Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

depeche15

Jesli Bog istnieje, ten swiat jest taki pozbawiony milosci?

Polecane posty

Gość ekstra_wertyk
"wtedy po cichu będzie mógł robić swoje" kiedy właśnie problem polega na tym, że wiara jest "cicha", nie krzyczy, ona sobie po prostu jest w nas i kieruje naszym życie - przynajmniej powinna... szatan jest wszędzie tam gdzie zwykle głośno, to rodzaj "zakrzykiwania", zagłuszania wszelkich wyrzutów, sumienia, hamulców...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Miesza się strasznie. Extra... ja modlę się niemal codziennie, o rodzinę, znajomych, czasem też o siebie. Nie zostawiam wiary na koniec, zresztą wyrachowanie u najwyższego odpada, tak sądzę. Idzie o wątpliwaści, jak i Ostra pisze, choć wierzy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
wiem ze nie twoje , ale takie rzeczy robi sie tylko dla uspokojenia sumienia , czy naprawde przyniosa cokolwiek ? buddysci mowia np. ze ostatnie minuty twojego zycia zadecyduje o calym nastepnym - dla wyjasnienia - reinkarnacja to tez nie moja dzialka

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
moje wątpliwości dotyczą w dużej mierze Kościoła...a nie Boga... najprawdopodobniej ten obraz Boga jaki znasz jest wymyslem kosciola : najprawdopodobniej- bo nie znam twojego obrazu Boga w takim wypadku - albo caly pakiet , albo szukanie odpowiedzi na wlasna reke ,

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ekstra_wertyk
> OSTRA niby masz rację, ale..jeśli stale, no długo już starasz się żyć w zgodzie z Bogiem - moim zdaniem trudniej jest żyć źle, bo Cię stale coś będzie uwierało... Życie zgodnie z zasadami wiary (staranie się) to życie pełną parą, czyste, z głową podniesioną do góry, życie odważne - nie boisz się niczego, przyjmujesz na klatę wszystko, bo czego tu się bać? To ludzie żyjący w ustawicznym grzechu, z dala od Boga wiją się między brudem emocjonalnym, przeżywają stres braku przejrzystości zasad, nie mogą odnaleźć właściwej drogi...a wystarczy prosty kodeks dobra i zła czyli "banalny" DEKALOG..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dobra, pozdro wszystkim, oprócz swojej ułomnej wiary mam jeszcze inne sprawy na tym padole, które muszę ciągnąć. Siema Sciema, dozo na innych tematach, pomarańczowy gaju.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
życie odważne..z podniesioną głową..no właśnie....i tu u mnie zaczynają się schody..o czym wiesz, bo pisałam tu wczoraj na pomarańczowo;) mam takie momenty, że boję się o to co będzie...boję się życia... no ale może wynika to z faktu mojego zakrętu życiowego.... muszę zaufać po prostu...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ekstra_wertyk
> liho treść modlitwy zostawiam każdemu sobie... ja deczko inaczej (poza modlitwą) - codziennie rano mówię Mu - no masz mnie, prowadź jak chcesz, każ mi i trzymaj przy sobie! ale jedna uwaga...biorę wszystko i to co wygodne, miłe (kasa, sukcesy etc) i to, co ciężkie - wiem, że dam sobie radę - tylko daj mi siłę!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ekstra_wertyk
OSTRA moje wątpliwości dotyczą WYŁĄCZNIE Kościoła..niestety JUŻ nie jest to integralne wzięłam sobie zawodowo na głowę minieksperyment i efekty przerosły najśmielsze oczekiwania..niech to szlag! Z szeroko rozumianym Kościołem jest dużo gorzej niż myślałam, ale to oddzielny temat.. A propos lęku w życiu - to zbyt obszerny temat, ale ja już wiem, że wiara może dawać taki power, że nawet sobie nie wyobrażamy...warunkiem jest gotowość pewnej ofiary, rezygnacji jako coś integralnie związanego z nią..krótko mówiąc - chcesz mieć - musisz dać, i - niestety - żadnych kompromisów, żadnej podwójnej moralności - to trudne, ale jaką daje satysfakcję...nawet jeśli jest się z wieloma sprawami niby samemu... Wiem, wiem - łatwo gadać jeśli wiele spraw typu praca, kasa, względna stabilizacja etc.. odhaczone...ale sorry każdy musi przejść swoje, inaczej się nie da..i chyba na tym to polega!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Arpeggio
Ja jestem katoliczką. Zgodnie z moją wiarą, Bóg rzeczywiście jest - tak jak napisałaś w pierwszym swoim poście - miłością, wszystko może i wszystko wie, ale te wszystkie jego zalety wcale nie wykluczają istnienia zła, cierpienia... Zgadzam się z opiniami, że jest to ściśle powiązane z pojęciem naszej wolnej woli. I żeby jakoś to wyjaśnić dokładniej, spróbuję zobrazować to przykładem. Wyobraźmy sobie małego chłopczyka Jasia i jego rodziców. Jaś jest małym łobuzem - czasem pokłóci się z innymi dziećmi na placu zabaw, czasem zje więcej słodyczy niż pozwolili rodzice (a potem marudzi przy obiedzie), a czasem nawet podstawi nogę biednej babulince na ulicy ;-) itd. Rodzice męczą się niesamowicie, żeby wychować go na porządnego człowieka. Setki kar, tysiące rozmów, miliony upomnień, miliardy zużytych opakowań tabletek uspakajających... :D Na Jasia nic nie działa! Aż tu nagle zjawia się Ktoś i mówi, że może sprawić, aby Jasio był ideałem - nigdy więcej Jasio nie przyniesie uwagi w dzienniczku, bez potrzeby upominania będzie biegł do łazienki umyć ręce przed każdym posiłkiem, codziennie po wieczorynce przed pójściem spać przybiegnie ucałować na dobranoc rodziców itd. Czy rodzice się na to zgodzą? Czy Ty byś się zgodziła? Chciałabyś, aby Twoje dziecko było takim... automatem? Sądzę, że nawet jeśli tak, to zbrzydłyby Ci bardzo szybko te wszystkie "Tak, mamusiu", "Dziękuję, mamusiu", "Pomóc Ci w czymś, mamusiu?"... Bóg też jest takim naszym tatusiem ["Ojcze nasz (...)"]. On może wszystko. Mógłby nas stworzyć takimi robotami bez duszy, bez wolnej woli... Tylko po co? Czym wówczas różnilibyśmy się od wszystkich innych stworzonych przez niego rzeczy? Bylibyśmy jak ten kwiatek, który rośnie, gdy Bóg da wodę (deszcz) i słońce. Co prawda, gdybyśmy byli automatami nie odczulibyśmy nigdy cierpienia, ale też nie zaznalibyśmy radości, dumy, miłości... Nie wiem jak to lepiej wytłumaczyć... Ja tą wolną wolę odbieram po prostu jako wielki dar od Boga. Dzięki temu, wszystko nabiera sensu. I to życie wieczne. I ta Boża sprawiedliwość. I to Boże miłosierdzie [Jego wielka chęć darowania nam wszystkich naszych potknięć]... A wszystkie "zakazy"/"nakazy" Boga [przykazania, Jego nauka] wcale mi nie przeszkadzają. Nie wiem jak inni wierzący, ale ja - gdy udaje mi się tego wszystkiego przestrzegać - czuję taką ogromną dumę z samej siebie, czuję się naprawdę osobą wartościową i szczęśliwą. Co prawda, często upadam, ale, jeśli taka moja wola, to On mi to wszystko daruje, nie zostawił mnie tu na Ziemi samej. On nam cały czas stara się pomagać, ale nie zawsze na to pozwalamy - mamy wolną wolę, więc możemy Go odrzucić. On nie chce nas do niczego zmuszać [mógłby to zrobić, ale On tego nie chce]. Wszelkie przeszkody [m.in. ciepienia, które nie są skutkiem korzystania przez innego człowieka z jego wolnej woli, czyli np. śmierć małego dziecka, choroby itd.], które znajdujemy na swojej drodze, też czasem - wbrew pozorom - mogą mieć za zadanie nas czegoś nauczyć, zbliżyć się do Boga. Brzmi to trochę dziwacznie, ale jakby się głębiej zastanowić, to przecież właśnie przykre sytuacje uczą nas najwięcej. Mówi się częzto, że ktoś szybciej dojrzał przez swoje trudne dzieciństwo. Nie mówi się, że ktoś szybciej dojrzał [rozwinął się jakoś duchowo/nauczył się coś cenić, szanować...], bo miał wszystkiego w bród. To jednak cierpienie nas uczy najwięcej. I Bóg też chce wydobyć z nas tę naszą dobroć/miłość w ten sam sposób... Bo my jesteśmy z natury dobrzy. Bóg nas swtorzył przecież na swoje podobieństwo. Ale jesteśmy tylko podobni do Niego, ale nie jesteśmy Nim! Nie jesteśmy idealni... Tak ja to widzę, choć zdaję sobie sprawę, że może to być nieudolne tłumaczenie. Wszak jestem tylko człowiekiem, a Bóg jest - jak się często mówi - wielki i niepojęty ;-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Eryk Choleryk
Zycie jest dysonansem wlasnie miedzy tym co boskie a tym co nieboskie. Taka dorga, proces. Inaczej po coc by bylo zycie? Skoro wszytko byloby ok. to pstryk i nie ma po co isc droga, skoro mozna sie teleportowac. Tak jest ze wszytkim w zyciu. Wolisz pstrykac pilotem niz za kazdym razem wstawac do telewizora. Ale jak juz masz 100 kanalow to ssam nie wiesz co ogladac. Mamy wolna wole.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość upupupup
up

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ekstra_wertyk
nie masz co podnosić bo to za trudny temat dla znakomitej większości... żeby zabrać tu głos trzeba czuć, myśleć i znać parę słów więcej niż duupa, sms, seks,

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
tak sobie czytam i czytam... duzo roznych opinii... jako katoliczka bardzo ciezko jest mi przyznac ze jednak mam pewne watpliwosci. mam jednak swiadomosc ze jest to uzasadnione wiekiem i ludzka natura do kwestionowania wszytkiego. co do tej wolnej woli... zastanawiam sie tylko czy bog wiedzial jak sie to skonczy. ze jego dzieci beda sie nawzajem ranic i zabijac a takze otwarcie Go odrzucac. i czy to byl jego cel aby nas 'przetestowc' poprzez owe nieludzkie cierpienia i niesprawideliwosc. bo jesli tak to klociloby sie to z teoria o jego wielkiej Milosci dla kazdego czlowieka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Arpeggio
Czy Bóg "wiedział", że ludzie będą się wzajemnie ranić, zabijać, a Jego samego odrzucać? Cóż... On jest wszechwiedzący, czyli "wiedział". Skąd ten cudzysłów przy słowie "wiedział"? Ano, pytanie "gdy ktoś cośtam robił, to czy wiedział, że..." wskazuje na ciągłość czasu i tu jest właśnie podpucha, bo... Bóg istnieje w zupełnie innej rzeczywistości, w której jest "poza czasem". Co to dokładnie oznacza nikt nie wie. Widziałam jakieś próby opisywania świata i porównywania go do jadącego pociągu i opisywania Boga jako takiego zewnętrznego obserwatora, który wszystko widzi [wszystko, czyli w naszym języku: i naszą przeszłość, i teraźniejszość, i przyszłość]. Ale to jest chyba tylko jakaś nieudolna próba tłumaczenia sobie niepojętego Boga i jego rzeczywistości naszymi prostymi ludzkimi rozumkami ;) No ale powróćmy do sedna... Skoro "wiedział", to czemu się na to zgodził? Odpowiedź jest chyba taka: bo nas kocha! Często się mówi "jeśli kochasz, pozwól odejść". A Jego miłość jest doskonała - akceptuje nas i kocha niezależnie od tego czy my Go kochamy i czy właśnie Jego wybieramy. Bóg nie chce nas "testować"! Podarowanie nam życia na Ziemi pozwala nam na samodzielne dokonanie wyboru [Niebo czy Piekło], który to wybór On (z miłości do nas) zaakceptuje. Co nie znaczy, że nie może nam "podpowiadać": "wybierzcie Niebo ze mną! kocham was, łobuzy wy moje" ;) I robi to! Czasem poprzez coś dobrego, czasem poprzez coś dla nas tragicznego. To drugie może nas otrzeźwić, pozwolić nam dorosnąć, zmądrzeć. Rodzice też czasem "krzywdzą" dzieci dla ich dobra [każą sprzątać pokój, chodzić do szkoły i nie pozwalają zajadać samych chipsów i ciasteczek]. Dlaczego Boga nie umiemy nigdy w ten sposób usprawiedliwiać? [Pewnie dlatego bo sami jesteśmy tymi "krzywdzonymi" dziećmi :D] Moim zdaniem, wszystko co Bóg stawia na naszej drodze ma jakiś cel. Musimy tylko chcieć zrozumieć jaki... Powinnaś być dumna z tego, że masz jakieś wątpliwości dotyczące wiary. To znaczy, że dajesz jej szansę, myślisz, szukasz odpowiedzi, a nie wykorzystujesz każdą najmniejszą nieścisłość jako pretekst do odrzucenia Boga. To naturalne, że mamy wątpliwości. To naturalne, że wszystkiego nie wiemy. Nie rozumiesz? Szukaj. Pytaj. Dużo czytaj. Cierpliwie proś Boga o zrozumienie trudnych kwestii. Bycie Katolikiem jest trudne. Ale On Ci pomoże, jeśli Mu pozwolisz. Tak sądzę ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
cel w doskonaleni Życie po życiu - polski lektor - Life after life PL relacje osób które przeżyły śmierć doznali miłości i się odmienili się duchowo http://video.google.com/videoplay?docid=2181 0613207786382 W 1910 r., a więc siedem lat przed objawieniami Matki Bożej w Fatimie, władzę w Portugalii przejęła masoneria. Rządzący postanowili zniszczyć Kościół katolicki w ciągu dwóch pokoleń. Nowa, walcząca z Bogiem władza ogłosiła, że katolicyzm jest największym wrogiem ludzkości, opium dla ludu, i dlatego należy go jak najszybciej unicestwić. Kiedy masoneria przejęła władzę w Portugalii, rozpoczęło się okrutne prześladowanie Kościoła, represjonowanie osób duchownych i świeckich; wiele z nich poniosło śmierć męczeńską. Prymasa Portugalii oraz najbardziej niewygodnych biskupów i kapłanów wypędzono z kraju. Lizbona została ogłoszona w 1915 r. ateistyczną stolicą świata. Rodzinę królewską wymordowano do ostatniego dziecka. I właśnie wtedy, gdy w Portugalii trwało wielkie prześladowanie ludzi wierzących, gdy cała Europa była terenem krwawych walk pierwszej wojny światowej, a władzę w Rosji przejmowali komuniści, Pan Bóg w nadzwyczajny sposób zaapelował do ludzkich sumień poprzez objawienia Matki Bożej w Fatimie. Maryja ukazywała się tam trojgu małym dzieciom: dziesięcioletniej Łucji, dziewięcioletniemu Franciszkowi i siedmioletniej Hiacyncie. W roku 1935 - ćwierć wieku po rewolucji 1910 r. i osiemnaście lat po objawieniach w Fatimie - Nowe Państwo Antonia Salazara zakazało działalności lóż masońskich na terenie Portugalii. Rok później do urzędów powróciły krucyfiksy, a do szkół - katecheza. rok 1917 FATIMA jest pierwsza wojna światowa «Widzieliście piekło, dokąd idą dusze biednych grzeszników. Aby ich ratować, Bóg chce ustanowić na świecie nabożeństwo do mego Niepokalanego Serca. Jeśli zrobi się to, co ja wam mówię, wiele dusz zostanie uratowanych, nastanie pokój na świecie. Wojna się skończy. Ale jeżeli się nie przestanie obrażać Boga, to za pontyfikatu Piusa XI rozpocznie się druga, gorsza. Kiedy ujrzycie noc oświetloną przez nieznane światło, wiedzcie, że to jest wielki znak, który wam Bóg daje, że ukarze świat za jego zbrodnie przez wojnę, głód i prześladowania Kościoła i Ojca Świętego. Żeby temu zapobiec, przyjdę, by żądać poświęcenia Rosji memu Niepokalanemu Sercu i ofiarowania Komunii św. w pierwsze soboty na zadośćuczynienie. Jeżeli ludzie me życzenia spełnią, Rosja nawróci się i zapanuje pokój, jeżeli nie, Rosja rozszerzy swoje błędne nauki po świecie, wywołując wojny i prześladowania Kościoła. Sprawiedliwi będą męczeni, Ojciec Święty będzie bardzo cierpieć, wiele narodów zostanie zniszczonych, na koniec zatriumfuje moje Niepokalane Serce. Ojciec Święty poświęci mi Rosję, która się nawróci, a dla świata nastanie okres pokoju.»

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nina7777
ok..to moze wytlumaczcie mi dlaczego tyle niewinnych dzieci cierpi na tym cholernym swiecie??Moja siostra jest po porazeniu mozgowym, rodzice wiele wycierpieli, moje dziecinstwo uplynelo na odwiedzaniu szpitali z siostra, naogladalam sie tysiaca biednych niewinnych chorych dzieci...i czemu one sa winne?? czemu nie dostaly na poczatku zadnej szansy na godne zycie?? patrzac na moja siostre plakac mi sie chce, bo ona biedna nigdy nie usamodzielni sie, nie wyjdzie za maz, nie urodzi dziecka, nie osiagnie sukcesu zawodowego..nie bedzie miala normalnego zycia, zawsze skazana na pomoc innych:(( i za co??? Dlaczego niewinni i dobrzy ludzie cierpia a czesto ci zli..maja urode, bogactwo, inteligencje..wszystko czego zapragna?? DLACZEGO NIE MAMY ROWNEGO STARTU W ZYCIU?? ok...mozemy potem miec ta "dobra wole" ale kazdy powinien miec taka sama szanse na zycie!! Dlatego coraz mniej wierze w milosiernego i dobrego Boga...mam wrazenie,ze ktos tam jest, moze stworzyl swiat, ale ma nas wszystkich w du...sklaniam sie ku agnostyce..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ekstra_wertyk
nina bardzo Ci współczuję choroby Twojej siostry - myślę, że każdy zrozumie Twój bunt, ale podobno jest tak, że niektórzy cierpią - pokutują za grzechy innych. Daleka jestem od jakiejkolwiek autorytatywności w ocenie, ale sama tłumaczę sobie to tak: są ludzie, którzy dostają "od Boga" więcej, a nie umieją z tego właściwie korzystać czytaj nie potrafią dzielić się otrzymanymi talentami, co moim zdaniem jest naszym "psim" obowiązkiem. Nie miej mi za złe tego rodzaju tak! odważnej teorii - być może ktoś w Twojej rodzinie "nagrabił" sobie zła, za które płaci właśnie Twoja siostra. Tak, rozumiem Twój bunt i pytanie co ona winna? Być może Bóg wystawia otoczenie Twojej siostry na próbę w kwestii zaufania do Niego. No - jakieś wytłumaczenie musi się znaleźć - jeszcze raz wybacz jeśli mi to "nie wyszło" "czesto ci zli..maja urode, bogactwo, inteligencje..wszystko czego zapragna?" moje zdanie jest takie - NIGDY nie jest tak jak piszesz - nie wiem dlaczego jestem tego pewna - KAŻDY MA SWOJE PIEKŁO - to co widać z zewnątrz bywa często tylko wrażeniem... Uważam także, że nikt z nas NICZEGO NIE DOSTAŁ ZA DARMO!!!!, za wszystko przyjdzie każdemu zapłacić - dlatego nie podniecajmy się, nie chełpmy swoją urodą, sukcesami, kasą etc. - to wszystko jest na kredyt - jeśli nie zagospodarujemy tego "tak jak należy" - odsetki od tego kapitału mogą być bardzo kosztowne - może w innym pokoleniu, może choroba, może kalectwo - bilans i tak wyjdzie na zero!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Arpeggio
Ja wierzę w to, że im więcej człowiek od Boga dostaje, tym więcej się od niego wymaga. Zastanawiam się czy w ogóle czegokolwiek Bóg wymaga od dzieci niepełnosprawnych... Może one po śmierci idą od razu do Nieba [tak jak to mówi Kościół Katolicki o dzieciach nieochrzczonych, zmarłych bardzo szybko], ale nie widziałam na ten temat żadnego dokumentu... Głęboko wierzę w to, że właśnie takie będzie przeznaczenie niczemu nie winnych niepełnosprawnych dzieci. A jaki w ogóle może być cel ich narodzin i życia [skoro nie tak jak wszystkich ich droga do zbawienia, bo tą mają zapewnioną]? Sądzę, że te dzieci mogą być ratunkiem w drodze do Nieba dla ich rodziny... Wiara katolicka podkreśla, że najważniejszym przykazaniem jest przykazanie miłości. I z tego będziemy "rozliczani" na Sądzie Ostatecznym. Nie z samej miłości do Boga, ale też [a może przede wszystkim?] z miłości do innych... W tym sensie Twoja, nino7777, i Twoich rodziców troska o Twoją chorą siostrę może być kiedyś dla Was przepustką do Nieba. Opieka nad niepełnosprawnym jest przecież pełną poświęceń i wyrzeczeń bezinteresowną miłością. Twoja siostra jest, jak napisałaś, niesamodzielna, więc ona odwdzięczyć się Wam może co najwyżej uśmiechem... Ale Bóg może dużo więcej! ;) Każdy z nas ma jakąś swoją drogę do Nieba i wydaje mi się, że każda jest trudna. Nawet odważę się zaryzykować stwierdzenie, że droga ludzi, którzy zostali w pewnym sensie "zmuszeni" bez Boga do opieki nad innymi ludźmi potrzebującymi pomocy może okazać się mniej zawiła niż tych, którzy nie mieli takiego jasnego komunikatu wobec kogo mają wykazać się tą miłością... Przypominam: chodzi mi o drogę do Nieba, a nie o pozorny stopień kompikacji drogi życiowej. Mam nadzieję, że dobrze mnie rozumiesz... Sens naszego cierpienia jest zawsze bardzo delikatną i indywidualną sprawą. I może to wszystko co tu napisałam to głupoty, ale ja naprawdę wierzę, że Bóg jest jednak dobry i nas bardzo kocha...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość hohohohuhuhu
arpegio pisze jak osoba duchowna

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×