Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Daria;)

KLUBIK KUREK DOMOWYCH

Polecane posty

Gość !!inka!!
Hej! Można się przyłączyć?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
hej inka:) jasne, witaj w klubie:) ja wygoniłam męża na plac zabaw z dzieckiem, ale pewnie zaraz przyjdą bo ich już dwie godziny nie ma, może mały na placu się jakoś zabawił bo w domu był strasznie marudny. A ja upiekłam babeczki z rodzynkami, jagodami i truskawkami. Wczoraj wieczorem upiekłam placek z truskawkami a dzisiaj jeszcze babeczki, jakoś mnie tak naleciało na pieczenie. Kiedyś piekłam często, ale odkąd jest synek to nie mam za bardzo jak, chyba że śpi, ale on już w dzień nie spi, to pozostają wieczory, ale wtedy juz mi się nie chce.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
zrobiłam rosól i na drugie zaraz zrobie kotlety z piersi kurczaka, ziemniaki już nastawiłam, zostaje jeszcze sałatka po kotletach, mam nadzieję że się wyrobie zanim faceci wrócą:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witaj inka :) Dziewczyny, napiszcie, co macie w kuchni w oknach? Firanki, rolety, ekrany, zazdroski?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej dziewczyny! :) U nas dopiero niedługo obiadek będzie :) Coś mnie dziś boli lewa pachwina, kontuzja z lat dzieciństwa, które w ciąży mi się odnowiła ech, aż nie dam rady dziś chodzić... daria, to szalejesz z wypiekami :) mikoto, ja mam w kuchni w oknie małą firaneczkę, ale ja mam małe okienko, więc nawet bez niczego by się obyło...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość !inka!
Jestem kurą domową całą parą, żoną cudownego faceta , mamą dwóch chłopców ,a w grudniu być może będę mamą dziewczynki:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witajcie Kurki:) ja mam w kuchni na razie firankę, ale jak bedziemy robić remont w bliżej nieokreślonej przyszłości to nie wiem czy tak zostanie. Zaczęłam od tego bo potem bym zapomniała napisać:) TAk jak kiedyś, potelka pytała o okna i zapomniałam - ja myłam okna w ciąży do tego momentu aż wylądowałam w szpitalu. Ale ja myłam tak na całego, z rękami wysoko wyciągniętymi (głupia byłam i myślałam że lepiej nie wchodzić wysoko na drabinkę bo to jest niebezpieczne bo można spaść), w ogole myłam podłogi wyciągając daleko ręce (jakoś nie mogę się przyzwyczaić do mopów) i robiłam setki innych rzeczy które wydawało mi się że są bezpieczne a jak się potem okazało to cały czas przyczyniały się do zgladzenia szyjki i zwiększenia rozwarcia. Ale to wszystko zalezy od ciąży, niektóre kobiety do końca jeżdżą na rowerze, robią zakupy, noszą swoje kilkuletnie dzieci i jest ok., a niektóre trafiają na podtrzymanie z ryzykiem przedwczesnego porodu. Potelko najważnejsze to sluchać swojego organizmu, ja wielokrotnie bagatelizowałam objawy zmęczenia, jak mi się brzuch robił twardy i odczuwałam już skurcze (które potem okazały się TYMI skurczami a nie żadnym treningiem) to myślałam sobie "jeszcze tylko ugotuję obiad, nastawię pranie i pozmywam, a potem odpocznę i wszystko wróci do normy", albo "tylko umyję podłogę i zamiotę na podwórku a potem się już położę", a potem okazało się że trzeba z mężem na zakupy jechać, ktoś wpadł z wizytą itd i jakoś nie było czasu odpocząć. Dopiero jak trafiłam do szpitala to wtedy z musu leżałam i jakoś dom się nie zawalił i nagle facet umiał sobie ze wszystkim poradzić. Ja zrobiłam jeszcze jeden klasyczny błąd, na początku ciąży zamiast przystopować i wypoczywać (kiedy istnieje ryzyko poronienia) ja o ciąży zupełnie zapominalam, miałam jakiąś niesamowitą energię i ciągle coś robiłam, chyba z tego szczęścia mnie tak energia rozsadzała. Ale przegięciem było np. wylewanie wody z basenu (takiego ogrodowego 3,5m średnicy) przeciągając go na różne strony i starając się wylać wodę, potem szorowanie basenu, zskładanie i zaniesienie (jakieś 30kg) na strych, pomagałam mężowi przerzucać węgiel na zimę, nosiłam ciężkie zakupy. Aż wstyd o tym pisać, że byłam taka głupia, ale uważałam że ciąża to nie choroba i jak nic mi nie jest, dobrze się czuję to mogę wszystko. Myliłam się i to bardzo. Jesli kiedykolwiek będę w drugiej ciąży to będę się starała od początku oszczędzać, ale wiecie co, nie wiem czy będę w drugiej ciąży. Nikomu tego jeszcze nie mówiłam, muszę się kiedyś wygadać. Wiem, że jak będę w drugiej ciąży to będzie to ciąża leżąca (z wizytami w szpitalu itd) i to mnie przeraża. Lekarka powiedziała mi że jeśli chcemy mieć drugie dziecko to będziemy je mieć, ale może się zdarzyć po drodze poronienie, a w ciąży to będę musiała leżeć, bo z powodu dużej niewydolności szyjki nie ma co ryzykować i lepiej od początku wypoczywać niż potem znowu trafić do szpitala. Przeraziła mnie tym i coraz bardziej zaczynam się zastanawiać czy nie zostać przy jednym synku. Z pierwszym poczęciem nie bylo problemu, do głowy by mi nie przyszło, że potem wyląduję w szpitalu, nigdy nie zapomnę tego co przeszliśmy, a najbardziej tego co ja przeszłam. Jak pomyślę, że być może czekałaby mnie powtórka to robi mi się słabo. Coraz bardziej chcę mieć tylko jedno dziecko. Jesteśmy bardzo szczęsliwi, kochamy synka ponad życie, zawsze myślałam że będziemy mieli conajmniej dwójkę dzieci, ale panicznie się tego boję. Mąż zaakceptuje każdą moją decyzję, a ja im dłużej o tym myślę tym jestem coraz bardziej zagubiona.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ja mam miejsce na zazdrostkę w kuchni ale sam ten kijek wisi bo ta zasłonka bardzo szybko się brudzi bo jest niedaleko kuchenki i też z nią jest ciemno. A tak ogólnie to witam w duszny dzień. Ja już odkurzyłam i zaraz będę składać ubrania i włączać serię pralek:)koce,pościel i ogólnie większe rzeczy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej:) Gosiu co sądzisz o jedynakach? potępiasz rodziców którzy mają jedno dziecko? tak tylko pytam z ciekawości

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
nie potępiam,ale ja nie chce mieć jednego dziecka. Mój m jest jedynakiem i był wychowany na jedynaka,że wszystko tylko dla niego i ogólnie widać to po nim. Ja mam siostrę i nawet mi lepiej w domu było z towarzystwem:) zawsze są jakieś wspomnienia z siostrą a nie kolegami. ale jak ktoś chce jedno to nie widzę problemu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Poza tym u nas duży tamten dom będzie to i miejsca aż nad to:) Po porodzie mówiłam NIGDY WIĘCEJ! ale teraz to już bardzo bym chciała:) ale nie ma jak bo tu małe mieszkanko.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ja nie wiem jeszcze co bedzie za jakiś czas, ale nie jestem już taka pewna tego drugiego dziecka jak kiedyś, zobaczymy jak to się wszystko poukłada, może w przyszłości bardzo zapragnę drugiego, nie chcę teraz już decydować. Teraz moge powiedzieć, że teraz nie chcę drugiej ciąży i naprawdę powdziwiam kobiety wychowujące dzieci z małą róznicą wieku, ale też każde dziecko jest inne i mój "diabelek" czasami robi za trójkę grzeczniutkich:) U mnie wczoraj była koleżanka ze studiów (z licencjatu) i oczywiście opowiadała jakie to ona ma fajne życie w dużym mieście (kraków), dzisiaj już mi się zapowiedziała druga koleżanka, która od kilku lat mieszka w warszawie, więc będę miała zapewne powtórkę z rozrywki:) Ale fajnie tak pogadać o starych czasach. Ja nie żałuję, że zostałam w moim miasteczku, mimo tego że większość uciekła do dużych miast, za granicę. Ja tutaj jestem szczęśliwa, mam rodzinę, dom, przyjaciół, wiele moich miejsc. Zawsze mogę pojechać gdzieś na wycieczkę, ale nie wyobrażam sobie żebym zostawiła wszystko i zaczynała od zera. Zresztą co te moje koleżanki tam mają? Kawałek wynajmowanego mieszkania do spółki ze znajomymi z ogłoszenia (bo nie stać na samodzielny wynajem), prace i poza tym... nic. Pracują po to żeby opłacić mieszkanie i przeżyć do pierwszego. Niby mieszkają w dużym mieście, ale nawet nie mają czasu ani pieniędzy korzystać z uroków tego miasta. Robią tzw. karierę, kosztem szczęścia osobistego, nie mają dzieci, żyją w pędzie z dnia na dzień, nie dosypiają, nie dojadają i ciągle się boją że nie zdążą z czymś, że stracą swoją szansę na sukces. Ja zrezygnowałam z tego wyścigu szczurów bo wolę spełnić się jako matka, zbudować swoje "gniazdo", a potem poszukać jakiejś posadki w moim miasteczku. Kto lepiej na tym wyjdzie okaże się za kilka, kilkanaście lat. Być może moje koleżanki będą wyjeżdżały z egzotyczne podróże kilka razy w roku, będą miały super auta, apartamenty, albo zostaną z niczym (oprócz kredytów) bo po 15 latach pracy nie bęe już tak wydajne i wylecą z obiegu. Nawet jesli ustawią się materialnie to czy wygrają w tej grze o szczęście? nie sądzę... Tak mi się zebrało na refleksje jakoś, chyba ta pogoda tak na mnie działa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Daria ja myślę tak samo jak Ty. Niczego nie żałuję z przeszłości,a nawet cieszę się że nie byłam jak moje pseudo znajome,koleżanki. Ja byłam spokojna,siedziałam w domu-od czasu do czasu poszłam na piwo ale rzadko,wolałam czytać książki i mamie coś pomagać bo mnie nie bawiły rozmowy typu że co sobotę jadą na balety i jak to one się nie napiją i czego nie wyrwią. Czasami to mi ich szkoda bo ja nie wiem jak można pracować,później co weekend te pieniądze przepijać-i tu dosłownie mówię-mieszkają z rodzicami bo za co mają się utrzymać??i jeszcze studiować a później płakać że się nie zaliczyło-dlatego ja się nie spotykam z moimi starymi znajomymi. Ale też nie jestem taka aby o moim dziecku ciągle rozmawiać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
tak samo smieszny mnie mowienie-kurcze musze sie uczyc bo mam sesje za tydzien-a dobrze wiemy ze za tydzien beda balety a szkola niezaliczona.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
DZiewczyny w ogóle muszę Wam powiedzieć, że odkąd przeprowadzilismy się tutaj do domu (2 lata temu) to czuję się najszczęśliwsza na świecie. Mam ciszę spokój, uwielbiam ten dom, działkę i w ogóle najlepiej wypoczywa mi sie tutaj. Nie sądziłam że tak mi się spodobają prace ogródkowo-podwórkowe, ale dla mnie to świetny relaks, a jaka satysfakcja z warzywniaka, czy innych "osiągnięć", teraz za nic w świecie nie wróciłabym do bloku, do tej klatki, w której mieszkałam przez prawie 25 lat.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ja w bloku mieszkam 2,5 roku bo się do M. przeprowadziłam ale tak to całe życie w dużym domu z mega ogrodem. Na szczęście tam gdzie będziemy mieszkać będzie "jak w domu":)bo oba po dziadkach to wiadomo jakie tam objętości są:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ja jak słuchałam tych opowieści wczoraj i o tych "problemach" mojej koleżanki to miałam wrażenie, że rozmawiam z 15 latką, która urwała się z domu na tydzień i nie wie co to dorosłe życie,bo jej mega problemy to : byłam na imprezie, on wział moj tel i nie wiem czemu nie dzwoni", "czy zadzwonić pierwsza? bo już nie mogę spać przez to", "byłam na imprezie i tyle wypiłam że nie pamiętam jak wróciłam do domu, może powiedziałam coś głupiego? no chyba się zabiję" itp. No dosłownie jak jakaś gówniara z podstawówki. Ta koleżanka co dzisiaj przyjdzie z kolei to "inny typ", nie imprezowy, ciągle ma jakieś problemy z facetami, i bez przerwy mi mówi, że ona mi bardzo zazdrości rodziny, dziecka, męża itd. Nie chcę wyjść na chwalipięte, ale mój mąż to naprawdę niezłe ciacho jest (o czym ja już trochę zapominam czasami) i na studiach wszystkie dziewczyny do niego wzdychały prawie, jak zaczelismy się spotykać to nagle straciłam koleżanki, które wszędzie rozgadywały, że on zaraz mnie rzuci, że mnie nie traktuje poważnie (bo zawsze zgrywał takiego macho) itd. Jak skończylismy licencjat kontakty się pourywały, a potem jak na nk zobaczyli nasze fotki slubne to nagle posypały się gratulacje i życzenia. Ta koleżanka co dzisiaj do mnie przyjdzie nigdy mi jakoś nie zaszła za skórę, ale też mi mówiła żebym uważała na niego, bo bedę płakać, a teraz ciągle mi mówi jaka to ja jestem szczęściara, że mam takiego fajnego faceta i w ogóle. Ciągle mi mówi (często do mnie dzwoni) że mi zazdrości dziecka, głupio mi tego już słuchac, przecież nie powiem jej, że "wiem, że mam super i masz mi czego zazdrościć" to wtedy mówię, że dziecko to obowiązki, nieprzespane noce itd. Ale zawsze po spotkaniu z nią czuję się jeszcze bardziej szczęśliwa i nic na to nie poradzę. A jak niedawno mielismy spotkanie grupowe z byłych studiów (tych dziennych co bylismy z mężem razem w grupie) to poszlismy z synkiem, mój mąż się cały czas nim zajmował, siedziaół tak bardziej z chłopakami, a my z dziewczynami gadałysmy tak po babsku, jak widziałam te zazdrosne spojrzenia to myślałam że pęknę z dumy, nagle wszystkie mi zaczeły mówić że super razem wyglądamy, że mój facet to świetny ojciec i w ogóle się dziwiły że ja ładnie wyglądam (w sensie szczupło), oczywiście na tym spotkaniu mówiłam że synek ładnie śpi, jest bardzo grzeczny, a ja nie jestem wcale zmeczona:) Naprawdę duma mnie tak rozpierała, że myślałam że spadnę z krzesła, jak słuchałam ich opowieści o ciuszkach, szminkach, imprezkach i przelotnych związkach, bo tylko ja mogłam się pochwalić tym czego żadna z nich nie przeżyła, ślubem, weselem, domem (wspólnym mieszkaniem), ciążą, porodem (cudem narodzin) i MACIERZYŃSTWEM które jest bezcennym darem:) Czułam się jak królowa głosząca najświętsze prawdy:):):):):) JUż nie mogę się doczekać kolejnego spotkania grupowego:):):)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
teraz jak przeczytałam tego mojego posta to śmiać mi się chce bo sama się chwalę jak nastolatka, nie jestem taką chwalipiętą, ale czasami warto się spotkać z innymi żeby docenić to co się ma. Ja już tak się przyzwyczaiłam do tej stabilizacji życiowej, związku, rodziny że nie pamiętam jak to jest być samotną i nieszczęśliwą, po takim spotkaniu kiedy nasłucham się tych nieszczęśliwych singielek to nasze małe sprzeczki czy nieprzespane noce synka to nic, te "moje" drobne niedogodności to naprawdę nic w porównaniu z ich nieustabilizowanym życiem, niepewnym jutrem, samotnością itd. i chociaż przykrywają te prawdziwe rozterki pod płaszczykiem imprez i dziecinnych problemów to tak naprawdę moje życie jest szczęsliwsze, ja mam powazniejsze problemy, ale też większe radości, a one mają mniejsze problemy dnia codziennego ale żyją bez wielkich radości. Może też "punkt widzenia zależy od punktu siedzenia":)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
właśnie zobaczyłam sobie pogodę i jestem zła, bo właściwie z kilkoma dniami przerwy cały czerwiec będzie padało, dobrze że chociaż temperatura w miarę wysoka to będzie można wychodzić w deszczu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
mój mały cos dzisiaj podejrzanie spokojny jest, sprawdziłam - ząbki jeszcze się nie przebiły, więc nie wiem czy to czasami nie jest taka cisza przed burzą. Wykorzystam okazję i posprzątam teraz. Na obiad gotuję krupnik a na drugie zrobię nalesniki z parówkami zawijanymi w serku żółtym (bardzo mi smakują z przyprawą do grilla). JA zawsze w trakcie jak mi się zupa gotuje to albo robię drugie, albo jak mam drugie to sprzatam w kuchni, nie lubie siedzieć bezczynnie, nawet jak nie mam co sprzątać to sobie wynajduję jakąś robotę, a zresztą w kuchni zawsze jest co robić. Denerwuje mnie to jak np. moja ciotka jedna pół dnia gotuje zupę, potem nasptępne pół dnia robi drugie i jak się z nią spotkam n. na mieście przypadkiem to mi się żali jaka to ona jest zmęczona i w ogole że to gotowanie ją wykańcza. A jak do niej wpadnę to aż mam ochotę pozmywać, albo posprzątać bo niby siedzi w domu, dzieci już duże, a w domu brudno i w kuchni kiedy bym nie była zawsze stos naczyń brudnych. Też macie takie odruchy, że jak jesteście u kogoś to macie ochotę pozmywać, albo posprzątac?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
cześć dziewczyny :) ja już praktycznie zdrowa :) właśnie siedziałam i czytałam o czym pisałyście ,żeby nie być do tyłu z wiadomościami:) Jeśli chodzi o dzieci to mój na 99,9% będzie jedynakiem ale wiadomo " nigdy nie mów nigdy" Ja też szybko stałam się odpowiedzialna na balety chodziłam ale jak miałam 15-16 lat.Za to w wieku 17 zaczęłam już pracować, pamiętam jak dzień przed maturą skończyłam prace o 21. Później poszłam na studia zaoczne po to ,żeby w tygodniu na nie zarobić.Wyprowadziłam się z domu jak miałam jakies 19 lat. Także wszystko co kupowałam np meble czy sprzet kuchenny to za swoje pieniądze. CHociaż nie powiem rodzidze też zrobili mi niespodzianke i jak tylko się wprowadziłam to wysłali na mój adres pralkę i lodówkę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ja może nie mam tak ,żeby miała ochote komuś myć naczynia ale zawsze wszystko rzuca mi się w oczy np. moja znajoma ma 2 małych dzieci i zawsze gdzieś na podłodze są jakieś ciastka rozdeptane lub resztki obiadu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
mi osobiście brud u kogoś nie przeszkadza jak jestem bez dziecka-bo z dzieckiem to gorzej jak raczkuje i wszystko zjada tak jak moja dlatego u mnie musi być czysto wszędzie podłoga to najbardziej. Chociaż mam znajomą która ma 3 dzieci dwóch bliźniaków co mają 2latka i córeczkę co ma tyle co moja dlatego rozumiem,że na sprzątanie po prostu brakuje jej czasu i sił-grunt że podłoga czysta bo tam dzieci są najczęściej i ich pokój. Poza tym odkąd mam dziecko to mi zwierzęta najbardziej przeszkadzają a zwłaszcza leniące się psy-jest taki u mojej cioci spaniel co się strasznie leni ruda sierść jest wszędzie na ubraniach dywanie podłodze dosłownie wszędzie dlatego nie chce tam iść z małą a ciocia zdziwiona dlaczego bez dziecka przychodzę jak nic jej się nie stanie,a ten pies jest tak fałszywy i zazdrosny że kiedyś do niej skoczył jak ją na ręce ciocia wzięła ale nie ugryzł na szczęście-a że ciocia na emeryturze jej dzieci się powyprowadzały to miłością największą jest ten pies .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
mi znowu zwierzęta nie przeszkadzają:) ja mam w domu węża i kota ,po prostu trzeba codziennie podłoge odkurzać i myć.Rodzice też mają 2 koty i psa także mój synek gdzie nie pójdzie to się z nimi bawi. Ja też zawsze wychowywałam się wsród zwierzaków, także pewnie dlatego mi to tak bardzo nie przeszkadza.A okres raczkowania juz dawno mamy za sobą:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ja też miałam zwierzęca mój pies co miał 18 lat (dostałam na 4 urodziny:) ) zdechł rok temu płakałam jak nie wiem za nim. tylko chodzi mi właśnie o takie coś jak pies się tak masakrycznie leni dosłownie jakbyś kępę sierści mu wyrwała i wyrzuciła na dywan czy ubranie-jej to nie przeszkadza jak pies w pościeli leży czy na kocu wypranym-u nas pies miał swoje miejsce do spania a nie w łóżku chociaż też się leniła to było codzienni odkurzane a ubrania pochowane.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
rodzice to mają suczke boxerke dlatego u niej nie ma co się lenić:) też miałam psa od 6 roku życia do 17 lat i też strasznie za nim ryczałam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
mi się marzy teraz mops. Dla mnie są słodziutkie i nie duże i miłe i też się nie lenią. ale nie w bloku oczywiście.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Daria masz rację. Ale to się dobrze pisze. Słuchaj historia jest długa, nie chcę Wam tutaj zaśmiecać wątku, jeśli chcesz się o mnie czegoś dowiedzieć, to wejdź tutaj http://f.kafeteria.pl/temat.php?id_p=5247103&start=120 Nie jest tak kolorowo, jak sie komus może wydawać. Należę do osób, które wolą znane zło...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×