Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Quleczka

KOMU UDAŁO SIĘ WYJŚĆ Z NAŁOGU NADMIERNEGO WYCISKANIA/OCZYSZCZANIA TWARZY??? cz.2

Polecane posty

Gość n-s
ja troche się dołuję. właściwie powinnam skakać z radości bo jest najlepiej jak kiedykolwiek było(ale tu się odzywa perfrkcjonizm - bo nie jest dokładnie tak jak chciałam hehe) ale wydaje mi sie że utknełam w martwym punkcie: od momentu zdania sobie sprawy zproblemu poprawa następowała szybko (jest o niebo lepiej niż w czasie studiów)ale teraz jakoś się zatrzymało. Widzę że doszłam do pewnego momentu i dale nie mam pomysłu - bo ciągle sedno sprawy jest nie załatwione: nie umiem się powstrzymać przed wyciśnięciem czegoś - owszem jest teraz ładnie ale to dlatego ze nic mi sie nie robi - a jak zaczyna się robić to jest tak jak zawsze czyli wyciskam dziś była jedna krosteczka,niewidoczna w sumie ale wyczuwalna pod palcem i nie opanowałam się(nie ma tragedii ale...)wkurza mnie to bo nie jestem w stanie się opanować (moge ew. zostawić to wczesniej niż zwykle lub później nie dodrapywać tego - ale ni ch*** nie umiem opanować tego pierwszego odruchu)moze to jeszcze za wcześnie na tak duży postęp? w takich chwilach boje sie że nigdy z tego nie wyjdę bo nie poradziłam sobie z najgorszym - tą potrzebą i satysfakcją z pozbycia sie tego a może panikuje za bardzo.może więcej cierpliwości?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość n-s
no dobra koniec narzekania. Jak się tak przyglądam w duuuużym zbliżeniu(gdzie mogę) mojej buzi to widze rozszerzone pory i jakies mini mini mini kropeczki i mysle że u mnie to rzeczywiście z lustrem to był strzał w 10. mówie o tym chyba już do znudzenia ale zachęcam do spróbowania.Nigdy nie myslałam że to będzie miiało AŻ tak kluczowe znaczenie - wiedziałąm ze nie powinnam podchodzić i wynajdywać i wydawało mi się że w miarę się staram- no własnie WYDAWAŁO mi się. Teraz od niedawna mieszkam sama mam bardzo słąbe swiatło w łazience i trudnodostępne lustro i sytuacja od momentu wyprowadzki diametralnie sie poprawiła,a widze to po tym że jak tylko wróce do domu rodzinnego nawet na 2 godzinki ,czy na kilka dni to jest masakra,zawsze coś wydłubie i wracam do siebie z ranami.NORMALNIE aż sama jestem w szoku że to takie regularne - wejde do rodziców i jestem pokancerowana - tydzien posiedze u siebie - jest ok. tzn zdaje sobie sprawe że to "ok" to dlatego że nie widzę za dobrze tego co mogłabym wycisnąć i wiem o tym i jak jestem gdzieś na dworze to mam świadomość że te brudy może ktoś idzi - ale nawet osoby które wiedzą że mam problemy z cerą ostatnio mi mówią że bardzo mi się poprawiło i że mam piękną cere - więc oni też chyba tego nie widzą! zaczynam się przestawiać na słuchanie innych - jak mówią że ładnie to ładnie - w końcu to niby dla nich wszystkich chce ładnei wygladaći wyciskam brudy,więc jak dostają czego chcieli to już nie musze się bardziej starać(wiem , łatwo się mówi)-czasem jednak pod ten ulepek krzwywgo spojrzenia na świat cośtam do mnie dociera,chwilami tylko ale dobre i to. a z tym lustrem - teraz normalnie unikam odwiedzin w domu hehe bo ilekroć tam nie byłam, nie umiałam się powstrzymać . i to też dlatego jest teraz taka hossa.to działa naprawdę! :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
>a może się nie pozbywać? skąd wiadomo, ze akurat to jest takie strasznie złe? może to integralna część nas samych, bez tego nie byłybyśmy sobą? jak dla mnie kryterium tego co jest dla nas "zle" jest to jak sie z tym czujemy... jesli czujemy sie z czyms źle to raczej nie jest dla nas dobre :) ja nie mowilam o byciu "bardziej soba" tylko o tym by nie rezygnowac z roznych rzeczy na ktore mamy ochote tylko i wylacznie z obawy przed reakcja innych... >może można mieć poczucie własnej wartości i nie spełniać swoich pomysłów - i nie czuć się z tego powodu nieszczęśliwa? Pewnie mozna miec poczucie wlasnej wartosci i nie nic nie planowac lub nie realizowac planow i byc szczesliwa... tylko tylko, ze to zupelnie co innego niz miec jakies tam plany, marzenia i nie realizowac ich tylko i wylacznie ze strachu co inni pomysla... >Czasem człowiek ma chęć zrobić różne rzeczy, ale się powstrzymuje ze względu na opinię innych... może i lepiej czasem? dla kogo lepiej? dla nas czy dla tych "innych"? co jest dobrego w tym, ze czegos pragniemy i rezygnujemy z tego ze strachu? >a dobre jest np. niewychodzenie z domu w szlafroku, choć byśmy bardzo tego chciały szczerze, jesli z jakiegos powodu (zakladam, ze innego niz choroba psychiczna) czujemy potrzebe wyjscia w szlafroku...to jak dla mnie, czemu nie? :p nie widze w tym nic zlego, jesli to nam pozwoli np. zrealizowac jakis tam plan :) pomijajac fakt, ze zazwyczaj nie odczuwa sie potrzeby wyjscia w szlafroku ;) n-s, na mnie slabe swiatlo i llustro tez dziala :) tylko to takie troche odchodzenie problemu dookola...tak samo jak latwiej nie wyciskac jak nic na twarzy nie mamy ;) ciekawe czy kiedys nam sie uda nie robic twarzy krzywdy nawet wtedy gdy nie wyglada dobrze i gdy jest mocne swiatlo :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kulcia1982
Hej mam pytanko czy to dobry pomysł stosować razem Zineryt i Avene Diacneal? Zineryt na noc a Diacneal po południu. U mnie dużo lepiej tzn z wyciskaniem lepiej bo prawie wogóle nie wyciskam od miesiąca, gadam do siebie: i po co to babo wyciskasz,potem bedziesz miała rany i strupy i będziesz musiała się męczyć z korektorem i będziesz wyglądać jak potwór a zaskórniki to i tak wrócą, no i pomaga ale zaczyna mnie to denerwować bo niby nie wyciskam a i tak wyłażą cholery, na brodzie mam takie dwa małe syfki od 2 tygodni i nie wyciskałam ich wogóle ale dzisiaj się zdenerwowałam (bo 2 tyg wytrzymałam a te cholery nie zniknęły) no i zaczęłam wyciskać, oczywiście nic nie wyszło tylko mam teraz czerwone :(. A i do tego często wychodzą mi takie jakby syfy ale jakoś tak swędzą, nic w nich nie ma ani ropy ani nic, najczęściej na policzku pod okiem i są bardzo czerwone jakby mnie coś ugryzło i tak się męcze z nimi ponad tydzień, nie wiem co to jest, może któraś z Was to miała? Wczoraj zrobiłam sobie maseczke z papai, znaczy nie mam miksera i tylko rozgniotłam widelcem no i w sumie to na twarzy trzymał mi się tylko sok a nie miąższ i nie wiem czy to też tak można stosować czy to musi być właśnie ta papka na twarzy? Pozdrowionka i trzymam kciuki za wszystkich.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Właśnie chyba u mnie ten patent z lustrem podziała, w sumie, jeśli się zabieram za twarz, to tylko w wielkim, idealnie oświetlonym lustrze w łazience... Idę powykręcać żarówki!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
> Zineryt na noc a Diacneal po południu. szczerze, jesli juz to bym raczej odwrotnie stosowala czyli diacneal na noc, a zineryt wczesniej... ale tak ogolnie to moze lepiej po prostu na zmiane co druga noc? bo to co nalozysz po poludniu to dosc krotko na tej skorze bedze :) a zineryt stosujesz na calosc czy tylko punktowo? moze sie go da na dzien, a wtedy diacneal na noc?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
humpty, a przynajmniej wykrec te mocne przy lustrze jesli masz i zostaw jakies takie zwykle gorne, albo wkrec slabsze przy lustrze ....zazwyczaj to dziala :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Quleczko, właśnie tak zrobiłam, dam sobie parę dni, żeby zobaczyć, czy to działa. Na razie padł tylko paskudny biały zaskórnik, z cyklu takich, które pękają pod ręcznikiem, został zasmarowany peroxygelem, mam nadzieję, że nie będzie się babrał. Reszta powoli się leczy, na razie nie macam:P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
witam jako ze w tym temacie juz tyle postow (nie sposob wylapac istotnych informacji na interesujace mnie zagadnienia) postanowilam napisac o sobie i poradzic sie w kilku kwestiach. mam 22 lata, tradziku jako tako wielkiego nie mialam, ale wyciskanie stalo sie moich hobby z 10 lat temu. bylam mloda nie myslalam o przyszlosci i o problemach jakie beda mnie meczyc a nawet i o depresji z tego powodu... w zeszlym roku zmarl moj tata i od tamtej pory tak zniszczylam sobie twarz ze nie pokazuje sie bez makijazu bo po prostu wstyd,wstyd,wstyd:( mam pelno blizn po wyciskaniu - o ile rozumiem ze powstawaly kiedys bo naprawde je dusilam mocno o tyle teraz wystarczy delikatne wycisniecie i blizna gotowa- zaprzestalam tego na chiwle obecna. przewetowalam sporo watkow na wizazu, stwierdzilam ze zaczne kuracje acne-derm- ale efekty sa niewielkie, a do tego dostalam na czole chyba "kaszke"? w kazdym badz razie spore nierownosci... syfow ile mialam tak mam je nadal, blizny ledwo,ledwo co ruszone a w dodatku wydaje mi sie ze zapychaja mi pory (po uzyciu na noc rano a pozapychane:() poki co na dermatologa mnie nie stac, ksoemtyczke tym bardziej. przerzucilam sie na kosmetyki mineralne, ale jakos ost mam zwatpienie, zle kryja (albo ja juz mam tak zniszczona cere...) sama nie wiem co mam robic, nie wychodze z domu, na uczelnie nie chce mi sie chodzic, nienawidze spotykac sie z ludzmi na dworze w wdzien i w pomieszczeniach ze sztucznym swiatlem bo moja cera wyglada tak okropnie ze najchetniej plakalabym calymi dniami...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość myszqnia
właśnie to jest to o czym pisze tu bardzo dużo dziewczyn: poczucie własnej wartości. twoje problemy mają podłoże czysto psychiczne i tak naprawde bez zmiany nastawienia się nie obejdzie... ja wiem że to trudne, że ciężko nagle przestać zwracać uwagę na twarz i po prostu wyjść do ludzi... ale spróbuj spojrzeć na to inaczej... masz dopiero 22 lata (jestem w twoim wieku:)) właśnie powinnaś przeżywac jedne z najlepszych chwil w życiu a ty tymczasem chowasz się w domu... a co będzie za 10 lat? też będziesz siedzięc w domu i płakać ale tym razem raczej z rozpaczy, że straciłaś najlepsze lata życia... nikt nie jest idealny twoja twarz ma nierówności, blizny itd a co mają zrobić osoby które np. mają poparzoną twarz i nie stać ich na operacje? znam jedną taką osobę ma strasznie poparzoną twarz i nie ukrywajmy - wygląda strasznie, kiedy wychodzi na ulicy wszyscy się na nią patrzą... a ona? ma to gdzieś! korzysta z życia, studiuje, chodzi na imprezy i po prostu ... żyje:) na pewno jest jej ciężko ale ona chce wykorzystać każdą chwilę którą daje jej życie... saMA jednak wiem jak wielkiem problemem jest dla nas trądzik, tymbardziej przeczosowy... i że nie łatwo wziąć się w garść bo sama często też mam z tym problemy... mi pomaga świadomość że ludzie mają jeszcze gorsze problemy i umieją z nimi żyć... że tak naprawde mój problem przy ich staje się taki błahy... może spróbuj o tym pomyśleć sfrustrowana87? tylko i wyłącznie zmiana nastawienia do życia pomoże ci odzyskać wiarę w siebie... walcz o siebie i o spelniania swoich marzeń, nie możesz tracić życia na siedzenie w domu... walcz!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość n-s
sfrustrowana- dermatolog z nfz przyjmuje bezpłatnie,zawsze cos tam doradzi, może przypisać jakieś tanie leki dać próbki fajnych kosmetyków,nawet psychicznie lepiej sie poczujesz bo bedziesz miala świadomość że coś z tym robisz działasz a nie tylko niszczysz i nadzieję że coś to pomoże :) Quleczko tak, to jest takie trochę obchodzenie problemu te lustra ale tak sobie wymysliłam że czasem ten duży krok jest za trudny i potrzeba małego katalizatorka i tak powoli niby obchodzę problem ale z drugiej strony skoro już nie wycisnełam bo nie widziałam to przyzwyczajam się że to tam jest i żyję z tym-a mój mózg nie da się oszukac i wie że nie widzi pryszczy bo jest słabe światło ale wie że tam są i może uczy się funkcjonować i zyc jakoś z tą świadomością - a jak już się przyzwyczai to może nie bedzie już problemu że jak zobaczy pryszcza to bedzie mus żeby coś z tym zrobić :) mały sukces-wczoraj wychodziłąm na impreze i zostawiłam jedna robiacą sie gulkę:)ale strrrraaaasznie mnie korciło już już ją miałam zdrapać ale sie powstrzymałąm i poszłam tak i w sumie ogólnie nie napawało mnie to radością ale z jednego byłam niezmiernie rada-że szłam ulicą i nie miałam rany ani strupa czarnego w tym miejscu ,którego bym się na pewno strasznie wstydziła :)a w ogóle było ciemno i jak się zobaczyłąm wl ustrze to miałąm idealną cerę :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
sfrustrowana - wlasnie, sa dermatolodzy z NFZ :) a co do acne-dermu to stosuj cierpliwie, na poczatku nie widac efektow lub nawet robi sie troche gorzej ale pozniej zaczyna dzialac :) >nikt nie jest idealny twoja twarz ma nierówności, blizny itd a co mają zrobić osoby które np. mają poparzoną twarz i nie stać ich na operacje? poparzenie to jedno, ale przeciez sa osoby z naprawde ciezkim tradzikiem i zyja i wychodza... jakby nie patrzec nasz tradzik nie jest az tak ciezki w wiekszosci przypadkow tylko my inaczej to postrzegamy :) >tylko i wyłącznie zmiana nastawienia do życia pomoże ci odzyskać wiarę w siebie... walcz o siebie i o spelniania swoich marzeń, nie możesz tracić życia na siedzenie w domu... walcz! pelna zgoda, walczyc, walczyc i jeszcze raz walczyc nawet jak sie nie udaje...to wstawac i zaczynac od nowa :) trzeba sie zmuszac by nie siedziec w domu i nie izolowac sie...wiem, ze to trudne ale trzeba probowac... >Quleczko tak, to jest takie trochę obchodzenie problemu te lustra ale masz racje, lepsze na poczatek nawet obchodzenie problemu :) niz robienie masakry :) kazdy sposob, ktory pomaga lepszy jest niz "rozorana" twarz :) super, ze udalo ci sie nie ruszyc czegos przed impreza, spory sukces 🌼 ja niemal zawsze zrobie sobie jakas krzywde przed ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość n-s
no..mi sie pierwszy raz udało,a pomogło mi chyba to że włąśnie od kilku dni mam ładną twarz oprócz tego,więc to mi dodało troszkę siły do tego"nie wyciskaj ,bo będzie rana i strup" - które zwykle było za słabe:) teraz siedze i tego nie widzę ale mam nadzieje że jak wróce do domu to też nie ruszę - w sumie najgorszy jest chyba pierwszy dzień - jak nie rusze to smaruje czymś i w sumie juz zaczyna byc z górki więc bardziej wierzę ze mi to zejdzie i mniejszą mam chuć żeby to ruszać:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Patent ze źle oświetlonym lustrem działa :) Jeszcze efektów dużych nie widać, bo dopiero mija pierwszy dzień, ale nie wycisnęłam dzisiaj nic nowego, reszta się goi, mam nadzieję, że z każdym dniem będzie lepiej. W końcu juz w środę czeka mnie wyjazd i chcę mieć tam twarz przynajmniej akceptowalną, tak, żebym nie musiała spać w tapecie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość człowiek-dziewczynka
Przede wszystkim (!!!!) sie nie izolować, dziewczyny! Traf chciał, że ja ostatnio na mojej terapii doszłam do tematu miłości po prostu, akceptacji otrzymywanej WRAZ z problemami, W problemie i MIMO problemu - i że z tym akurat było u mnie krucho. (O dziwo, mnie zawsze chwalono tak po prostu, za wszystko, nawet ja ja byłam czegoś niepewna, albo chciałam, żeby ktoś pochylił się nad czymś, co MOIM ZDANIEM było problemmem. Chciałam może czuć takie konkretne wsparcie w tym moim szukaniu odpowiedzi na konkretne pytania: dlaczego czuję się niepewnie z tym i z tamtym problemikiem jako dziecko/dziewczyna? Paradoksalnie bezwarunkowa - ale i może bezmyślna czy bezkrytyczna - miłoćc mnie wywiodła w pole. Bo jak się temu bliżej przyjrzeć, to to też było takie ignorowanie, ale pod postacią mówienia "bo i tak przecież jesteż wspaniała, więc na co się skarżysz?") No i to teraz o tym - na terapii. Strasznie mocne odkrycie, że człowiek potrzebuje po prostu uwagi. Nie tyle pochwał, co uwagi. Na każdym drobnym kroku swojego życia. Tak się buduje poczucie wartości, a nie pochwałami, czy ich brakiem. Tylko właśnie obecnością. I tu dochodzimy do izolowania się. Dziewczyny, koniecznie, koniecznie, wykorzustujcie każdą nadarzającą się okazję do bycia z drugim człowiekem przez chwilę blisko, blisko to znaczy - bezpośrednio, szczerze, po prostu i w takim nastroju i statnie cery i ducha, w jakim aktualnie jesteście. Niech to będą nawet na początek warzywniaki w najodleglejszych krańcach miasta, gdzie wejdziecie z podniesionym czołem (nawet nieumalowanym, nawet zapryszczonym!), uśmiechniecie się, zagadacie. I świecąc krostą czy strupkiem na brodzie, czy nosie uśmiechniecie sie do pani, zobaczycie, jak pani uśmiecha sie do was - albo i nie - wtedy próbować do skutku w innych warzywniakach - i zobaczycie, że patrzą na was całą, że jesteście całością, że macie uśmiech i głos i charakter nieskończenie ważniejszy niż zawartość porów i obecność szczepów bakteryjnych na skórze :-D A nie mówie już o sympatycznych ludziach na studiach, albo czasami widywanych znajomych, albo i o przyjaciołach. Ale ponieważ często tu na forum przewijał się temat, że "nie wyobrażam sobie powiedzieć o tym NAWET mojej przyjaciółce" (ja mam tak samo - przyjaciółka nic nie wie) - to proponuję zacząć właśnie od dalszych osób. Od takich, gdzie ryzyko odsłonięcia się jest relatywnie mniejsze. Odsłonięcia dosłownie i w przeności, tzn. np. odsłonięcia grzywki, ale i wiekszej swobody zachowania właśnie wtedy, kiedy najmniej macie ku temu sprzyjające warunki "pogodowe". Każdy mały sukces na tej niwie was uskrzydli, naprawdę! Kontakt z innymi jest zbawienny, naprawdę. Niektórzy mają identyczne kompleksy, choć ich cery sa doskonałe. A jeszcze ktoś obgryza paznokcie. A jeszcze ktoś wstydzi się, że już drugi miesiąc nie umie rzucić palenia, albo że kompletnie nie idzie mu praca magisterska, chciaz secjalnie w tym celu przeprowadził sie do mamy. I takie coś dla kogoś to też może być dramat, powód do izolacji i frustracji, bo ciągle go to gniecie. O tym warto rozmawiać, a tym sie gdzieś - po ludzku - spotkać. Zobaczyć może jednak błahość i jednocześnie niebłahość każdego ludzkiego problemu, jako takiego. Ale zobaczyć, że najgorsze, to byc w tym kompletnie odizolowanym. Odizolowanym od problemów innych osób ale i - od takiego serdecznego spojrzenia drugiego człowieka - skierowanego na was. Nie izolujce się. Mi to ratuje życie, naprawdę. I słabe oczywiście światło w łazience przy lustrze :-D A lustro wyyysoko i małe... Yeah!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Temat topiku brzmi Komu udalo sie wyjsc z nalogu nadmiernego wyciskania twarzy, wiec odpowiadam-> mnie sie udalo:) Zawsze cos tam ruszalam na twarzy jak pojawila sie jakas niespodzianka i pozbywalam sie wagrow jak sie tylko pojawily. Odkad jednak rozpoczelam studia to ta czynnosc przerodzila sie w nalog...Wracalam z uczelni i kiedy mi sie nudzilo, np siedzac przy komputerze, bralam lusterko i OGLADALAM sobie twarz. W sensie czy nie ma jakichs niedoskonalosci, ktorych mozna by sie pozbyc. Wyroznilam slowo OGLADALAM, poniewaz uwazam to za glowna przyczyne moich problemow. Przypatrywalam sie twarzy, a z bliska wiadomo-kazdy ma jakies niedoskonalosci...no i wyciskalam. Z kazdym dniem bylo coraz gorzej...roznosilam lapami stan zapalny..juz nie bylo tylko wagrow i zaskornikow, ale pojawily sie obrzydliwe ropne pryszcze.... Nie zapomne tego. Zawsze mialam w miare ladna cere, ale w czasie nalogu oczyszczania bylo strasznie.... Budzilam sie z wielkimi wyrzutami sumienia...i pierwsze co patrzylam w lusterko myslac "co ja sobie znowu zrobilam". Twarz czerwona, cala w kropkach... czerwona, krostki i zaskorniki pojawialy sie ciagle...Myslalam ze jak wycisne te, ktore powstaly to bedzie lepiej, ale nie bylo... Nie moglam juz tego wytrzymac i poszlam do dermatologa. Dodam, ze wczesniej uzywalam sporo kosmetykow antytradzikowych, ale bez zadnych efektow. Dermatolog przepisala mi tabletki hormonalne i drogie leki w postaci zeli i plynow do smarowania miejscowo. Najlepiej chyba podzialal Davercin plyn. Tabletki mialam brac 3 miesiace, ale bralam tylko 2. Zle sie po nich czulam, mdlilo mnie i w ogole... A poza tym efekty byly juz widoczne po 1 miesiacu a po 2 bylo na prawde sporo lepiej:) Szczerze, to nie wierzylam w to, ze jeszcze odzyskam ladna cere. Ale uwierzcie mi, wizyta u dermatologa i STOSOWANIE SIE DO ZALECEN to podstawa. Smarujcie mazidelkami od lekarza i nie ruszajcie krostek. Jak juz zobaczycie poprawe, to zal wam bedzie zrujnowac to, co udalo Wam sie osiagnac:) Teraz od czasu do czasu cos mi wyskakuje, ale to nie tragedia. Stosuje jeszcze ten plyn Davercin, uzywam peelingu enzymatycznego Meritum z Dermiki, uzywam jakichs tam maseczek. Mysle jednak, ze jednak najwiecej sobie pomoglam nie ruszajac twarzy. Juz nawet nie oczyszczam, to i tak nic nie daje. Nie wyciskam wagrow na nosie, dzieki temu nie robia mi sie krosty. Nie wyciskam tez zaskornikow, a wczesniej ich mialam sporo na policzkach, nie robie tego, bo odkad nie wyciskam to sie nie pojawiaja! Jesli macie problem z wyciskaniem, to porzuccie lusterko w kat, zagladajcie do niego tylko podczas mycia(ale krotko, zeby was nie kusilo i najlepiej przy slabym swietle) oraz podczas malowania. Przygladanie sie niedoskonalosciom tylko kusi los. Na ranki po niestety ruszonych krostkach polecam Tribiotic (ok 1,50zl saszetka), z reszta byl juz wspominany na tym topiku. Trzymajcie sie, PORZUCENIE TEGO NALOGU JEST MOZLIWE!:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość myszqnia
tak! takich właśnie osób mi brakowalo ostatnio na tym forum... osób które są dowodem na to ze mozna wygrać! że mozna uwolnic się od tego nałogu! ze możemy się wyleczyć! zastanawiam sie tylko jak udało ci się przejść przez to psychicznie? bo oprócz stosowania sie do zaleceń lekarza to zapewne psychike tez trzeba było diametralnie zmienić... jak cie się udało przestać wyciskać? w jaki sposób przekonałas samą siebie do tego? daj nam jakieś wskazówki bo jak dla mnie to jesteś moją idolką w tym temacie:) żywy dowód na to że się da!:) a jeszcze jedno pytanko jak długo juz nie wyciskasz? i czy w trakcie leczenia mialas kryzysy?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
znowu rosnę z radości jak Was czytam:) n-s - to wszechświat Cię sprawdza, pisałam o tym:) jak czegoś bardzo bardzo mocno pragniesz to tuż przed osiągnięciem celu jest albo gorzej albo się nic w temacie nie dzieje - to wszechświat bada, jak bardzo tego czegoś chcesz i czy na to zasługujesz:) tak że wytrzymaj, jesteś na dobrej drodze, to już blisko, za rogiem niemal :) nałóż gumkę na nadgarstek, mi to bardzo pomogło w pierwszej fazie postanowień i beznadziei. sfrustrowana - spróbuj może tego, o czym na tej stronie tak dużo piszą dziewczyny - triku z lustrem... gumka na nadgarstek i pac za każdym razem, jak o tym pomyślisz. bądź dla siebie dobra, to tylko taka nasza nerwowość, która mija, jeśli jej trochę pomożesz. może przez te czynności objawia się u Ciebie coś depresyjnego (wspominałaś o śmierci Taty)? spróbuj pomyśleć, skąd się to u Ciebie bierze, po czym świadomie próbuj z tym walczyc! jeśli wiesz z czym, wiadomo, jaką broń wybrać. pamiętaj, jesteśmy z Tobą, zaglądaj tu kiedy chcesz i pisz, czytaj, to naprawdę pomaga - świadomość, że jesteś wspierana w swojej walce. a ludzie, uwierz mi, najczęściej nawet tego nie widzą. raz, że tacy są, patrzą nieuważnie, dwa, że nawet jeśli, to z reguły nie robi im to różnicy. uwierz, wiem po sobie. wzięłam ślub z czerwonym ryjkiem (pod tapetą) :) no, nie dało się inaczej... n-s - faktycznie, mi się już chyba trochę mózg przestawił, mam od kilku dni lustro w niewygodnym miejscu i źle oświetlone, i nawet nie chce mi się juz sprawdzać. a jeśli juz, bo poczuję przypadkiem pod palcami, to oceniam fachowym :) okiem i ... zajmuję się czym innym. najbardziej cieszę sie z faktu, że żyję jak normalny człowiek - tonik rano, krem, maskowanie zaczerwienień i przebarwień (kilku już tylko!) - a na noc zmywanie twarzy, tonik, krem na noc. wsio. jak normalny człowiek!!! jak zwyczajna kobieta!!!! rozkoszuję się świadomością, że w nocy skóra grzecznie zjada swój posiłek z kremu, jest zadowolona rano, a wtedy jej daje pić i tak sobie żyjemy:) syfki wyskakują nadal, ale są to takie małe ropne kropki, wiec nie ma się czym przejmować. po czymś takim nawet śladu nie ma, nawet jeśli to zdrapię jednym celnym, ruchem:) tylko swędzą, cholerne... człowiek-dziewczynka - taka terapia by mi się przydała... niby byłam zawsze akceptowana, a jednak tak mi brakuje uwagi na sobie, że to aż tragiczne. najgorzej się czuję odtrącona, kiedy chcę komuś coś pokazać, ciesze się, a tego kogoś to nie obchodzi. od razu dół na maksa, poczucie totalnego odrzucenia. to chore. mam pytanie, jeśli zbyt intymne, zrozumiem - z jakim problemem poszłaś na tę terapię? ja powiedziałam od razu z grubej rury - facetowi, z którym mam dziecko. i teraz mnie pilnuje. potem mamie. oni nic nie wiedzieli... właśnie oni! i teraz niedawno pokazałam facetowi to, co chyba najbardziej mu przemówiło do wyobraźni - teraz chyba już wiem, po co to kiedyś zrobiłam- zdjęcia jednej z niegdysiejszych masakr. i chyba dopiero to mu tak naprawdę przemówiło do wyobraźni, bo chyba go nie ruszył opis słowny... i właśnie teraz czuję taką - serdeczność. to strasznie mile łaskocze:) vid_sa - chyba trafiłaś w sedno - to jest błędne koło, które my same wprawiamy w ruch - ruszając nieistniejące krostki, zaskórniki, roznosząc wciąż coraz więcej bakterii, a ponieważ tak się dzieje, wyniki są od razu - więcej powodów do wyciskania i coraz więcej, więcej... ja mam coraz mniej syfków wszelakich - jak to niesamowicie widać, efekty są namacalne (albo i właśnie nie:)) bardzo szybko!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ennka - roznica jest szokujaca :) na tych drugich zdjeciach to ty juz w ogole nic nie masz :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
witam :) dziekuje za slowa otuchy :* moja cera pozostawia bardzo wiele do zyczenia, sama wiem ze najwiekszy moj problem lezy w psychice (mieszkam ze swoim facetem wiec widzi mnie bez makijazu czesto a ja i tak nie potrafie przeyzc swojego wygladu). jako ze meiszkam w akademiku to ograniczam czy wlasciwie teraz eliminuje wyciskanie (bo w akademiku ciagle napotyka sie na kogos) a zawsze mam przez co najmniej kilak godzin slady po wyciskaniu ( dlatego najchetniej wyciskam cos mojemu facetowi bo u niego po 10 min nie ma zadnego sladu- moze to wydaje sie obrzydliwe innym ale mnie pomaga, nie ciagnie mnie do robienia sobie krzywdy) u mnie na pewno ma to zwiazek z przygnebieniem/zalamaniem ze smiercia taty, ale tez ze studiami (trudny kierunek na polibudzie, do tego jakos srednio mam ochote na nauke co odbija sie i na mojej nauce-powtarzam rok:/), martwie sie swojaj przyszloscia, przyszlsocia mlodszej siostry, wlasciwie to wszysckimi w rodzinie sie martwie :/ staram sie naprawde pielegnowac skore: dotykam jej tylko czystymi rekoma, zmywam makijaz, dobrze oczyszczam, uzywamtego acnedermu, a jak mam jakiegos strupka czy czuje ze cos mi sie robi to tormentiol, kremy tylko takie ktore mnie nie zapychaja, nawilzam cere a tu nadal zadnej poprawy... co do lusterka: jak juz pisalam mieszkam w akademiku wiec mycie itp zalatwiam szybko, potemw pokoju nakladamn kremy (pod oczy, nawizlacjayc,acnederm itd) albo sie maluje i wlasnie wtedy zawsze cos dostrzegam,tyle ze potem naloze tormetiol na drugi dzien nic nie ma a za tydzien w tym miejscu robi sie syf i chociaz go nei ruszam zostaje mi blizna :/ czasami czuje ze moja cera rujnuje mi cale zycie, wstdzialms ie prze znia nawet isc do dentysty i popsul mis ie caly zab :/ to jest tak zalosne... myslalam wiele razy zeby isc do psychiatry, moze sie wkoncu wybiore...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość człowiek-dziewczynka
Ach, kobiety, aż mi się gęba śmieje, jaka moc bije z forum teraz :-) Fajnie, że Vid_sa zostawiła nam swój adres mailowy, jakby co to zawsze możemy ja ścignąć z podziękowaniami mailowo ;-) A ja, musze wam powiedzieć, czuję się teraz dokładnie w pół drogi, czuję, że wychodzę. Czuję z jednej strony ooooogrooomne zrozumienie dle tego zawikłanego stanu psychiki, który jest tą koszmarną pętlą wyciskanie - złość - bezsilność - wyciskanie - leczenie - wyciskanie. A z drugiej strony coraz częściej (ostatnio niemalże non stop) przeżywam ten stan wolności, o którym piszą ennka i Vid_sa. Tonik, kremik, trochę pasty cynkowej na czuja w (niemalże ostatnie) miejsce, co się goi, rano cyk-cyk, tonik, kremik i jazda. Lustro tylko z oddala... Oczywiście CZUJĘ doścćdobrze, że w s z y s t k o w tej chwili zależy od mojej psychiki, od mojego stanu, od mojej wiary, nadziei, spokoju, opanowania i wyrozumiałości. Wiem, że w dowolnej chwili mogłabym (gdybym zapomniała o tym, że jest kilka wartych zastosowania zasad) to mogłabym wszystko sobie rozorać. Akurat plecy i kark kuszą, bo troche je przesuszyłam coś tam się próbuje wydobyć, swędzi, boli, ale chrzanię to, nawilżam swoimi nalepszym kremami i czekam, aż się uspokoją same. To jest chyba najciekawszy moment p r z e c h o d z e n i a od jednego stanu do drugiego, dlateteo ostatnio często tutaj piszę: bo sama chcę go uchwycić dla siebie (i opisać) żeby była to dla mnie poręcz na jakiś ewentualny (oby nie) następny raz, no a poza tym, po to jest to forum: żeby pomóc sobie nawzajem z wyjścia z tego akurat specyficznego uzależnienia. Pomóc wam, pomóc innym. No ja tez dostałam od was najważniejszą, przełomowa pomoc około rok temu :-) (tu wklejam Wam wszystkim kwiatek, ten, który umie robić Quleczka) Warto sobie poczytać w ogóle o uzależnieniach, o terapii uależnień. Prawdopodobnie każda z nas ma tendencję do uzależniania się, czyli do skręcania w taka boczną uliczkę za każdym razem jak robi się trudno. U niektórych jest to bardziej taki okresowy stan, bardziej powiązany z jakimś tymczasowym stresem, a u niektórych stan niemal permanentnego stresu (tak życiowo). Pewnie łatwiej jest wychodzić z tego nałogu tym pierwszym, bo nie wpadają tak z głową, po uszy? Mają gdzieś pod ręką taka "zdrową" strukturę i łatwiej jest im wrócić do "siebie"? Nie wiem... Odpowiadam ennce> to w sumie ciekawe, ale ja nie pamiętam dokładnie jak sformułowałam problem na terapii :-D chyba najogólniej to zwróciłam sie o pomoc w takim swoim poczuciu, że nie umiem budować najzwyczajniejszych związków z ludźmi, bo czuję się jakbym od każdego potrzebowała zawsze maksymalnej opieki miłości i uwagi, i że wloke za sobą taki ogon, i że mi to potworne ciąży. Wskazania takie około-rodzinne miałam :-) W pewnym momencie dopiero wyciągnęłam też nasz temat, temat wyciskania, ale dość późno. Nawet, pamiętam swojego czasu przychodziłam na sesję z rozoranym odsłoniętym dość dekoltem... Ćwiczyłam siebie i terapeutę :-) Trochę o tym rozmawiamy, ale bez wielkich szczegółów (przyznam, że trochę szkoda mi czasu) chociaż to było duże wydarzenie - przyznać się - ale na pewno mam poczucie, że zajmujemy się źródłem tego problemu i za to jestem terapeutce wdzięczna. Tak, terapia bardzo pomaga. Ale właśnie taka ogólna całoczłowiekowa :-) Jeszcze o lustrze. Trik jest genialny. Bo odsuwa w czasie zabranie się do wyciskania, a więc daje szanse na zarzymanie, a tu - myślę - leży klucz. Natomiast ten z gumką budzi moje większe opory, ale też kumam o co chodzi. Natomiast spróbujcie przyjrzeć sie temu momentowi PO ukłuciu ciekawści "co tam u mojej twarzy" - PO skapowaniu sę, że do lustra trochę nie ma dostępu (ja musiałabym w tym celu wdrapać się na pralkę i usiąść na niej w kucki, co czasem niestety robię, ale głuupio się wtedy czuję) - a jeszcze PRZED strzleniem z gumki (jeśli która to praktykuje) To jest ten sławetny moment napięcia! Uświadomić sobie! Poczuć! Zostać z tym na chwilę bezradnie! Nie wiem, w przedpokoju w pół drogi do lustra, albo w głupiej pozie z jedną noga na pralce, albo wściekłym bez powodu między jednym obowiązkiem a innym, albo bez planu na popołudnie, albo z zaplanowaną wyjątkowo trudną i niemiła cznnością. Wydaje mi się, że dopiero PO tym uświadmieniu sobie mega napięcia w ciele i psychice można sobie strzelić z gumki (bo ból je jednak rozładowuje, między innymi dlatego wyciskamy). Pamętajcie jednak, że jest wiele innych dobrych sposobów na rozładowanie napięcia. Ostatecznie czasami da sie przetrwać z samą tylko ś w i a d o m o ś c i ą, że jest się napiętym, ale powtarzam ŚWIADOMOŚCIĄ, a nie wypieraniem - i nawet da się odłożyć sobie (obiecać) jakieś "rozładowanie" na później (potem odpocznę, jak wrócę do domu, to wezmę kąpiel, albo: jak za trzy dni skończę już tę cholerna robotę, to pójde do kina, a tymczasem - mogę sobie pozwolić na 15 mintowy spacer - i tak dalej!) Myślę, że na tym polega bycie dorosłym odpowiedzialnym i zrównoważonym człowiekiem. Brać odpowiedzalność za swoje stany - smutki i złości i przeszłość - nie krzywdzić siebie i zapewniać sobie optymalne rozwiązania. A, jeszcze coś (tu piję i do gumki, i do wyciskania i do innych "rozładowań", nawet takich jak seks i alkohol :-) Otóż ROZŁADOWANIE wcale ne musi być gwałtowne. Wręcz przeciwnie, to może być rozebranie tego napięcia kawałek po kawałku. Raczej powinno przpominać rozluźnienie niż gwałtowne wyładowanie :-) Hm, wszystkich, którzy maja obiekcje do mojego tonu chciałam pocieszyć, że w tym tonie pouczająco-mądralińskim zwracam się w pierwszym rzędzie do samej siebie, oznajmiając sobie te oto mądrości. Powtarzam je sobie i utrwalam, ale oczywśce z głęboim przekonaniem, że to jest dobre. I pomocne. I właśnie dlatego sie z wami tym dzielę :) Cóż, nadal się trochę boję siebie i tego, że cienka linia dzieli mne od krzywdzena siebie, ale na razie jest dobrze. A linia się stopniowo umacnia :-) Lustro daleko, buzia ma wakacje od moich rączek, a ja łapie się na mysli, że skoro teraz jestem TAKA piękna (z lewego proflu to cudo, z prawego jeszcze kilka uroczych śladów i strup) - to chyba powinnam, nie wiem, iść podbić świat, albo co? :-D No dziwnie tak, nieswojo z ładną cerą. Co robić? Chyba trzeba to jakoś wykorzystać, nie? O, takie mam mysli, i kompletnie nie kumam czemu.. Pomyslałam, że wyciskanie to jakiś hamulec, który sobie zakładamy. U mnie chyba najbardziej ze strachu, że się będę podobać komuś w taki nowy, dorosły sposób. Ja do tej pory chciałam tak po dziecięcemu - kochaj mnie mimo moich niedosknałości, a ja je nawet specjalnie rozbabram, okażę moja bezsilność sobie i światu, żeby Cię (ktosiu) sprawdzić, czy jesteś wart mojego zaufania. Na tym kończymy dzisiejsza audycję "zajrzyj w siebie" :-D Pozdrawiam Panie serdecznie i życzę wiele nadziei i spokoju. Mówiła do Państwa Człowiek-dziewczynka :-P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość człowiek-dziewczynka
kwiatek w nawiasach kwadratowych .... i co? nic? :-D żartuuuuuję, dzięki Quleczko! 🌼

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja ostatnio czytam ksiazke o tworzeniu bliskich relacji z partnerem...tak troche nie na temat bo partnera brak ale ksiazka jest taka "ogolnorozwojowa" ;) Jest tam o roznych "maskach" ktore przywdziewamy (tam to sie zwie "tozsamosci kompensacyjne") i o tym co one maskuja czyli cos co w nas siedzi ( jakies poczucie braku, tego, ze nie jestesmy dosc dobre, nie zaslugujemy na milosc i inne takie ->zwane "tozsamoscia zaburzona") i ogolnie tam jest wlasnie o tym o czym pisze czlowiek dziewczynka... >Ostatecznie czasami da sie przetrwać z samą tylko ś w i a d o m o ś c i ą, że jest się napiętym, ale powtarzam ŚWIADOMOŚCIĄ, a nie wypieraniem jak wazne jest takie zatrzymanie, poczucie tego strachu/napiecia/obawy, zmuszenie sie by w tym chwile "pobyc" bez uciekania w to co zazwyczaj nastepuje po tym... po prostu zatrzymac sie bez wypieranie, unikania, rozladowania tego od razu...nawet jesli czujemy sie mocno nie swojo... to jednak wazne jest, ze to czujemy i zdajemy sobie z tego sprawe :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość człowiek-dziewczynka
Czytałam ostatnio w necie fragment tej książki, o której mówisz, Quleczko. Mocne. Super, bardzo ważny temat. O tym przetrwaniu dyskomfortu, przetrwaniu kryzysu świadomie, coby wznieść się wyżej... No... A ja miałam jeszcze dodać do mojego elaboratu, że hasła: emocje - zatrzymanie się - napięcie - świadomość, to co prawda brzmią strasznie i zniechęcająco, ale tylko na początku. Przynajmniej mnie przerastały. Ale prawda jest taka, że i tak będziemy czuć je - tylko że nieświadomie. I skutki i tak będziemy czuć i cierpieć! A prawda też jest taka, że to jest cudowny, znakomity, precyzyjny baromentr i mapa. Po co się zgłuszać i uciekać od najcenniejszych, jakie mamy, wskazówek jak się poruszać dalej i dalej? Emocje, lęki, napięcia mówią nam o świecie i o nas tyle, że cudownie jest się nimi posługiwać i czuć, że coraz łatwiej i coraz celniej jest nam radzić sobie z każdą nadchodzącą sytuacją. Ja w ten sposób rozwiązuję coraz więcej swoich problemów, jest mi ogólnie w życiu coraz łatwiej, lżej, weselej, lepiej. I to jest to, o czym piszą w tej książce, o której mówi Quleczka, ja się niewątpliwie zanspirowałam tym fragmentem, który mówi o zaryzykowaniu dobrego samopoczucia ufundowanego na jakimś fałszywym obrazie. I kiedy pojawi się kryzys, i kiedy to wypracowane rozwiązanie już nie przynosi pełnych korzyści. I ten moment kryzysowy jes kluczowy, bo to jest właśnie moment przenoszenia ciężaru ciała na następny schodek, na wyższy poziom prawdy, prawdziwego stanu rzeczy - i na poziom większej bliskości z sama sobą i z innymi ludźmi (grunt to się nie zwalić z tych schodów zupełnie na sam dół :-D ) Więc odwagi. Sama świadomość, że zamykanie oczu nie sprawia, że coś znika, jest bardzo pomocna. Więc lepiej korzystać z trudów, bólów napięć i kryzysów Łatwo to przełożyć na nałóg wyciskania. Przecież większości z nas już dokuczyła ta ciemna strona nałogu. A przecież też tak wiele z nas wcale nie ma ochoty zabrać się do pracy i zastanowić się, CO nas tak niepokoi , jakie uczucia, jaki obraz samych siebie zakrywamy buzią w ciapki. Takie wyciskanie bardzo skutecznie zajmuje czas i uwagę i dużo łatwiej jest się wściekać na pryszcz i na siebie niż na przykład myśleć o bardziej subtelnych rzeczach, jak na przykład... - co bym chciała robić w życiu... :-) (oprócz, oczywiście, odpowiedzi: "w życiu chciałabym mieć piękną cere :-D ) Ściskam i zachęcam do pogłębionej refleksji, będzie wesoło Enjoy!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość człowiek-dziewczynka
i jeszcze coś o stresach i stresikach w y c h o d z e n i a z nałogu (tak, to też jest stres) (piszę tyle, bo teraz naprawdę tego potrzebuję) otóż naszła mnie refleksja, że być może będę "musiała" zmienić pół garderoby - na jakieś inne kolory i inna gamę! Dopiero teraz, kiedy cera jest coraz mniej zaczerwieniona i coraz rzadziej podciągam cały koloryt pod walor zamalowanych krostek - to zaczynam widzieć, jaki ja w ogóle mam kolor. Ja nigdy na przykład nie wiedziałam jakim typem urody (poro-rokowym) jestem Chyba nie potrafiłam określić odcienia swojej cery :-D Opowiadałam wam już kiedyś jak kupiłam sobie piękną wydekoltowaną sukienkę żeby mieć większą motywację do nie wyciskania? Myślę, że przynajmniej część ubrań zmieni się właśnie pod kątem dekoltu :-) Śmiejcie się, ale przez chwilę zastanawiałam się, czy wobec tego faktu aby nie jest bardziej warto pozostać przy tym, co stare i znane... (i znów zacząć wyciskać) (uśmiałam się z siebie) Niezła jazda! Idzie nowe - i to j e s t trochę straszne :-) Trzymam kciuki za was i za siebie i na razie zostawiam ten wątek nieśmiałego zastanawiania się, "a co to będzie, jak mi się naprawdę uda przestać wyciskać.....") :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
> Sama świadomość, że zamykanie oczu nie sprawia, że coś znika, jest bardzo pomocna. Wlasnie :) >Ja nigdy na przykład nie wiedziałam jakim typem urody (poro-rokowym) jestem. Chyba nie potrafiłam określić odcienia swojej cery Mi to na szczescie nie grozi :) Bylam ruda jako dziecko, teraz juz ruda nie jestem...ale dalej ewidentna "jesien" ze mnie ...brazy, rudosci i tak dalej...jasna piegowata cera ze sklonnoscia do czerwienienia ;) >Myślę, że przynajmniej część ubrań zmieni się właśnie pod kątem dekoltu To fakt :) Ja tez mam teraz sporo rzeczy z dekoltem co kiedys bylo nie do pomyslenia... ale wkurzajace jest to, ze dalej moj dekolt ma gorsze momenty.... i jak gdzies jade to musze brac i takie i takie rzeczy bo nigdy nie wiem czy bluzke ze sporym dekoltem bede mogla zalozyc ;) A niestety nawet korektora nie udalo mi sie znalezc w takim kolorze by te glupie pare krostek na dekolcie dalo sie choc troche zamaskowac Bo juz doszlam do takiego etapu, ze nie przeszkadzaloby mi ubranie bluzki z dekoltem gdybym mogla te krostki choc delikatnie czyms zamaskowac :) Kiedys nawet to wydawalo mi sie nie do pomyslenia :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość myszqnia
Quleczka; człowiek-dziewczynka --> jak was czytam to czuję się tak jakbym czytała dobrą książkę psychologiczną, to forum działa na mnie niczym poradnik:D dzięki za te wszystkie mądre słowa, które pozwalają mi zajrzeć w głąb siebie... ba! zacznijmy od tego że dzięki wam w ogóle zaczęłam robić taką analizę samej siebie:) nie sądziłam że jest to tak bardzo pomocne przy uwalnianiu się z nałogu... wydaje mi się że to o czym tu piszemy pomoże w życiu każdej z nas i to nie tylko w tym jednym problemie który nas wszystkie dręczy, ale ogólnie są tu uniwersalne prawdy i fakty które można wykorzystać... i ja na pewno to zrobię! piszcie kochane jak najwięcej bo każde słowo, każde zdanie tu przeczytane napawa mnie nową energią, to dzięki wam jeszcze się nie poddałam i po każdym upadku się podnoszę i zaczynam wszystko od nowa... a tymczasem znowu kilka poszło w ruch... w związku z czym kilka ranek, kilka strupków no i full zaskórników.... ale zrobiłam mały peeling posmaruję później się troszkę i mam nadzieję że się zaleczy... co mi tez pomaga? chłopak który jak tylko widzi że za długo siedze w łazience to krzyczy na mnie, a wręcz mnie wyciąga stamtąd... to takie dziwne uczucie bo zamiast byc mu wdzięczna za to że nie dopuszcza do katastrofy na mojej twarzy to ja się wściekam na niego... tzn w duchu mu dziękuję i wiem że dobrze robi ale jakiś diabeł w środku mi mówi: "nie słuchaj go! wyciśnij do końca! i jeszcze jeden! i jeszcze! i jeszcze!" ech ciężko mi to wytłumaczyć... po prostu jak zaczynam wyciskać to wpadam jakby w trans, w którym absolutnie nikt i nic nie powinno mi przeszkadzać... ale dzięki Bogu przeszkadza i tak oto z opresji mnie ratuje:) (gorzej jak go nie ma w domu wtedy już jest koniec i ciężko się powstrzymać...)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×