Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
Gość pomiędzy młotem a kowadłem

narzeczony skłócony z rodzicami

Polecane posty

Gość pomiędzy młotem a kowadłem

mam ogromny problem i sama nie wiem jak się w nim odnaleźć. Jesteśmy narzeczeństwem od 1,5 roku, ostatnio dowiedzieliśmy się że będziemy rodzicami. Zaczęliśmy więc myśleć o zamianie mieszkania, remontach itp. I tak jak do tej pory relacje między moimi rodzicami a moim narzeczonym były jak najlepsze tak teraz prawie o wszystko są kłótnie, wypominanie pieniędzy (bo część środków na mieszkanie jest od mojego narzeczonego część od rodziców), obrażanie się itp. Najgorsze jednak zaczęło się podczas remontu, kiedy to moja rodzina zaoferowała pomoc (wszystko robimy własnymi siłami, żeby ciąć koszty). Teraz są pretensje o źle położone tapety, nie takie listwy itp. Już dłużej nie wytrzymuję tej atmosfery, zwłaszcza że narzeczony nie przebiera w słowach opowiadając o "kretyńskich" pomysłach (jego zdaniem) moich rodziców. Bardzo mnie to wszystko rani i czuję się emocjonalnie przybita, bo zależy mi na tym żeby jedna i druga strona była zadowolona, a tak teraz wszyscy patrzą na siebie wilkiem. Już się boję jak będzie wyglądała Wigilia w takiej atmosferze...;-/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pomiędzy młotem a kowadłem
proszę, może ktoś mi podpowie jak można wybrnąć z tej sytuacji, albo któraś z was miała podobnie i pocieszy, że potem znów się wszystko ułoży...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Myślę że najlepszym rozwiązaniem będzie zebranie towarzystwa i przeprowadzić rozmowę.Taką porządną :) Powiedź im co Ciebie boli,że się martwisz,że jesteś rozdarta.Ustalcie wspólnie co zrobić by zyło się każdemu lepiej.Może jak dostaną od Ciebie taki jasny przypływ informacji to przemyślą sprawę i się zmienią.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pomiędzy młotem a kowadłem
ale rozmowy już były. Tylko że jedna strona uważa, że ta druga mówiła coś innego, że obiecywała a wcale tego nie zrobiła i na odwrót. Najbardziej nie mogę zrozumieć mojego narzeczonego, bo nawet jeśli coś mu się nie podoba w zachowaniu moich rodziców to powinien traktować ich z szacunkiem i być wdzięcznym choćby za chęci. Do tego epitety jakimi zaczyna ich określać... (na szczęście używa ich tylko w mojej obecności, ale i tak mi jest szalenie przykro). Boję się, że po prostu jakieś ukryte chamstwo wychodzi z mojego narzeczonego...;-/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość moja droga - nic
tylko w nogi !! zanim on zniszczy wasze życie :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ale o co tak
faktycznie sa te kłotnie od czego sie zaczeło czy chodzi o to ze nie chcecie pomocy ze strony rodziców czy rodzice uwazaja ze skoro wam pomagaja finansowo to maja prawo do decydowania , jesli to wasze mieszkanie to dlaczego rodzice chca koniecznie decydowac przeciez mozecie miec inne gusta i urzadzic po swojemu to wy macie tam mieszkac i dobrze sie czuc , a za pomoc oczywiscie powinniscie byc wdzieczni przy remontach liczy sie kazdy grosz ,

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pomiędzy młotem a kowadłem
to nie jest tak, że rodzice ingerują w nasze decyzje. Po prostu np. przy remoncie mają swoje metody pracy, które zwykle nie odpowiadają mojemu narzeczonemu, który niby lepiej zna się na rzeczy i albo każe im cały czas coś poprawiać, albo umawia się z nimi na jakąś godzinę a potem wszystko opóźnia, albo każe wcześniej kończyć a potem ma pretensje, że coś nie jest wykończone. Z drugiej strony moi rodzice też są nieco nadgorliwy i wydaje im się czasem, że wiedzą lepiej co nam jest potrzebne i jak ma to coś być zorganizowane. A z pieniędzmi to była taka niefajna sytuacja, że on niby dawał połowę, ale tak się zabezpieczał, żeby na wypadek rozstania móc tą swoją połowę łatwo odzyskać. Przykry był po prostu sam fakt tego jego zabezpieczania się, bo do tej pory nie mieliśmy żadnych obaw co do wspólnej przyszłości...;-/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ale o co tak
no to wybacz ze to napisze ale po przeczytaniu twojego postu wyzej dla mnie twój narzeczony to dupek , nie wiem czy ja bym chciała takiego partnera ,

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pomiędzy młotem a kowadłem
właśnie sama go nie poznaję... Niby w stosunku do mnie jest cały czas w porządku - martwi się moim samopoczuciem, cieszy się na myśl o dziecku. Ale relacje z moją rodziną to już tragedia. Pocieszam się jego słowami, że jak się remont skończy i będziemy wreszcie na swoim (bo z racji chwilowego braku mieszkania jesteśmy u moich rodziców) i trochę zdystansujemy się z rodzicami to będzie lepiej. Nie mogę jednak uwierzyć, że można robić sceny o takie bzdury jak grubość fugi...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jezeli to wasze mieszkanie to nie rozumiem wtracania sie rodzicow :O A tak na marginesie... to co mowi Twoj narzeczony o Twoich rodzicach nie swiadczy o nim najlepiej... ja bym sie zastanowila nad tym wszystkim.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pomiędzy młotem a kowadłem
moi rodzice zawsze byli nadopiekuńczy i dla mnie pewne rzeczy są po prostu normą. Dla mojego narzeczonego są już nie do zniesienia. Do tego zarówno on jak i mój tata mają dosyć wybuchowe charaktery więc naprawdę awantura o byle co jest na zawołanie. Zastanawiam się nad tym wszystkim bardzo, bardzo intensywnie. Bo tak jak wiele rzeczy próbuję zrozumieć tak jego słownictwa wobec moich rodziców nie bardzo;-/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość takasobiejajajajaja
chcialam ci powiedziec ze moj maz poklocil sie z moimi rodzicami w wigilie jak bylam w szostym miesiacu ciazy bo sobie ubzduralze nie chcieli naszego dziecka tzn. ze sie nie ucieszyli jak sie okazalo ze jestem w ciazy nie odzywal sie do nich prawie 3 lata nawet dzien dobry im nie mowil nie przychodzili do mnie do domu bo powiedzial ze sobie nie zyczy nie chcial zeby nasz synek sie z nimi widywal itp. trwalo to pol roku po czym sie zbuntowalam wyprowadzilam sie i duzo to dalo przestal wymyslac i poprostu sie tylko nie odzywal chcialam od niego odejsc bo to bylo czasem nie do wytrzymania ale z drugiej strony dla mnie i dla dziecka byl zawsze cudowny i sie ulozylomiesiac temu sam z siebie zaczal z nimi rozmawiac i wszystko idzie ku lepszemu wiec nie martw sie i rob po prostu swoje a on niech gada co chce w koncu zroumie :/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pomiędzy młotem a kowadłem
o, dziękuję ci bardzo za odpowiedź. To mnie napawa nadzieją, że może i u nas wszystko się ułoży jak tylko sprawy remontu i mieszkania zostaną rozwiązane. Swoją drogą to co w tych głowach mężczyzn się roi to ja już niekiedy nie mam bladego pojęcia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość diamntowka ola
Ale co Ty sie dziewczyno dziwosz wogole! Kazyd mezczyzna chce byc krolem we wlasnym krolestwie a mu twoi rodzice-wybuchowi i nadopiekunczy wchodza w parade.Z drugiej strony jesli dostajecie od nich jakakolwiek pomoc to powinien przymknac uszu i z szacunkiem byc za to wdziecznym...ale moze nie wytrzymuje,a poza tym to nie jestescie jeszcze malzenstwem i wykanczacie sobie mieszkanie?chyba to jednak nie w tej kolejnosci co? bo wsyzstko moze sie zdarzyc,sama masz rozne mysli.On wlada w to mieszkanie jakies swoje oszczednosci,prace a nie wiadomosc czy do malzenstwa dojdzie, A czyje to jest mieszkanie?twoi rodzice kupili dla was? dlaczego nie mozecie podziekowac rodzicom i zaczac robic wszystkiego sami>?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dnia 8.12.2010 o 20:24, Gość pomiędzy młotem a kowadłem napisał:

to nie jest tak, że rodzice ingerują w nasze decyzje. Po prostu np. przy remoncie mają swoje metody pracy, które zwykle nie odpowiadają mojemu narzeczonemu, który niby lepiej zna się na rzeczy i albo każe im cały czas coś poprawiać, albo umawia się z nimi na jakąś godzinę a potem wszystko opóźnia, albo każe wcześniej kończyć a potem ma pretensje, że coś nie jest wykończone. Z drugiej strony moi rodzice też są nieco nadgorliwy i wydaje im się czasem, że wiedzą lepiej co nam jest potrzebne i jak ma to coś być zorganizowane. A z pieniędzmi to była taka niefajna sytuacja, że on niby dawał połowę, ale tak się zabezpieczał, żeby na wypadek rozstania móc tą swoją połowę łatwo odzyskać. Przykry był po prostu sam fakt tego jego zabezpieczania się, bo do tej pory nie mieliśmy żadnych obaw co do wspólnej przyszłości...;-/

Ślubu nie macie a ty się dziwisz że chłopak się zabezpiecza finansowo. Do tego rodzice którzy wszystko wiedzą lepiej i dziewczyna która jest za nimi. Ochloń troche i na spokojnie się zastanów jak to wygląda z punktu widzenia twojego chłopaka, i zapomnij na chwilę że to twoi rodzice. Jeżeli np planuje w łazience położyć płytki tak i tak, a ktoś obiecuję że tak będzie. To normalne że ...ica człowieka bierze jak jest zrobione inaczej i więzy rodzinne tylko pogarszają sprawe. Obcego na kopach wywalisz za drzwi a teścia już nie wypada i frustracja rośnie. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
Dnia 8.12.2010 o 18:45, Gość pomiędzy młotem a kowadłem napisał:

mam ogromny problem i sama nie wiem jak się w nim odnaleźć. Jesteśmy narzeczeństwem od 1,5 roku, ostatnio dowiedzieliśmy się że będziemy rodzicami. Zaczęliśmy więc myśleć o zamianie mieszkania, remontach itp. I tak jak do tej pory relacje między moimi rodzicami a moim narzeczonym były jak najlepsze tak teraz prawie o wszystko są kłótnie, wypominanie pieniędzy (bo część środków na mieszkanie jest od mojego narzeczonego część od rodziców), obrażanie się itp. Najgorsze jednak zaczęło się podczas remontu, kiedy to moja rodzina zaoferowała pomoc (wszystko robimy własnymi siłami, żeby ciąć koszty). Teraz są pretensje o źle położone tapety, nie takie listwy itp. Już dłużej nie wytrzymuję tej atmosfery, zwłaszcza że narzeczony nie przebiera w słowach opowiadając o "kretyńskich" pomysłach (jego zdaniem) moich rodziców. Bardzo mnie to wszystko rani i czuję się emocjonalnie przybita, bo zależy mi na tym żeby jedna i druga strona była zadowolona, a tak teraz wszyscy patrzą na siebie wilkiem. Już się boję jak będzie wyglądała Wigilia w takiej atmosferze...;-/

A po co Twoja rodzina wtrąca się w Wasze remonty? Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji. Wspólne mieszkanie powinniście urządzać Ty i narzeczony, powinniście dogadywać się między sobą tylko i wyłącznie. Rozumiem cięcie kosztów, ale już chyba wolałabym zapłacić obcym ludziom niż znosić taką atmosferę. Postaw granice, rodzina rodziną, trzeba dbać o relacje, ale teraz będziesz mieć własną rodzinę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
Dnia 8.12.2010 o 19:24, Gość pomiędzy młotem a kowadłem napisał:

A z pieniędzmi to była taka niefajna sytuacja, że on niby dawał połowę, ale tak się zabezpieczał, żeby na wypadek rozstania móc tą swoją połowę łatwo odzyskać.

Czyli jak?

Kible powyrywa i podłogi zerwie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
16 minut temu, Gość Gość napisał:

A po co Twoja rodzina wtrąca się w Wasze remonty? Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji. Wspólne mieszkanie powinniście urządzać Ty i narzeczony, powinniście dogadywać się między sobą tylko i wyłącznie. Rozumiem cięcie kosztów, ale już chyba wolałabym zapłacić obcym ludziom niż znosić taką atmosferę. Postaw granice, rodzina rodziną, trzeba dbać o relacje, ale teraz będziesz mieć własną rodzinę.

To jest temat założony prawie 10 lat temu, albo się pogodzili albo są już dawno po rozwodzie. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Ja próbowałam z mamą dogadać się przez wiele lat. Byłam dobrą córką. Przyjeżdżałam, kupowałam drogie prezenty, o mamie mówiłam dobrze. Ale ona miała skłonność do wywoływania awantur, karmiła się konfliktami, potrafiła z igły zrobić widły. Byłam bardzo nieszczęśliwa, że nie mogę się z nią dogadać. Wielokrotnie podczas spotkań rodzinnych mówiłam jej i siostrze, że mam problem z alkoholem i zastanawiam się nad spotkaniem z terapeutą, ale ona zawsze mówiła, że nic mi nie jest - sama też ma problem z alkoholem. Udałam się na terapię. Chodziłam przez rok na spotkania z Hanną Sokolnicką w Psychologgii. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że naprawdę tego potrzebowałam - musiałam zastanowić się nad sobą, zmienić coś. Cieszę się, że trafiłam właśnie do tej terapeutki, bo nie oceniała mnie, słuchała uważnie i pomagała mi samodzielnie sformułować pomysły i rozwiązania moich problemów.
 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bądź aktywny! Zaloguj się lub utwórz konto

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się

×