Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Samotnok

Oddalam się od świata.

Polecane posty

Gość Samotnok

Zauważyłem, że od jakiegoś czasu coraz bardziej zagłębiam się w sobie. Jeszcze parę miesięcy temu pamiętam jak mówiłem, że ja nigdy nie miewam dołów, bo nie mam do tego aż takich powodów. Faktycznie, nie przejmowałem się zbytnio niczym. A teraz? 3 rok studiów dał mocnego kopa w tyłek i dopiero teraz widzę jak bardzo dalekie są od moich zainteresowań, to jest wręcz zaprzeczenie mnie, moich poglądów i wrażliwości :/ A studiuję prawo. Wybrałem z powodów racjonalnych, myślałem, że nie będzie źle, a jest okropnie. Nie jestem w stanie zaangażować się w coś co mnie nawet nie interesuje. Czuję się z tym bardzo źle i nie potrafię się pogodzić i jakoś wziąć za naukę tylko to ciągle olewam i szarpię się z tym. Z powodu dużej ilości zajęć czuję jakiś ciągły stres. Po powrocie do domu chciałbym mieć spokój, żeby nikt mi nie przeszkadzał. Niestety mieszkam w akademiku i nie ma mowy o odrobinie spokoju i prywatności. Wiem, że ludzie chcą być mili, koleżeńscy, ale ja nie mam jakoś ochoty na rozmowy i muszę udawać, że wszystko jest ok. Co jakiś czas chodzę na imprezy, ale też jestem tam tylko ciałem. Zupełnie nie mogę się bawić, jestem jeszcze bardziej przygnębiony, bo nie mam na to ochoty. Udaję, że było fajnie i że się dobrze bawiłem. Nie mam siły nikogo poznać, nie potrafię. Nie odczuwam żadnego pociągu płciowego, nie masturbuję się od 2 tygodni i nie wiem ile to jeszcze potrwa, bo po prostu nie mam potrzeby. Mam dosyć znajomych, nie chcę na nich patrzeć i z nimi przebywać. Ta nasza znajomośc wydaje się taka jałowa i powierzchowna. Trochę lepiej czuję się jak wrócę do domu. Wiadomo, swój pokój, jestem najedzony i mogę pobyć w komforcie :) Niestety po weekendzie to się kończy i znowu piekło, gdzie nic nie ma sensu i wszystkiego mam dosyć. No nic mnie zupełnie nie cieszy, nie widzę żadnych pozytywów, na nic nie czekam, nie wiem po co to wszystko robię. Widzę wokół tylko nachalnych ludzi, którzy zagłuszają mój spokój. Chcą dobrze, a ja mam ic dosyć :( Mam taki swój senny świat gdzie wszystko jest piękne, wzruszające, głębokie i tajemnicze. Taka kraina z dziecięcych snów. Często przebywam w tym świecie, nie umiem nikomu go opisać dokładnie. Pewnie to śmiesznie brzmi, jak 21 letni chłopak pisze takie dyrdymały, co? Po prostu źle się czuję na tym świecie, jestem zagubiony i nawet nie wiem czy mam ochotę się odnaleźć, czy umiem w ogóle. Nie będę potrafił chyba prowadzić rozsądnego, typowego życia, którego wszyscy oczekują. Dlatego też odpycham od siebie myśl o dziewczynie, bo byłbym pewnie zbyt nudny dla niej. Czuliście się kiedyś niedopasowani do świata?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość solitegdgdg.
Mam tak cale zycie, i juz jakos w Liceum uswiadomilem sobie, ze nie pasuje do swiata. Moze to kwestia swiadomosci, nie wiem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Samotnok
U mnie też zaczęło się to już dawno, nawet chyba w gimnazjum. Ale wtedy może było to związane z dorastaniem? Codziennie wracałem do domu po szkole i spałem do wieczora. Ale jakoś to minęło. A od końca liceum rośnie świadomość i coraz więcej rzeczy się widzi. Patrzy się więcej w głąb siebie, człowieka i świata. I istnieje jakaś pustka, której nic nie zapełni. Myślałem, że może sposobem będzie dziewczyna. Teraz myślę, że to byłoby tylko chwilowe i problem znowu by się pojawił. Zdaję sobie sprawę, że dla większości 'normalnych' ludzi jestem 'nienormalny', dlatego nie zdradzam się zbytnio ze swoim wnętrzem i jestem zamknięty w sobie. To jest chyba ból egzystencjalny. Nie wiem, ludzie nie mają takich głębszych, bardziej duchowych refleksji?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dfdfdfdeeed
to wrodzony nonkonformizm

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Samotnok
Mogę powiedzieć, że żyję w swojej głowie, w swoim pradziwym w świecie, a ten namacalny jest przymusowy, bo bez niego nie mogę żyć w tamtym. Nie znoszę tej przyziemności, tych jałowych dyskusji i problemów. Wszystko co jest w telewizji mnie nie interesuje. Tak samo polityka. Dla mnie te wszystkie sprzeczki, kłótnie między ludźmi o jakieś błahe sprawy są bezsensowne. Jakie to wszystko ma znaczenie tak naprawdę? Dlatego właśnie mam dosyć znajomyc, rozmów z nimi, wolę milczeć choć nie mogę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość deeekkki
Ja się tak czuję już od ponad 10 lat i żałuję że nic z tym wcześniej nie zrobiłam myślałam że to przemęczenie i że samo przejdzie, nie przeszło :( zaczynam się zastanawiać nad podjęciem jakiejś terapii.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Samotnok
Wiem, że nonkonformizm. Ja mam krytyczne podejście do wszystkiego, ale jednocześnie staram się nie oceniać ludzi i nie potępiać, bo wg mnie każdy powienien być taki jak cce i robić to co chce. Dlatego m.in. męczą mnie te plotkarskie rozmowy, nagadywanie na kogoś z byle powodu. Nie rozumiem dlaczego ludzie nie dają sobie żyć i interesują się innymi, zamiast rozwijać swoje życie. Przez to wszystko popadam w paranoje. Mam chyba niską samoocenę, czuję się zbyt napierany przez ludzi i zamykam się bardziej w sobie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bywaaa
Ludzie generalnie mówią o głupotach, mnie też nie interesują takie tematy jak polityka, nie sądzę, że w związku z tym jest w Nas jakis problem...Myslę, że jesteś takim typem człowieka, co więcej, czuje więcej widzi tego co jest ważne, nie sądzę, że to jakas choroba, mam podobnie. No chyba że potrafisz leżeć godzinami i patrzeć się w sufit, bo jak normalnie funkcjonujesz, tylko nie masz chęci na płytkie rozmowy z ludźmi, to normalne raczej...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Być Nie Istnieć
Nigdy nie mialem kolegow (okres Liceum, bo wczesniej tak) bo nikt nie wydawal mi sie na tyle ciekawy, by wchodzic z nim w jakas glebsza relacje, a jak juz ktos wydawal sie ciekawy to po dluzszym czasie widzialem same jego wady i glupote. Nie moglem np. sluchac muzyki, ktorej slucha osoba ktora osobiscie znam, sam nie wiem czemu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość anzio1
Ja od 3 miesięcy zapadłem się pod ziemię. Ale doskonale wiem dlaczego. Przegrałem miłość swojego życia na własne życzenie... wegetuję na pograniczu utraty zmysłów. Oddaliłem się od wszystkich i od rzeczywistości. Nie wiem jak z tego wyjść... a jeszcze w wakacje byłem sobie lekkoduchem z otwartą głową na świat, a teraz najchętniej nie wypełzałbym z pod swojego głazu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Samotnok
Nie wiem czy psycholog mógłby mi pomóc. Czuję zbyt dużą świadomość, żeby lekarz mógł mi wmówić coś innego niż myślę. Nie daję się nabrać na jakieś hasła. Pewnie mężczyźni w moim wieku myślą tylko o laskac, szukają okazji jak tu jakąś nową poderwać. A ja tak nie mam. Ostatnio nawet na imprezie kolega mi jakąś poderwał, a ja ją olałem. Nie mam ochoty poznawać byle kogo. On np. nie potrafi tego zrozumieć. Czuję presję, żeby szukać lasek przypadkowyc i je wykorzystywać. A ja taki nie jestem. Kolega nawet żartem stwierdził, że jestem gejem :D Po prostu jest coś takiego w głowie co jest silniejsze od całego tego fizycznego popędu i wtedy wydaje się to niepotrzebne. Nie mówię, że nie chcę nikogo. Pewnie, że bym chciał. Ale nie wiem jak znaleźć kogoś odpowiedniego. A nie jestem typem, który by podrywał przy każdej okazji i bawił się.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość BeJjBi
Witaj, Nie jesteś jedyny na świecie, który ma takie problemy.. Pozwól, że zapytam .. Jakie było Twoje dzieciństwo ? Bo wiesz, wiele od tego zależy.. Ja mam chyba depresję, mam prawie 19 lat i jestem fotomodelką. Ostatnimi czasy czuję, że nie pasuję do tego świata, wszyscy chcą tańczyć, bawić się.. Myslę, że mój problem to mój ojciec który pije dlatego Ciebie właśnie zapytałam o dzieciństwo.. Ostatnio jakoś na nic nie mam ochoty, zniechęciłam się zajęciami.. Wcześniej miałam ambicje, plany.. Teraz.. szkoda gadać.. Nie zadowala mnie to , ze znajde sie na okładce jakiejś gazety czy może będę coś reklamować, to nie mój świat.. Pragnę dziecka, obudził się we mnie instynkt macierzynski, i to jest silniejsze ode mnie, chciałabym mieć swój dom i tam budować swoją przyszłość. Załamuje mnie moja szkoła, bo na prawdę się uczę, przykładam, a tam jakieś fatum normalni, mogę zakuwać całą noc, pójdę na egzamin a tam i tak będzie klapa.. Więc po co marnować czas i się w ogole uczyc ? To mnie strasznei zniechęca.. Też mam swój świat, w którym dobrze się czuję, jednak na prawdę jest szara rzeczywistośc, z którą ciężko jest się czasami pogodzić....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość królewna_niepewna
Chyba sama lepiej bym nie ubrala w slowa tego jak sie czuje. Jestem na drugim roku i od jakiegos czasu, czuje sie dokladnie tj. piszesz. Nie mam na nic ochoty, ale udaje ze wszystko jest ok, chociaz gdzies w srodku, mam zal do znajomych, ze nikt tego nie widzi, chcialabym, zeby ktos mi pomogl i wyciagnal do mnie reke, przytulil i porozmawial o tym, rozwazam wizyte u psychologa, ale sie boje, chociaz chcialabym porozmawiac z nim tez o mojej bulimii.. ktorej nabawilam sie przez chora chec odchudzania sie i nie umiem z tym walczyc.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Być Nie Istnieć
Mnie przeraza wizja - dom, zona, praca

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Być Nie Istnieć
Do psychologa wybralem sie z wlasnej woli w pierwszej klasie liceum i jakos jak pisze uzytkownik wyzej nie powiedzial mi niczego czego sam juz wtedy nie bylbym swiadom...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Samotnok
Funkcjonuję w miarę 'normalnie', bo tak po prostu muszę, nie mam wyjścia. 'Normalnie' czyli jak zombie albo robot. Tyle, że ja dostrzegam, że ten bieg nie ma celu, ludzie całe życie biegną i umierają nie dowiadując się po co im to było. Ja widzę inne życie poza tym przymusowym i wymaganym. Gdyby włączyć jakąś hipnotyczną, transową muzykę, gdyby był odpowiedni nastrój to moż pogapiłbym się kilka godzin w sufit :P Ale może lepsza byłaby jednak medytacja :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bywaaa
E wydaje mi się, że jesteś po prosty typem filozoficznym :), a to raczej powodem do zmartwień nie jest ;).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Samotnok
BeJjBi, ja nie miałem tak drastycznego dzieciństwa jak Ty... Moi rodzice, a szczególnie mama, starali się. Mam trochę do nich żal, że nie wbili mi do głowy pewności siebie, ale gdyby tak zrobili może wtedy byłbym zadufanym w sobie i rozpieszczonym księciuniem? Z tatą nie mam zbyt dobrego kontaktu. Nie potrafimy ze sobą rozmawiać. Nie traktował mnie źle, po prostu nie zawiązała się między nami nić i po prostu jesteśmy dla siebie obcy, ni znamy się dobrze, jedynie powierzchownie :( A co mógłby powiedzieć psycholog? Dużo czytam, interesuje mnie trochę psychologia i nie wiem czy właśnie dowiedziałbym się czegoś nowego. Bo przekonać na pewno by mnie nie przekonał.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Samotnok
Jest powodem do zmartwień, bo nie mogę cieszyć się życiem. Nawet picie nie pomaga, jestem tak samo wewnętrznie spięty. Zresztą nie lubię pić alkoholu, bo wiem, że żadnych korzyści mi nie daje. Ale oczywiście dla towarzystwa nieraz się napiję. Może gdybym był podrywaczem to moje myśli zaprzątałyby dziewczyny. A ja nim po prostu nie jestem. A nienajgorszy wygląd na nic mi się nie przydaje jak nie ma pewności siebie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Byc nie istniec
ja wychowywalem sie sam, mieszkalem z rodzicami, ale z ojcem nigdy nie zamienilem zdania, a z matka tylko na zasadzie "co w szkole" "dobrze". zero rozmow i wsparcia psychicznego. przyjaciol nie mialem tylko paru kolegow, ktorych nie lubilem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Samotnok
O mnie mama się martwiła i martwi, ma zawsze dobrze intencje. Żałuję tylko, że tata się mną nigdy nie zainteresował. Kiedy mama mnie uczyła na zajęcia w szkole, on oglądał TV. Zresztą nie pamietam żebyśmy razem we dwóch gdzieś byli, coś robili. Były na pewno takie sytuacje, ale nie była to ciągła relacja. A teraz nawet nie potrafimy ze sobą rozmawiać, choć on by chciał. Ja też, ale po prostu nie potrafię. Nie chcę na rodziców teraz zrzucać. Trzeba ograniczyć to wszystko do siebie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość BeJjBi
Drogi Samotniku, dzieciństwo jest bardzo ważne bo na nim opiera się dalsza częśc życia, większość incydentów pozostaje w psychice na zawsze. Myślę, że nie możesz winić swoich rodziców za to, że nie nauczyli Cie jak to napisałeś pewności siebie . Człowiek uczy sie przez całe życie i niektórych spraw rzeczy można nauczyc sie tylko i wyłącznie samemu. Myslę, że z odwagą i pewnością siebie trzeba się po prostu urodzić, nie uważam też że ludzie pewni siebie są rozkapryszonymi książętami. Osobiście jestem odważna i otwarta na innych , ale osoatnio tak jak Ty czuje że zamykam się w sobie. Wiesz, czytałam dużo w internecie , właśnie na temat studiów i takim zachowani jak Ty piszesz.. To jest kryzys, może zbyt dużo nauki ? Może zbyt wiele od sibie wymagasz ? A może to po prostu nie to czego szukasz ? Niestety nie będziesz się czuł dobrze, dopóki nie wyeliminujesz ze swojego życia, tego co Cie najbardziej dusi... Wizyta u psychologa ? Na pewno zapyta Cię co jest Twoim największym problemem co czujesz ile to trwa czy jestes w stałym związku itp.. ? Myślę, że nie masz narazie po co iśc skoro sam uważasz że do niczego Cię nie przekona, ja właśnie mam tak samo, dlatego zwlekam z tą wizytą..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bywaaa
Powiem Ci, że mnie chyba też nic nie cieszy, może nie to, że jestem zdołowana, ale też mam ciągle poczucie bez sensu wszystkiego, ostatnio zaczęłam bardziej rozwijać swoje zainteresowania, to co lubię, a i tak jakoś już mnie to nie jara...nie wiem, czasem mam wrażenie, że nie jestem z tego świata.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość BeJjBi
Ja z mamą od zawsze mam wspaniały kontakt, ale zniszczył wszystko ojciec, nie boję się tego mówić, wiem że on jest wszystkiemu winien.. Nie umiem myśleć, że będzie dobrze dopóki on jest w pobliżu.. Niestety dzieciństwo odzwierciedla moje teraźniejsze bycie, to wszystko zostaje w psychice i teraz daje się we znaki.. Byc nie istnieć - Rodzice to ważna kwestia, by życie dorosłe samodzielne było łatwiejsze, z tego co piszesz na pewno nie pomogli Ci wystraczjąco, bo rodzmowa to podstawa.. Napisałeś ze przeraza Cie wizja domu rodziny i pracy dlaczego ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bywaaa
A długo to już u Ciebie trwa? To banalne, co napiszę, no ale prawdziwe, czasem kryzysy przychodzą odchodzą...Mi swego czasu dużo pomógł mój chłopak, poczułam że na prawdę jest ktoś, kto mnie wysłucha i nie tylko dlatego, że tak wypada, tak jak z reguły znajomi i że przede wszystkim słyszy co mówię i stara się mi pomóc jeśli tylko może...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bywaaa
Ja swego czasu myślałam, że mam dobry kontakt z mamą, teraz dopiero widzę, jak był powierzchowny...no a ojciec zawsze był tylko teoretycznie, na zasadzie dostarczania kasy...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość BeJjBi
Bywaa- To prawda o czym piszesz, ja też mam wspaniałego narzeczonego, który jest dla mnie całym światem i zawsze mi pomoga.. Ale wiadomo w życiu każdego są sprawy, ktore trzeba przeżyć samemu, a to jest bardzo cięzkie.. :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Samotnok
Wiem, że dzieciństwo ma wpływ na dorosłe życie. Może nawet nie tylko wychowanie, ale i jakieś sytuacje. Teraz dręczy mnie coś w stylu niskiej samooceny, braku pewności siebie, fobii społecznej. pamiętam jak byłem jakoś w liceum i w kościele zemdlał mój młodszy kolega i widziałem, że w kościele jest jakieś poruszenie, głosy. Nagle ze środka na zewnątrz (gdzie stałem) wyszedł ojciec ego chłopaka trzymając go na rękach. Jego oczy były wywrócone do góry, widziałem tylko białka, a z buzi płynęła mu ślina. Za ojcem szedł zapłakany brat tego co zemdlał, nie wiedząc co się dzieje. Wtedy zaczęło robić mi się słabo i moje nogi zaczeły robić się jak z ołowiu. Od tego się zaczęło. Póżniej za każdym razem miałem lęki w takic sytuacjac gdzie jest dużo ludzi. Czułem zawsze, że zemdleję. Po kilku latach udało mi się to jakoś opanować, przeszło mi. Jednak pzoostały inne elementy tej fobii. Teraz już nie boję się, że zemdleję jednak czuję się obserwowany przez ludzi. Kontroluję swój ruch, przez co jest taki usztywniony i kanciasty. Często napinają mi się miśnie łydek co jest bardzo bolesne. No i idący za tym brak pewności siebie....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bywaaa
Dopiero przy nim nauczyłam się rozmawiać o tym, co mnie boli, ale długo to trwało zanim się przełamał, nauczyłam, a on czekał cierpliwie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Samotnok
Pomyłka - byłem wtedy w GIMNAZJUM, kiedy miała miejsce ta traumatyczna sytuacja. Miałem jakieś 13 lat.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×