDonaldzie wejść do męskiej toalety, a nie do damskiej, stanie się olbrzymim dylematem. Że właśnie tam, pośród trzasku tac i krzyku dzieci, ważyć się będzie samodzielność i tożsamość płciowa jej synka i jej niepokój przed jakimś dewiantem seksualnym, który może czaić się w łazience. Chociaż w pracy z łatwością może przychodzić jej podejmowanie decyzji, jako matka wciąż będzie miała wątpliwości. Patrzę na moją atrakcyjną przyjaciółkę i chcę zapewnić ją, że w końcu zrzuci kilogramy swojej ciąży, ale potem zawsze już będzie czuła się inaczej. Że jej życie, które teraz tak wiele dla niej znaczy, po porodzie stanie się mało ważne. Że bez wahania poświęci je w każdej chwili, by ratować swoje potomstwo, ale zarazem zapragnie żyć kilka lat dłużej - nie, żeby zrealizować własne plany, ale żeby patrzeć, jak jej dziecko osiąga swoje marzenia. Chcę, by wiedziała, że blizny po cesarskim cięciu czy błyszczące rozstępy staną się dla niej odznakami honoru. Jej stosunki z mężem także ulegną zmianie, ale nie w taki sposób, w jaki o tym teraz myśli. Chciałabym, by pojęła, że o wiele bardziej można kochać mężczyznę,który nigdy nie waha się poświęcić czasu, żeby zaopiekować się dzidziusiem czy pobaraszkować ze swoim synkiem lub córeczką. Myślę, że powinna wiedzieć, iż pokocha swojego męża z powodów, które będą dalekie od romantycznych. Pragnę, by wyczuła więź, jaka połączy ją z kobietami z przeszłości, które desperacko starały się powstrzymać wojny, przesądy czy jazdę po pijanemu. Mam nadzieję, że zrozumie, dlaczego o większości spraw potrafię myśleć racjonalnie, ale kiedy rozmawiam na temat zagrożenia wojną nuklearną przyszłości moich dzieci, staję się chwilowo niepoczytalna. Chcę opisać jej zachwyt, jaki sprawia widok dziecka, które uczy się odbijać piłkę baseballową. Chcę uchwycić dla niej dźwięczny śmiech dziecka, które po raz pierwszy dotyka miękkiego futerka psa. Chcę, by posmakowała radości, która jest tak prawdziwa, że aż boli. Zagadkowe spojrzenie mojej przyjaciółki sprawia, iż dociera do mnie, że łzy stanęły mi w oczach. - Nigdy tego nie pożałujesz - mówię w końcu. Potem wyciągam rękę nad stołem, ściskam jej dłoń i odmawiam cichą modlitwę za nią, za siebie i za te wszystkie zwykłe, śmiertelne kobiety, które bohatersko pokonują przeszkody na drodze do tego najświętszego z powołań. Dale Hanson Bourke

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
CZAS NA NIKOGO NIE CZEKA Żeby doenić wartość jednego roku, zapytaj studenta, który oblał końcowe egzaminy. Żeby docenić wartość miesiąca, spytaj matke, której dziecko przyszło na świat za wcześnie. Żeby docenić wartosc godziny, zapytaj zakochanych czekającyhc na to, żeby się zobaczyć. Żeby docenić wartość minuty, zapytaj kogoś kto przegapił autobus albo samolot. Żeby docenić wartość sekundy, zapytaj kogoś kto przezył wypadek. Żeby docenić wartość sentej sekundy, zapytaj sportowca, który na olimpiadzie zdobył srebrny medal. Czas na nikogo nie czeka. Łap każdy moment, który ci został, bo jest wartościowy. Dziel go ze szczególnym człowiekiem - będzie jeszcze więcej wart.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
witaj gniazdo przyszedłem dziś z pracy i pierwsze co zrobiłem to czytałem nowe bajki dobrze że jesteś i piszesz.................... To ja trochę cytatów o miłości: Bo miłość jest jak drzewo, sama z siebie rośnie, głęboko zapuszcza korzenie w całą istotę człowieka i nieraz na ruinie serca dalej się zieleni. autor: Wiktor Hugo Bo miłość sądzi sercem, nie oczyma. autor: William Shakespeare Bo miłość wywyższa, nawet gdy krzyżuje, bo miłość umacnia i otwiera oczy. autor: Khalil Gibran Bo widzisz tu są tacy którzy się kochają i muszą się spotykać aby się ominąć, bliscy i oddaleni jakby stali w lustrze piszą do siebie listy gorące i zimne rozchodzą się jak w śmiech porzucone kwiaty by nie wiedzieć do końca czemu tak się stało. autor: Jan Twardowski Bóg jest zawsze w pobliżu ludzi okazujących sobie miłość. autor: Johann Heinrich Pestalozzi Bóg prosi o naszą miłość nie dlatego, że jej potrzebuje, lecz dlatego, że dla nas jest ona niezbędna. autor: Franz Werfel To bardzo mi się podoba: Cała miłość nie warta jest złamanego szeląga, jeśli nie kocha się kogoś takim, jakim jest. Inaczej bowiem nie potrzebny byłby do tego człowiek, wystarczyłby król karciany. autor: Ricarda Huch

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
To jedna z moich ulubionych bajek dla facetów ( myślę ze autorka topiku wybaczy lekkie odstępstwo od tematu) Mnich i wojownik Stary mnich wędrował górską drogą. Gdy nad górami rozszalała się gwałtowna burza, zaczął rozglądać się za jakimś schronieniem. Z radością dostrzegł wielką jaskinię w pobliżu drogi i schronił się pod jej okapem. Po chwili do jaskini wkroczył wojownik w pełnej zbroi. Wraz z liczną eskortą i tragarzami szukał on, tak jak i mnich, schronienia przed deszczem. Gdy dostrzegł mnicha, poczuł nieodpartą chęć nawiązania z nim rozmowy. Mimo, że mnich prawie się nie odzywał, wojownik już po chwili opowiadał o swoich wielkich wyczynach. - Jestem największym wojownikiem południa i północy - mówił - Nie ma w kraju nikogo, kto by mnie pokonał. Jego wspaniała mieniąca się wszystkimi barwami drogich kamieni i cennych metali zbroja lśniła w półmroku jaskini. Za szerokim, nabijanym stalowymi ćwiekami pasem zatknięte miał dwa ogromne miecze. Przez jedno ramię przewieszony miał potężny łuk, a przez drugie kołczan pełen strzał. Jego hełm ozdobiony był potężnymi rogami diabła, a przyłbica przedstawiała maskę czarnego demona. Otoczony sługami, niosącymi za nim liczne włócznie i halabardy wyglądał niezwykle groźnie. - Widzisz te skrzynie mnichu? - mówił - Są wypełnione dyplomami jakie otrzymałem od największych mistrzów sztuk wojennych. Moje imię wyryte jest na pomnikach licznych bitew i widnieje w honorowych księgach wielu szkół sztuki walki. Czy ty masz choć jeden taki dyplom mnichu? - Nie mam żadnego panie. Jestem tylko mnichem i studiuję księgi. - Ach księgi! - ciągnął wojownik - One tylko opisują historię, a ja ją tworzę! Co ty możesz wiedzieć z ksiąg? - Wiem, u czym pisał wielki Lao Tsy w swoim dziele Tao Te Tsing - odparł mnich, który od pewnej chwili pisał coś na zwoju papieru. - A cóż on mógł opisać? Czy jakiś filozof mógł znać zgiełk wielkiej bitwy, czy mógł wyobrazić sobie potęgę mojego ramienia, ostrze mojego miecza i celność mojej strzały? - Wybacz panie, ale muszę już wyruszać w dalszą drogę. Był to dla mnie wielki zaszczyt poznać tak wielkiego wojownika. Pragnę podarować ci panie skromny prezent, na jaki stać biednego mnicha. Może nie pogardzisz mą kaligrafią i wzbogaci ona twą kolekcję dyplomów - powiedział w pewnej chwili mnich i zbierając się do wyjścia z jaskini, wręczył wojownikowi zwój papieru. Zaskoczony wojownik przyjął zwój, a mnich skierował się do wyjścia. Wtem grom szalejącej na zewnątrz burzy uderzył w górę, w której znajdowała się jaskinia. Wielki głaz oderwał się od stropu jaskini i spadał prosto na mnicha. Z szybkością i lekkością o jaką nikt by go nie podejrzewał mnich wyskoczył w górę, obrócił się w powietrzu i silnym kopnięciem rozbił głaz na drobne części. Gdy w jaskini opadł pył z rozbitego głazu, mnicha w niej już nie było. Osłupiały wojownik rozwinął zwój otrzymany od mnicha. Był na nim wypisany werset ze starożytnego dzieła mistrza Lao Tsy: \"Wielcy mistrzowie milczą, wiele mówiący nie wiedzą. Prawdziwej siły nie widać\".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×