Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość terapia przez pisanie

wasze najgorsze wspomnienia zwiazane z domem rodzinnym

Polecane posty

Gość smutaska123
Wiele lat już mieszkam daleko od "domu rodzinnego, mam własną rodzinę ..niestety koszmar się nie skończył - wydzwanianie, wyzwiska, groźby ...parę razy sama wzywałam policję, bo się bałam, że matce coś zrobi :( po jego ostatniej akcji, w tajemnicy sprzedał firmę rodzinną i kupił za wszystko "przyjaciółce" dom, przy okazji informując matkę, że nie zamierza się wyprowadzić z dotychczasowego lokum (są już po rozwodzie) ...moja noga tam nie stanęła. Niedawno się dowiedziałam, że rozpowiada wszystkim - rodzinie, znajomym, że się "obraziłam", bo chce jego pieniądze ...żal, bo nigdy nic od niego nie dostałam :( Nie dołożył złotówki do moich studiów, mieszkania itd. Ten człowiek nie rozumie, że nie chcę go znać, bo jest "zerem" mentalnie, moralnie itd. i nic od niego nie chcę :( Najgorsze jest to że jestem wiecznie zdenerwowana, wystraszona, czuję się gorsza itd.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
ojciec agresor-alkoholik, nieprzespane noce, awantury, siniaki na twarzy moje i mamy, śmiech dzieci w szkole...Brak pomocy bo przecież tatuś policjant zawsze umał obrócić wszystko na swoją korzyść. Jak miałam 15 lat napił się jakiegoś świństwa i nie obudził się. I od tego momentu w moim życiu zaświeciło słońce...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość alutka123321123321
To straszne ze taka przemoc jest w tylu rodzinach:( ja mialam ojca alkoholika. któregoś dnia zostawil nas dla zdemoralizowanej 18latki..wtedy mialam 20 lat.i cale szczęście ze sam odszedl.ciągle pil i wszczynal awantury.nie bil nikogo..ale ciągle klocil sie z mama.lubil mnie wyzywac czesto.duzo przykrych slow od niego uslyszalam.bylo mi bardzo wstyd przed rówieśnikami za niego..nie dbal o siebie i mial pijackie towarzystwo osiedlowe.ciągle pijany.przepijal wszystkie zarobione pieniądze..dlatego ciężko bylo nam.czasami nie bylo co jeść.na szczęście mam kochana mamę która do tej pory mi pomaga i mnie wspiera.takie wspomnienia zostają na zawsze.musimy wyciągnąć wnioski i Nie popelniac takich samych bledow co nasi rodzice..trzymajcie się cieplo.pozdrawiam was .bede tu zagladac.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
up

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
podnosze

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
up

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wciąż myślę o tych najgorszych wspomnieniach i nie mogę się zdecydować,które wybrać:(ale faktem jest,że podobnie jak Muti :)wyparłam wiele rzeczy;często myślę o tym,że swoje dzieciństwo pamiętam tak ogólnie,"że było" ale już o szczegóły to jakoś mi trudno...a to ponoć jest właśnie wynikiem działania mechanizmu wyparcia:(To z czym na pewno kojarzy mi się dom rodzinny,to strach;szczególnie strach przed biciem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
chyba was przebiję.... Mama była alkoholiczką. Było nas troje rodzeństwa brat starszy odemnie o 13 lat, drugi o 10 lat. Ja byłam wpadką z jakimś obcym facetem co mi ojczym wypominał na każdym kroku. Mieszkaliśmy na wsi. Co roku na całe lato przyjeżdżał do nas brat ojca z żoną i synem starszym ode mnie o 8 lat. Najstarszy brat zawsze mnie bronił przed dorosłymi, zawsze mogłam na niego liczyć. Jednak gdy miałam 6-7 lat pokłocił się z rodzicami i uciekł z domu, obiecał, że po mnie wróci jak dorosnę. Nie miałam ochrony i zostałam sama. Rodzice nie zwracali na mnie zbytnio uwagi, mama cały czas pijana. W pierwsze lato nieobecności starszego brata zostałam zgwałcona przez kuzyna i swojego młodszego btata. Tak było pare razy w wakacje. Potem kuzyn wyjechał a brat nie radził sobie sam ze mną, bo nie miał mnie kto trzymać i wyrywałam sie i krzyczałam, więc przez cały rok miałam spokój aż do wakacj, rodzice znowu w polu razem z wujostwem. Nie będę tego opsywać co robili. W wieku 13 lat zaszłam w ciążę. Oczywiście nie wiedziałam o tym, bo mimo tego co mnie spotykało nie wiedziałam skąd się biorą dzieci. Pod koniec wakacji(po kolejnym g****ie) zaczełam mocno krwawić. Ledwo doszłam do domu, matka zobaczyła mnie i zorientowały się z ciotką o co chodzi, powiedziałam im wszystko nie uwierzyły, ciotka uderzyłamnie w twarz i straciłam przytomność. Ocknęłam się jak wiejski lekarz wyskrobywał ze mnie resztki dziecka. Myślicie, że jakaś kara spotkała moich braci za to? Powiedzeli, że to ja chcałam, że łaziłam za nimi. Jak miałam 14 lat spotkałam dawną koleżankę starszego brata, która miała z nim kontakt, przekazała list ode mnie. Brat przyjechał po mnie ze swoją narzeczoną, jak pakował moje rzeczy nawet nikt słowem się nie odezwał, mama nawet nie spojrzała na mnie. Młodszego brata nie było, bo chyba by go zabił. Mieszkałam z bratem i bratową i jej rodzicami. Było ciasno, ale nigdy nie poczułam się tam niechciana czy niekochana. Miałam problemy ze zdrowiem po tym wszystkim, potem okazało się że nie będę mnieć dzieci. Przeżyłam i to. Mam dziś 46 lat. Wszłam za starszego ode mnie człowieka, wdowca z trzema cókami. Jestem szczęśliwa ale wciąż pamiętam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
miało być przez kuzyna i młodszego ze swych braci, przepraszam ale cała się trzęsę jak to piszę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Boze jak ja WAM wspolczuje.....ja mialam cudowne dziecinstwo....bylam zla na rodzicow jak bylo troche biedniej ,bo sie budowalismy...........a ja bylam wsciekla,ze mam przez to spaprane dziecinstwo....bylam podla !Plakac mi sie chce :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
znam historie.dziwczyna w 13 lat zostala zgwalcona przez swojego ojca.urodzila syna,dziecko chore,wiadomo z kazirodztwa.matka udawala przed ludzmi,ze to niby corka sie gdzies puscila.czy ofiary zawsze musza ponosic wine za czyn?a sprawca?tak sie zastanawiam kto w takim ukladzie jest bardziej chory,sprawca czy matka?dobre pytanie.ja bym zabila jak bym miala dzieci a moje dziecko by taka krzywda spotkala.nie rozumiem takich matek i nie przyjmuje takiego wyjasnienia,ze to z bezradnosci.niestety matki maja tez zryty leb i za takie przemilczenie czy wrecz bronienie sprawcy powinny wyladowac za kratami.albo twierdza,ze latami o niczym nie wiedzialy.jak mozna nie zauwazyc,ze z wlasnym dzieckiem dzieje sie cos zlego?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jezu... co za historia.. :o

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
a masz kontakt z tymi ludzmi? wiesz co się z nimi dzieje?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
dlaczego matki albo udaja,ze nic sie nie dzieje albo,ze o niczym nie wiedzialy lub nawet zrzucaja cala wine na dzieci,czasem nawet bardzo male dzieci!!dlatego napisalam tez a wlasciwie zadalam sobie pytanie,kto tu bardziej jest chory,sparwca czy matka?wspoluzaleznienie?hmm ok ale az to tego stopnia?nie wierze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie wierzysz... A wierzysz w to,że alkoholik który pije np. 30 lat,ma z tego powodu zrujnowane zdrowie,stracił rodzinę,itd. wciąż wierzy,że nie jest alkoholikiem i że to świat jest głupi i "wmawia mu problem"...? Mechanizmy są takie same,w uzależnieniu i we współuzależnieniu.Mechanizm wyparcia,system iluzji i zaprzeczeń,mechanizm przerzucania winy....:(:(:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ja jako ofiara nie mam mechanizmu wypierania,nie tworze iluzji,patrze na to wszystko tak trzezwo az mnie czasem skreca.nie wypieram wspomnien,wszystko pamietam.jest mi z tym ciezko.bardzo ciezko.moze poprostu taka mam psyche,niewiem.az mi sie zle teraz zrobilo.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja dopóki nie poszłam na terapię,też myślałam o sobie podobnie,ale później dowiedziałam się wielu rzeczy,które zmieniły moje spojrzenia na sprawę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
dodam jeszcze cos.oczywiscie jako dziecko nosiilam w sobie poczucie winy ale majac okolo 17 lat zaczelam rozumiec jak chorzy sa moi rodzice,moja rodzina.zaczelam wtedy wyrzucac wszystkim po kolei jacy sa chorzy.oczywiscie to mnie uznano za wariatke,ze wszystko sobie zmyslilam itd.dzis juz jako dorosla osoba nikomu nie nie wyrzucam.niech sie sami patlaja we wlasnym blocie.moge zmienic siebie.ich nie zmienie.moge sie uczyc wybaczenia(pracuje nad tym intensywnie)ale nie na zasadzie,ze wszystko gra.nie.wybaczyc i pozwolic im dalej zyc w tym blocie,bo ja na szczescie mam teraz wybor i zamierzam z tego korzystac.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Babka z piasku
Witam wszystkich serdecznie :) Przeczytałam wszystkie historie od mojego ostatniego pobytu tu... i serce się kraje :( Ale mimo to się cieszę, że jest tyle NAS tutaj. Przyznam się, że trzeba mieć niesamowitą odwagę, żeby o tym mówić. Ja pomimo, że jestem po terapii, to swoją historię opisałam nie jako Babka z piasku tylko "gość 2013-11-04 13:41:07", coś jeszcze we mnie jest, że wstydzę się o tym mówić. "Wspomnienia" mimo, że przepracowane i rozdrapane do granic możliwości na terapii, nadal bolą. Z tym, że nie uciekam już od nich, nie udaję, że ich nie było i nie rozdrapuję ich... Bardzo mi się podobała notka na poprzedniej stronie apropo wybaczania. Dla mnie to przez cały czas było abstrakcyjne, no bo jak można wybaczyć wszystkie krzywdy?... Ale owszem się da tylko trzeba odpowiednio do tego podejść. Oczywiście nie namawiam wszystkich do takiego kroku, bo to indywidualna sprawa, bo każdy przeżył co innego tylko ból jest podobny. Dla mnie przebaczenie było uwalniającym symbolicznym gestem. Broniłam się przed nim, ale ktoś mi na terapii ( koleżanka) powiedział, mądre słowa " Jeśli komuś przebaczasz, to od razu nie oznacza, że masz wszystko wymazać i zaprzyjaźnić się z tą osobą". Ulga niesamowita ulga, bo miałam opory przed przebaczeniem tylko dlatego, że myślałam, że żeby przebaczyć to muszę stanąć twarzą w twarz z "oprawcą" i mu to powiedzieć, albo napisać. Myślałam też roszczeniowo, że ta osoba musi poczuć jaka krzywdę mi wyrządziła ( więc tłumaczenie co mi zrobiłeś...) i myślałam, że do czegoś to mnie zobowiązuje... czyli do zgody i strachu czy dam radę na nowo zaufać... Tylko że prawdziwe przebaczenie na tym nie polega! Jak pisałam zrobiłam to symboliczne, ale żeby dojść do takiego momentu trzeba mieć przepracowaną traumę, na tyle, żeby to mocno nie bolało, nie czuć gniewu i urazy i pogodzić się z tą przeszłością na którą nie miało się wpływu. Po prostu pomyślałam o tej osobie która mi krzywdę wyrządziła i powiedziałam w duchu do siebie "Przebaczam ci za....". Było to dziwne, ale z czasem podziałało, nie od razu, bo czułam, że mówiąc te słowa do siebie się wygłupiam :D Dobrym sposobem też przed przepracowywaniem traum, jest rozładowanie emocji bieżących. Ja napisałam do matki list pod tytułem "Nienawidzę cię za..." pełen pretensji, gniewu, żalu i oskarżeń. Już na wstępie ryczałam ukradkiem, ryczałam pisząc i czytając. Ryczałam też po. List spaliłam i poczułam się nieco lepiej, takie dziwne oczyszczenie :) Zaś się rozpisałam :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
slowa Jezusa:wybaczaj siedem razy po siedmiokroc.nawet jesli wybaczymy a zal powraca,nie znaczy to,ze akt wybaczenia stal sie niewazny,trzeba to´´wyskrobac´´ze swojego wnetrza az do skutku.p.s.nie jestem osoba wierzaca ale ile prawdy w tym powiedzeniu:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
witam znowu, ja pisałam o godz. 11.12 ktoś pytał, czy utrzymuję kontakty z tamtą rodzną, piszę "tamtą" ponieważ jak myślę rodzna to dla mnie jest to brat i bratowa, tamtych ludzi wyparłam ze swego życia. Nie widziałam ich od dnia wyprowadzki, oni po latach kontaktowali się z bratem jak matka umarła. Nie byliśmy jednak na jej pogrzebie, ani na pogrzebie ojca pare lat potem. Brat żyje, pan na włościach i wielki dziedzic. Ma 2 synów. Modlę się żeby nie miał córki. Jak pisałam wcześniej mam męża 3 córki. Mąż wie o wszystkim, choć dopiero 3 lata po ślubie mu opowiedziałam o tym. Bardzo mnie wspiera. Córkom nigdy nie zamierzam mówić. I żyję dalej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
współczuję, słabo mi jak czytam o g***tach na dziewczynkach :( nie mogę dojść do siebie :((((

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość BabyyBlues
Poczytałam sobie wasze wyznania i wiele z nich poprzypominało mi moje własne przeżycia... Zacznę od tego, że mam trójkę rodzeństwa - starszego brata, młodszą siostrę i młodszego brata. Długo mieszkaliśmy wszyscy razem w jednopokojowym mieszkaniu, bo na inne nie było moich rodziców stać, mimo że oboje pracowali. Ojciec przepijał całą wypłatę swoją i matki, nie wiem jak to się działo, że zawsze udawało mu się wyłudzić kasę od niej. Ona później zapożyczała się u rodziny i znajomych, żeby móc nam kupić coś do jedzenia. Mieszkanie mieliśmy potwornie zadłużone, ponadto ojciec nabrał pożyczek na swoje imprezy. Pamiętam jak kiedyś siedzieliśmy wszyscy pod kocami i kołdrami, skuleni i przytuleni, bo wyłączyli nam ogrzewanie, i przyszedł ojciec z imprezy, nawalony i zaczął drzeć ryja i wyżywać się na nas za to, że jest zimno w domu. Moja matka to bezsilna kobieta, która zawsze dawała sobą pomiatać i tak jest też do tej pory - ciągle mieszka ze swoim mężem (niestety moim ojcem), który ją wyzywa, bije, szantażuje, znęca się nad nią psychicznie. Do dziś pamiętam, jak mój starszy brat był w takim stanie (on bardzo wszystko przeżywał, bo był najstarszy i to jemu jako pierwszemu się zawsze obrywało), że podszedł to matki i obrzucił ją stekiem najgorszych wyzwisk, za to, że pozwoliła ojcu żeby się nad nami znęcał. Złapał nóż i próbował wcisnąć jej do rąk wrzeszcząc "Zabij mnie! Nie jestem wam potrzebny, mam już dość! Zabij mnie, nie wytrzymam tego dłużej!". Mój brat miał wtedy jakieś 10-12 lat... Z dzieciństwa pamiętam pijanego ojca, który wtacza się do domu, rozwala się na łóżku i głośno chrapiąc zasypia, lub też nie, i wtedy zaczyna się horror. Normalką było, że wołał nas, dzieci, po kolei do swojego pokoju, a my staliśmy przy nim jak na apelu i słuchaliśmy jego wywodów na temat tego, jacy jesteśmy beznadziejni i że nic z nas nie będzie. Moja matka nie reagowała na to. Kiedy zapytałam ją, dlaczego, nie potrafiła wyjaśnić, ale było jej przykro - płakała. Mówiła, że modli się za nas... Byłam przez nią wychowywana w bardzo silnej wierze katolickiej, jednak szybko zorientowałam się, że to nie ma sensu - od niepamiętnych czasów nie wierzę w Boga. Pamiętam też głośne, całonocne imprezy, na które nikt z sąsiadów nie reagował, bo bali się mojego ojca. Nie spałam całą noc, bo mój ojciec słuchał głośno muzyki i darł się razem ze swoim wesołym towarzystwem. A następnego dnia do szkoły! Ale tego idioty to nie obchodziło. Często się do mnie dobierał. Kiedy weszłam w okres dojrzewania, nawet przy matce łapał mnie za biust, klepał albo łapał za tyłek. Ona udawała, że nie widzi. Kiedyś, pod nieobecność matki, zaciągnął mnie do swojego łóżka i jeździł mi swoim k*****m po tyłku, przez ubranie. Innym razem wkładał mi paluchy między nogi. Przez długi czas czułam ogromne obrzydzenie do samej siebie. Nie rozumiem takiego zezwierzęcenia. Kiedyś, kiedy matki nie było w domu, ojciec, któremu nie chciało się ruszyć tyłka, wysłał mnie do sklepu po alkohol. Miałam jakieś 14 lat, to był środek zimy. Mojego starszego brata jak zwykle nie było w domu, wszystkie obowiązki najstarszego dziecka szybko spadły na mnie. Na nic zdały się protesty, że nie jestem pełnoletnia i nie sprzedadzą mi - byłam w kapciach i cienkiej bluzce kiedy wypchnął mnie za drzwi, a po chwili wyrzucił również pieniądze na wódkę. Po kilku minutach dobijania się do drzwi i usłyszeniu wyzwisk i gróźb, co ze mną zrobi jeśli natychmiast nie pójdę mu kupić alko, zrezygnowałam i poszłam. W sklepie sprzedawczyni popatrzyła na mnie z politowaniem i zapytała tylko "Dla taty?". Przytaknęłam, czując jak ogarnia mnie potworny wstyd. Zdałam sobie wtedy sprawę, że inni wiedzą, co się u nas w domu dzieje. Przepłakałam wtedy całą noc, to było potwornie upokorzenie. Teraz, pisząc to, również płaczę, wszystkie wspomnienia wracają, jednak cieszę się, że potrafię uronić parę łez, które działają leczniczo na całe to g***o.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość BabyyBlues
Przez cały czas kiedy mieszkałam z moimi rodzicami, nigdy nie zaprosiłam żadnej koleżanki do domu. Zawsze udawałam przed innymi, że wszystko u mnie w porządku. Kiedy po świętach dzieciaki w szkole chwaliły się, co dostały pod choinkę, ja bez mrugnięcia okiem kłamałam, że dostałam to i tamto, a tak naprawdę dostałam... bukiet wyzwisk i ubliżeń od ojca, jak w każde święta. Nigdy nie mieliśmy normalnych świąt. Zawsze kończyły się albo kłótnią albo kolacja wigilijna nie dochodziła do skutku, bo ten psychol zdążył zdemolować wszystko tuż przed. Normalką było uciekanie przed pijanym, rozjuszonym ojcem w mroźną noc. Często on w furii przecinał kable od internetu czy urządzeń w domu. Demolował mieszkanie. Niszczył nasze rzeczy. Kiedyś zdemolował mój pokój, porwał moje nieliczne ubrania, kilka razy wyrzucał nasze rzeczy przez okno (mieszkaliśmy na 3 piętrze). Kiedyś dusił matkę na moich oczach, wbiłam mu paznokcie w kark (dość czułe miejsce na ból), to się odwrócił i zamachnął się, rozcinając mi wargę. Przeszłam depresję, kilka prób samobójczych, do dziś się okaleczam lub upijam samotnie do nieprzytomności, uważając, żeby nie wejść z nikim w interakcję, kiedy jestem pijana. Obżeram się i wywołuję wymioty, często płaczę po nocach. Bardzo łatwo mnie sprowokować do kłótni - wystarczy jedno słowo powiedziane nie tak. Bywam agresywna. Depresja ciągnie się za mną do tej pory. Nie potrafię stworzyć normalnego związku. Bardzo pomógł mi jeden facet, z którym byłam w związku. Krótko to trwało, bo nie wytrzymał ze mną, jednak na samym początku uprzedziłam go o wszystkim. Zrozumiał, wspierał mnie, jednak nie dał rady. Moje rodzeństwo po kolei ucieka z domu rodzinnego. Najpierw uciekł mój brat - ledwie skończył 18 lat i już go nie było, poza tym wcześniej też wynajdował sobie mnóstwo zajęć, byleby tylko w domu być kiedy to konieczne. Wyprowadził się po pijackiej awanturze sprowokowanej oczywiście przez ojca. Pobili się - mój brat był bardzo posiniaczony, ojciec rozwalony łuk brwiowy. Mój brat pozwał go do sądu, ale po jakimś czasie wycofał się, twierdząc, że ma to w d***e i nie będzie tracił już czasu ani nerwów na tego debila. Ja wyprowadziłam się też zaraz po osiemnastce, zamieszkałam z koleżanką. Skończyłam technikum i od jakiegoś czasu mieszkam za granicą. Nie mam kontaktu z rodziną w ogóle - czasami piszę na facebooku z siostrą albo bratem. Moja młodsza siostra wyjechała do szkoły z internatem, z tego co wiem nie przyjeżdża nawet na weekendy - jeździ do mojego brata, do dziadków albo do ciotki. Mój najmłodszy brat został z rodzicami, ale jego ojciec zawsze rozpieszczał - zabierał z lodówki owoce, jogurty, słodycze i chował w swoim pokoju, a potem dawał tylko jemu. Nastawiał go przeciwko nam wszystkim. Tych sytuacji były setki, jednak już bym chciała o nich zapomnieć. Dom rodzinny nie kojarzy mi się z niczym dobrym. Nienawidzę tego miejsca, nie byłam tam od dawna.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
up

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Up

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×