Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość POMOC DORAZNA

Czy jesteś w związku, w którym partner molestuje Cię psychicznie? cz.2

Polecane posty

Gość w temacie poszukiwan
Po dwudziestu latach małżeństwa para leży w łóżku i nagle żona czuje, że mąż zaczyna ją pieścić, co już się bardzo dawno nie zdarzało. Prawie jak łaskotki jego palce zaczęły od jej szyi , biegły w dół delikatnie wzdłuż kręgosłupa do bioder. Potem pieścił jej ramiona i szyję, dotykał jej piersi, by zatrzymać się powyżej podbrzusza. Potem kontynuował , umieszczając swą dłoń po wewnętrznej stronie jej lewego ramienia. znów pieścił lewą stronę jej biustu i obsuwał dłoń wzdłuż jej pośladków, uda i nogę, aż po kostkę. Kontynuował po wewnętrznej stronie lewej nogi unosząc pieszczoty aż do najwyższego punktu uda. Och... W ten sam sposób delikatnymi ruchami dłoni pieścił jej prawą stronę i gdy żona czuła się już rozpalona do ostatnich granic... Nagle przestał. Przekręcił się na plecy i zaczął oglądać telewizję. Żona ledwie łapiąc oddech powiedziała słodkim szeptem: " To było cudowne, dlaczego przestałeś?" "Znalazłem pilota" - odpowiedział.:-))

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wrocilam, jestem, zdrowa, cala i z ulga... Rozmowa przebiegla bardzo spokojnie, w atmosferze pelnej wyrozumialosci, ja poczulam ze mam wsparcie (i to bardzo wyraznie). Maz tez bardzo spokojny, troche sie zanadto tlumaczyl (ale on juz tak ma), czy dotarlo do niego czy nie - to nie wiem bo wrocilismy do domu i zaraz pojechal po zasilek. Ale niech ma ten swoj czas zeby sobie przemyslec co uslyszal. W samochodzie cos tam gadal - SPOKOJNIE! Nie wynikalo z tego ze wzial sobie jakos do serca to co mu powiedzieli (cos tam wymamrotal ze sie wstydu najadl czy ze zostal upokorzony, tak to jakos brzmialo) - ale biore poprawke na zaskoczenie wiec moze sobie myslec co chce na razie, niech mu sie ulozy. Powiedzial tam w osrodku ze dolozy wszelkich staran zeby wszystko bylo dobrze, pojdzie na terapie (kazali mu dac adres lekarza rodzinnego ze wysla do niego pismo z wskazowkami - cos w tym rodzaju) z problemem utraty panowania (jego wytlumaczenie bylo ze on taki byl od zawsze, jak cos go zdenerwowalo to dostawal nerwow) i zasugerowali terapie malzenska... Teraz to chlopczyk wreszcie dostal po lapach i musi jakos nad tym przejsc do porzadku dziennego. Teraz to juz wie ze sa granice. A ja jestem z siebie dumna ze zawalczylam. I co - swiat sie nie zawalil! Za to jemu po trosze wspolczuje - bo on bedzie mial wiecej gnoju do odwalenia - niewazne jak sie sprawy potocza. Ale skoro publicznie zobowiazal sie do zrobienia czegos, ma jeszcze przyjsc do nas socjalny (dzis go nie bylo jest na chorym) i porozmawiac, nie \"odpuszcza\" tak latwo; za dwa miesiace mniej wiecej zapowiedziali ze znow nas zaprosza na rozmowe... No to ja sie mu nie dziwie, moze czuc sie nieswojo. Pojechal sam, pewnie bedzie chcial kogos sobie \"wypozyczyc\" na gorzkie zale ale ma prawo. Dotychczas nie bylo granic, bylo milczenie - teraz sie skonczylo, jest to nowa sytuacja dla niego i przystosuje sie albo nie... Wiem zas prawie na pewno ze sie boi konsekwencji swojego nieprzemyslanego postepowania. Ze zanim raz glos podniesie to - jak przewidywalam - zastanowi sie piec razy. Obiecal przy nich ze sie postara itp - ja znam jego obietnice, bedzie wierzyl ze zostal zmuszony itp bo nie wierze ze zechce cos zrobic - cud by sie musial wydarzyc. Jak sie mnie zapytali czego ja chce to mowie: spokoju. Nie chce awantur, nie chce wychodzic z domu po to by zejsc mu z oczu. A czy, co i jak dotarlo - dowiemy sie z czasem. Dzieki za wsparcie, za to ze jestescie - bez Was pewnie bylabym jeszcze daleko w lesie 😍

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Oneill, i widzisz dobrze, że miałaś tylko tremę, a nie paraliżujący strach i dobrze, że nie kręciłaś żadnych filmów. Czy dotrze, czy nie, nie masz na to wpływu. Ale to jego broszka, nie Twoja. Ty odwaliłaś kawał dobrej roboty zarówno w stosunku do siebie samej jak i w stosunku do utrzymania spokoju w domu. Gratuluję:D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Cztery umowy - dokladnie tak samo mysle. I to zreszta powiedzialam na spotkaniu. Ze nieumiejetnosc radzenia sobie ze zloscia to JEGO problem i nie ma nic wspolnego z nami czy kimkolwiek. NASZA sprawa jak na kogos/cos reagujemy. Nie tego kogos czy czegos! Ja sie ciesze z tego ze COS KONKRETNEGO ZROBILAM! A nie tylko rozmyslalam co jak kiedy z kim... Pierwszy krok najtrudniejszy. teraz co bedzie to bedzie ale przestalam sie bac. Tzn jakies obawy sa, to cos w rodzaju rozpedu albo zlego doswiadczenia w przeszlosci. Oczywiscie bede musiala przejsc do porzadku dziennego nad tym ze bedzie robil z siebie ofiare spisku mojego, cyklistow i zielonoswiatkowcow; i ze - jesli cokolwiek zrobi - to bedzie wznosil oczy ku niebu jaki to on nie jest biedny ze musi. Ale ja mam to w doopie. Chce spokoju. Potrzebuje spokoju. Niech by sobie jeszcze uswiadomil ze jedno takie zachowanie jak w zeszla sobote z grozbami wieszania sie - i przymus leczenia psychiatrycznego. Ze nie wspomne o raporcie na policji bo o tym to on juz wie (ma swiadomosc ze jego wyskoki tak sie moga skonczyc i niewazne kogo bedzie za to winil - to on sie awanturuje) - nawet jak jechalismy to cos tam wspomnial ze bedzie mial przej*bane jak bedzie raport na policji - a juz bylam blisko wiec w sumie to powinien mi byc wdzieczny ze tego nie zrobilam ;) To jest ostatecznosc jesli wszystkie inne metody zawioda. Teraz przez jakis czas jak sadze bedzie lekko zakrecony i nie bedzie wiedzial co robic i jak. Jego dotychczas "bezpieczny" swiat zostal naruszony. Bylo wolno a nagle nie wolno - o ku*wa! To co teraz wolno skoro tego nie wolno, i tego, i tamtego... I troche panika co i jak robic... Takie sa skutki nieumiejetnosci stawiania granic - potem o wiele trudniej je ustalic jak juz sie zdecydujemy. Bo ci ktorzy byli z nami przywykli ze moga robic co im sie podoba - a tu nagle ZONK. Juz tego nie wolno. A tyle lat bylo wolno... Jak sie od razu te granice wyznaczy - jest jasne i oczywiste. Dla mnie to tez jakas dziwna, inna sytuacja - i tez mam obawy ale wynikajace (co juz pisalam) ze zlego doswiadczenia (awantury) ale tez i z nowosci tej sytuacji. Dla mnie to tez jest stres. Tez sie ucze "bycia w niej".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Widzisz oneill ja tez powoli wychodzę z tych blokad działania. Rozmyślanie tak, ale za analizą, planem musi pójść działanie. Nie ma czego się bać. Czas pokaże co będzie dalej. Ważne, że zaczęłaś. No, a że \"wyrąbałaś z dość grubej rury\" no cóż, sorry, ale zasłużył sobie na to. Że jego pokręcony światek legł na moment w gruzach. I bardzo dobrze. Dla zdrowego emocjonalnie człowieka, byłby to powód do wglądu w siebie, zastanowienia się nad sobą. Zmian. Dla toksyka, to tylko czas na przystosowanie się do nowej sytuacji. Znalezienie innej metody toksykowania dalej. A może....skoro nie należy zakładać niczego z góry, może toksyk się opamięta.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Maz wrocil, dal mi kase, znajomy zadzwonil - mowil mu o spotkaniu, oczywiscie tonem ofiary spisku (biedactwo, juz sie bezkarnie wku*wiac nie moze) ze musi isc na terapie bo inaczej policja, te sprawy... No coz, czas spojrzec rzeczywistosci prosto w oczy. Inna sprawa ze tak latwo sie nie wywinie i nie bedzie \"rozejscia sie po kosciach\" (pewnie na to liczy, ze ucichnie - ale moze nie bo przeciez to juz nie tylko jego sprawa, juz sie fest upublicznilo i nie ze kolega czy znajomy wie ale wiedza autorytety :O).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tortilla29
:-D zaginione tarki, piloty ... toksyk nie ma cierpliwości do poszukiwań, nakrzyczy i wyłumaczy to złą organizacją żony ... A ja latam i szukam ... Albo tłumaczę się bardzo potulnie ... Przecież właśnie dlatego jestem z toksykiem, bo nie potrafię odwrócić tej sytuacji na swoją korzyść, żeby on poczuł się winny całemu zamieszaniu ... Ale czasami wydrę się też na niego w obronie własnej, lub zwrócę w mniej wyrafinowany sposób uwagę, bo ogarnie mnie paranoja ... i wtedy ... on wyprasza sobie taki ton! - TAKI TON, którego on przed chwilą używał wobec mnie!!! :-0 A co się dzieje, gdy podejmuję jakąś decyzję zgodnie z własnym "widzi mi się", albo zwrócę mu uwagę, że coś źle robi, że coś mi się nie podoba ... Mam karę :-0 Za karę ...on nie pójdzie ze mną i dzieckiem na niedzielny spacer, zagrozi rozwodem, zadzwoni na mnie ze skargą do teściowej ... O zgrozo, to też mi się zdarzyło naprawdę, w XXI wieku ... :-0 Na szczęście ostatnio wystrzega się takich niecnych praktyk, bo go psychologiem nastraszyłam ;-) Że dalsze życie z nim uzależniam od wskazówek psychologa... I mój cudowny mąż przysiadł jakby na dupie, prawie go nie poznaję, ma tylko epizodyczne napady. Wystrzega się gier komputerowych, bo to był mój warunek. Miał sprany mózg od gier ...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A mnie naszla taka mala refleksja po przeczytaniu postu Oneill. Bo u mnie jest podobnie - tez chlopczyk dostal po lapach, tez sa scisle wyznaczone granice i on tych granic nie przekracza (na razie ;-) ) Tylko, ze to nie bierze sie ze zrozumienia - robilem zle, nieprawidlowo postepowalem tylko ze strachu! On sie boi - policji, social care. Ale trudno - nie moja broszka. Ja i tak ze swojej drogi nie zejde, juz wiele zalatwilam - chociazby niezaleznosc finansowa (moze i bidna taka ale mam!). Wiem, ze jest to czlowiek chory - on nie widzi nic nagannego w swoim postepowaniu - moja wina bo go zdenerwowalam, sprowokowalam ple, ple - a leczyc sie nie chce. Zamkniete kolo - nie bedzie sie leczyl bo wedlug niego jest wszystko z nim w porzadku. Ostatnio jak sie zaczal wydzierac mlodsze dziecko prawie z placzem wpadlo do kuchni wolajac \"nie rob mamie krzywdy!\" Psiakrew - nienawidze go czasami!!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
tortilla - dokladnie! Pizgnie byle gdzie - a potem wola wszystkich domownikow zeby szukali. Pytanie: gdzie sa klucze? Odpowiedz: tam gdzie je polozyles. On: ale madra jestes... Dialogi na cztery nogi. Tam gdzie zes czlowiecze polozyl to jest i ty polozyles nie ktos inny - wiec do k*rwy nedzy miej jaja i znajdz to sam a nie wysluguj sie innymi i nie wymagaj od nich przy okazji umiejetnosci Houdiniego (czytanie w myslach, odnajdywanie zaginionych przedmiotow po aurze)!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Aaa z tym szukaniem to i u mnie tak samo. Gdzie jest cos tam? Tam gdzie rzuciles . Nie ma. Moze ma nogi i sobie poszlo. Ale dowcipna jestes. Dialog na porzadku dziennym. I jeszcze tak na wesolo. Wczoraj mu ptak obsral kurtke :D Zdarza sie. Chcial, zebym mu ta kurtke wyczyscila, powiedzialam \"na twoja nasral, sam se pierz\". Obrazil sie :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Cztery umowy - w cuda i swietego Mikolaja nie wierze :D Paolka - moje wrazenie jest IDENTYCZNE! Nie ma w nim zrozumienia i raczej nie bedzie, jesli tak sie stanie to patrz punkt pierwszy - chyba trzeba bedzie zrewidowac. Ale jest to ostatnia rzecz jaka bym przyjela. Trudno wyciagac wnioski po dniu dzisiejszym bo to wszystko jeszcze swieze - ale z tego co mowil do kolegi i do mnie - to jest tak jak u Paolki. Bedzie przystosowywal sie do nowych ograniczen. I jednak mimo wszystko mam takie wrazenie ze on czekal az ktos go przystopuje, oczywiscie bez walki tak na calosc sie nie podda, musi ponarzekac, porobic z siebie ofiare, z nas jakies monstra (on biedny bo go ograniczyli bo juz nie morze ryja rozpruc ani walic lbem w sciane) - cel uswieca srodki. Jesli wykazuje jakies zrozumienie werbalnie - to mnie to jakos nie przekomuje. To mi wyglada jak fasada, nie ma glebi, nie ma podstawy. Gowno w lukrze. Na razie niech to sobie przetrawi a za jakis czas jak mu sie "ulezy" to powiem - masz czas do wakacji. Jak nie bede widziec poprawy - wyprowadzam sie i mam pelne poparcie osrodka syna i socjalu oraz policji. Wiesz, on wcale nie musi sie zmieniac, pracowac nad soba, wysilac - ja sie wyniose i niech robi co chce. Jestem przygotowana na to od jakiegos czasu. On jednak nie chce tracic wygody jaka z nami ma. I wcale mu sie nie dziwie. Ale moze wreszcie do niego dotarlo ze jest tego bliski. I to moze zapewnic mi spokoj. Poszedl do garazu cos tam dlubac - pewnie, niech sie zajmie, wybuzuja mu nerwy :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Paolka - przyznam sie ze Ci zazdroscilam ze masz to juz za soba, ze siadl na rzyci; bo mnie sie wciaz wydawala daleka droga. Niby nie bylo tak zle jak u Ciebie zeby go policja zabierala z domu (niewiele brakowalo, jakbym teraz nie zaczela to pewnie nastepnym razem tak by bylo, mam nadzieje ze doceni moja dyskrecje bo sasiedzi by widzieli i jaki ku*wa obciach wtedy dla niego - a tak nikt nie wie w otoczeniu), ani rekoczynow, szarpaniny... Mozemy sobie Paolka reke podac i pogratulowac ze usadzilysmy awanturnikow :D U mnie tez bylo kupa gadania a nic nie robilam. Teraz WIE ze ja nie gadam a dzialam. A ja sie tez ciesze za siebie, za swoja konsekwencje bo tez mialam rozne mysli i tez mi sie wydawalo ze to moze nienajlepszy czas, a moze dac temu spokoj, jak wroce z Polski, jak wykupie mieszkanie itp itd - odkladanie do usmarkanej smierci, nie robienie nic, to wygodne - pewnie, ale nie poprawia sytuacji, nie zmienia dyskomfortu chyba ze na wiekszy... Trzeba zrobic pierwszy krok. I pokazac - tu sa moje granice. Nie pozwole na przemoc. Za zadna cene. Zaczynam sie powoli cieszyc ze ruszylam z miejsca. Zajelo mi to szesc lat...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wlasnie. Kiedys pisalam ze ludzie nie dotrzymujacy slowa - sobie czy innym - maja o sobie zle mniemanie, zle sie z tym czuja, traca do siebie szacunek. Bo trudno szanowac kogos kto obiecuje, przyrzeka - i na gadaniu sie konczy. I wiele z nas po takich obienicach: zrobie cos, pojde na policje, do niebieskiej linii, tu, tam - w fazie "miodowego miesiaca" tak latwo o tym zapomina co bylo, obelgi, wyzwiska, grozby, uderzenia... Bo przeciez jest dobrze... Ja to rozumiem bo mialam tak samo. Ale jak puscilam w niepamiec i to wredne zachowanie znow wrocilo... Czulam sie podle wobec siebie. Ze nic nie zrobilam choc moglam. Ze wtedy tlumaczylam sobie nie dzialaj pod wplywem emocji. A jest to jedyna sytuacja kiedy dzialanie pod wplywem emocji jest wskazane! Bo dzieje sie krzywda. Ofiara szybko o krzywdzie zapomina (inaczej nie weszlaby w role ofiary) bo chce spokoju, jest wreszcie dobrze (albo wzglednie dobrze, ale nie ma awantury), nie chce nawet poruszac tego tematu bojac sie wywolania wilka z lasu... Ale wilk i bez wywolania z lasu wyjdzie bo jest glodny ;) Pisze o zmobilizowaniu sie poprzez wlasna ambicje, moze takie spojrzenie niektorym z nas tutaj pomoze bardziej niz inne tlumaczenia. Jak to fajnie poczuc ze podjelam decyzje i jestem konsekwentna. Tylko blagam, nie mow mi ze sie boisz - wszystkie sie balysmy. ja tez. To co opisuje powyzej to ja. Modlilam sie zeby byl spokoj a po normalne zycie uciekalam do Polski. Mimo wszystko czulam podswiadomie ze mam prawo do normalnego zycia tutaj. Gdziekolwiek jestem. Zadbajmy i siebie, dotrzymajmy slowa sobie. To wspaniale uczucie wiedziec ze MOZESZ NA SOBIE POLEGAC!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Taaak, oneill, skąd ja to znam:D Blokada przed działaniem, a kiedy jednak zrobi się krok do przodu, okazuje się, że wcale nie było to takie trudne. Że ten krok miast powodować lawinę lęku, powoduje spokój i przygotowanie do kolejnych zmian. Całe lata bałam się słowa rozwód. To był na mnie bat. Sama raz miałam napisany pozew, ale nie złożyłam, drugi raz rozmawiałam z adwokatem, ale dalej nie ruszyłam z miejsca. A teraz pozew mam napisany. Jeszcze drobne poprawki i trzeba złozyć. Jakkolwiek jestem zdecydowana, to jednak jest strach przed działaniem i ja doskonale wiem dlaczego. Bo działanie to jest wzięcie swojego życia w swoje ręce. Tego typu kroki, to jest niesienie odpowiedzialności za swoje własne życie. A mnie było wygodnie, mimo wszystko. No co, zawsze mogłam powiedzieć, mam męża, mimo, że on był tylko na papierku. Zawsze mogłam powiedzieć, pomyśleć, że para spodni w domu jest. Tyle, że to iluzja była, bo te spodnie to nie spodnie a kalesony, w dodatku nieświeże, rozlazłe na szwach. Ja tego faceta nigdy nie widziałam inaczej w domu (jak już łaskawie w tym domu był) jak na wersalce śpiącego, albo przyklejonego do pilota. Nie ważne, że szafka wypadła z zawiasów, że dzieci pomalowały ściany, że kran cieknie, że pękła uszczelka od sedesu. Teść w takich wypadkach przychodził zawsze do mnie, że coś się zepsuło i trzeba naprawić. A ja kretyńsko tańczyłam taniec toksyczny i jednego i drugiego: miałam wyrzuty sumienia, że nie potrafię naprawić zawiasu, że nie wiem jaką uszczelkę kupić. Wielu prac tzw. męskich domowych nauczyłam się robić sama. To wtedy umialam i było zrobione. Koszmar. Ale teraz mam stały tekst do teścia: przykro mi, nie umiem. Jak ojciec przyjdzie z zeznaniem rocznym, to rozliczę, jak trzeba ugotować, sprzątnąć, zrobię, ale do diabła nie każcie mi uczyć się lutownicy obsługiwać!!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
I jeszcze jedno. W zeszłym roku miałam rozmowę z adwokatem. Ale jak zawsze, zapomniałam mu winy i przewiny. Teraz, kiedy zrobił dokładnie to samo, przypomniałam sobie moje myśli sprzed roku. Myślałam wtedy, że może jednak złożyć, bo skoro sytuacje się powtarzają, a on nawet nie uznaje słowa przepraszam, to zapewne będą dalej się powtarzać, więc lepiej skończyć z tym, bo psychicznie wysiądę. Ale odpuściłam. Wybaczyłam, nie zapomniałam. I myśli , kiedy po roku niemal identyczna sytuacja, ten sam ból. Wyrzuty pod własnym adresem, że przecież mogłam sobie tego oszczędzić, że nie musiałam zamykać oczu na prawdę. A teraz dostałam kolejną szansę na działanie, na zmianę na lepsze i tę już wykorzystam, bo stać mnie na to.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
cztery umowy - ja to choc mam spodnie w domu bo syn 15 lat to juz cos zrobi, no nie? A zreszta - od czego ku*wa jest fachowiec? Znowu nie kosztuje majatek a przynajmniej zrobi przyzwoicie a nie jakies ucieranie doopy szklem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Oneill, no fachowiec:D Sęk w tym, że panowie zawsze się chwalili ile to oni nie potrafią:D:D:D:D A ja miast patrzeć na czyny patrzyłam na słowa. Czekaj czekaj, rośnie mi fachowiec, nawet dwa. Mały ma 3,5 roku, ale śrubokrętem szaleje. Mała uwaga-obsługuje lutownicę :D:D:D:D:D:D No proszę jaka ja szczęśliwa jestem:D Doopa kochana, ja nie będę płaciła za fachowców, niech sobie teść płaci, ja mogę się dołożyć, ale gdybym ja wzywała, on natychmiast wylogowałby się z domu:D O nie nie nie;>

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zanim pójdę do domku opowiem Wam śmiesznotę. Moja mała siedmiolatka kocha opowiadanie bajek. Sama też je opowiada. Wczoraj wieczór molestowała mnie o smoka wawelskiego, ale byłam bardzo zmęczona , więc zaproponowałam, żeby może ona opowiedziała. Bajka była następująca: "Król Krak wezwał do miasta wszystkich rycerzy i ich zjadł" :D:D:D:D:D Malutka zapomniała dołożyć, że to smok, a nie król ich zjadł. Kiedy zwróciłam jej uwagę, pytając : " I co słonko, czy król najadł się do syta?", córka ryknęła wielkim śmiechem. A jeszcze niedawno potraktowałaby to jako osobistą porażkę, ryknęłaby płaczem i oświadczyła , że więcej nie będzie nic opowiadać i koniec, bo nie umie. Znaczy się zdrowiejemy wszyscy:D Do wieczorka, wszystkim życzę cudownego popołudnia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Cztery umowy napisalas cos fantastycznego, cos co powinno sie grubym drukiem wydrukowac. \"Blokada przed działaniem, a kiedy jednak zrobi się krok do przodu, okazuje się, że wcale nie było to takie trudne. Że ten krok miast powodować lawinę lęku, powoduje spokój i przygotowanie do kolejnych zmian.\" Ja sie balam - balam sie jego piesci, jego podniesionego glosu, wyzwisk, szantarzu. Zrobilam pierwszy krok i okazalo sie, ze mozna - mozna wyjsc z uzaleznienia, mozna zrobic nastepny krok i w koncu mozna zyc w miare normalnie! Ja o tym marzylam, plakalam a wystarczylo dzialac! ALe bylam w pewnym momencie jak zombi - szczesliwa, ze przezylam dzien bez wyzwisk, ze tylko lekko szturchnal, ze oczy nie podbite. Jezu jakie to chore bylo! Najtrudniejszy pierwszy krok......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mnie zawsze w takich przypadkach przypomina sie zdanie z jakiegos kolorowego magazynu a lat 80-tych (chyba to bylo \"Razem\" - kurna, nie pamietam!) - \"Wszystko jest trudne nim stanie sie proste\". To bylo mottol dzialu gdzie pisalo sie listy z roznymi problemami. I przez cale moje zycie przekonywalam sie ze to prawda. Boimy sie nieznanego. Paolka - w Twoim przypadku agresja byla znana. Sama agresja. Raz bylo gorzej, raz lepiej ale wiedzialas czego sie spodziewac. Sama agresja jest chora - wiec trudno zeby reakcja na nia byla zdrowa - oprocz odciecia sie i zdecydowanej obrony. Znoszenie agresji jest tez chore. Ale Ty, podobnie jak ja i wiele dziewczyn tutaj - musialysmy dojrzec zeby sie przeciwstawic. I to ze bedziemy zyc bez agresji, normalnie - jest czyms nowym. Balysmy sie eskalacji - ze jak bedziemy szukac pomocy to nas \"ukarza\" za to, ze agresja sie nasili... Tymczasem - kliniczny przyklad smierdzacych tchorzy. We wlasnych czterech scianach ryja drze, wyzywa, lapami macha - a przy policji, socjalnym czy lekarzu sklada sie jak scyzoryk. A moj przyznal sie tez ze rozmawial o tym z kolega (ktory sam mial problem z agresja i chodzil na terapie, teraz jest OK - ma trojke dzieci, rodzine o ktora bardzo dba) a on mial mu powiedziec zeby cos z tym zrobil bo dojdzie do tego ze bedzie mial raport na policji i wtedy doopa zbita, syf w papierach na reszte zywota. Bo oni MUSZA sie dowiedziec ze on nich wszystko zalezy, ze to nie jest tak: on/ona mnie wku*wil, to przez burze na Marsie itp. Ja odpowiadam za swoje czyny. Mowil lekarce o tym ze ciezko mu bylo przyzwyczaic sie do mojego chorego syna bo nie mial stycznosci z osobami uposledzonymi itp i takie tam pierdy - a lekarka na to ze przeciez wiedzial przed slubem na co sie decyduje... Rzecz oczywista, ale ktos z zewnatrz musial mu to powiedziec. :) Poza tym - jak mam problem z zaakceptowaniem dziecka partnera - coz, moze tak sie zdarzyc, moge sie starac a i tak nic z tego nie wyjdzie - to siadamy razem do stolu i rozmawiamy o tym, jakie opcje, jakie sugestie. Bez agresji, bez oskarzen. No coz - jestem w stanie zrozumiec ze mozna miec z tym problem. I rozwiazac go bez agresji czy wyzywania sie na kimkolwiek, tlumaczenia ze to mnie przeroslo i teraz trace panowanie nad soba...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość karotka00
Ja znam mojego chłopaka od 6 lat...Niestety, kiedy się w nim zakochiwałam,była to ślepa miłość, on pił,ćpał,zdradzał mnie itd,ale ile razy byśmy nie zrywali,tyle razy do siebie wracaliśmy. Siedział rok w więzieniu. Wyszedł po roku i zeszliśmy się tak już na poważnie. Mówił,że się zmienił,że nie pije,że chodzi na terapię i że dużo sobie przemyslał. Przez pierwszy miesiąc faktycznie było cudownie. Potem zaczął bić. Akurat mam to "szczęście",że nie mam podbitych oczu i połamanych żeber,ale rzucanie mną o ścianę,o podłogę,bicie po twarzy i po głowie, kopanie mnie leżącej po prostu mnie przeraża. Niczego tak się na świecie nie boję jak przemocy. A on bije tak,że nic nie widać. Przynajmniej na razie. Jestem w 4 miesiącu ciąży. Za każdym razem boję się panicznie,że coś się stanie; to nawet już nie chodzi o to,że boli, ja po prostu boję się,że zrobi mi coś poważnego albo że mnie zabije. Moja rodzina się ode mnie odwróciła ..przez niego. O ile przemoc fizyczna zdarza się raz na jakiś czas,o tyle psychiczny terror mam prawie codziennie. Nie potrafię sobie z tym poradzić. Potrafił do mojej matki powiedzieć "Ty ku*wo", mojego ojca zwyzywać od pijaków niewyżytych... Pisał do nich na gg albo na naszej klasie,a ja nawet o tym nie wiedziałam,a kiedy się dowiadywałam,było już za późno i jedyne co usłyszałam,to "Jeśli z nim jesteś i mu na to pozwalasz,to jesteś tak samo winna.Dopóki jesteście razem,nie masz czego u nas szukać." Potrafi mnie tak zdołować,że nie mogę długo dojść do siebie. Że jestem suką, że jestem ku*wą, że nic nie robię, że dziecko nie jego, że robię z niego jelenia,który ma na mnie zarabiać...Nic mi nie wolno; z koleżanką nie mogę się spotkać BO NIE (to główny argument),a jeśli już,to ma jechać ze mną, do ojca mogę jechać,ale na godzinę i mam za godzinę wrócić,a nie daj Boże pójdę z ojcem na obiad czy do kina,to już mam pozamiatane, łóżko ma być pościelone o 9 rano (jak nie,to zaczyna krzyczeć i wyzywać,a czasami nawet bić),chyba że on na nim leży,to wtedy może być rozścielone i tego typu rzeczy... Traktuje mnie jak nic nie wartą rzecz. Kiedy ma dobry humor,jest kochany i słodki,ugotuje mi obiad, kupi mi ciastko...Ale co z tego,nie na tym mi zależy. Zmusza mnie do pójścia do pracy,a kto mnie przyjmie w ciąży??? A zmusza mnie,bo go boli,że nie pracuję. Poza tym on nie dostaje z pracy pieniędzy żadnych (oczywiście pracuje bez umowy,jakże inaczej)i od 3 miesięcy praktycznie w ogóle nie chodzi do pracy,ale na mnie się wyżywa,że nic nie robię. Zmusza mnie,żebym dzwoniła do rodziny (tzn do tych,którzy jeszcze nie są obrażeni)albo do znajomych,żeby pożyczyć jakieś pieniądze,bo nie ma na chleb. Jak są jakieś pieniądze,to on nie jest wstanie NIE WYDAĆ na alkohol. Prosiłam,groziłam,błagałam,płakałam...i nic. Ja pieniędzy do ręki żadnych nie dostaję,nawet 2 zł, bo "wydam na pierdoły". A ja nie chcę wydawać na pierdoły,tylko na to,żeby mieć co jeść!! Jestem w ciąży,a obiad mam od święta. O kanapkach z jajkiem,pomidorem i cebulką mogę sobie pomarzyć,bo "to są pieniądze wyrzucone w błoto". Ma być najwyżej JEDEN plasterek wędliny na kanapce, nie mogę grubo smarować masłem,a jak zjem pół bochenka chleba (bo nie ma nic innego),to jest awantura,że ja tyle jem i żebym w takim razie robiła sobie podwójne kanapki,najlepiej z odrobinką masła i plasterkiem wędliny. Nigdy w życiu nie sądziłam,że będę płakać z powodu braku obiadu albo warzyw i owoców. Już nawet nie wspominam o fakcie,że za 5 miesięcy urodzi się dziecko,a my nie mamy nawet na to,żeby utrzymać siebie...On pracy innej nie szuka,bo po co. On może jeść ryż ze skwarkami przez tydzień i będzie najedzony,a ja płaczę z bezsilności. Szukałam pracy, nic z tego,nikt mnie nie chce zatrudnić. Psychicznie jest po prostu dramat. Być może padło już tutaj to pytanie,ale ma ktoś może namiary na jakąś organizację,która pomaga się wydostać ze związku z agresywnym mężczyzną? Kocham go bardzo,ale już nie mogę. Już po prostu nie daję psychicznie rady. ;(;(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Niebieska Linia! W miejscu Twojego zamieszkania. I to jak najszybciej bo sie wykonczysz. Ten Twoj partner to psychopata. Nic tylko uciekac jak najdalej i jak najszybciej zapomniec ze bylas z kims takim. Do sadu o alimenty i koniec znajomosci. Gruba kreska. Zrob cos dziewczyno, tylko Ty sama mozesz sie odciac od tego zwiazku zanim Cie zniszczy! Ty go nie kochasz, nie oszukuj siebie, nie mozna kochac oprawcy! Ty jestes uzalezniona. A u mnie to jeszcze niezupelnie tak super jest - mam na mysli wlasne podejscie, emocje itp. Jednak zycie w napieciu tych kilka lat swoje zrobilo. Jest uprzedzenie - nie ludze sie ze minie jak za dotknieciem rozdzki. Trzeba czasu. Syn wrocil przed 18-ta a maz jak wszedl do domu (jest w garazu, cos dlubie) to jak go zobaczyl to wyszedl. I tak dwa razy bo za pierwszym myslalam ze wyszedl bo tak sie zlozylo. Nie, on go unika celowo. Teatralny gest? Ale juz jest napiecie - ledwo wyczuwalne, ale jest. Nie bardzo wiem jak to interpretowac ale znow wywolalo we mnie niepokoj - jak w dniach kiedy byla awantura albo po awanturze i staralam sie go unikac (szczegolnie jego kontaktow z synem). Czuje ze tego nie da sie naprawic ale OK. Byle bym tylko miala jasna sytuacje. Nie da sie - w porzadku. Wyprowadzam sie i nikomu nikt nie przeszkadza ani nie gra na nerwach samym byciem w tym samym miejscu i czasie. Nie chce sie niepotrzebnie nakrecac jakimis emocjami, to wszystko jeszcze nazbyt swieze jest - i trzeba czasu. Ale przeraza mnie troche perspektywa (bardziej z rozpedu) unikania go caly nastepny weekend. Minie troche czasu zanim to \"wylecze\". Chociaz mam takie wrazenie ze teraz to juz wyjdzie prawda z czasem i (czego sobie zycze z calego serca) wyprowadze sie spokojnie i z ulga ze wszystkich stron. Bo to chyba jedyna opcja. Zawsze jakos na cztery lapy spadalam i pewnie tym razem mi sie uda. Najwazniejsze ze juz awantur nie bedzie. A humory, uniki to on sobie moze pokazywac, to nikomu nie szkodzi tak jak wrzaski i grozby. Tylko idiote z siebie robi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Bo niestety, ja mysle ze to jest jego sposob na zycie a tak daleko nie zajdziemy - uniki, zwalanie winy, robienie z siebie ofiary - tylko to takie powierzchowne, nie zalatwia niczego (wiem sama po sobie ze moje unikanie, zchodzenie z drogi tez niczego nie poprawilo, trzeba konfrontacji i to konstruktywnej konfrontacji). Problem pozostaje. A mnie sie takie jego zachowanie kojarzy z nadciagajaca awantura - nic na to nie poradze. I w tym momencie to jest u mnie odruch warunkowy - choc po sekundzie juz wiem ze nic takiego nie nastapi - a jakby nastapilo to juz nie zawaham sie dzialac. Poza tym mam cos co chyba pomoglo mi w tym wszystkim. Pomoglo zrobic ten pierwszy, decydujacy krok. Nie uzylam tego jeszcze ale mam zawsze przy sobie i dodaje mi odwagi. To dyktafon. Trzymam go w kieszeni na wszelki wypadek, nie macie pojecia jak to potrafi uspokoic. Niby nic, drobiazg - kupilam go jak bylam w Polsce wlasnie po to - zeby dodal mi odwagi. Wiem ze mam ten dyktafon i w razie czego uzyje - a raczej MOGE UZYC. Jak sie to wszystko skonczy moze nigdy mi sie nie przyda - ale zawsze bedzie pomocnikiem, czyms czemu zawdzieczam tak wiele.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×