Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość POMOC DORAZNA

Czy jesteś w związku, w którym partner molestuje Cię psychicznie? cz.2

Polecane posty

Zona 31..........przeczytałam takie Twoje zdanie " Z jednego chorego związku wlazłam w drugi - chyba jeszcze gorszy i nie umiem z niego wyjść , cięzko mi ....czy mówisz o eksie czy też jesteś w innym nowym związku? Przepraszam Cię ale nie mam na tyle czasu by szukać,napisz jeśli możesz z czym masz problem. Pozdrawiam 🌼

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Niebo......❤️....dawno mnie tu nie było wywołała mnie Anna....:) ...widzę jednak że jesteś w tym samym miejscu co pół roku temu...........ja sobie tak myślę że Ty trwasz w tym cholernie toksycznym związku bo uznałaś m za wyjątkowego człowieka............tkwisz w nim bo założyłaś że drugiego tak wyjątkowego człowieka już nie spotkasz.......błędne myślenie .............są inni równie wyjątkowi ludzie...lecz bez toksycznych zachowań .........ja w taki sam sposób tkwiłam w czymś latami (nie mówię o małżeństwie lecz o uzależnieniu i uznaniu psychicznym jego wyjątkowości) bo uważałam że drugiego takiego nie znajdę,On stał się sensem mojego życia........gdy odszedł straciłam sens życia.....lecz gdy spotkałam kogoś (i nie mówię tu o związaniu się z kimś,nie) kto był równie wyjątkowy tamten sens życia przestał mieć znaczenie..........nie zamiennie lecz równolegle.................to kazało mi uznać że są ludzie godni miłości........i nie jest nim tylko On..... Może choć spróbuj...........poszukać równie wyjątkowego człowieka (nie mówię o nowym związku) by dać sobie szansę by obecna wyjątkowość sensu życia zbledła i aby zrównoważyć własne spojrzenie i siebie. Mam nadzieję że mnie zrozumiałaś Pozdrawiam serdecznie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wierna ❤️ Tak, stoję w miejscu...a w lutym miną już dwa lata odkąd tutaj jestem.... i nic. Jestem w związku, który nie jest związkiem tylko jakąś relacją, a raczej układem chyba, który nie ma przyszłości. Myślę sobie, że jestem taka chora, już nie mam 20 lat, że on mnie tak dobrze zna.... że lepszy znany wróg niz nowe nieznane...:O No naprawdę ja tak sobie w tej głowie uroiłam... Przestłam chodzić do psychologa. Chodziłam ponad rok regularnie, wiele rzeczy zrozumiałam, ale sama ze sobą nie miałam i nie mam siły zrobic porządku. Przyjęłam taką postawe bierno-olewającą... jak mi coś nie pasuje, a on strzela focha, bo ja nie zrobiłam czegoś co jemu pasowało... to przestaję się z nim w ogóle kontaktować i czekam az mu przejdzie. Źle to wychodzi, bo w sumie oddaję mu całe pole działania. :O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pozdrawiam wszystkie 😘 Niebo... i Kasie w szczegolnosci 😍 Maja1962 - pisalam do Jesiennej rozy z propozycja nawiazania kontaktu; ja tez jestem w Waszej okolicy, zatem gdybys chciala, to ja jestem ZA; moj mail jest dostepny; pozdrawiam;

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
witajcie :) dziewczyny, czytam cały czas, ale miałam troche obaw pisać po tym jak mój mąż oznajmił mi, ze czytał co tu wypisuję i miałam z tego powodu niezłą jazdę i nietylko z tego powodu, ale szkoda moich nerwów żeby teraz do tego wracać, emocje uszły, nie ma sensu tego opisywać bo moje samopoczucie wróciło do normy... chce sie tylko pochwalić, że złozyłam pozew rozwodowy... i az mi jakos lepiej :) pozdrawiam Wszystkie :) 👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
🖐️Vacancy-jestem jak najbardziej za,tylko nie wiem,gdzie jest dostepny Twoj mail.Mojego maila znajdziesz na stronie 312. Pozdrawiam,czekam,az sie odezwiesz na maila,to sie umowimy.🌼

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość asiula26
hej wszystkim,widze ze nikt za mną nietęsknił:(...ale rozumiem,kazdy zajęty swoimi sprawami.wporzo..hmm,u mnie powiedzmy ze po staremu,czytam wasze posty i widze ze jest nas coraz więcej,osob związanych z toksykami.masakra!ja się patrze i przyglądam codziennie jak mój M stacza sie coraz gorzej,zawsze uważalam ze jest żle ale teraz przechodzi ludzkie pojęcie.oskarża mnie o zdrade i to pierwszy symptom duzego uzależnienia.staram sie niezwracac uwagi na jego docinki,względem dzieci robi sie opryskliwy,wręcz chamski,i właśnie dlatego czeka mnie wizyta w poradni z synem,bo staje się agresywny,płacze z byle powodu i wiem ze to wszystko przez M.gdy mu o tym powiedziałam to odpowiedział,,chyba niemyślisz ze to z mojej winy,,a z czyjej ku..a.wczoraj i przedwczoraj i przed przedwczoraj i codziennie to samo,wraca,podpity,taki ciąg juz nastal dla niego.zle się czuje bo ,np.w niedziele wypił 6 piw no to wiadomo ze dla lepszego samopoczucia trza se walnąc browarki...no mam go juz dosc,niszczy wszystko.i wiem ze w głębi serca wie ze żle robi ale sam niepotrafi tego kontrolowac.az chce sie krzyczec by sie opamiętał.nocóż.niemoge mu pomóc.on niechce a ja niemam siły.myśle o dzieciach,i w tym kierunku ide.dla nich zaczełam starac sie o lepszy byt.jak to muwi moja mama,jak niemozesz wejśc drzwiami,wal oknami!pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
4U - szacun! pełen :D Niebo kochanie, wiedza pozwala zrozumieć mechanizmy działania, Twojego i m. ale żeby coś zmienić to wiedza nie wystarcza. Przeintelektualizowania przeszkadza. W tej logice jest wszystko poza Tobą. Gdzie są Twoje uczucia? UCZUCIA/EMOCJE one decydują w dużej mierze determinują nasze wybory. Uświadomione lub nie one SĄ. Nauczyłaś się je "odcinać" i ale to nie znaczy że ich nie przezywasz. DOBIJAJĄ się do Ciebie poprzez somatykę. [Niebo serce] już nic więcej nie napiszę, bo zdałam sobie sprawę ze swojej bezsilności wobec Twoich decyzji. Chciałabym Ci pomóc, ale to Twoje życie i TYLKO ty masz klucz do swojego szczęścia. przytulam Cie kochanie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Niebo blekitne🌼-mam wrazenie,ze czujesz sie zrezygnowana,to rzeczywiscie nie dodaje sily.Dlaczego uleglas temu uczuciu? Nie lubisz,czy boisz sie zmian,a moze jeszcze jakos inaczej?Dlaczego wedlug Ciebie" lepszy znany wrog,niz nowe nieznane"?Co wedlug Ciebie jest w tym nieznanym takiego,ze to z gory odrzucasz,nawet nie probujac? Piszesz,ze nie masz sily popracowac nad soba...Taaak,rozumiem to,ale czy nie wiecej sily Cie kosztuje nierobienie tego i tkwienie w sytuacji,ktora Cie oslabia-bo bardzo meczy psychicznie,emocjonalnie?A psychiczne zmeczenie wiecej sil kosztuje,niz fizyczne.Zastanawialas sie nad tym,dlaczego nie masz sily na-jak piszesz-"sama ze soba...zrobic porzadku"?Sama siebie oslabiasz.Zreszta,czlowiek ma wiecej sily,niz mu sie wydaje,Ty ta sile masz i zyskasz jej jeszcze wiecej w miare "pracy nad soba",tylko-co Cie naprawde powstrzymuje przed tym?A moze Twoja podswiadomosc kieruje Toba w tym i ona uwaza np.,ze ma robic tak,abys czula sie nieszczesliwa,slaba.Jezeli swiadomie nie zalatwilas tego problemu,jezeli Ty nie narzucilas swiadomie podswiadomosci tego,co uwazasz,to ona bedzie Toba tak kierowac,jak ona uwaza-czyli,jezeli Twoje zycie bylo wczesniej nieszczesliwe,to ona jest "zaprogramowana"tak,ze ma tak byc.Czyli-bedzie Toba kierowac tak,tak kierowac Twoim zyciem,twoimi krokami,twoim postepowaniem,Twoimi wyborami,ze tak bedzie.I co-zamierzasz jej swiadomie na to pozwolic,naprawde to lubisz-byc nieszczesliwa?Pogadalas ze swoja podswiadomoscia o tym?Ja swoja nieraz dawniej nawet opieprzalam,walczylam z nia-to jest ta walka samej ze soba. Rozumiem Cie doskonale.Moze powinnas pojsc do innego psychologa,albo do DDA,DDD?Psycholog to tez czlowiek,jeden dogada sie z Toba lepiej i pomoze Ci szybciej,inny nie.Wiem cos na ten temat.Poza tym czytaj to,co uwazasz,ze w danym momencie jest Ci potrzebne i zauwazaj przede wszystkim najdrobniejsze nawet kroczki w "zmienianiu siebie."A moze go juz zrobilas? Sama piszesz,ze chodzilas do psychologa ponad rok,ze wiele zrozumialas.Przeciez Ty nie stoisz juz w tym samym miejscu.Czasami troche wody uplywa od torii do praktyki.Poza tym trzeba wiedziec,jak od zrozumienia przejsc do dzialania,jak wcielic wiedze i rozumienie w zycie.Poza tym ,jak sie zmieniasz,to jestes taka sama,ale inna.Wcale nie bedziesz innym calkiem czlowiekiem.Nie bedziesz przywiazana do slow,myslenia,formy,bedziesz spokojniejsza,bedzie Ci sie lzej zylo,bedzie Ci dobrze samej ze soba...itd-same pozytywy-polecam! OK,dosc tego pisania,bo w koncu nie doczytasz tego nawet do konca. Pozdrawiam Cie cieplutko.😍

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
asiula26-witaj!🖐️ Sorry,nie moglam za Toba tesknic,bo nie bylo mnie ponad pol roku na forum.Nawet Was nie czytalam.Milo mi Cie poznac🌼.Poza tym,mysle,ze wiele dziewczyn nie zdaje sobie po prostu sprawy,jak dla niektorych wazne jest,ze to tez jest wsparciem,jak sie o nich pamieta.A moze to dla wszystkich jest wazne...?Poza tym,o ile sie nie myle,czesto blizszy kontakt emocjonalny nawiazuja ze soba dziewczyny w bardzo podobnych sytuacjach zyciowych.To jest zrozumiale,tak jest chyba z wieloma osobami,przynajmniej do pewnego momentu.Rozumiem,ze zrobilo Ci sie smutno,ze poczulas sie opuszczona,moze odrzucona.Ale zawsze mozesz przeciez napisac,np.ze potrzebujesz czyjegos zainteresowania,ze teraz wlasnie czujesz sie samotna.Mysle,ze ktoras zareaguje.Poza tym wez pod uwage,ze duzo dziewczyn jest tak zajetych swoimi problemami,ze zaslaniaja im one niektore sprawy dziejace sie wokol nich. Czytalam,co napisalas.Ciesze sie,ze sie nie zalamujesz.Mysle,ze lepsza juz zlosc od rezygnacji,zalamania,tzn.skuteczniejsza,bo sie dziala,cos sie robi,a nie np.siada,placze i rozzala nad soba,albo np.zamyka sie w sobie-zalezy jak ktos wtedy reaguje. Pozdrawiam Cie cieplutko.🌼

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jesienna Roza
Maja1962 - juz pisze do Ciebie na Twoj e-mail. Rowniez do Vacancy. Pozdrawiam Was i Wszystkie tutaj Panie. Ja juz przeszlam wszystkie etaby takiego zwiazku z toksykiem i.....minelo 25 lat....smutnych, nerwowych, zlych.... Gdybym byla bardziej odwazna, stanowcza i wytrzymala, to byloby tych lat o 20 mniej, a tak to stracilam tyle lat mojego zycia. Ku przestrodze mlodych tutaj kobiet tego forum. Nikt nie mowi, ze to nie boli takie rozstanie, boli, ale bez bolu nie ma wyleczenia. W szpitalu tez boli, ale potem jaka wspaniala rekonwalescencja! Nie trzeba isc na tzw. latwizne, bo wbrew pozorom ta latwizna takowa wcale nie jest. I ciagnie sie ta gehenna dluuuuugo, a bol jest ciagly i chroniczny. Jak tu znowu wpadne, to wiecej napisze. Pozdrawiam i zycze wytrwalosci w dazeniu do uwolnienia sie od toksycznego dziada.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czy znacie "Desiderate"?Jest to anonimowy tekst 1692,znaleziony w starym kosciele sw.Pawla w Boltimore.Dostalam ja,nim poszlam na otwarte spotkanie AA i sie dowiedzialam,ze jest ona,o ile dobrze pamietam,jednym z ich tekstow przewodnich.Gdy jestem smutna,zawsze mi sie robi lepiej,gdy ja przeczytam,albo gdy mam w sobie burze uczuc,albo mam problem,nad ktorym sie zastanawiam-to mi czesto pomaga.Do pewneo momentu-co ja przeczytalam ,wiecej rozumialam.Pomaga mi ona od wielu lat.Jest jakby moja przyjaciolka.To jest dla mnie jakby esencja wielu ksiazek,tego,co jest wazne dla czlowieka-na jednej stronie b.duzo tresci.To jest jakby przewodnik po zyciu w skrocie.Napisze ja Wam,moze tez Wam pomoze. :-D"Przechodz spokojnie przez halas i pospiech,i pamietaj,jaki spokoj mozna znalezc w ciszy.O ile to mozliwe,bez wyrzekania sie siebie,badz na dobrej stopie ze wszystkimi.Wypowiadaj swa prawda jasno i spokojnie i wysluchaj innych,nawet tepych i nieswiadomych,oni tez maja swoja opowiesc.Unikaj glosnych i napastliwych,sa udreka ducha.Porownujac sie z innymi,mozesz stac sie prozny i zgorzknialy,zawsze bowiem znajdziesz gorszych i lepszych od siebie. Niech twoje osiagniecia,zarowno jak i plany,beda dla ciebie zrodlem radosci.Wykonuj swa prace z sercem,jakkolwiek bylaby skromna;ja jedynie posiadasz w zmiennych kolejach losu.Badz ostrozny w interesach,na swiecie bowiem pelno oszustwa,niech ci to jednak nie przesloni prawdziwej cnoty.Wielu ludzi dazy do wznioslych idealow i wszedzie zycie jest pelne heroizmu. Badz soba,zwlaszcza nie udawaj uczucia,ani nie podchodz cynicznie do milosci,albowiem wobec oschlosci i rozczarowan,ona jest wieczna jak trawa.Przyjmij spokojnie,co Ci lata doradzaja,z wdziekiem wyrzekajac sie spraw mlodosci.Rozwijaj sile ducha,aby mogla cie oslonic w naglym nieszczesciu.Nie drecz sie tworami wyobrazni.Wiele obaw rodzi sie ze znuzenia i samotnosci. Obok zdrowej dyscypliny,badz dla siebie lagodny.Jestes dzieckiem wszechswiata nie mniej,niz drzewa i gwiazdy.Masz prawo byc tutaj.I czy to jest dla ciebie jasne,czy nie,wszechswiat jest bez watpienia na dobrej drodze.Tak wiec zyj w zgodzie z Bogiem,czymkolwiek sie trudnisz i jakiekolwiek sa twoje pragnienia.W zgielku i pomieszaniu zycia zachowaj spokoj ze swa dusza.Przy calej zludnosci i znoju, i rozwianych marzeniach,jest to piekny swiat.Badz uwazny,daz do szczescia." Podoba sie to komus?Mysle,ze iles z Was to zna.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
❤️Witajcie znow!Czy juz spicie w tej Polsce?Jeszcze nie jest tak pozno.Zadna nie ma teraz czasu,albo nastroju,czy natchnienia do pisania?Na tyle dziewczyn?Napiszcie chociaz kwiatka!;-)Bede wiedziala,ze ktos tam jest,bo niestety nie widze Was.A fajnie byloby czasami pogadac osobiscie. 🌻Jesienna Rozo,odpisalam Ci,troche pozno,nie wiem,czy jestes jeszcze przy komputerze. 🌻Vanancy-za moment napisze do Ciebie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość stefaniaharper
ja podczytuję ;) i uparcie staram się sobie wmówić, że dobrze zrobiłam rozstając sie ze swoim

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość hipciaaaaaa
Ja chyba tez jestem w takim związku ...mój parter dopiero jak popije to sie zaczyna na mnie psychicznie wyładowywać..I nie wiem czemu nigdy nie robi tego na trzezwo? on nawet nie umie ze mną normalnie porozmawiać...ale za to jak się upije...to patrzy na mnie jakby zaraz miał mnie uderzyć, jakby miał ochote mnie udusić, wyrzucić....trudno mi to określić, bo wtedy zachowuje się jak totalny chamior..ma bezczelne odzywki, zero szacunku, straszy mnie i szantażuje.. Myślę, że to albo toksyczny związek albo molestowanie psychiczne. Najlepsze jest to, że on nigdy niczego potem nie pamięta i dziwi się, że ja jestem obrażona na niego i mam z płączu oczy opuchnięte. NIe wiem o co mu chodzi, czemy tyle złości w nim, że się tak na mnie wyładowuje, że wtedy mnie nie szanuje...i po prostu boje się odejść. NIe wiem co robić, bo już doszło do tego że ostatnio odeszłam z dzieckiem..obiecał że się zmieni, że dla dzieci zrobi wszystko... Mam nadzieję że następnym razem nie dostanę w "mordę".. a tak serio to jest i bardzo ciężko, nie mam pracy, musze szukać, nie wiem co dalej robić i po prostu nie wiem kiedy przestałam się uśmiechać ( a byłam taką odważną, przebojową i samowystarczalną dziewczyną ! )

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Niebo. Ja Cię absolutnie rozumiem, bo sama to przechodziłam. Najpierw trzy lata tutaj, potem przerwa i strach, że tu wrócę. Powrót. Niby walka. Potem sama wiesz- cofka za cofką i głupota za głupotą. Ale to się kończy. Przychodzi moment, kiedy z teorii rezygnujesz a zabierasz się za praktykę. I ciekawa rzecz, kiedy już działasz, nagle uświadamiasz sobie, że przecież Ty teoretycznie to wszystko miałaś w jednym palcu, miałaś wiedzę, możliwości, żeby to zrobić i nie robiłaś bo.... Nie dlatego, że kochałaś. Ty nie chciałaś. Broniłaś się rękami i nogami, wszelkimi górnolotnymi usprawiedliwieniami, byle tylko nie puścić go wolno, sobie dać wolność. Ja to już dziś wiem, jestem tego absolutnie świadoma. Moje dno to "moje - nie moje" długi, konieczność psychologicznego ratowania siebie i dzieci. Swoją drogą. Wyobraźcie sobie, że w ośrodku terapii odmówiono mnie i dzieciom terapii rodzinnej, twierdząc, że my ...nie jesteśmy rodziną, bo...portek brak:D:D:D:D Nie ważne, że ja nosze portki. Ważne, że nie ma żadnego onego. Jakby był, zdradzał, chlał, bił, to ok, pomocy udzielą, chyba po to, żeby po terapii robił dokładnie to samo. Nic to, nie poddaję się. Wzięłam kilka dni urlopu i lecę do ośrodka interwencji kryzysowej. Może tam znajdę pomoc dla mnie i dzieci,. Może dla nich będziemy rodziną! Okazuje się, że pozew rozwodowy był na tyle dobrze napisany i umotywowany, że sąd już na pierwszej - ponoć mediacyjnej rozprawie chce słuchać świadków. Część z moich świadków już dostała wezwania właśnie na 2 listopada. Trochę mnie strach obleciał, ale jak to mówi mecenas - teraz to już z prądem. Dość pływania pod prąd:D:D:D:D Niebo. Ja wiem, że Ty się przebudzisz. Teraz rzeczywiście brzmisz jak kobieta zrezygnowana. Dopasowałaś siebie do rzeczywistości. Nie swojej. To rzeczywistość zewnętrzna. Widać potrzebujesz jeszcze czasu. I ok. Nie warto pochopnie i bez całkowitej świadomości podejmować żadnych decyzji. Bo potem są cofki, wątpliwości. Przemyśl, poszukaj siły. Niekoniecznie w psychologu. Poszukaj jej w sobie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witaj StefaniiHarper!🌼Dzieki za odezwanie sie.Milo mi sie zrobilo.❤️ A czy teraz gorzej sie czujesz,niz wtedy,jak bylas z nim,ze potrzebujesz uparcie sobie wmawiac,ze "dobrze zrobilas,rozstajac sie z nim".Czy tez ktos Ci cos "truje,czy jeszcze cos innego jest przyczyna tego Twojego uporczywego wmawiania sobie?Czy moze jestes jeszcze uzalezniona?Albo kochasz go jeszcze,a doszlas do wniosku,ze np.milosc nie wystarczy,bo zamierzasz byc szczesliwa w zwiazku...itd Ja,rozstajac sie z moimi 2-ma poprzednimi m.,nie kochalam ich juz,albo tak mialam przykryte uczucie milosci negatywnymi uczuciami,ze nie docieralo juz do mnie.A chyba nie widzialam sensu w odslanianiu go.Zreszta,rzeczywiscie do tana trzeba dwojga-chcacych,umiejacych,nie krzywdzacych sie itd,zeby milosc trwala.Ja nie mialam watpliwosci,ze dobrze zrobilam,chociaz...,moze za 1-szym razem,bo rozstawalam sie okolo 1 roku,3 razy,ale jak w koncu zadalam sobie pytanie-czego sie boje,jak bede sama i stwierdzilam,ze tylko,czy poradze sobie finansowo,gdy problem dotarl do mojej swiadomosci,przestalam sie bac i zrobilam ostateczny krok-rozstalam sie bezpowrotnie.Gdy jeszcze dotarlo do mnie wczesniej,ze ze ja chrzanie taki zwiazek,w ktorym jest 1 sympatyczny dzien na kilka miesiecy,przestalam miec watpliwosci,pozniej jeszcze tylko moja swiadomosc zalatwila to,czego sie bala podswiadomosc i...to byl koniec wszelkich checi bycia z nim i watpliwosci.Za 2-gim razem trwalo to tylko pol nocy-zastanawianie sie-czy zostac,czy odejsc?Widac w rozstawaniu sie czlowiekowi tez potrzeba wprawy,doswiadczenia,zeby uniknac chocby szarpania sie ze soba.;-)Ale wczesniej mialam przemyslane wiele spraw zwiazanych z tym malzenstwem.Potem to byla tylko kwestia podjecia decyzji i powiedzenia mu.Ale nie mialam zadnych watpliwosci,czy dobrze zrobilam,bo nie znalismy z dziecmi-po powiedzeniu mu o rozstaniu,dnia,ani godziny,a raczej godziny,awantury,bo robil je codziennie.Poradzilam sobie w koncu z tym,dzieki pomocy przyjaciela.Ale mysle,ze u Ciebie jest cos innego,calkiem inna sytuacja.Jak chcesz,to napisz cos wiecej,moze znajde cos w moich doswiadczeniach,co Ci pomoze. Pozdrawiam Cie cieplutko.🌼

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Cześc dziewczyny :) Za kilka dni miną już trzy miesiące od dnia , w którym pisałam tu zrozpaczona swój pierwszy post , który był ostatnim trzepotem złamanych przetrąconych skrzydeł Pora na małe podsumowanko :) Dalej jestem w " związku" z toksykiem , tak jak założyłam na początku - jego zmieniać już nie chcę ( hehe niewykonalne ale ile czasu mi zajęło by się o tym przekonac ) ; zmieniać chce jedynie siebie i to czynię.Wiem , ze jak zmienię siebie i swoje nastawienie , pewnych rzeczy zachowań i sytuacji już nie będę potrzebowała a i ludzie pewni " odpadną " Dałam sobie rok na tę zmianę i patrząc z perspektywy chyba się uda . Zmiana bo : Nie odbieram z przerażeniem telefonu od niego gdy wrzeszczy odkladam słuchawke , ucinam rozmowę i już mnie to nie rusza Zwalczam swoją nadopiekuńczośc malymi krokami ale skutecznie - już nie mam potrzeby bycia Matką Teresą Gdy go nie ma ( kilkudniowe delegacje ) rozkwitam i rozkoszuję się spokojem i ciszą i wiem że niedługo będę tak żyłą cały czas :) - wcześniej umierałam z tęsknoty bo wymazywałam z pamięci zło a tęskniłam za dobrym które raczej bylo tylko wyobrażeniem moim Sprawiam sobie różne przyjemności , których do tej pory nie sprawiałam bo wkodowane mialam ze nie zasługuję Nie uzależniam swego samopoczucia od humoru toksyka - wczesniej szkoda gadać jak on w dobrym humorze ja kwitłam , za chwilę on wsciekly nie wiadomo zcemu ja pogrążona w otchłani rozpaczy - bez sensu ale samoistnie mi się tak robiło Wiem , że mogę żyć bez niego , nie umrę ani nie nastąpi koniec świata , ba uwazam , że będę zyła spokojniej Przestałam się martwić jego alkoholizmem prosic by przestał czy inne durne metody dorosły czlowiek chce neich się zapije - jego wola nie wszystko jeszcze przepracowałam - wiem chce przestać myśleć o nim z emocjami typu złość nienawiść wściekłość żal bo uważam ze to też niezdrowe ale na razie to przepracowuję czytam książke " Toksyczni ludzie " polecam Wam kochane :) I na koniec tej spowiedzi ( nie pamiętam czy o tym pisałam ) coś co mi się przypomniało wstecz temu ; toksyk po ostrym długotrwałym piciu odtruwał się w domu - jaki to horror nie bedę pisać ; ale chcę opisać sytuację ja jem coś tam nie pamiętam obiad czy co ; on oczywiscie jesc wtedy nie mogł :) i do mnie z tekstem " wiesz wszystko mnie denerwuje , jak jesz , gryziesz , wszystko " ja na to przepraszam i przestałam jeśc by nie denerwować go ! czujecie ? ! dziś nie tylko bym jadła ; żarłabym mlaskała bekala popijała coca-colą dalej żarła puszczała bąki ;) Kocham życie :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość stefaniaharper
ech, dzięki za odpowiedź :) problem polega na tym, że ja swojego nadal kocham, choć od rozstania minęło juz ponad pół roku, chociaż od ostatecznego powiedzenia sobie i jemu, że to nie ma sensu minęły moze niecałe dwa miesiące... ale wiem, że dobrze zrobiłam, odchodząc, mój ex jest dda, takim ksiązkowym ze wszystkimi problemami w radzeniu sobie z samym sobą i z radzeniem sobie w związku, jest tego świadom i nic z tym nie robi... a ja po prawie dwóch latach przyciągania i odpychania, zrywania co dwa miesiące (w zeszłe wakacje rzucił mnie 4 razy, na dwa dni ;) ), obrażania i przepraszania, niespełnionych obietnic byłam po prostu zmęczona... wiem, że gdybym chciała ułożyć sobie zycie z tym dorosłym dzieckiem alkoholika, to pewnie skonczyłabym jak jego mama, czyli u boku męczącego mnie psychicznie sadysty od psychologa wiem, że mój ex bez terapii, bez przepracowania swojego zajebiście ciężkiego dzieciństwa, nie ma szans na normalne szczęśliwe życie, a tym samym jego partnerka tez ich nie ma ech ;) kocham go nadal, ale być z nim nie mogę i jakos to sobie poukładac muszę

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja1972-❤️ Eutenia-❤️ hipciaaaaaa-❤️ wszystkie dziewczyny-z ktorych czesc moze byc zdolowana,smutna i nie miec ochoty na pisanie.-❤️ Pozdrawiam cieplutko.🌼

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czesc wszystkim, Jestem nowa... i sama nie wiem, ale licze, ze to Wy mi pomozecie zrozumiec ze tu juz nic nie da sie uratowac. Wyszlam za maz 2 lata temu, po rocznej znajomosci. Moj M. ma silny charakter, ale ja lubie takich facetow... ale oczywiscie bez przesady. Po slubie wszystko bylo ok, male klotnie i wieksze, ale to sie chyba kazdemu moze przytrafic... pozniej zaszlam w ciaze i urodzil nam sie piekny synek. I moj swiat nagle sie caly zmienil. Ja przestalam istniec dla M. wlasciwie mysle ze do dzis nie istnieje. Wciaz ma o wszystko do mnie pretensje, jak ma dobry humor to wszystko jest OK, jak ma zly to oczywiscie zaczyna sie jazda. On jest wiecznie zmeczony, bo ma tyleeee obowoazkow, jest oczywiscie najlepszym ojcem na swiecie, choc to ja oczywiscie w wiekszosci zajmuje sie naszym synkiem... nie mam sily. Wczoraj rozmawialam z nim i tlumacze ze zycie to kompromisy, rozmowa, pozniej mnie przytulil i bylo milo. A dzis rano, pozniewaz musialam wyjsc z domu wczesnie wstalam 6,20... syn tez sie zaraz obudzil... i co zrobil - oczywiscie pojechal po mnie, ze to moja wina, ze on nie pospal dluzej bo dzwonil moj budzik, ze on nie mogl sie wyspac... nie wiem, moze za malo przykladow podaje, ale zostane u Was na dluzej jesli mnie przyjmiecie i moze po jakims czasie bedzie mozna stwierdzic czy to moja wina, czy jednam mam racje i jestem ofiara przemocy psychicznej...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
stephania... Dobrze zrobiłaś, jeśli czułaś że twoje próby pomocy na nic się nie zdadzą, że pomagając mu niszczysz tym samym samą siebie, że jego toksyczność ma zbyt duży wpływ na ciebie. My w związkach miłosnych czujemy obowiązek pomagania partnerowi. I to jest słuszne. Słuszne jeśli partner dostrzega to, że potrzebuje tej pomocy i z tej pomocy korzysta. Jezeli ma w sobie tyle refleksji i odwagi by przyznać przed samym sobą że ma problem. Jeśli nasza pomoc trafia w próżnię tak naprawdę sytuacja obraca się przeciwko nam. Zaczynamy za mocno skupiać się na partnerze zapominając o sobie. O tym czego ja chcę czego oczekują z czym się czuję dobrze co mi potrzeba. Może nawet myślimy o tym, ale oczekujemy tego od zaburzonego partnera a to jest niemożliwe do uzyskania od niego bo on sam ze sobą nie daje sobie rady, więć jak tu spodziewać się jeszcze wsparcia, które nam też czasem jest potrzebne. Dlatego pomoc psychologiczną lepiej pozostawiać wyspecjalizowanym ludziom z zewnątrz, którzy wiedzą jak regenerowac emocjonalne siły. I tobie właśnie to radzę. Zastanów się jak zregenerować swoje własne wewnętrzne siły po toksycznym związku. I tylko na tym się skup. A będzie dobrze.Odnajdź droge do samej siebie, wsłuchaj się w siebie i swoje potrzeby i staraj się je realizować nie licząc na nikogo. Ja kiedyś tu pisałm. Znajdziesz moje wpisy pod moim nickiem i poprzednim jako "prawie 40". Miałam podobny problem. Trzy lata walki. kazałm mu się wynosić, zostawiłam go prawie w skarpetkach. Ale wiedziałam, albo się odbije i odnajdzie siebie, albo kompletnie upadnie na dno, ale to na tamten czas było jedyne wyjście. Bolesne dla mnie bo go kochałam i przez 15 lat wiązałam z nim nadzieje, zaangażowana totalnie w związek i jego sprawy. Nawet nie wiem w którym miejscu zatraciłąm siebie i swoją osobowość. Byłam już tym zmęczona. I zawiedziona czałowiekoem z którym pokładałm nadzieje na udany związek. Który był moim mężem a zawiódł na całej linii. Z wielkim bólem zmusiłam się do zaniesienia pozwu. Ale wiedziałm że to dla nas wszystkich będzie najlepsze wyjście. I takim się okazało. Cierpałm jeszcze długo po fakcie. Nie mogłąm pozbierać się do kupy, musiałm odnaleźć na nowo siebie. On w tym czasie nie odzywał się prawie wcale. Mniej więcej wiedziałm gdzie jest i co robi ale nigdy do konca nie znałam prawdy, tylko to co opowiadał przy sporadycznych rozmowach. Teraz się pojawił. Jest kompletnie innym człowiekiem. Skłonnym do refleksji, mowiący z sensem. Osiągnął sukces dzieki nowemu sposobowi myslenia i nawiązaniu kontaktu z własnymi uczuciami. Nie potrzebuje już mieć nadmiernej kontroli jak kiedyś. Nawiazął kontakt z dziećmi, ktorego kiedyś nie miał. Nie znam tego człowieka jeszcze. Wciąż jeszcze jestem w szoku że to co próbowałam z nim wypracować przez 15 lat on zrozumiał w rok odosobnienia. Może to za wcześnie by cokolwiek wyrokowac czy znów będziemy razem, ale jedno jest pewne. Przyjaźn między nami będzie możliwa. Jesteśmy to winni przede wszystkim naszym dzieciom. On chce być ze mną, ale nic na siłę, nie wywiera presji i nie wyklucza tego, że jeśli nie, to pozostanie sam i też się na to zgodzi. Ja wciąż jeszcze niedowierzam, wiedząć żę jednak przyzwyczajenia są często drugą naturą i obawiając się że wszystko co złe może wrócić. Ale może niesłusznie. Bo w jego umyśle zaszła zmiana od podstaw. Od priorytetów. A takie zmiany, zawsze dobrze wróżą na przyszłość - zmiany w sposobie myślenia. on zrozumiał co było źle, dlaczego wszystko się stało a nie inaczej, nie dziwi się mi że tak postąpiłam jak postąpiłam. Oddał mi z powrotem to co mi zabrał, kiedy go wyrzucałam. Część mnie, której mi brakowało przez ten rok. Teraz jak jestem całością :) czuję się spokojniejsza... Mogę ruszyć z miejsca. Nic w życiu nie dzieje się przypadkiem. coś zawsze mamy do przepracowania. I na koniec E Tolle powiedział "Jeśli dojdziesz do ładu ze swoim wnętrzem, rzeczywistość sama się ułoży". To mogę potwierdzić. Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość stefaniaharper
dzięki wielkie za twoje słowa ja wiem, że dobrze zrobiłam odchodząc, chociaż jeszcze mnie to strasznie boli... i jednocześnie jestem na siebie i na niego wściekła, że ja nie dałam rady mu pomóc i że on mimo tego, co się z nim ostatnimi czasy działo nie czuje potrzeby poszukania fachowej pomocy (a wiedzie mu się po prostu beznadziejnie, konsekwencją jego decyzji jest to, że nie ma teraz nic ani nikogo, dosłownie) od sierpnia staram się unikać bezpośredniego i pośredniego kontaktu, bo do tej pory różnie nam to wychodziło, na zmianę się kłóciliśmy i zastanawialismy nad tym, co by było, gdybyśmy się znowu zeszli (chyba byłby to z 6 raz ;) ) powoli to sobie jakoś poukładam i przestane się martwić o niego buziaki ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pozdrawiam wszystkie dziewczyny i podczytujące czarownice :). Do Was też napiszę ;). Tymczasem całuski dla Was :kiss:

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ułożysz sobie wszystko. On musi natomiast wiedzieć że nie ma powrotu. A tym musisz się z tym pogodzić że być może już nigdy nie będziecie razem. Widzę w Tobie samą siebie. Kiedyś też byłam pełna obaw i poczucia winy pomieszanego z pewnością że nie ma innego wyjścia. Musiałm to sobie wszystko poukładać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×