Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość _______patologia

patologiczni rodzice

Polecane posty

Gość _______patologia

Byliśmy wychowywani w sposób, który psychologom śni się zazwyczaj w koszmarach zawodowych, czyli patologiczny. Na szczęście, nasi starzy nie wiedzieli, że są patologicznymi rodzicami. My nie wiedzieliśmy, że jesteśmy patologicznymi dziećmi. W tej słodkiej niewiedzy przyszło nam spędzić nasz wiek dziecięcy. Wspominany z nostalgią lata 80. Wszyscy należeliśmy do bandy osiedlowej i mogliśmy bawić się na licznych budowach. Gdy w stopę wbił się gwóźdź, matka go wyciągnęła i odkażała ranę fioletem. Następnego dnia znowu szliśmy się bawić na budowę. Matka nie drżała ze strachu, że się pozabijamy. Wiedziała, że pasek uczy zasad BHZ (Bezpieczeństwo i Higiena Zabawy). Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Szkolny pedagog nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego. Skakaliśmy z balkonu na odległość. Łomot spuścił nam sąsiad. Ojciec postawił mu piwo. Do szkoły chodziliśmy półtorej kilometra piechotą. Ojciec twierdził, że mieszkamy zbyt blisko szkoły, on chodził pięć kilometrów. Współczuliśmy koledze z naprzeciwka, on codziennie musiał chodzić na lekcje pianina. Miał pięć lat. Rodzice byli oburzeni maltretowaniem dziecka w tym wieku. My również. Nie chodziliśmy do pywatnego przedszkola. Rodzice nie martwili się, że będziemy opóźnieni w rozwoju. Uznawali, że wystarczy jeśli zaczniemy się uczyć od zerówki. Nikt nie latał za nami z czapką, szalikiem i nie sprawdzał czy się spociliśmy. Z chorobami sezonowymi walczyła babcia. Do walki z grypą służył czosnek, miód, spirytus i pierzyna. Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody, na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Mama nie bała się ze zje nas wilk, zarazimy się wścieklizną albo zginiemy. Skoro zaś tam doszliśmy, to i wrócimy. Oczywiście na czas. Powrót po bajce był nagradzany paskiem. Gdy sąsiad złapał nas na kradzieży jabłek, sam wymierzał nam karę. Sąsiad nie obrażał się o skradzione jabłka, a ojciec o zastąpienie go w obowiązkach wychowawczych. Ojciec z sąsiadem wypijali wieczorem piwo - jak zwykle. Nikt nas nie poinformował jak wybrać numer na Milicję, żeby zakablować rodziców. Oczywiście, chętnie skorzystalibyśmy z tej wiedzy. Niestety, pasek był wtedy pomocą dydaktyczną, a Milicja zajmowała się sprawami dorosłych. Swoje sprawy załatwialiśmy regularną bijatyką w lasku. Rodzice trzymali się od tego z daleka. Nikt, z tego powodu, nie trafiał do poprawczaka. Pies łaził z nami - bez smyczy i kagańca. Srał gdzie chciał, nikt nie zwracał nam uwagi. Raz uwiązaliśmy psa na "sznurku od presy" i poszliśmy z nim na spacer, udając szanowne państwo z pudelkiem. Ojciec powiązał nas na sznurkach i też wyprowadził na spacer. Zwróciliśmy wolność psu, na zawsze. Mogliśmy dotykać inne zwierząta. Nikt nie wiedział, co to są choroby odzwierzęce. Sikaliśmy na dworze. Zimą trzeba było sikać tyłem do wiatru, Każdy dzieciak to wiedział. Stara sąsiadka, którą nazywaliśmy wiedźmą, goniła nas z laską. Ciągle chodziła na nas skarżyć. Rodzice nadal kazali się jej kłaniać, mówić Dzień dobry i nosić za nią zakupy. Wszystkim starym wiedźmom musieliśmy mówić Dzień dobry. A każdy dorosły miał prawo na nas to Dzień dobry wymusić. Dziadek pozwalał nam zaciągnąć się swoją fajką. Potem się głośno śmiał, gdy powykrzywiały się nam gęby. Trzymaliśmy się z daleka od fajki dziadka. Nikt nas nie odprowadzał. Każdy wiedział, że należy iść lewą stroną ulicy i nie wpaść pod samochód, bo będzie łomot. Czasami mogliśmy jeździć w bagażniku starego fiata, zwłaszcza gdy byliśmy zbyt umorusani, by siedzieć wewnątrz. Gotowaliśmy sobie obiady z deszczówki, piasku, trawy i sarnich bobków. Czasami próbowaliśmy to jeść. Żarliśmy placek drożdżowy babci do nieprzytomności. Nikt nam nie liczył kalorii. Jedliśmy niemyte owoce prosto z drzewa i piliśmy wodę ze strugi. Nikt nie umarł. Nikt nam nie mówił, że jesteśmy ślicznymi aniołkami. Dorośli wiedzieli, że dla nas, to wstyd. Nikt się nie bawił z babcią, opiekunką lub mamą. Od zabawy mieliśmy siebie nawzajem. Mieliśmy tylko kilka zasad do zapamiętania. Wszyscy takie same. Poza nimi, wolność była naszą własnością. Wychowywali nas sąsiedzi, stare wiedźmy, przypadkowi przechodnie i koledzy ze starszej klasy. Wszyscy przeżyliśmy, nikt nie trafił do więzienia. Nie wszyscy skończyli studia, ale każdy z nas zdobył zawód. Niektórzy wychowują swoje dzieci według zaleceń psychologów. Nie odważyli się zostać patologicznymi rodzicami. Dziękujemy rodzicom za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli, jak należy nas „dobrze wychować. To dzięki nim spędziliśmy dzieciństwo bez ADHD, bakterii, psychologów, zamkniętych placów zabaw i lekcji baletu. A nam się wydawało, że wszystkiego nam zabraniają! Znalezione na onecie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość moj maz mail adhd
w dziecinstwie, wyrzucili go z 3 szkol. kolega stracil palec bo sie zakazil chodzac po plocie. BIlam sie z koleznaka raz, trafilo to na forum rodzicow i zkoly. mialam owsiki i zakaz dotykania zwierzat NI pilam wody z kranu ani ze strumykow.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja też cudownie wspominam tą patologię :))) Pamiętam jak z koleżanką (sąsiadką) robiłyśmy pod klatką "mleczko" z kredy- wszystko było w tym ubabrane ;P I mamy kazały nam to drzeć wodą i szczotami ryżowymi :D Ale wstyd! :D A samemu na dwór się latało jak się miało jakieś 3-4 lata :D Piękne czasy... Czasem próbuję taką patologię wpoić dziecku... ale gdy samo się bawi w wakacje na dworze, bo reszta dzieci gra na kompie albo bajki ogląda... ehhh to już nie to samo

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ale trzepak wywalczyłam ! Nawet parę koleżanek córka nauczyła włazić na trzepak i robić fikołki ;P No i gumę do skakania reanimowałam :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ghyyy
oj ja również miło wspominam te lata..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
niby prawda, ale trochę dzieciaków jednak się potopiło w gliniankach, rzekach i jeziorach, sama się topiłam 3 razy, nei wspominam miło;) mieszkałam na wsi, więc możę obieg informacji nie był super, ale były tez wypadki i niektóre bardzo tragiczne z maszynami rolniczymi, nie jest też prawdą, że rodzicie nie drżeli o nasze życie, trochę dzieciaków puszczonych luzem źle pokończyło - w zależności od charakteru i towarzystwa, trochę nie wykorzystało swojego potencjału, bo nie mieli wsparcia w rodzinie i nakaz pójscia do pracy zamiast dlaszej nauki....itede itepe

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gumy u nas są aktualne:) Nawet ładne kolorowe można kupić np w Pepco czy w innych sklepach z zabawkami( także skakanki itp)- nie to co kiedyś gumy do majtek:P Ja też wspominam fajnie tamten okres:) Dodam jeszcze oranżadę w proszku jadłam prosto z torebki albo taką w workach. Kto by dziecku teraz taką chemię podawał:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Za małolata strasznie bolały mnie ścięgna w prawej stopie, tak, że momentami aż się noga uginała. Jak powiedziałam o tym mamie to usłyszałam: "Mnie też tak bolało, Panią Ewę z naprzeciwka też, poboli, poboli i przestanie". Przestało... ;D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wypadki były i będą. Pode mną też lód się załamał ( byłam z koleżanką) - przy brzegu na szczęscie - to poszłyśmy na ostatnie piętro bloku i suszyłyśmy na kaloryferze rajtuzy i spodnie by w tyłek nie dostać od rodziców - i nawet katarku nie dostałyśmy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
wazka w pepco są gumy? Nie no to ja w lecie zapas zrobię :D Kupiłam małej na targu ze 3 lata temu... nigdzie indziej nie zauważyłam... A co do oranżady w proszku... mniam! :D I jeszcze nieśmiertelne PICIE W WORECZKACH!!! :D To był czad :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ach co to były za czasy
aż zatęskniłam. łezka się w oku kręci. Co do gumy do grania, u nas liczyło się, żeby była jak najdłuższa- więc taka zwykła na metry kupowana sprawdzała się idealnie. nie lubiłyśmy takiej specjalnej, kolorowej, okrąglej, bo rolowała się pod butem i można było przegrać. Cudowne czasy, co ja bym zrobiła, zeby moje dziecko tego doznało.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
fajne były podchody i gra w sznura. Albo wisielec kredą na chodniku. A robiłyście "sekrety"? listki, jakieś kwiatki, koraliki i różne kompozycje pod kawałkiem szkła, zasypywało się to ziemią i zostawiało okienko?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość chyba już nie wróci
zgadza się. Te kupowqane kolorowe były za krótkie, trzeba było złączyć kilka żeby dobrze się grało :) szkoda że te czasy już nie wrócą... przynajmniej większość wyrosła na ludzi i radzi sobie w życiu :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
U nas się robiło te sekrety. Graliśmy w państwa, zbijanego, dwa ognie, paletki, klasy. Bawiliśmy się w granice na rowerach, Żeby przejechać trzeba było zapłacić.... liśćmi:P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
wazka u nas na sekrety mówiło się widoczki :))))) I jeszcze była gra w państwa miasta co się w kole zaznaczało swoje państwa, rzucało piłką i kto tam wygrywał daną rundkę to przegranemu stope odrysowywał na jego terenie :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
a dziś to strach dzieci mieć, bo byle sklepowa Ci opierdziel spuści jak zwrócisz własnemu dziekcu uwagę. nie można zostawić dzieciaka na chwilę samego w pokoju, dziecko potrafi dziś zniszczyć związek rodziców, bo nagle się okazuje, że trzeba mu swój cały czas podporządkować. interesuje mnie zakręt historyczny jaki w tym względzie nastąpił. moi rodzice należą do pokolenia, kiedy nauczyciel dał po łapach za spóźnienie kijem. nie mówię, że było to dobre, ale sam fakt, że 50 lat temu takie coś, a dziś, 50 lat później od wtedy są poglądy wg których krzyknąć nie można na dziecko, bo sie rozsypie jak porcelana na kawałki. szanujesz, nie obrażasz, nie bijesz- poza tym wychowuj twardo. najgłupszy argument na świecie- a chciałabyś, by na ciebie krzyczano? to jest coś innego, dziecko rózni się od dorosłego, dorosły jak wychowany tak wychowany, ale nad dzieckiem się pracuje, dorosłego już tak się nie zmieni, jest to uwłaczające, by krzyczeć na dorosłego. ale na dzieciaka można, bo czasem tak trzeba, bo dziecko ma być posłuszne i podporządkowane dorosłemu, bo dziecko reaguje na hałas- w tym sensie jest nieco prymitywne.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do heloiza
ty najwięcej wiesz o dzieciach jak żadnego nie masz!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość historia lubi sie pow.
i tak historia lubi sie powtarzac. Moi tescie i rodzice uwazaja,ze pokolenie urodzeone w 50-60 latach bylo normalne. A nasze dzieci stwierdza,ze pokolenie 2010-2020 bedzie normalne. I tym samym nic nowego tu nie wymyslicie. Swiat idzie do przodu i zeby nie zglupiec i nie zdziadziec trzeba isc z nim.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość i naprawdę wam sie to podoba?
Na zasadzie silniejsze przetrwa? Na wsiach widocznie wszystko jedno, dzieciak zginie to jedna gęba mniej do wyżywienia. Na zasadzie a co to takiego? Zrobimy nowe... Można i tak

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×