Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość POMOC DORAZNA

Czy jesteś w związku, w którym partner molestuje Cię psychicznie? cz.2

Polecane posty

Gość AniaSsss
Niebo 🌻, ściskam mocno. Ciasto super, na pewno zrobię, moze w przyszły weekend. Nie wiedziałam, ze chorujesz, jakoś dopiero teraz doczytałam, przepraszam...Na bank ciało somatyzuje jazdy z M, stres itp. Nie wiem czy pocieszę, ale jakieś 3 lata temu stwierdzono u mnie chorobę, która postępuje i często kończy się wózkiem. Teraz jest ok i tak strasznie się boję, ze te jazdy z K spowodują nawrót tego, co w ukryciu, przyczajone. To dopiero 4 dzień bez K, a ja mam normalnie zespół odstawienny - nie śpię, nie jem, tęsknię. Wszystko mnie boli - dusza, serce, ciało.Chcę, zeby wrócił, przytulił, za chwilę nienawidzę i życzę wszystkiego co najgorsze. Myślę, czy on też tak czuje, czy raczej mu to wisi i się cieszy, ze ma z głowy. Umysł podsuwa okrutne wizje - kocha się z żoną, wypoczywają sobie gdzieś rodzinnie....Matko, jaka ja jestem durna. A w domu mały cud - wczoraj wieczorem dostałam od męza ni z gruchy ni z pietruchy - kwiatki. Tak szczerze, od serca, pierwszy raz od X lat. Czyżby mój aniołek coś mu szepnął? Wiecie jak to jest, nie ucieszyło mnie to tak, jakby ucieszyło, gdyby to K mi dał te kwiaty. No ale to juz coś, jakiś promyk na te szare dni. Uściski dla wszystkich dziewczyn 😍.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pośród wszystkich prawd życiowych ta jedna wydaje się niezachwiana – rodzice wychowują dzieci. To za sprawą ich sukcesów albo zaniedbań dzieci są takie, jakie są. Wyrastają na leni albo pracusiów, alkoholików albo abstynentów, religijnych konserwatystów albo lewicowych liberałów, biedaków albo bogaczy, wykształconych prawników albo bezrobotnych po podstawówce. Badania prowadzone z takim, powszechnym w socjologii czy pedagogice, przeświadczeniem polegają na zmierzeniu jakichś cech u rodziców, następnie zmierzeniu tych samych cech u ich dzieci i – jeśli dzieci są w tym zakresie bardzo podobne do swoich rodziców – wyciągnięciu nieuchronnego wniosku, że to efekt wychowania rodzicielskiego. Że to rodzice i ich działania wychowawcze zadecydowały o tym podobieństwie. Tymczasem wyciąganie takich wniosków jest nieuprawnione i bezwartościowe. Przecież o tym podobieństwie mogły zadecydować geny! Inteligentni rodzice mają inteligentne dzieci, słabo uczący się rodzice mają mało zdolne dzieci, agresywni rodzice mają dzieci agresywne i to bez wpływu jakichkolwiek procedur wychowawczych. Krótko mówiąc, z podobieństwa dzieci do rodziców nie wynika wcale, że jest to efekt wychowania w rodzinie. Przekonanie o tym, że rodzice wychowują dzieci, to mit, któremu hołdujemy wbrew najnowszym doniesieniom genetyków. GENY A ZACHOWANIE Aby to zrozumieć, należy zapoznać się z trzema prawami genetyki zachowania, które w 2000 roku sformułował prof. Eric Turkheimer, psycholog z University of Virginia. Pierwsze z nich mówi o tym, że dziedziczne są wszystkie ludzkie cechy behawioralne, czyli cechy stałe, które można „wydobyć” w czasie badań i zmierzyć za pomocą testów psychologicznych. Współczesna psychologia zna ich mnóstwo: iloraz inteligencji, temperament seksualny, poziom agresywności, czas spędzony przed telewizorem, stosunek do religii, liczba wypalanych papierosów... itp. Natomiast wariancja (zmienność) to liczba, która odzwierciedla stopień, w jakim członkowie jakiejś grupy różnią się między sobą. Na przykład wariancja koloru skóry wśród białych mieszkańców Białegostoku byłaby zapewne mniejsza niż u obywateli Sydney. Część wariancji, a zatem jakaś część różnicy między ludźmi, ma przyczynę genetyczną. To, że Jan różni się od Andrzeja pod względem takich cech jak stopień religijności czy wierności małżeńskiej, wynika z tego, iż takie a nie inne geny odziedziczył po rodzicach. KWESTIA BLIŹNIĄT Najpopularniejszym sposobem zweryfikowania wpływu genów na osobowość jest zbadanie cech behawioralnych występujących u bliźniąt jednojajowych, rozdzielonych tuż po urodzeniu i wychowywanych w różnych rodzinach. Te dzieci mają wspólne geny, ale wpływ środowiska wychowawczego jest w wypadku każdego z nich zupełnie inny. Jeżeli okaże się zatem, że jeden bliźniak różni się od drugiego w zakresie skłonności do piwa, to należałoby to przypisać wpływowi przybranych rodziców. Tego typu badań wykonano do tej pory setki, jeśli nie tysiące. Okazało się, że wychowanie w rodzinie nie odgrywa żadnej roli, albo – w najlepszym razie – odgrywa rolę znikomą. Natomiast większość badań przeprowadzonych dotąd w ramach genetyki zachowania dowodzi, że wpływ genów na osobowość człowieka jest ogromny. Oczywiście geny nie mają wpływu na treść cech behawioralnych, a więc np. na język, jakim mówimy, na religię, którą wyznajemy, lub na partię polityczną, jaką popieramy. Tego wszystkiego oczywiście się nie dziedziczy. Jednakże, jak pisze słynny ewolucjonista i profesor MIT Steven Pinker, „cechy behawioralne będące przejawem pewnych uzdolnień i temperamentu – to, jak biegle posługujemy się językiem, jak bardzo jesteśmy religijni, liberalni czy konserwatywni – są dziedziczne”. Geny decydują o wielu istotnych cechach naszej osobowości: otwartości na doświadczenia, sumienności, ekstra- albo introwertyczności, ugodowości albo neurotyczności. Jeśli stopień nasilenia jakiejś cechy behawioralnej jest u nas wysoki, na przykład jesteśmy uzdolnieni muzycznie, oznacza to, że tę cechę dziedziczymy po przodkach. Nie należy tego rozumieć tak, że wszystkie nasze cechy behawioralne, skoro są efektem genów, pojawią się u nas tak czy inaczej, w tym stopniu, w jakim zostało to zaprojektowane przez naturę. Jest raczej tak, że kultura (środowisko) odgrywa tutaj rolę ważną, jednak podporządkowaną naturze: hamuje bądź katalizuje cechy behawioralne. Środowisko może zadecydować o ujawnieniu się albo zatrzymaniu jakiejś cechy, którą człowiek dziedziczy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ZEROWY WPŁYW Drugie prawo genetyki zachowania mówi, że wpływ dorastania i wychowywania się w jednej rodzinie jest słabszy od wpływu genów, jakie otrzymujemy w spadku po rodzicach. Oznacza to, że jakkolwiek rodzice się starają, to i tak ich cechy, które chcieliby wyplenić u potomstwa za pomocą metod wychowawczych (np. skłonność do palenia), mają szansę się ujawnić, jeśli natrafią na odpowiednie bodźce w tzw. środowisku swoistym. Tym mianem określa się środowisko unikalne dla danego człowieka. Składa się na nie wszystko to, co ma wpływ na jedno z rodzeństwa, a nie ma wpływu na drugie. Może to być odmienna grupa, z którą pałętaliśmy się w dzieciństwie po osiedlu, jak i wszystkie osobiste doświadczenia, które nie są udziałem naszego rodzeństwa. I właśnie środowisko swoiste odpowiada za połowę cech jednostek – o tym mówi trzecie prawo genetyki zachowania. To dlatego biźnięta jednojajowe różnią się w pewnym zakresie od siebie, co nie wynika ani z ich wyposażenia genetycznego (które jest przecież identyczne), ani ze środowiska wspólnego (mówimy o bliźniętach, które dorastały w jednej rodzinie). Wystarczy spojrzeć na naszego prezydenta i jego brata, żeby się o tym przekonać. Wszystkie poważne, wykonane do tej pory badania z zakresu genetyki zachowania potwierdziły, że wpływ rodziny na cechy dziecka jest w najlepszym razie nikły, a znaczna część wskazuje, że procesy wychowawcze w rodzinie osiągają skutek zerowy. Dla przykładu, środowisko rodzinne nie odpowiada zupełnie za alkoholizm dzieci, a nawet za ich tuszę, natomiast za rozwój chorób psychicznych odpowiada w niewielkim stopniu. Takie czynniki jak brak ojca, praca zawodowa matki i zaniedbywanie dziecka z tego powodu, wychowywanie w nazbyt otwartej, „liberalnej” rodzinie to jedynie korelaty (fakty współwystępujące, jednak nie czynniki) rzeczywistych przyczyn, czyli wpływu genów i środowiska swoistego. Zauważmy, że kłóci się to zupełnie z powszechnym przekonaniem, że to kiepscy rodzice odpowiadają za to, że ich dzieci piją, są otyłe i cierpią na depresję. Przyzwyczailiśmy się do myśli, że wszystkie negatywne cechy dzieci zawdzięczają zaniedbaniom albo błędom rodziców. Tymczasem tak nie jest. W sumie trzy prawa genetyki zachowania mówią, że za 50 proc. cech behawioralnych człowieka odpowiadają geny, za kolejne 50 proc. środowisko swoiste, natomiast wpływ rodziny jest zerowy, a w najlepszym wypadku wynosi 10 proc., które „wyrywa” genom. MAKAKI Z KOSHIMY Socjologowie, pedagodzy i psychologowie, przyzwyczajeni do rodziny jako „podstawowej komórki społecznej”, której najważniejszą funkcją jest wychowywanie dzieci, będą zapewne rozzłoszczeni wnioskami płynącymi z badań genetyków zachowania. Zapytają: jeśli to nie rodzice wychowują dzieci, to kto u diabła? Kto jest odpowiedzialny za te cechy, które nie biorą się z genów? Na pewien trop naprowadziły uczonych makaki zamieszkujące japońską wyspę Koshima. W 1953 r. zaobserwowano, że jedna z małp karmionych patatami (słodkimi ziemniakami), 18-miesięczna samica Imo opłukuje je w wodzie z piasku. Po trzech miesiącach to samo zachowanie zaobserwowano u jej matki i dwóch rówieśników oraz ich matek. W ciągu dwóch lat siedem następnych młodych makaków także myło pataty, a po trzech latach robiło tak 40 proc. populacji makaków z Koshimy. Psychologowie i prymatolodzy kulturowi do dziś wyciągają z badań nad japońskimi makakami rozmaite wnioski, ale biolog David C. Rowe zauważył rzecz przez wszystkich przeoczoną: transmisja kulturowa u makaków z Koshimy zachodzi poza rodziną oraz wewnątrz rodziny z taką samą częstotliwością. Kierunek wpływu „wychowawczego” u japońskich małp jest dziwny, skoro zazwyczaj mówimy o przekazie od osobników starszych w kierunku młodszych. W tym wypadku innowacja była dziełem dziecka i została przekazana matce. DZIECI WYCHOWUJĄ DZIECI Rowe był pierwszym uczonym, który dostrzegł ograniczenia wpływu rodziny na zachowania dzieci. Stwierdził, że wielu cech dzieci nie można przypisać wpływowi rodziców i że jeśli w jakimś miejscu dzieci są przygotowywane do życia w społeczeństwie, to z pewnością miejscem tym nie jest rodzina. Zatem przekaz typu rodzic–dziecko to tylko jeden z „pasów transmisyjnych” socjalizacji. Nauczanie dzieci przez dorosłych w rodzinach to tylko jedno ze środowisk, do tego takie, które ma niewielki wpływ na kształtowanie osobowości. Nie uczymy się tylko i wyłącznie od rodziców, ponieważ to uniemożliwiłoby uczenie się od innych ludzi. A tak przecież nie jest. Wystarczy zobaczyć, jak z obsługą DVD czy laptopa radzą sobie dzisiaj dzieci, a jak ich matki, które dorastały bez tych urządzeń. W którą stronę idzie w tym wypadku transmisja kulturowa? Kto uczy kogo? Kto kogo naśladuje? Spostrzeżenie Davida Rowe'a sprowokowało innych badaczy do postawienia kilku niewygodnych pytań. Dlaczego dzieci z tej samej rodziny tak bardzo się od siebie różnią? Dlaczego jedno ma idealny porządek w pokoju, a drugie jest bałaganiarzem? Dlaczego dzieci imigrantów lepiej mówią w języku kraju, do którego przybyli, niż w języku rodziców, który słyszą w domu? Dlaczego dzieci rodziców pozbawionych pewnych umiejętności, nabywają je, często odnosząc poważne sukcesy? Dlaczego słyszące dzieci niesłyszących rodziców tak świetnie posługują się językiem mówionym, skoro rodzice posługują się jedynie językiem migowym?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Odpowiedź na te pytania nadeszła rok po wątpliwościach wyrażonych przez Rowe’a: socjalizacja – czyli nabywanie umiejętności niezbędnych do życia w społeczeństwie i przyswajanie społecznych norm – nie jest czymś, co dorośli robią dzieciom, tylko czymś, co dzieci robią same sobie. Do takiego wniosku doszła autorka teorii socjalizacji grupowej Judith Rich Harris. Uważa ona, najkrócej rzecz ujmując, że rodzice są zbędni, ponieważ to nie oni wychowują dzieci. Dzieci wychowują się same, uczestnicząc w rówieśniczych rozgrywkach, a jedyne, co rodzice mogą uczynić dla rozwoju swoich pociech, to wnieść do ich bagażu genetycznego jak najlepszą pulę genów i dbać, by przeżyły w dobrym zdrowiu. Na nic zdaje się rodzicielskie bodźcowanie (nagroda za właściwe zachowanie, kara za złe) czy pokazywanie odpowiednich wzorców, ponieważ dzieci i tak widzą, że dorośli się do nich nie stosują. Nie ma takich rodziców na świecie, którzy stosowaliby w pełni konsekwentny styl wychowawczy. Dlatego wychowanie rodzicielskie jest mitem. Faktem jest natomiast kształtowanie cech w grupie rówieśników. GRUPA RZĄDZI Teoria socjalizacji grupowej mówi, że za owe 50 proc. wariancji cech behawioralnych odpowiada dorastanie w swoistej grupie rówieśniczej. Jest ona naturalnym środowiskiem dziecka. To do niej dziecko stara się przystosować, a nie do wymogów – często ze sobą sprzecznych – stawianych przez rodziców. Jak to ujmuje Steven Pinker, „anteny społeczne dzieci są nastawione na rówieśników, a nie na rodziców”. Dzieci muszą uczyć się od innych dzieci: jak zdobywać status społeczny i jak walczyć o miejsce w grupie, żeby zaprocentowało to na dalszych etapach życia w innych grupach. Dlatego w domu dzieci zachowują się inaczej niż w grupie rówieśników, przy czym to ostatnie zachowanie ma dla nich znaczenie pierwszorzędne. Ich pozycja w grupie nie zależy od bycia grzecznym w domu. Wedle zdroworozsądkowej opinii, powielanej przez część pedagogów, wyuczone przez dzieci zachowania przenoszone są niczym plecak z miejsca na miejsce, a to nieprawda. W różnych środowiskach zachowujemy się różnie, ponieważ inaczej nas w nich traktują, inna jest w nich nasza rola i nasz status. CO MOGĄ RODZICE? Zrozpaczeni swoją nieznaczną rolą rodzice zapytają pewnie, czy mogą coś zrobić dla swoich dzieci, skoro o wszystkim decydują geny i rówieśnicy. Otóż mogą sporo.Po pierwsze rodzice nie powinni „reprodukować się” z byle kim. Brzmi to okrutnie, ale to bardzo ważne, z kim płodzi się dzieci. Jeśli od genów zależy „jakość” dziecka, to wybór partnera seksualnego i współmałżonka nie może być sprawą błahą. Adoptowanie dziecka jest więc obarczone dużym ryzykiem, nie wiemy bowiem, po kim i jakie geny dziedziczy maluch. Dlatego tak godni podziwu są rodzice, którzy mimo tej niewiedzy decydują się na adopcję.Po drugie rodzice mogą i powinni sterować grupami rówieśniczymi, do których przynależą ich dzieci. Co prawda, charaktery naszych pociech kształtują się poprzez wybór ról społecznych w grupie, a nie wybór samej grupy, jednak to bardzo istotne, z kim bawią się dzieci. Dlatego tak ważny jest wybór dobrego przedszkola i szkoły. I wcale nie dlatego, że jest tam przekazywana jakaś nadzwyczajna wiedza w jakiś rewelacyjny sposób. Chodzi o to, że grupy rówieśnicze w tych przedszkolach i szkołach składają się z dzieci ludzi o podobnym (czy upragnionym przez nas) statusie, języku, kapitale kulturowym.Po trzecie musimy pamiętać, że częste zmiany miejsca zamieszkania szkodzą dziecku, ponieważ musi ono co i rusz budować od podstaw swoją pozycję w nowej grupie rówieśniczej. Może się to odbić na jego cechach.Po czwarte – i najważniejsze – rodzice mogą po prostu opiekować się dziećmi. I ta ich rola jest najistotniejsza. Muszą zadbać o to, by dzieci pozostały przy życiu i w zdrowiu dotrwały do czasu, aż będą mogły mieć własne dzieci. PUŁAPKA RODZICIELSKA Słyszeliśmy nieraz o tym, że pierwsze trzy lata życia dziecka są kluczowe dla jego rozwoju psychicznego, w związku z czym oświeceni rodzice chcą w tym okresie „wbić” do dziecięcej główki jak najwięcej. Cały wolny czas poświęcają swoim maluchom. Dostarczają im najrozmaitszych bodźców i zabawiają je, kosztem własnego wyczerpania fizycznego i psychicznego, wierząc, że jeśli tego nie uczynią, ich dziecko czeka los ograniczonego intelektualnie „ziemniaka”. Mało tego, większość rządów w krajach rozwiniętych, w tym polski, opracowuje programy, u założenia których leży bezkrytyczna wiara w krytyczne trzy pierwsze lata życia. Tymczasem to także mit, czego stara się dowieść amerykański neuropsycholog John T. Bruer. Po trzech latach życia mózg człowieka nie zamyka się na trzy spusty. Mamy szansę po tym okresie czegoś się nauczyć. Bez wątpienia mózgi małych dzieci rozwijają się w pierwszych latach życia bardzo szybko, co jest jednak uzależnione od naszego programu genetycznego, który steruje rozwojem osobniczym, a nie od starań rodziców. Jeśli wasze dziecko jeszcze nie mówi, a ma już trzy lata, to nie jest to wasza wina, lecz wina jego genów. I wcale to nie oznacza, że jego iloraz inteligencji będzie przez to oscylował w granicach IQ Forresta Gumpa. Niezależnie jakbyśmy stymulowali dziecko w tym wrażliwym okresie, nic to nie da, ponieważ badania neuropsychologiczne sugerują, że to genetyczne programy rozwojowe, a nie impulsy ze środowiska sprawują kontrolę nad formowaniem się mózgu. Wpływ środowiskowy, a więc także intensywna stymulacja za pomocą muzyki Mozarta i filmów Bergmana, NIE ROZPOCZYNA procesu gwałtownego formowania się synaps. Dla przykładu u szczurów gwałtowny rozwój synaps w korze wzrokowej zaczyna się około dwa dni po urodzeniu i przyspiesza gwałtownie około trzeciego tygodnia życia. Problem polega na tym, że szczur otwiera oczy dopiero po drugim tygodniu życia, długo po rozpoczęciu procesu formowania się synaps. Mary Carlson przeprowadziła w 1984 r. interesujące, choć okrutne doświadczenie na małpim noworodku. Małemu makakowi tuż po urodzeniu założyła na prawą dłoń miękką skórzaną rękawiczkę, która utrzymywała pięść w zaciśniętej pozycji. W ciągu czterech miesięcy Carlson nie dostarczała ręce makaka żadnej stymulacji sensorycznej. Spodziewała się, że tak drastyczna deprywacja spowoduje trwałą niezdolność małpy do rozróżniania kształtu i tekstury. Kiedy ściągnęła rękawiczkę, okazało się, że małpa szybko zaczyna operować prawą ręką na tym samym poziomie, co inne, rozwijające się normalnie osobniki. Jeśli zatem jakaś krytyczna masa synaptyczna jest niezbędna, żeby wykonywać dłonią zalecane zadania, to ta małpa bez wątpienia ją posiadała i to bez jakiejkolwiek stymulacji ręki przez cztery miesiące od urodzenia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tomasz Szlendak Tomasz Szlendak Socjolog, zajmuje się psychologią ewolucyjną, seksuologią społeczną i socjologią kultury. Profesor w Instytucie Socjologii UMK w Toruniu. Wkrótce nakładem PWN ukaże się jego książka pt. „Socjologia rodziny. Ewolucja, historia, zróżnicowanie wkleiłam jako ciekawostkę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przy okazji pakowania rzeczy znalazłam melinę toksyka. Całe lata składował tam dokumenty, których moje oczy miały nigdy nie zobaczyć. Szczęka mi nie opadła, bo podświadomie wiedziałam, że są rzeczy , o których nie wiem i są na to dokumenty - nie wiedziałam tylko gdzie. No i mam. Wyciągi bankowe, wielokrotne wezwania do zaplaty, umowy z telefonią komórkową na 7 numerów (nie wiedziałam , że aż tyle potrzebne jednemu człowiekowi równocześnie ), wyraźnie podrabiane dokumenty urzędowe, łącznie z wieloma próbnymi wydrukami...itd, itp... Kiedyś mój teść powiedział, że przed ślubem jego syn nie kradł, nie okłamywał. Mam dowody na to, że teść albo nie chciał znać prawdy, albo ją znał, ale w życiu się do niej nie przyzna. Toksyk zwany jeszcze moim mężem, wynosił z domu sprzęt należący do ojca i zastawiał w lombardzie. Mam na to potwierdzenie w postaci stosownego dokumentu. Nie jestem zaskoczona. Ani jakoś zbulwersowana. Podejrzewałam to. To tylko kolejne potwierdzenie na to, że tego typu ludzie się nie zmieniają. Patologia i owszem ulega zmianom, na niekorzyść. Znalezione dokumenty, jeśli trzeba będzie wykorzystam w sądzie. Poza tym, to co zobaczyłam popchnęło mnie do szybszego pakowania się. Mam teraz szansę odizolować się. Wracam do siebie. Kiedyś wpuściłam tego człowieka do mojego domu, serca. Stało się tak, że przez moją głuipotę i jego nieodpowiedzialność musiałam opuścić mój dom. Dziś mam szansę tam wrócić, bez niego. Daj mi Boże siłę, żebym nigdy już nie oślepła, nie założyła klapek głupoty na mózg i nie wpuściła psychopaty do swojego domu i życia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja 1972 Muszę na terapię, to jasne. Sama sobie z tymi emocjami nie poradzę. Tylko czy nauczę się tam BYĆ SOBĄ? Już nie pamietam, jak to jest. Czy znowu będę zaprogramowanym, wytresowanym przez kogoś tworem? Boszzz, jakie to wszystko trudne, smutne, pogmatwane. Ściskam mocno, pizzy zazdroszczę:-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie wyobrażam sobie ze miałabym sie zwierzać o wiele młodszej odemnie pani psycholog. Jak tylko zobaczę że jest młodą osobą , normalnie wychodzę z tego pokoju. Stawiam wysoko poprzeczkę. Trudno. Nie zacznę rozmów z kimś kto nie zna sie na zyciu kompletnie , nie ma dzieci , niczego nie przeżył , byc moze sama sobie pomogłam o wiele wiecej nizby to miała uczynić " jakaś " pani psycholog. Psycholog AUTORYTET , to tak ! Z doświadczeniem życiowym , dorosła osoba , tak , ale nie młodzież. Trudno. I ja mam prawo w tej drodze WYMAGAĆ. Mnie nie jest potrzebny ktos kto z drugiej strony biurka niby wydaje sie byc w temacie ale tak naprawde to wogóle go nie zna. Albo ktos godny zaufania albo ja sama z sobą , tak jak do tej pory. Po co ja tam wogole mam isc, zeby usłyszec kilka pytan ? i mam na nie sobie odpowiedziec ? mozliwe ze juz bardzo dawno sobie te pytania zadałam i odpowiedziałam. to ze nadal zyję jest na to swiadectwem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość AśIULA26
chyba już zgłupiałam,bo zadaje sobie pytanie,,czy ja jestem normalna?,,...rozmawiałam z psycholog i ona twierdi ze niepowinnam siebie obwiniac bo to co się dzieje i jak on postępuje to niemoja wina...a ja zaczynam myślec ze może jadnak!muj facet niewruci na noc jak już wspominałam,mało tego był nadożynkach,gdy pojechalam do jego znajomego niewiedząc czy muj tam będzie,niechciał mnie wpu ścic choc wiedziałam ze tam jest,to było dla mnie dziwne bo bardzo lubie tą osobe.w koncu muj wyszed...to niebyła miła rozmowa.usłyszałam wiele przykrych słów m.in.że chce się rozsta c.twierdził ze...to ja go wykanczam psychicznie!!!i teraz jestem w kropce,bo niewiem co dalej.niepojechał ze mną do domu,stwierdził ze musi to przemyśleć ze wruci dzis,ale mam wątpliwości i niewiwm czy wruci?!pomóżcie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dzis byl odwiezc nasza coreczke bo byla u niego na piatek i sobote.. Wdalam sie w dyskusje na temat nas, naszego zycia, i jak zawsze doprowadzila ona do naszego braku porozumienia; on niby do pewnych bledow sie przyznal, ale w wiekszosci zarzucal mi wine, brak milosci do niego (nie wierze,ze jej nie czul, a b wierze w to,ze to jego manipulacja), brak wsparcia(wsparcia ,ze go zwolnili z pracy i mam to rozumiec ,nie wazne ze on sie ne wybiera przez nastepne ponad pol roku do pracy i ma gdzies moje marzenia jak wycieczki, albo kupno czegos do domu) brak zrozumienia, powiedzial, ze nie znal mnie z takiej strony krzyczacej, awanturujacej sie – pytam sie jego czy on tak naprawde nie wie co bylo przyczyna takich moich zachowan?! (niepozaplacane rachunki, dlugi, wypominanie mi pieniedzy jakie mi dal przy rowniczesnym braku ochoty pojscia do jakiejkolwiek pracy w kraju gdzie pracy nie brakuje,,,) nie on tego nie widzi -przeciez pracowal, przeciez go zwolnili... On nie widzi nic zlego w wypominaniu mi pieniedzy, wycieczki na ktora kiedys razem pojechalismy – on chcial nauczyc mnie oszczednosci... Nie umialam po prostu wziasc malej i powiedziec do zobaczenia, zaprosilam go na herabte , dalam kawalek ciasta , mysle,ze to wynika z tego,ze nie wyrzadzil mi jakies wielkiej krzywdy ; nie zdradzil, nie bil, nie pil, a kochal ale w taki sposob na jaki go bylo stac, ze swoimi dysfunkcjami i zaburzeniami, zdaje sobie sprawe,ze wiele zlych rzeczy (jazd, obwinian mnie,) wynikalo tylko i wylacznie z jego choroby i to nie jest to moje wygodne wytlumacznie.. Latwiej by mi bylo gdyby faktycznie wyrzadzil mi jakas wieksza krzywde..latwiej byloby sie odciac od niego miec mniej wyrzutow sumienia, mniej zalu.. On sie mnie pyta czy jestem teraz szczesliwa? Jakby mnie zupelnie nie znal, jakby nie wiedzial,ze moim marzeniem bylo abysmy zyli razem, normalnie, szczesliwie...jakby nie znal moich wartosci i nie widzial, tego,ze ja go kochalam, chcialam stworzyc szczesliwa rodzine dom z nim... Narzekalam na dzielnice, sasiadow a on do mnie “przeciez sama sobie tak wybralas...”chyba w niczym nie poczuwa sie do winy rozpadu tego zwiazku i to boli i tez uswiadamia mi jego podejscie- co by sie nie dzilalo nie mialo zwiazku z zadnymi jego bledami, winami ale tylko moimi.. Kupilam sobie 2 ksiazki przez internet- mimo braku czasu wiem, ze musze posiwecic tez go troche dla siebie, dla swojego dobra- zdrowia emocjonalnego i psychicznego; “Kobiety, ktore kochaja za bardzo” i “Jak radzić sobie z przemocą emocjonalną. Przetrwać i wyzdrowieć”, odloze 1 egzamin na nastepny rok (mialam zdawac go w tym roku) wiem,ze warto... Juz nie moge sie doczekac kiedy ksiazki przyjda, duzo oczekuje od nich; pomocy i utwierdzenia mnie w przekonaniu,ze dobrze zrobilam odchodzac, potwierdzenia,ze zasluguje na kogos lepszego mimo iz nie byl najgorszy).sily aby dalej radzic sobie, z tymi emocjami/uczuciami,ktore mnie rozwalaja psychicznie – on biedny ,chory (wychowany bez rodzicow...).nie wiem czy nie za duzo oczekuje od tylko ksiazek...a za malo od siebie.. Byl na poczatku nie za bardzo mily, ale jak zaproponowlam herbate – to juz milszy, zaczynal wlasnie rozmowy na temat naszego zwiazku tak jakbym ta zwykla propozycja herbaty, dawala mu szanse..a ja absolutnie tego po to nie robilam...probowal mnie nawet przytulac, nie chcialam to tak jak wiele razy nie odpuszczal dopoki z niechcecia go jakos nie przytulilam... Ale ja nie czulam milosci, zreszta od dluzszego czasu juz tak bylo ze ja nie umialam sie do niego przytulic (poczuc bezpiecznie, szczesliwie) bo za duzo razy bylam zraniona, a on by mogl w tak chory sposob zyc; klocic sie co dwa dni wyzywac, oskarzac, wyladowywac a potem tulic,mowic o milosci.. ja nie..za duzo lez, bolacych, okrutnych slow,nie potafie wybaczyc,zapomniec..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Chyba doszczętnie straciłam rozum. Kupiłam sobie dzisiaj.......uwaga.......lalę :-) Taką malutką rudą francę z zarozumiałą minką:-) Siedzę teraz, patrzę na nią i śmieję się sama z siebie. Odbiło mi. Ja stara d**a jestem. I mam lalkę. Moją.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ps. jeśli pojawia sie tu psychiatra kliniczny, niech milczy :-) Sama wiem, że się kwalifikuję do leczenia:-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czarna doopa! Samoocena, poczucie wartości, możliwości wpływu na swoje życie - "0". Jedyne co mnie trzyma to - obowiązki domowe (zakupy, karmienie dzieci, sprzątanie i przygotowania do rozpoczęcia szkoły). Ale czarna doopa - nie jestem w stanie z nikim rozmawiać. ;-( się właśnie w niewinnej rozmowie z m. dotyczącej popołudniowej opieki nad chłopcami.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość duszek.weroniki
witam.widze że ciekawie się robi..pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ulla :D No to..."witamy w klubie". Ostatnio kupiłam sobie na allegro lalkę anioła, taka mięciutką, przytulankową... Ja coś mam z tym niebem...hehe bo lubię anioły bardzo też. Może mam jakieś przeczucia... nie wiem, wole jednak tak nie mysleć. renta11 Tak, też takie miałam przemyślenia. Tak jakbym podświadomie wołała o ratunek dla samej siebie, a nawet to takie żebranie mnie samej...o mnie samą. Jakbym wysyłała sobie sygnały niewerbalne, jakby moje wewnętrzne ja mówiło do mnie... Dziwne uczucie. Nasza psychika jest niezgłębionym oceanem... czasami mnie to przeraża. Anna... Myslisz Kochanie, że gdbys przeczytała tą ksiązkę 25 lat temu miała by ona na Ciebie az taki wpływ, że nie popełniłałabyś błędów? To fajna kasiążka, też przeczytałam, ale... jesteśmy jakie jestesmy. Ile my tutaj tajemnic zgłębiłysmy, na tym forum, ile literatury...i co? Przynajmniej u mnie doopa... oporny materiał ze mnie. ŁĄdnie napisałaś o pogodzeniu się samej ze sobą...o przyjęciu do siebie swoich prawd...jestem jaka jestem, nie chce walczyć sama ze sobą...chcę... SPOKOJU SPOKOJU SPOKOJU Kojącego spokoju, takie stanu ciała i ducha, który nie wprowadza zamętu, tylko cisza i spokój. Tak lubię. ja1972...przytylam z całych sił... i mocno całuję ❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja1972 co sie stalo??????, ze czarna dupa, ze nie jestes w stanie z nikim rozmawiac ? gdzie wsadzilas i zamknelas swoj zdrowy rozsadek ? swoje poczucie wratosci ? gdzie wygonilas samoocene ? i dlaczego zabralas sobie mozliwosci wyboru i wplywu na swoje zycie ???????????????????????? Prosze nie daj sie zawalcz wszysko co potrzebujesz masz w sobie bardzo cieplo pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Niebo..... no to już wiem, że dostaniesz na Gwiazdkę tajemniczy prezent:-) Spełniłam swoją dziecinną zachciankę i chodzę zadowolona jak gwizdek:-) Ja 1972 Kochana....ja nie umiem Ci pomóc, Ty jesteś znacznie mądrzejsza niż ja....mogę Cię jedynie mocno przytulić, żebyś poczuła, że nie jesteś sama. Rozumiem Cię i współczuję, ale wiem, że się z tymi uczuciami uporasz. Silna jesteś i coraz silniejsza. Uścisk.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ula, Yeez, Niebo - dziekje za wsparcie. Za dużo stresujących czynników na raz. Na razie nie widzę światełka w tunelu, ale wiem, że nie jetem sama, choć czasem autodestrukcyjnie, zeby sobie udowodnic, ze nikt ze mna nie wytrzyma (bo nie jestem tego warta) napinam stosunki ze wszystkimi :( Widzę to, nazywam, wyrażam. Powiedziałam też dzieciom. Uczę się tej trudnej sztuki życia w zgodzie z emocjami i przyznawania się, do tych nieprzyjemnych też. Nie jako usprawiedliwienie, tylko fakt.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja 😍 Bardzo cię przytulam 😍 To tylko cofka. Daj wybrzmieć tym uczuciom, zaakceptuj je. Jednocześnie włącz zdrowy rozsądek, by nie iść w samoodrzucenie. Nie obwiniaj, także siebie nie obwiniaj. Przeżywaj uczucia i daj im odejść. Po cofce i dole z reguły przychodzi lepie :D Ula 😍 Bardzo mi się podoba ten Twój gwizdek. Ja nad morzem kupiłam sobie poduszkę-jasiek zajebiście niebieską z foczka i napisem "Pozdrowienia z Helu" i tak sam wałek. I śpię z tym. I jak na nie patrzę, to mi lepiej :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Niebo 😍 Nie czekaj na innych. Sama sobie daj samoakceptację i miłość. Masz to wszystko w sobie. 😍

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Renta 11 :-) Jak się cieszę, że nie jestem w tym "obłędzie" sama:-) Mam takie odczucie, że pogłaskałam małą Ullę i ona jest zadowolona. Ucieszona jak gwizdek:-) - mozesz uzywać tego sformułowania, zrzekam się praw autorskich:-)))) Ściskam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja 1972 Zazdroszczę Ci tego, że wiesz, co się z Tobą dzieje.Potrafisz to nazwać, mowić o tym. Dla mnie emocje nie mają "imion", są tylko chwilową eksplozją CZEGOŚ, co mnie albo boli, albo nie. Zazdroszczę Ci zatem świadomości. Mądra, dobra z Ciebie dziewczyna. Kolejny uścisk z dużą dawką energii:-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość silniejsza
Wyprowadził się. Może to za duże słowo, ale prawie nic z jego rzeczy nie zostało. Klucze oddał. Przez weekend byłam twarda, cały czas mówiłam TAK, CHCĘ SIĘ ROZSTAĆ. Niedziela minęła nam super, on wie, że lubię jechać samochodem przed siebie, więc pojechaliśmy. Pewnie nie powinnam, ale tak bardzo chciałam dać sobie na koniec tę odrobinę szczęścia. Było naprawdę fajnie, on był taki, o jakim zawsze marzyłam. Ale cały czas mówiłam "nie". Że znów przez chwilę będzie jak w niebie, a za kilka dni powtórka z rozrywki. Wieczorem w łóżku zapaliło mi się światełko w tunelu, że może jednak, że może spróbujemy. I wtedy wyskoczył z głupim tekstem. Jakbym obuchem w łeb dostała. Nawet podziękowałam mu, że sprowadził mnie na ziemię, bo zaczęłam się zastanawiać nad dalszym byciem razem. A potem z kolei ja powiedziałam coś, co on źle odebrał i stwierdził, ze też miał nadzieję, ale właśnie ją stracił. Później analizowałam, że gdybym powiedziała to inaczej... Ale nie, jakkolwiek bym powiedziała to i tak byłoby to źle odebrane. We wszystkim co mówię on węszy jakieś głębsze dno. Dziś, jak wychodził to nie wytrzymałam i się poryczałam. Na razie jest ok, za dużo obowiązków na głowie w związku ze szkołą, zeby skupiać się na nim. Nie wiem jeszcze, czy wytrzymam w tym postanowieniu o rozstaniu. Dopiero co pisałam, że chyba kogoś ma, bo mnie totalnie olewa, a tu taka zmiana frontu. Pewnie to kolejna zagrywka z jego strony. Bo jak mi udowodni, że mnie nie zdradza? Na mój nos, to "ona" musiała go kopnąć w dupę i postanowił wrócić do mnie. Boże, jaka głupia jestem, że w ogóle dopuszczam do siebie powrót. Rano dzwonił z pytaniem, jak mi mija pierwszy dzień po rozstaniu. Jak to on kocha i tęskni. Ale przynajmniej obietnic zmian nie było. Pytał się tylko, kiedy idę do psychologa. Nie wierzę w cuda, nie wierzę, że się zmieni. Tak sobie myślę, że może dlatego jeszcze się nie załamałam, bo wiem, że teraz ja rozdaję karty. I chyba zacznę modlić się o rozum, żeby wygrać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość silniejsza
Zresztą to nie tylko o zdrady chodzi. Nie szanuje, nie ufa, nie daje bezpieczeństwa ani oparcia. Boże, nad czym ja się zastanawiam ?!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
napislam sie dlugo i madrze, ale mnie wcielo - przez moja nieuwage w klikaniu jest - jak widac w samoocenie - duża poprawa napisze juz jutro, ide spac, bo 7:30 musze wyprawic ucznia na galowo ;-) Dobranoc i dziekuje!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
aweb ❤️ Ogromne gratulacje za odwage i za wlasciwe choc trudne decyzje. Kciuki bede trzymac obowiazkowo caly tydzien. Zycze sukcesow w sadzie i poza sadem. Zycze Ci rowniez odnalezienia sie w nowej sytuacji i oby Ci sie wszystko ladnie ukladalo i w domu, i w pracy, i w zyciu uczuciowym. Glowa do gory odwazna kobieto. Bo wiesz, ze odwaga - to trwoga po zmowieniu pacierza. Zatem pomodl sie troche, czy zacisnij kciuki i do przodu. Bog pomaga tym, ktorzy pomagaja sobie. :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pozdrawiam wszystkich 😘 Mam prosbe, kiedys ktoras z Was polecala do przeczytania pewna ksiazke, o ktorej pisala, ze niemal przeczytala ja na parkingu centrum handlowego; bardzo prosze o przypomnienie mi autorki i tytulu; nadarza sie sposobnosc na przekazanie mi wiekszej ilosci ksiazek z Polski, wiec chce to wykorzystac; dzieki;

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"kochać zbyt mocno" - podtytuł "kapcie potwora" Autorka Ci się wygoogla:-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam :-) Dziewczyny wczorajsza grupa b.dużo mi dała. Zwłaszcza zwrot od terapeutki. Po spotkaniu poczułam duża ulgę i wdzięczność, a nawet zadowolenie z siebie. Wam też Kochane dziękuję za wsparcie, wysłuchanie i trzymanie ze mną w tych kryzysowych dniach. Kryzysy nas wiele uczą, choć też bolą. Ale czy jest inna nauka? Dużo czasu spędzałam przez ostatnie 2 miesiace z pewna mala dziewczynka. W polowie lipca, wlaściwie tylko siedziala, w zeszlym tygodniu skonczyla rok, ktory jeszcze niepewnie, chwiejnie, ale podeptala (jak sie to okresla) Widzialam wiele jej prób, wlaściwie widze ja codziennie, albo co drugi dzien - to czego ona dokonuje w rozwoju motorycznym jest niesamowite. Uczą ja ... upadki, każdy chwiejny krok przybliża ja do tej sztuki zwanej samodzielnym chodzeniem. Ula - uczucia ... temat rzeka, zupełnie pomijany, ignorowany. Niestety. A jak uświadomiłam sobie wczoraj na wykladzie, człowiek nie ma chwil żeby nie myślał albo nie czuł. Mały konkurs ogłaszam. Proszę o odpowiedź na pytanie: jakie znasz uczucia. Konkurs jest otwarty nie tylko dla Uli.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czesc dziewczyny:) Ja dzisiaj totalna cofka; czuje pustke i smutek zwiazany z byciem sama..w pracy jesem zajeta takze nie mysle o tym duzo, ale gdy wracam do pustego domu (kiedy moja mama jest w pracy) czuje sie zle..a dzisiaj jakos wyjatkowo zle..samotnie,zastanawiam sie nad tym co on robi? gdzie jest? Jakos mimo tego,ze juz minal ponad tydzien nie moge uwierzyc , ze nasz zwiazek sie skonczyl,ze juz nie ma nas..tak jest mi przykro i mnie boli patrzac na inne udane rodziny,ze mi/nam sie nie udalo..patrze na nasze zdjecia; szczesliwi, kochajacy sie- jak to zwykle bywa na zdjecich.. i zadaje sobie pytanie “Boze dlaczego?”Ja tak b chcialam zeby nam sie udalo normalnie i szczesliwie zyc, tak pragnelam aby spedzic cale zycie z osoba z ktora bede miala dziecko/dzieci...nie udalo sie i to boli.. Przykre to jest takie bycie i robienie wszystkiego sama odczuwam to nawet mimo duzej samotnosci ktorej doswiadczlam w naszym zwiazku- zakupy zazwyczaj robilam sama, sama zmala na basen, do parku (kiedy bylismy skloceni) ale teraz nie ma go juz wogole..czyzbym uwierzyla rowniez w te jego slowa: “jestem z wami bo was kocham”, po czesci jest to prawda, ale przeciez mozna chyba wiecej sie spodziewac/oczekiwac od kochajacego faceta .. Wczoraj zaproponowal spacer wspolny z mala- ciezko b bylo mi odmowic, ale odmowilam i powiedzialm zeby nigdy tego nie proponowal i uswiadomil sobie,ze to juz koniec..duzo mnie to kosztowlalo – a najwiecej powiedzenie takich slow samej przed soba..ale wiem,ze musze sie bronic, i przetrwac ten bol rozstania teraz, bo pamietam cierpienie,ktore doznalam bedac z nim.. I to tak strasznie tez boli; ludzie,ktorzy sie kochali, maja zdrowa, madra i pekna coreczke razem,ktorzy probowali, starali sie (jeden mniej drugi wiecej)- nie moga byc razem- wiem,ze absolutnie nie powinnam w ten sposob myslec – pograzam sie tylko, ale to siedzi we mnie i boje sie, ze ten bol zostanie we mnie na zawsze..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×