Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

budząc się

Bóg jest lepszy od LSD

Polecane posty

Gość budzac się
Korek od szampana jest najlepszy na rozwiązanie tego problemu. :) Pozdrawiam serdecznie. :D🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość merkaba.
(.)_(.)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość merkaba.
czcicielu szampana! a kyszz

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pan Jezus: Chcę wam ukazać, jaka broń obezwładnia szatana najbardziej i najmocniej: wasza pewność, że jesteście kochani przeze Mnie i otoczeni Moim Miłosierdziem. Odwołanie się do Mojego Miłosierdzia unieszkodliwia waszego wroga (szatana), ponieważ on wie, że to jest prawda. Chciałby tylko zachwiać wasza pewność, wykazując wam waszą słabość, wasze braki i uwypuklając wasz wady wasze grzechy . To też jest prawda (że je macie), ale gdzież jest znak równania między waszą nędzą a moim Miłosierdziem? Pamiętajcie, że on jest waszym oskarżycielem przede Mną i ponad to nic nie może. Jesteście obmyci Moją Krwią. przebywacie wewnątrz Mojego Serca, a nie poza Nim, i nic z was tego usunąć nie zdoła, bo nawet gdybyście to teraz sami zrobili w pełni zdecydowania woli, Ja będę wam pamiętał to, że kiedyś kochaliście Mnie i służyliście Mi. Dlatego myśląc logicznie nie możecie się bać, a wszelkie wasze lęki są wam narzucone (przewrotnie) i nie mają żadnych podstaw. i jak mam lęki to wzywam anioła stróża i te lęki znikają bo aniołowie też mogą wpływać na emocje

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
witaj, zostawmy więc moje pytania dialektyczne na boku, choć uważam, że to dobre pytania i byłoby miło dostać konkretną odpowiedź. Mam pytanie "techniczne" do kwestii zaufania. Otóż faktem jest, że ludzie, którym ufałam wielokrotnie mnie zawiedli, okradli, oszukali. Ufam teraz ludziom zachowując dużą ostrożność, nie jestem już naiwna. Staram się przejrzeć grę innych zanim poniosę szkody. Czy to źle? Mówisz, że przyczyna jest brak miłości. Kochałam kogoś kiedyś bardzo, dałam całą siebie, z całą swoją dziecinną niewinnością, obdarzyłam go całkowitym, absolutnym zaufaniem. Po latach dopiero było mi dane zobaczyć, jak ta osoba manipulowała, kłamała, oszukiwała... Uwolnienie się od niej przypłaciłam depresją i wielkim bólem nie mówiąc o stratach materialnych.... To była bardzo trudna lekcja. Nauczyłam się, że jedynym lekarstwem jest wzrost świadomości. Wiem, że tylko Bogu można ufać bezgranicznie, ale nie istotom posiadającym ego. Nauczyłam się, ze nigdy, przenigdy nie wolno mi oddać siebie, oddać swej pełnej ufności drugiemu człowiekowi. Nawet człowiek o dobrych intencjach, jeśli nie jest oświecony, porusza się tak jak i ja bez mapy, jak dziecko we mgle. Nie mogę mu ufać. Muszę być czujna, i obserwować, kiedy działa w Bogu a kiedy działa w ego. Ufać całkowicie można tylko Bogu w sercu, to jedyne światło w tunelu i jedyna nadzieja. Ludzie mogą być wielką miłością, wielką inspiracją i pomocą, ale często kieruje nimi ego. Gdy to widzę, moje zaufanie się wyłącza, do momentu, gdy znów czuję w nich Boga. Jak Ty rozwiązujesz tą kwestię? A propos Helen.... odbieranie przekazów channelingowych oznacza wejście w kontakt z nieznanymi energiami. Praktycznie każda z nich nazywa się "boską".... Człowiek nie ma żadnej możliwości weryfikacji tego. Kryterium dla człowieka jest jedno: gdy przekaz daje radość i spokój, gdy człowiek zaczyna mieć więcej zaufania do Boga, ciepła, zrozumienia to jest to pomocny przekaz. Gdy popada w depresję pod wpływem przekazu, to coś jest w tym jakiś ogromny fałsz, jakaś manipulacja. Nie widzisz tego? Każde, najdrobniejsze nawet rozumienie to doświadczenie ogromnej ulgi, jeden kamyk mniej z ciężaru. Uczucie zrozumienia to dostrajanie się do boskości. To tak, jakby włączał się prąd w nieczynnych dotąd obwodach, czujemy nowe siły, nową inspirację. Ucieleśnianie Boga to łączenie się z Nim, napływ mocy, napływ miłości. Gdy przekaz wywołuje depresję to trzeba po prostu szybko uciekać w przeciwnym kierunku, bo znaczy to, że to jakaś trucizna a nie Bóg w pigułce.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
witaj, ok, zostawmy moje pytania dialektyczne na boku, choć to bardzo dobre pytania. Swoją drogą, nie spodziewam się, by jakikolwiek człowiek dał na nie jasną, spójna odpowiedź. mam pytanie "techniczne" dotyczące zaufania. Jak konkretnie realizujesz zaufanie w życiu? W moim życiu wielu mnie zawiodło, okłamało, okradło. Pewnego człowieka obdarzyłam kiedyś bezgranicznym zaufaniem, całkowitym, jak dziecko. Po latach okazało się, że kłamał, manipulował, wykorzystał mnie pod każdym względem. Proces uwalniania się od niego to była depresja, strach, ból, straty. Nauka z tej bolesnej lekcji jest jedna: człowiek jest boski ale ma też ego. Jedyne lekarstwo to wzrost świadomości, żeby rozróżnić, kiedy ktoś kieruje się boskością a kiedy ego. Gdy widzę ego w działaniu, moje zaufanie automatycznie się wyłącza. Staram się przejrzeć ludzkie gry zanim zaufam i poniosę straty. Jak Ty rozumiesz zaufanie? A propos Helen... przekazy channelingowe to kontakt opierający się na zaufaniu, kontakt z nieznaną energią. Praktycznie każda z nich określa siebie jako "boska"... Znam bardzo dobrze osobę, która wpadła w depresję pod wpływem przekazów od "boskich energii", bo realizacja w życiu tej "boskości" idzie trochę krzywo. Zadziwiająco często się to dzieje... To ta dyskrepancja między "idealnym światem" a rzeczywistością, w której tkwimy po uszy.... Coś jest nie tak. Ja patrzę na to prosto - kontakt z boskością to musi być natychmiastowa ulga, natychmiastowe zrozumienie, natychmiastowy wzrost świadomości. To jest doświadczenie. To jest dostrajanie się do Boga. Uczucie, jakby w dawno nieczynnych układach włączono prąd. Nowe, ożywcze myśli, uczucia, nowa nadzieja, pewność, zaufanie. Często bolesna jest konfrontacja ze starymi strukturami, poczucie ich rozpadania się, uczucie umierania, ale zawsze towarzyszy temu silna świadomość opieki siły wyższej. Jeśli kontakt jest prawdziwy, człowiek musi wyjść z niego odnowiony. Może drżący, niepewny, może przerażony, ale Boska Moc go prowadzi, pomaga, zmienia go.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
no super, najpierw zjadło mi posta, a gdy go mniej-więcej odtworzyłam to okazało się, ze jednak jest. Sorry za dubla.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zaufanie...
w obecnych czasach mozna miec tylko do samego boga. albo do takich ludzi jak autor topiku. ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dobry wieczór :) Witaj Aumm. Na Twoje wcześniejsze pytania odpowiem w takim razie jutro lub za kilka dni. Teraz zajmijmy się zaufaniem. Jeśli świat jest obiektywny, jeśli w czymś co jest rzeczywistością istnieją wojny, choroby, oszustwa, niezliczone formy cierpienia, to nie ma podstaw do zaufania. Wtedy należy być czujnym, by uchronić się przed możliwymi zagrożeniami, które są wręcz niepoliczalne. Jeśli rzeczywisty jest świat, w którym zysk jednego jest stratą drugiego, to nie ma jak zaufać bliźnim. Bo przecież to co widzimy, to przede wszystkim właśnie nieustanna gra, kto „wyszarpie" więcej, w życiu, w pracy, w związkach oraz gra jak uchronić się przed byciem wykorzystanym, w pracy, w społeczeństwie, w związkach, w rodzinie, itd. Codziennie o tym piszą gazety, tego dotyczą wiadomości, tym żyje świat. Rzeczywiście, jeśli to wszystko jest naprawdę, to trzeba byłoby być naiwnym głupcem, by zaufać innym bezgranicznie. Wiadomo jak to się skończy. Więcej jednak. Jeśli ten świat jest obiektywny, to nie można też zaufać Bogu. Bo znaczy to, że stworzył np. ciało podatne na zranienie i choroby, ciało starzejące się, niedołężniejące, a w końcu umierające. Czy można ufać komuś kto jest wszechmocny, a dopuszcza takie rzeczy? Oczywiście nie. Na pewno bowiem nie byłby miłujący. Jest to rozumowanie bardzo proste do pojęcia i trzeba bardzo się starać, by nie chcieć go zrozumieć. Jeśli więc świat jest obiektywny, to nie ma podstaw do zaufania Bogu. A skoro nie ma podstaw by Mu ufać, to nie ma podstaw by w Niego wierzyć. Świat nie jest jednak obiektywnie, realnie istniejącą rzeczywistością. W dosłownym sensie jest obrazem stanu umysłu. Jest to symboliczne przedstawienie tego co dzieje się w umyśle. Bardzo mało ludzi jest skłonnych w to wierzyć. Niemal wszyscy to odrzucają. Dlaczego? Bo to wymaga ogromnej szczerości. Nie chcę rozwijać tego wątku, bo nie chodzi o to, by patrzeć na cierpienie świata i katować się z powodu swego szaleństwa. Ale zrozumienie własnej niepoczytalności jest pomocne, jeśli chce się wyzdrowieć. Wielu ufa z pozycji ego. To jest tylko gra, mająca na celu utrzymanie ego. Bo ufając z pozycji ego musimy doznać niepowodzenia, nasze zaufanie BĘDZIE podważone. Bo ego ufa tylko po to by doznać niepowiedzenia i móc powiedzieć: „widzisz jaki ten świat jest podły. Spójrz na tych INNYCH. Nie ufaj im, widzisz do czego są zdolni." Na takim fundamencie ego krzepnie i rośnie w siłę. Jeśli każdy byt jest dziełem Boga, to jest doskonały. Bóg ufa każdemu, dostępny jest dla każdego kto chce. Co to znaczy nie ufać doskonałym stworzeniom Boga, które sam Bóg kocha bezgranicznie? To znaczy nie ufać Bogu. Ani mniej, ani więcej. Dokładnie tyle. Wystarczą te zdania, wystarczy je zrozumieć, by pojąć gdzie jest oszustwo. Ale oczywiście ego będzie skłonne przywołać całą litanię niby logicznie brzmiących argumentów, by udowodnić że tak nie jest. Ego można poznać po tym, że nie odniesie się do osi tego rozumowania. Będzie rozmydlać, rozważać odległe punkty odniesienia, ale nie odpowie wprost na te cztery proste zdania. I w ten sposób ego prowadzi swą niezwykle wyrafinowaną, niewiarygodnie skomplikowaną grę. Setki milionów uważają, że ufają Bogu, ale równocześnie według nich siostry i bracia nie zasługują na zaufanie. I tak od wieków. Tylu ludzi tak bardzo ufa Bogu i nic z tego nie wynika. Może warto zadać proste pytania. Czy Bóg jest potworem, że nie odpowiada na miliardy rozpaczliwych próśb, wezwań i modlitw, kierowanych do Niego przez całkowicie mu ufających? Nie jest tak. Bóg nie jest potworem. To proste. Wszyscy, którzy mówią, że ufają Bogu, ale uważają, że na zaufanie nie zasługują bliźni, tylko oszukują się. To tylko gra ego. Nic więcej. Jak ufać? Jak odróżnić naiwność od zaufania? Są pewnie różne metody. Opiszę najbliższą mi. Czujna, całodobowa obserwacja umysłu pokazuje, że to co się dzieje „na zewnątrz" jest odzwierciedleniem stanu umysłu. Ale nie chodzi o to, że czasami sobie pomedytuję, a potem wyruszam w jakiś zewnętrzny świat, w którym rozpoczynam gry według „światowych" reguł. To niewiele da. Taka medytacja jest najwyżej chwilą, choćby najbardziej boskiego, ale tylko relaksu. Niczym więcej. Chodzi o to by widzieć cały czas jak umysł reaguje. Równocześnie uczyć się kochać świat. W końcu, to co na co dzień widzimy kłamliwie, zaczyna być widoczne poza pozorami. Zaczynają być widoczne rzeczywiste związki przyczynowo-skutkowe. W końcu możemy zaobserwować: ten człowiek nie był miły, bo najpierw ja byłem źle nastawiony. A jak będę dobrze nastawiony, a on nie będzie miły, to i tak okaże się, że nie jest niemiły. Zobaczę co najwyżej, że nie jest miły, bo jest smutny, zagubiony, etc. Nie będę widział go przez pryzmat swego negatywnego nastawienia i zobaczę go naprawdę. Ego jest nieskończenie szybkie (w końcu jest to chory system myślowy, ale mieszczący się w boskim umyśle) i gra „czasem". Między innymi po to iluzja czasu jest wymyślona, by mogło się wydawać, że np. to najpierw ktoś coś zrobił, co popsuło mi humor. Czujna i nieustraszona obserwacja w końcu demaskuje nawet iluzję czasu. Ale należy zacząć od rzeczy najprostszych. Nie ufam i patrzę co się dzieje. Troszkę zaufam, troszkę otworzę się i patrzę co widzę „na zewnątrz". Ale uczymy się ufać jak Bóg nam ufa. Czyli nie jest to warunkowe zaufanie, oparte na równowadze sił, zaufanie by coś dostać. To jest zaufanie po to by DAWAĆ. Możemy sobie to wyjaśniać słowami: „Ufam Ci, że tak jak ja jesteś doskonałym Bożym dzieckiem, a więc ufam Twemu duchowi, bo chcę kochać Twego ducha, bo kocham to co Bóg kocha." Nie ufamy po to by coś dostać, by zrobić interes, by zawrzeć sojusz z jednymi przeciwko zagrożeniom ze strony innych. NIE. Ufamy po to by kochać, by nauczyć się kochać. Ufamy by zrozumieć, że każdy zasługuje na miłość. Opisywałem już epizod, gdy do autobusu wsiadło dwóch chuliganów, bardzo nieprzyjemnie wyglądających. Rozsiewali wokół siebie atmosferę strachu. I gdy kochałem ich, rozumiejąc, że są po prostu zagubieni i na końcu, za swoimi groźnymi minami i postawami, sami boją się siebie i świata, wszystko zmieniło się. Ale był najpierw długi moment, w którym naprawdę ich kochałem, przytulałem ich w myślach do swego serca, tak jak najbliższych braci, którzy tułali się zapomniani po świecie. Po paru minutach, poczuli tę miłość, przekazywaną z umysłów do umysłów, nawet poza spojrzeniami, bez spojrzeń. I nagle zmienili się. Patrzyli ufnymi, niewinnymi oczami, z nadzieją i tęsknotą. Jak małe ufne, kochające dzieci. To był cud. I był świadek tego zdarzenia, który tez ich kochał. Byliśmy we dwoje, bo inaczej cud mógłby zostać niezauważony. Na końcu nawet nieśmiało pomachali. Takich i wielu innych cudów zaufania doświadczam, choć z powodu swego szaleństwa, wciąż regresuję się do "lekkich" form braku zaufania. Nie latanie, zmienianie rzeczywistości, rozmnażanie dóbr materialnych. Nie to. Miłość. To jest jedyny sensowny rodzaj cudu jakiego mogę doświadczać: cud miłości i widzenia jak może zmienić wszystko. C.D.N.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
C.D. Czy im ufałem, bohaterom epizodu wyżej opisanego? Tak ufałem im, że są doskonale mi równi i dokładnie tak samo jak ja zasługują na miłość. Nie ufałem ich ego. Ale w chwili zaufania do boskości innych nie ma ich ego. Po prostu poza wszystkimi iluzorycznymi formami widzimy najbliższe nam istoty. I nie dzielimy włosa na czworo. Znikają NASZE gry. Widzimy, że ego to tylko gra, maska, nierealna, nieistniejąca fasada, którą widzimy wtedy, gdy nie kochamy. I widzimy, ze to my stwarzamy ego w innych! Właśnie nie kochając. Bo Bóg nie widzi naszego ego. Bóg kocha nas takimi jakimi jesteśmy, czyli takimi jakimi nas stworzył, czyli doskonałymi. Ale jeśli ktoś chce ufać po to by tu, we śnie, z dala od domu, układać sobie życie, by inni go kochali, by świat mu zapewnił bezpieczeństwo, by cokolwiek dostać lub zapewnić sobie, etc., to na końcu zawsze dozna niepowodzenia. Bo tylko gra sam ze sobą, w grę zwaną ego, czyli w najbardziej skomplikowaną ze wszystkich możliwych gier, zwaną „Boga nie ma. Co do Helen i Kursu. Żadne, dosłownie żadne dzieło religijne, filozoficzne, naukowe, nie wyjaśnia w SPÓJNY sposób czym jest rzeczywistość, co tutaj robimy, etc. Najbardziej wysublimowane buddyjskie traktaty zawierają niewyjaśnialne luki. Niespójność to znak wszystkiego co tutaj napisano, opowiedziano, wymyślono. Kurs zawiera jedyne dostępne, spójne wyjaśnienie rzeczywistości. To jest znakiem jego boskości, a nie to jak i gdzie powstał. Dla mnie to jest bez znaczenia. Mógłbym znaleźć Kurs w wiejskim wychodku spisany na papierze toaletowym, z błędami ortograficznymi i tak bym w niego uwierzył. Z powodu TREŚCI. A tę można badać umysłem. Można co najwyżej nie wierzyć w Kurs. Ale to oznacza, że nie wierzy się w ogóle, bo nie ma alternatywnej spójnej wiary. Nie tylko wiary, nie ma alternatywnego spójnego systemu myślowego. Wtedy na przykład można wierzyć, że możliwe jest równoczesne ufanie Bogu i nie ufanie bliźnim. Co jest tylko sprytnie zamaskowaną przed samym sobą niewiarą w Boga. Depresja nie jest żadnym znakiem, ze coś nie pochodzi od Boga. Jest tylko znakiem, ze ten kto ma depresję odwraca się od Boga. Bóg jest wszędzie dookoła, życzliwy każdemu, każdemu dostępny kto tego chce. A jednak ludzie cierpią, chorują, czują się samotni. Czy to znaczy, że Bóg w nich to wywołuje, czy to znaczy, że cierpiący nie są dziełem Boga? To oczywiste, że nie. To tylko znak ich odwrócenia od Boga. Tak samo Kurs, choć zawiera słowa prawdy, może prowadzić do depresji tych, którzy chcą ocalić ten świat, bo wskazuje na nierealność świata. A niemal wszyscy chcą ocalić ten świat, bo utożsamili się z ego. Ale ocalać świat, który powstał po to by Bóg nie był znany, to atakować Boga. I choć jest to urojona próba, to oczywiście i tak musi doprowadzić do depresji. Chętnie uwierzę w każdy lepszy system myślowy niż ten, który prezentuje Kurs. Ale logicznie jest to niemożliwe, nie ma lepszego systemu myślowego. Zbadam jednak, jeśli będą wiarygodne propozycje. Bardzo serdecznie pozdrawiam Wszystkich i życzę Nam Wszystkim dnia pełnego zaufania. By czyste i lśniące zaufanie do Boga i do Nas Wszystkich rozpromieniło ten dzień światłem zrozumienia, lekkości, radości. 🌼 ❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Realizm kontra psyche
Nie od dziś wiadomo, że każdy człowiek posiada coś takiego jak intuicja zwana też szóstym zmysłem. Gdyby jej bardziej zawierzyć, można byłoby uniknąć wielu błędów. Niestety mądry Polak po szkodzie, co widać i po wypowiedziach w tym temacie. Witajcie w klubie. Poza tym fajnie, że wątek jeszcze żyje, choć jak podpowiada mi moja "intuicja" piszą tu najczęściej wciąż ci sami ludzie pod różnymi nickami. ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do budząc sięee
Budząc się z co polecisz na początek chłopakowi ktory oddalił się od Boga ,bawil się w rozwoj duchowy ,rozwijał czakry itp.Od czego kazesz mu zacząc i jakie rady mu wskazesz? co robic ,jak wrocic na własciwą sciezkę ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
budzac się, dziękuję za Twoja wypowiedź, w skrócie napisałeś to samo co ja: ufam bezgranicznie Bogu (w drugim człowieku też!) - nie ufam ego (ani w sobie, ani w bliźnim). Absolutnie masz rację: odnoszenie się w każdej sytuacji do boskiego pierwiastka w ludziach jest jedynym możliwym sposobem ich postrzegania, wyzwalającym dla nas i dla nich. Oczywiście natykamy się wciąż na gry ego, naszego i innych, i dobrze, bo uczymy się je rozpoznawać i ignorować. Na nic innego nie zasługują. Odnosząc się do sytuacji, w której zaufałam bezgranicznie i zostałam oszukana, to prawda jest taka, że uwierzyłam/dałam sobie wmówić, że tamten człowiek był kimś LEPSZYM, wyższym ode mnie. Pełnił dla mnie rolę, którą można określić jako "guru" - tym samym pośrednio zaparłam się Boga w sobie, oddałam władzę nas sobą drugiemu człowiekowi i jego ego to wykorzystało. Tak to było. Kluczem jest tu zrozumienie pojęcia "równość" - każdy z nas jest tak samo boski z natury, różnice są tylko w stopniu uświadomienia sobie tego. A uświadomienie to nie tylko proste powiedzenie sobie: jestem boski/a, to jeszcze trzeba urzeczywistnić, stać się tym naprawdę. Nauczyć ciało i umysł współdziałania z duszą. Zgadzam się też, że depresja jest odwróceniem się od Boga, niezależnie od tego w co się wierzy i co wie - można łatwo popaść w depresję, gdy się przestaje realizować Boga. W zasadzie jest to nieuniknione. pozdrawiam 🌼

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 6 zmysl
do Realizm kontra racja... mozna powiedziec ze dzieki swojemu przeczuciu - intuicji uniknelam wielkiego problemu kiedy bylam jeszcze na studiach, podobal mi sie pewien facet, ktory chcialzostawic swoja dziewczyne dla mnie jednak wydawal mi sie strasznym casanoova i leserem bez zadnych uczuc wyzszych pozniej dowiedzialam sie ze zaliczyl pol osiedla a kobiety z ktorymi byl w zwiazku zostawial z depresja spowodowana ' zadawaniem sie'z nim pare z tych nieszczesnych 'ofiar' bo tak mozna je znazwac, nawet wyjechalo zagranice, zeby zapomniec o tym oszolomie... dlatego od tamtego czasu nie ignoruje tzw 6 zmyslu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość budzac się
To kiedy pijemy szampana?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość merkabą
jutro :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ludzie pisza tu w pomaranczy
bo sie wstydza :D na bank maja czarne nicki :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość budząc sie
:D🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość merkaba.
wstydze sie swojego onanizmu :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość męrkaba
wypijmy za błędy :classic_cool:

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość merkabą
znowu sam chleję 😭

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość merkaba.
pije schampana od rana do rana nie wierze w szatana bo wierze w szampana chlup

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość merkaba.
a szatan odpowie , s zampana masz w glowie polej szampana dla paniiii i panaaa

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość męrkaba
polewam :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość IMPRĘZKA?
:D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość merkaba.
mam koks :classic_cool::D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość budząc sie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dzień dobry :) Do Aumm. Tak jak piszesz. Ponieważ rozmawiamy o zaufaniu, chciałbym wskazać, korzystając ze swojego doświadczenia i z tego co jestem uczony, na dwie kwestie. Może komuś przyda się to, a może nie. Bym mógł zobaczyć świętość innych, nie mogę uważać ego za cokolwiek istniejącego, cokolwiek realnego. Nie mogę uważać jakichkolwiek błędów innych za realnie istniejące. Ego jest właśnie tą iluzją, która przesłania prawdę o świętości Boga i wszystkich bytów, których jest Źródłem. To ma bardzo praktyczny aspekt. Kiedyś, choć rozumiałem to intelektualnie, patrzyłem tak (i niestety jeszcze zdarza mi się, choć już dużo, dużo rzadziej niż kiedyś). Widziałem błędy innych i niby rozumiałem, że w środku są święci. Ale te błędy uznawałem za realnie istniejące, za coś co mi zagraża. Uczciwa obserwacja umysłu w końcu pokazała mi w doświadczeniu, to co wcześniej rozumiałem tylko poprzez słowa. Takie widzenie innych powoduje, że ich błędy stają się dla mnie realne, nawet jeśli chciałbym je pominąć. Dzisiaj po prostu widzę, że jeśli na kogoś patrzę tak jak na świętą osobę, gdy udaje mi się to, to żadnych błędów nie ma. Nie ma żadnego ego. Nie jest tak, że patrzę na świętość innej osoby, ale wiem, że ma ego, tylko, że ja w swej „łaskawości na nie nie patrzę. Nie, widzę, że żadnego ego w ogóle nie ma i nigdy nie było. Tylko mi wydawało się i potem może wydawać znów, że ego istnieje. I to musi być prawdą, bo w świętości nie ma ego. Jeśli bracia i siostry są święci, to znaczy, że nie mają ego. A jeśli je widzę, to dlatego, że chcę je widzieć, chcę w innych umieścić moje błędne postrzeganie rzeczywistości. Rozumiem więc, że nie jest tak, że mam się wystrzegać ego innych. Bo ego nie ma. Mam widzieć prawdę w nich, a w niej nie ma żadnego ego. Rozumiem więc, że jeśli w innych widzę ego, to po prostu błędnie patrzę i ten błąd percepcji jest we mnie, a nie w nich. Nie ma więc sensu zabezpieczać się przed ego innych. Takie zabezpieczanie zakłada wiarę w istnienie ego, a przez to podtrzymuje błędną percepcję. Mam jedynie być czujny, by nie patrzeć na innych fałszywie. Patrzenie na innych nie służy więc ich ocenie: o ten ma duże ego, a ten małe, bo ego nie ma. Nie muszę dawkować zaufania. Tego z dużym ego będę unikał, bo jeszcze coś mi zrobi. Mogę każdemu ufać bezgranicznie, skoro nie ma ego. Uczę się tylko o sobie: jeśli widzę ego w innych, a nie ich świętość, która jest jedyną prawdą o nich, to znaczy, że błędnie, fałszywie postrzegam rzeczywistość. I kolejna kwestia związana z zaufaniem, to przebaczenie. Jeśli rozumiem, że inni są święci, choć niestety wciąż zasłaniam sobie widok ich świętości, to nie ma we mnie żadnego poczucia krzywdy. Nikt nigdy mnie nie skrzywdził. Przez lata myślałem inaczej, aż w końcu pojąłem, że prawdą jest to, że sam, osobiście, skrzywdziłem się odwracając się od Boga. Poczucie krzywdy jest narzędziem ego, jest znakiem nieprzebaczającego umysłu. A nieprzebaczający umysł, to umysł odwrócony od Boga. Prawdziwe przebaczenie jest drogą do wyzwolenia. Konsekwencją prawdziwego przebaczenia jest to, że nie uważam, że ktokolwiek mnie skrzywdził, oszukał, czy zadał ból. Rozumiem, że błędnie postrzegałem rzeczywistość i wszelki ból jakiego doznałem zadałem sobie sam. To nie jest sztuczka umysłowa, by zdołać przebaczyć. Tak po prostu jest. Bóg stworzył doskonałą rzeczywistość, w której krzywda i ból są niemożliwe. Każdy może o nich co najwyżej śnić, choć sen jest wówczas dotkliwie realny. Co do Twoich wcześniejszych pytań. Odpowiem bardzo nie wprost i bardzo pośrednio. Jeśli będziesz jednak chciała, to odpowiem szczegółowo i wprost. Nie sądzę jednak by było to celowe. Idźmy drogą miłości. Całkowite (choć z pewnej perspektywy wciąż częściowe i fałszywe) zrozumienie przynosi nieprzyjemną wiedzę i boleśnie dekonstruuje świat. Samo wskazywanie na ten kierunek, może budzić niepokój wielu. To raczej musi być zrozumiane, ale na pewno nie powszechnie. Jest to nawet niemożliwe w sposób powszechny. (Poza tym w zasadzie na wszystkie te pytania odpowiedzi były już w tym topiku.) Możliwe jest natomiast, by każdy kierował się ku większej życzliwości, łagodności dla siebie i świata, ku miłości. I gdy będziemy tą drogą szli, miłość poprowadzi nas łagodnie i życzliwie, bez konieczności oglądania bolesnych widoków. Poprowadzi do zrozumienia nie przez negację, lecz przez akceptację. Jeśli pytamy się o miłość i miłości chcemy, w końcu tak cz inaczej przychodzi zrozumienie. Objawia się to wówczas w codziennym życiu, bo tak właśnie musi się objawić, jeśli ma być zrozumiane. Gdy patrzyłem na miłość co ona ze sobą niesie, czym jest, powoli doszedłem do tego, że wszystko w porównaniu z miłością jest bezwartościowe. To ma całkowicie konkretne przełożenie na codzienne życie. Gdy kogoś kocham, mogę rezygnować ze swoich planów, tzw. potrzeb, zainteresowań, ze wszystkiego co tworzyło moje odrębne, indywidualne ja, czyli ego. Nie ma w tym żadnego poświęcenia. Ktoś chce np. robić coś zupełnie innego niż ja. Jeśli kocham, to z radością zrezygnuję ze swoich planów. Radość innej osoby z realizacji jej planu, będzie ważniejsza. Ale jej plany, jeśli są światowe, nie mogą przynieść prawdziwej radości. Ale to bez znaczenia. Mogę dawać siebie tej osobie, bo miłość jest tylko dawaniem, a nie wymaganiem czegokolwiek, nie jest stawianiem jakichkolwiek warunków. I gdy jedno daje siebie drugiemu, ten drugi widzi to, i w końcu rozpoznaje, gdzie jest prawdziwa radość. I tak oboje uczą się dawać siebie, uczą się miłości. Tak uczą się czym jest prawdziwa radość, a nie chwilowe zadowolenie. Wiele osób w związkach, w rodzinach, etc., uważa, że daje siebie. Ale jeśli pojawia się jakiekolwiek poczucie poświęcenia, jakiekolwiek uczucie rezygnacji z czegokolwiek, jeśli pojawia się oczekiwanie wdzięczności, poczucie bycia niedocenionym, chęć targowania się o swoje, to oznacza, że była to tylko gra ego, a nie dawanie siebie. Bo daje się by dawać, a nie by cokolwiek dostać. W tym jest wyzwolenie. Nie wiem jakie są inne sposoby uczenia się tego. Wiem, że w mojej drodze, oczywiście oprócz kluczowej kwestii , czyli wiary w Boga i przyjęcia tego co słyszę, bardzo ważna była i jest obserwacja umysłu. Dzięki niej zobaczyłem, że moje potrzeby są wyimaginowane, a ich realizacji nie przynosi i nigdy nie przyniesie szczęścia. Jedyną realną potrzebą jest potrzeba miłości, a jej zaspokojenie czyni trwale szczęśliwym. I tak widzę, że choćby samo myślenie o kimś z miłością, daje mi więcej szczęścia niż jakiekolwiek zajmowanie się sprawami tego świata, doznawanie jakichkolwiek przyjemności z tego świata (a w tym ćwiczyłem się długo, więc wiem o czym piszę ;)), etc. W ten sposób pozbyłem się zainteresowań (choć i tak raczej wszystkie były nastawione na zrozumienie naszego dziwnego świata), pasji, pragnień, ambicji. Przestałem troszczyć się o ciało jak kiedyś (uprawianie sportów, zdrowa dieta, itd.). Jest tylko jedna potrzeba miłości i gdy tylko to widzę i tylko miłości się uczę, to jestem tak szczęśliwy, jak nigdy nie byłem i nawet nie wiedziałem, że można być. Choć to i tak wciąż mało. I nie mam żadnych wątpliwości, że tylko miłość daje spełnienie. A miłość jest dawaniem. I w końcu każdy to zrozumie. Pozdrawiam :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Do "do budząc sięee" :) Każda próba rozwoju duchowego jest dobra i chyba żadna nie jest zabawą, choć możemy oszukiwać się i błądzić. Ale nie powinno to wywoływać w nas poczucia winy, a jedynie chęć zrozumienia i nie popełniania błędów. Mogę tylko dzielić się swoim doświadczeniem, nic więcej. Dla mnie zawsze dobre było i jest: 1) Obserwowanie umysłu. 2) Oduczanie się oceniania innych. 3) Medytacja - wyciszanie umysłu -modlitwa. Jeśli chodzi o modlitwę byle była to modlitwa serca, słowa są drugorzędne. Wyciszanie się po to, by zrobić miejsce Bogu. Nasz galopujący, pędzący umysł, ciągle nowe myśli, ciągle nowe plany, snucie wspomnień, etc., to wszystko ukrywa ciszę, zagłusza pokój, a Bóg może być znany tylko w pokoju, bo On jest Pokojem. 4) Lektury duchowe. 5) kontemplowanie wspaniałości Boga, nawet jeśli jej nie rozumiemy, to możemy zastanawiać się, wyobrażać sobie jak wspaniały jest Bóg. On to przybliży. 6) Unikanie wszelkich sformalizowanych religii, ruchów religijnych, etc., one na ogół wszystkie zamykają w końcu w schematach, wywołują poczucie winy. 7) Rozwijanie w sobie empatii, ale nie by łączyć się z innymi w ich smutkach, lecz po to by uczyć się wybaczania, by nieść innym radość. O tym wszystkim wiele było napisane w tym topiku. Ale dla kogoś innego, może inne rzeczy będą dobre w drodze do Boga. Prawdopodobnie wystarczy sama determinacja, wytrwałość w dążeniu do Boga i uczciwość wobec siebie. Bóg sam poprowadzi. Serdecznie pozdrawiam i miłej niedzieli dla Wszystkich 🌼

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość to moze byc stan zapalny
Wielu ludzi twierdzi, że nie mają potrzeby przebaczenia. A jednak sam się przekonałem, że wszyscy potrzebujemy przebaczenia. Może powinniśmy przebaczyć sami sobie za nieświadome urazy, jakie żywimy wobec Boga z powodu cierpień lub śmierci ukochanej osoby czy z powodu niewysłuchanej modlitwy. Może powinniśmy wnieść przebaczenie w nasz stosunek do ojca czy matki, braci, sióstr, krewnych, współmałżonków. Rodzice muszą zdobyć się na przebaczenie swoim dzieciom, które odeszły od Kościoła. Pewna kobieta powiedziała mi kiedyś: „,Podczas kazania księdza zdałam sobie sprawę, że nie przebaczyłam memu synowi tego, że ożenił się z mormonką, opuścił Kościół i stał się czynnym członkiem mormonów. Teraz jestem zdolna mu przebaczyć. Trzeba abyśmy przebaczali kolegom i koleżankom z pracy. Ludzie zajmujący się zarządzaniem twierdzą, że rzeczą najważniejszą i najtrudniejszą zarazem jest utrzymanie pokoju między zatrudnionymi. Trzeba nauczyć się przebaczać współpracownikom, sąsiadom, ludziom Kościoła: biskupom, kapłanom, siostrom zakonnym, członkom rady parafialnej i świeckim działaczom. Może musimy nauczyć się przebaczać lekarzom, prawnikom, sędziom, nauczycielom. Może musimy przebaczać przyjaciołom. Kto najbardziej cię zranił w twoim życiu? Jeśli nie potrafisz wskazać nikogo, proś Ducha Świętego, aby wskazał ci tego człowieka i nazwał go po imieniu. Weź długopis i napisz na kartce listę osób, które cię skrzywdziły, a którym jeszcze nie przebaczyłeś. Zachęcam cię, abyś odmawiał niżej zamieszczoną Modlitwę przebaczenia przez kolejne dziewięć dni -. a nawet tygodniami, miesiącami, przez całe łata. Ludzie cierpiący na różne dolegliwości powinni odmawiać ją w kontekście swojej choroby, okazuje się bowiem, że korzenie wielu schorzeń mogą mieć bezpośredni związek z poczuciem krzywdy, z urazami i niezdolnością do przebaczenia. Kiedy będziesz odmawiał tę modlitwę, zepchnięte głęboko kiedyś przez ciebie urazy zaczną stopniowo docierać do twojej świadomości, by doznać uzdrowienia w Bożej miłości. Kiedy wypłyną na powierzchnię, powierz je z prostotą Panu. Przebaczenie jest sprawą woli, nie uczucia. Jeśli wzbudzimy wolę przebaczenia, Bóg da nam laskę, abyśmy mogli to uczynić głębi serca. Kiedy przebaczamy, nie możemy sobie pozwolić na ocenianie, czy inni ludzie są dobrzy czy źli. Nie twierdzimy, że nie zostaliśmy skrzywdzeni. Nie kwestionujemy, że dana osoba jest odpowiedzialna za wyrządzone zło. Przebaczając wyrządzoną nam niesprawiedliwość, decydujemy się po prostu okazać Bogu posłuszeństwo. Nie możemy dopuścić do tego, by zło popełnione przez drugiego człowieka decydowało o naszych odniesieniach, zachowaniu, uczuciach. Jesteśmy za nie odpowiedzialni. Kiedy poddasz się temu procesowi uzdrowienia, dokona się w tobie coś cudownego. Bóg otworzy twe serce i obdarzy cię nową siłą życia, nową energią i zdrowiem. Kiedy żałujesz kiedy przebaczasz, jesteś wówczas najpełniej zjednoczony t Jezusem. Wkraczasz w tajemniczą rzeczywistość Bożej miłości. Dostępujesz prawdziwego wyzwolenia. Przebaczenie to miłość w działaniu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×