Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

m@da.

PO!!!...diecie warzywno-owocowej, CZYLI ZDROWE ODŻYWIANIE.

Polecane posty

Gość gol
Na diecie owocowo warzywnej schudłam sześć kilogramów. Jestem teraz szczupła i nie mam kompleksów. Ale musicie wiedzieć, ze samą dietą nie schudłam. Zdecydowałam się również na ćwiczenia, które pozwoliły mi uzyskać szczuplejszą talię. Po prostu wykorzystałam „prosty sprzęt w postaci kółka hula - hop. Ćwicząc regularnie przez parę tygodni fantastycznie udało mi się zeszczupleć i wymodelować talię. Nogi też mam niczego sobie. Polecam wam tez taka prostą gimnastykę, bo warto. Można ją nawet wykonywać po urodzeniu dziecka. A jak kręcić takim „prostym urządzonkiem? Cenne informacje znajdziecie na http://hgh.edu.pl/2011/04/02/hula-hop-na-smuklejsza-sylwetke/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witajcie! Rozszerzyło się trochę towarzystwo! Fanie tu i miło. Kajaka31! Myślę, że "na zdrowym" wg dr ED, to jak najbardziej dieta dla ciężarnych. Żeby ułatwić trawienie możesz jeszcze starać się stosować dietę niełączenia, czyli jeść osobno białko i węglowodany. Za to dużo warzyw - do wszystkiego. Życzę Ci świetnego samopoczucia przez całą ciążę i szczęśliwego rozwiązania. Kantalupo! Trzymaj fason! Ja również na 14-dniówce czułam się bezpieczna, lekka, z nadprodukcją endorfin, a teraz muszę bardzo się pilnować. Chyba też wkrótce wrócę na ścisłą dietę. Niby samopoczucie wciąż świetne (tydzień temu zakończyłam przypominajkę), ale po jedzonku bywam ociężała. Po prostu należałoby jeść MNIEJ! Ale z hamulcami mam problemy Herbatko! Rzeczywiście powinnaś po takiej długiej diecie być odporniejsza. Chyba te stresy Cię łamią. Trudno się zdystansować? Też tak miałam i rozumiem. Dopiero teraz z perspektywy czasu uważam, że za bardzo się przejmowałam i denerwowałam problemami, na które nie mogłam mieć wpływu. Oby u Ciebie wszystko się wygładziło. Właśnie przestudiowałam książkę o oczyszczaniu organizmu u kobiet i chciałaby podać Wam pod rozwagę kilka uwag autorki: - Niby nie ma nic rozbieżnego z naszą dietą, ale N.Rose (to ta od diety na surowych warzywach) radzi przechodzić nas detoksykację stopniowo, aby organizm nadążał z usuwaniem uwalniających się toksyn. Jeśli jest ich nadmiar, to pozostają w ciele, a dodatkowo powodują ból głowy, wypryski, podwyższoną temperaturę a nawet wstrząsy emocjonalne. Substancje toksyczne zostają z powrotem wchłonięte. Czyli oczyszczanie nie może być zbyt intensywne. Krótko mówiąc: przechodzimy na dietę powoli eliminując niewłaściwe produkty. - Mężczyźni lepiej metabolizują tłuszcze niż kobiety, które powinny używać w minimalnych ilościach oleje z pierwszego tłoczenia i tylko na zimno. Nie powinnyśmy stosować oleju do gotowania, bo w wysokich temperaturach ulega mutacji jego struktura. Należy go zastąpić masłem, które dobrze znosi wysokie temperatury. - Zalecane są pokarmy szybkostrawne (najbardziej zasadowe), czyli soki warzywne, warzywa surowe i gotowane, kasze: jaglana i gryczana, ryby. - Istotne jest robienie przerw między posiłkami, by nie łączyły się one ze sobą. Najlepiej zrezygnować ze śniadania (rano organizm przygotowany jest do eliminacji materii, a gdy jemy, to wydalanie zostaje zatrzymane), a jeść 2 posiłki dziennie obiad i kolację. Tylko nie pyskujcie, że się wymądrzam, a nie uczestniczyłam w turnusach w ośrodkach wiadomych. Została mi polecona książka, w sklepie internetowym ją znalazłam, kupiłam i co przeczytałam tym z Wami się dzielę. Do PODUMANIA! Ja właściwie do południa jestem na: kwasie z buraków, wodzie z cytryną i soku marchwiowym. Z jogi wracam około 13 i dopiero wtedy jem śniadanio-obiad, czyli misę warzyw z 2-3 kromkami chleba. Potem mieści mi się już tylko kolacja warzywa gotowane z kaszą, fasolą, rybą. Do tego jabłka i grapefruit. Tylko że ja tego jem za dużo! W tym cały problem. No dobra, starczy na ten raz, Głodomorki! Uśmiechniętego wieczorku i spokojnej nocy!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A co do M@dy, to ja straciłam nadzieję na jej pojawienie się tutaj. Nawet trochę się martwię czy jej się co złego nie stało. Też bardzo mi tu jej brakuje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Herbatko olej wprowadziłam i ten z wiesiołka też 2 kapsułki jak pisze dr Dąbrowska. Kupiłam sobie silice zawsze mi pomagała mam nadzieje że teraz też.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witaj Laskarko! Stresy już mnie opadły ale 3 tygodnie temu miałam popsuty weekend bo wciąż trawiłam ludzką złośliwość. Ktoś nieźle obrobił mi d... w środowisku w którym mieszkam i pracuję a jeszcze więcej dodał w rozmowie ze mną, żeby osiągnąć cel. Na szczęście życzliwe osoby przemówiły mi do rozsądku i nakazały dać sobie spokój i nie przejmować się typem osoby roszczeniowej i pieniaczem. Musiało to trochę potrwać czasowo. Niestety mam takie warunki pracy, że pracuję nie tylko w pomieszczeniu ale i na dworze i tak kilka razy dziennie, więc zmiana temperatur, wiatr robią swoje. Poza tym bywa, że mam styczność z chorymi osobami i to też naraża moją odporność, która zawsze była mizerna :( To co zaleca N. Rose jest dość logiczne. Nie wyobrażam sobie potrawy gotowanej na oleju czy z olejem. Tłuste i niesmaczne na pewno a do tego wartości nie ma. Kiedyś słyszałam opinię na temat masła, że smażenie potraw na klarowanym maśle jest zdrowsze niż na niektórych olejach, bo ma ono wysoką tem. utleniania czy też przypalania niż olej. Poza tym jest naturalnym tłuszczem. Nie wyobrażam sobie wyjścia z domu bez śniadania. Szczególnie w zimny poranek i dotrwanie w pracy o soku czy surowiźnie do obiadu np do 15 - 16 tej/ Inni znawcy od odżywiania zalecają częstsze posiłki ale mniejsze porcje, a tu 2 razy, jak kiedyś mój pies ;) Myślę, że to wszystko to kwestia organizmu i przyzwyczajenia. Jednak chłop rano musi zjeść porządnie, bo w pracy zamiast pracować będzie myślał o chlebie. Żaden nie pójdzie do roboty o suchym pysku i o soczku. Co do Twojej kolacji Laskarko, to bym dyskutowała. Trochę za bogato przed snem. Może wymienić ze śniadaniem? Chociaż czasem też przed snem nawrzucam do pieca tego i owego. Szczególnie "na mróz" dopisuje apetycik. Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
gol, tez popieram hula hop, wreszcie dzieku hula pozbylam sie brzuszka laskarko, zielona herbatko, dr dabrowska zaleca jedzenie sniadania w poludnie, mowi ze do poludnia organizm sie oczyszcza. Zielona herbatko, jezeli nie wyobrazasz sobie wyjscia na dwor bez sniadania ( w zimie rzeczywiscie trudno) to jedz rano owoce, warzywa, pij soki ( dabrowska mowi ze mozna) ja bedac w ciazy stosuje duzo przepisow zdrowego zywienia, oczywiscie nie lacze bialek z weglowodanami, ale teraz musze uwazac bo jestem juz w polowie szostego miesiaca i trzeba jesc tak aby nie bylo zaparc. np na sniadanie jem kefir z otrebami granulowanymi z suszona sliwka, smaczne i przeczyszczajace:) laskarko, mysle ze Twoje posilki sa super, ale rzeczywiscie trzeba uwazac aby nie przesadzac wiczroem z jedzeniem, moze pij wiecej herbatek owocowych?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przed dietą stosowałam kurację mnichów tybetańskich. Myślałam, że będę megaodporna :( Od czasu diety nie zjem na czczo jabłka ani nie wypiję soku. Niestety mój organizm potrzebuje czegoś konkretnego i ciepłego. Inaczej niestety boli mnie żołądek. Nie pisałam wcześniej ale ostatni tydzień dietki był męczarnią w momencie gdy zjadałam jabłko np w pracy na II śniadanie lub piłam sok. Potrzebowałam czegoś ciepłego i gotowanego. Tylko ze wzgl. osobistych (intencja) nie zakończyłam wcześniej postu. Dr Dąbrowska mówi, że można zjeść na śniadanie owoc ale ja wolę trzymać się jej przykładowego jadłospisu Z-O i zjeść coś konkretniejszego. Podczas 4 tej 6 tygodniówki, po pięciu tygodniach postu mój organizm powiedział DOŚĆ. Postu przestrzegałam bardzo uczciwie. Początkowo myślałam, że to tylko jednorazowe incydenty. Jednak za każdym razem po surowym i chłodniejszym było coraz gorzej. Jeszcze jedna sprawa, nie wiem czy dr Dąbrowska rozważała, że ludzie będąc na diecie wstają wcześnie rano, idą do pracy w którą muszą włożyć pewien wysiłek fizyczny czy intelektualny a potem czekają ich jeszcze obowiązki domowe. Dieta to nie tylko turnus, gdzie naszykują, podadzą, wyznaczą czas na wysiłek i odpoczynek. I nie zawsze 400 kalorii dostarczy sił do działania i ogrzeje w mroźny poranek. Mi wystarczało jedzenia. Głodna nie byłam nigdy ale zaczynałam podejrzewać, że odezwały się jakieś dolegliwości żołądka, woreczka, trzustki i sama nie wiem czego jeszcze, chociaż nigdy wcześniej nie miałam takich dolegliwości. Wyeliminowałam surowe jabłka, surówki, dodałam chleb i wszystko przeszło błyskawicznie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tak tak Herbatko. Dlatego złotym środkiem jest ten umiar, którego musimy się uczyć cały czas na zdrowym. Zasada Pareto czy też Kocha. Zatem 80 do 20. Ty jesteś ambitna i zdyscyplinowana, więc udaje Ci się pewnie nakładać na siebie te reżimy, ale organizm też coś mówi do nas - i jak jest źle, bo za mało jemy i jak jest źle, bo jemy za dużo i niezdrowo. Dlatego uważam, że musimy być z siebie dumne za ten wysiłek, ale udanego eksperymentu nie należy powtarzać, jak mówi jedna z zasad Murphy'ego :). Tak, jak pisałam wcześniej - podziwiam powtarzających 6tygodniówkę, ale to naprawdę jest mocne przeżycie. Doskonałe na odszlamienie, odbudowanie świadomości, ozdrowienie. Ale chyba trzeba to zrobić raz, a potem musimy już być dalej mądre i zdrowe bez wielokrotnych powtórek, tak? Kiedyś sobie rozmyślałam o tym i złapałam się na takiej myśli, że hoho! dałam radę raz, to i pewnie kolejny bym dała, więc jakby co - to się zrobi przypominajkę czy pełny "turnus" 6tygodniowy i się wszystko z powrotem unormuje... Ale teraz po namyśle widzę, że jest to jakby dotychczasowe myślenie błędne - czyli jak dawniej - aaach niedziela, to sobie pozwolę, bo od poniedziałku nie jem..... Ten sam schemat. A nie tędy droga. Wiem też teraz, że trudno byłoby mnie namówić na ten reżim jeszcze raz, ale dzięki niemu wyrzuciłam wiele produktów z domu, inaczej komponuję i łączę dania, więcej wydaję w warzywniaku, dzieci się przestawiły i nawet mąż więcej owoców i warzyw wybiera. Same plusy. I w ten sposób musimy się pilnować. Bo wracanie do tak wymagającego zabiegu jak ten post chyba ostatecznie może nas osłabić. Dobrze Herbatko powiadasz - dieta musi uwzględniać obniżenie aktywności, trzeba wybrać na to okres, w którym się podoła wyrzeczeniom i "na biegu" raczej się nie da dietować. Dlatego jestem szczęśliwa, że się zdecydowałam na post we wrześniu, gdy miałam taki lżejszy czas, gdy warzywa i owoce były chyba najlepsze w roku i też w tym czasie nie stało się nic, co by mnie wytrąciło z równowagi i zaburzyło moje pozytywne nastawienie. To był czas dla mnie. Moja sprawa, mój post i moja JA. Tego Wam też życzę. Jesteśmy wielkie - już to wiele razy pisałam. Trochę na molowo z Herbatką zaśpiewałyśmy, ale to wszystko prawda. :) Pozdrawiam Was serdecznie i niech żyją dietowiczki! :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tak Kantalupo, wszystko trzeba przyjmować z rozmysłem, bo jak się zacznie "na hura" to szybko się kończy. Dlatego nigdy nie zakładam z góry, że tyle wytrwam, bo nie wiem, co na mnie czyha za rogiem. Jeszcze nie umiem przystosować się do niełączenia. Próbuję ale nawyki żywieniowo - kulturowe są bardzo mocno zakorzenione w świadomości i w kubkach smakowych. Chleb + wędlina, ziemniaki + mięsko jak najbardziej, surówka + chleb już mniej :( Jednak dalsze zmiany w świadomości i przyzwyczajeniach żywieniowych są w toku. U męża (okaz zdrowia, żadnych dolegliwości i objawów) przypadkowo poprzez rutynowe badania wykryto cukrzycę typu II. Okazał się bardzo konsekwentny w kontroli oraz trzymaniu diety, więc w naszej kuchni i spiżarni zmieniliśmy już to i owo na jeszcze zdrowsze. Do niedawna śmiał się z mojego koziego jedzenia a teraz sam szykuje sobie i mi surówki na kolację. Sam je bez chleba. Dzisiaj włączyłam do menu jazdę na rowerku stacjonarnym. Rano było 20 minut. Nawet zbytnio się nie zmęczyłam, chociaż słaba jestem jeszcze. Mam nadzieję, że tu też będę konsekwentna. Chciałabym bardzo :) Pozdrawiam, miłej niedzieli :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A wracając do wczesnych śniadań: Myślę, że to sprawa osobnicza, a do tego kulturowo/społeczna. Mam sąsiadkę, która nigdy nie jadała rano śniadań, a ma swój biznes wymagający nie tylko główkowania, ale i codziennego wielogodzinnego wysiłku fizycznego. Strofowałam ją i radziłam zaczynać dzień od solidnego jedzonka. Kiedy jednak od pewnego czasu rozczytuję się w tych różnych dietach, to postanowiłam sprawdzić czy takie wczesne śniadanie jest niezbędne do normalnego funkcjonowania. Przypominam sobie również, że kiedy przed wieloma laty Maja Błaszczyszyn ogłosiła swoją "dietę życia" i sugerowała rano tylko sałatki owocowe, to postanowiliśmy z mężem spróbować właśnie tak zaczynać dzień. Po 2-3 dniach organizm przestał domagać się chlebka z wędlinką i wcale nie brakowało energii. Teraz też, mimo że jestem na emeryturze - nie prowadzę trybu życia, że "siedzę i pachnę". Wręcz jestem aktywniejsza niż w czasie pracy zawodowej. Po rannym piciu soków i wody jestem zwinna, pełna energii i chętna do wysiłku. Okazuje się, że dopiero gdy zjem pierwszy posiłek - staję się bardziej ociężała i wyraźnie czuję, że energia idzie na trawienie. Przemawia do mnie podział doby na 3 8-godzinne części - przyjmowania pokarmu/trawienia/wydalania. I to by było na tyle - bo jadę rowerkiem na rynek. Słoneczka ! Tu na północy jest pięknie!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Coś w tym jest. Mam na myśli kwestię śniadanek. Ja nie należę do osób, które rano jedzą śniadanie. Na diecie ścisłej piłam w domu wodę z cytryną i dopiero w pracy coś jadłam. Można powiedzieć, że sobie to nałożyłam jako jeden z elementów tej regularności w reżimie, której pragnęłam zaznać. Zresztą wtedy łatwiej jest się utrzymać w pewnych ramach. I tera co? Teraz nadal mi się nie chce śniadania. Jadę na fitness lub siłownię i od siódmej ćwiczę, a potem dopiero około 10, 11 jem śniadanie. Zdarza się więc, że generalnie trzyma mnie ono potem aż do powrotu do domu, gdzie około 18-19 jemy obiad. I na tym koniec jedzenia. Czyli wygląda na to, że można żyć bez śniadania. Ponieważ po diecie skurczył mi się żołądek, zmieniłam też tryb życia, bo przeszłam na inny system pracy - takie jedzenie - czy też niejedzenie nie dość, że mi odpowiada, to nawet chyba służy. Nie jestem głodna, nie jestem ociężała, ani nie pozbawiam się tego, co potrzebne, bo posiłki mam urozmaicone. Poza tym nie wyobrażam sobie ćwiczeń na siłowni po śniadaniu, ani śniadania w postaci sałatki warzywnej zimnej - czy to z liściem czy nie.... Najbardziej do mnie przemawia ten żywy sok warzywny lub owocowy... Chyba musimy się słuchać uważnie, być mądre i świadome i dbać o siebie. I będzie dobrze :) Pozdrawiam Was Dziewczynki :) Do miłego :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ach ta dieta :) Wciąż kryje w sobie tyle tajemnic. Już, już wydaje się nam, że wszystko o niej wiemy, a tu znowu coś nowego, a jednocześnie tak oczywistego. Przez lata nie jadłam śniadań i nic mi się nie działo. Od dzieciństwa, gdy już mogłam schować kanapkę, a drugim śniadaniem naszykowanym do szkoły dokarmiałam psa. Niestety rosło mi w buzi, nie mogłam przełknąć, było mi niedobrze. Często w ogóle zapominałam o jedzeniu. Dopiero będąc w ciąży a potem karmiącą mamą musiałam zjeść solidne śniadanko i potem długo, długo nic aż do obiadu. Czyli jest jakaś logika w niejedzeniu śniadania. Mam taki nawyk teraz ale są sytuacje, ze nie zdążę, nic nie zabiorę do pracy i wcale mi nie burczy w brzuchu, nie ściska, nie wiem nawet czy jestem głodna, czy nie. Nie myślę o jedzeniu zajęta pracą, nie jest mi słabo itd. Niestety często też tak mam z piciem. Zapomnę, nie zdążę, nie mam co lub jak. To bardziej odbija się na zdrowiu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czyli rozstrzygnęłyśmy sprawę śniadania :) Da się przeżyć :). Najważniejsze, żeby się nie opychać a to pojadając, a to zbyt obficie zasiadając do stołu, czy też jedząc słodycze lub wieczorne "conieco" przy telewizorze albo książce. Myślę, że to mądre - rano dać się wystudzić i wygłodzić po wytrawieniu i wypróżnieniu, a potem zjeść tyle, ile trzeba - różnorodnie i bez przesady. Tak, aby zawsze być na lekkim zaspokojeniu, a nie wypchanym jak wąż.... No i unikać pokus, a jak już sobie coś podarować, to wiedzieć, kiedy skończyć. I kontrolować wagę. Znajomy mi podał, jak on kontroluje wagę. Ważymy np. 60kg, to jest ok, ale mamy tak robić i tak się prowadzić, żeby to była nasza granica wagowa, czyli dążyć np. do 58 - wtedy jest dobrze. Czyli żyje się i działa, jakby się chciało z tych 60 zejść i stracić kilo czy dwa. To jest dobra myśl, czuję tę ideę. Oznacza to, że zawsze mamy dla siebie margines dla błędu, ale też wykrzyknik się pojawia w którymś momencie. Jest dobrze. Dziękuję Wam Dziewczynki za towarzystwo i trzymam łapki za nas wszystkie :) Miłego dzionka :). Co tam chmury i mgła oraz lekki kapuśniaczek. W końcu to jesień... :) Czyli coraz bliżej wiosny jesteśmy .... :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Znowu Was wcięło Dziewczynki.... Czyżby świąteczne przygotowania już zaczęły pochłaniać Wasze myśli i czas? Jak z jedzonkiem? Bo ja się muszę przyznać, że mam jakiś kryzys ideowy..... Kto mi pomoże ;) buuuuuu...... Chleb za mną chodzi, słodkiego się chce, źle się dzieje.... Co prawda wręcz obsesyjnie kontroluję wagę, ale mimo tego, że nie dzieje się na tym obszarze nic złego, czuję się źle. Jakaś taka ciężka, nieczysta i jakoś tak przybita.... Samo jedzenie też mnie w sumie nie cieszy... Jakaś chandra chyba się wdarła. Nie mam ochoty na żadne zdrowe smakołyki, o sałatkach ani myślę, pachną mi ziemniaki i majonez.... Grrrr.... Jejku, jejku. Co to, co to? Jak Wam Dziewczynki idzie? Nie możemy pogrzebać efektów naszych wysiłków, prawda? Musi być dobrze, prawda? Odezwijcie się ';), bo mi samej źle.... Buuuuu :( Tak sobie powyrzekałam. Ale dziękuję, jeśli ktoś to przeczytał, a jeszcze większe dzięki, jeśli zrozumiał.... Dziękuję Wam i trzymam za nas kciuki.... Echh..... - jak to ciężko lekko żyć....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kantalupa u mnie tak samo jednego dni same warzywka a drugiego wszystko to co zakazane ech sama jestem wściekła na siebie:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie odzywam się, bo u mnie niewesoło. Po antybiotyku jeszcze słaba poszłam do pracy. Na drugi dzień bol gardła, na następny lekki katar. Fakt, że niby lżej wszystko znosiłam ale chyba antybiotyk zdał się psu na portki. Ledwo trochę przeszedł kaszel już w piątek katar, w sobotę i niedzielę leżałam w łóżku. Leczę się czosnkiem, miodem, propolisem. Bolą mnie zatoki, zatyka mi się nos. Nie idę do lekarza, bo co mi da? Następny antybiotyk? Rok temu dokładnie miałam to samo. Chyba jakiś listopadowo - grudniowy syndrom przechodzę :( Ze smutku spróbuję to orzeszka, to rodzynkę, a to figę. Jem niby zdrowo ale po licho to podjadanie... Przestało mnie ciagnać do surówek. Chyba organizm chce gromadzić na zimę bo mam apetyt na ciepłe potrawy. Na szczęście jarzynowej zupki na rosołku nie mogłam przełknąć. Obrzydliwa wg mnie była chociaż domownikom bardzo smakowała. Mąż schudł 5 kg gdyż zaczął się racjonalniej odżywiać. Jedyne co dobre to, że nie jem ciasta, słodyczy, ziemniaków i białego pieczywa. Mięsko chude i owszem (wieprzowe). Po rzeczach widzę, ze pęcznieję. Może to wina tarczycy, bo zimą produkuje mniej hormonu. Nie mam siły iść do lekarza z wynikami. W ogóle jakaś apatia mnie dopada. Ciągle się usprawiedliwiam i odkładam wszystko na później. Koszmar :( Chyba brak światła tak na mnie działa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kantalupko kochana! Trzymaj się! Ty nie masz prawa się załamywać! Tak pięknie nam tu wyłożyłaś uzasadnienie naukowo-psychiczne naszych cierpień, że na mnie to podziałało. Pobudziłaś moją ambicję, a myślałam, że jestwem już pozbawiona jej... Załamkę miałam, gdy zaprosiłam gości - nie dało się inaczej - pieczone mięsko, wędlinki, słodkości. W nocy spać nie mogłam i znielubiłam się. Ale już wychodzę na prostą - skurczyłam znów żołądek, ale do diety do świąt nie wracam, choć te 4-5 kg mi jeszcze zalega. Od nowego roklu! A Ty mi tutaj mówisz o kapitulacji? Nic z tego! Może po prostu ugotuj sobie kilka małych ziemniaczków (kupiłam ostatnio takie paczkowane w Almie i upiekłam "w ubrankach") i zjedz je sobie z tym majonezkiem cieniutkin, posól i do tego ogóreczek kiszony. Ale od razu zapowiedz organizmowi, że to taki wyjątkowy wyskok, a potem cisza! Może to tylko taki kilkudniowy kryzysik (przy okazji kryzysu europejskiego, a właściwie światowego?). Mam nadzieję, że już jesteś sobą - pełna zapału, dobrych myśli i zdyscyplinowana. Całuchy! Pozdrawiam!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam. Coś cichutko tutaj :( Miałam nadzieję zrobić jeszcze przed świętami przypominajkę ale teraz już sama nie wiem, czy jest sens. Biorę antybiotyk. Już drugi. Pierwszy nic nie pomógł a choroba się jeszcze bardziej zaostrzyła. Doszło furczenie w oskrzelach, niesamowity kaszel, dziwny, ciągnący się lepki katar i ból w zatokach. Po trzech dniach brania nowego specyfiku czuję się o niebo lepiej. Tylko po kuracji będę musiała galopować do gina, bo już czuję początki grzybicy. Biorę osłonowe ale to chyba zbyt słabe lub za mało. Chociaż nie jem słodyczy, białego pieczywa, ograniczyłam ziemniaki do jednego razu w tygodniu, czuję, że pęcznieję. W bardzo newralgicznym miejscu, na brzuchu. Nie mam siły na gimnastykę. Zwalam to na niedoczynność tarczycy. Wczoraj zrobiłam pierożki wigilijne z kapusty kiszonej z grzybami. Ciasto wykonałam z mąki z pełnego przemiału. Delicje :) Oczywiscie wypróbowałam na obiadek wszak jestem na ZO. Nawet maż zajadał :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja też, niestety, wpadłam w dołek. A wszystko przez nieudany wypiek babki. Wyszła zakalcowata! Ale za to bardzo dobra i razem z mężem tego gniota zjedliśmy. A jak wiadomo słodkie szybko uzależnia, więc w następnych dniach trudno było minąć szafkę z ciasteczkami, no i ... nową, tym razem bardzo udaną, babkę. Znowu się znielubiam i codziennie zamierzam jednak na kilka dni wejść w przypominajkę. Może dzisiaj -mam za sobą wodę z sokiem i pół jabłka. A za oknem szaro i wieje zimny wiatr. I jak tu się nie pocieszyć czymś kalorycznym? To rzeczywiście, Herbatko, dzieje się coś niepokojącego z Tobą. Może ten zmieniony antybiotyk pomoże Ci skutecznie. I to po 6-tygodniówce! Współczuję Ci i nie próbuję radzić, bo jesteś tu najlepszą ekspertką od zdrowia i chorób. Cieplutko Cię pozdrawiam. Kantalupko! No i co tam słychać u Ciebie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wiecie co? Chyba to jest zimowe "futrowanie" te nasze "chcenia" zakazane. Trzeba się zaakceptować w tym wydaniu. Laskarko! Dzięki za Twoje mądre słowa wsparcia. Teraz chyba nie czas na diety, a każdej z nas się trochę nagrzeszyło, więc panika się zakroiła w naszym ambitnym klimacie POdietkowym. Nie dajemy się. Nie będzie też tak, że od razu "spuchniemy" niemożliwie. Jak to Laskarka podała - zgrzeszyć trzeba świadomie, to potem się wraca na tory prawidłowe. Najgorzej jak się człowiek oszukuje, że przecież nic nie zjadł, nic nie zrobił. Wczoraj zjadłam orzechów laskowych w kawie z czekoladą. Mój Boże! Jaka ja byłam szczęśliwa! To jest to 20 procent ulgi, które nam się należy. Herbatko! Ty się musisz odbudować zdrowotnie. Organizm podpowiada, co mu dobrze zrobi. Myślę, że nie ma co się szykować na wielkie święta - w końcu to tylko kolejny weekend. A ostatecznie rybka będzie, fasolka tylko z rozmarynem bez omasty, zupka czy to barszczykowa czy grzybowa też się wpisuje w lekkie jedzonko. Ciasta można po kawałeczku, ale świadomie i dość. Fakt, że odchudzić się to betka. Pozostać odchudzonym to jest coś! Ale pozostajemy. Wierzę w to. Ja nie ważyłam się przez prawie tydzień i wczoraj stanęłam na wadze odnotowując, że nic się nie stało.... Czyli aż takich szkód się nie dorobimy. Na pewno jesteśmy na dobrym kursie. Czasem jakieś parkowanie w krzaczkach się zdarzy z niezdrowym kąskiem, ale jesteśmy tylko ludźmi. Grunt, by kontrolować głowę. Jesteśmy Wielkie. Powtarzam się? Ale nie nudzi mi się to stwierdzenie :) Pozdrawiam Was serdecznie :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witajcie! A ja wytrzymałam! Dziś jestem 3. dzień na "przypominajce"! Planuję tydzień, ale jak wyjdzie - okaże się "w praniu". Rzeczywiście, tym razem nie było żadnych sensacji - bez bólu głowy itp. Tylko zimno doskwiera. Jednak poza słodkościami własnej roboty - innych świństewek nie zdążyłam pożreć w nadmiarze, więc i toksyn nie nazbierało się tak wiele. Żyję jabłkami i kremami warzywnymi na gorąco. Na surowiznę za zimno, ale próbuję. Otworzyło mi się, Herbatko, na grudniu ubiegłego roku i okazuje się, że wtedy też walczyłaś z choróbstwem. Może tak masz, że organizmowi brakuje w tym okresie słoneczka i ciepełka i tak trudno przestawia się na sezon zimowy. Mam nadzieję, że już dochodzisz do siebie. Chyba trzeba było wcześniej wyjść z tej 6-tygodniówki, a nie oglądać się na intencję. Być może komuś pomogłaś, ale Tobie to nie wyszło na zdrowie. Bardziej może wsłuchuj się w siebie i dopieszczaj się. A może dobrze by Ci zrobiła goloneczka z chrzanem... (oj! przepraszam! wyrwało mi się!). Ależ u nas wieje zimny wiatr! Aż mi utrudnia dmuchnięcie w Waszą stronę ciepłą energią. No, po ciepłej wodzie z cytryną przymierzę się do jakiejś suróweczki...brrr!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej Laskarko :) ale masz grzeszne porady ;) Za goloneczką nie przepadam. Oddam mężowi :) Spróbuję za to chleb z masłem i z wiórkami chrzanu. Zakupiłam świeżutki na targu. Pamiętam, że w tamtym roku po wakacyjnym poście to był mój największy przysmak. Swój chrzan już dawno wyjadłam i czeka na odnowienie plantacji. Doszłam do wniosku, że to mnie nęka syndrom listopadowo - grudniowy. Rok przed I postem miałam ropny katar, zatoki i sama nie wiem co jeszcze przez miesiąc. Straciłam powonienie i nie czułam zapachu świąt, a potem też zupełnie nic. Czasem to było i przydatne ale niekiedy dolegliwość bardzo niebezpieczna. Nie czułam przypalających się ziemniaków, a stałam obok, nie czułam dymu, ulatniającego się gazu. Leczyłam się jakiś czas na tę przypadłość. Mam obniżoną odporność na infekcje. Ktoś kichnie, kaszlnie i ja często to łapię. Od dzieciństwa byłam delikatna "jak francuski piesek". Rzeczywiście, teraz mam się już lepiej. Dzisiaj będę robić uszka z grzybami. Ach ten zapach suszonych grzybów :) Właśnie popijam herbatkę z owoców róży z miodem i obmyślam świąteczne menu. Wychodzi mi, że znowu będą uszka z barszczem, barszcz z uszkami i na odwrót, pieczone ryby (specjalność męża) a na deser makowiec. I więcej do szczęścia mojej rodzinie nie potrzeba. Postnie, ubogo ale za to w ilościach hurtowych, bo czekali aż rok :) i ma starczyć do Nowego Roku. Fakt, ze narobię się przy produkcji, łatwiej byłoby zrobić wędlinkę, pieczeń, bigos. Tylko komu... Co zrobić, żeby pozbyć się goryczki z kaszy jaglanej? Znalazłam radę, żeby zagotować i odcedzić a potem dalej prażyć dolewając nowej wody ale nie pomaga :( Do przypominajki przystąpię po świętach, bo teraz gdy biorę antybiotyk, to bez sensu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
hej, poczytalam prawie wszystkie 34 strony i wpraszam sie do Waszego grona :) dzis jest ostatni dzien z moich owocnych 6 tygodni. Jako ze juz pózno a kilka czynnosci jeszcze przede mn obiecuje wpasc jutro lub na weekend. pozdrawiam 🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witamy kolejną siłaczkę - dietowiczkę. Teraz czeka Cię wychodzenie - na świąteczną nutę... :) Gratuluję. Dziewczynki? Jak Wam idzie? Ja się dzisiaj rzucam na okna i na pięterko, a jutro na resztę - czyli na wszystko :). W sumie nie chce mi się za bardzo, ale zajmę się czymś przynajmniej, bo ostatnio o jedzonku mi się myśli i myśli.... Kontroluję wagę cały czas, oglądam się i jest ok. Gorzej tylko, że cera i paznokcie jakby się trochę popsuły. Jednak co na "odszlamiającej" dietce to zdrowsze dla nich.... A może to dlatego, że trochę czekolady ostatnio wpadło i zbliża się ....@... hmmmm Ja na święta robię żurek i grzybową, bo sobie tak towarzystwo zażyczyło. Pierogów też w ilościach przemysłowych trzeba nalepić - jak ja to lubię :). No i fasolka, cudowny karp i jakieś kluski z makiem. Co ja z tego zjem? Wszystko. Po odrobince. Muszę Wam powiedzieć, że przestrajam się pomału na jedzenie wszystkiego, ale malutko. Po diecie dobrze i w sposób zdyscyplinowany szło mi wychodzenie, trwałam w poniedziałkowo-piątkowych dniach warzywnych, potem był moment, że mnie aż gięło za tym "niedobrym" (patrz krokiety i kiełbasa) i byłam o krok od wejścia w fazę krytyczną grzechu :). A teraz pomalutku obserwuję siebie z boku i jak mi się czegoś chce, to się zapytuję czy na pewno muszę i potrzebne mi to do zjedzenia.... I działa. Okazuje się, że nie trzeba zjeść kolejnej łyżki makaronu albo kromki chleba, że wcale nie trzeba następnej kostki czekolady, że jedna wystarczy ( tylko dłużej ją w buzi trzymać trzeba.... ) ..i tak dalej, i tak dalej. Będzie dobrze Dziewczynki :) Wszystkiego dobrego Wam życzę więc do miłego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witaj, Lalo eMko! Gratuluję heroicznych 6 tygodni. Teraz baaaardzo ostrożnie wychodź z diety. Chyba już na wigilię będziesz mogła coś postnego zjeść. A potem - jak pisze Kantalupa - można wszystko, ale po troszeczkę. I też, jak pisze Ona, przed każdym grzechem trzeba poważnie porozmawiać ze sobą czy warto. Kantalupko! Ja dziś mam przedostatni dzień tygodniowej "przypominajki". Wczoraj pomagałam córce lepić uszka z grzybami na towarzyską wigilię, a na rodzinną mam zadane uszka i zupę grzybową, a mąż ma robić karpia gotowanego do sosu piernikowego z rodzynkami - to w jego rodzinie bardzo tradycyjne danie. Starsza córka robi sałatkę jarzynową - sałatka weszła do menu wigilijnego, kiedy dzieci stwierdziły, że w wigilię nie mają co jeść. Inni uczestnicy naszej wspólnej wigilii robią jeszcze barszcz czerwony i ryby na kilka sposobów. Tak więc będzie co jeść dość dietetycznie. Tą świąteczną kolacją się nie martwię. Gorzej, że na mnie przypada pierwszy dzień świąt na 12 osób - oczywiście tradycyjny rosół z makaronem i pieczone mięsa. I tu przewiduję załamanie charakteru... Nie będzie kiedy pogadać ze sobą i zapytać czy warto... Ale dziś marzy mi się niedzielne śniadanie z chlebem i oliwą do surówki. Tylko nie przesadzajcie z tymi świątecznymi porządkami!!! Strasznie wieje i zacina deszczem pod ołowianymi chmurami! Ale co tam! Dobrze jest! Pozdrawiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej, bede ostroznie wychodzila z diety o-w bo juz nie mam zamiaru wazyc tyle co w Lipcu. Tylko male pytanko np. w pierszym tygodniu tylko brazowy ryz w malutkich ilosciach, potem drugi tydzien np. kasze nie mam ochoty na tluszcze wiec je wprowadze na koncu... czy do zup moge zaczac dodawac kostki rosolowe (knorra bez glutamin.sodu) ? a soczewica...tyle super przepisów widzialam moze ja zaczne wprowadzac zamiast ryzu? dzieki pozdrawiam 🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
EMko! W książce pisze się o wychodzeniu w ten sposób: "... zaleca się stopniowe rozszerzanie diety przez wprowadzenie niedużych ilości chleba razowego i kasz (do zup i na drugie danie), a następnie tez roślin strączkowych." (str. 147) Ja wprowadzam zazwyczaj najwcześniej czarny czerstwy chleb z cienkim masełkiem (oj! ślinię się na samą myśl, bo jutro już mogę!), oliwę do surówki, kaszę gryczaną, dodatkowe owoce, strączkowe itd. Soczewica - to strączkowe, więc po jakimś czasie możesz jeść. Ale pamiętaj, że byłaś na długiej diecie, więc wprowadzanie tych nowości tez musi być rozciągnięte w czasie. Co do kostek rosołowych, to nie znam ich, bo nie stosuję, ale dobrze przeczytaj skład. Jeśli nie ma za dużo chemii, to za jakiś czas możesz wrzucić do gara z zupą. Oj! ciężki ten ostatni dzień, bo robiłam marchewkę z groszkiem, kapuchę kiszoną zasmażaną i duszone pieczarki, ale wytrwam! Hej!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej Laskarka, Wlasnie malo (moim zdaniem zbyt ogólnikowo) jest opisane w ksiazce wiec dlatego zapytalam. Dziki za podpowiedzi. Dzis z "nowosci" zjadlam po poludniu i wieczorem po malej miseczce brazowego ryzu ugotowanego z ziolami. A kostki rosolowe to cos jak vegeta. Boje sie jesc chleb, bo to moja slabosc... dzis sobota wiec jak zwykle stanelam na wage i ta znów trosze w dól... milego weekendu 🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witajcie:) Zaszalałam w piątek i sobotę i odgruzowałam chałupkę :). Było fajnie. Wszystko leciało sprawnie, dzieciaki pomagały należycie, a potem zrobiłam grillowaną pierś z kurczaka i rybkę. Tak więc prosto idę, bez zakosów.... Byle do świąt. Dzisiaj tak sobie pomyślałam, że w sumie nie robiłam nigdy na święta kapusty postnej z grzybami, a teraz byłoby jak znalazł... Spróbuję. Będzie to inspirowana receptura, ale całkowicie moja. W końcu każda gospodyni ma swój warsztacik i tajemnice. Wiało w weekend strasznie, dzisiaj zimno, ale przynajmniej już nie tak ciemno, jak w piątek i sobotę. Życzę Wam dużo wytrwałości, samych mądrych pomysłów dietowych i udanych smaków świątecznych. Będzie dobrze :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×