Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Ataman Ryps

SMOLEŃSK na POWAŻNIE

Polecane posty

Gość zastanawiam sie, jak mozna pow
aznie podchodzic do raportu , który tak naprawde niczego nowego nie wnosi do całej tej sprawy, jak mozna cokolwiek " badac" kiedy samolot ( a raczej to co z niego zostało ) nadal jest na terytorium Rosji ( nie wspominajac o historii z czarnymi skrzynkami)?? polecam dzisiejszy wywiad z gen Petelickim ..:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dgsdgsdgs dgsd
*ich by skompromitowały. ----brakło by

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"jak mozna cokolwiek " badac" kiedy samolot ( a raczej to co z niego zostało ) nadal jest na terytorium Rosji ( nie wspominajac o historii z czarnymi skrzynkami)??" W Polsce sa kopie (sprawdzone) czarnych skrzynek oraz oryginał skrzynki polskiej ATM. Na ich podstawie opracowano raport. Do tego szczątki samolotu nie sa konieczne. To co miało być z nich zbadane, zostało wykonane w dniach 10.042010 - 21.04.2010 przez członków polskiej komisji w Smoleńsku.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A co do krawedzi natarcia skrzydeł w Tu-154. Oto fragment opisu tej maszyny. "Samolot w pierwotnej postaci mieścił 152 pasażerów w jednej klasie lub mniejszą liczbę w dwóch klasach. W skrzydle samolotu Tu-154 przyjęto nieco inne rozwiązania, niż w przypadku Boeinga 727. Przede wszystkim ma ono większy skos i znacznie większą powierzchnię nośną, ale mniej skuteczną mechanizację. Boeing 727 został zoptymalizowany na trasy o długości 500-2000 km, zaś Tu-154 1500-3500 km. W związku z tym Tu-154M ma większy skos skrzydła 35 w 1 cięciwy, zamiast 32 jak w Boeingu 727. W części wewnętrznej krawędź natarcia skrzydła Tu-154 ma skos 40, a w zewnętrznej 38. Podobna jest natomiast dość bogata mechanizacja płatów, w tym dwa segmenty czteroszczelinowych klap na każdym skrzydle (jeden segment na części wewnętrznej o umiarkowanym skosie i drugi, szerszy, na zewnętrznej o większym skosie) wychylane na maksymalny kąt 45, pięć segmentów wychylanych elektrycznie slotów na 80% krawędzi natarcia oraz cztery płyty wychylanych hydraulicznie przerywaczy umieszczonych przed klapami (jedna płyta przed wewnętrznymi i trzy płyty przed szerszymi klapami zewnętrznymi)." Dla większej jasności. "W części wewnętrznej krawędź natarcia skrzydła Tu-154 ma skos 40, a w zewnętrznej 38." :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"Samolot w pierwotnej postaci mieścił 152 pasażerów w jednej klasie lub mniejszą liczbę w dwóch klasach. W skrzydle samolotu Tu-154 przyjęto nieco inne rozwiązania, niż w przypadku Boeinga 727. Przede wszystkim ma ono większy skos i znacznie większą powierzchnię nośną, ale mniej skuteczną mechanizację. Boeing 727 został zoptymalizowany na trasy o długości 500-2000 km, zaś Tu-154 1500-3500 km. W związku z tym Tu-154M ma większy skos skrzydła 35 w 1 cięciwy, zamiast 32 jak w Boeingu 727. W części wewnętrznej krawędź natarcia skrzydła Tu-154 ma skos 40, a w zewnętrznej 38. Podobna jest natomiast dość bogata mechanizacja płatów, w tym dwa segmenty czteroszczelinowych klap na każdym skrzydle (jeden segment na części wewnętrznej o umiarkowanym skosie i drugi, szerszy, na zewnętrznej o większym skosie) wychylane na maksymalny kąt 45, pięć segmentów wychylanych elektrycznie slotów na 80% krawędzi natarcia oraz cztery płyty wychylanych hydraulicznie przerywaczy umieszczonych przed klapami (jedna płyta przed wewnętrznymi i trzy płyty przed szerszymi klapami zewnętrznymi)." Dla większej jasności. "W części wewnętrznej krawędź natarcia skrzydła Tu-154 ma skos 40, a w zewnętrznej 38."

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
O krawedzi nataria skrzydła w Tu-154 mozna przeczytać w artykule napisanym przez dwóch, znanych, polskich lotników tzn przez Michała Fiszera, Jerzego Gruszczyńskiego. JAk widac osobnik ukrywający się pod nickiem "dgsdgsdgs dgsd" jest wiekszym specjalistą od tych dwóch panów...:D:D:D:D Są jakies granice śmieszkości ale ten user je już dano przekroczył o spory kawałek...:D:D:D:D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"- Amerykanie mają klatkę po klatce to, co się stało. Mają wszystkie rozmowy i znają prawdę. Dzisiaj sami dziwią się, dlaczego Polska nie zwraca się do USA o pomoc, a jak zwraca się prokurator, to zostaje natychmiast zawieszony. Raport NATO byłby miażdżący dla tego premiera i rządu, który musiałby się od razu podać do dymisji - powiedział w drugiej części rozmowy z Onet.pl gen. Sławomir Petelicki." W sumie to biedny ten Petelicki...:O Czy to emerytura tak na niego wpływa, że opowiada takie pierdoły? Przeciez to nawet śmieszne nie może być, zważywszy czego dotyczy. Szkoda człowieka:O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Z wywiadu z generałem Petelickim...:O "- Jakie ma Pan zastrzeżenia do konferencji komisji Millera? - Minister Miller stwierdził, ze wśród komisji nie ma ludzi, którzy są sędziami w własnej sprawie, a jednocześnie stwierdzono brak odpowiedniego szkolenia w 36. pułku i to że system świetlny na lotnisku w Smoleńsku był niesprawny i niekompletny. A za to, żeby sprawdzić, czy miejsce do którego udaje się prezydent i najważniejsi generałowie odpowiada BOR, służba kontrwywiadu wojskowego i żandarmeria wojskowa. BOR nie podlega MON tylko ministrowi Millerowi. Zaś kontrolę w 36. pułku specjalnym przeprowadzał w 2008 r. siedzący w czasie prezentacji obok ministra Millera pułkownik. Czy to możliwe, żeby minister Miller nie znał opublikowanego w prasie pisma szefa BOR-u gen. Janickiego do śp. dowódcy wojsk lotniczych gen. Błasika, w którym Janicki wyraża pretensje o zbyt rygorystyczne przestrzeganie przepisów? Mogę się z panem założyć panie redaktorze, że gen. Janickiemu włos z głowy nie spadnie." Pan generał zapomniał że BOR jest od ochrony osobowej a nie obiektowej. A więc swoje czynności wykonali zgodnie z założeniem. Czyli pan Miller nie miał nic wspólnego z katastrofą. Natomiast za szkolenie pilotów i wszelkie nieprawidłowości w wojskach lotniczych jest odpowiedzialny nieżyjący już, gen.Błasik. Czyli gen.Petelicki, niestety, plecie trzy po trzy...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"- Piloci są tylko drobnym trybikiem w machinie. Piloci robili to, co im kazano i tak, jak ich wyszkolono. Kompromitujące dla ministra Millera w czasie dzisiejszej prezentacji raportu było stwierdzenie, że piloci spóźnili się pół godziny i nie mieli czasu sprawdzić, że wyznaczone jako lotnisko zapasowe Witebsk nie było czynne tego dnia. Czyżby komisja wojskowa nie miała akt wojskowych opublikowanych w tygodniku "Wprost"? Przecież z tych akt wynikła, że lotniska zapasowe MON ustalał już po katastrofie. " A wystarczy poczytac stenogramy z kabinby pilotów żeby przekonac się, ze o tych lotniskach zapasowych, mówiono. Po co tak się ośmieszać panie generale?:O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"Amerykanie mają wszystkie rozmowy i znają prawdę. Dzisiaj sami dziwią się dlaczego Polska nie zwraca się do USA o pomoc, a jak zwraca się prokurator, to zostaje natychmiast zawieszony. Minister Miller wydawał się być dzisiaj zaskoczony pytaniem dziennikarza o zdjęcia satelitarne przebiegu katastrofy. Odpowiedział że jeśli nie są tajne, to dziennikarz będzie mógł obejrzeć cała ich talię. A dlaczego te zdjęcia mają być tajne?" I o to pyta generał? Nie wie dlaczego zdjęcia ze szpiegowskim satelitów sa tajne. Jeśli ktoś zna generała Petelickiego niech mu powie, że dlatego, poniewaz zdradziłby zasieg i możliowsci satelitów szpiegowskich NATO i USA.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"- Czy gdyby Polska zwróciła się do NATO i USA o pomoc przy wyjaśnianiu katastrofy smoleńskiej, to uzyskalibyśmy tę pomoc? - Oczywiście, tylko raport NATO byłby miażdżący dla tego premiera i rządu, który musiałby się od razu podać do dymisji." Nie zwrócono nawet sie o raport do NATO a pan generał już wie co by w takim raporcie było. Czyzby stosował wrózby? Może korzystał z usług słynnego wróża Macieja? :D:D:D:D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"- Ale szefowi MSZ zdarzają się też liczne wpadki. - Oczywiście, choćby ostatnia, że w Polsce jest wielu myślących jak Breivik. Takich rzeczy się nie mówi, tym bardziej przebywając za granica. Jeden wariat z Łodzi nie oznacza, że w Polsce jest ich więcej." A wystarczy popatrzec na tego spamera powyżej czyli usera o nicku oryginalnym i pieprznym "Antoni Macierewicz" zgłoszonym do kasowania...:D:D:D:D:D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Na dobranoc: "Raport nie zadowoli PiS, tych wyborców tej partii, którzy nie lubią Rosjan. Nie zadowoli też tych, takich jak ja, którzy uważają, że jednak były naciski - tak politolog Kazimierz Kik komentuje prezentację raportu komisji Millera." "Platforma przeczekała Biała Księgę PiS-u, która stanowi raczej taki zbiór insynuacji, niż jakieś osiągniecie badawcze. I bardzo spokojnie, w połowie lata ogłosiła bardzo merytoryczny, bardzo wiarygodny, aczkolwiek bardzo ostrożny raport. Jest to raport rządowy, a raport rządowy to raport Platformy Obywatelskiej. Ten raport różni się od dwóch poprzednich dokumentów - stanowi przeciwieństwo raportu komisji MAK i raportu PiS." Całość: http://tnij.org/mt8u

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Amerykanie mają klatkę po klatce to, co się stało. Mają wszystkie rozmowy i znają prawdę. Dzisiaj sami dziwią się, dlaczego Polska nie zwraca się do USA o pomoc, a jak zwraca się prokurator, to zostaje natychmiast zawieszony. Raport NATO byłby miażdżący dla tego premiera i rządu, który musiałby się od razu podać do dymisji - powiedział w drugiej części rozmowy z Onet.pl gen. Sławomir Petelicki. Z generałem Sławomirem Petelickim organizatorem i dwukrotnym dowódca Jednostki Wojskowej GROM - rozmawia Jacek Nizinkiewicz. Jacek Nizinkiewicz: Jest Pan usatysfakcjonowany wyjaśnieniami wniosku polskiej komisji dotyczące przyczyn katastrofy Smoleńskiej? Gen. Sławomir Petelicki: Nie spodziewałem się tego, że dzisiejsza prezentacja ministra Millera będzie kolejną kompromitacja tego rządu i to tego tak przerażającą. - Co Pana przeraziło? - Przerażające jest to, że nie było żadnych dążeń do poprawy bardzo złej i groźnej sytuacji i ukarania za to bardzo ważnych ludzi, tylko mieliśmy do czynienia z szukaniem kozłów ofiarnych możliwe najniżej i ochroną tzw. "swoich". - Ale jak to? Bogdan Klich podał się do dymisji? Jacy tzw. "swoi" są chronieni? - O tym, że będzie poświęcony Bogdan Klich mówiłem panu wczoraj , czyli to nie jest nic nowego, ale nie spodziewałem się, że w taki dziecinny sposób minister Miller będzie chronił ministra Janickiego i gen. Janickiego. Rozpoczęcie konferencji stwierdzeniem, że dysponentem samoloty była kancelaria prezydenta jest mówieniem nieprawdy. Wszyscy pamiętają jak minister Arabski odmawiał samolotu prezydentowi Kaczyńskiemu. - Jakie ma Pan zastrzeżenia do konferencji komisji Millera? - Minister Miller stwierdził, ze wśród komisji nie ma ludzi, którzy są sędziami w własnej sprawie, a jednocześnie stwierdzono brak odpowiedniego szkolenia w 36. pułku i to że system świetlny na lotnisku w Smoleńsku był niesprawny i niekompletny. A za to, żeby sprawdzić, czy miejsce do którego udaje się prezydent i najważniejsi generałowie odpowiada BOR, służba kontrwywiadu wojskowego i żandarmeria wojskowa. BOR nie podlega MON tylko ministrowi Millerowi. Zaś kontrolę w 36. pułku specjalnym przeprowadzał w 2008 r. siedzący w czasie prezentacji obok ministra Millera pułkownik. Czy to możliwe, żeby minister Miller nie znał opublikowanego w prasie pisma szefa BOR-u gen. Janickiego do śp. dowódcy wojsk lotniczych gen. Błasika, w którym Janicki wyraża pretensje o zbyt rygorystyczne przestrzeganie przepisów? Mogę się z panem założyć panie redaktorze, że gen. Janickiemu włos z głowy nie spadnie. Premier przyjął rezygnację Klicha Szef MON: odchodzę, bo tak trzeba "Premierowi zabrakło odwagi i honoru" Rodziny ofiar: raport rozwiał wątpliwości "Skąd te kłamstwa" Według PiS to opracowanie Bezbłędna współpraca jest konieczna Ostatnie sekundy przed katastrofą Komisja wykonała loty specjalne 30 procent lamp było niesprawnych Komisja prowadziła badania w 17 obszarach MAK zapozna się z polskim raportem "Będą nas musieli obrażać jawnie" - Dlaczego? - Pozostawiam to dociekliwości dziennikarzy. Podpowiem tylko, że na to stanowisko rekomendował go Paweł Graś, który jest obecnie najsilniejszym członkiem rządu Donalda Tuska, co chociażby dobrze dzisiaj pokazała konferencja na której premier Tusk obiecał dziennikarzom nieograniczony dostęp do siebie i ilość pytań, a Graś dziennikarzom ten dostęp ograniczał. Przeczytaj pełny raport komisji Jerzego Millera - Jak Pan ocenia decyzję Bogdana Klicha, który podał się do dymisji? - Wczoraj Panu mówiłem, że premier Tusk poświeci Bogdana Klicha i nie była to jego decyzja tylko premiera, ale obydwaj się dzisiaj mocno skompromitowali. - Dlaczego? - Bogdan Klich prezentując swoje wielkie dokonania w wojsku, a Tusk próbując wmówić dziennikarzom, że szef MON był bardzo dobrym ministrem i jest człowiekiem honoru. Najbardziej przykro zrobiło mi się gdy premier RP powiedział, że ci którzy go krytykują działają przeciwko państwu polskiemu. Tusk powiedział dzisiaj wprost: "państwo to ja". Chciałabym przestrzec premiera, że pycha kroczy przed upadkiem, a z drugiej strony widząc jak się dzisiaj wił przed dziennikarzami zrobiło mi się go żal bo chyba nie będzie dzisiejszej nocy spał spokojnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Katastrofa prezydenckiego samolotu pokazała w całej okazałości jaki mamy nieudolny rząd Bowiem w całej tej sprawie PO, Komorowski i Tusk traci z każdym dniem. Zapytacie dlaczego? Przecież oni kłamią jak dzieci z przedszkola. W dodatku całe to dochodzenie prowadzone przez polską stronę jest nawet „funta kłaków nie warte, bo tylko mydlą ludziom oczy!!! Kłamstwo nr 1.przeszukaliśmy każdy centymetr miejsca katastrofy, możemy mięć zaufanie do Rosjan, oni są specjalistami A my słyszymy, że do tej pory ludzie znajdują tam szczątki samolotu i rzeczy osobiste podróżnych na miejscu katastrofy!!! Kłamstwo nr 2.na polski samolot czekali przedstawiciele z rządu Panie Premierze jeśli by tak było to byśmy znali godzinę wypadku od nich, może z kilkoma minutami poślizgu ale nie z 15 minutami i to dopiero po miesiącu od zdarzenia!!! Kłamstwo nr 3chęć zwalenia winy na Prezydenta i pilotów. Już dawno nasi „wybitni specjaliści powinni wykazać chęć wyjaśnienia jakim cudem samolot znalazł się kilka metrów od ziemi na kilometr od lotniska!!! Kłamstwo nr 4zaraz po wypadku media z Tuskiem na czele wykluczyły, że przyczyna katastrofy mogła być awaria samolotu Przecież w żadnym cywilizowanym kraju nie robi się tego przed zbadaniem czarnych skrzynek, ale zapomniałem, że „Polska to dziki Kraj!!! Klamstwo nr 5.Tusk ani razu nie wspomniał kto czekał na lotnisku na Śp. Prezydenta. Po naciskach w internecie podjęto podobno próbę wyjaśnienia wątku i powodów zmieniania żarówek na pasie startowym przez Rosjan w godzinę po wypadku!!! Nie mówie już o tym, że powinno się przesłuchać pracowników z wieży kontrolnej, a jak słyszymy stenogramy z przesłuchań prowadzonych przez stronę rosyjską gdzieś się zapodziały podobno??? Przecież to oni powinni znać godzinę rozbicia samolotu Całe to dochodzenie prowadzone przez polską stronę jest nawet „funta kłaków nie warte, bo tylko mydlą ludziom oczy!!! W dodatku gdy jest to wygodne „ekipie: - można zwalać winę, że samolot za stary jakby się nie rozbił to byłby jeszcze dobry - można zwalać na pogodę, gdyby JAK nie wylądował i byłby zakaz lądowania TU-154 też by nie lądował - można zwalać winę na jakąś osobę po to tylko szuka się Jednego kozła ofiarnego by społeczeństwo przestało węszyć i naciskać - można powiedzieć, że film po tragedii ze strzałami w tle jest za słabej jakości jak to ponoć powiedziała prokuratura by kogokolwiek rozpoznać lepiej nie rozpoznawać, nie dochodzić to tego co tam się działo, bo jeszcze nie daj Boże zbiorowa halucynacja społeczeństwa które ma zwidy i pisze teorie podobno spiskowe, okazałaby się prawdą - można nie pytać, nie prosić Rosjan o Fakty jeszcze się obrażą, że im nie wierzymy, szkoda że o Katyniu 70 lat nie bardzo mieli ochotę mówić prawdy - można zwalać winę na kpt. Protasiuka że był za słabym pilotem, tak, pewnie zawsze się tak dobiera dowódców samolotu: Panie Arku, pan zostawi to sprzątanie lotniska, rzuci tą miotłę i przeleci się Pan do Smoleńska Tutką, bo nie ma kto - można udawać, że to co w Internecie to wszystko teorie spiskowe szkoda, że ma się Polaków za durny naród i nie daje im prawa do myślenia oraz osądu spraw po swojemu patrz film „Fakty i Akty, jak się chce to można społeczeństwu pokazać, że albo jest się kopanym albo kopiącym - można wierzyć, że poznamy prawdę, lecz skąd będziemy mieli pewność ze to prawda? - można powiedzieć Polakom Spadł samolot, i już koniec kropka, szkoda tylko, że rozbił się na kawałeczki, zamiast wbić w miękką ziemię bagna jakie znajduje się obok lotniska Siewiernyj, - można by uwierzyć, że w takich katastrofach nikt nie przeżyje, czemuż zatem akurat wtedy samolot się rozbił gdy na pokładzie miał elitę Polskia patrząc na konstrukcję „Nie gniotsa, Nie łamiotsa, aż dziw bierze, że z innych katastrof „TUTEK ludzie przeżywalico za pech spotkał Polaków!!! Pewnie i można by tu jeszcze wypisywać całą listę wątpliwości, o czas, o powód, o to czy to nie zamach, o prawdę Jest tylko malutkie ale podając suche fakty, jest się później posądzonym o szerzenie teorii spiskowych Jeśli więc ktoś kto się tego boi, że ta społeczna teoria zbytnio się rozprzestrzenia, niech obejrzy film z Melem Gibbsonem Teoria Spisku, jemu też nikt nie wierzył.. Czekam więc cierpliwie dalej naprawdę, bo: „Jeśli zapomnę o nich, Ty Boże na niebie zapomnij o mnie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Die Welt . "Zachowanie polskiego premiera i przywódców w Moskwie po katastrofie pokazuje w sposób imponujący, że obie strony dokładają starań, by nie obudziły się stare demony" Kłamstwo Smoleńskie fundamentem ideologicznym III RP Katastrofa Smoleńska była dla Rosji niezwykłą gratką . Na uroczystości złożenia hołdu ofiarom mordu katyńskiego oprócz prezydenta Lecha Kaczyńskiego i w większości patriotycznych , ojczyźnianych elit miał lecieć również Jarosław Kaczyński . Dramatyczne słowa Jan Olszewskiego „Obawiałem się że w katastrofie mogli zginąć obaj bracia Kaczyńscy „ . Gdyby spełniły się czarne obawy Olszewskiego Rosja mogłaby mówić o pełnym sukcesie Katastrofy Smoleńskiej. Pokazały tp późniejsze wydarzenia ,rozhuśtanie ambicji Kluzik Rostkowskiej, Migalskiego,spin doktorów , próba rozbicia PiS, powstanie PJN . Gdyby Jarosław Kaczyński razem z bratem poległ w Smoleńsku PiS zostałby rozbity , a propaganda, Palikot, Niesiołowski, Tusk i Komorowski wdeptaliby pamięć w błoto . Symboliczne smoleńskie błoto w którym leżał prezydent Lech Kaczyński ,a nad którym dwaj kumple Putin i Tusk obściskiwali się . Rosja wykorzystała śledztwo smoleńskie do osłabienia , dezintegracji społeczeństwa polskiego, do zniszczenia jego morale , zdemoralizowania poczuciem bezsilności . Najwybitniejsi serwiliści ostatniego dwudziestolecie ,Tusk, Komorowski , Sikorski upodlani przez Putina lekceważeniem ich w czasie śledztwa, raportem MAK, a teraz kradzieżą tablicy stosują politykę „ lizania ręki pana przez bitego psa „ . Rosja pokazuje ponadto światu że „Polonia finita ,że Polska już zniknęła jako polityczny gracz na międzynarodowej scenie politycznej. Że może do woli upokarzać rząd ,prezydenta Polski ,a oni i tak skamleć będą o wyśmienitych stosunkach , relacjach z Rosją . Co więcej , pętaki ( profesor Nowak „ Nazwać ich zdrajcami to zbyt wiele . To pętaki ) zmuszone zostały do zbudowania całej ideologicznej infrastruktury „ Kłamstwa Smoleńskiego „ , którego zwycięstwo wysadzi w powietrze fundamenty godnościowe narodu polskiego. Pornograficzny kult „Bolka, Kłamstwo Smoleńskie „ są symbolami ideologicznych podwalin III RP . Aby zniszczyć opór , świadomość społeczną, poczucie wspólnoty Polaków Oligarchia Okrągłego StołuIII RP używa instrumentów z których większość była stosowana w państwach faszystowskich i komunistycznych . Terror intelektualny , skrajnie zideologizowaną propagandę, niszczenie wolności słowa , wolności badan naukowych, użycie sądów do niszczenia ideowych przeciwników. Dlaczego pornograficzny kult „Bolka , dlaczego „ Kłamstwo Smoleńskie „ jest tak ważne dla Platformy , dla oligarchii . Pozwalają trzymać za gardło ideały narodu , okupować i niszczyć przestrzeń w której są przechowywane i budowane wartości naszego społeczeństwa . Oprócz Rosjan zainteresowanych wzniesieniem sanktuarium III RP , wzniesieniem na ołtarze III RP Kłamstwa Smoleńskiego jest jeszcze jeden gracz żywotnie zainteresowany powodzeniem tej haniebnej manipulacji . Tym graczem są Niemcy . Historia Katastrofy Smoleńskiej to dzieje jej wyśmiewania, wyszydzanie , manipulowanie , insynuowanie , ordynarne kłamstwa . Takie wsparcie otrzymał Tusk, Komorowski . Oto jak histerycznie zareagowały Niemcy tuż po Katastrofie Smoleńskiej . Jaki strach wzbudził w Niemczech po swojej śmierci znienawidzony prezydent Lech Kaczyński. „„Jak ocenia komentator "Sueddeutsche Zeitung", Polska skłania się ku temu, by utwierdzić się teraz w swej "historii cierpienia". "Dlatego katastrofa samolotu z Katynia niesie ze sobą zagrożenie przeistoczenia się w mit narodowej historiografii. Nakłada się tu na siebie zbyt dużo symboliki i tragizmu" - pisze "Sueddeutsche Zeitung" i apeluje: "Tak nie może się stać"Według dziennika, tragedii nie wolno nadawać cech mistycznych."Jeśli jest jakaś nadzieja w całym tym cierpieniu, to taka:może uda się teraz to, co nie udawało się od początku III Rzeczpospolitej, wskutek sporów ideologicznych i partyjnych - pojednanie narodu z jego przeszłością, porozumienie społeczeństwa co do postrzegania historii, odpolitycznienie historii" - ocenia dziennik. Dodaje, żepolityka historyczna Lecha Kaczyńskiego dzieliła i czerpała siłę z mitów przeszłości. "Tragedia musi być zatem przestrogą, by Polska uwolniła się z kajdan własnej historii. Prezydent Kaczyński był niewrażliwy na delikatne sygnały pojednania, które wysłał rosyjski premier Władimir Putin jeszcze przed kilkoma dniami nad grobami (w Katyniu). Zamiast tego Kaczyński chciał prowadzić politykę koncentrującą się na ofiarach, gdy ze swoją delegacją wsiadał do samolot Także "Die Welt" ocenia, żew bólu i żałobie jest też pewna nadzieja. "Zachowanie polskiego premiera i przywódców w Moskwie po katastrofie pokazuje w sposób imponujący, że obie strony dokładają starań, by nie obudziły się stare demony" - pisze "Welt". Dodaje, że także dla Europejczyków, żyjących w oddali, ten element nadziei ma też ważne znaczenie na przyszłość. (więcej) Kłamstwo Smoleńskie to symbol kondominium Polski . To symbol podporządkowania III RP interesom rosyjskim i niemieckim .To symbol poniżenia , bezsilności , bezradności , upadku woli walki całego narodu . Tak jak kiedyś oligarchia protektoratu rosyjskiego ,PRL zaciekle krzewiła Kłamstwo Katyńskie ,symbol podległości Rosji tak teraz Oligarchia Okrągłego Stołu wznosi symbol upadku Polski , Kłamstwo Smoleńskie. Polacy odzyskają wolność , prawa , swobody, odzyskają państwo , rozpoczną odbudowę Polski dopiero gdy wepchną w gardła Tuska , Komorowskiego , OSE ( Okrągłego Stołu Establishment ) kult „Bolka i „ Kłamstwo Smoleńskie Marek Mojsiewicz

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
1. TU 154M, nr 101, cztery razy podchodził do lądowania, mimo ostrzeżeń z wieży i odsyłania na zapasowe lotnisko. Kłamstwo. Samolot wykonał jedno podejście ZA ZGODĄ WIEŻY. 2. Prezydent Kaczyński opóźnił wylot z Warszawy, planowany na 7.00. Kłamstwo. Jak zeznał w prokuraturze wojskowy kontroler lot odbył się w reżimie 30 minut ważności planu lotów. 3. Gdyby prezydent przyleciał wcześniej nie byłoby katastrofy. Kłamstwo. Prognoza pogody dla lotniska Smoleńsk Północny z godz.7.43 : ostrzeżenie sztormowe nr 3 spodziewane silne zamglenie, widzialność we mgle 600-1000m,zachmurzenie warstwowe na 50-100m. 4. Przed wylotem załoga otrzymała dokładne prognozy pogody dla lotniska Smoleńsk Północny. Kłamstwo. Załoga nie dostała prognozy dla lotniska Smoleńsk Północny mimo, że Rosjanie zobligowani byli umową z 1993 roku między resortami obrony. 5. JAK przyleciał wcześniej i spokojnie wylądował. Kłamstwo. Piloci lądowali poniżej dopuszczanych norm pogodowych. Polska, nie rosyjska prokuratura „zajęła się pilotami Jaka. 6. Dowódca załogi kpt. Protasiuk nie znał rosyjskiego, podobnie reszta załogi. Kłamstwo. Protasiuk znał doskonale język rosyjski. Protasiuk wykonał 30 lotów do Rosji i na Ukrainę, mjr Grzywna 13 takich lotów. 7. Dowódca statku kpt. Protasiuk i drugi pilot mjr Grzywna mieli małe doświadczenie. Kłamstwo. Nalot ogólny kpt Protasiuka - 3531 godzin, mjr Grzywny - 1901godzin. 8. Rosjanie zarzucają załodze ,,brak zgrania" i ,,złą technologię pracy". Kłamstwo. Protasiuk - Grzywna - Michalak odbyli 21 lotów, Protasiuk z Grzywną - 27 lotów, Protasiuk i Michalak - 8. W TYM SAMYM SKŁADZIE polecieli na Haiti, wracali z uszkodzonym autopilotem 14 - godzinnym lotem z trzema międzylądowaniami. Ten lot został uznany przez dowództwo i pilotów za majstersztyk i najwyższą klasę pilotażu. 9. Na smoleńskim lotnisku nie próbował lądować żaden Ił-86, Pospieszalski z moherami mieli zwidy. Kłamstwo. Po dwóch nieudanych podejściach (3 m nad ziemią) odleciał do Moskwy. Właśnie po tej, niemal tragicznej, próbie lądowania, lotnisko powinno zostać zamknięte. 10. Lotnisko było w pełni przygotowane i zabezpieczone na przylot Prezydenta. Kłamstwo. Była pełna prowizorka i same utrudnienia, Rosjanie nie godzili się, aby borowcy na „lotnisku mieli broń. IŁ-86 ze sprzętem obsługującym wizytę nie wylądował. 11. Wieża STANOWCZO odradzała lądowanie i odsyłała na zapasowe lotniska. Kłamstwo. Wieża najpierw chciała zamknąć lotnisko, a po konsultacji z rosyjską centralą pozwoliła na próbne podejście.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kłamstwo katyńskie kiedyś, a teraz kłamstwo smoleńskie. Zachowując wszystkie proporcje, w jednym i drugim przypadku Rosjanie jak mogą ukrywają swój udział w tych wydarzeniach. Ukrywają swój udział w tym co się stało także obecnie rządzący Polską. Kłamstwa i mataczenia w tej sprawie mają tak krótkie nogi, że wystarczy zaledwie kilka dni, aby wyszły one na jaw" - pisze na swoim blogu w Onet.pl Zbigniew Kuźmiuk. Zdaniem byłego eurodeputowanego kłamstwo smoleńskie rozpoczęło się od podawania nieprawdy o konieczności rozdzielenia wizyt Prezydenta Lecha Kaczyńskiego i Premiera Donalda Tuska w Katyniu. Kolejnym etapem, który wskazuje Kuźmiuk są "kłamstwa samego Premiera Tuska dotyczące wyboru konwencji chicagowskiej jako podstawy badania przyczyn katastrofy pod Smoleńskiem". Mazowiecki samorządowiec ma nadzieję, że już niedługo dowiemy się zarówno tego "co się takiego stało samolotem, że decyzji o odejściu pilotom nie udało się wykonać", a także tego, czy błędne informowanie polskich pilotów przez lotniskową wieżę, że "są na kursie i na ścieżce" było realizowane przez Rosjan świadomie i z rozmysłem. "Na potwierdzenie prawdy o zbrodni katyńskiej czekaliśmy kilkadziesiąt lat ale się doczekaliśmy. Kłamstwo smoleńskie już zaczyna się walić w gruzy, choć niestety strona rosyjska będzie w tej sprawie bronić do upadłego swojego stanowiska, które wyraża raport MAK. Niestety bronią tego kłamstwa ciągle rządzący obecnie Polską, ale wszystko wskazuje na to, że przynajmniej ocena opinii publicznej tego postępowania będzie dla nich miażdżąca" - pisze Kuźmiuk.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Okoliczności katastrofy prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem stają się coraz bardziej niejasne nie tylko ze względu na niewytłumaczalny rozmiar zniszczeń maszyny czy niezrozumiałe obniżenie lotu przez załogę Tu-154 (pisaliśmy o tym w poprzednim numerze „GP), ale i w wyniku kłamstw oraz dezinformacji płynących ze strony rosyjskich i polskich władz. Długo oczekiwana konferencja prasowa Donalda Tuska, będąca pierwszym publicznym wystąpieniem premiera poświęconym przyczynom tragedii pod Smoleńskiem, jedynie pogłębiła wątpliwości zwolenników „spiskowej teorii katastrofy. Tusk nie tylko nie podał żadnych nowych informacji (oprócz wiadomości, że szefem polskiej komisji ds. katastrofy, w miejsce krytykującego rząd Edmunda Klicha, zostanie Jerzy Miller, minister spraw wewnętrznych), ale swoim uchylaniem się od odpowiedzi, a także jawnymi przekłamaniami, zaciemnił obraz sytuacji. O poziomie konferencji najlepiej świadczy fakt, że premier przez pół godziny mówiący o swoim ogromnym zaangażowaniu w wyjaśnienie sprawy zapomniał, kto stoi na czele rosyjskiej komisji badającej katastrofę. Dopiero Paweł Graś podpowiedział mu, że owa ważna dla dochodzenia osoba (często zresztą cytowana w polskich mediach) to Tatiana Anodina. Przekłamań lub niedopowiedzeń w sprawie katastrofy pod Smoleńskiem jest wiele. Przedstawiamy listę kilku najistotniejszych informacji, jakimi władze w Warszawie i Moskwie manipulują (bądź manipulowały) polskie społeczeństwo. 1. Rosja musiała przejąć śledztwo To jedno z poważniejszych w skutkach kłamstw Donalda Tuska. Na konferencji prasowej i na wystąpieniu w Sejmie premier co chwila powoływał się na konwencję o międzynarodowym lotnictwie cywilnym z 1944 r., zwaną potocznie konwencją chicagowską. Zgodnie z załącznikiem nr 13 do tego dokumentu to państwo miejsca zdarzenia podejmuje wszystkie niezbędne środki w celu zabezpieczenia dowodów rzeczowych przez cały czas potrzebny do przeprowadzenia badania (pkt 3.2 załącznika). To, zdaniem rządu, zamyka w zasadzie dyskusję na temat możliwości szerszego uczestnictwa strony polskiej w śledztwie („Rosjanie z racji zapisów konwencji mają wszystkie atuty w ręku powiedział Tusk na konferencji prasowej). Problem w tym, że wymieniony załącznik dopuszcza możliwość znacznie większego udziału w dochodzeniu stronie, do której należał samolot. Jak przypomniała w rozmowie z „GP dr Anna Konert, ekspert prawa lotniczego, na prośbę władz polskich Rosja mogłaby zgodzić się, aby Tu-154 oraz wszystkie znajdujące się na nim (i jakiekolwiek inne!) dowody rzeczowe pozostały nietknięte do czasu dokonania ich przeglądu przez akredytowanego przedstawiciela Polski. Ponieważ takiej prośby nie było, Rosjanie sami zabezpieczyli miejsce katastrofy, rejestratory lotu i ciała ofiar. Przypomnijmy, że podczas zeszłorocznej (30 sierpnia 2009 r.) katastrofy białoruskiego myśliwca Su-27 w Radomiu z rozpoczęciem śledztwa i z zabezpieczeniem czarnej skrzynki wstrzymano się do czasu przyjazdu ekspertów z Białorusi, a śledztwo prowadziła wspólna polsko-białoruska komisja. Rzecznik MON Robert Rochowicz mówił wówczas: „ to strona, do której należał samolot, decyduje o tym, w jakim stopniu, kiedy i czy w ogóle udostępnione zostaną opinii publicznej informacje nt. ustaleń komisji. Dziś za normalną sytuację rząd uważa fakt, że po upływie trzech tygodni (!) od katastrofy polscy prokuratorzy nie dostali z Rosji nawet wyników sekcji zwłok ofiar (jak stwierdził 28 kwietnia płk Zbigniew Rzepa z Naczelnej Prokuratury Wojskowej: „wystąpiliśmy o nie, ale ich jeszcze nie mamy). 2. -Rosjanie traktują nas jak partnerów Fakt nieuzyskania przez polskich prokuratorów jednego z podstawowych dowodów w śledztwie wyników obdukcji ofiar to tylko jeden z elementów „partnerskiej (określenie Donalda Tuska) współpracy rosyjsko-polskiej podczas śledztwa. Problemy z otrzymaniem przez Polskę zapisów z czarnych skrzynek (podkreślmy: zapisów, a nie samych rejestratorów lotu), protokołów przesłuchań i zdjęć, konieczność uzyskania zgody Moskwy na upublicznienie przez polską prokuraturę treści dowodów, rekwirowanie zdjęć i notatek dziennikarzy przez FSB tuż po katastrofie, skandaliczne opóźnianie przez funkcjonariuszy rosyjskich konwoju z Jarosławem Kaczyńskim czy wreszcie zagadkowa wymiana oświetlenia na lotnisku w Smoleńsku kładą się cieniem na zapewnieniach o dobrej woli Kremla. Ta ostatnia sprawa wymiana reflektorów i żarówek w lampach wskazujących samolotom położenie pasa startowego pozostałaby z pewnością słodką tajemnicą Rosjan, gdyby nie wykonane przypadkiem zdjęcia białoruskiego dziennikarza Siergieja Serebro, który opublikował je w gazecie internetowej „Wieści Witebska. Warto więc uświadomić sobie, że władze w Moskwie mogą ukrywać przed stroną polską dziesiątki innych, równie istotnych dla śledztwa szczegółów a jedyną odpowiedzią Warszawy będą wypowiedzi premiera o pełnym zaufaniu do rosyjskich „partnerów. 3. -Eksperci międzynarodowi są zbędni Tuż po katastrofie pojawiły się rozmaite apele, by powołać międzynarodową komisję śledczą, która w sposób bezstronny wyjaśniłaby przyczyny katastrofy. Było to żądanie zrozumiałe, biorąc pod uwagę rangę katastrofy (śmierć prezydenta RP, najwyższych dowódców wojskowych i wielu ważnych urzędników państwowych), jej miejsce (służby Federacji Rosyjskiej i jej obecny premier byli wielokrotnie podejrzewani o inspirowanie zabójstw politycznych) i międzynarodową praktykę (gdy w zeszłym roku pod Mińskiem rozbił się rosyjski Hawker BAe 125 produkcji amerykańskiej, pod naciskiem Rosji już następnego dnia powołano międzynarodową komisję śledczą złożoną z Rosjan, Białorusinów i osób z państw, w których wyprodukowano samolot i ważne jego części). Wypowiedzi przedstawicieli rządu są w tej sprawie zdumiewające. Na pytanie posła PiS Adama Lipińskiego o przyczyny rezygnacji z pomocy ekspertów NATO, Donald Tusk odpowiedział: „Nie róbmy sobie złudzeń co do przepisów i zasad postępowania, które wynikają z konwencji chicagowskiej dodając, że po katastrofie stanął przed dylematem, czy „demonstrować nieufność wobec państwa rosyjskiego, czy założyć, że „współpraca będzie uczciwa. Na wcześniejszej konferencji prasowej premier podkreślał z kolei, iż ufa Władimirowi Putinowi i nie chciał wchodzić z Rosją w relacje... zimnowojenne. Rzecznik rządu Paweł Graś powiedział zaś, że „nie bardzo wiadomo, co nowego mieliby wprowadzić zagraniczni eksperci do zrozumienia przyczyn katastrofy. Odpowiadamy: niemiecki ekspert Hans Dodel (który na str. 5 wyjaśnia, w jaki sposób można było dokonać zamachu) mógłby, badając rejestratory lotu, wykluczyć bądź potwierdzić fakt zewnętrznej ingerencji w system nawigacyjny maszyny, Amerykanie z firmy produkującej TAWS (Terrain Awareness and Warning System) mogliby pomóc w wyjaśnieniu zagadkowego zignorowania przez pilotów alarmu tego urządzenia, a międzynarodowi specjaliści ds. katastrof lotniczych zapobiegliby sytuacjom, w których ważne dowody w śledztwie zostają ocalone tylko dzięki wysiłkowi białoruskiego dziennikarza. Nie mówiąc o tym, że każdy obcokrajowiec w kierowanej dziś przez Rosjan komisji zwiększyłby szanse na obiektywny rezultat śledztwa. 4. Tajne informacje są bezpieczne Według premiera Tuska, polskie służby specjalne stanęły na wysokości zadania po katastrofie. „W pełni ufam naszym służbom odpowiedział na konferencji prasowej na pytanie „Gazety Polskiej: dlaczego Polska nie zwróciła się do strony rosyjskiej z prośbą, by do czasu przybycia polskich specsłużb nie wykonywali żadnych czynności na miejscu katastrofy, poza akcją ratowniczą? Nie wiadomo, na czym premier buduje swoje niemal bezgraniczne zaufanie do strony rosyjskiej. Tymczasem faktem jest, że nieobecność polskiej osłony kontrwywiadowczej na miejscu tragedii doprowadziła do przejęcia przez Rosjan telefonu prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, telefonów dowódców wojsk, ministrów. Jak powiedział „Gazecie Polskiej zastępca szefa BBN Witold Waszczykowski (wywiad z ministrem publikujemy w tym numerze na str. 7), „telefony te były zaawansowane technologicznie tzw. BlackBerry [komputery kieszonkowe przyp. red.], miały dostęp do intranetu instytucji, w których pracowali. W tych telefonach ci oficerowie i ministrowie mogli odczytywać wewnętrzną pocztę tych instytucji, maile, notatki, sprawozdania, mogli wydawać polecenie podległym pracownikom i otrzymywać od nich sprawozdania. To łakomy kąsek dla obcego wywiadu. Dziś zapewne nikt się nie przyzna, że zostały naruszone. Za to powinni odpowiedzieć minister Klich i szef SKW. Premier Tusk nie odpowiedział też na nasze pytanie, czy rząd zamierza zwrócić się do NATO, by delegował swojego eksperta do komisji badającej przyczyny katastrofy. Prawdopodobnie GPS w prezydenckim Tu-154M miał zamontowany dekoder kodu P (Y) umożliwiający odbiór dokładniejszych sygnałów GPS (P-code, tylko do użytku wojskowego USA i sojuszników). Dekoder P (Y) ma status tajnego urządzenie kryptograficznego. System TAWS posiadał również DTU (data transfer unit) czytnik dysków, z którego wczytuje się do TAWS bazę danych geodezyjnych (elektroniczną mapę) przeszkód terenowych (terrain database). Baza danych geodezyjnych Smoleńska z okolicą nie jest dostępna komercjalnie u producenta sprzętu. Prezydencki samolot mógł mieć załadowaną w swoim TAWS tajną NATO-wską wojskową bazę danych geodezyjnych dla Smoleńska i okolicy. USAF i NATO mają dane geodezyjne w skali globalnej jako konieczne dla precyzyjnego naprowadzania na cel samolotów bojowych i pocisków kierowanych. Podczas zimnej wojny szczególnie troskliwie i drobiazgowo skartowano z orbity cały ówczesny Związek Radziecki. To wszystko mogli przejąć Rosjanie. Ponadto w ręce Rosjan trafiła trzecia tzw. czarna skrzynka, która, według naszych informacji, należała do polskiej Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Te wszystkie informacje to w rozumieniu premiera polskiego rządu dowód sprawności działania naszych służb i dbałości o bezpieczeństwo państwa. 5. -Edmund Klich dobrze ocenia śledztwo Na konferencji prasowej Donald Tusk, chwaląc Moskwę, stwierdził, że polska strona jest bardzo zadowolona ze współpracy z rosyjskimi prokuraturami. Dostęp do wszystkich działań i materiałów Rosjanie zapewniają także według słów premiera Edmundowi Klichowi, byłemu szefowi Komisji Badania Wypadków Lotniczych (KBWL) Lotnictwa Państwowego. Dziennikarze, słysząc te słowa, byli zdziwieni, bo jeszcze kilka dni wcześniej Edmund Klich był jednym z najostrzejszych krytyków śledztwa, za co zresztą najpewniej stracił stanowisko przewodniczącego KBWL na rzecz ministra spraw wewnętrznych Jerzego Millera (niemającego notabene z lotnictwem nic wspólnego). Na pytanie o przyczyny tak nagłej zmiany poglądów E. Klicha na dochodzenie, Tusk odpowiedział: „Pan Klich w rozmowie ze mną prostował przekaz, jaki pojawił się w TVN24, i tłumaczył to brakiem możliwości autoryzacji, ale także swoim stanem emocjonalnym. Słowa premiera są podwójnie absurdalne. Po pierwsze: E. Klich krytykował śledztwo podczas wypowiedzi dla telewizji (widząc przed sobą mikrofon z logo stacji), mówienie o braku autoryzacji jest więc nie na miejscu. Po drugie: skoro szef Komisji Badania Wypadków Lotniczych był w tak złym stanie emocjonalnym, że będąc zadowolony ze śledztwa, twierdził, że jest z niego zupełnie niezadowolony, dlaczego premier akredytował go przy komisji rosyjskiej badającej przyczyny katastrofy pod Smoleńskiem? 6. -Rodziny nie miały żadnych zastrzeżeń To kolejne kłamstwo smoleńskie. Było wręcz przeciwnie. Członkowie rodzin ofiar katastrofy pod Smoleńskiem są zbulwersowani brakiem postępów w dochodzeniu. Rozważają nawet wynajęcie pełnomocnika, który reprezentowałby ich oraz monitorował śledztwo. Tutaj chyba trudno mówić o jakichkolwiek postępach śledztwa. Wiedzę posiadamy wyłącznie z mediów. Jesteśmy mocno zaniepokojeni sygnałami, które płyną. Tak naprawdę wiemy, że nic nie wiemy, łącznie z tym, że nie wiemy, kiedy doszło do katastrofy podkreślała w wypowiedzi dla mediów Małgorzata Wassermann. Rosjanie prowadzący śledztwo nie uszanowali bólu rodzin, które przyjechały do Moskwy identyfikować ofiary katastrofy. Podczas rozmów właściwie przesłuchiwali członków rodzin, pytając o sprawy kompletnie nie związane z tragedią. To przeczy oficjalnej wersji i gestom politycznym o otwarciu i współczuciu rosyjskich władz i urzędników. Bo naród rosyjski rzeczywiście zachował się w tragicznych dla nas chwilach godnie. 7. Samolot uderzył w ziemię po 8.50 W pierwszych kilkunastu dniach po katastrofie obowiązywała wersja, że samolot rozbił się o godz. 8.56 lub kilka minut wcześniej. Kolportujący ją dziennikarze opierali się głównie na „wypuszczonej przez Kreml do mediów rozmowie Władimira Putina (byłego agenta KGB) z ministrem Siergiejem Szojgu (byłym aparatczykiem komunistycznym) i innymi dygnitarzami. Szojgu mówił w niej Putinowi: „Panie Premierze, o 10.50 [czyli 8.50 czasu polskiego przyp. „GP], samolot Tu-154 lecący z Warszawy do Smoleńska zniknął z radarów w czasie podchodzenia do lądowania na Lotnisku Północnym w Smoleńsku. Samolot rozbił się w lesie 300 metrów od pasa startowego. [] O 10.51 na miejsce katastrofy zostały wysłane 3 brygady straży pożarnej. Urzędnik prezydenta Miedwiediewa, Georgij Połtawczenko, dodaje: „Byliśmy na miejscu katastrofy dosłownie po trzech minutach. Dziś wiemy, że samolot rozbił się przynajmniej dziesięć minut wcześniej. Telewizja Polsat zaprezentowała billingi, z których wynika, że jej dziennikarz Wiktor Bater został poinformowany o katastrofie o godz. 8.40. Wiemy też, że prawdopodobnie minutę wcześniej prezydencki Tu-154 zerwał linię energetyczną niedaleko lotniska. Znana blogerka Kataryna słusznie zadała więc dwa pytania: „Jakim cudem samolot znikł z radarów dopiero 10 minut po tym, jak leżał rozbity, paląc się na ziemi, od kilku minut w towarzystwie oglądającej to z bliska delegacji rosyjskiej, która była przy wraku już wtedy, gdy kontroler miał jeszcze samolot na radarze? i „czemu miało służyć to błyskawicznie wyprodukowane kłamstwo tak zgrabnie rozpisane na role?. 8. Cztery podejścia do lądowania Innym kłamstwem była informacja podawana przez telewizję Wiesti-24 o czterech próbach lądowania polskiego pilota. Wiadomość ta, po kilku dniach zdementowana, miała zapewne obarczyć odpowiedzialnością za wypadek polską załogę (podobnie jak kłamstwo o problemach pilotów z językiem rosyjskim) i uprawdopodobnić rzekomy wpływ na decyzję o lądowaniu prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Tej ostatniej tezie, ochoczo lansowanej przez kremlowskie media, wtórowały w Polsce najgłośniej „Gazeta Wyborcza i reżyser Andrzej Wajda. Dodajmy, że analiza rejestratorów lotu wykluczyła jakikolwiek wpływ pasażerów samolotu na postawę pilotów.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Raport rosyjskiej komisji, która winą za katastrofę w Smoleńsku obarcza polskich pilotów, poprzedziła akcja medialna w Polsce, podobna do tej sprzed prowokacji wobec Komisji Weryfikacyjnej WSI. Cały wysiłek rosyjskiego śledztwa skierowano na udowodnienie, że za katastrofę odpowiada załoga, a nie jest ona wynikiem błędnego naprowadzenia samolotu i być może eksplozji, które rosyjska komisja i prokuratura chcą ukryć. Nawet tego nie badano. Przerażające jest to, że polskie media, poza wyjątkami, przeszły do porządku dziennego nad tymi kłamstwami smoleńskimi. A od narodowej tragedii, niebywałej w historii Polski, mija zaledwie półtora miesiąca. Gdzie są asy śledcze? Tak zwane media opiniotwórcze nie zajmują się tropieniem prawdy o katastrofie, lecz tym, by rosyjska wersja katastrofy stała się obowiązującą. Gdzie są te dziennikarskie asy śledcze, laureaci nagrody Grand Press i innych prestiżowych wyróżnień, którzy dotarliby do świadków katastrofy, pracowników lotniska w Smoleńsku? Którzy szukaliby śladów na miejscu tragedii, dociskali Rosjan i rząd Tuska w sprawie powołania międzynarodowej komisji śledczej z udziałem przedstawicieli NATO, zadawali pytania w sprawie podejrzanego palenia ubrań ofiar z nakazu rosyjskiej prokuratury, nieprzeprowadzenia sekcji zwłok, niezbadania szczątków Tu-154, którzy rozwialiby wątpliwości czy doszło na pokładzie do eksplozji? Którzy nieustępliwie, tak jak potrafili nieraz, wytykaliby Rosjanom zawłaszczenie śledztwa, w tym czarnych skrzynek polskiego samolotu rządowego, a także wytknęli ewidentne kłamstwa? Którzy na konferencji MAK w Moskwie zapytaliby szefową komisji Tatianę Anodinę o prowadzącego to śledztwo w Rosji prokuratora Jurija Czajkę, który zajmował się śledztwami m.in. w sprawie Chodorkowskiego, Politkowskiej czy Litwinienki? Skoro nie dostrzegł związku miedzy tymi zgonami, czy mógł dostrzec, że polski Tu-154 rozbił się nie z winy polskiego pilota? Polskich redakcji, które potrafiły wydawać krocie na wielomiesięczne niebezpieczne misje dziennikarzy w Iraku, Afganistanie, wysłały korespondentów po tragedii World Trade Center, nie stać było na wielokrotnie skromniejsze wydatki dla śledczych, których wysłałyby do Smoleńska, by przeprowadzili własne śledztwo, choćby po to, by wykluczyć tzw. teorie spiskowe. Tak działają służby Przed ogłoszeniem przez rosyjską komisję lotniczą wstępnego raportu pojawiły się w polskich mediach przecieki (kontrolowane) od rosyjskiego prokuratora ośmieszające polskich pilotów. „Gazeta Wyborcza opublikowała artykuł Rosyjscy eksperci: pilot szukał ziemi wzrokiem. „Polska. The Times wypowiedź płk. Piotra Łukaszewicza, według którego pilota Tu-154 zmyliło nietypowe ukształtowanie terenu dolina przed pasem startowym. A „Rzeczpospolita artykuł Pawła Reszki, też wpisujący się w rosyjskie tezy („doświadczenie pilotów nie rzuca na kolana). Tak powstawał medialny obraz pilotów Tu-154 jako niedouczonych, niedoświadczonych „kamikadze. Zastanawiające, że niedouczeni są akurat ci, którzy pilotują samoloty z bardzo ważnymi osobami w państwie na pokładzie (casę pod Mirosławcem, Tu-154M do Smoleńska). Wraz z atakami naszych mediów na polskich pilotów pojawiła się też informacja, że analizą poziomu stresu załogi Tu-154 zajmie się psycholog z Polski, który specjalnie w tym celu poleciał do Moskwy odsłuchać rozmowy z kokpitu. Jego opinia rozstrzygnie, czy były „naciski na pilotów, choć wcześniej oficjalnie podano, że ich nie było. Można podejrzewać, że opublikowanie artykułów obciążających pilotów i wypowiedzi tzw. ekspertów nie obyło się bez czyjejś inspiracji. To typowe działanie służb z układu postsowieckiego. Podobna akcja medialna miała miejsce przed wszczęciem śledztwa w sprawie rzekomego handlu Aneksem WSI przez członków Komisji Weryfikacyjnej Antoniego Macierewicza, oskarżenia o łapówkarstwo Romualda Szeremietiewa, gdy był wiceministrem MON za czasów, kiedy kierował resortem Bronisław Komorowski, czy prezesa PKN Orlen Andrzeja Modrzejewskiego, gdy układ potrzebował pretekstu, by zdjąć go ze stanowiska. Doniesienia medialne miały przygotować „odpowiedni grunt i wyrobić w społeczeństwie opinię wygodną dla służb i kierowanych przez nie marionetek. 27 kwietnia w dzienniku „Fakt ukazał się artykuł Winni jednak piloci? Musimy poznać prawdę o tej tragedii!, w którym wypowiadają się m.in. Andrzej Kiński z „Nowej Techniki Wojskowej i Tomasz Hypki ze „Skrzydlatej Polski. Według Kińskiego atak lub zamach to „hipotezy z kosmosu!. Mnie hipotezy dotyczące zamachu, ataku elektromagnetycznego, nie interesują stwierdził Kiński, który jest wymieniony w aneksie nr 16 Raportu o WSI wśród osób „współpracujących niejawnie z żołnierzami WSI w zakresie działań wykraczających poza sprawy obronności państwa i bezpieczeństwa Sił Zbrojnych RP jako współpracownik o pseudonimie „Skryba. Podczas prac Komisji Weryfikacyjnej ujawniono wiele przypadków wywierania przez żołnierzy WSI wpływu na środowisko dziennikarzy. Oficerowie WSI podejmowali wobec dziennikarzy działania inspirujące, których zasadniczym celem było kreowanie określonego obrazu danego zdarzenia bądź zjawiska. Według Raportu, Andrzej Kiński monitorował środowisko dziennikarskie. Na łamach miesięcznika „Nowa Technika Wojskowa zamieszczał materiały prasowe, mające charakter lobbingu związanego z kontraktem na kołowe transportery opancerzone (KTO) „Rosomak, podkreślał tylko pozytywne wyniki testów na KTO, nie uwzględniał wad technicznych sprzętu. Dziś podkreśla tezy w sprawie katastrofy smoleńskiej uwalniające Rosjan ad hoc od podejrzeń o dokonanie zamachu. Także inny wymieniony w raporcie WSI dziennikarz Grzegorz Hołdanowicz, redaktor naczelny miesięcznika branżowego „Raport, zajmującego się problemami wojskowości i obronności, wymieniony w aneksie nr 16 stwierdził: „błędne podanie parametrów ciśnienia mogłoby zakłócić działanie systemu TAWS („Nasz Dziennik, 26 kwietnia 2010 r.). Hołdanowicz jest kojarzony z pseudonimem „Dromader. Według Raportu o WSI „Dromader, podobnie jak Skryba, w tekstach publikowanych w prasie wojskowej angażował się w promowanie oferty firmy Patria Vehicles na KTO. Naciskali „niemądrzy politycy Kolejny ekspert Tomasz Hypki w ww. artykule w „Fakcie stwierdził: Przyczyną katastrofy była wina załogi i jej przeszkolenie. W takich warunkach atmosferycznych nie powinni w ogóle podchodzić do lądowania. W piśmie „Raport Tomasz Hypki opublikował artykuł Na zachodzie bez zmian. W Polsce wraca stare?, w którym napisał m.in.: „Niewiele brakowało, by rząd PiS zniszczył Bumar, delegując do jego władz niekompetentne osoby z klucza partyjnego i niszcząc jego otoczenie, w tym struktury MON i służby specjalne (). Co gorsza, wyciekały z niego ważne dane i dokumenty. Członkowie zarządu otwarcie przekazywali informacje zatrudnionym w mediach kolegom. Według Hypkiego winnym złej sytuacji Bumaru było PiS. „Teraz zaś to Bumar jest celem. Atakują go wynajęci dziennikarze pod najbardziej absurdalnymi pretekstami pisał we wspomnianym artykule. Hypki zapomniał, że Tomasz Szatkowski, który był z nadania PiS w Bumarze, jako jedyny miał odwagę złożyć zawiadomienie do prokuratury o nieprawidłowościach mających miejsce w tym koncernie. Hypki nie chciał też pamiętać o bananowych interesach ludzi z WSI w Bumarze na nielegalnym handlu bronią, sprzedawaniu jej terrorystom, skandalicznym braku zabezpieczenia i kradzieży elementów Tafiosa (unikalnej polskiej technologii wojskowej do wykrywania skażeń, którą próbowali wywieźć za granicę, bez wiedzy autorów konstruktorów i MON, ludzie związani z WSI i Bumarem). Dziś Hypki, pełniący funkcję sekretarza Krajowej Rady Lotnictwa, wpisuje się w chór Tatiany Anodiny, przewodniczącej MAK [Międzynarodowego Komitetu Lotniczego ]. W wypowiedzi dla Wirtualnej Polski Hypki mówi: „Dopóki nie zmądrzeją politycy odpowiedzialni za swoje zachowania na pokładzie tych samolotów, trzeba pilotów po prostu przed nimi chronić. Hypki już wie, że pilotów zmusił do lądowania „niemądry prezydent lub ktoś z jego „niemądrego otoczenia. Uwierzył sugestiom członków rosyjskiej komisji z polskimi atrapami w tle. Konferencja MAK rozpoczęła się od stwierdzenia, że polska załoga nie trenowała na symulatorze i miała niewiele wylatanych godzin na Tu-154. Przekaz był oczywisty. Przewodnicząca Anodina przyczyniła się do wzmocnienia teorii ekspertów z kręgu WSI, promowanych przez niektórych dziennikarzy w różnych mediach. Stwierdziła, że według zapisów czarnych skrzynek, w kabinie pilotów słychać było dwa dodatkowe głosy. Natychmiast ten „news podano na samej górze portalu Gazeta.pl. Skłonności niektórych mediów do wpisywania się w teorie bliskie rosyjskiej komisji zauważył bloger z salonu24.pl, Free Your Mind. Warto zacytować jego kilka spostrzeżeń. „Nie sądziłem, że Rzeczpospolita dołączy się do lansowania rosyjskiej wersji tego, co się wydarzyło 10 kwietnia. P. Reszka (ten od sprawy rzekomego handlowania aneksem do raportu o likwidacji WSI, demistyfikowania pisowskiego SKW, tropienia przestępstw Macierewicza etc.) na temat domniemanych przyczyn katastrofy smoleńskiej, ale i wczytuje się w nią z uwagą posowiecka komisja zajmująca się katastrofami lotniczymi (MAK), która swoją wersję wydarzeń najwyraźniej na tym artykule oparła. () W przyjazny dialog wchodzą ze sobą sojusznicze służby, no bo nie podejrzewam, by Reszka z czapki wziął te dane, którymi sypie w swoim śledczym artykule, tylko raczej jakiś poczciwiec w mundurze najpewniej jeszcze ludowego wojska polskiego, podzielił się bezcenną wiedzą. Ta wiedza bywa bezcenna zwłaszcza wtedy, gdy pochodzi ze sprawdzonych, sowieckich źródeł, wtedy bowiem, gdy zostanie upubliczniona, inne sowieckie instytucje mogą się na nią powoływać na zasadzie klasycznego, sowieckiego błędnego koła, które nigdy, ale to nigdy nie prowadzi do prawdy. () Zastanawia mnie, jak wielką determinację w uwiarygodnienie rosyjskich kłamstw wkładają ludzie piszący po polsku do polskich mediów. Cechą charakterystyczną tej kampanii medialnej jest pojawianie się opinii „ekspertów, „przecieków ze śledztwa i innych informacji, które mają utrudnić zbudowanie logicznej i spójnej prawdy o katastrofie. Wpisały się one jak ulał w ustalenia MAK. Jak widać niektórzy dziennikarze i agenci wpływu w niektórych mediach byli dobrze poinformowani. Tylko patrzeć, jak przypadkiem w ostatnim tygodniu kampanii prezydenckiej w niektórych polskich mediach pojawią się newsy, że komisja rosyjska opublikuje lada chwila komunikat, że już nie ma przeszkód „etycznych (które według MAK istnieją obecnie), by podać do wiadomości publicznej, kto wdarł się do kabiny i rozkazał niedouczonym i niedoświadczonym pilotom lądować. Okaże się ani chybi, że to Lech Kaczyński albo ktoś z najbliższych mu osób. Co komisja przemilczała Komisja skupiła się na nagonce na polskich pilotów, lecz ani słowa nie powiedziała na konferencji o wynikach przesłuchań kontrolerów z wieży w Smoleńsku, braku oświetlenia pasa startowego i drogi przed pasem, ani o zagadkowym rozkawałkowaniu samolotu lecącego kilka metrów nad ziemią z minimalną prędkością . Wykluczyła zamach terrorystyczny oraz awarię silnika. Niestety, na konferencji nie padło pytanie, na jakiej podstawie komisja to wykluczyła. Gdyby konferencja, szczególnie ważna dla polskich mediów, odbyła się jak należało oczekiwać w Polsce i gdyby o niej poinformowano redakcje polskie (nie tylko wybrane), ważne pytania na pewno by padły. Ale być może chodziło właśnie o to, bo nie padły, dlatego zorganizowano to właśnie tak Żaden z dziennikarzy nie zapytał, czy były robione analizy chromatografem i spektrometrem na obecność substancji śladowych materiałów wybuchowych, przewodnicząca Anodina też nie zająknęła się na ten temat ani słowem. Podobnie przemilczała, że samolot do piątej sekundy przed tragedią leciał według wskazań autopilota (wspomniano o tym mimochodem w materiałach dla dziennikarzy, uznając za wątek mało istotny, by o nim mówić, zwłaszcza że mogłoby paść jakieś niewygodne pytanie). Można domyśleć się, dlaczego przemilczano tę kwestię bo wskazuje na atak satelitarny meaconingiem. Jak przekonywano na konferencji, lotnisko w Smoleńsku było dobrze przygotowane na przyjęcie prezydenckiego tupolewa, a jego załoga dostała wszystkie niezbędne wytyczne. Z ustaleń członków komisji wynika też, że piloci mieli informację na temat sytuacji meteorologicznej na lotnisku, czyli gęstej mgły. Ale nie powiedziano, dlaczego nie zamknięto lotniska i dlaczego wieża nie zabroniła lądowania polskiemu samolotowi, skoro chwilę wcześniej zabroniła lądować samolotowi Ił-76. Ciekawe, że rosyjska strona sama przyznała wcześniej, że podczas wizyty Putina i Tuska w Katyniu 7 kwietnia ściągnięto na smoleńskie lotnisko system nawigacji ILS ułatwiający lądowania w nawet bardzo trudnych warunkach, a potem go usunięto. Tymczasem na konferencji, gdy zapytał o to dziennikarz BBC, Anodina przerwała Edmundowi Klichowi, który chciał odpowiadać, słowami „Ja odpowiem, pan Klich może mówić później i stwierdziła, że sprzęt jest taki sam, nic nie zostało zabrane. Kłamstwo szyte grubymi nićmi Skoro wszystko jest jasne zawinił pilot Protasiuk i prezydent Kaczyński, który go zmusił do lądowania dlaczego rodziny ofiar nakłaniano do podpisania zgody na zniszczenie ubrań, teren katastrofy zrównano spychaczami, złożono wniosek do sądu wojskowego w Warszawie o zniszczenie rzeczy osobistych ofiar w trosce o rzekomą „epidemię (czyżby zamierzano rozrzucić te rzeczy w przedszkolach, na dworcach, supermarketach itp.?), polskich lekarzy i obserwatorów wyłączono z uczestnictwa w sekcjach zwłok, zadbano, by przysłanych z Moskwy trumien nie otwierać, wycięto drzewa na miejscu katastrofy? Teraz do kompletu jak można sądzić w rosyjskiej hucie zostanie przetopiony wrak prezydenckiego Tu-154. Na naszych oczach niszczy się dowody, zaciera ślady i na to przyzwala polski rząd z Donaldem Tuskiem na czele, a śledczy opowiadają bajki o złym szkoleniu pilotów, rzekomo niebezpiecznych telefonach komórkowych itp. historyjki.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Raport Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego w sprawie przyczyn katastrofy smoleńskiej został wczoraj zaprezentowany i opublikowany. Zdaniem przewodniczącej Komitetu gen. Tatiany Anodiny, wina leży po stronie polskiej załogi oraz złego przygotowania lotu. Jak bumerang powracało oskarżenie o naciski i wywieranie presji psychologicznej na pilotów. Polskie uwagi zostały przez Rosjan całkowicie zlekceważone. Już w pierwszych słowach swojego wystąpienia podczas zorganizowanej w Moskwie konferencji prasowej Anodina nieprawidłowo podała liczbę ofiar kwietniowej katastrofy, mówiąc, że było ich "96 oraz załoga", zamiast "96 w tym załoga". W dalszym ciągu przewodnicząca wielokrotnie zachwalała kompetencje własne i kierowanej przez siebie instytucji, którą określiła mianem "niezależnej międzypaństwowej organizacji". Rzeczywiście MAK ma formalnie status organizacji międzynarodowej, która zrzesza państwa byłego ZSRS (oprócz bałtyckich). Jednak zarówno kierownictwo, jak i większość pracowników wszystkich szczebli to oczywiście Rosjanie, najczęściej wywodzący się z wojskowego lub cywilnego lotnictwa rosyjskiego. MAK był wielokrotne oskarżany o brak obiektywizmu. Ta sama instytucja zajmuje się również certyfikacją samolotów, zakładów remontowych i lotnisk. Nie chcąc przyznać, że zawiodły urządzenia, które sami dopuścili do użytku, eksperci Komitetu z reguły obciążają winą załogę lub warunki atmosferyczne. W podobnej sytuacji znalazła się w 2006 roku Armenia, gdy Airbus A320 jej sztandarowych linii Armavia rozbił się przy podchodzeniu do lądowania w Soczi. Wówczas Ormianie oskarżali MAK o zatajenie dowodów dotyczących błędów ze strony kontroli lotów i fatalnego stanu technicznego lotniska. Azerski pilot Aleksandr Kazancew, który został oskarżony o rozbicie w Baku Iła-76, nie mogąc bezpośrednio wytoczyć sprawy sądowej organizacji międzynarodowej, oskarżył linie lotnicze, w których pracował, o zniesławienie. W toku postępowania doszło do ujawnienia ukrytych przez MAK dowodów, m.in. dopuszczenia do użytkowania silnika wcześniej przeznaczonego na złom. Tatiana Anodina zręcznie ominęła sporny problem statusu lotu. By go określić, użyła wyrażenia "jednorazowy lot międzynarodowego transportu osób". Jej zdaniem, dla tego typu operacji lotniczej decyzja o lądowaniu i odpowiedzialność spada całkowicie na dowódcę załogi. Przewodnicząca MAK nie odniosła się w żaden sposób do odmiennej opinii polskich ekspertów, m.in. akredytowanego przedstawiciela Polski Edmunda Klicha. Taki status lotu jest jednak wygodny dla strony rosyjskiej, gdyż stanowi argument w obronie kontrolerów lotu. Zgodnie z przepisami lotniczymi Federacji Rosyjskiej interpretowanymi przez MAK nie jest przewidziane zamknięcie lotniska z przyczyn meteorologicznych, a zatem wieża nie mogła tego zrobić. Na konferencji prasowej oprócz Tatiany Anodiny występował kierujący komisją techniczną, odpowiedzialny za przygotowanie raportu Aleksiej Morozow. Nie było natomiast ani Edmunda Klicha, ani żadnego z 24 polskich ekspertów, z których pomocy korzystał MAK. Obecnym i telewidzom został zaprezentowany film pokazujący symulację ostatnich kilkunastu minut lotu polskiego Tu-154M. Była to oparta na ogólnodostępnej usłudze internetowej Google Earth prezentacja graficzna ruchu samolotu na tle satelitarnych zdjęć ziemi, na którą nałożono nagrane głosy z rejestratora w kabinie samolotu. "Bezprecedensowy" we wszystkich przypadkach Najczęściej padającym słowem podczas konferencji był odmieniany na wszelkie sposoby przymiotnik "bezprecedensowy". Takie były i dochodzenie, i współpraca ze stroną polską, i nadzwyczajna transparentność postępowania. Według Anodiny, polscy specjaliści uczestniczyli we wszystkich czynnościach i badaniach oraz mieli dostęp do wszystkich materiałów, również poufnych. Jak wiadomo, stojący na czele polskiej delegacji Edmund Klich nie uczestniczył np. w próbnych oblotach lotniska i wielokrotnie mówił publicznie o swoim niezadowoleniu ze współpracy z Rosjanami. Pytana o to przewodnicząca MAK ostentacyjnie zbywała stwierdzeniem, że jej instytucja robiła tylko to, co przewiduje konwencja chicagowska. Dla niej kwestia stosowania tego właśnie dokumentu nie ulega wątpliwości wbrew opinii polskich i zagranicznych ekspertów w tej sprawie. Przewodnicząca MAK kilkakrotnie mówiła także o konsultacjach z innymi państwami, w tym USA, oraz ekspertami międzynarodowymi. Nie wiadomo, na czym one polegały, z wyjątkiem uwag służb zarządzania ruchem powietrznym w Stanach Zjednoczonych, które przysłały swoje uwagi, dotyczące funkcjonowania urządzeń produkcji amerykańskiej zainstalowanych w polskim tupolewie. Anodina i Morozow, odpowiadając na pytania dziennikarzy, również rosyjskich, wielokrotnie odbiegali od tematu, powtarzając wciąż te same kwestie. Dotyczyło to niejasności w przebiegu ostatnich chwil lotu, braku informacji o pracy kontrolerów oraz o ich kontaktach z przełożonymi w Moskwie i oceny wpływu przekazywanych poleceń na przebieg tragicznego zdarzenia. Według gen. Tatiany Anodiny, załoga nie korzystała z informacji przekazywanych przez wieżę, a jedynie z własnych urządzeń i pomocy nawigacyjnych, co jednak nie znajduje potwierdzenia w opublikowanym stenogramie zapisów z MARS-BM, w którym ma miejsce wymiana informacji o kursie i wysokości samolotu. Według MAK, samolot Tu-154M był przed odlotem sprawny, podczas lotu nie było na pokładzie wybuchu, pożaru ani uszkodzenia. Wytknięto natomiast nieprawidłowości w przygotowaniu lotu i złą organizację pracy w 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego. Niewystarczająco miano przygotować się do lądowania na lotniskach zapasowych, załoga otrzymała również błędny plan podejścia do lądowania w Smoleńsku, na którym ścieżka schodzenia usytuowana była pod kątem 3 st. zamiast 2 st. 40 min. Piloci nie otrzymali również aktualnej prognozy pogody. Raport zarzuca załodze niedostateczne wyszkolenie w zakresie lądowania nieprecyzyjnego i to, że nie lądowali w złych warunkach atmosferycznych w ciągu 5 miesięcy poprzedzających katastrofę. Jedyną nieprawidłowością po stronie rosyjskiej była niesprawność kilku świateł podejścia lotniska Siewiernyj. Jednak zdaniem Rosjan, nie mogło to mieć wpływu na lot, gdyż załoga we mgle i chmurach nie mogłaby zobaczyć tych świateł. Przypomnijmy, że niemal natychmiast po katastrofie rosyjscy funkcjonariusze wymienili cały system świateł podejścia na smoleńskim lotnisku. Przyczyną bezpośrednią, według raportu MAK, było niepodjęcie decyzji o odlocie na lotnisko zapasowe (lub na drugi krąg) na wysokości decyzji wynoszącej 100 metrów pomimo warunków atmosferycznych poniżej minimum meteorologicznego. Błędem miało być również włączenie tzw. automatu ciągu przez załogę. MAK twierdzi, że wolno go używać tylko podczas lądowania precyzyjnego z użyciem ILS (innego zdania jest strona polska, co znalazło odzwierciedlenie w uwagach przekazanych MAK). Zarzucono także zlekceważenie komunikatów systemu TAWS. Według wyliczeń komisji technicznej Komitetu, samolot leciał zbyt szybko, zbyt wysoko i zniżał się za szybko. Jedną z przyczyn tego odchylenia miała być wspomniana rozbieżność w danych z planu podejścia, dodatkowo jeden z wysokościomierzy był nieprawidłowo ustawiony, gdyż w pewnym momencie wprowadzono do niego inne dane o ciśnieniu. MAK nie potrafi wyjaśnić, dlaczego któryś z członków załogi tak zrobił. Według strony polskiej, nawigator nie mógł fizycznie przestawić wysokościomierza, gdyż na taki ruch nie pozwalało zapięcie w pasach. Przyczyną pośrednią, której raport poświęca bardzo wiele miejsca, jest kwestia nacisków na pilotów, aby wylądować za wszelką cenę, i obecność osób spoza załogi w kabinie sterowania samolotem. O "presji" Anodina i Morozow mówili wielokrotnie, wracając do niej nawet przy omawianiu zupełnie innych kwestii. Raport powołuje się na opinie rosyjskich biegłych psychologów, zdaniem których obecność dowódcy Sił Powietrznych, gen. Andrzeja Błasika, miała tak silny wpływ na dowódcę samolotu, że gotów był podjąć "nieuprawnione ryzyko" lądowania pomimo niepozwalających na to warunków. Obawa przed niezadowoleniem ze strony prezydenta, nazywanego wciąż "głównym pasażerem", doprowadzić miała do powstania "problemu emocjonalnego i psychologicznego konfliktu motywacji". Do przyczyn katastrofy zaliczono także "długie rozmowy" z dyrektorem Protokołu Dyplomatycznego Mariuszem Kazaną na temat pogody i możliwych rozwiązań alternatywnych w przypadku niewylądowania w Smoleńsku. Nie wskazano jednak na żadne konkretne przejawy nacisków z jego strony ani przekazane przez prezydenta. To samo dotyczy również obecności gen. Błasika, którego słowa ujawnione w stenogramie zapisu rejestratora kabinowego nie zawierają żadnych sugestii czy poleceń dla załogi. Osobny rozdział raport poświęca wydarzeniom z 12 sierpnia 2008 r., kiedy to śp. Lech Kaczyński miał pretensje o lądowanie w Gandży w Azerbejdżanie zamiast w Tbilisi, zgodnie z jego życzeniem. Nie uwzględniono jednak faktu, że to właśnie gen. Błasik doprowadził do porozumienia między prezydentem a pilotami specpułku i stał na stanowisku zgodnym z prawem i zwyczajem, że do dowódcy załogi należy ostatnie słowo we wszystkich sprawach dotyczących sterowania samolotem. Na uwagę zasługuje sposób odniesienia się Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego do 150 stron uwag i zastrzeżeń strony polskiej przekazanych 16 grudnia. Według Aleksieja Morozowa, nie miały one charakteru technicznego i dlatego nie zostały uwzględnione.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Raport rosyjskiej komisji, która winą za katastrofę w Smoleńsku obarcza polskich pilotów, poprzedziła akcja medialna w Polsce, podobna do tej sprzed prowokacji wobec Komisji Weryfikacyjnej WSI. Uaktywnili się dziennikarze, byli współpracownicy wojskowych służb, wymienieni w raporcie o WSI, i eksperci wojskowi. Przekonywali, że hipoteza o zamachu jest absurdalna i obciążyli winą pilotów, wpisując się w teorie wygłoszone potem przez rosyjską komisję. Cały wysiłek rosyjskiego śledztwa skierowano na udowodnienie, że za katastrofę odpowiada załoga, a nie jest ona wynikiem błędnego naprowadzenia samolotu i być może eksplozji, które rosyjska komisja i prokuratura chcą ukryć. Nawet tego nie badano. Przerażające jest to, że polskie media, poza wyjątkami, przeszły do porządku dziennego nad tymi kłamstwami smoleńskimi. A od narodowej tragedii, niebywałej w historii Polski, mija zaledwie półtora miesiąca. Gdzie są asy śledcze? Tak zwane media opiniotwórcze nie zajmują się tropieniem prawdy o katastrofie, lecz tym, by rosyjska wersja katastrofy stała się obowiązującą. Gdzie są te dziennikarskie asy śledcze, laureaci nagrody Grand Press i innych prestiżowych wyróżnień, którzy dotarliby do świadków katastrofy, pracowników lotniska w Smoleńsku? Którzy szukaliby śladów na miejscu tragedii, dociskali Rosjan i rząd Tuska w sprawie powołania międzynarodowej komisji śledczej z udziałem przedstawicieli NATO, zadawali pytania w sprawie podejrzanego palenia ubrań ofiar z nakazu rosyjskiej prokuratury, nieprzeprowadzenia sekcji zwłok, niezbadania szczątków Tu-154, którzy rozwialiby wątpliwości czy doszło na pokładzie do eksplozji? Którzy nieustępliwie, tak jak potrafili nieraz, wytykaliby Rosjanom zawłaszczenie śledztwa, w tym czarnych skrzynek polskiego samolotu rządowego, a także wytknęli ewidentne kłamstwa? Którzy na konferencji MAK w Moskwie zapytaliby szefową komisji Tatianę Anodinę o prowadzącego to śledztwo w Rosji prokuratora Jurija Czajkę, który zajmował się śledztwami m.in. w sprawie Chodorkowskiego, Politkowskiej czy Litwinienki? Skoro nie dostrzegł związku miedzy tymi zgonami, czy mógł dostrzec, że polski Tu-154 rozbił się nie z winy polskiego pilota? Polskich redakcji, które potrafiły wydawać krocie na wielomiesięczne niebezpieczne misje dziennikarzy w Iraku, Afganistanie, wysłały korespondentów po tragedii Word Trade Center, nie stać było na wielokrotnie skromniejsze wydatki dla śledczych, których wysłałyby do Smoleńska, by przeprowadzili własne śledztwo, choćby po to, by wykluczyć tzw. teorie spiskowe. Tak działają służby Przed ogłoszeniem przez rosyjską komisję lotniczą wstępnego raportu pojawiły się w polskich mediach przecieki (kontrolowane) od rosyjskiego prokuratora ośmieszające polskich pilotów. „Gazeta Wyborcza opublikowała artykuł „Rosyjscy eksperci: pilot szukał ziemi wzrokiem. „Polska. The Times wypowiedź płk. Piotra Łukaszewicza, według którego pilota Tu-154 zmyliło nietypowe ukształtowanie terenu dolina przed pasem startowym. A „Rzeczpospolita artykuł Pawła Reszki, też wpisujący się w rosyjskie tezy („doświadczenie pilotów nie rzuca na kolana). Tak powstawał medialny obraz pilotów Tu-154 jako niedouczonych, niedoświadczonych „kamikadze. Zastanawiające, że niedouczeni są akurat ci, którzy pilotują samoloty z bardzo ważnymi osobami w państwie na pokładzie (casę pod Mirosławcem, Tu-154M do Smoleńska). Wraz z atakami naszych mediów na polskich pilotów pojawiła się też informacja, że analizą poziomu stresu załogi Tu-154 zajmie się psycholog z Polski, który specjalnie w tym celu poleciał do Moskwy odsłuchać rozmowy z kokpitu. Jego opinia rozstrzygnie, czy były „naciski na pilotów, choć wcześniej oficjalnie podano, że ich nie było. Można podejrzewać, że opublikowanie artykułów obciążających pilotów i wypowiedzi tzw. ekspertów nie obyło się bez czyjejś inspiracji. To typowe działanie służb z układu postsowieckiego. Podobna akcja medialna miała miejsce przed wszczęciem śledztwa w sprawie rzekomego handlu Aneksem WSI przez członków Komisji Weryfikacyjnej Antoniego Macierewicza, oskarżenia o łapówkarstwo Romualda Szeremietiewa, gdy był wiceministrem MON za czasów, kiedy kierował resortem Bronisław Komorowski, czy prezesa PKN Orlen Andrzeja Modrzejewskiego, gdy układ potrzebował pretekstu, by zdjąć go ze stanowiska. Doniesienia medialne miały przygotować „odpowiedni grunt i wyrobić w społeczeństwie opinię wygodną dla służb i kierowanych przez nie marionetek. Eksperci z kręgu WSI 27 kwietnia w dzienniku „Fakt ukazał się artykuł „Winni jednak piloci? Musimy poznać prawdę o tej tragedii!, w którym wypowiadają się m.in. Andrzej Kiński z „Nowej Techniki Wojskowej i Tomasz Hypki ze „Skrzydlatej Polski. Według Kińskiego atak lub zamach to „hipotezy z kosmosu!. Mnie hipotezy dotyczące zamachu, ataku elektromagnetycznego, nie interesują stwierdził Kiński, który jest wymieniony w aneksie nr 16 Raportu o WSI wśród osób „współpracujących niejawnie z żołnierzami WSI w zakresie działań wykraczających poza sprawy obronności państwa i bezpieczeństwa Sił Zbrojnych RP jako współpracownik o pseudonimie „Skryba. Podczas prac Komisji Weryfikacyjnej ujawniono wiele przypadków wywierania przez żołnierzy WSI wpływu na środowisko dziennikarzy. Oficerowie WSI podejmowali wobec dziennikarzy działania inspirujące, których zasadniczym celem było kreowanie określonego obrazu danego zdarzenia bądź zjawiska. Według Raportu, Andrzej Kiński monitorował środowisko dziennikarskie. Na łamach miesięcznika „Nowa Technika Wojskowa zamieszczał materiały prasowe, mające charakter lobbingu związanego z kontraktem na kołowe transportery opancerzone (KTO) „Rosomak, podkreślał tylko pozytywne wyniki testów na KTO, nie uwzględniał wad technicznych sprzętu. Dziś podkreśla tezy w sprawie katastrofy smoleńskiej uwalniające Rosjan ad hoc od podejrzeń o dokonanie zamachu. Także inny wymieniony w raporcie WSI dziennikarz Grzegorz Hołdanowicz, redaktor naczelny miesięcznika branżowego „Raport, zajmującego się problemami wojskowości i obronności, wymieniony w aneksie nr 16 stwierdził: „błędne podanie parametrów ciśnienia mogłoby zakłócić działanie systemu TAWS („Nasz Dziennik, 26 kwietnia 2010 r.). Hołdanowicz jest kojarzony z pseudonimem „Dromader. Według Raportu o WSI „Dromader, podobnie jak Skryba, w tekstach publikowanych w prasie wojskowej angażował się w promowanie oferty firmy Patria Vehicles na KTO. Naciskali „niemądrzy politycy Kolejny ekspert Tomasz Hypki w ww. artykule w „Fakcie stwierdził: Przyczyną katastrofy była wina załogi i jej przeszkolenie. W takich warunkach atmosferycznych nie powinni w ogóle podchodzić do lądowania. W piśmie „Raport Tomasz Hypki opublikował artykuł „Na zachodzie bez zmian. W Polsce wraca stare?, w którym napisał m.in.: „Niewiele brakowało, by rząd PiS zniszczył Bumar, delegując do jego władz niekompetentne osoby z klucza partyjnego i niszcząc jego otoczenie, w tym struktury MON i służby specjalne (). Co gorsza, wyciekały z niego ważne dane i dokumenty. Członkowie zarządu otwarcie przekazywali informacje zatrudnionym w mediach kolegom. Według Hypkiego winnym złej sytuacji Bumaru było PiS. „Teraz zaś to Bumar jest celem. Atakują go wynajęci dziennikarze pod najbardziej absurdalnymi pretekstami pisał we wspomnianym artykule. Hypki zapomniał, że Tomasz Szatkowski, który był z nadania PiS w Bumarze, jako jedyny miał odwagę złożyć zawiadomienie do prokuratury o nieprawidłowościach mających miejsce w tym koncernie. Hypki nie chciał też pamiętać o bananowych interesach ludzi z WSI w Bumarze na nielegalnym handlu bronią, sprzedawaniu jej terrorystom, skandalicznym braku zabezpieczenia i kradzieży elementów Tafiosa (unikalnej polskiej technologii wojskowej do wykrywania skażeń, którą próbowali wywieźć za granicę, bez wiedzy autorów konstruktorów i MON, ludzie związani z WSI i Bumarem). Dziś Hypki, pełniący funkcję sekretarza Krajowej Rady Lotnictwa, wpisuje się w chór Tatiany Anodiny, przewodniczącej MAK [Międzynarodowego Komitetu Lotniczego]. W wypowiedzi dla Wirtualnej Polski Hypki mówi: „Dopóki nie zmądrzeją politycy odpowiedzialni za swoje zachowania na pokładzie tych samolotów, trzeba pilotów po prostu przed nimi chronić. Hypki już wie, że pilotów zmusił do lądowania „niemądry prezydent lub ktoś z jego „niemądrego otoczenia. Uwierzył sugestiom członków rosyjskiej komisji z polskimi atrapami w tle. Cel: utrudnić poznanie prawdy Konferencja MAK rozpoczęła się od stwierdzenia, że polska załoga nie trenowała na symulatorze i miała niewiele wylatanych godzin na Tu-154. Przekaz był oczywisty. Przewodnicząca Anodina przyczyniła się do wzmocnienia teorii ekspertów z kręgu WSI, promowanych przez niektórych dziennikarzy w różnych mediach. Stwierdziła, że według zapisów czarnych skrzynek, w kabinie pilotów słychać było dwa dodatkowe głosy. Natychmiast ten „news podano na samej górze portalu Gazeta.pl. Skłonności niektórych mediów do wpisywania się w teorie bliskie rosyjskiej komisji zauważył bloger z salonu24.pl, Free Your Mind. Warto zacytować jego kilka spostrzeżeń. „Nie sądziłem, że Rzeczpospolita dołączy się do lansowania rosyjskiej wersji tego, co się wydarzyło 10 kwietnia. P. Reszka (ten od sprawy rzekomego handlowania aneksem do raportu o likwidacji WSI, demistyfikowania pisowskiego SKW, tropienia przestępstw Macierewicza etc.) na temat domniemanych przyczyn katastrofy smoleńskiej, ale i wczytuje się w nią z uwagą posowiecka komisja zajmująca się katastrofami lotniczymi (MAK), która swoją wersję wydarzeń najwyraźniej na tym artykule oparła. () W przyjazny dialog wchodzą ze sobą sojusznicze służby, no bo nie podejrzewam, by Reszka z czapki wziął te dane, którymi sypie w swoim śledczym artykule, tylko raczej jakiś poczciwiec w mundurze najpewniej jeszcze ludowego wojska polskiego, podzielił się bezcenną wiedzą. Ta wiedza bywa bezcenna zwłaszcza wtedy, gdy pochodzi ze sprawdzonych, sowieckich źródeł, wtedy bowiem, gdy zostanie upubliczniona, inne sowieckie instytucje mogą się na nią powoływać na zasadzie klasycznego, sowieckiego błędnego koła, które nigdy, ale to nigdy nie prowadzi do prawdy. () Zastanawia mnie, jak wielką determinację w uwiarygodnienie rosyjskich kłamstw wkładają ludzie piszący po polsku do polskich mediów. Cechą charakterystyczną tej kampanii medialnej jest pojawianie się opinii „ekspertów, „przecieków ze śledztwa i innych informacji, które mają utrudnić zbudowanie logicznej i spójnej prawdy o katastrofie. Wpisały się one jak ulał w ustalenia MAK. Jak widać niektórzy dziennikarze i agenci wpływu w niektórych mediach byli dobrze poinformowani. Tylko patrzeć, jak przypadkiem w ostatnim tygodniu kampanii prezydenckiej w niektórych polskich mediach pojawią się „newsy, że komisja rosyjska opublikuje lada chwila komunikat, że już nie ma przeszkód „etycznych (które według MAK istnieją obecnie), by podać do wiadomości publicznej, kto wdarł się do kabiny i rozkazał niedouczonym i niedoświadczonym pilotom lądować. Okaże się ani chybi, że to Lech Kaczyński albo ktoś z najbliższych mu osób. Co komisja przemilczała Komisja skupiła się na nagonce na polskich pilotów, lecz ani słowa nie powiedziała na konferencji o wynikach przesłuchań kontrolerów z wieży w Smoleńsku, braku oświetlenia pasa startowego i drogi przed pasem, ani o zagadkowym rozkawałkowaniu samolotu lecącego kilka metrów nad ziemią z minimalną prędkością. Wykluczyła zamach terrorystyczny oraz awarię silnika. Niestety, na konferencji nie padło pytanie, na jakiej podstawie komisja to wykluczyła. Gdyby konferencja, szczególnie ważna dla polskich mediów, odbyła się jak należało oczekiwać w Polsce i gdyby o niej poinformowano redakcje polskie (nie tylko wybrane), ważne pytania na pewno by padły. Ale być może chodziło właśnie o to, bo nie padły, dlatego zorganizowano to właśnie tak Żaden z dziennikarzy nie zapytał, czy były robione analizy chromatografem i spektrometrem na obecność substancji śladowych materiałów wybuchowych, przewodnicząca Anodina też nie zająknęła się na ten temat ani słowem. Podobnie przemilczała, że samolot do piątej sekundy przed tragedią leciał według wskazań autopilota (wspomniano o tym mimochodem w materiałach dla dziennikarzy, uznając za wątek mało istotny, by o nim mówić, zwłaszcza że mogłoby paść jakieś niewygodne pytanie). Można domyśleć się, dlaczego przemilczano tę kwestię bo wskazuje na atak satelitarny meconingiem (piszemy o tym w artykule głównym). Jak przekonywano na konferencji, lotnisko w Smoleńsku było dobrze przygotowane na przyjęcie prezydenckiego tupolewa, a jego załoga dostała wszystkie niezbędne wytyczne. Z ustaleń członków komisji wynika też, że piloci mieli informację na temat sytuacji meteorologicznej na lotnisku, czyli gęstej mgły. Ale nie powiedziano, dlaczego nie zamknięto lotniska i dlaczego wieża nie zabroniła lądowania polskiemu samolotowi, skoro chwilę wcześniej zabroniła lądować samolotowi Ił-76. Ciekawe, że rosyjska strona sama przyznała wcześniej, że podczas wizyty Putina i Tuska w Katyniu 7 kwietnia ściągnięto na smoleńskie lotnisko system nawigacji ILS ułatwiający lądowania w nawet bardzo trudnych warunkach, a potem go usunięto. Tymczasem na konferencji, gdy zapytał o to dziennikarz BBC, Anodina przerwała Edmundowi Klichowi, który chciał odpowiadać, słowami „Ja odpowiem, pan Klich może mówić później i stwierdziła, że sprzęt jest taki sam, nic nie zostało zabrane. Kłamstwo szyte grubymi nićmi Skoro wszystko jest jasne zawinił pilot Protasiuk i prezydent Kaczyński, który go zmusił do lądowania dlaczego rodziny ofiar nakłaniano do podpisania zgody na zniszczenie ubrań, teren katastrofy zrównano spychaczami, złożono wniosek do sądu wojskowego w Warszawie o zniszczenie rzeczy osobistych ofiar w trosce o rzekomą „epidemię (czyżby zamierzano rozrzucić te rzeczy w przedszkolach, na dworcach, supermarketach itp.?), polskich lekarzy i obserwatorów wyłączono z uczestnictwa w sekcjach zwłok, zadbano, by przysłanych z Moskwy trumien nie otwierać, wycięto drzewa na miejscu katastrofy? Teraz do kompletu jak można sądzić w rosyjskiej hucie zostanie przetopiony wrak prezydenckiego Tu-154. Na naszych oczach niszczy się dowody, zaciera ślady i na to przyzwala polski rząd z Donaldem Tuskiem na czele, a śledczy opowiadają bajki o złym szkoleniu pilotów, rzekomo niebezpiecznych telefonach komórkowych itp. historyjki.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kłamstwa smoleńskie Największej w ostatnich dniach kłamliwej wypowiedzi na temat katastrofy smoleńskiej nie trzeba specjalnie nagłaśniać. Zadbali o to jej autorzy. Warto jednak zwrócić uwagę na medialne relacje towarzyszące ogłoszeniu raportu MAK. Na portalu Onet.pl, należącym do koncernu ITI (właściciela m.in. TVN), jeszcze w trakcie konferencji Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego 12 stycznia pojawił się tytuł: „MAK: alkohol we krwi gen. Błasika. Taki tytuł i tego typu komentarze przeważają w relacjach i na paskach informacyjnych głównych telewizji informacyjnych tego dnia. Opis reakcji zachodnich mediów na rewelacje MAK, także z 12 stycznia, zamieszczony na stronie internetowej „Gazety Wyborczej, nosi tytuł: „Podpity generał, „wina pilota, „strach przed złością Kaczyńskiego. Podobna relacja Onetu z godzin wieczornych akcentuje raczej oczekiwanie zachodnich mediów na reakcje polskich władz i próbę jej przewidzenia. Świadczy o tym także tytuł „New York Times: „raport MAK rozgniewa Warszawę Ciągle jednak komentatorzy „Wyborczej piszą „na gorąco, że raport MAK potwierdza „smutną oczywistość, iż do tragedii doprowadziły „polski bałagan, nieodpowiedzialność, brawura. W miarę ukazywania się sondaży i komentarzy, w których raport MAK coraz więcej osób uznawało za fałszywy lub niepełny, a konferencję prasową premiera Tuska za porażkę PR-owską (zwracano przy tym uwagę na nieobecność z powodu urlopu Igora Ostachowicza, doradcy Tuska do spraw wizerunkowych), komentarze mediów też stawały się bardziej wyważone. Wpływ na taką sytuacje mogły mieć także wątpliwości zachodnich mediów co do wniosków płynących z raportu oraz wyraźna, choć niewielka, zmiana w preferencjach partyjnych Polaków na korzyść PiS, notowana zarówno przez sondaż instytutu Homo Homini, jak i TNS OBOP z połowy tygodnia. Na wspomnianych portalach internetowych zaczęły się pojawiać zastrzeżenia co do wiarygodności raportu i pełnego opisu przyczyn tragedii. Teksty pod znamiennymi tytułami „10 polskich, 2 rosyjskie (chodzi o błędy) „Ostra reakcja blogerów na raport MAK na nawet podsumowanie Onetu „Raport MAK: Bzdura czy gorzka prawda próbowały skanalizować społeczne emocje, jakie piętrzyły się wokół całego medialnego zamieszania. Jednym z wielu przejawów zamieszania i niespójności w przekazie medialnym mediów ITI i Agory opisującym ogłoszenie raportu i jego społeczny odbiór są komentarze pod artykułami na portalach internetowych obu koncernów. Wiele z nich pomijając te wulgarne lub niemerytoryczne bardzo poważnie zadaje pytania na temat rosyjskiej odpowiedzialności za tragedię i apeluje o uczciwe informacje na ten temat. Pod zestawieniami wpisów blogerów, tworzonymi przez redakcje w taki sposób, aby zrównoważyć wpisy krytyczne wobec raportu z tymi, które się z nim zgadzają, kwitną dyskusje, w których przytłaczająca większość merytorycznych komentarzy nie zostawia na raporcie suchej nitki, a większość zwolenników polityki PO jedynie ordynarnie wyklina swoich oponentów. Cała polska otoczka medialna konferencji MAK ukazuje luki w systemie medialnej kontroli wielkich koncernów nad przekazem informacji. Niespójne komentarze, sprzeczne opinie świadczą oczywiście także o pewnej wolności w wyrażaniu swoich osądów przez publicystów „salonu i pewnej dozie niezależności intelektualnej niektórych z nich. Wspomniane komentarze internautów, sondaże opinii publicznej i reakcje zachodnich mediów świadczą jednak o postępującym procesie odrywania się salonowych mediów od przekonań coraz większej części Polaków i od rzeczywistości polskiej polityki zagranicznej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kłamstwo smoleńskie Aktualizacja: 2011-01-12 10:45 pm Raport Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego w sprawie przyczyn katastrofy smoleńskiej został wczoraj zaprezentowany i opublikowany. Zdaniem przewodniczącej Komitetu gen. Tatiany Anodiny, wina leży po stronie polskiej załogi oraz złego przygotowania lotu. Jak bumerang powracało oskarżenie o naciski i wywieranie presji psychologicznej na pilotów. Polskie uwagi zostały przez Rosjan całkowicie zlekceważone. Już w pierwszych słowach swojego wystąpienia podczas zorganizowanej w Moskwie konferencji prasowej Anodina nieprawidłowo podała liczbę ofiar kwietniowej katastrofy, mówiąc, że było ich 96 oraz załoga, zamiast 96 w tym załoga. W dalszym ciągu przewodnicząca wielokrotnie zachwalała kompetencje własne i kierowanej przez siebie instytucji, którą określiła mianem niezależnej międzypaństwowej organizacji. Rzeczywiście MAK ma formalnie status organizacji międzynarodowej, która zrzesza państwa byłego ZSRS (oprócz bałtyckich). Jednak zarówno kierownictwo, jak i większość pracowników wszystkich szczebli to oczywiście Rosjanie, najczęściej wywodzący się z wojskowego lub cywilnego lotnictwa rosyjskiego. MAK był wielokrotne oskarżany o brak obiektywizmu. Ta sama instytucja zajmuje się również certyfikacją samolotów, zakładów remontowych i lotnisk. Nie chcąc przyznać, że zawiodły urządzenia, które sami dopuścili do użytku, eksperci Komitetu z reguły obciążają winą załogę lub warunki atmosferyczne. W podobnej sytuacji znalazła się w 2006 roku Armenia, gdy Airbus A320 jej sztandarowych linii Armavia rozbił się przy podchodzeniu do lądowania w Soczi. Wówczas Ormianie oskarżali MAK o zatajenie dowodów dotyczących błędów ze strony kontroli lotów i fatalnego stanu technicznego lotniska. Azerski pilot Aleksandr Kazancew, który został oskarżony o rozbicie w Baku Iła-76, nie mogąc bezpośrednio wytoczyć sprawy sądowej organizacji międzynarodowej, oskarżył linie lotnicze, w których pracował, o zniesławienie. W toku postępowania doszło do ujawnienia ukrytych przez MAK dowodów, m.in. dopuszczenia do użytkowania silnika wcześniej przeznaczonego na złom. Tatiana Anodina zręcznie ominęła sporny problem statusu lotu. By go określić, użyła wyrażenia jednorazowy lot międzynarodowego transportu osób. Jej zdaniem, dla tego typu operacji lotniczej decyzja o lądowaniu i odpowiedzialność spada całkowicie na dowódcę załogi. Przewodnicząca MAK nie odniosła się w żaden sposób do odmiennej opinii polskich ekspertów, m.in. akredytowanego przedstawiciela Polski Edmunda Klicha. Taki status lotu jest jednak wygodny dla strony rosyjskiej, gdyż stanowi argument w obronie kontrolerów lotu. Zgodnie z przepisami lotniczymi Federacji Rosyjskiej interpretowanymi przez MAK nie jest przewidziane zamknięcie lotniska z przyczyn meteorologicznych, a zatem wieża nie mogła tego zrobić. Na konferencji prasowej oprócz Tatiany Anodiny występował kierujący komisją techniczną, odpowiedzialny za przygotowanie raportu Aleksiej Morozow. Nie było natomiast ani Edmunda Klicha, ani żadnego z 24 polskich ekspertów, z których pomocy korzystał MAK. Obecnym i telewidzom został zaprezentowany film pokazujący symulację ostatnich kilkunastu minut lotu polskiego Tu-154M. Była to oparta na ogólnodostępnej usłudze internetowej Google Earth prezentacja graficzna ruchu samolotu na tle satelitarnych zdjęć ziemi, na którą nałożono nagrane głosy z rejestratora w kabinie samolotu. Bezprecedensowy we wszystkich przypadkach Najczęściej padającym słowem podczas konferencji był odmieniany na wszelkie sposoby przymiotnik bezprecedensowy. Takie były i dochodzenie, i współpraca ze stroną polską, i nadzwyczajna transparentność postępowania. Według Anodiny, polscy specjaliści uczestniczyli we wszystkich czynnościach i badaniach oraz mieli dostęp do wszystkich materiałów, również poufnych. Jak wiadomo, stojący na czele polskiej delegacji Edmund Klich nie uczestniczył np. w próbnych oblotach lotniska i wielokrotnie mówił publicznie o swoim niezadowoleniu ze współpracy z Rosjanami. Pytana o to przewodnicząca MAK ostentacyjnie zbywała stwierdzeniem, że jej instytucja robiła tylko to, co przewiduje konwencja chicagowska. Dla niej kwestia stosowania tego właśnie dokumentu nie ulega wątpliwości wbrew opinii polskich i zagranicznych ekspertów w tej sprawie. Przewodnicząca MAK kilkakrotnie mówiła także o konsultacjach z innymi państwami, w tym USA, oraz ekspertami międzynarodowymi. Nie wiadomo, na czym one polegały, z wyjątkiem uwag służb zarządzania ruchem powietrznym w Stanach Zjednoczonych, które przysłały swoje uwagi, dotyczące funkcjonowania urządzeń produkcji amerykańskiej zainstalowanych w polskim tupolewie. Anodina i Morozow, odpowiadając na pytania dziennikarzy, również rosyjskich, wielokrotnie odbiegali od tematu, powtarzając wciąż te same kwestie. Dotyczyło to niejasności w przebiegu ostatnich chwil lotu, braku informacji o pracy kontrolerów oraz o ich kontaktach z przełożonymi w Moskwie i oceny wpływu przekazywanych poleceń na przebieg tragicznego zdarzenia. Według gen. Tatiany Anodiny, załoga nie korzystała z informacji przekazywanych przez wieżę, a jedynie z własnych urządzeń i pomocy nawigacyjnych, co jednak nie znajduje potwierdzenia w opublikowanym stenogramie zapisów z MARS-BM, w którym ma miejsce wymiana informacji o kursie i wysokości samolotu. Według MAK, samolot Tu-154M był przed odlotem sprawny, podczas lotu nie było na pokładzie wybuchu, pożaru ani uszkodzenia. Wytknięto natomiast nieprawidłowości w przygotowaniu lotu i złą organizację pracy w 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego. Niewystarczająco miano przygotować się do lądowania na lotniskach zapasowych, załoga otrzymała również błędny plan podejścia do lądowania w Smoleńsku, na którym ścieżka schodzenia usytuowana była pod kątem 3 st. zamiast 2 st. 40 min. Piloci nie otrzymali również aktualnej prognozy pogody. Raport zarzuca załodze niedostateczne wyszkolenie w zakresie lądowania nieprecyzyjnego i to, że nie lądowali w złych warunkach atmosferycznych w ciągu 5 miesięcy poprzedzających katastrofę. Jedyną nieprawidłowością po stronie rosyjskiej była niesprawność kilku świateł podejścia lotniska Siewiernyj. Jednak zdaniem Rosjan, nie mogło to mieć wpływu na lot, gdyż załoga we mgle i chmurach nie mogłaby zobaczyć tych świateł. Przypomnijmy, że niemal natychmiast po katastrofie rosyjscy funkcjonariusze wymienili cały system świateł podejścia na smoleńskim lotnisku. Przyczyną bezpośrednią, według raportu MAK, było niepodjęcie decyzji o odlocie na lotnisko zapasowe (lub na drugi krąg) na wysokości decyzji wynoszącej 100 metrów pomimo warunków atmosferycznych poniżej minimum meteorologicznego. Błędem miało być również włączenie tzw. automatu ciągu przez załogę. MAK twierdzi, że wolno go używać tylko podczas lądowania precyzyjnego z użyciem ILS (innego zdania jest strona polska, co znalazło odzwierciedlenie w uwagach przekazanych MAK). Zarzucono także zlekceważenie komunikatów systemu TAWS. Według wyliczeń komisji technicznej Komitetu, samolot leciał zbyt szybko, zbyt wysoko i zniżał się za szybko. Jedną z przyczyn tego odchylenia miała być wspomniana rozbieżność w danych z planu podejścia, dodatkowo jeden z wysokościomierzy był nieprawidłowo ustawiony, gdyż w pewnym momencie wprowadzono do niego inne dane o ciśnieniu. MAK nie potrafi wyjaśnić, dlaczego któryś z członków załogi tak zrobił. Według strony polskiej, nawigator nie mógł fizycznie przestawić wysokościomierza, gdyż na taki ruch nie pozwalało zapięcie w pasach. Przyczyną pośrednią, której raport poświęca bardzo wiele miejsca, jest kwestia nacisków na pilotów, aby wylądować za wszelką cenę, i obecność osób spoza załogi w kabinie sterowania samolotem. O presji Anodina i Morozow mówili wielokrotnie, wracając do niej nawet przy omawianiu zupełnie innych kwestii. Raport powołuje się na opinie rosyjskich biegłych psychologów, zdaniem których obecność dowódcy Sił Powietrznych, gen. Andrzeja Błasika, miała tak silny wpływ na dowódcę samolotu, że gotów był podjąć nieuprawnione ryzyko lądowania pomimo niepozwalających na to warunków. Obawa przed niezadowoleniem ze strony prezydenta, nazywanego wciąż głównym pasażerem, doprowadzić miała do powstania problemu emocjonalnego i psychologicznego konfliktu motywacji. Do przyczyn katastrofy zaliczono także długie rozmowy z dyrektorem Protokołu Dyplomatycznego Mariuszem Kazaną na temat pogody i możliwych rozwiązań alternatywnych w przypadku niewylądowania w Smoleńsku. Nie wskazano jednak na żadne konkretne przejawy nacisków z jego strony ani przekazane przez prezydenta. To samo dotyczy również obecności gen. Błasika, którego słowa ujawnione w stenogramie zapisu rejestratora kabinowego nie zawierają żadnych sugestii czy poleceń dla załogi. Osobny rozdział raport poświęca wydarzeniom z 12 sierpnia 2008 r., kiedy to śp. Lech Kaczyński miał pretensje o lądowanie w Gandży w Azerbejdżanie zamiast w Tbilisi, zgodnie z jego życzeniem. Nie uwzględniono jednak faktu, że to właśnie gen. Błasik doprowadził do porozumienia między prezydentem a pilotami specpułku i stał na stanowisku zgodnym z prawem i zwyczajem, że do dowódcy załogi należy ostatnie słowo we wszystkich sprawach dotyczących sterowania samolotem. Na uwagę zasługuje sposób odniesienia się Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego do 150 stron uwag i zastrzeżeń strony polskiej przekazanych 16 grudnia. Według Aleksieja Morozowa, nie miały one charakteru technicznego i dlatego nie zostały uwzględnione.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tomasz Arabski spotkał się w Moskwie z Rosjanami nie tylko w marcu 2010 r., lecz także już pod koniec stycznia, gdy było wiadomo, że Lech Kaczyński poleci w kwietniu do Smoleńska wynika z informacji „GP. Jak twierdzą nasi informatorzy, notatkę dotyczącą tajemniczego styczniowego wyjazdu sporządziła Służba Kontrwywiadu Wojskowego. Według naszych źródeł, Tomasz Arabski udał się do Moskwy pod koniec stycznia 2010 r. i spotkał się tam z przedstawicielami władz rosyjskich. Tak się składa, że 27 stycznia kancelaria Lecha Kaczyńskiego poinformowała Andrzeja Przewoźnika (sekretarza generalnego Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa), MSZ, polską ambasadę w Moskwie i ambasadora Rosji o planach wyjazdu prezydenta RP do Smoleńska. Czy wyjazd Arabskiego miał związek z informacją o udziale Lecha Kaczyńskiego w obchodach rocznicy mordu katyńskiego? Dlaczego trzymano go w tajemnicy? Szef Kancelarii Premiera nie odpowiedział na pytania „GP dotyczące jego styczniowej wizyty. Nie potwierdził też ani nie zdementował informacji o tym, że taki wyjazd miał miejsce. Co ustalał Arabski z Rosjanami Tomasz Arabski nie odniósł się również do naszych pytań o jego pobyt w Moskwie w dniach 1718 marca. Jak ujawnił „Nasz Dziennik, dokładnie 17 marca minister spotkał się tam z Rosjanami, ale nie w tamtejszym MSZ, lecz w restauracji. Świadczy to o tym, że rozmowy Arabskiego ze stroną rosyjską trwające, jak zeznał jeden z funkcjonariuszy BOR, dwie godziny miały charakter nieformalny. Jakie szczegóły ustalano podczas tego dyskretnego spotkania? 17 marca Władysław Stasiak, ówczesny szef Kancelarii Prezydenta RP, wysłał do MSZ pismo, z którego wynikało, że w uroczystościach 10 kwietnia wezmą udział wszyscy najważniejsi polscy dowódcy, a więc gen. Franciszek Gągor, gen. Bronisław Kwiatkowski, gen. Andrzej Błasik, gen. Tadeusz Buk, gen. Włodzimierz Potasiński, wiceadmirał Andrzej Karweta i gen. Kazimierz Gilarski. Wcześniej ustalono z kolei, że z prezydentem do Smoleńska polecą zainteresowani posłowie i senatorowie. Niestety, Arabski nie odpowiedział „GP, czy jego rozmowy z Rosjanami dotyczyły nazwisk generałów lub innych osób mających wejść w skład prezydenckiej delegacji. Wiemy natomiast, że jednym ze skutków moskiewskiej eskapady Arabskiego było storpedowanie przyjazdu do Rosji Mariusza Handzlika, podsekretarza stanu w Kancelarii Prezydenta. Gdy Handzlik, który chciał w Rosji ustalić szczegóły prezydenckiego lotu (w tym upewnić się, czy będą warunki, by Lech Kaczyński mógł bezpiecznie wylądować w Smoleńsku), uzyskał wstępnie aprobatę na organizację swojego wyjazdu, nagle przyszło do niego pismo od polskiego ambasadora w Moskwie Jerzego Bahra, że wizyta ta nie może dojść do skutku, bo w tym samym czasie do Rosji udaje się Arabski. Wizyta Arabskiego zablokowała możliwość rozpoznania przez Kancelarię Prezydenta tego, co się naprawdę dzieje w związku z przygotowaniami do uroczystości w Katyniu. A pamiętajmy, że kancelaria Lecha Kaczyńskiego była od początku marca bardzo zaniepokojona nieoficjalnymi informacjami, jakie do niej docierały, m.in. o stanie lotniska w Smoleńsku mówi „GP Antoni Macierewicz, przewodniczący zespołu parlamentarnego ds. katastrofy smoleńskiej. Nietykalni dla prokuratury „Gazeta Polska dowiedziała się też, że choć Tomasz Arabski prowadził tajemnicze rozmowy w Moskwie, to po prawie ośmiu miesiącach od katastrofy Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie jeszcze go nie przesłuchała. Innym oczywistym powodem, dla którego Arabski powinien złożyć zeznania, jest fakt, że był on koordynatorem lotu rządowego samolotu Tu-154M do Smoleńska 10 kwietnia 2010 r. W dokumencie pt. „Porozumienie w sprawie wojskowego specjalnego transportu lotniczego, podpisanym 18 lipca 2005 r., czytamy: „Przewóz osób uprawnionych do korzystania z wojskowego specjalnego transportu lotniczego wykonują w ramach służby publicznej statki powietrzne jednostki wojskowej wyznaczonej przez Dowódcę Sił Powietrznych. (). Koordynatorem realizacji Porozumienia jest Szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Do instytucji korzystających z wojskowego transportu lotniczego, o których jest mowa we wspomnianym porozumieniu, należało zapewnienie we własnym zakresie wyposażenia pokładowego oraz wyżywienia za wszystkie inne czynności był odpowiedzialny koordynator minister Tomasz Arabski. Jak dowiedziała się „GP, wojskowi śledczy nie przesłuchali jeszcze także co jest równie szokujące szefa Biuro Ochrony Rządu gen. Mariana Janickiego. Zaznaczmy, że z racji pełnionej funkcji Janicki osobiście odpowiadał za bezpieczeństwo prezydenta RP i innych członków delegacji, nadzorował też (a przynajmniej powinien nadzorować) plan zabezpieczenia miejsca wizyty i przygotowań do wylotu. Jak pisaliśmy ostatnio w „GP gdy samolot z Lechem Kaczyńskim rozbijał się w Smoleńsku, na lotnisku Siewiernyj nie było żadnego funkcjonariusza BOR. Jeden tylko został oddelegowany do MSZ, który na ten czas został w BOR zawieszony w obowiązkach. Już sam ten fakt przesądza, że gen. Janicki powinien być jedną z pierwszych przesłuchanych osób w śledztwie. Niestety, nie wiadomo, czy szef BOR w ogóle złoży zeznania. Prokuratura nie ujawnia zaplanowanych czynności wynikających z planu śledztwa, wobec czego nie mogę odpowiedzieć na pytanie, czy takie przesłuchanie jest planowane stwierdził w rozmowie z „GP płk Zbigniew Rzepa, rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej. SMS od Michniewicza Do tej pory Tomasz Arabski został przesłuchany w charakterze świadka w sprawie, która bezpośrednio ze Smoleńskiem się nie łączy choć związku między nią a katastrofą na pewno nie można wykluczyć. Chodzi o tajemniczą śmierć Grzegorza Michniewicza dyrektora generalnego Kancelarii Premiera (odpowiadającego za ochronę informacji niejawnych). Michniewicz zmarł 23 grudnia 2009 r. Być może to tylko przypadek, ale tego dnia w Polsce wylądował remontowany w rosyjskiej Samarze Tu-154 M 101, który potem rozbił się pod Smoleńskiem. Michniewicz jako szef tajnej Kancelarii Premiera Tuska, mający najwyższe (także NATO-wskie) certyfikaty bezpieczeństwa musiał zostać o tym poinformowany, albowiem właśnie przez jego ręce przechodziła korespondencja polsko-rosyjska, także w sprawie obchodów w Smoleńsku. Czy urzędnik przez przypadek dowiedział się czegoś więcej? „Gazeta Polska uzyskała w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie potwierdzenie, że Michniewicz przed zgonem wysłał do Tomasza Arabskiego telefoniczną wiadomość tekstową. Czego dotyczył ten SMS nie wiadomo. O wiadomościach tekstowych (tyle że kilku) wysłanych przez Michniewicza do Arabskiego jako pierwszy napisał tygodnik „Wprost. Do czasu publikacji w „GP informacja o poprzedzających śmierć urzędnika SMS-ach (a raczej SMS-ie) nigdy jednak nie została oficjalnie potwierdzona przez prokuraturę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
To szef kancelarii premiera Tomasz Arabski i szef MON Bogdan Klich odpowiadają za organizację wylotu delegacji prezydenta Lecha Kaczyńskiego do Smoleńska twierdzi poseł Antoni Macierewicz, szef parlamentarnego zespołu ds. katastrofy smoleńskiej. Macierewicz zaprezentował dziennikarzom decyzję szefa MON z 9 czerwca 2009 roku nr 184, która mówi o organizacji lotów uprzywilejowanych statków powietrznych. Ta instrukcja składała generalną odpowiedzialność za przyznawanie, zamawianie statków powietrznych w ręce szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów stwierdził poseł PiS. Macierewicz wskazywał na jej konkretne zapisy mówiące, że to szef kancelarii premiera składa zamówienie na rejs samolotu, które następnie przekazuje dowódcy Sił Powietrznych, oraz informuje dowódcę jednostki wojskowej realizującej lot oraz szefa BOR. To zamówienie ma formę w istocie polecenia, rozkazu ocenił. Do kompetencji MON należy także, według tej instrukcji, m.in. konieczność przeprowadzenia lotu kontrolnego, obowiązek monitorowania informacji dotyczących pogody oraz monitorowanie, przy pomocy służb łączności, tego, co dzieje się z samolotem za granicą. Macierewicz podkreślił, że zapisy instrukcji wyraźnie wskazują na szczególną odpowiedzialność dwóch osób, ministra MON i szefa kancelarii premiera, który podlega bezpośrednio premierowi. Wydaje się, że sprawa odpowiedzialności pana Tomasza Arabskiego wymaga większego pogłębienia i rozszerzenia. Będziemy prosili ministra o możliwość rozmowy zapowiedział Macierewicz. Szef MON odpierał zarzuty polityka PiS. Wskazywał, że porozumienie z 2004 r. o współpracy między kancelariami mówi, iż organizatorem takiego wyjazdu była Kancelaria Prezydenta. Dodał, że MON i kancelaria premiera były w tym przypadku kompletnie poza procesem decyzyjnym. Zarówno premier, jak i marszałek Sejmu bagatelizowali stwierdzenia Macierewicza. Znamy działalność Macierewicza, przez ostatnie 20 lat udowodnił, że jego główną umiejętnością jest wytwarzanie sensacji i tworzenie problemów ocenił Donald Tusk. - Wszystkie informacje, komentarze ze strony posła Macierewicza są poza logiką normalnego funkcjonowania, dochodzenia i oceny postępowania tej sprawy mówił dziennikarzom Grzegorz Schetyna. Wskazywał, że należy poczekać na jutrzejsze spotkanie prokuratorów z sejmową komisją sprawiedliwości. Tam na pewno dowiemy się nowych rzeczy, i będziemy mogli ocenić, jaki jest stan prowadzonego śledztwa dodał.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×