Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
Zaloguj się, aby obserwować  
Gość Zagubiona uczuciowo

Jak poradzić sobie ze stratą ukochanego i zacząć nowe życie

Polecane posty

Gość Zagubiona uczuciowo

Witam Was wszystkich. Sama nie wiem czemu tu piszę, chyba dlatego, że chcę po prostu ... zrozumienia? Słowa otuchy? Może ktoś miał, albo ma podobną sytuację i się w niej odnajdzie... A przechodząc do sprawy: W sierpniu zostałam się z miłością mojego życia. Rozstaliśmy się, bo niestety - on pragnie w życiu czegoś innego, a ja czegoś innego i nie potrafimy zaakceptować tych odmienności. Można by powiedzieć - przecież zawsze da się odnaleźć kompromis. Uwierzcie mi, nie zawsze. Nie w momencie, kiedy wiecie, że zmuszając partnera do życia 'po Twojemu' unieszczęśliwicie go. Bo on chce żyć w inny sposób. A chyba nie na tym polega miłość... I właśnie dlatego zdecydowaliśmy się na ten krok. Bo nie chcemy się w przyszłości unieszczęśliwiać. Nie wiem jak sobie z tym radzić, bo... Studiujemy razem. W jednej grupie. Jeszcze półtorej roku. Mieszkaliśmy razem. Prawie 3 lata. W związku z tym, że mieszkaliśmy ze sobą i studiujemy razem przebywaliśmy razem prawie cały czas. I dogadywaliśmy się, na prawdę. Pomimo tak dużej ilości wspólnie spędzanego czasu. To była miłość od, można powiedzieć, pierwszego pocałunku. Po prostu... Popłynęłam. Od razu. Ideał, mój typ, ambitny. Cudowny. Spotykaliśmy się. Później zostaliśmy parą. Wiedziałam od początku, że on nie zakochał się tak jak ja, ale było nam dobrze. Jemu też. Później już było wszystko idealnie, a przynajmniej tak mi się wydawało. Ale niestety teraz rozmawiając usłyszałam, że nie kocha mnie, tak jak powinien, tak mocno, ponad wszystko, tak, by móc zrezygnować ze swojego sposobu życia - bo przecież tak powinna wyglądać miłość ponad wszystko - poświęcenie wszystkiego dla drugiej osoby. I teraz zapytacie - głupia, to jak go kochasz, skoro w takim razie Ty się nie chcesz się poświęcić? No właśnie dlatego... Dlatego, że mam świadomość, że on nie kocha mnie taką prawdziwą miłością, ponad wszystko. Nawet przechodziła mi przez myśl koncepcja porzucenia wszystkiego, co kocham i co jest dla mnie ważne, tak tylko dla niego... Ale czy jest sens to robić dla nie do końca odwzajemnionej miłości? Rezygnować z siebie? Nie potrafię sobie odpowiedzieć na to pytanie. Zwłaszcza, że tu dochodzi następna kwestia. Inny mężczyzna, którego poznałam podczas tych wakacji. Zaprzyjaźniliśmy się, pomagałam mu przetrwać ciężki okres jego rozstania z dziewczyną. Potem on mi pomagał w moich rozsterkach, problemach. I zbliżyliśmy się do siebie - czysto psychicznie. Po prostu wyczuliśmy w sobie bratnie dusze - takie wiecie, prawdziwe bratnie dusze. Co potrafią rozmawiać godzinami, mają wspólne zainteresowania, pasje. Wspólną muzykę, potrawy, miejsca, które chciałyby odwiedzieć. To nas do siebie bardzo mocno zbliżyło, bo obydwojgu nam w poprzednich związkach tego wszystkiego brakowało. Zostaliśmy parą. Było cudownie, na prawdę. Rodziło się we mnie uczucie, bo mój Ukochany był daleko, nie widywałam go. Ale teraz wróciłam z powrotem do miasta, gdzie studiuję. I spotkała mnie rzeczywistość - ukochany każdego dnia koło mnie i mężczyzna, który jest moim księciem z bajki i który czyni ze mnie księżniczkę, ale nie zdążyłam go pokochać - a może to było za wcześnie? Na pewno było za wcześnie, ale to się wszystko po prostu działo. Próbuję się z byłym przyjaźnić. Mamy dobre relacje, nie umiemy chyba inaczej. Nie mamy do siebie pretensji, bo obydwoje wiemy, dlaczego to zakończyliśmy. Wydaje mi się, że jemu jest łatwiej niż mi (w końcu podobno nie kocha mnie tak jak ja jego... można w ogóle stopniować miłość? kocham bardziej, kocham mniej?). Ale mogę się mylić, on zawsze wiele rzeczy skrywał w sobie. Dużo się też widujemy po zajęciach. Z błahych powodów, mamy jeszcze sporo wspólnego ze sobą. Z tym drugim, moim wymarzonym, idealnym partnerem na całe życie zerwałam. Bo nie potrafilam oszukiwać ani jego, ani siebie, że jest wszystko ok, że ze wszystkim sobie poradziłam. Powiedziałam mu, że potrzebuję czasu. Że muszę się oswoić z sytuacją. Że to wszystko jest dla mnie bardzo trudne. Że sobie nie radzę. Że jeśli chce, to niech zaczeka na mnie, jeśli ma tyle siły... Wiem, jak mu ciężko. Pokochał mnie tak, jak ja 3 lata temu pokochałam kogoś innego. Czuję to. Jestem w chorej sytuacji, kocham jednego, chcę z nim być, ale wiem, że nie mogę, że to nie ma sensu... Z resztą on nawet nie zaczął o nas w żaden sposób walczyć. Z drugiej strony mam mężczyznę, który jest wspaniały. Pokochał mnie. I jest w stanie wszystko dla mnie zrobić, poświęcić. Który chce być ze mną na dobre i na złe, kocha ponad wszystko. Jest pełen poświęceń. Tu chyba nie da się nic doradzić. Ale chociaż się wygadałam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bądź aktywny! Zaloguj się lub utwórz konto

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować  

×