Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

budząc się

Bóg jest lepszy od LSD

Polecane posty

Gość to moze byc stan zapalny
MODLITWA PRZEBACZENIA PANIE JEZU CHRYSTE , proszę Cię dzisiaj , abym przebaczył wszystkim ludziom , jakich spotkałem w moim życiu . Wiem , że udzielisz mi siły , abym mógł tego dokonać i dziękuję Ci , że kochasz mnie bardziej niż ja sam siebie i bardziej pragniesz mego szczęścia , niż ja go pragnę. ***** Ojcze , przebaczam Ci te wszystkie momenty , kiedy śmierć weszła w moją rodzinę ; chwile kryzysu , trudności finansowe i te wydarzenia , które uznałem za karę zesłaną przez Ciebie--gdy inni mówili : " Widać Bóg tak chciał ", a ja stałem się zgorzkniałym i obraziłem się na Ciebie. Proszę dzisiaj oczyść moje serce i mój umysł . ***** Panie mój , przebaczam SOBIE moje grzechy ,winy i słabości , oraz wszystko to ,co złego jest we mnie lub co ja uważam za złe . Wyrzekam się wszelkich przesądów i wiary w nie , posługiwania się tablicami do seansów spirytystycznych, uczestnictwa w seansach , czytania horoskopów , odczytywania przyszłości , używania talizmanów i wymawiania zaklęć na szczęście . Wybieram Ciebie jako mojego jedynego Pana i Zbawiciela . Napełnij mnie swoim Duchem Świętym . ***** Następnie przebaczam SOBIE branie Twojego imienia nadaremno, nieoddawanie Ci czci przez chodzenie do kościoła, ranienie moich rodziców, upijanie się, cudzołóstwo, homoseksualizm. Ty już mi to przebaczyłeś w sakramencie pokuty, dziś ja przebaczam sobie samemu, także aborcję, kradzieże, kłamstwa, oszustwa zniesławienie innych. ***** Z całego serca przebaczam mojej MATCE .Przebaczam te wszystkie momenty, w których mnie zraniła, gniewała się na mnie, złościła się i karała mnie, gdy faworyzowała moje rodzeństwo. Przebaczam jej to, że mówiła, iż jestem tępy, brzydki, głupi, najgorszy z jej dzieci i że dużo kosztuję naszą rodzinę. Kiedy wyjawiła mi, że byłem niechcianym dzieckiem, przypadkiem, błędem lub nie urodziłem się tym, kim ona by chciała. Przebaczam jej to. ***** Przebaczam mojemu OJCU . Przebaczam mu te dni i lata , w których zabrakło mi jego wsparcia , miłości , czułości lub choćby uwagi . Przebaczam mu brak czasu i to , że mi nie towarzyszył w ważnych momentach mojego życia ; jego pijaństwo , kłótnie i walki z mamą lub moim rodzeństwem . Jego okrutne kary , opuszczenia nas , odejście z domu , rozwód z moją mamą lub jego zdrady - przebaczam mu to . ***** Panie , tym przebaczeniem pragnę również ogarnąć moich BRACI I SIOSTRY . Przebaczam tym , którzy mnie odrzucali, kłamali o mnie ,nienawidzili mnie , obrażali się na mnie , walczyli ze mną o miłość naszych rodziców , ranili mnie lub krzywdzili fizycznie . Przebaczam , tym którzy byli dla mnie okrutni , karali mnie lub w jakikolwiek inny sposób uprzykrzali mi życie . ***** Panie, przebaczam mojemu MĘŻOWI / ŻONIE brak miłości, czułości, rozwagi, wsparcia, uwagi, zrozumienia i komunikacji, wszelką winę, wady, słabości i te czyny i słowa, które mnie raniły i niepokoiły. ***** Jezu przebaczam moim DZIECIOM ich brak szacunku do mnie, nieposłuszeństwo, brak miłości, uwagi wsparcia, ciepła, zrozumienia. Przebaczam im ich złe nawyki, odejście od kościoła wszelkie złe uczynki, które wzbudziły mój niepokój. ***** Mój Boże przebaczam RODZINIE MOJEGO WSPÓŁMAŁOŻONKA i dzieci : teściowej /teściowi , synowej / zięciowi i pozostałym , którzy przez małżeństwo weszli do mojej rodziny , a którzy traktowali ją z brakiem miłości . Przebaczam ich słowa , myśli uczynki i zaniedbania , które zraniły mnie i zadały mi ból ***** Panie, proszę cię pomóż mi przebaczyć moim KREWNYM: babci i dziadkowi, ciotkom, kuzynkom, którzy może ingerowali w sprawy naszej rodziny, a zaborczo traktując moich rodziców spowodowali w niej zamieszanie i nastawiali jedno z rodziców przeciwko drugiemu. ***** Jezu, pomóż mi przebaczyć moim WSPÓŁPRACOWNIKOM, którzy są nieprzyjemni lub utrudniają mi życie. Tym, którzy zrzucają na mnie swoje zadania, którzy nie chcą współpracować, usiłują zagarnąć moje stanowisko - przebaczam im ***** SĄSIADOM, którzy potrzebują mojego przebaczenia - ich hałasy, śmiecenie, uprzedzenia, obmawianie mnie i oczernianie innych sąsiadów - to wszystko przebaczam im, Panie ***** Teraz przebaczam wszystkim KSIĘŻOM, zakonnicom, mojej parafii, organizacjom parafialnym i grupom modlitewnym, mojemu duszpasterzowi, biskupowi, Papieżowi, całemu Kościołowi: brak wsparcia, potwierdzenia mojej wartości; złe kazania małostkowość , brak zainteresowania , brak zachęty , której nasza rodzina bardzo potrzebowała ; także wszelkie zranienia jakie zadano mnie lub mojej rodzinie , nawet w odległej przeszłości - przebaczam im dzisiaj . ***** Panie przebaczam osobom ODMIENNYCH PRZEKONAŃ: tym, którzy należą do innych opcji politycznych, którzy atakowali mnie, ośmieszali dyskryminowali, przez których poniosłem szkodę materialną. ***** Przebaczam przedstawicielom INNYCH WYZNAŃ, którzy próbowali nawrócić mnie na siłę, napastowali mnie, narzucali mi swój punkt widzenia. ***** Przebaczam tym, którzy zranili mnie ETNICZNIE: dyskryminowali mnie, wyszydzali, mówili dowcipy o mojej narodowości lub rasie, wyrządzali mojej rodzinie krzywdę fizyczną, emocjonalną lub materialną. Przebaczam im dzisiaj. ***** Panie przebaczam też wszystkim SPECJALISTOM, którzy w jakikolwiek sposób mnie skrzywdzili: lekarzom, pielęgniarkom, prawnikom, sędziom, politykom i pracownikom administracyjnym. Wybaczam wszystkim pracującym w służbach społecznych ; policjantom , strażakom kierowcom autobusów , sanitariuszom , a szczególnie fachowcom , którzy zażądali zbyt wiele za swą pracę ***** Jezu przebaczam mojemu PRACODAWCY , to , że nie płacił mi wystarczająco , nie doceniał mojej pracy , nie chwalił za osiągnięcia . ***** Panie Jezu , przebaczam moim NAUCZYCIELOM I WYKŁADOWCOM , zarówno dawnym jak i obecnym , tym , którzy mnie karali ,upokarzali ,obrażali mnie , traktowali niesprawiedliwie wyśmiewali nazywali „tępym lub „ głupim " , zmuszali żebym zostawał po szkole . Przebaczam im Panie . ***** Jezu , przebaczam moim PRZYJACIOŁOM , którzy mnie zawiedli , zerwali ze mną kontakt , nie wspierali mnie i byli nieosiągalni , gdy ich potrzebowałem , pożyczali pieniądze i nigdy nie oddali, plotkowali o mnie . ***** Panie Jezu, w szczególny sposób modlę się o łaskę przebaczenia TEJ JEDNEJ OSOBIE ,która w całym moim życiu zraniła mnie najbardziej . Proszę , pomóż mi przebaczyć temu , kogo uważam za swojego największego wroga ; komu najtrudniej jest mi przebaczyć ; o kim powiedziałem , że nigdy mu nie przebaczę. ***** Panie , sam również proszę o przebaczenie TYCH WSZYSTKICH LUDZI - za ból , jaki im zadałem - szczególnie moją matkę i ojca oraz mojego współmałżonka . Przepraszam z całego serca zwłaszcza za te największe krzywdy , jakie im wyrządziłem . ***** Dziękuję Ci Panie Jezu , że jestem teraz uwalniany od zła , jakim jest brak przebaczenia . Niech Twój Duch Święty napełni mnie światłem i rozjaśni każdy mroczny obszar mojego umysłu . AMEN. PAMIĘTAJ ...... ***** Przebaczenie jest aktem woli , nie uczucia . Jeśli modlimy się za kogoś , możemy być pewni , że przebaczyliśmy tej osobie . ***** Aby pomóc sobie kogoś zaakceptować i otworzyć się na tą osobę bardziej, wyobraź ją sobie z Jezusem i powiedz do Pana :"Kocham ją , ponieważ Ty ją kochasz ***** PRZEBACZENIE JEST ZOBOWIĄZANIEM TRWAJĄCYM CAŁE ŻYCIE . ***** KAŻDEGO DNIA JESTEŚMY ZAPROSZENI DO PRZEBACZANIA TYM , KTÓRZY NAS KRZYWDZĄ LUB RANIĄ . o . Robert De Grandis SSJ to przebaczenie leczy rany czlowieka, mi pomoglo , Bog przewrocil w pozytywnym tego slowa znaczeniu wszystko w moim zyciu dzieki tej modlitwie, oczywiscie sama modl nic nie da, tam musi byc intencja, ze przebaczas kazdej osobie ktora zranila cie w zyciu i ktora ci sie przypomni w trakcie jej odmawiania, po 20 dniuj ej odmawiania jest obietnica ze cierpienia wew sie zmniejszą i moze nawet nastapic uzdr fizyczne, bo jak wiadomo brak przebaczenia jest rowniez przyczyna wielu chorob, ja praktykowalam te modlitwe razem z Mszą sw za zmarlych czlonkow swojej rodziny, tzn np jedna Msza sw za pradziadkow, druga za jednych dziadkow, nastepna za drugich pradziadkow, nastepna za dziadkow, jakies zmarle wojostwo, oczywiscie jezeli nie zyja, tam jest duzo napisane we wstepie tej modlitwy w ksiazeczce, MI BOG PRZEWROCIL ZYCIE I ZYCZE WAM TEGO rowniez rozjasnilo mi sie wiele spraw dotycz wiary.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do 6 zmysl
Ty się kobieto ciesz, że nie jesteś z takim zerem. :O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a ten stan zapalny
to merkaba znowu w pomarańczy :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość merkaba.
tak :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Budząc się, dziękuję Ci za wypowiedź. Przeniosła mnie ona w pewnym sensie do dzieciństwa, gdy takie widzenie świata było czymś oczywistym. Napiszę o tym parę słów, gdyż moje pytania są pochodną mojej historii, która, jak sądzę, jest historią wielu innych ludzi. Jestem jak najdalsza od udowadniania realności świata. Gdy byłam mała było dla mnie jasne, że ten świat jest nierzeczywisty, myślałam o nim jak o "dekoracji", byłam w pewien sposób zdziwiona, że tu jestem, w tym śmiesznym ciele. W związku z tym, nie traktowałam niczego zbyt poważnie, uważałam życie za rodzaj gry. Pamiętam, że budziło moje zdziwienie i niechęć to, że dorośli są tak bardzo spięci i zestresowani. Nie rozumiałam, dlaczego, przecież nie ma żadnego powodu. Wciąż mnie dziwiło, że oni naprawdę uwierzyli w to wszystko, uznali grę za rzeczywistość i teraz wydają się być jej ofiarami. Oczywiście myślałam po dziecinnemu, ale taki był tego sens. Pamiętam, miałam może 13 lat, gdy widziałam, że moim jedynym zadaniem w życiu jest poszerzanie świadomości. Nie nazywałam tego tymi słowami, raczej czułam to jako obraz siebie niezmiennej i rozchodzących się wokół mnie "kręgów świadomości", które obejmują coraz więcej i więcej, by ogarnąć w końcu wszystko co jest. Tak widziałam swoje życie. Potem jednak coś się zaczęło psuć, obraz mnie stojącej w centrum zaczął się rozmywać, wszystko zrobiło się jakieś... linearne. Zaczęłam szukać siebie w odniesieniu do świata, sensu. Oczywiście znalazłam to, co znajdują nastolatki i młodzi ludzie: seks: ocean seksu, potem naukę. Dzięki jednemu i drugiemu mam teraz rodzinę i pracę, to nie było złe. Jednak niespełnienie sprawiło, że zaczęłam, już świadomie, szukać Boga. Szukając na zewnątrz wpadłam w szpony pewnego "dilera Pana Boga", który o mały włos nie pozbawił mnie wszystkiego, co miałam. Mówisz, że utrata zaufania jest związana z odwróceniem się od Boga - ja je niemal straciłam właśnie Go szukając! Trudno jest poradzić sobie z takim doświadczeniem. Nie użalam się nad sobą, tylko stwierdzam fakt. Tak jak Ty, nie znalazłam Boga ale znalazłam Miłość. Ona jest wszędzie, we wszystkim, ona prowadzi. Nie trzeba mnie przekonywać do tego, że świat jest nierealny - to jest dla mnie oczywiste, to jest mój punkt wyjścia. Dla mnie problemem jest coś innego: jak to się stało, że tu jestem? Jak odnaleźć się w tym nierealnym świecie, który nie ma sensu? Cieszy mnie to, co robię w życiu, ale widzę bezsens mojej działalności, walki. Wielu szuka rozwiązania w pracy dla innych. Mogę jechać do Etiopii uczyć dzieci matematyki, ale to też nie będzie odpowiedź... Nie pytam Cię o to, żeby pogadać albo się z Tobą posprzeczać. To są moje rzeczywiste pytania: Jeśli człowiek jest taki jak Bóg, doskonały, dlaczego stworzył świat i ego? Ego powstało jako pochodna tego świata, wcielenia, jako pochodna iluzji oddzielenia... Jak to się stało, dlaczego??? Wszystkie systemy religijne i filozoficzne uczą jak stąd wyjść. Medytuj, módl się, bądź dobrym człowiekiem itd. Obiecują, że gdy będziesz oświecony pytania znikną. Czy moje pytania, bardzo proste i elementarne są tylko funkcją ego? Czy uważasz, że najlepiej po prostu o nich zapomnieć? Ale jak??!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość są ludzie którzy nigdy nie będ
do końca szczęśliwi..choćby mieli wszystkio. .taka karma :O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dobry wieczór Aumm, to bardzo, bardzo ciekawe co piszesz o swoim dzieciństwie. Choć wydaje mi się, co także wskazujesz, że każdy w takiej czy innej formie miał jako dziecko poczucie nierealności świata, jego nieadekwatności. Ludzie jednak zapominają o tym, bo inaczej cały czas pamiętaliby, że świat jest jakimś dziwnym miejscem, a trudno jest prowadzić zwykłe życie w podejrzanym, nieoswojonym miejscu. Trudno jest cały czas wszystko kwestionować. Łatwiej, na pozór, jest zapomnieć. To jest to dręczące pytanie, jak możliwy jest świat tak bardzo wypełniony cierpieniem, jeśli jest Bóg? Jak tu się znaleźliśmy? Większość ludzi nie jest w stanie żyć z tym pytaniem. Dlatego wymyślają tajemnicę bożą, albo zostają ateistami, albo widzą bezsens świata, ale widząc bezsens i nie znając drogi wyjścia popadają w depresję lub szaleństwo. Nie można patrzeć na świat, widzieć go bez znieczulenia i po prostu trwać w tym patrzeniu. To byłby zbyt wielki ból. Albo trzeba się wycofać, albo drążyć dalej, bez tchu pytać się i pytać, badać i badać, wierząc w ostateczne poznanie, czemu świat zaprzecza, mówiąc, że dla człowieka poznanie jest niemożliwe, albo że poznania w ogóle nie ma. W poznaniu nie ma pytań, bo po co się pytać skoro się wie? Teraz są. I to, które zadajesz, jest ważne. To jest ta jedna myśl, której Bóg nie jest w stanie pomyśleć: by być pierwszym. Bóg jest pierwszy, więc nie może upaść, próbując zagarnąć komuś pierwszeństwo. Niczym nie różnimy się od Boga, oprócz jednego: On nas stworzył, a nie my Jego. I jedna chwila szaleńczej myśli by nie mieć Stwórcy, by być własnym źródłem, jest chwilą, w której Niebo zostaje zapomniane. Przyjrzyj się ego. To jest cały czas ta sama myśl, która w nas trwa! Tak. Zobacz, jeśli pomyślisz poprzez ego choćby jedną myśl w ciągu dnia, to znaczy, że cały czas hołubisz tę samą myśl, która zasłoniła Niebo! Upadek nie jest stopniowy. Nie można Boga zapomnieć stopniowo. Zapominanie Boga stopniowo polegałoby na tym, że zmniejszałaby się błogość, szczęście i radość i stopniowo wkraczałoby cierpienie. To niemożliwe, bo każdy natychmiast zatrzymałby się, by nie zwiększać cierpienia. Szybko zaprzestałby procesu robienia sobie krzywdy. Nie zapomniałby Boga. Natychmiast by do Niego wrócił. Upadek jest natychmiastowy i całkowity. Zamknij oczy. Nie ma stopniowego przejścia. W świadomości są tylko jakby dwie sąsiadujące chwile. Widzisz, a w następnej chwili nie widzisz. Gdy zamkniesz oczy, po prostu nie widzisz. I tak samo odbył się upadek. Ta jedna myśl, ten moment podążenia za nią, był jak zamknięcie oczu. W jednej chwili było Niebo, a w następnej nie było go już, nie było już poznania, ani komunikacji z Bogiem. Widzisz to? Upadek jest od razu upadkiem w ciemność. Kurs jest jedynym miejscem, w którym napisano o tym, w którym zrozumiano to pytanie i odniesiono się do niego w pełni logiczny sposób. Piszą, że dziwimy się jak to możliwe, że będąc doskonałymi upadliśmy, ale - wyjaśniają dalej - nie dziwimy się jak to jest możliwe teraz. To jest genialne w swej prostocie. Tak, kiedyś zamknąłem oczy by nie widzieć Boga i dziwię się jak to możliwe, że to zrobiłem. Ale nie dziwię się, że cały czas trzymam je zamknięte! I wałkowałem latami ten temat, zaciskając z całych sił oczy, dywagowałem jak to jest możliwe, że zacisnąłem kiedyś powieki! Ha, dokładnie tak samo było to możliwe, jak jest teraz. W każdej sekundzie to robię! W każdej sekundzie zaciskam powieki! To dzieje się cały czas! Widzisz to, widzisz? Bóg nie mógł nas przed tym zabezpieczyć, bo musiałby nas uczynić niewolnikami. Ale zabezpieczył nas przed tym, bo to co widzisz po zamknięciu oczu nie dzieje się naprawdę. Ty jesteś cały czas taka, jaką uczynił Cię Bóg. Nie przybyło Ci lat, nigdy nie chorowałaś i nigdy nie byłaś samotna. Nigdy nie przestałaś być w Niebie. Tylko śnimy sen. I tak samo jak we śnie, możesz mieć różne przygody, dziwne sytuacje, możesz cierpieć, być samotna, etc., gdy budzisz się, to okazuje się, że to co działo się we śnie nie wpłynęło na rzeczywistość nawet w najmniejszym stopniu. I tak samo jest ze snem świata. Ten sen nie zmienia Boga, Nieba, ani nas, bo rzeczywistość snu nie istnieje. Upadek był natychmiastowy. Ale powrót jest w pewnym sensie stopniowy. I musi nam pomóc Bóg. Nie jest tak dlatego, że jesteśmy słabi. Wręcz odwrotnie, jest tak dlatego, że nasza moc jest nieskończona i tej nieskończonej mocy użyliśmy by zaprzeczyć Bogu. Stworzyliśmy przez to szalony labirynt, z którego nie da się wyjść. Nasza moc, dana nam przez Boga, uczyniła ten labirynt doskonałą pułapką. Ta konstrukcja spełniła swą rolę: zasłoniła Boga. Tyle, że to tak boli, że w końcu nie chcemy tego. W końcu każdy przestanie udawać, że w tym świecie jest cokolwiek godnego naszej uwagi. Tu nie ma nic wartościowego. Bóg jest jedyną wartością i to co On stwarza. Jak konstrukcja służąca ukryciu Boga i doskonałości Jego stworzeń może mieć wartość? Musi nam pomóc ktoś spoza labiryntu, bo każdy kto w niego wejdzie musi się zagubić. Gwarantuje to moc naszych umysłów, która zaprzęgnięta w służbę niepoczytalności stwarza doskonale niepoczytalny świat. Dlatego tylko Bóg może nas stąd wybawić. I jeśli będziesz obserwować swój umysł non stop, z całkowitą uczciwością, wtedy przestaniesz się pytać, jak to możliwe. Medytujesz, jesteś promienna i nagle dzieje się coś takiego, że widzisz swoje ego w działaniu. To ta sama chwila, co chwila upadku, to ten sam mechanizm. Gdy to zrozumiesz, pójdziesz dużo szybciej, bo uwierzysz w Boga do końca. Rozumiem doskonale to co czujesz. I zapewniam Cię, że sama to zobaczysz: Dopóki są te pytania bez odpowiedzi, nie da się biec do Boga. Jak można biec, jeśli nie wiadomo, czy to nie On stworzył ten świat i cierpienie? Jak można biec z radością na spotkanie twórcy cierpienia? Po prostu nie da się, nie można. Ale są odpowiedzi. W końcu pojawia się przykre zrozumienie, że każdy stwarza sam wszelkie cierpienie, które pojawia się w horyzoncie jego świadomości. Jak to możliwe? A co jest niemożliwe dla boskiego umysłu? To jest cały czas ten sam moment upadku, to jest cały czas ta sama myśl o byciu niezależnym. I patrz uczciwie. W Niebie nie ma jedzenia, pięknych widoków, doznań zmysłowych, osiągnięć, ciał, satysfakcji. Ale to wszystko jest niczym, dosłownie niczym, w porównaniu z Niebem. I za każdym razem gdy wybieramy smakowanie, doznania zmysłowe, osiągnięcia, sprawy ciała, analizowanie, intelektualizowanie, dyskutowanie, to zaciskamy oczy. W Niebie tego nie ma. Jest tylko miłość i boska kreacja: miłość stwarzająca więcej miłości. Nie ma nawet postrzegania. Po co komu one, gdy wszędzie jest szczęście i miłość? Nie trzeba mieć oczu, by się poruszać, bo jest się wszędzie, nie trzeba czytać i widzieć, bo wie się wszystko co wiedzieć można, nie ma czego słuchać, bo jest się wszystkim co mogłoby być słyszane. Obserwując umysł non stop w końcu zobaczysz, że cały czas zaciskasz oczy. Przestaniesz się dziwić jak upadek był możliwy, skoro non stop go odgrywasz. Każda próba kompromisu jest zaciskaniem oczu. Próbowałem tego bardzo długo, jak ocalić świat i być w Niebie. Jak cieszyć się światem i czuć Boga w sobie? To jest niemożliwe. Po drodze objawiły mi się wszystkie kłamstwa świata. Nie da się zamknąć oczu i widzieć, jakby się ich nie zamknęło. Pomijam już takie rzeczy, jak te, że to co tutaj jest odbierane jako przyjemność, w rzeczywistości jest bólem. Długo się przed tym buntowałem, to był atak na moje widzenie, odczuwanie i postrzeganie. Ale dzisiaj nie mam wątpliwości, że każda przyjemność tego świata to mała wisienka położona na wielkim, gorzkim torcie cierpienia. Ale to może zostawmy z boku. Dzisiaj moje życie polega na tym, że uczę się pamiętać Boga non stop. Coś tam robię, coś się wydarza, ale to tylko scenografia do ćwiczeń: ile myśli bez miłości, ile oceny, ile choćby żachnięcia się. Każda chwila bez miłości, to ta sama chwila chwila upadku. W końcu widzę już tak: o jem coś smacznego. Ach, smacznego, tak, czułem smak i nie było we mnie miłości, bo świadomość skupiła się na smaku. Coś mnie zirytowało związanego z pracą - chwila bez miłości. Śmieję się z komedii - nie kocham w tym momencie. Spróbuj. Czy gdy świadomość skupia się na jakimkolwiek doznaniu zmysłowym czy jesteś w tym momencie przepełniona miłością do Boga i bliźnich? Świadomość skupia się na jakimkolwiek procesie intelektualnym - czujesz wtedy Boga, wołanie bliźnich o miłość? Nie nie ma wtedy miłości. I tak zobaczysz, jeśli tylko zechcesz, jak wypełniamy swą świadomość chwila po chwili, sekunda po sekundzie, masą spraw, doznań, myśli, które nie mają nic wspólnego z miłością. Z tego powstają dni, miesiące, lata i życia pozbawione miłości. I tak tkamy nasz sen. Choć czasu nie ma, to jest cały czas ta sam chwila - chwila myśli by nie mieć Stwórcy, by być niezależnym, by nie kochać. Teraz odwracaj to, by uczyć się by każda sekunda, chwila po chwili, była wypełniona miłością i niczym innym, by nie było nic co przesłania miłość. I tak chwila stanie się podobna do chwili. Bo to co odwraca naszą uwagę od Boga, co sami wymyślamy, jest na pozór tak szalenie różnorodne i bogate, właśnie po to by pochłonąć uwagę, by nie budzić się. Ale chwila prawdziwej miłości jest identyczna jak każda inna chwila prawdziwej miłości. I tak powoli te chwile zjednoczą się, aż staną się jednością i zniknie iluzja czasu. Tak przypomnimy sobie Boga, który jest Miłością. I minie ta jedna chwila myśli o byciu bez miłości - rozciągnięta w iluzję niekończącego się czasu. Pozdrawiam serdecznie i miłej nocy Wszystkim 🌼

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
c.d. który jest Miłością. I minie ta jedna chwila myśli o byciu bez miłości, byciu odrębnym i niezależnym - rozciągnięta w iluzję niekończącego się czasu. Pozdrawiam ciepło i miłej nocy Wszystkim 🌼

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość babole
aumm to typowa baba -> najpierw zwiazek ze zlym chlopcem , a potem placz i zgrzytanie zebow :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Aumm, jeszcze jedna, bardzo techniczna podpowiedź, jeśli z trudem przychodzi Ci uwierzenie, że to cały czas trwa jedna chwila upadku. Zrób prosty eksperyment. Usiądź wygodnie, spójrz na zegarek, zapamiętaj, która jest minuta i sekunda, raczej sekunda. Zamknij oczy i wyobraź sobie, mocno, wyraźnie: jesteś na dworcu, wsiadasz do pociągu, idziesz korytarzem, zajmujesz miejsce, rozglądasz się pociąg rusza, wymieniasz uśmiechy, pociąg przyspiesza, mijasz krajobrazy, pociąg mknie z wielką prędkością, mijasz małe stacyjki. Stop. Otwierasz oczy. Patrzysz na zegarek. Ile sekund minęło? Niewiele, ale jak dużo sobie wyobraziłaś? Po tej stronie to wszystko trwałoby dużo dłużej, prawda? Tak działa iluzja czasu. Ostatecznie cały ten świat, to nie eony, ery i miliardy lat, to jedna, tylko jedna chwila. Ta sama chwila, głupiej niepotrzebnej myśli. Niedługo otworzymy oczy. Dobranoc :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Re:babole
Pisz pod jednym pseudo bo zmieniasz je jak ch*j

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość męrkaba
:D :( ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość babole
pocaluj sie w pisde kretynko :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Re:babole to Aumm w orencz
:D:D:D:D:D:D:D:D co za durne babsztyle leczcie sie pojebane paranoiczki :D:D:D:D:D:D:D:D:D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość merkąba
wsztstkie piszemy raz w pomaranczy raz w czarnych sprwadz und potw :classic_cool:

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość męrkaba
chuj wam do tego kto i kiedy pisze w pomarańczy :classic_cool:

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
budząc się, dziękuję za odpowiedź. Wiele z tego co piszesz, wpasowuje się w to, co czuję. Tak, stan "zaciśniętych oczu" jest przenoszony z chwili na chwilę, to prawda. Żyjemy w odłączeniu, bo jest ono tak silnie w nas wdrukowane. Strach, lęk, ego dominują. Całkowite rozluźnienie byłoby poznaniem, ale jesteśmy tak spięci, tak mocno, tak głęboko, do samego naszego rdzenia, że jest ono prawie niemożliwe... Masz rację, to wiara w realność świata spowodowała spięcie i to jest droga wyjścia, tyle, że w przeciwną stronę. Widzę jednak, że nie wystarczy odwrócić się na pięcie i wyjść... trzeba dokończyć to, co się zaczęło albo przetransformować. Tak, miłość jest kluczem. To jest trudne: odnaleźć się w świecie, który jest iluzją, nie odwracając się od świata, nie stając obojętnym. Wręcz przeciwnie, czuję się bliżej boskości, gdy nic nie jest mi obojętne, najmniejszy żuczek i kwiatek mają znaczenie, gdy pamiętam o boskosci wszystkiego... Mam jeszcze pytania. To trochę trwa, bo jestem niewierząca, wszystko sprawdzam, badam sama... Twoje odpowiedzi pomagają mi układać moje własne puzzle zrozumienia. Wgląd, który mają inni dostarcza narzędzi do budowy własnej wolności. W końcu znane, spektakularne ucieczki z więzienia to zawsze była praca zespołowa ;) Teraz zadam tylko jedno, ogólne pytanie: upadek człowieka to iluzja oddzielenia. A reszta wszechświata? Np. nasza planeta, czy ona też wcieliła się z tego samego powodu? A zwierzęta, rośliny? Czy uważasz, że one też dążą do wyzwolenia - oświecenia? Ja myślę, że tak jest...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ty w ogóle za dużo myślisz
stąd twoje problemy i cała reszta :D :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość budzac się
Chłopa Wam brak :classic_cool:

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość merkaba.
mnie tez

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Aumm.
Wszystkim tu brakuje chłopa, chłopom też :D Całuję w duszyczki wasza aummm :*

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ąumm
Jem kupę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dzień dobry. Cześć podszywy, podszywki i podszyweczki, podszywunie i podszywacze :) WItaj Aumm :) Tak, to jest praca zespołowa. Wyraża się to m.in. tym, tak sądzę, że dowodem braku oświecenia jest widzenie nieoświeconych, niezależnie od doświadczanych stanów błogości i radości. Czy we wszystkim jest świadomość? Wielu twierdzi, że tak. Też często mam takie odczucie. Świadomości w zwierzętach i roślinach jestem pewny. Ale czemu te pytania mają służyć? Gdy kocham, z szacunkiem odnoszę się do wszystkiego, nawet do rzeczy nieożywionych, choć są one iluzją. Ale gdy jest się wypełnionym miłością do Boga i całego świata, to nawet nie kopie się kamieni. Wewnętrzna miłość i czułość dla wszelkiego bytu chce wyrażać się we wszystkim, także w gestach. Jakiekolwiek "ostre" zachowania raniłyby kochającego, jeśli to on byłby ich autorem. Cały świat dąży do oświecenia.Wszystko. Cały świat to my. Cały świat to Ty. Może cały widzialny, przejawiony świat to jeden, pozornie rozpryśnięty na miriady kawałków byt Boży, jedno upadłe dziecko Boże, i by być sobą musi zjednoczyć swą świadomość? Oświecenie to zjednoczenie. Dlatego wszystko musi być zjednoczone by jedność mogła zostać zrozumiana. Intelektualne dywagacje często służą ukryciu braku miłości, tak jak inne aktywności. To rodzaj zaprzątnięcia umysłu, które pozwala nie widzieć chwili obecnej, obecnej sekundy. Pozwala nie widzieć, że w tej sekundzie znów nie wybraliśmy miłości. Rozróżnij, które wątpliwości blokują Cię, które skrywają "rzeczywisty" lęk, i które musisz rozpuścić, zapewne zaczynając od aktu wiary. A które są tylko grą intelektualną, są właśnie tylko zaprzątnięciem umysłu, służą tylko zaśmiecaniu świadomości, by spała. Pozdrawiam Wszystkich ciepło 🌼 Miłej, udanej soboty 🌼 :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bbb..
budzac sie -- pisales ze np ogladanie komedii nie jest miloscia tzn. ze to tez ego? to jak zyc w swiecie ega bez ega? da sie wogole? czy to ze sie smieje jest czyms zlym? co ja mam robic w czasie kiedy z rodzina ogladam komedię jesli smianie sie to zagrywka ego? moge wtedy myslec z miloscia o rodzinie ale bede wyrzutkiem bo nie integruje sie z nimi, bo odstaje

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
budząc się, zadałam pytania o Twój obraz świata, żeby lepiej zrozumieć to, co chcesz przekazać. Uważam, że jest w tym bardzo pomocne jest określenie wprost swojego widzenia świata. Nie ma to nic wspólnego z intelektualnymi rozważaniami dla nich samych, ale ma wymiar czysto praktyczny. Dlaczego wciąż podejrzewasz mnie o tego typu egoistyczne motywacje? Odrobinę zaufania.... ;) 🌼 Szczególnie zainteresowało mnie to, co mówiłeś o oświeceniu - że nie jest to sprawa indywidualna. Innymi słowy - nikt nie jest w stanie zjednoczyć się z Bogiem, jeśli pozostanie jakiś byt niezjednoczony. Nawet jeden "smutny krokodyl", albo smutny kawałek skały sprawią brak oświecenia całości... W ten sposób jednak każda wysoko rozwinięta ludzka dusza musiałaby czekać eony lat, aż w kamieniu rozwinie się świadomość, ewoluuje on może do robaczka itd. Nie wierzę w to. Uważam, że oświecenie jest to porzucenie iluzji odrębności i jest to dla każdego nie tyle możliwe, co nieuniknione, ale niezależne od nikogo innego. To sprawa między mną a Bogiem. Wiele rzeczy na świecie jest wątpliwych, ale jedno jest dla mnie pewne: będę oświecona. Jestem tego tak pewna, jak uczeń w szkole wie, że przyjdą wakacje. Po prostu każdy byt realizuje program oświecenia, każdego wzywa jego prawdziwa natura. Kiedy to nastąpi zależy od indywidualnej aspiracji i dojrzałości. Możemy sobie nawzajem pomagać, ale nie my decydujemy ostatecznie o oświeceniu, nie możemy np. go "wstrzymać" by "poczekać" na "smutnego krokodyla". Raczej po zjednoczeniu możemy stać się boskim narzędziem i przyjść tu znowu/zostać wysłani by pomagać i wznosić innych. Nie decydujemy przecież np. o momencie naszej śmierci, więc nie jest ona naszą kreacją lecz boską. Analogicznie narodziny. bbb zadał/a bardzo ciekawe pytanie - jak funkcjonować w tym świecie ego w sposób "bez ego". Wydaje się, ze jedynym lekarstwem jest obserwacja i nieustanne pamiętanie o Bogu. Nieutożsamianie się z żadną ziemską aktywnością tak, by nie wyparła ona Boga ze świadomości. To jest trudne, trzeba nauczyć się żyć w dwóch światach równolegle, z których każdy rządzi się innymi prawami. Boski świat jest jednak tym prawdziwym i jego prawa są nadrzędne. Ludzki świat naprawdę nie istnieje. Niemniej, musimy się w nim odnaleźć, nie możemy go odrzucić. Gdy widzimy jasno, że on nie istnieje, nie przyjdzie nam do głowy odrzucanie go. Odwracanie się od świata, potępianie go to znów funkcja ego. Odrzucając coś uznajemy istnienie tego czegoś, nadajemy temu czemuś cechy realności. Podobnie jest z ego - widząc je - stwarzamy je. To nie ma końca. Raczej chodzi tu o świadomość iluzji, o widzenie prawdy mimo świata. Inaczej jakakolwiek ziemska aktywność nie byłaby możliwa. Każda praca wymaga koncentracji. Jaki byłby pożytek z chirurga, który zamiast skupić się na polu operacyjnym myśli o miłości, łącząc się z naturą i wsłuchując w śpiew ptaków za oknem? Albo kierowca autobusu? Albo nauczyciel? Koncentracja naukowca jest czasem tak mocna, że przestaje odbierać jakikolwiek inne bodźce. Jak tu myśleć równocześnie o miłości? Paradoksalnie, świadomość iluzji świata pomaga wykonywać pracę lekko, z mniejszym egoizmem, z mniejszym poczuciem 'ważności", bawić się nią. Takie podejście sprawia, że praca wychodzi lepiej, cieszy jak zabawa a Bóg nie jest zapomniany. Film też można tak oglądać. Nie włazić, nie utożsamiać się. To wszystko tylko film ;) Zauważyłam, że świadomość iluzji wszystkiego daje lekkość w życiu, pozwala się wszystkim bawić, dosłownie wszystkim. Problemy pojawiają się, gdy się utożsamimy z iluzją, to nieuniknione. A co wy o tym myślicie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dzień dobry. Do bbb: pisałem do Aumm, w kontekście rozmowy z nią. Piszę o widzeniu, które musi poprzedzać oświecenie, końcowym etapie dekonstrukcji świata, czego nie polecam nikomu jako codziennej drogi. Jednak jeśli ktoś się pyta, i w chęci zrozumienia nie ustaje, to w końcu pojawiają się odpowiedzi dotyczące tego czym naprawdę jest świat. Świat nie jest dziełem Boga, lecz powstał przeciwko Bogu, by Bóg nie był znany. Wszystko w tym świecie służy niewidzeniu Boga, choć Bóg wszędzie i we wszystkim jest, poza fasadą. Ale fasada nie jest Jego tworem. W pewnym momencie ujawniają się rzeczywiste związki przyczynowo-skutkowe. I widać, że każda najmniejsza przyjemność tego świata prowadzi w końcu do bólu i cierpienia, podobnie jak gniew, wszelka ocena, itd. W normalnym życiu rzeczywisty łańcuch przyczynowo-skutkowy nie jest widoczny. Dlatego ludzie nie rozumieją skąd biorą się choroby, wypadki, katastrofy, złe zbiegi okoliczności, a w końcu starość i śmierć. Nie rozumiejąc, uważają to wszystko za tajemnicę. Nie chcąc znać prawdy wymyślają tak skomplikowane systemy racjonalizacji jak nauka (która równocześnie pochodzi z Boskiego natchnienia, ale tak jest, Bóg i ego używają równocześnie wszystkiego do całkowicie przeciwstawnych celów, my decydujemy czy słyszymy Boga, czy ego, to jest całkowity, jedyny i rzeczywisty zakres naszego wyboru). Dlatego tak wielu pozornie (choć według świata całkowicie) oddanych Bogu, umierało w cierpieniu. Bo próbowali kompromisu: trochę Boga, trochę świata. Ale świat jest całkowicie sprzeczny z Bogiem. Dlatego ten kompromis nie jest możliwy. Nie polecam tej analizy i tego wglądu, jeśli nie ma w danym momencie takiej palącej potrzeby. Lepiej iść łagodną drogą, o czym pisałem. Nie trzeba skupiać się na tych sprawach. Nie ma takiej potrzeby. To co piszę do Aumm w kontekście rozmowy z Aumm, niekoniecznie napisałbym do kogoś innego (tu wpadłem we własną pułapkę kontaktowania się tylko na forum publicznym). Wystarczy uczyć się na co dzień życzliwości, nie oceniania, etc., iść na razie drogą, o której pisze także Aumm. W końcu prawda i tak będzie objawiona wszystkim. A tak na marginesie, Ty i Aumm piszecie o myśleniu z miłością, myśleniu o miłości. To jest dobre, jeśli zachowuje się świadomość, że miłość nie jest myśleniem. Rozważanie miłości, czy nawet myślenie miłosnych słów, to nie miłość. Miłość to stan bytu i odczuwania, który nie ma nic wspólnego ze słowami i tradycyjnie rozumianym myśleniem. A technicznie co do poczucia humoru, Bóg go nie ma. On zna tylko stan całkowitej radości, ale nie poczucie humoru. Poczucie humoru zakłada istnienie nierówności i niedoskonałości. Bóg nie zna i nie rozumie niedoskonałości i nierówności, dlatego nie mógłby rozumieć ludzkiego poczucia humoru. Aumm, możesz nie wierzyć. To jest ok. Gdyby jednak było tak jak opisujesz, nigdy całość Jedności nie mogłaby być znana, bo nigdy wszystko nie zostałoby zjednoczone. To nie jest wolą Boga, więc tak nie będzie. Ponieważ nikt w to nie wierzył, nie było nikogo oświeconego. Nikt w to nie wierzył, bo każdy chciał choć troszkę zachować świat. Albo Bóg jest jedyną rzeczywistością, albo nie. Jeśli nie, to nie jest Bogiem. Jeśli jest, to jasne jest, że wolą Boga jest, aby żadna Jego część nie cierpiała. Jak wola Boga może się nie powieść? Można odwlekać oświecenie i o momencie śmierci decydujemy my, choć wydaje się inaczej. Bóg nie wymyślił śmierci, ani jej nie zna. To nasz pomysł, nasza forma autodestrukcji i karania się i to my ją stosujemy sami wobec siebie. Gdyby to było widziane i rozumiane, to świat zostałby natychmiast porzucony - bo jest to miejsce cierpienia i autodestrukcji. Nie jest to widziane, bo wybieramy inaczej. Sami zasłaniamy to przed sobą. Uważamy, że istnieją rzeczy bardziej wartościowe od miłości, czy równorzędne jej, jak śpiew ptaków, smakowanie potraw, doświadczanie zmysłami, sprawy tego świata, etc. Oświecenie musi być powszechne, bo istotą oświecenia jest zjednoczenie. Która część Boga miałaby zostać poza zjednoczeniem? Gdyby Bóg w to nie wierzył, tak jak Ty nie wierzysz, gdyby tego nie znał, to nie byłoby możliwe żadne oświecenie. Zjednoczyłby się ze swoją kolejną kreacją, która nie popadłaby w szaleństwo i już. Wyobraź sobie, że kochający rodzic widzi piątkę swoich śpiących dzieci. Widzi ich łzy, skurcze strachu, etc., co wszystko wynika ze złych snów. Chciałby je obudzić wszystkie, prawda? Czy mógłby myśleć, o teraz obudzę to dziecko, a resztę zobaczymy, może później? Na pewno nie. Wolą Boga jest powszechne oświecenie i dlatego ono nastąpi. My odwlekamy ten moment, przeciwstawiając się woli Boga, co możemy robić tylko w czasie, którego Bóg nie zna. Myślenie, że powszechne oświecenie jest niemożliwe, jest więc myśleniem wynikającym z niewiary z Boga i z niezrozumienia swej własnej istoty. To myślenie, że wola Boga jest niemożliwa. To jest nierozpoznanie własnej woli, która jest tożsama z wolą Boga, bo Jego wolą jest nasze szczęście, a my tylko w szaleństwie, chwilowo zaprzeczamy temu, że naszą wolą jest nasze szczęście, czego dowodem jest właśnie percepowanie iluzji śmierci. Na tym polega szaleństwo - na zaprzeczeniu własnej tożsamości i własnej woli. Istnieje wiele pozornie skomplikowanych, wyrafinowanych mechanizmów, których celem jest podtrzymanie szaleństwa czyli iluzyjnego bytu ego, między innymi wyrażana pośrednio wiara w to, że Wola Boga jest niemożliwa. Spójrz na to jeszcze inaczej. Gdy kogoś kochasz, to chcesz jego/jej wiecznego szczęścia, prawda? Gdy zrozumiesz, że daje je tylko oświecenie, chcesz dla niej/niego oświecenia. Logiczne. Gdy rozpoznajesz równość wszystkich, zaczynasz widzieć, że nikogo nie jesteś w stanie zostawić poza oświeceniem, bo kogo miłość, którą jesteś, mogłaby chcieć zostawić w cierpieniu? Nikogo. Rozumiesz wtedy, że Twoim szczęściem i spełnieniem jako miłości nie jest indywidualne zjednoczenie z Bogiem, ale szczęście wszystkich. Gdy tego nie rozumiesz, nie rozumiesz siebie. Poza tym na czym polega zjednoczenie z Bogiem? Między innymi na tym, że Twoja wola i wola Boga są zjednoczone. Bóg pragnie szczęścia wszystkich i to jest Jego szczęściem, bo jest Miłością, a Miłość jest dawaniem. Miłość nie zostawi nikogo w cierpieniu, czy choćby w iluzji cierpienia. Jeśli więc chcesz naprawdę zjednoczyć się z Bogiem, Twoją wolą musi być zjednoczenie się ze wszystkimi i szczęście wszystkich, bo to jest Jego wolą. Gdybyś miała inną wolę, to byłaby ona inna niż wola Boga, a przez to nie mogłabyś się z nim zjednoczyć - to właśnie dzieje się teraz. Gdy to zrozumiesz, zrozumiesz, że „indywidualne oświecenie" to oksymoron. Dążyć do indywidualnego oświecenia to w ogóle nie dążyć do oświecenia, to jak dążyć do jedzenia wrzących lodów, to dążenie do czegoś nieistniejącego, co zresztą nie powinno tak bardzo dziwić (to że ludzie do takich rzeczy dążą) w nieistniejącym świecie. My i tylko my decydujemy o oświeceniu w tym sensie, że ono jest wolą Boga dla nas już, w tej chwili. Jak mogłoby być inaczej? A więc to my i tylko my opóźniamy je. To my trzymamy zaciśnięte powieki, nikt za nas tego nie robi. I jeszcze raz: jak możesz wierzyć, że śmierć jest boską kreacją? Jest boską w tym sensie, że jest naszą kreacją, a my mamy boski byt, ale nie jest kreacją Boga. Jak Miłość znająca tylko wieczne życie mogłaby wymyślić śmierć, choćby jako iluzję, dla swych ukochanych, dla swego skarbu? Rozważ to uczciwie. Pozdrawiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość co za duzo to niezdrowo
;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witaj, budząc się. Zastanowiłam się nad tym co napisałeś. Widzę jeden duży problem, jeden aspekt, który wszystko psuje. Wiem, że nie potrafisz inaczej, bo to jest Twoje widzenie świata, Twoje doświadczenie, niemniej jednak, chcę Ci to powiedzieć. Uważam, że Twoje zrozumienie byłoby inne, gdybyś przestał koncentrować się tak na cierpieniu. Moim zdaniem przywiązujesz ogromną wagę do cierpienia, widzisz je wszędzie i niepotrzebnie magnifikujesz. Tym samym odwracasz się od Boga. Mówisz "albo Bóg albo świat" - wierząc w cierpienie wybierasz świat. Podkreślając istnienie cierpienia, jego realność, przyjmujesz za pewnik realność tego świata. Walcząc o uznanie realności cierpienia, walczysz o uznanie realności świata, wybierasz "świat" zamiast "Bóg"! Widzisz to? Zobacz to głębiej - cierpienie w 99% jest funkcją ego. Zobacz naturę cierpienia. Ból fizyczny nie jest najgorszy, można zresztą nauczyć się go nie czuć (np.przy pomocy autohipnozy). Jeszcze skuteczniej znika, gdy go oddajesz Bogu. Cierpienie człowieka jest w 99% związane z ego. Zobacz na egoistyczną naturę wszelkiego cierpienia! Gdy umiera np. ktoś bliski - krewni rozpaczają, bo czują brak. To jest ego. Gdyby byli go pozbawieni, czuliby tylko radość, że ich ukochana osoba jest w domu. W codziennym życiu najbardziej boli, gdy czegoś się spodziewamy, czegoś oczekujemy i nie możemy tego mieć, gdy coś jest nam zabierane. To przywiązanie, to egoizm.Cierpienia człowieka to poczucie żalu, straty, zazdrości, gniewu - cała paleta emocji, wszystkie pochodzą z ego. Człowiek będący całkowicie w Bogu nie zna cierpienia, pod żadną postacią, bo nie ma indywidualnych pragnień ani przywiązań. Nic mu nie można zabrać, nie można go w żaden sposób zranić. Gdy mówisz, że śmierć jest autodestrukcją, karą Takie stwierdzenie obnaża strach przed śmiercią i przywiązanie do życia. Śmierć jest destrukcją - ciała i ego. Czy są one jednak aż tak cenne? Czy warto ich aż tak żałować? Śmierć nie jest żadną karą! W rzeczywistości śmierć nie istnieje! Narodziny też nie. Dekonstruujesz świat? To nie zatrzymuj się, idź dalej, zdekonstruuj też śmierć, bo ona jest największą iluzją, w którą ludzie wierzą. Świat jest iluzją, razem ze wszystkim, co go dotyczy, z cierpieniem, śmiercią i narodzinami. Nie ma od czego się wyzwalać, bo to wszystko jest snem. Świat nie musi być porzucany, bo nie istnieje. Nawet nauka już wie, że materia nie istnieje, cząstki elementarne to nic innego jak osobliwości, lokalne zagęszczenia pola energii - nawet zatwardziali materialiści mają już naukowy dowód iluzyjnego charakteru świata. Wszystko, co związane ze światem, to nieustanna huśtawka - te życiowe "ups and downs", w tym całe cierpienie człowieka, nie mają znaczenia. Znaczenie ma tylko w jakim stopniu my odnajdziemy Boga. Świat nie jest przeciwny Bogu, ani mu przychylny, jest tylko scenerią. To my albo odnajdujemy Boga albo utożsamiamy się ze światem. Nie zdekodujesz świata, nie zaznasz błogości, kurczowo trzymając się realności idei śmierci i cierpienia. To tylko niepotrzebne obciążenie, które sobie nakładasz. Nie ma żadnego innego życia, to jest jedyne! Tamto inne zawiera się w nim, musi być znalezione tutaj, to miejsce jest tak samo dobre jak każde inne! Gdy miałam ok 20 lat byłam bardzo ciężko chora, mogłam się dokładnie przyjrzeć naturze cierpienia w takim przypadku. Myślałam, że umrę. Czułam smutek, ze względu na rodziców, ale musiałam uczciwie przyznać, że sama śmierć jawiła mi się jako wybawienie, jako przygoda. Wcale nie czułam tego jako autodestrukcji, raczej jako wyzwolenie. Miałam wtedy bardzo klarowną wizję, w której zostało mi pokazane, że mam coś w rodzaju wyboru - mogłam odejść z tego świata albo zostać i zawalczyć o zdrowie. Miałam wybór, bez żadnej oceny, bez żadnego potępienia, cokolwiek bym wybrała, byłoby ok. Jednak, z jakichś powodów, czułam, że chcę zawalczyć, nie rezygnować z tego fajnego 20-letniego ciała. Czułam, że wybierając odejście urodzę się znów i będę kontynuować startując z tego samego punktu. Wybrałam pozostanie tutaj. Czułam, ze tak będzie lepiej. Chociaż skutki tej choroby czuję do dzisiaj, nie myślę o tym w kategoriach cierpienia, zapominam o nim. Życie wynagrodziło moją decyzję. Zobaczyłam, że cierpienie jest bardzo relatywne, jest też iluzją, podobnie jak śmierć... To wiedziałam już wcześniej, gdy zmarła moja ukochana babcia. Miałam 8 lat. Pamiętam rozpacz mamy; siedziałam cichutko w kąciku i zastanawiałam się, dlaczego mama tego nie widzi, że babcia przecież nie umarła naprawdę. Prosiłam babcię o pomoc. I pomogła - przyszła do mamy we śnie i powiedziała jej, że żyje. Od tej pory mama była znów radosna. Mówisz, że nie istnieje indywidualne oświecenie, że jesteśmy odpowiedzialni za zjednoczenie i oświecenie całości. Ale przecież ta całość już jest oświecona! To brak oświecenia jest iluzją! Zobacz, własnego zrozumienia, poszerzenia świadomości nie da się opóźnić ani mu zaprzeczyć. Gdy coś widzisz, coś rozumiesz, to rozumiesz, niezależnie od tego, czy rozumieją to inni. To tak, jakby uczeń w klasie zrozumiał lekcję, ale ze względu na kolegów udawał, że też nic nie pojął. To jest niemożliwe. Gdy coś pojmujesz, to pojmujesz, gdy kochasz, to kochasz, choćby sąsiad jeszcze ani nie pojmował ani kochać nie umiał. Gdy czujesz boskość i jedność wszystkiego, to uświadamiasz sobie swoje oświecenie i dziwisz się, jak mogłeś tego wcześniej nie czuć - choć inne części tej całości tego nie czują. Nie-oświecenie nie istnieje :) To tak jak ze snem - możesz śnić koszmary, ale w momencie, gdy zaczynasz śnić świadomie, gdy wiesz, że to sen - zaczynasz go zmieniać, zaczynasz się nim bawić, a końcu się budzisz, gdy świadomość całości ogarnia bez reszty indywiduum, tak, że wszelkie poczucie izolacji znika. Pomysł, że to indywiduum decyduje o tym procesie, jest dla mnie absurdalny, to tak jakby kropla chciała dyktować coś oceanowi, albo figura ze snu chciała mieć wpływ na naszą jawę. To zaprzeczenie idei zjednoczenia, czyli walka o utrzymanie indywidualizmu, snu (= ego). A tak w ogóle to miłego tygodnia. Mój będzie bardzo pracowity... :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Cześć Aumm. Wierzysz w indywidualne oświecenie to ok, Twoja sprawa. Ja nie wierzę i wyjaśniam dlaczego. Pytałaś się, to wyjaśniałem. Mam nieodparte wrażenie, że chcesz dla siebie ocalić iluzję świata i bawić się nią. Bym mógł Ci pokazać dlaczego nie rozumiesz tego co piszę, musiałbym po kolei wywlekać wewnętrzne sprzeczności, których Twoje posty są pełne. Mam na to małą ochotę, bo tak właśnie pogrążam się w pustej dialektyce. jeszcze raz spróbuję. Przykład z ostatnich postów. Raz piszesz, że śmierć jest boską kreacją, innym razem, że śmierć nie istnieje. To co Bóg kreuje jest rzeczywiste, Bóg nie kreuje iluzji. Więc jest oczywiste, że Twoje tezy są wzajemnie sprzeczne. A więc myślisz sprzeczne myśli. Chyba, że wierzysz, że iluzję wykreował Bóg, ale wtedy wpadasz w kolejne kaskadowe sprzeczności, co chyba rozumiesz i o czym pisałem już tu wiele, wiele razy. Jaki sens zaś mają wyjaśnienia wewnętrznie sprzeczne? Albo śmierć nie istnieje, albo jest boską kreacją. I tak prawie ze wszystkim co piszesz. Nie wiesz po co, dlaczego powstał świat formy, jaka jest przyczyna widzenia form, ale chcesz się nimi bawić? Bo o to chodzi, jak mogłabyś porzucić swoje dwudziestoletnie ciało? A teraz jak mogłabyś porzucić śpiew ptaków, smak winogron, radość życia w ciele? I nie rozumiesz, że ceną jest to, że ktoś musi percepować iluzję śmierci, ktoś musi doświadczać bólu i samotności, nie rozumiesz, że każda forma ukrywa ból. I dlatego raz piszesz, że to wszystko jest iluzja ego i że marzysz tylko o zjednoczeniu i wyzwoleniu, a raz piszesz o pięknie w świecie, o smakach i przyjemnościach. Zależy jaką masz dualistyczną fazę. Wskazujesz, że traktuję cierpienie jako realne. Gdzie? Kiedy? Bardzo wyraźnie odróżniam nierealność cierpienia od tego, że iluzja cierpienia jest przez mych bliźnich realnie doświadczana. Widzisz różnicę? Pisać, że cierpienia nie ma i bawić się światem, nie dostrzegając, że inni doświadczają bardzo boleśnie tej iluzji - w tym samym świecie, którym chcesz się bawić - jest zwykłą obojętnością. Nie do końca oświeceni, ale mający głębokie wglądy wskazywali - świat jest miejscem cierpienia. To jest np. pierwsza z buddyjskich prawd. Świat jest iluzją cierpienia. Ale doświadczana jest hiperrealistycznie. Jak bardzo bolesna dla innych - przejdź się po hospicjach, domach starców, szpitalach, pojedź do więzień. One nie znikną dlatego, że Ty piszesz, że cierpienia nie ma, albo dlatego że Ty osiągniesz swoje indywidualne "oświecenie". Znikną tylko w powszechnym oświeceniu, które jest równoznaczne ze zniknięciem iluzji świata. Byli tacy, co rzekomo dostąpili indywidualnego oświecenia. I co? Po nich były wojny, rzezie, mordy i okrucieństwa gorsze niż przed ich tzw. "oświeceniem". Jeśli wszystko jest jednością, to samotność, zagubienie w iluzji i iluzoryczne cierpienie jednej kropli, jest odczuwane w całym oceanie. Nie jako to samo cierpienie, ale jako świadomość zagubienia, snu o cierpieniu, śnionego przez byt - tę kroplę - która jest oceanowi najbliższym skarbem. Dlatego oświecenie to wyzwolenie wszystkich, a nie czyjekolwiek indywidualne. Oświecenie to stan jedności, w której nikt nie śni o bólu. Wiem, że trudno jest zrozumieć, że to co nie istnieje jest doświadczane i trzeba wyzwolić się z tego co nie istnieje. Jeśli chcesz zobaczyć jak głęboko tego nie rozumiesz, to wydrukuj swój ostatni post, idź do hospicjum, przeczytaj go, zobacz śmiertelnie chorych, idź do szpitala i zobacz konających w agonii. Jedź do Rwandy i porozmawiaj ze świadkami strasznych zbrodni. Potem powiedz im wszystkim, że halucynują, a sobie, że olewasz to, bo oni śnią i że dla Ciebie tylko Twoje indywidualne oświecenie ma znaczenie. I potem opuść ich, zostaw ich na pastwę ich szaleństwa i iluzji cierpienia. I nazwij to drogą do oświecenia. Będę oświecony wtedy kiedy będę wiedział całym nieskończonym sobą, że żaden byt nie halucynuje cierpienia, bo każdy byt jest moim bytem. Nie da się tego dokonać, zaklinając halucynacje by zniknęły. I nie da się tego dokonać znajdując cokolwiek w świecie, bawiąc się formami. Bo te formy, to łańcuchy skuwające cierpiących. I gdy Tobie wydaje się, że ich nie ma, tylko dlatego, że akurat chwilowo poluźnił się ich uścisk na Tobie, to nie rozumiesz, że ich iluzyjny uścisk na kimkolwiek jest Twoim zniewoleniem. Wolność Twoja, to nie Twoja - Twoja wolność. Twoja wolność - wynika i jest tożsama z wolnością innych. Twoje uwolnienie polega na uwolnieniu innych. Dosłownie. Twoje uwolnienie z iluzji polega na uwolnieniu innych z iluzji. Gdy myślisz, że możesz uwolnić się sama, nie rozumiesz czym jest wolność, nie rozumiesz jej sedna, jej istoty. Mógłbym uwierzyć w to co piszesz w jednym przypadku. Napisz, że inni nie halucynują cierpienia, że nie ma w tej iluzji hospicjów, wojen, mordów i że tylko ja ostatni halucynuję o halucynacjach innych i potem pokaż mi jak rozwiewają się moje iluzje, przyjdź i zaprowadź mnie. Pokaż mi jak rozpływa się iluzja szpitali, starości, etc. i nie ma jej, jak cierpienie, które widzę w innych rozpływa się i widać tylko ich radość. Gdy to zrobisz, uwierzę Ci, że wiesz o czym piszesz. I będę Ci nieskończenie wdzięczny. Jeśli nie jesteś w stanie tego zrobić, to to co piszesz jest pełne wewnętrznych sprzeczności, niemożliwych do pokonania. A zwłaszcza nie uwierzę, że zadowolenie ze świata jest drogą wyjścia. Bo to jest jedno z Twoich wewnętrznie sprzecznych, stalych twierdzeń. Świat jest iluzją, która stwarza realistyczną iluzję cierpienia. Iluzja świata i iluzja cierpienia - to jedna i ta sama iluzja. Jeśli to rozumiesz, to rozumiesz, że zabawa tą iluzją nie jest drogą wyjścia, ale ślepą uliczką, podtrzymywaniem iluzji cierpienia. Wyjściem jest miłość, nie mająca NIC, absolutnie nic wspólnego z ciałem, doświadczeniem zmysłowym, radością życia w ciele. Nikt z tych, którzy chcieli ocalić realność iluzji świata, poprzez gloryfikację i urealnianie ciała, poprzez zabawę ze światem - nie zmienił nic. Pogadali i poszli sobie. Zrozum to inaczej. Załóżmy, że dana osoba ma pełnoobjawową schizofrenię, w której halucynuje własny odrębny świat. Na czym polega jej uzdrowienie? Na tym, że będzie bawić się kolorami w schizofrenicznych wizjach? To może być miłe, chwilowe wytchnienie, ale nie wyzdrowienie. Istotą jedności jest zjednoczenie. Gdy piszesz o indywidualnym oświeceniu, to tak jakbyś pisała w przypadku schizofrenii, o której wyżej: ten człowiek może wyzdrowieć, ale do tego nie jest konieczne by wszystkie jego schizofreniczne wizje zniknęły. On ich nie będzie miał, ale one będą trwały. Świat form to ta schizofrenia z przykładu wyżej. Wyzdrowienie to zniknięcie świata form dla całego, zjednoczonego bytu. Istotą szaleństwa jest przywiązanie do własnego szaleństwa. Niestety nie da się być równocześnie zdrowym i chorym. Pozdrawiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×