Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość TradeMark

piosenki o miłości

Polecane posty

Gość Princesitka
Ja też Cię kocham zawsze i wszędzie. I mogę to powiedzieć, zawsze i wszędzie. Ale nie zawsze mnie usłyszysz, tylko czasami. Wypowiem te słowa na wietrze, może czasem zaniesie je do Ciebie. Wypowiem je, a słońce złoży je na Twoich ustach.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość eduardo enamorado
Zawsze Cię usłyszę. Zawsze. Poczuję. Wiem wtedy. Taka miłość jest jak telegraf w 19 wieku. Jak internet w 20 wieku. Jak 4 wymiar ? w 21 wieku. Nasza miłość.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Princesitka
4 wymiar.. Tam możemy być razem, tak normalnie. Tam wszystko jest inaczej. Tam jestem z Tobą. Tam nie ma żadnych zmartwień. Szkoda, że taki 4 wymiar nie istnieje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość eduardo eradonamo
istnieje tam jesteśmy razem jak codzień to jest 4 wymiar Ty i ja dziś, jutro to nie jest sf chyba, że mi się już mózg popsuł całkiem

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Princesitka
Myślę, że jest w tym wszystkim trochę sf, fantasy. My jesteśmy trochę jak bohaterowie takiego filmu. Nakręcamy zdjęcia do filmu i wracamy do swoich domów. Do 1 wymiaru.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość eduardo enamorado
Ja tym żyję cały czas. To nie jest coś, od czego się odrywam. Owszem, nie mam tego, ale myslę i czuję cały czas. Jak w pracy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość eduardo enamorado
Choćby i tu............

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Princesitka
Wiem, ja też się nie odrywam. Choć czasem czuję się jakbym miała rozdwojenie osobowości. Też myślę i rozmyślam, rozpamiętuję. Tęsknię za tym. Czekam na to. Czekam, żeby znów wrócić na plan zdjęciowy. Nakręcić nowe zdjęcia. Nowe ujęcia. Żeby starczyło na resztę dnia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość eduardo enamorado
Nakręcimy. Jutro dostaniesz Cezara, pojutrze - Felixa, w poniedziałek wreszcie Oscara. A co do SF, Ty jesteś Neytirii :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Princesitka
A Ty Żejk :) Obym tylko nie dostała Złotej Maliny czy czegoś takiego. A na Oscara to nie liczę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość eduardo enamorado
zasypaim kochanie....... błogo dzisiaj

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Princesitka
Zaśnij z dzisiejszym obrazem nas przed oczami, pięknym obrazem dwojga zakochanych w sobie ludzi wyrażających to każdym centymetrem swojego ciała.. Ja zrobię to samo. Kocham Cię Eduardo

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość eduardo enamorado
Po dwóch dniach spędzonych w miasteczku u Szyrlej, John łagodny musiał wrócić na prerię do swoich obowiązków. W głowie kłębiły mu się myśli, serce przepełniała radość i smutek zarazem. John radował się, że spędził z Szyrlej wspaniałe chwile, dużo rozmawiali, żartowali, przytulali się i całowali. To już było bardzo dużo, więcej niż John oczekiwał od losu. Ale w tych dniach Szyrlej pozwoliła Johnowi zagrać na swoim bandżo. John grywał wprawdzie na gitarze, znał się na nutach, umiał improwizować, ale bandżo Szyrlejhmm tak, marzył o grze na tym instrumencie odkąd ją pierwszy raz zobaczył na scenie. Koniec końców John trochę pobrzdąkał, wczuwał się w jej delikatne kształty, czułe struny. Wydawał fałszywe dźwięki, które przypominały tylko melodie, które oboje znali. Szyrlej była jednak wyrozumiała i prowadziła komboja za rękę pokazując tajniki gry na tym instrumencie. John zauważył, że robi postępy i do w miarę płynnej gry brakuje mu już tylko kilku treningów. Ucieszył się, że będzie mógł akompaniować Szyrlej w jej występach. Smutek Johna wynikał zaś z faktu, że muszą się znowu rozstać na kilka dni. John musiał przepędzić daleko bydło, które mu powierzono. Szyrlej także miała swoje saloonowe obowiązki. Co począć, jest jak jest. Komboj wiedział, że Szyrlej ma mnóstwo zajęć w salonie, a wymagająca szefowa nie puści płazem najdrobniejszych uchybień. Nie znosiła także, że Szyrlej może mieć inne sprawy, że może potrzebować trochę czasu dla siebie. Jędza, pomyślał John i splunął na ziemię. Jego ukochana była niezwykle obowiązkowa, sumienna i grzeczna. Stąd szefowa zawsze dopinała swego, a to zmuszając ją do długotrwałych występów, a to każąc przygotowywać nowy repertuar, a to - dawszy wolne innym dziewczętom wymagała poświęcenia ponad siły od Szyrlej. To musi się zmienić, pomyślał John i mocno zakłuł ostrogami swoją szkapę, że ta chrapnęła z bólu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość eduardo enamorado
Tuż rzed wyjazdem Johna z miasteczka Szyrlej zapowiedziała mu, że ma bardzo ograniczony terminaż spotkań dla komboja. Tylko godzinę, dwie dziennie i tylko 4 razy w tygodniu. Po jakimś czasie John otrzymał jednak korektę tego harmonogramu, który korygował listę możliwych spotkań do 3 dni. No, mogły zdarzyć się także 2 kolejne w tygodniu, jeśli zostaną spełnione pewne warunki, niezależne od obojga. John także miał jakieśtam obowiązki. Wprawdze większość z nich mógł dodstosować do swoich potrzeb, ale nie wszystkie. Preria rządziła się swoimi prawami. John podsumował, iż od wiosny nastąpiły zmiany, które ograniczały ich możliwości. I tak skróceniu uległ czas spotkań: w poniedziałki (do rozmiarów mikroskopijnych), we czwartki (to samo), środy (słabo). Wtorki jak cię mogę, a piątki - tu John często wyruszał na spęd bydła. John się martwił, że kolizja terminów będzie miała wpływ na ich związek.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość eduardo enamorado
terminarz oczywiście. Z Johnem jest już bardzo źle. :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Princesitka
:) pisz Johnie :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Sprawy się trochę skomplikowały, ale nie do tego stopnia, żeby rozdzielić Szyrlej i Johna. Szyrlej doskonale to wiedziała. Chyba nawet trzęsienie ziemi, koniec świata, burza śnieżna i wybuch wulkanu nie powstrzymałyby jej przed spotkaniami z ukochanym kombojem. Szyrlej żyła tymi spotkaniami, wiedziała, że John też. Najbliższe miesiące nie zapowiadały się kolorowo jeśli chodzi o spędzanie razem czasu, ale Szyrlej wierzyła, że przetrwają ten trudny czas. Chciała w to wierzyć, bo poddanie się nie wchodziło w grę. John trochę zwątpił, ale ostatecznie się rozchmurzył. Oboje mieli pełną świadomość tego, że tylko pozytywne myślenie, chęci i wola walki mogą ich uratować. Ich związek wszedł teraz w nową fazę, stali się dla siebie mężem i żoną. Szyrlej tak właśnie traktowała swojego komboja. Chciała spędzać z nim jak najwięcej czasu, rozmawiać, śmiać się, całować, przytulać, i oczywiście grać na bandżo. Nie wyobrażała sobie dnia bez Johna.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość eduardo enamorado
sleep well my Princesitko.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość eduardo enamorado
Love You

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tego dnia Szyrlej wstała wcześnie rano, wyszykowała się i w pośpiechu udała się do saloonu, w którym spędzała prawie całe dnie. Poprzedniego dnia obiecała sobie, że wstanie dużo wcześniej, ale jak przyszło co do czego, to oczywiście nie chciało jej się, jednym okiem spojrzała na zegarek i przyłożyła głowę do poduszki. Ranki były ciężkie ze względu na fakt, że Szyrlej uwielbiała sobie pospać. Życie w saloonie, z szefową, było bardzo ciężkie. Plus tego był taki, że kiedy Szyrlej już tam dotarła, to dni upływały jej szybko, łatwiej było jej znieść bolesne i długie godziny rozłąki. Kiedy spotkała się ze swoim kombojem była wściekła jak osa, ale nie chciała tego po sobie pokazać. Była wściekła, bo kocha Johna nad wszystko i chciałaby spędzać z nim maksymalnie jak najwięcej czasu. A ciągle coś jej w tym przeszkadzało, była wściekła na swoją szefową, miała ochotę ukręcić jej łeb. Była pewna, że jej szefowa, która była całkowicie oddana swojemu miejscu pracy, umrze pewnego dnia w swoim saloonie. Szyrlej nie zamierzała skończyć podobnie. Wieczorem wyczuła, że jej komboj nie jest w nastroju do rozmów. A szkoda. "Sleep well", pomyślała.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość eduardo enamorado
Anastacia wstała tego dnia wcześnie rano. Nie musiała się zrywać, ponieważ korporacja miała swoje coroczne święto i wszyscy mieli wolne. Wstała jednak i pierwsze kroki skierowała do laptoka, aby odczytać maile. Miała nadzieję, że znajdzie tam wiadomość od Oscara. Z biciem serca (zawsze tak miała czekając na wiadomość od Niego) uruchomiła pocztę. Wśród informacji korporacyjnych odnalazła ulubiony adres oscardelavendes@oviedo.com . Przeczytała wstrzymując oddech. Lubiła, kiedy tekstu było trochę więcej, a nie tylko: jak tam ? albo ciekawe co porabia moja Anastacia ? Tak, tym razem tekstu było więcej. Ucieszyła się. Poprzedniego wieczoru Anastacia zasnęła w fotelu. Była wściekła i zmęczona, zrobiła sobie lekkiego drinka i przysnęła. Obudziła się z bólem szyi, postanowiła położyć się do łóżka, po drodze kliknęła dobranocnego maila do Oscara. Ich związek, ukryty w świecie korporacji, ukryty w świecie Buenos Aires, przeżywał ciężkie chwile. Do tej pory spotykali się dość często w jej biurze. Pod pozorem wspólnej pracy mogli spędzić ze sobą jakiś czas. Prawie codziennie. Jednak teraz, w obliczu kryzysu światowego i reorganizacji korporacji, pracy było coraz więcej i nie było już tak łatwo zaaranżować spotkanie z ukochanym. Anastacia była rozżalona i wiedziała, że Oscar czuje dokładnie to samo. Zastanawiała się, co zrobić, aby kontynuować ich związek. Miała nadzieję, że w kolejnym roku wszystko się ułoży pomyślnie i będą mogli żyć ze sobą jawnie, bez tych wszystkich intryg. Ale do tego czasu muszą jakoś przetrwać, stawić czoła przeciwnościom. I właśnie o to martwiła się najbardziej. O to, czy dadzą radę istnieć w tym pogarszającym się otoczeniu, z milionem uwarunkowań. Czy dadzą radę ? A przecież w ostatnim tygodniu miały miejsce zdarzenia, które jeszcze bardziej ich do siebie zbliżyły. Te wszystkie obawy Anastacii zniknęły. Anastacia przyznała się sama przed sobą, że to było głupie, no ale teraz nie miało to wszystko większego znaczenia. Anastacia wskoczyła pod prysznic zastanawiając się, jak zorganizować dzisiejsze spotkanie, a także jak prowadzić ich związek dalej mimo trudności. Myślała też o tym, jak będzie brzmiało jej nazwisko, kiedy już będą razem. Anastacia de Lavendes, Ramirez de Amicis. Fajnie, uśmiechnęła się do siebie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tego dnia Szyrlej nie musiała iść do pracy. Lubiła te wolne dni kiedy nie musiała się zrywać wcześnie rano, martwić o przygotowanie repertuaru dla swoich słuchaczy i tysiąc innych spraw toczących się w saloonie. Musiała co prawda wpaść tam później, ale to dosłownie na chwilę i w zupełnie innej sprawie. Cieszyła się, że spotka się ze swoją szefową tylko na chwilę, przelotnie, zamienią dwa słowa i tyle. Taka przerwa od szefowej wyjdzie Szyrlej tylko na dobre. Musi czasem odpocząć od jej męczących rozkazów i wymagającego tonu głosu. Poprzedniego dnia umówiła się ze swoim ukochanym, że przyjedzie on na Cytrynie wcześnie rano. Szyrlej bardzo się cieszyła, że mimo wszystko się zobaczą, choć tego dnia mieli się w ogóle nie spotkać. Poprzedniego wieczoru Szyrlej uśmiechnęła się do siebie na samą myśl tego spotkania. Nie znosiła rozstawać się z Johnem. Każdy dzień bez niego był dla niej nie do wytrzymania, każda godzina, minuta i sekunda. Gdyby mogła w te dni przyspieszyć czas, przestawić wskazówki na tarczy zegara o kilka godzin do przodu, to zrobiłaby to bez wahania. Wstała wcześnie rano pełna energii i zadowolenia. Już za chwilę zobaczy swojego ukochanego komboja, dosłownie zaraz. Tak bardzo się cieszyła z tego powodu. Poszła do łazienki, umyła się, szybko zdecydowała co na siebie włoży i czekała aż John przyjedzie. Kiedy już się spotkali, Szyrlej była bardzo spragniona jego bliskości, chciała, żeby widział jak bardzo chce być przy nim cały czas, jak bardzo chce, żeby widział, jak bardzo go kocha. Usiedli i zaczęli rozmawiać o różnych rzeczach. Szyrlej słuchała Johna bardzo dokładnie, z uwagą, ale marzyła tylko o tym, żeby się do niego przytulać, żeby przytulał ją przez cały czas, zawsze. Usiadła mu na kolanach i poczuła ciepło jego ciała. Objął ją ramieniem i przycisnął do siebie. Szyrlej pocałowała go w usta, w jego miękkie i delikatne usta, które tak bardzo kochała i chciała całować każdego dnia, o każdej porze dnia i nocy. Przeprosiła go za swoje złe zachowanie poprzedniego dnia, on powiedział jej, że przecież nic się nie stało, ale według niej, nie zachowała się stosownie wobec niego. Zapewniła go, że będą się widywać każdego dnia, że jest to dla niej bardzo ważne, i że chce z nim być. Wiedziała, że John bardzo się stara, pędzi na swojej Cytrynie jak oszalały, żeby tylko się z nią spotkać. Doceniała to. Widziała jego starania. Widziała, czuła, była pewna, że ona i ich miłość jest dla niego najważniejsza. Tak, jak i dla niej. Siedząc Johnowi na kolanach, całowała go w szyję, w usta. Później położyli się obok siebie, bardzo blisko. Szyrlej uwielbiała leżeć obok Johna, kiedy patrzyli sobie w oczy, rozmawiali, całowali się, śmiali, żartowali, przekomarzali, planowali, dotykali się, przewalali z jednego końca łóżka w drugi. Szyrlej zawsze miała ze sobą swoje bandżo, czasem grała na nim sama, a czasem razem z Johnem. Zdecydowanie wolała grać razem z Johnem. Lubiła patrzeć kiedy trzymał jej instrument, z taką delikatnością i uwagą, dotykał strun, wydobywał dźwięki. Patrzył jej wtedy prosto w oczy, Szyrlej widziała w jego oczach ocean miłości. Chciała, żeby to trwało wiecznie, żeby się nigdy nie skończyło, żeby John był zawsze przy niej. Jej ukochany martwił się tylko, że Szyrlej ma duże, może za duże potrzeby, w porównaniu z jego potrzebami. Może to tak faktycznie wyglądało, ale Szyrlej pragnęła jego bliskości, bardziej niż kiedykolwiek. Tym bardziej, że ich związek wkroczył teraz w nową fazę, byli sobie teraz bliżsi niż kiedykolwiek. Szyrlej chciała, żeby tak pozostało, traktowała Johna jak swojego męża. Chłonęła każde jego słowo, każdy pocałunek, każde spojrzenie. Pragnęła się do niego przytulać, być z nim najbliżej jak to było możliwe. Jej zachowanie, objawiające się wygórowanymi według jej komboja potrzebami, było podyktowane czystą jak łza miłością, jej potrzeba bliskości, zbliżeń. John nie musiał się niczego obawiać. Wiedziała, że uwielbiał grać z nią na bandżo, ale przecież nie musieli grać każdego dnia. Umówili się, że będą grać kiedy oboje będą tego chcieli. A jak nie, to też wszystko będzie dobrze, będą rozmawiać, przytulać się, całować, żartować, i też będzie fajnie. Przecież rozumieli się już bez słów, nie widzieli poza sobą świata i nie musieli udawać przed sobą jeśli na coś nie mieli ochoty. Szyrlej bardzo kochała Johna i chciała, żeby był szczęśliwy z nią. Chciała, żeby wiedział, że może jej o wszystkim powiedzieć, i że nie zawsze musi być tak, jak ona chce. Jego zdanie, jego uczucia i odczucia, były dla niej bardzo ważne. Nie chciała, żeby John czuł się nieszczęśliwy, była to ostatnia rzecz na świecie jakiej by chciała. Pragnęła, aby wiedział, że naprawdę bardzo go kocha, jak nigdy nikogo, i że chce z nim być, że jest dla niej idealnym mężczyzną, z którym chce robić wszystko. Grać na bandżo i nie tylko. Szyrlej wiedziała, że kiedy zamieszkają razem wszystko będzie tak, jak powinno być. Będą razem szczęśliwi. Była pewna, że jej komboj też tego chce, że chce jej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość eduardo enamorado
:) :) :) John siedział na bujanym fotelu i chłonął słowa, które przekazała mu tego dnia Szyrlej. Odtwarzała je w pamięci, przypominał sobie poszczególne zdania, układał je na nowo w całość. Delektował się tym. W ręku trzymał szklaneczkę whisky, zbyt często jednak pustą. I było mu błogo, drugą ręka poklepywał swojego wiernego druha, wielkie psisko, które było z nim cały czas i znało wszystkie sekrety komboja. John siedział na werandzie, bujał się, słuchał odgłosów nocy i myślał jak bardzo jest wdzięczny Szyrlej za tę miłość, za moc uczucia, które ich połączyło. Fenkju, wyszeptał.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Szyrlej Łagodna
Szyrlej niedawno wróciła z saloonu, bardzo miło i owocnie spędziła czas, a także zamieniła dwa słowa z ukochaną szefową. Po spotkaniu z Johnem przyszło jej dzisiaj do głowy, żeby nieznacznie zmodyfikować grafik rannych występów w saloonie. Wiedziała, że jeśli chodzi o nowe występy, w tej chwili było to jeszcze możliwe, zdecydowała, że musi działać szybko i zdecydowanie, chodziło przecież o przyszłość jej i jej ukochanego komboja. Wymyśliła zatem całkiem wiarygodną historyjkę, którą dzisiaj przedstawiła swojej szefowej. Miała gdzieś czy stara wpadnie w szał czy nie, przestało ją to interesować, postanowiła zacząć walczyć o swoje, a tym samym szczęście. Nie ustaliła jeszcze niczego na stałe, bo chciała najpierw przedyskutować wszystko z Johnem, ustalić jak będzie dobrze, czy tak, jak wymyśliła, będzie lepiej. Szyrlej wiedziała, że jest to najlepszy moment na zmianę czegokolwiek. Chciała spędzać z Johnem jak najwięcej czasu, robiła to dla ich związku, dla ich miłości, dla ich przyszłości, była w stanie wiele poświęcić i widywać się kosztem wszystkiego. Dzień wcześniej John był bardzo niezadowolony i rozżalony kiedy przedstawiła mu swój terminarz, a jeszcze zrobiła to w tak perfidny sposób wyznaczając mu godziny spotkań. Wstyd jej za to. Szyrlej też była bardzo niezadowolona, była wściekła na swoje godziny pracy, bo stały one na drodze jej spotkań z ukochanym, a nad tym Szyrlej nie zamierza przejść do porządku dziennego. Zapowiedziała dziś kapryśnej szefowej saloonu, że w najbliższym czasie powie jej co i jak. Ale najpierw, jak najszybciej, musi przedyskutować sprawę z Johnem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość eduardo enamorado
John faktycznie był zły i rozżalony saloonowymi ustaleniami. Ale już to przetrawił i pogodził się z tym. Pomyślał, że to jest praca jego Ukochanej i nie może ingerować w Jej obowiązki, bo może to sprowadzić gniew szefowej. Przeglądał wielokrotnie karteczkę, którą dała mu Szyrlej. Nie ma co desperować, powiedział do siebie. Wyglądało to znacznie gorzej, wtedy, gdy w gniewie przedstawiała mu to Szyrlej. Pewnie, przydałoby się rozciągnąć jej wolne godziny, ale nic na siłę. Niezależnie od wszystkiego, John był wdzięczny Szyrlej za Jej starania w tym i innych aspektach.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×