Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

budząc się

Bóg jest lepszy od LSD

Polecane posty

Dzień dobry :) Ciężki ten żywot śmiertelnika - do Nieba wszyscy ludzie mają tak blisko jak najświętsi ze świętych, a do piekła święci mają tylko tyle, ile najbardziej upadli..... Grażynaa.. - do Boga można dotrzeć zwracając się bezpośrednio, poprzez świętych, albo cokolwiek, np. ... drzewa. Jeśli intencją jest kontakt z Bogiem, to Bóg to wie. Bóg nas zawsze słyszy, jak mógłby nie słyszeć. Ale nie poprzez słowa, Bóg nas zna całkowicie, bo żyjemy w Nim. Nie rozumie słów, nie zna naszych jednostkowych iluzji. Ale słyszy każdą prośbę o pomoc, każdą prośbę o miłość i zawsze odpowiada. Tylko my nie słyszymy. Bóg odpowiada nawet na prośbę jakiegoś nieszczęśnika, by umarł jego wróg. Bóg wie bowiem, że ta prośba to bardzo, bardzo, bardzo ukryta prośba o szczęście. Nie odpowiada na taką prośbę poprzez realizację życzenia czyjejś śmierci, ale odpowiada poprzez swoją miłość i swoją miłością - co mogłoby się objawić, w tym przykładzie - dajmy na to jako przebudzenie sumienia proszącego o śmierć wroga, poprzez jego ocknięcie: "Boże, proszę o czyjąś śmierć, oszalałem, nie, nie chcę by ktoś umierał...." itd. Pozdrawiam ciepło 🌼

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wszyscy sa szczesliwi
to sie módl do tabletek by cie uzdrowiły z głupoty grzechy nasze odzielaja nas od boga i trzeba sie wyspowiadać w trybunale miłosierdzia bożego bo to nie ksiądz siedzi ale Jezus pisała o tym faustyna ,catalina rivas i gloria polo

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość to sie cieszcie
Wielu ludzi jest wewnętrznie zahamowanych, związanych i prowadzi życie ograniczone, jałowe, bo nigdy nie zgodzili się na samych siebie, razem ze swymi brakami i zaletami. Pełna otwartość, szczery akt wiary w ofiarowaniu siebie wyzwoli ich z tego kompleksu i wreszcie pozwoli im być sobą. Tylko pod tym warunkiem dobrze przeżyją swoje życie i staną się pożyteczni dla innych. KIEDYŻ WRESZCIE ZGODZISZ SIĘ NA SIEBIE Nie masz zdrowia, wykształcenia, jesteś dotknięty kalectwem, jesteś brzydki, masz wielką wadę charakteru... Albo znowu twoje środowisko rodzinne nie podtrzymuje cię ani ci nie pomaga; twoi bliscy nie rozumieją ciebie; wegetujesz w pracy, chociaż mógłbyś lepiej ją wykonywać... Krótko mówiąc, jesteś ograniczony w samym sobie i wokół siebie, i to cię upokarza. Przyznaj: nigdy nie pogodziłeś się naprawdę ze swoimi ograniczeniami. Dowód? Często myślisz: „Gdybym miał dobre zdrowie, to bym.; „Gdybym miał ojca..., który by mnie rozumiał ..i „Gdybym. i ciągniesz za sobą niedobrą rezygnację, niekiedy razem z zazdrością lub rozpaczą. Często mówisz: „Oczywiście, tamten może to robić, ale nie ja. „Gdybym miał jego inteligencję, wykształcenie, jego zdolność przystosowywania się.. „Gdybym. i w twoim głosie jest niechęć, trochę urazy do siebie, do innych, do życia. Dopóki naprawdę nie zgodzisz się na swoje braki, nie będziesz mógł zbudować niczego solidnego, bo spędzasz czas patrząc na narzędzia w rękach innych, nie dostrzegając, że i ty je masz, inne wprawdzie, ale także wartościowe. Nie patrz na narzędzia innych, patrz na swoje, bierz je i pracuj. Nie przecz, że masz braki, bo to byłoby katastrofą. Negowanie ich nie sprawia, że ich nie ma. Jeżeli są, staną się tajemniczą silą niszczącą i podkopującą twoje życie. Przeciwnie, patrz im prosto w twarz bez wyolbrzymiania ich i bez pomniejszania. Jeżeli możesz tu coś zmienić, na co czekasz, zamiast się do nich zabrać spokojnie i wytrwale? Jeżeli nic nie możesz, przyjmij je jednak. Nie chodzi o „rezygnowanie ze spuszczoną głową, ale o wypowiedzenie „tak z głową podniesioną. Nie chodzi o to, by się dać przygnieść, ale o to, by nieść i ofiarowywać. Bądź spokojny, Bóg na ciebie patrzy, a w Jego oczach nie jesteś ani mniejszy, ani mniej kochany niż którykolwiek z tych, którym zazdrościsz. Oddaj Mu swoją troskę, swoje zmartwienie i swój żal... i bardziej wierz w Jego potęgę niż we własny wysiłek. W tym samym stopniu, w jakim uznasz, przyjmiesz i ofiarujesz Bogu własne braki, odkryjesz, że twoje ubóstwo staje się ogromnym bogactwem. Twoje braki nie Są jedynie kamieniami na twej drodze; są także wskazówkami Boga w wytyczaniu jej. Nie umiesz dobrze mówić? Czy to nie znak, że masz przede wszystkim słuchać? Jesteś nieśmiały? Czy nie powinieneś być raczej nastawiony na przyjmowanie niż na imponowanie i pociąganie za sobą? Nie jesteś intelektualistą? Czy nie jesteś powołany do konkretnego działania?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość to sie cieszcie
Powinieneś zgodzić się także na siebie ze względu na innych. Dlaczego boisz się zwierzchnika, robotnika, człowieka inteligentniejszego od ciebie, takiego, który lepiej mówi niż ty, który lepiej zna zagadnienie? Dlaczego jesteś nieśmiały, zahamowany przez kompleks niższości? Bo nie zgodziłeś się, żeby być sobą w stosunku do bliźniego, i boisz się jego opinii. Jeżeli boisz się drugiego, pomyśl, że i na nim zrobisz wrażenie, jeżeli będziesz sobą, bo każdy jest skrępo jest skrępowany drugim, dlatego że sam jest tylko sobą i nie może być kimś innym. Nie pragnij żyć życiem drugiego, bo ono nie jest na twoją miarę. Ojciec każdemu człowiekowi dał życie na jego własną miarę. Ubierać się w cudze życie byłoby błędem; to tak jakbyś chciał włożyć marynarkę przyjaciela, dlatego że na nim doskonale leży. Nie przejmuj się sądem drugiego. On pogodzi się z twymi brakami, leżeli ty sam je uznasz. Ale nie wybaczy tego, że ktoś wstydzi się lub boi i stara się go oszukać, chcąc wydać się tym, czym nie jest. Mów: „Nie wiem, „Nie mam siły4, „Nie rozumiem..i, a oddasz usługę bliźniemu: ludziom potrzebni 54 tacy, którzy uznają swoje braki, bo przez to ułatwiają im uznanie ich własnych. Bądź sobą. Innym jesteś potrzebny taki, jakim Part zechciał cię mieć. Nie masz prawa przybierać pozy, grać komedii, bo w takim razie okradasz innych. Powiedz sobie: „Muszę mu coś dać, bo nigdy nie spotkał takiego jak ja i nigdy więcej nie spotka, jestem bowiem egzemplarzem jedynym, jaki wyszedł z rąk Boga. Jesteśmy w jakiejś mierze niepełni. Dopiero wszyscy ludzie razem złączeni tworzą ludzkość, a w Chrystusie Ciało Mistyczne. Twoja ograniczoność jest wezwaniem do zjednoczenia ze wszystkimi w miłości. lWiej jedno tylko pragnienie: być w pełni i bez retuszu takim, jakim Bóg chce, abyś był..., a będziesz doskonały.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość fhfhfhfj
moderato ma cos z glowa :O byl tu napisany NORMALNY post przed wpisem "to sie cieszcie" i zostal bez powodu usuniety :O czlowieku od kasowania zrob cos ze soba bo widac ze masz jakis problem :O zeby ci ktos kiedys zrobilna zlosc tomoze cos zatrybisz pustaku :O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość stawiamy kropki
to ja postawie cycki

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość fhfhfhfj
on to robi specjalnie na zlosc to juz jakas paranoiczka co kasuje

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość żalpeelll
Niektórzy w moderacji mają już zryte berety od tego forum, ot i co ;] A złośliwość swoją drogą, szczególnie brzydule i paszteciary ;>

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość grazyna..
tak jest

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Lsd,sk
praktykowano nawet u nas w latach 90 dodawanie a właściwie "nasączanie"konopii indyjskich(zresztą i tak marnej jakości) a było to poprostu nastepstwem testowania tego co się przyjmie a co nie....co do faktów-twierdzi się,że nie uzależnia fizycznie ani psychicznie a wg mnie to jest gówno prawdą jeśli chodzi szczególnie o psychiczny aspekt-dietyloamid kwasu lizergowego działa jak typowy agonista receptorów serotoninowych najpierw serotoniny poziom obniżając a potem w określonym czasie indukując nademisję( zwrotne sprzężenie) i choć obserwowano zwiększenie tolerancji,w którym upatruje się zapory przed wielokrotnym zażywaniem lsd w krótkim czasie (po raz drugi zażyta dawka nie wywoła tak silnych objawów synestetycznych,dotykowych,wzrokowych itd)niech ktoś mi kur....powie,że to nie uzależnia psychicznie????A co do formy to w istocie najpopularniejszą są listki nasączone tą substancją choć dyskusję w temacie czy to możliwe aby lsd było w tabsach bym sobie na waszym miejscu podarował bo obecne możliwości petryfikacji tego typu substancji są takie o jakich samemu Hoffmanomi(odkrywcy)się nie śniło-btw on sam właściwości halucynogenne odkrył przypadkiem a co do książek np Groffa to może mają one walor poznawczy dla osób jakie pisząc jak autorka tematu książkę chciałyby opisać rzetelnie "trip"bohatera ale w dyskusji na temat aspektów społecznych(ubocznych)zażywania tego typu substancji nie brałbym za opinitwórcze-poglądów kogoś kto swe doświadczenia buduje na próbach włączania lsd do terapii bo z tego mogą wypływac tylko jakieś "narkomaniakalne"racjonalizacje

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość grazynaa...
budzac sie-- czy w zyciu nalezy sie umartwiac by zblizyc sie do Boga, co powiesz na ten cytat z biblii /Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witaj :) Nie taka prosta jest odpowiedź na Twoje pytanie. Nie należy umartwiać się. W Niebie, jak domyślasz się, idea umartwiania musiałaby być niezrozumiała, bo jeśli Niebo jest całkowitym szczęściem, to jak mogłoby w tym szczęściu być jakiekolwiek umartwianie? Na świecie były miliony ascetów i niezbyt daleko zaszli, a często cofali się, bo stawali się pyszni, czuli się lepsi od tych, którzy nie byli zdolni do takiej ascezy. Dużo lepiej byłoby z takiego umartwiania zrezygnować, jeśli ma ono prowadzić do pychy i zarozumialstwa. Lepiej jest być dobrym dla innych, nie rezygnując z tak zwanych przyjemności życia, niż z nich zrezygnować i równocześnie innych potępiać. Bóg nas nie stworzył do umartwiania się, tylko do szczęścia i miłości. Ale nie stworzył nas do tego świata, który sami wymyśliliśmy. Czynienie z przyjemności zmysłowych bożka z pewnością zasłania widok Boga. Jak można sobie z tym wszystkim poradzić? Widzę to tak, że poprzez oddanie Bogu i obserwację własnego umysłu, o czym było wiele, zwłaszcza na początku topiku. Najczęściej utożsamiamy się z naszymi pragnieniami i odczuciami w tym świecie, myślimy na przykład, że lubimy jedzenie i seks. Wydaje się, że to jest dla nas konieczne i że stanowi także naszą ekspresję. Długa obserwacja umysłu, lub łaska Boża, pozwala w końcu dostrzec, że tak nie jest. Że nasze pragnienia, żądze, to co uważamy za przyjemne, to nie jest niezbędna i prawdziwa część nas, lecz wdruki w umyśle, że to nie jesteśmy my. W końcu można postrzec, że czysty, miłujący czy choćby całkowicie spokojny i radosny umysł, radość bytu niezależna od zewnętrznych aktywności (np. jedzenia, seksu, ładnego ubierania się, itd.) nieporównywalnie przewyższa wszelkie przyjemności zmysłowe. Żeby zdać sobie z tego sprawę, wystarczy chwila takiego stanu umysłu. I wtedy powoli można zmniejszać swoje uzależnienie od świata, jego spraw, jego oferty, gdyż nie są one już tak pociągające i atrakcyjne jak kiedyś, wołanie Boga jest wartościowsze, przyjemniejsze, itd. Wtedy jednak, ta np. stopniowa rezygnacja, nie jest żadnym umartwianiem się. Jest radosnym wyborem, choć często jest tak, że musi być on pomawiany, bo umysł tylko trochę oczyszczony, ma skłonność do ulegania podszeptom ego. Nie należy się oczywiście o nic obwiniać i potępiać, tylko świadomie wybierać ponownie. W końcu różne rzeczy odchodzą same. W końcu zwycięży powab miłości, Boga, przy którym wszelkie przyjemności tego świata są nic nieznaczące. Dając bardzo uproszczony przykład: ktoś kocha wino i słodycze. W świecie bez Boga, może to się wydawać czymś miłym, nawet ważnym, bo dla tej osoby bez tego życie jest mniej interesujące, bardziej szare. To może dawać wytchnienie, chwile przyjemności pośród trudów.Gdy poczuje choćby bardzo krótko promień Bożej Miłości, może dokonać porównania - widzi, że w porównaniu z tym promieniem wino i słodycze nie są warte nic. Pamięć o promieniu może przygasnąć, wróci ochota na wino, ale już nie taka jak kiedyś. Tęsknota za promieniem, światłem na to nie pozwoli. Obserwacja umysłu i oddanie Bogu mogą ten proces przyspieszyć, brak obserwacji i odwrócenie się od Boga, mogą spowodować utknięcie w iluzji materialnego świata i jego "wartościach". Nie ma natomiast sensu umartwianie się, zupełnie na siłę rezygnacja z czegoś co lubimy. To na ogół prowadzi do frustracji i może bardziej zaszkodzić, niż pomóc ( nie mówię tu o sytuacjach patologicznych, np. nałogowym piciu, niszczącym życie, itd.) To tak pokrótce, jeśli chodzi umartwianie się :) Zaprzeć się samego siebie, to zrezygnować z ego, ze swoich racji, poglądów, przywiązań, idei czym jest świat, itd., po to by w czystym umyśle zrobić miejsce Bogu. Gdy umysł jest ciągle zaprzątnięty wewnętrznym monologiem, "sprawami", "analizami", itd., to nie można usłyszeć głosu Boga, bo Bóg nie narzuca się i nie przekrzykuje naszych myśli. Czyli rezygnujemy z naszych racji, opinii, poglądów - dokonujemy rezygnacji z ego, to jest zaparcie się siebie - by usłyszeć Głos Boga. Gdy trochę się uda, to chętnie idziemy dalej, nawet jeśli zygzakiem, gdyż nawet przy najsłabszym echu głosu Boga, nasze zwykłe myśli to bełkot. Natomiast fragment o krzyżu należy zreinterpretować. Nie po to idziemy do Boga, by założył nam krzyż i zadawał cierpienie. To byłoby bez sensu. Krzyżem naszym jest ego. Natomiast, jeśli założymy, że Jezus mówił do ludzi nieświadomych, czyli w pełni opanowanych przez ego, to z perspektywy ego, wyrzekanie się ego jest krzyżem. Dla ego jest krzyżem rezygnacja z przyjemności zmysłowych, ze swoich poglądów, swojej odrębności i wyjątkowości. Czyli te słowa można odczytać tak: "Teraz nie widzicie prawdziwie, proponuję Wam drogę, która w obecnym stanie Waszych umysłów, może wydawać się Wam ciężarem i krzyżem, ale tak nie jest, bo ta droga w istocie ma Was od krzyża, który sami sobie założyliście, uwolnić." Mam nadzieję, że to jest czytelne. Widzę, że wytrwale podtrzymujesz topik :) Pozdrawiam [kwiatek}

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość grazynaa...
budzac sie -- dziękuję ale sie ucieszylam, ze napisales! przeczytalam i musze to przetrawic i kilka razy przeczytac

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Następnym razem postaram się staranniej odpowiadać, by było prościej i jaśniej, o ile potrafię :) Pozdrawiam :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wszyscy sa szczesliwi
a jak myslisz jak ojciec pio doszedł by zostac swientym i takie cuda robic juz od dziecka ofiarował się bogu biczował się odmawiał sobie przyjemności i jak czytam to wiele osób tak robiło co swientymi zostalo i takie cuda robili jak ojciec pio np brat gerart majelli Miał bowiem cudowny wgląd w ludzkie sumienia. Nie zawahał się na przykład zatrzymać jednego z uczestników rekolekcji, który szedł do Komunii Świętej po spowiedzi, w której zataił grzechy. Powiedział mu: "Idziesz do Komunii z tymi grzechami, które ukryłeś przed kapłanem. Musisz się szczerze wyspowiadać, inaczej piekło cię pochłonie". Innym razem rozmawiając na osobności z jakimś grzesznikiem powiedział: "A teraz my trzej...", grzesznik na to: "Widzę tylko nas dwóch". "A On? - zapytał brat Gerard, podnosząc krucyfiks i przypominając zatwardziałemu grzesznikowi jego najpoważniejsze winy. Chrystus na krzyżu zaczął krwawić. Zaskoczony mężczyzna zastanawiał się, skąd ta krew pochodzi. Brat Gerard odpowiedział mu: "To z twojego powodu, przez twoje grzechy i grzechy całego świata. Jakie zło Bóg ci uczynił, że Go tak obrażasz? Strzeż się: kiedy miłosierdzie Boże się wyczerpie, przyjdzie kara". Kiedy kapłani nie potrafili sobie poradzić z jakimś grzesznikiem, mówili zwykle: "Idźcie po brata Gerarda". Prawie zawsze najbardziej zatwardziali grzesznicy zmieniali pod jego wpływem swe życie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ciekawaszukajaca
budząc się, czy Ty masz dzieci?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bardzo trudno nie oceniając
żyć z innymi,nawet ze swoimi bliskimi,spotykać się ze znajomymi, z ludżmi w pracy.O czym rozmawiać nie oceniając,to bardzo trudne

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tak, masz rację, tak też jest. Pamiętaj jednak, że w nieocenianiu nie chodzi o to by nie oceniać dla nieoceniania, tylko o to, by poza osądami, poza naszą wąską, uwarunkowaną perspektywą, zobaczyć świętość innych i swoją. W zasadzie nie rozmawiam z ludźmi dla rozmawiania. Przewidywalność ich słów i schematów reagowania byłyby dla mnie szalenie nużące. Schematy ego, pod pozorem niesamowitej różnorodności, kryją jeden i ten sam wzorzec. Ale także moje słowa i schematy reagowania są dla mnie takie same, nużące i przewidywalne. Próbuję widzieć i słyszeć, poza słowami, bijące żywe serce miłujących istot. Czerpać radość z bycia razem, bez względu na to jakie padają słowa. Radość z rozpoznawania w nich wiecznego bytu. Często w medytacji, modlitwie dotykam troszeczkę, niewidzialnego i odczuwam niesamowitą radość, płynącą ze świadomości istnienia Boga, którego wszyscy, także ja, jesteśmy rozszerzeniem. Potem uczę się, by także spotykając ludzi, w jakichkolwiek sytuacjach, odczuwać tę radość, której inni muszą być nieodłączną częścią, jeśli radość ma być pełna. Różnie mi idzie, często wpadam w wir słów rozmowy, które zamykają mój umysł w płaskim świecie ocen. Ale siebie też mamy nie oceniać. W tym wszystkim kwestia rozmawiania traci swoją pierwszoplanową rolę. Cały czas trwa lekcja. Możesz też zerknąć na odpowiedzi dla Kaliny na str. 10, z 6 września, z godz. 21.39 i następny. Pozdrawiam serdecznie :) 🌼

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość z szaconkiem bo się może skońc
najpierdzej tych poyebańców co tu piszą spotkacie razem z autorem w Tworkach, albo w Kocborowie. Amen, alelluja i do przodu z poniesionym kutasem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość z szaconkiem bo się może skońc
**** no podniesionym, albo lepiej stojącym kutasem. I to jest jeden z boskich cudów, kutas niema nóg a stoi. Alelluja!!!!!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wszyscy sa szczesliwi
modlę się do Matki Bożej, aby miała w opiece moją rodzinę nasz naród. Nie jest mi łatwo, gdyż żyję ze skromnej emerytury, przy tym choruję na cukrzycę, ciśnienie i jaskrę, ale ufam że z Bożą pomocą będzie dobrze. Miałam już podwójnego raka narządów rodnych i piersi, ale dzięki interwencji Matki Bożej i Pana Jezusa zostałam uzdrowiona. W tym miejscu chciałam dać świadectwo, by ludzie, których dotknęła choroba, nie tracili wiary. 25 lat temu, mając raka jajników, zaszłam w ciążę. Lekarze mówili, ze jedynym ratunkiem jest operacja, która wiązała się z zabiciem nienarodzonego dziecka. Nie zdecydowałam się na ten krok i po dwóch miesiącach wypisałam się ze szpitala. Musiałam podpisać dokument, iż klinika nie ponosi odpowiedzialności za moje życie i życie mojego dziecka. Pismo to do dziś leży w aktach mojej choroby. Po powrocie do domu gorąco modliłam się do Matki Bożej oto dzieciątko, aby urodziło się zdrowe, gdyż było podejrzenie, że lekarstwa, które zażywałam, mogły uszkodzić płód. Dzięki Bogu tak się nie stało, aja urodziłam zdrową córeczkę Danę, która dziś ma 24 lata. Blisko dziesięć lat po tym szczęśliwym dla mnie zdarzeniu, wykryto u mnie 3 torbiele na jajnikach, które jednak dalo .ię usunąć. Trzy lata później zachorowałam na raka piersi. znów żmudne leczenie ale ponownie zakończone zwycięsko. Od pierwszej operacji minęło 15 lat od drugiej 12 i Jestem zdrowa. (...) Dziękuję Bogu za każdy danymi dzień życia. Moje cztery koleżanki zmarły na raka piersi. od czterech lat jestem wdową.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość z szaconkiem bo się może skońc
ale masz fantazję, pomódł sie o swoje zdrowie psychiczne.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Over game
"""ciekawaszukajaca budząc się, czy Ty masz dzieci?"""" Nie ma ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość grazynaa...
budzac sie kolejna interesująca mnie kwestia to czy umysł, rozum jest wazny wg ciebie czy tylko nasza dusza? wg mnie jest bo Bog dal nam ten rozum po cos

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość grazynaa...
budzac sie i jak rozpoznac, co pochodzi od duszy? czyli mam jakis problem, pragne go rozwiazac i skad wiedziec czy podpowiedz jest od duszy czy jest to np sumienie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×