Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość naominomi

mam poczucie winy

Polecane posty

Gość naominomi

już tu kiedyś pisałam, że narzeczony sobie wymyślił, żebym pojechała z nim zapraszać jego znajomych z pracy na wesele. Ja ich w ogóle nie znam, nawet ich nie widziałam nigdy. Dziś mieliśmy rozmowę na ten temat, ja mu powiedziałam, że nigdzie nie jadę, bo kto ma przyjść to przyjdzie i tak, a reszcie wszystko jedno czy zaprasza on sam czy we dwoje. Spięliśmy się mocno o to. On niby powiedział, że załatwi to sam, ale jakiś urażony był. A ja mam poczucie winy, bo moze powinnam jechać?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a ja ci dobrze radzę
jedz-przynajmniej zobaczysz kogo zapraszacie:P na zaproszeniu przecież oboje zawiadomiacie o ślubie;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość fakt nie znasz
fakt nie znasz ich, ale jak pojedziesz z nim to przynajmniej nie zobaczysz ich pierwszy raz jak beda Ci skladali zyczenia po ceremoni :) ale jak dla Ciebie to taki problem to on tez to powinien zrozumiec, ale jaki kompromis bedzie najlepszy to ja juz nie wiem, moze wyslijcie poczta? :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ale z Ciebie dzik trochę... To co z tego że ich nie znasz? A na weselu ich chcesz czy to tez wymysł Twojego, a Ty się nie zgadzasz? Dobrze, że mój tak nie cudował, jak było pożegnalne ognisko tylko poszedł ze mną, choć też nikogo nie znał, jako jedyny w towarzystwie... Przeżył całe 5 godzin:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
etam, ja bym nie jachała, to ludzie z jego PRACY, nie jakaś bliska czy znajomi och obojga. Uwżam, że delegacja 2-osobowa wcale nie jest konieczna, w końcu znajomi z pracy nie są najwazniejszymi goścmi na weselu (a rodzina itd.) z czego pewnie i tak połowa wymiga się od przyjscia. Ja uważam, że nie ma potrzeby, abyś szła z narzeczonym, bez przesady. Ja też bym nie szła.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość selllen
dziwna jestes troche i dzik - jak toktos napisał jedż! nie interesuje ci e z kim on spedza czas w pracy, jego znajomych?? bossszz

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
jaki dzik? Nie wiadomo, co to za praca, co to za ludzie, skoro wczesniej nie kwapili się, aby jakoś poznać to z jakiej paki ona ma teraz jechać do nich jak wielce-koleżanka i osobiście zapraszać? Może ma jeszcze strój galowy założyć i wręczać to zaproszenie przy akompaniamencie trembaczy? Ludzi z pracy i tak powinno się powiadomić o slubie na jednym zbiorowym zaproszeniu, kto ma cheć to do kościoła przychodzi, a kto nie-to nie. Jeśli facet jest w dobrych koleżeńskich kontaktach z tymi ludźmi to niech po psotu zrobi dla każdego osobno i da mu podczas przerwy w pracy. Przeciez gdyby ta dziewczyna (autorka) np. pracowała albo byłaby chora to facet sam by te zaproszenia dał i szumu by nie było, chyba nikt nie wymaga przybycia pary w pełnym składzie aby dostać zaproszenie i schować je do torby, ona się będzie przez całe miasto targała do ludzi po to tylko, żeby stanąc przy narzeczonym i kiwnąc głową podczas gdy i tka to on będzie mówił zapraszając tych ludzi. Nie uważacie, że to przesada? Ja rozumiem rodzinę, przyjaciół-wtedy wypada razem, po godzinach podjechać na chwilke, zagadać, wypić kawe i wręczyć zaproszenie. Ale do (nie-)znajomych ludiz z pracy narzeczonego w życiu bym nie pojechał,a bez jaj.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Poprawka! Jej narzeczony "wymaga". Widocznie to dla niego ważne. Może chciał ją właśnie przedstawić wtedy, może ktoś mu zasugerował, żeby przedstawił swoją przyszłą żonę. Ja bym nie miała problemu, serio, choć by mi się to dziwne wydawało, ale wiem, że mój by nie nalegał bez powodu. I szacunek dla proszących wymaga, żeby raczej nie robić tego w jeansach:/ My prosiliśmy w eleganckich ciuchach.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
W sensie wszystkich gości, bo z pracy to tylko mojej prosiłam sama na sam ślub, bo i tak pewnie nie przyjdą, tylko dali kwiatka, ja dam placka i będzie git ;-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
HaPo- "z pracy to tylko mojej prosiłam sama na sam ślub, bo i tak pewnie nie przyjdą, tylko dali kwiatka, ja dam placka i będzie git " czyli sama stwierdzasz, że to bez sensu. Jesli narzeczony musiał tą dziewczynę przedstawiać swoim znajomym z pracy bo na tym mu zależało, żeby ją przed slubem poznali to ALBO mógł jej wytłumaczyć, że to dla niego ważne, że będzie się z nią lepiej czuł itd. (w taką wersję oczywiście wątpię) ALBO mógł rozwiązać sprawę NORMALNIE i skoro widział, że dziewczyna ma opory, będzie się krepowac jechać tam do jego roboty niewiadomopoco-mógł znajomych zaprosić do siebie na jakąś kawę i wtedy wręcyzli by im oboje zaproszenie a goście poznali by dziewczyne. Bez sensu by było, żeby ona tam jechała wystrojona żeby tylko koło niego stanąć jakby miała wręczać laurkę jak oddelegowana dziewczynka z podstawówki żeby dać na doczepke z kimś kwiatka dla nieznajomem nauczycielki. Nie przesadzajcie, autorka nie powinna mieć wyrzutów sumienia a skoro facetowi zależało mógł przedstawić jakoś argumenty "za" które by skłoniły ją i przekonały, że to ma sens. Ona tez zamiast się zapierac nogami i rękami mogła powiedzieć, że własnie np. na kawie, bo przyjazd do jeog pracy będzie ją krepował. Trzeba się było dogadać a nie autorka gościowi powiedziała bez tłumaczenia pewnie, że "ABSOLUTNIE" a facet się obraził i stwierdził, że "nie to nie".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Aaaa, bo pewnie oboje coraz większe nerwy przed ślubem mają i rozdmuchali błahą sprawę ;-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
zawsze można sobie powiedzieć tak - skoro zamierzamy wziąć ślub tzn. że jestesmy DOROŚLI, do życia razem, odpowiedzialnie, normalnie, chcemy żyć RAZEM długo i szczęśliwie, skoro przed slubem pojawiają się takie problemy (pierdoły) to tzreba je nauczyć się rozwiązywać, aby po slubie móc umieć sobie radzić z nieraz o milion trudniejszymi sprawami. No bo skoro przed slubem nie można rozwiązać problemu z głupimi zaproszeniami (w zgodzie i bez kłótni) to jak ma wyglądac potem małżeństwo, wspólna droga, wspieranie się w cięzkich (ale takich naprawde powaznych i trudnych) momentach.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
z tego co kojarzę to autorka uważa zapraszanie wszystkich kolegów z pracy młodego za bezsens, bo poza pracą nic ich nie łaczy, a młody się przy tym upiera "bo tak". w tej sytuacji wcale sie nie dziwie ze ona nie pojechala. dziwię się że pozwoliła ich wszystkich zaprosić, ot co.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość naominomi
Jej, ale bajki piszecie. Mój narzeczony pracuje ok 60 km od naszego miejsca zamieszkania. Nie utrzymuje ze znajomymi z pracy żadnych prywatnych kontaktów. NIGDY razem nie wychodzili, nie umawiali się na kaw, nie zapraszali do domów, znają się niespełna rok. Jedynie czasem jak mają jakiś służbowy wyjazd, to spędza w samochodzie z kimś kilka h dziennie, to może wtedy bardziej prywatnie poznają się. Mój narzeczony od samego początku chce zaprosić WSZYSTKICH NA ŚLUB I WESELE. Uważam to za bezsens trochę. Na początku się sprzeciwiałam, al ew końcu ustąpiłam, bo mu zależy. Od samego początku powiedziałam, że nie pojadę zapraszać. Ogólnie mój narzeczony jest takim typem, który zaprosiłby na ślub wszystkich, których zna. Nawet dentystę, którego lubi. Nie rozumiem jego podejścia. Może się mu wydaje, że go bardziej lubić będą. Teraz dużo osób nam odmówiło i się martwi jak 'dopchać salę, żeby było tyle ludzi na ile sala jest, bo jak będzie mniej to będzie głupio. Ja uważam, że na ślubie i weselu powinni być BLISCY więc już tu nam trudno kompromis wypracować. Poza tym, nie palę się do poznawania ludzi z pracy. Nie widzę ku temu powodu. Narzeczonego poza praca z nimi nic nie łączy. Podejrzewam, że narzeczony tam długo miejsca nie zagrzeje (może jeszcze z 2 lata). Faktycznie jestem trochę dzik. Jestem raczej mało ufna w stosunku do ludzi. Wydaje mi się, że prędzej tacy znajomi nas obgadają za plecami niż coś życzliwego powiedzą. Zresztą dla mnie to niezręczna sytuacja, bo musiałabym tam jechać jak przerwę mają, wpaść na 10 minut, stanąć na środku obok narzeczonego jak sierota jakaś i może jeszcze się ukłonić. Czułabym się jak małpka w zoo. Co innego jakby wcześniej było jakieś spotkanie prywatne na neutralnym gruncie. Wszystko to narzeczonemu powiedziałam, al eon dalej uważa, że skoro jesteśmy we dwoje na zaproszeniu wpisani, to WYPADA żebyśmy razem zapraszali.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
guzik prawda nie musicie byc oboje , u nas czesc zaproszen rozdalismy razem czesc ja sama , czesc rodzina przekazala innym, czesc wyslalismy a nawet niektorym znajomym mojego przyszlego meża zaproszenia rozdalam ja -sama! swoim kolezankom tez dalam sama i watpie zeby ktos sie o to obrazil

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
narzeczony ŹLE uważa, to że jemu się tak ubzdyczyło nie oznacza, że ma 100% rację. Poza tym kurde mój Mąż, jak widzi, że czegoś nie chcę to mi nie wciska na siłę czegokolwiek, szanuje moja decyzję jesli widzi, że nic nie wskóra bo mnie kocha i tylko moje zadowolenie się dla nieogo liczy najbardziej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość naominomi
Widzisz sękata, a u nas to działa w 2 strony. Ja też kocham swojego narzeczonego i też mi zależy na tym, żeby on był zadowolony, stąd moje wątpliwości. Bo w sumie wiele bym nie straciła jadąc tam... Problem w tym, że ja juz raz ustąpiłam wiec moze on też powinien.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×