Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość POMOC DORAZNA

Czy jesteś w związku, w którym partner molestuje Cię psychicznie? cz.2

Polecane posty

Montia, blednie, bo tak to zawsze jest. nasz głowa wypiera to co złego było i wysuwa na pierwszy plan to co było dobre, wręcz to przejaskrawia. I tu największa sztują jest się nei poddać. jełsi zaczynasz zapominać co było zeł to weż kartkę do łapki i wypisz co Tobie i Dziewczynkom złego zrobił, punkt po punkcie...i wypisz co miałaś dobrego. Jestem przekonana, że bilans niestety nawet nei wyjdzie na zero, tlyko na korzyść tych sk...ńskich występków. Ilekroć zaczniesz go idealizować, to na tę karteczkę spoglądaj. Nie zampominaj...możesz wybaczyć i się odciać, ale nei zapominaj...dla swoejego dobra. Uściski Kochana:) Ale mi się dziś zebrało na pisanie:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość po raz kolejny Montia
OPHRYS , COROBIĆ DZIĘKUJĘ ❤️ aż się poryczałam ze szczęscia ile ja tutaj dostaję wsparcia nigdy od M tyle nie dostałam a chciałam żeby był najbliższa mi osobą jakie to wszystko zaskakująco dziwne na tym świecie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tortilla Tak, czytać, czytać, czytać... To jest ważne, bo te istotne rzeczy zostają w głowie i powoli zaczynają docierać i układać się w logiczną całość. Na terapię tez warto pójść, to dużo ułatwia. I nie przejmuj się na jakim etapie jesteś - każda z nas jest na jakimś tam - wcześniejszym czy późniejszym... to nie ma znaczenia. Liczy się, że chcesz zawalczyć o siebie. Rób to w swoim tempie i tak aby Tobie było jak najlepiej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ufff, ostro dzis bylo. Ale bardzo \"na pozytywnie\". I ja tez podeszlam do tego normalnie, jak do okreslonej rzeczy/sytuacji co sie staje - bez scenariuszy co by bylo gdyby a co bedzie bo... Bylam w osrodku u starszego syna, rozmawialam z lekarka a potem z socjalnym. Otrzymalam taki ogrom wsparcia ze nigdy nawet o tym nie marzylam. Dla mnie to tak jakby ktos odwalil za mnie dwie tony wegla do komorki :) I wiem slad brala sie wieksza czesc mojego strachu - z braku wiary we wsparcie, obrone i przekonaniu ze zawsze jestem pozostawiona samej sobie bez wzgledu na zagrozenie. Stwierdzilam ze ja chce sie wyprowadzic ale musze wziac pod uwage wiele czynnosci \"technicznych\" ktore musze zalatwic w zwiazku z tym - no i zadbac o zwierzeta. I ze nie bedzie to natychmiast bo te sprawy musze poustawiac odpowiednio zeby sie pozniej za mna nie ciagleny ani zebym nie placila rachunkow za dom w ktorym nie mieszkam. Wszystko, niestety, jest na moje nazwisko - od telefonu poczawszy poprzez prad a na kablowce skonczywszy (i internecie). Wszystko platne z mojego konta. Ale teraz (o czym nie wspomnialam w rozmowie, zreszta dobrze bo to akurat do tematu nie nalezalo) zastanawiam sie jaka bedzie reakcja meza i na jaka ilosc/jakosc oporu musze sie przygotowac (znajac jego calkowite uzaleznienie - rzadko kto rezygnuje bez walki z wygody). Ale zostawmy to na pozniej, nie bede teraz sie nad tym zastanawiac. Nawet (co jest ogromnym moim sukcesem) o tym nie mysle. Jeszcze. Po co? Stwierdzilismy ze dla dobra wszystkich lekarka i socjalny plus opiekun syna porozmawia z nami obojgiem (w tym z mezem oczywiscie bo to o niego glownie chodzi) wysylajac wczesniej list w tej sprawie. Spotkanie odbedzie sie w osrodku w gabinecie lekarki. Wyglada na to ze we srode za tydzien albo za dwa tygodnie. I wtedy zobaczymy. Mam pewne obawy - ale nie ma sensu sie nad nimi teraz zastanawiac bo to i tak ode mnie nie bedzie zalezne a po co sie niepotrzebnie stresowac. Licze tez na to ze moze to spotkanie uswiadomi mu ze to on ma problem a nie my - a co za tym idzie zostawi nas w spokoju i nastepnym razem jak bedzie chcial zrobic awanture i wygrazac to sie trzy razy zastanowi - ze strachu ze ja jednak MOGE cos zrobic i interweniowac. Ze nie jest bezkarny. Niestety - ja mysle kategoriami kogos w miare normalnego kto nie krzywdzi innych uwazajac ze to ich wina i ze sprowokowali. Moge wiec tylko spekulowac odnosnie wyniku rozmowy. Moze do niej nie dojsc bo maz nie pojdzie i juz. Licze na to ze jednak pojdzie. A potem zobaczymy. Socjalny zas zaproponowal mi zalatwienie opcji pobytu syna poza domem na dluzszy czas; nie tak jak respite ale np tydzien czy dwa tygodnie - i tak zeby byla ta opcja w razie potrzeby/koniecznosci. Mialam watpliwosci ale porozmawialismy i wytlumaczyl mi ze niesie to ze soba wiele korzysci jak np gdybym zachorowala albo musiala nagle wyjechac itp. Albo jakby - zanim sie wyprowadze - zaistniala w domu agresja itp. Dlaczego nie bylam przekonana do tej opcji? Otoz dochodze do wniosku z obserwacji meza iz ma on syndrom zupy jedzonej widelcem. Czyli z uporem maniaka je te zupe widelcem za kazdym razem gdy ja podaja i nie widzi ze to bezcelowe, nie probuje uzyc innych sztuccow - ale wierzy ze w koncu te zupe da sie zjesc widelcem. W naszym przypadku jest to obecnosc mojego syna ktora obwinia za wszystko co zle w naszym zwiazku, za swoje napady zlosci i agresji, za swoj brak cierpliwosci itp. I przez tych 6 lat tak uwaza - wiec jesli syn zamieszka na dluzszy czas w osrodku - uzna ze zupa dala sie jednak zjesc widelcem czyli ze mial racje przez te wszystkie lata. Nie, nie chodzi mi o udowadnianie ze ziemia jest okragla komus kto chce wierzyc ze jest plaska - niech wierzy na zdrowie. Tylko ze to i tak nic nie da bo owa zlosc, agresja jest w nim samym czy moj syn bedzie w domu czy nie - i to nic nie da. Najlepszym wyjsciem jest przeprowadzka. I wszyscy mi w osrodku tak doradzaja. Ja wiem. Tylko mowic, wierzyc a zrobic... Chcialabym zeby mezowi tam na spotkaniu wytlumaczyli ze jestem gotowa sie wyprowadzic i zeby nie robil wiekszych blokad ani szykanow bo wyprowadze sie z policja za plecami i komu to potrzebne? Przeciez jemu wygodnie jest wylacznie wyslugujac saie nami a tak naprawde to my go wk*rw*amy i zawadzamy bo mamy swoje potrzeby, bo prosze o sciszenie telewizora, bo nie lubie jak przychodza goscie i pala a ja to wdycham (a on oburzony ze taka niegoscinna jestem - tak, mam moje zdrowie poswiecac, jak sama palilam to wychodzilam kiedy mnie proszono); wogole nieliczenie sie z naszymi potrzebami a jesli to na chwile wersja demo. No coz, machine puscilam w ruch. I teraz tylko czekac na efekty. I miec nadzieje ze dotrze do niego jakos ze dla mnie zwiazek sie skonczyl, byl pomylka i trzeba sobie to uswiadomic. Ja wiem - gorzej z nim. Nie chce zeby sie na dzieciach odgrywal. Zreszta nie pozwole na to - tym bardziej ze wiem o wsparciu. I ze oni sa tak samo nastawieni na ochrone nas jak i ja. A co do opinii ludzi to mi zwisa kalafiorem. Moje zycie - czy ich opinia? Nie, nie umiem byc bezwzgledna - jest mi go zal ale nie az do tego stopnia zeby pozwalac na chore sytuacje. On jest chory, ma problemy psychiczne i powinien sie leczyc dla samego siebie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ophrys... tak wlasnie jest... minimum rok, zeby mozg mogl sie przestawic. Tyle czasu potrzebne jest zebysmy przyzwyczaili sie do nowej sytuacji. Dlatego na poczatku warto niektore rzeczy robic \"na sile\", zeby szybciej przyzwyczaic organizm do nowego myslenia. Montia... przestan myslec o tym mezczyznie. Jak tylko zaczynasz, zmieniaj mysli na inne, np, o corkach !!!!! Po co ty rozmawiasz z innymi osobami o nim? po co? Ucinaj tematy. Oddaj mu wszystko co jego i wtedy nie bedzie pretekstu do jakichkolwiek spotkan.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Aagaaa Moje "na siłę" to jest to forum i terapia. Na początku, byłam przerażona, że aż rok mam poświęcić na uwalnianie się z tego wszystkiego. Potem przyszła refleksja - to tak jakby miec poważny wypadek i połamie od razu nogi - nie wstaje się od razu, najpierw jest leczenie, potem rehabilitacja. A teraz już wiem, że nie tylko rok, że to proces trwający całe życie. I, że warto, choć czasem uzależnienie cichutko szepce - spójrz... inni tak żyj%B

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
CD I, że warto, choć czasem uzależnienie cichutko szepce - spójrz... inni tak żyją.... po co się męczyć i rozwijać.... Taki słodki głosik. Tylko pod lukrem jest trucizna. Juz to wiem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Galantynka: "jak on to na nic nie ma swoich cięzko zarobionych pieniędzy(karte zawsze swoją od bankomatu ma przy sobie, a i pieniadze też) , jak ja to nie dbam...." Hahahahahaha! U mnie teksty sa identyczne, ale ja tez temu jestem winna poprzez "matkowanie" od poczatku. On pracowal, zarabial - i gdzie sa te pieniadze? Sprzedal dzialke piec lat temu - gdzie sa te pieniadze? Wywiozlam do Polski, rozdalam swoim dzieciom a jemu nic nie zostalo. On nie ma nic a ja wszystko. Tak mam wszystko ze bede sie stad wyprowadzac. Tzn mam mieszkanie w Polsce - ale do Polski nie wroce bo nie bardzo mam po co - pisalam tysiace razy ze jakbym miala zapewnione to co tutaj to nie zastanawiam sie 5 minut i wypiurdalam. Popelnilam powazny blad tym matkowaniem (teraz gadanie o tym to musztarda po obiedzie), nauczyl sie wygody ze ma wszystko podstawione, ubranie ku*wa kupione (a ze nie szanuje i niszczy to ma goowno nie ubranie a potem zale ze on nic nie ma a my mamy), lodowka pelna, pranie zrobione, rachunki poplacone, zakupy zrobione - on tylko przynosil kase do domu, dostawal (o k*rwa ale to brzmi, okropnie, wiem - ale pokazuje jak dziala "matkowanie"; bez sensu) kase na fajki, na benzyne i do pubu na piwo, jak potrzebowal bral sobie jakies drobne z mojego portfela - a jako bonus awantura, pyskowanie, wyzwiska, obrazanie i grozby. Zastanawiam sie nad "geneza" tego moejgo matkowania - a wlasciwie nad tym co zyskiwalam. Na poczatku wlasciwie sam sie o to napraszal - zebym ja sie zajela utrzymaniem domu, finansami itp bo on pracuje i nie ma na to czasu, kupilam z radoscia bo mysle sobie ja teraz nie pracuje bede na cos uzyteczna, cos dla zwiazku zrobie. Z czasem zauwazylam ze on nie ma pojecia o finansach, ile by mial tyle by przesrrral a potem raczki do Bozi i nerwy bo rachunek przyszedl i nie ma czym zaplacic. Jak zaczal wydawac czy np jak szedl na piwo to stawial wszystkim wokolo i nie liczyl sie zupelnie z niczym innym - jakby jutro dnia nie bylo. Sobie nic nie kupil bo przyjelismy (sic!) taka zasade ze on pracuje, nie ma czasu na chodzenie po sklepach to ja mu kupie. I tez sie oczywiscie ofiarowalam w radoscia. Uswiadomilam mu przez to ze on nie musi zupelnie nic robic - pojdzie do roboty, przyniesie pieniadze i zero zmartwien. Zycie to samograj. A wzielo sie to z mojej niecheci do bycia na czyims utrzymaniu - to wynioslam z domu. Musialam wiec odpracowac ciezko, porownywalnie do tego jak on pracowal zarabiajac pensje. Wyczul to wykorzystujac przy byle okazji - a ile sie w awanturze nasluchalam jak on ciezko pracuje - wydawaloby sie ze nikt inny na calym swiecie nie pracuje tylko on i nikt tak ciezko! Niestety, on musi pobyc sam i nauczyc sie zyc. Albo sie nauczy albo zginie - choc w to watpie bo tacy maja szczescie spotykac na swojej drodze "opiekunow". Tak jak z ta rodzina ktora u niego mieszkala. Niech komus podnajmie a on sam zajmie jeden pokoj - i juz ma z glowy. Nie bedzie sie nad nimi wytrzasal bo to obcy i by sie bal - a bedzie miec oprane, ugotowane, zaplacone rachunki i zero myslenia o tym co trzeba zrobic w gospodarstwie domowym. Powiedza mu tyle a tyle masz doplacic - on doplaci i z glowy. Zreszta to mnie juz chyba nie powinno obchodzic... Zla jestem na siebie (ale tak wirtualnie bardziej) ze dopuscilam do takiej sytuacji - ale wtedy nie wiedzialam jak bardzi sama jestem zaburzona. Taka postawa "matkowania" i wyreczania jest potwornie demoralizujaca, niestety :O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie wydzielam mu zadnych pieniędzy. One sa zawsze na widocznym miejscu, bo jemu nawet do bankomatu sie nie chce iśc. ma kartę, ma gotówke przy tyłku, najwięcej nosi około 100, najmniej około 20. Ostatnio papierosy tez kupuje w sporych ilościach taniej. Teraz ostatnio ja kupiłam na targu, bo w miejscu gdzie kupowął on juz zdrozały. Nam obu najlepiej by zrobiła rozłaka, no ale jest problem. Jedno mieszkanie, 2 pokojowe, w jednym mieszka jeszcze syn , w drugim małym ciasnym tez pokoju my. Po rozowdzie niby jak, jedno w namiocie na balkonie, czy jak...Jego rodiznka jest bardzo uczynna, przygarneła jego brata po 2 rozwodach do siebie, ciekawe czy jego by wzieli, mysle , ze tak bo zarabia kase.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ewka. Zaniepokoilas mnie twoimi wpisami o tym, ze zostalas kiedys zgwalcona. :( :( Piszesz o tym dziwnie lekko. Uzywasz slow zapewniajacych, ze bylo minelo, ale ja mimo tego czuje, ze tak nie jest... ze gdzies w tobie TO jeszcze siedzi... i nie bardzo wiesz co z tym zrobic... no bo po coz pisalabys o byciu zgwalcona na publicznym forum ... Wyglada, ze jestes juz gotowa, aby sie z Tym zderzyc i rozprawic raz na zawsze.Tak rozumiem fakt, ze zaczelas o tym mowic glosno.. I bardzo mnie to cieszy, ze mowisz... Nie wiem jednak jak interpretowac takie twoje zdania jak ...\" Potem jeszcze pare razy dalam sie zgwalcic\" i tu ikonka puszczam oczko.. Moim zdaniem twoja reakcja nie jest adekwatna do ogromu krzywdy, ktora ktos ci wyrzadzil. Czyz bys usilowala minimalizowac Te krzywde? Dlaczego??? 😘

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ewka 🌻 No troche mnie uspokoilas... choc nie wiem czy do konca.. Bo ty nie jestes w zadnym stanie zaprzeczenia? Prawda? Tak tylko chcialam sie upewnic... :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Niestety, jak ktos nie slucha nikogo tylko siebie to przej*bane dla wszystkich. I jest tak jak to kumpel z akademika mawial: wstalismy rano a tu juz polano... K*rwa mac ja juz nie wiem czy udaje glupiego bo az tacy durnie to w przyrodzie nie wystepuja chyba... No i wez czlowieku rozmawiaj powaznie - nie da sie! Normalnie czuje sie bezsilna kompletnie, nic nie dociera. Ja pierd*le. Ciekawe jaka bedzie jego reakcja po rozmowie w osrodku syna za tydzien. Myslec mi sie nie chce o tym. Czy, jak i na ile dotrze ze jest toksyczny dla nas wszystkich i ze ja nie chce z nim byc; i ze jego agresja nie jest spowodowana sytuacja zewnetrzna ale jego zaburzeniami? Zyje ten czlowiek jak na jakiejs wyspie JA - i tylko czasem jakies echo otaczajacego swiata do niego dochodzi. Strasznie ciezko z takimi ludzmi co to nie dopuszczaja nic oprocz ich wlasnej rzeczywistosci - a raczej wyobrazenia o niej. Pierd*le, co bedzie to bedzie, ja sie zaczynam w jego obecnosci zle czuc i tyle. Chyba wszyscy w domu maja go dosc ale on tego nie widzi bo nie chce widziec. Rozmowa jest bezprzedmiotowa bo nie bedzie sluchac a w najgorszym razie znow sie wydrze i bedzie walil lbem w sciane a mnie stres niepotrzebny. OK, dobra, wygadalam sie i juz. :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ostatni raz dalam sie omamic,otwarlam mu poraz kolejny drzwi,nastepnego dnia byly Walentynki,upieral sie przy wspolnym wyjezdzie do SPA... czulam ze zle robie,ale to drugie ja mowilo..,,a co ci szkodzi,wyrwac sie na chwile,,od kilku miesiecy walczylam z nadwaga-skutecznie,udalo mi sie pozbyc 22kg:),rozmawialam juz z lekarzem na Slowacji zeby zrobic sobie silikony,mialam teraz zaczac robic sobie wstepne badania do operacji...nie mam sily pisac wiecej,jestem wykonczona,jestem w ciazy. Znow bede sluchac wrzaskow,wyzwisk,ze jestem worem na sperme i oblesnym nierobem,kiedy tylko znow wlaczy mu sie agresor,strace wszystko to co udalo mi sie,znow bede gruba,z opuchnieta hormonami,brzydka,starzejaca sie twarza,ugrzezne w beznadzieji,na sile robiac dobra mine do zlej gry,ten stan-zycie-czlowiek -dziecko,ma byc szczesciem,jesli jest tragedia-wszystko traci sens.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tortilla29
Ewa w Raju : "oświecenie" w postaci odczuwania pełnej miłości własnej... Jeśli w tym dążeniu ma mi pomóc czytanie tego forum i pomoc psychologiczna właśnie to czynię ... od słowa do czynu mam nadzieję :-0 yezz prawo do mówienia o swoich potrzebach, dlaczego JA tak chcę, a nie dlaczego muszę komuś ustąpić, ustalenie swoich granic ... świadomość, że to ja jestem odpowiedzialna za ZASPOKOJENIE moich potrzeb, pragnień, oczekiwań ... Takie myślenie dla mnie na dzień dzisiejszy to luksus ;-) Do tej pory zajęta głównie wchodzeniem w jakieś ROLE, aby zadowolić innych ... Dość mam tych ról! Jestem tym zmęczona, wypalona, pojawiła się we mnie ta myśl, że muszę coś zmienić ... Ewa w Raju jeszcze raz: Na stronach tego forum własnie tak jest, najpierw nastąpiło zniewolenie... bądź nieprawidłowy wybór... lub kierowanie się schematami... lub poddanie się dostępnym wokół stereotypom... zdecydowanie bardziej destrukcyjnym niz twórczym... kto dąży, ten się zmienia... tak rodzi się lepsze zycie... Na marginesie, znowu zapytam o ustawienia rodzinne, ponieważ o tym myślę, czy WAM pomogły one w sposób widoczny?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tortilla - mnie ustawienia pomogly - ale wylacznie w tym co tyczy sie samych ustawien, ich "tematu" - bo nie ustawiasz wszystkiego hurtem, nie da sie zreszta. Zdecydowalam (wlasciwie juz w trakcie ustawien bo jak tam poszlam, jak sie zapisalam to nie wiedzialam co bede ustawiac i wlasciwie nie wiedzialam tez o co tak naprawde w tym chodzi - ale w trakcie obserwacji to wyszlo) ustawiac od poczatku - tzn od chwili urodzenia. Przerobic to na tyle na ile mozliwe. I przyznam ze jestem zadowolona z wynikow. ze rozwiazaly pewne kwestie i pozwolily mi na pozostawienie przeszlosci tam gdzie jej miejsce - czyli w przeszlosci. Pewnie gdyby nie te ustawienia to bym grzebala nie wiadomo za czym i po co... A chcialabym tak etapami - przerabiac to co nie przerobione w przeszlosci i powoli to zamykac. Zeby juz tam niepotrzebnie nie wracac, nie ogladac sie za siebie bo jakas trauma wychynie zza wegla... Na razie nie wybieram sie na ustawienia, musze wpierw uporzadkowac wlasne zycie (o czym tu wlasnie pisze od kilku dni). A potem pomysle o poprawie jego jakosci bo co komu po perskim dywanie na brudnej podlodze ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do oneill
Jestem stałą czytelniczką topiku, prawie od początku. Nigdy się nie odzywałam,bo nie mam takich problemów ale czytałam. Wiele tu zrozumiałam. Piszę to po to,żebyś nie sądziła,że jestem jakąś przypadkową osobą. W jakims sensie znam wszystkich tutaj, na tyle na ile można netowo kogoś znać. Mam tez pewna krępującą przypadłość. Widzę rzeczy, których inni nie widzą. Normalnie jestem spokojną, rozsądną osobą, daleką od mistycznych uniesień. Ale niestety czasami miewam wizje i przeczucia, które zawsze się sprawdzają. Dla mnie to piekło. Mam prośbe do ciebie, i to nie jest żart nawiedzonej wariatki. Zadbaj o swoje bezpieczeństwo fizyczne ( i twoich synów). Nie to emocjonalne, bo juz je masz, uważaj na coś innego. Siła psychiki jest niestety bezradna wobec siły noża. Zadbaj o bezpieczeństwo fizyczne, o 'neill.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
do oneill - kurde, wystraszylas mnie. Serio mowie. Niby jak mam zadbac o to bezpieczenstwo? Jestem w takim stanie ze z jednej strony trudno mi dawac wiare takim przewidywaniom - a z drugiej strony mysle ze cos w tym jest. Obawiam sie jego reakcji po rozmowie z sluzbami w osrodku - i to przyznaje uczciwie. Bo uswiadomi sobie ze wyszlo na jaw jego postepowanie (wyglada na to ze czuje sie bezpieczny jak nikt o jego szalenstwach nie wie - bezpieczny i bezkarny - ale to my na tym cierpimy) i moze to wywolac agresje. Ale jest tez czynnik strachu i na niego licze. Ze przestraszy sie konsekwencji i nic nie zrobi. Nie chce demonizowac sytuacji - ale nie chce tez bagatelizowac.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jezu - z ta wyprowadzka to nie tak latwo ani szybko... Musze wiele spraw zalatwic zanim do tego dojdzie, ale jestem zdecydowana. Chyba ze maz zdecyduje sie wyjechac (jak to goloslownie - w swoim stylu - obiecywal) do pracy za granice to moge tu jakis czas zostac ale pod warunkiem ze jego tu nie bedzie. Bo mnie jest wlasciwie wszystko jedno gdzie - byle jego nie bylo. Przeraza mnie jedynie to o czym juz tu pisalam - jego kompletny brak wyciagania wnioskow z tego co sie wydarzylo. Nadal wszystko jest OK i nadal snuje plany nasze na przyszlosc a ja nie mam ochoty tego sluchac. Nie chce bagatelizowac ostrzezen ale tez nie chce przybierac sobie do glowy. Wiem ze potrafi byc nieobliczalny jak szalu dostaje ale jeszcze nikomy jakiejs wiekszej krzywdy nie zrobil - przynajmniej w mojej obecnosci. Choc jak ktos ma swira to nigdy nic nie wiadomo... Naprawde nie chce wpadac w paranoje. Jeszcze tego mi brakowalo! Jakbym nie potrzebowala przede wszystkim spokoju ktory nie jest osiagalny ot - na wyciagniecie reki. Jeszcze nie. To co jest teraz to taki chwilowy spokoj bo wyszalal sie w sobote i czesciowo w niedziele, zeszlismy mu z oczu to mu przeszlo. Do nastepnego razu jak naladuje sie frustracja.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ewo - nie ma we mnie zlosci tylko bezsilnosc. Zla to ja juz dawno nie jestem. Kiedys slyszalam takie ludowe porzekadlo, wzielo sie chyba z jakiejs basni czy legendy: Ja do niego swiete slowa a on mowi: moja krowa. No i dokladnie tak jest.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ewo - w myslach mi czytasz. Wlasnie taka mialam przyjac zasade mimo iz mnie mierzi bo nie lubie "gierek". Kocham - KOCHAM - prosta droge. Ale - samo zycie. Pewnie wszystko bedzie latwiejsze nic nam sie teraz wydaje - ale czlowiek to zawsze na poczatku drogi widzi same wyboje i przeszkody. A znajda sie jeszcze tacy co postrasza... no i wesolo sie robi ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość BMPD58
Proszę napisz coś o sobie ,jak twoje wizie i kiedy one się pojawiają .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Bezsilnosc - bo gdyby sluchal co sie do niego mowi, co inni czuja i mysla, jak odbieraja rzeczywistosc, jaki impact ma jego agresja na mnie i na chlopakow - to nie byloby tej bezsilnosci. Jak kilka razy wspomnialam - ze jak mu przeszkadzamy to ja sie wyprowadze i nie widze problemow - to potraktowal to jak: o, gada sobie tak jak ja gadam. Bo swoje awantury to przeciez takie tam, nic sie nie stalo, puscily mi nerwy no i co... I wszystko wraca do normy, znow mi kiedys nerwy puszcza i znow wroci do normy... Tylko ze dla mnie i chlopakow to jest utrata spokoju, my nie wracamy do normy. My udajemy. Z czasem sie uspokaja i jest ta "pulapka czasowego spokoju" kiedy odkladam dzialania na pozniej bo przeciez nic sie nie dzieje a brak porozumienia to drobiazg w porownaniu z awanturami, prawda? Zmienia sie wartosciowanie. Poza tym czlowiek jest wygodny z natury i leniwy - wiec w takich chwilach spokoju nie musi sie wysilac, porusza sie dobrze znanym torem... Dopoki znow cos nie wybuchnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja dziś usłyszałam, że jestem głupią pizdą, że jestem wyrodną matką, że mu życie zepsułam, że okłamałam, że on chce lepiej żyć, nie tak jak do tej pory. Wyrzuty, wyrzuty, wyrzuty, przekleństwa, epitety. Niby zdrowieję, ale jednak po rozłączeniu się, przeżywałam, płakałam, bo nie zasłużyłam na to.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Cztery umowy - przeciez juz nie jestescie razem to jego opinia o tym co bylo (tym bardziej o tym co bylo bo juz nie jest) moze Ci orbitowac bez cukru. A o tym co bedzie i jak on chce zyc - to chyba on juz moze decydowac. Zreszta - zawsze decydowal. Tylko ze - jak w moim przypadku - madrej glowie dosc dwie slowie a glupiej to caly slownik nie pomoze :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No cóż oneill, boli mnie to co robi i co mówi. Nie umiem nad tym zapanować. Poryczałam się, źle mi i koniec.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Yeez, Ewo... 🌼 ❤️ dzięki wielkie, dopiero wróciłam do domu i przeczytałam Wasze wpisy, otworzyły mi się trochę oczęta... muszę przemyśleć to co napisałyście, może pozwoli mi to wyhamować trochę z tymi emocjami... tak sobie pomyślałam, że skoro pewna część mnie boi się zmiany, to to \"stare Ja\" jest jak żerujący pasożyt wypuszczający toksyny do krwiobiegu, które zatruwają jasność widzenia rzeczy. Zrobię wszystko, żeby wyplenić dziada ;) ❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie pisze ale czytam. Mam nadzieje, ze niektore z Was mnie pamietaja. Walcze ze soba, ze swoimi uczuciami ale ide do przodu. I dosc daleko zaszlam. Juz nie ma we mnie strachu ale jest rezygnacja, nie ma juz we mnie tej \"milosci\" do niego ale jest przywiazanie, odpowiedzialnosc. Daje sobie rade jakos. Zachlystuje sie swiatem bez strachu, bez bicia, swiatem wolnym, moim. PS: Chyba powinnam zmienic nick. Nie jestem juz smutna, moze zrezygnowana ale nie smutna.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×