Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Bo to

KOCHANKI II

Polecane posty

Witajcie.... Chciałam sie podzielić z Wami moją dość świeżą historią.... W związku małżeńskim jestem od roku, wiem krótko, ale razem jesteśmy już 8 lat. Wszystko było idealnie, myślałam, że mój mąż to ten jedyny i ze razem się zestarzejemy. Dzieci jeszcze nie mamy, ale były w najbliższych planach. NIe narzekałam, że coś jest nie tak, bo przecież życie nigdy nie jest idealne. Generalnie mój mąż jest bardzo naerwowy, są okresy kiedy jest cudownie, ale w ostatnim czasie więcej było nerwów niż czułych chwil. To nawet nie byłby problem, bo można powiedzieć, że juz się do tego przyzwyczaiłam i jakoś umiałam z tym poradzić, tylko że mój mąż wogóle ze mną nie rozmawia, nie rozwiązuje problemów, a one odkładają się na kupkę... eh... Chociaż nie ukrywam, że jego zachowanie odbieram często jako brak szacunku do mnie i cierpie z tego powodu, bo co będzie jak pojawią się dzięci??? Nie chce, żeby patrzyły na jego wybuchy. Coś tak naprawę we mnie pękło, gdy mój mąż nie potrafił nad sobą zapanować i przepłakałam pół swoich urodzin, słysząc tylko trzask drzwiami i wykrzyczane słowo "zamknij się" gdy chciałam porozmawiać. Poczułam się samotna, nieszczęśliwa, niedoceniana jako kobieta i żona, bo nie zaslużyłam sobie na takie traktowanie. Zaczęłam się zamykać w sobie. Bo tak było najbezpieczmiej. Jak się nie odzwyałam wogóle to jakoś mijały te jego nerwy, on po jakimś czasie przychodził w dobrym humorze i uważał, że już nie ma problemu. Mimo to byłam przy nim i starałam się żeby było dobrze, zapominałam o tych złych chwilach bardzo szybko. On jest naprawdę super facetem, tylko ma problem z tą nerwowością swoją i jest zbyt zamknięty w sobie. A ja nie potrafię do niego dotrzeć, nie potrafię mu pomóc. I w tym właśnie czasie, zaczeły się maile z klientem. Tak zaczął się niewinny flirt. Póżniej on zaproponował spotkanie. Ja się broniłam. Mówiłam sobie, mam męża, którego kocham, wszystko poukładane, nie mogę soebi tak namieszać życia. Ale po jakimś czasie się zgodziłam. W sumie chciałam się z nim spotkać po to, żeby udowodnić sobie, że to jest normalny facet, nic wyjątkowego. Żeby on zobaczył, że jestem zwykła nieciekawą kobietą. Myślałam, że tak naturalnie skończy się ten flirt. Niestety tak nie było. Okazał się cudowny. To było niesamowite. Czuliśmy się jakby ktoś nas do siebie pchał. I zaczeły się potajemne spotkania, spacery, telefony, maile... mnóstwo czasu rozmawialiśmy i nadal tak jest. Po drugim naszym spotkaniu/spacerze, tak na chłodno, stwierdziłam, że jest to facet, z którym mogłabym być do końca życia, z którym mogłabym mieć dzieci. Dziwiłam się tym myślom, bo pojawiły się ona na etapie znajomości, nie ma mowy o jakiś uczuciach... Niestety to spowodowało poważny kryzys w moim małżeństwie... i rozmowy o rozstaniu. Trwa to już 2 miesiące... Wiem, że mąż mnie bardzo kocha, ale nie wiem, czy chciałabym życ z kimś, kto nie jest moim przyjacielem, kto nie potrafi ze mna porozmawiać, kto bez powodu wybucha złością, bo mnie to niszczy, powoli, ale nie chce się zorientować po 20 latach, że jestem wrakiem człowieka. Pewnie nigdy nie miałabym odwagi pomyśleć o rozstaniu, gdyby nie ON. Ale dzięki niemu potrafiłam chłodno spojrzeć na mój związek, zobaczyć jak wiele mi brakuje, że dużo daje, a prawie nic nie otrzymuje... to było smutne i przerażające. Tyle czasu poświeciłam temu związkowi, temu uczuciu... Ale wiem, że kobieta może znieść wiele, jest zdolna do poświeceń, nawet za cenę własnego szczęścia. A czy ja tak chcę żyć??? Cały czas zadaje sobie to pytanie. teraz wiem, czego oczekuje od związku, od partnera, kiedyś wystarczyło mi, że mój mąż mnie bardzo kocha i wierzyłam, że jakoś nam się ułoży... :( Wczoraj zaproponowałam wizytę u psychologa. Odpowiedział, że jak jeszcze raz się to powtórzy ten jego napad to pójdzie. Przecież to oczywiste, że się powtórzy :( Ale zrozumiał, że ma poważny problem, tylko czemu odkłada wszystko na później. Jest chęć poprawy, ale ja nie wiem czy potrafię dalej być w tym związku, czy potrafię o niego walczyć A z drugiej strony jest ON. Czuły, kochający i chciałby być ze mną. Potrafimy godzinami rozmawiać, o wszystkim, o uczuciach, o problemach, o sexie, o przyszłości, o marzeniach, o sobie nawzajem... Chciałby spędzać ze mna każdą chwilę. Chce żebym z nim zamieszkała. Ja też tego chce. Ale jak można rzucić wszystko dla kogoś kogo się zna 2 miesiące??? Nie potrafię prowadzić podwójnego życia. Wiem, że dopóki ON jest, to nigdy nie będzie dobrze w moim małżeństwie. Ale nie chce żeby odchodził. Moje życie jest teraz koszmarem. Czuję że mnie coś rozdziera od środka... już nawet nie płacze ostatnio... bo nie mam na to już siły... Czemu moje życie się tak skomplikowało??? Co mam robić??? Kiedy podjąć jakąś decyzję???

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kropelka rosy .......
twoj maz sie nie zmieni. znam to z autopsji. dopoki jest zagrozenie to sie pilnuje a kidy bedzie pewny ze wszystko ucichlo znowu pokaze pazurki. nie rezygnuj z tego drugiego. odczekaj. czy on chcialby wiazac sie z toba na stale? czy zna twoja sytuacje malzenska? moj staz malzenski jest b.dlugi. wszystko bylo w miare dobrze do chwili gdy pojawily sie dzieci i na tym tle zaczely pojawiac sie nieporozumienia. on ma inna wizje wychowywnia dzieci. one mnie nie sluchaja bo tylko tatus jest cacy. poznalam kogos i moglabym odejsc ale jak to zrobic kiedy sa dzieci. jestem sluzaca we wlasnym domu. moj maz tez jest nerwusem i po pewnym czasie mu to mija a ja rozpamietuje kazde zdarzenie. on zapewnia mnie ze kocha a ja mam odruch odpychajacy. po takich scenach nie mam ochoty na sex. czuje jakas blokade i to jest coraz bardziej odczuwalne.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do Rozdartej
podstawa zwiazku to zrozumienie, szacunek i komunikacja. moje pierwsze malzenstwo bylo podobne do Twojego - dlugi czas razem, decyzja o slubie pomimoproblemow (bo przeciez zycie nie jest bajka i nie ma ludzi idealnych, a tyle sie zainwestowalo, a przeciez on tak kocha, bla bla bla), a po 1,5 roku rozwod. bo usychalam w tym malzenstwie, bo problemy byly zamiatane pod dywan, bo nasze rozmowy ograniczaly sie do tego, co trzeba kupic do domu. i jego stwierdzenie, ze przeciez juz nie musimy o siebie zabiegac, przeciez juz jestesmy malzenstwem! spojrzalam w przyszlosc i ... przerazilam sie tej wizji. jego siedzacego przy kompie, mnie ciagle skwaszonej, nieszczesliwej. odeszlam. nie do kogos. bo to nie jest dobry pomysl! bo przeciez jak dlugo znasz tego drugiego? ile z siebie Ci pokazal? na jakiej podstawie mu ufasz? skad wiesz, jaki jest naprawde, na codzien? dopiero kiedy sie uspokoilam wewnetrznie weszlam w kolejny zwiazek, swiadomie, nie na zasadzie klina czy ucieczki. i tym razem zwracalam uwage na to, jak sie rozumiemy, jak rozwiazujemy problemy, ile rozmawiamy, itd. zdrada, ucieczka w nowy zwiazek to glupota, bo zaciemnia obraz, sprawia, ze nie chce sie walczyc o malzenstwo ani o siebie, sprawia, ze zyje sie zludzeniami, w jakims amoku. tak nie naprawisz zycia. powodzenia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tak, wiem, to tylko 2 miesiące... ale jakiś czas temu, zanim jeszcze pojawiły się wizję wspólnego życia, spróbowania... zorientowałam się, że To co się dzieje pozwala mi chłodno spojrzeć na swoje małżeństwo i wtedy zobaczyłam, że nie jestem szczęśliwa i że chyba nie chce tak przeżyć całego życia. Gdyby nie ON to pewnie bym w tym tkwiła, aż coś by we mnie umarło... i zorientowałabym się po 20 latach jak bardzo jestem nieszczęśliwa i samotna... Dokładnie tak wygląda moje małżeństwo.... brak rozmowy, szacunku ze strony męża, okazjonalny sex, rozmowy tylko o zakupach i te wybuchy złości nie wiem często z jakich powodów... muszę uważać na każde słowo... nawet na to gdzie czasami stoję, żeby go nie zdenerwować... wiadomo nie jest tak zawsze... ale czuje ciagle stres i napiecie i to jest przerażające....zamykam się w sobie..oddaliłam się od niego i od innych ludzi... Mój ukochany nie chce żebym podejmowała decyzje o rozstaniu ze względu na niego, on chce żebym zrobiła to dla siebie, chce mi dać czas na przemyślenie swojego życia. Ja też tego chce. Wiec myśle o rozstaniu, ale dla siebie, myślę o sobie za 20 lat, myślę o dzieciach jakie one będą patrząc na takich rodziców, jaki damy im przykład... Już kiedyś chciałam odejść, byl to rok przed ślubem, ale nie miałam siły, on bardzo mnie kochał przecież, a ja czułam, że nikt nigdy mnie nie pokocha, ze nie jestem interesująca, fajna i atrakcyjna... moja przyjaciółka nawet mi powiedziała, że spotkam kiedyś kogoś bardziej odpowiedniego, ale jej nie posłuchałam, lęk przed samotnością i niewiara w siebie były silniejsze... eh myślałam ze miłość wystarczy :( Powiedziałam mu, że jestem nieszczęśliwa i zaczął się starać, oświadczył się i jakoś wszystko wróciło do normy. A ja jakoś sobie z ty, wszystkim radziłam. A teraz on się znowu stara, a ja mam wyrzuty sumienia, że nawet myślę o rozstaniu, ale gdzieś w środku wiem, że on się nie zmieni... tylko brakuje mi siły na decyzję, wiem, że zranię wiele osób... wiem że on będzie bardzo cierpiał i to mnie przeraża... czasami chyba za dużo właśnie myślę o innych niż o sobie :( i to jest mój problem....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja tez nie twierdzę, że to dobrze, że na moją decyzję o rozstaniu ma wpływ ktoś trzeci, chce to rozgraniczyć, ale nie do końca się da. Tak się to ułożyło niestety, że się spotkaliśmy.... właśnie w tym czasie... i wiesz, gdyby nie on to co się wydarzyło, ja na pewno walczyłabym o to małżeństwo, dając z siebie wszystko, bo tak mnie wychowano, że kobieta musi znieść dużo, że powinna się poświecić, nie narzekać... i taka byłam właśnie... ale czy to jest dobre??? Mogę się starać, ale to mój mąż ma problem głównie z tym, że jest zamknięty, że jest nerwowy i dopóki się nie zmieni ja nie mam nadziei na udane małżeństwo. Nie mamy jeszcze dzieci.... wiec zastanawiam się czy lepiej nie odejść teraz, bo później będzie jeszcze trudniej...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do Rozdartej
wiesz, z tym poswiecaniem sie nie ma co przesadzac. malzenstwo jest bardzo wazne, ale nie warto go potrzymywac za cene wlasnego szczescia, zwlaszcza jesli dotyczy tylko Was dwojga. bo zwiazek powinien dawac szczescie obojgu, a nie tylko jednej stronie. mysle ze warto zawalczyc o malzenstwo, chocby po to, zeby nie miec pretensji do siebie samej, ze nie dopilnowalo sie wszystkiego. a jesli nie wyjdzie, odejsc z podniesionym czolem. i najwazniejsze - poki nie masz pewnosci, nie ma co o dzieciach myslec. wiesz, ciezko radzic na odleglosc, ale moze wyznacz sobie jakis czas- 3 miesiaca? pol roku? przestan sie spotykac z tym facetem (wiem, trudne), zazadaj od meza terapii malzenskiej i zobaczysz co bedzie. te kilka miesiecy pozwoli Ci ocenic czy malzenstwo ma sens, czy maz robi cokolwiek zeby sie zmienic, czy Ty go w ogole jescze kochasz... a potem... albo bedziecie znowu razem szczesliwi, albo Ty odejdziesz z czystym sumieniem, ze dalas Wam szanse. poodzenia

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Chce nam dać szanse, ale to jest trudne, były rozmowy o wizycie u psychologa, zobaczymy.... Wczoraj rozmawiałam z K. i powiedział, że na przez ten miesiąc nie będziemy się widywać, żebym na spokojnie pomyślała co dalej, zgodziłam się....Ale nasz kontakt nie będzie zupełnie zerwany, chcemy rozmawiać ze sobą, dzielić sie swoimi uczuciami i emocjami, dlatego pozostają nam rozmowy tel i maile.... on jest dla mnei jak przyjaciel, dlatego nie wyobrażam sobie całkowitej separacji....eh.... też nie chce rezygnować od razu z małżeństwa... dam nam szanse... ale nie wiem na ile mi starczy siły...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość twoja wizyta u specjalisty
gówno da jeżeli bedziesz utrzymyewała kontakt z kochankiem dzieląc sie uczuciami i emocjami zostaw swego męza w spokoju i powiezd mu prawde bo ty i tak już wybrałas a dalsze zycie w kłamstwie nie ma sensu,bo za bycie rogaczem to każdemu trzeba współczuć

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nie poświęcaj się
dla męża i małżęństwa. Jesteście razem 9 lat- lepiej już nie będzie.Nawet jak okaże się że zostaniesz sama to nie bój się tego ,bo może pisany jest Tobie jeszcze kotoś inny. Pomyśl o sobie a terror w domu to chore. Alkoholik kiedy nie pije też jest dobry...moim zdaniem odejdź i niech będzie trzęsienie ziemi- zawsze jest- ale" po nocy przychodzi dzień a po burzy spokój"...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do Rozdartej
tez uwazam, ze terapia i dawanie szansy malzenstwu ma sens tylko w polaczeniu z CALKOWITYM brakiem kontaktu z kochankiem. majac z nim kontakt bedziesz podswiadomie nawet torpedowac starania meza i patrzec krytycznie na to, co sie dzieje w malzenstwie, bo przeciez obok bedzie ten wspanialy przyjaciel, taki wyrozumialy, taki potrafiacysluchac, itd. jesli nie masz zamiaru ograniczac do zera komtaktu z kochankiem, kazde dzialanie w kierunku ratowania malzenstwa bedzie tylko pozorne i w zasadzie pozbawione sensu. jesli tak ma to wygladac, faktycznie lepiej zebys odeszla od razu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zastanawiałam się nad tym co napisałyście... i chyba tak naprawdę to boję się też przed sobą przyznać, że już nie kocham swojego męża tak jak kiedyś, coś się wypaliło, oddaliłam się... Boję się myśleć, że nie zawalczyłam o to małżeństwo, że to ja zadecyduje o rozwodzie :( Ale chyba nie chcę już o nic walczyć, już chyba coś we mnie pękło... i niestety doszłam do wniosku, że czas ktróry chciałabym poświęcić na "naprawianie małżeństwa" byłby czasem na usprawiedliwienie się, że zrobiłam wszystko, ale też potwierdzeniem tego, że lepsze będzie rozstanie... takie szukanie jego winy, usprawiedliwienie się, a przecież ja też zawaliłam :( Tylko brakuje mi odwagi, żeby ostatecznie podjąć tą trudną dezycję...Wiem, że będzie mi bardzo ciężko, że wszyscy będą mnie obwiniali, że nie będą chcieli zrozumieć, że nie czegoś mi brakowało...eh.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tez taka...
U mnie w rodzinie byla podobna sytuacja.tzn. zona zostwila meza bez zadnego wytlumaczenia. powidziala tylko ze go zostawia i odchodzi. wszyscy byli zaskoczeni. tylko jej maz nie chce powiedziec o co poszlo bo przeciez nie bylo klotni jakis przepychanek. mieszkali razem z jego rodzicami a po sasiadzu druga rodzina jego siostry. i nikt nic nie wie. nikt jej nie potepia bo nie maja powodu. w koncu czyms sie kierowala. 5-letniego synka zabrala ze soba ale przywozi go do tesciow gdy jest w pracy wiec oni ciesza sie chociaz z tego. podobno kogos poznala bo pracuje w restauracji ale teraz jest sama i na pewno nie wroci. nie boj sie podejmowac decyzji ale zebys byla pewna swego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Musze Wam się jeszcze do czegoś przyznać... pewnie wiele z Was mnie zwyczajnie wyśmieje, ale trudno :) Troszkę mi się namieszało w życiu, więc postanowiłam, za namową koleżanki pójść do wróżki....nigdy wcześniej nie byłam, ale potraktowałam to bardziej jako rozmowe z kimś obcym o ewentualnych moich problemach, a tego bardzo potrzebowałam... Szukałam odpowiedzi na pytanie czy mój kochanek chce od mnie czegoś poważnego czy jest to dla niego tylko romans, który się za chwilkę skończy. Szukałam jakiegoś bodźca, żeby z tym skończyć i wrócić do męża, bo sama nie potrafiłam podjąć tej decyzji. To było tydzień temu... przyszłam, dałam zdjęcia męża, kochanka i nie tylko... i zaczełam słuchać... wróżka/jasnowidz genialnie opowiedziała mi o osobowościach o charakterach tych wszystkich osób, o rzeczach które się zdarzyły w ich życiu. Byłam normalnie w szoku. Aha i oczywiście nie zdradziłam jej, że to jest mój kochanek, powiedziałam, że znajomy, ale ona od razu wiedziała... Czekałam na to co chciałam usłyszeć.... Wiecie co powiedziała???? Że się za niedługo rozwiode, że gdybym została z mężem to nie będzie to udane małżeństwo, bo on ma trudny charakter i nie chce się zmienić...i że mój kochanek chce być ze mną na poważnie, że za niedługi mi się oświadczy, weźmiemy ślub, wyjedziemy za granicę i tam zajdę w ciąże... i bedziemy zgodnym małżeństwem, że będzie dla mnie dobry i opiekuńczy... jak to usłyszałam pojawił mi się uśmiech na twarzy.... mimo to mam mętlik w głowie i wcale nie chce się sugerować tym co usłyszałam, dlatego czekam na odpowiednie emocje uczucia i przemyślenia, które pozwolą mi podjąć ostateczną decyzję... eh... zagmatwane to wszystko jest....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość podjęłaś decyzję
i szukasz potwierdzenia jej słuszności... wróżki są świetnymi psychologami, doskonale znają mowę ciała, potrafią wyciągać wnioski z obserwacji ludzi, potrafią po fizjonomii poznać pewne cechy charakteru człowieka... to żadne czary mary, tylko musiałaś swoim zachowaniem pokazać jej co czujesz, a ona powiedziała ci to, co chciałaś usłyszeć. tak to działa właśnie :) nooo to powodzenia

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Też się tego obawiałam, że będzie mówiła rzeczy tak ogólne, że jakoś je sobie dopasuje do swojej sytuacji, że wiele ze mnie wyczyta. Ale ona czytała również z kart, które ja wykładałam, które ja mogłam sama przeczytać, nie było mowy o kłamstwie. I jak można wytłumaczyć to, że zobaczyła takie rzeczy jak: ilość źródeł dochodu mojego kochanka, to, że mój mąż chce zmienić prace, opowiedziała stosunek moich teściów do mnie, to że jest u nas problem z płodnością w małżeństwie (przez kilka miesięcy staraliśmy się o dziecko), że już od jakiegoś czasu nie sypiam z mężem i wiele wiele innych rzeczy. Wszystko się zgadzało. Ja wiem, że to brzmi nieracjonalnie, ale tak było... A ja szłam z całym przekonaniem, że po tym spotkaniu zdecyduje się na zakończenie tego romansu....bo to by było dla mnie najprostsze, wrócić do normalnego życia, zapomnieć o nim, nie myśleć o bolesnym rozstaniu, podziale majątku, zranionych uczuciach, wyrzutach obojga rodziców.... Naprawdę, tego chciałam, usłyszeć, że mój mąż jest dla mnie tym jedynym, z którym szczęśliwie się zestarzeje, że on zrozumie, że się poprawi, że będzie dla mnie lepszym mężem.... I tak naprawdę teraz się pogubiłam strasznie... i dałam sobie czas na przemyślenie tego wszystkiego... cały czas staram się porozmawiać z mężem o naszych problemach, on nie chce, bo twierdzi, że już setki razy o tym rozmawialiśmy, a ja jakoś tego nie pamiętam, może chodzi mu o te kilka wyburczanych przez niego zdań...eh.... Jak zaczynam jakaś rozmowę, to się zaczyna okropnie denerwować.... mówi, że go wkurzam i jestem upierdliwa... Mam odpuścić??? Jak to zrobię, to on wróci do codzienności w dobrym humorze jakby nigdy nic się nie stało, jakbyśmy nie mieli żadnych problemów.... A ja już nie potrafię przemilczeć, zapomnieć i zacząć następny dzień z uśmiechem na twarzy, jak to robiłam kiedyś - taka pełna miłości, czułości, zrozumienia i nadziei że będzie lepiej.... Może faktycznie decyzję już podjęłam, ale potrzebuje chyba czasu na przemyślenie tego wszystkiego jeszcze raz, upewnienie się, że tego właśnie chce... to jeszcze nie czas na taką decyzję... boję się zranić wszystkich dookoła, nie wiem czy mam na to wystarczająco dużo siły... Nawet nie wiem jak miałabym porozmawiać o tym z moim mężem, on pewnie zamknął by się w sobie i nawet nie chciał mnie wysłuchać, a nie chce tak się rozstawać i zostawiać tego wszystkiego bez wyjaśnień... Kurcze, to boli, jak trzeba zranić osobę która tak bardzo Cię kocha :( i powiedzieć jej, że w tobie coś zgasło, coś się wypaliło, żeby zawalczyć o swoje szczęście... :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do Rozdartej
Kobieto, naprawde nie trzeba byc jasnowidzem, zeby domyslic sie o co chodzi dziewczynie, ktora przychodzi z dwoma zdjeciami!! Taka wrozka patrzy na wszystko - ubior, ton glosu, mimika, postawa ciala, gesty, obraczka lub slad po niej, itd. Rozne rzeczy sa wskazowka. Reakcja na okreslone slowa, to moze byc nawet przymkniecie oczu, ktore potwierdzi jej domysly. A ludzkie problemy nie sa oryginalne, uwierz, wszystko jest powtarzalne. Kiedys pisalam bloga i czytalam inne blogi. I wyobraz sobie, na jednym znalazlam swoja historie!! Opowiedziana nawet slowami podobnymi do tych, jakich ja uzylam! No to sama pomysl, jak taka wrozka przez kilka, kilkanascie lat wysluchuje ludzkich historii, ile czasu zabierze jej rozgryzienie Twojej? Jednak to nie jest istotne. Wazne jest to, co Ty zrobisz ze swoim zyciem i z zyciem dwoch mezczyzn. Teraz placzesz sie w klamstwach. Niezdrowa sytuacja, prawda? Teraz jest negacja malzenstwa - najprawdopodobniej uzasdniona, oraz gloryfikacja kochanka - na razie nieuzasadniona. Bo przeciez maz na poczatku zwiazku tez byl super, prawda? Zasada jest jedna - w tej chwili miedzy Toba i kochankiem dziala chemia.Ona dziala do 4 lat. I dopiero po takim czasie mozna stwierdzic, czy to jest Milosc, pod warunkiem, ze te 4 lata to normalne zycie, to szara codziennosc i problemy regularnego zwiazku, a nie ciagla adrenalinka kochankowania. Bo kochankowanie to nie zycie, to zludzenie. Z tego, co piszesz, nie masz ochoty na ratowanie malzenstwa. Masz ochote na zwiazek z kochankiem, tylko boisz sie "co ludzie powiedza". Troche odwagi, uczciwosci i konsekwencji. Nie chcesz byc z mezem? OK, odejdz. Przez wzglad na wspolne lata, daj mu szanse ulozenia sobie zycia. A uwierz mi, on sobie to zycie szybko ulozy ;) Wiec tym sie nie przejmuj. A ludzie? Ludzie niech sie zajma soba i swoimi zwiazkami, bo w wiekszosci tych zwiazkow jest burdel na kolkach. Pozdrwiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do Rozdartej
I jescze jedno - po kilku MIESIACACH staran nie mowi sie o problemie z plodnoscia!! Problem z plodnoscia orzeka sie po ok DWOCH LATACH regularnego wspolzycia bez zabezpieczen.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Może zacznę o tej płodności, może widocznie pani wróżka widziała wcześniej ten problem, niż my byśmy go sami zauważyli... ale nie ważne...nie wracajmy może już do tematu wróżki, bo nie chce nikogo przekonywać albo dawać dowodów na to co usłyszałam, i że większości rzeczy nie dało sie wyczytać tak po prostu ze mnie... to nie jest możliwe.. Faktycznie, neguje teraz mój związek z mężem, bo nie potrafimy się wogóle porozumieć, ale nie gloryfikuje związku z kochankiem, tak nie jest... Oceniam jego cechy, przypatruje się mu i analizuje... Nie zawsze jest idealnie, bo uczestniczę w jego problemach, bo takie właśnie ma, często rozmawiamy o naszych uczuciach, emocjach, doradzamy sobie w każdej sytuacji... Obserwuje jak pomaga swojej siostrze, która jest samotną matką, jak dba o swojego siostrzeńca, jak się odnosi do innych ludzi, do rodziców, jak rozwiązuje problemy, jak postrzega świat, że potrafi o wszystkim porozmawiać, wyjaśnić... mamy bardzo wiele podobnych cech, dlatego tak dobrze się dogadujemy, mam czasami wrażenie ze ta nasza znajomość jest przede wszystkim przyjaźnią... I teraz zrozumiałam, że właśnie na przyjaźni chciałabym budować związek, związek partnerski, a nie oparty na chorej dominacji... i nie mowie, że on jest idealny, też ma wady, które dostrzegam, ale jest ich mniej i nie godzą w moją osobę... chodzi o to, że teraz wiem, czego szukam. Pisałam wcześniej, że kiedyś myślałam, że to, że ktoś bardzo kocha wystarczy, a reszta się jakoś ułoży, teraz jestem bardziej świadoma, jakiego związku potrzebuje, w jakim związku będę szczęśliwa... i to nie jest tak, że się łudzę, że jak teraz jesteśmy tak zakochani to tak będzie zawsze, ale wiem, że z taką osobą będzie mi łatwiej iść przez życie, która mnie wspiera, potrafi wysłuchać, doradzić, nie denerwuje się z byle powodu... a w małżeństwie jestem teraz ze wszystkim sama...niestety... Tak, oceniam i porównuje te dwie relacje... i ciągle się zastanawiam.... i boję sie wniosków do jakich dochodze... Ale staram się wyobrazić jak bedzie wyglądało moje życie za 10, 20 lat...i to jest dla mnie najważniejsze, nie to co się dzieje teraz... i jak na dzień dzisiejszy wyglądają moje relacje z mężem i kochakiem...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość deserek
jak dobrze ze jesteście

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość girka
Byłam kochanką.To był piękny romans.Teraz wiem ,że było mi to potrzebne.Jestem mężatką, on jest żonaty. Trwało to pół roku. Z rozsądku to przerwałam, ale we mnie pozostało.Na pewno ktoś mnie zrozumie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja rowniez
szczesliwa i kochana :) szkoda mi tylko jego zony :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość koniara
miałam kochanka, było nam bardzo dobrze razem ... pełne zrozumienie, pomoc w róźnych sprawach, taki rodzaj koleżeństwa damsko - męskiego i nagle trach on zginął 2 tygodnie temu w wypadku. I nagle szok, tatalna pustka i 1000 mysli (w tym samobójcze) co dalej robić? jak żyć bez tej osoby? nie mogę znaleźćsobi miejsca ciągle jestem poza realnym światem .... zaczęłam brać leki przeciwdepresyjne i pić alkohol, nic nie pomaga. A najgorsze jest to że nie mogę o tym z niki porozmawiać ... no raczej nie powiem o tym mężowi (małżeństwo to jest już prawie przeszłością) co robić?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do mnxwtrriii
powiem ci: mój się potknął i upadł między jej rozłożone szeroko nogi. ona była przygotowana tak, żadna kochanka siłą nie bierze. ale chętnie za to rozkłada nóżki,

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość girka
do - koniara To nie jest fajne- ukrywać coś co jest dla nas piękne ( pomimo złej lokacji uczuć), ale jeszcze straszniejsze jest ukrywać cierpienie po tym.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość i wszystkie uciekają
ale w takim tempie, żeby łatwo je było złapać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość koniara
jeśli się poślubia kogoś a ten człowiek po pewnym czase staje się zupełnie kimś innym i nagle się budzisz i sie zastanawiasz co robisz w tym związku doznajesz totalnego szoku, a nagle zjawia się "bratnia dusza- ktoś kto cię rozumie, to wtedy jesteś pełna optymizmu i wierzysz, że może istnieć lepszy związek... ufasz tej drugiej osobie i jesteście szczęśliwi i nagle tragedia - on ginie w wypadku. człowiek przestaje mieć nadzieję wszystko zamienia się w nicość .... już nie piszę o moralnych aspektach tego "zwiazku" ale o zwykłej ludzkiej naturze -potrzebie bycia KOCHANYM - i cozrobić? wiem że rodzaj miłości kochanek- kochanka jest chory

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wiesz koniara wspólczuje
ale stwierdzam, że bredzisz. Owszem, ludzie się zmieniają ale zrzucanie CAŁEJ winy na osobę zdradzona jest podła hipokryzją. Gdyby twój kochanek był naprawdę taki wspaniały, to by nie zdradzał. Wiem, że o nie zyjących nie pisze się źle, ale generalnie zdradzacze i kłamcy są dużo gorsi niż ich kochanki chcą wiedzieć. I dużo gorsi od tych, których zdradzają a których podle obarczają winą za swoje zachowania. Ty sie kobieto otrząśniej i przestań go idealizować. Te brednie o bratnich duszach z kłamstwem, oszustwem i cudzą krzywdą w tle sa dobre dla licealistek ale nie dorosłych kobiet.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Zwykle to zdradzacz zmienia
sie nA GORSZE STĄD ZDRADA I KŁASTWA I PODŁE ZACHOWANBIA WOBEC OSOBY ZDRADZANEJ.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tez taka...
a ja koniara ciebie rozumiem. tez mam czasami takie mysli poniewaz moj K jest b.chory. nie wyobrazam sobie co by bylo gdyby... zaraz chce mi sie plakac. zreszta nie raz plakalam gdy mi sie zalil. no i czasami nachodza mnie takie glupie mysli co potem. wcale nie mysle o kims nowym tylko jak ja sobie poradze bez niego. i znowu napisze ze nie chodzi mi o sex. zreszta nie bede wdawac sie w szczegoly bo nikt tego nie zrozumie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do koniary
wspolczuje ci bo cie rozumiem. bylas kochanką kochaną. a teraz nawet nie jestes wdową nr2. bo jak nazwac twoj stan? ja tez sie zastanawiam nad swoja rola w zyciu mojego K. kocham go ponad zycie obiecalsmy ze kiedys bedziemy razem ale poki co moze nie zanosi sie na to. nie pozostaje tobie nic jak tylko odwiedzac go na cmentarzu bo taka jest powinnosc zywych. wspominac i zapalac swieczke. wez sie w garsc bo nie odmienisz losu. on by nie chcial abys pograzyla sie w rozpaczy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×