Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

pytanie do mam bliźniaków

Polecane posty

Gość gość

Mamusie bliźniaków, jak sobie dajecie radę? I kiedy jest z bliźniakami łatwiej? Czy tylko ja przechodzę jakiś mega kryzys? Wydaje mi się, że ciągle jest z górki- dzieciaki skończyły rok, a ja mam wrażenie, że jest mi coraz trudniej to ogarnąć. Czy z biegiem czasu naprawdę jest łatwiej?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a skad wiesz ze po porodzie
Nie pomylilas sie ktore jest ktore?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
nie, nie pomyliłam się, bo są od siebie skrajnie różni. a nawet jeśli, to nie zmienia to faktu, że jest nieraz makabrycznie z nimi ciężko, stąd moje pytanie- KIEDY DO JASNEJ ANIELKI BĘDZIE ŁATWIEJ?????????

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość klemens hofbauer
No to możemy sobie podać rękę. Moje chłopaki są niecałe pół roku młodsze od twoich, więc chciałabym, żebyś ty udzieliłam tej odpowiedzi. Moje dotychczasowe porażki: karmienie łyżeczką na dwie buzie (koszmar), przewijanie kopiących uciekających i popuszczających na podłogę golasów (koszmar), obserwowanie pary pełzaków próbujących się podciągać przy różnych rzeczach kiedy masz tylko dwoje oczu (koszmar), katary i infekcje obu naraz lub jednego po drugim (koszmar). Jedynie na spacerach jest spokój i wyciszenie, bo dużo bodźców wzrokowych.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Do mamy powyżej: kochana, ja to już mam przerobione- karmienie łyżeczką- na początku było trudno, wszystko upaćkane, jeden z chłopaków w ogóle niczego poza mlekiem nie chciał, więc każdą zupkę, deserek wypluwał lub zaciskał usta- ale z czasem daliśmy radę, teraz z tym nie jest źle, tym bardziej, że chłopaki apatyt mają i zjedzą każdą ilość wszystkiego:) przewijanie...? no cóż u nas koszmar w dalszym ciągu- dołóż jeszcze do tego wstawanie, uciekanie, wrzaski.. ale jakoś dajemy radę, głównie dlatego, że doszłam do wprawy technicznie... dołóż sobie teraz naukę chodzenia, wspinanie się na każdy mebel, wymuszanie płaczem wszystkiego, bicie się nawzajem... to dopiero koszmar!!! Dodatkowo po moim powrocie do pracy, dzieciaki zrobiły się wyczulone na każde moje wyjście z domu i na krok nie chcą mnie opuścić, nie mam ani chwili dla siebie (poza czasem kiedy śpią, ale wtedy wiadomo- obiad, porządki, prysznic, wszystko w biegu!) a naiwnie myślałam, że z czasem będzie łatwiej...oj, jak ja się bardzo myliłam! Myślałam, że bliźniaki zajmą się z czasem wspólną zabawą- zapomnij, nie ma takiej opcji! A- i u nas spacery to dopiero nieraz gehenna! Życzę Ci powodzenia, mam nadzieję, że niedługo nasze problemy odejdą w zapomnienie i będzie w końcu kiedyś luuuuuziiik:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość klemens hofbauer
Moi wszystkimi stałymi kaszkami i słoikami kaszlą i to tak, że ląduje to prosto na mnie, na mojej twarzy, ubraniu. Uwalona podłoga i cerata to standard. Po prostu jeszcze nie umieją dobrze połykać tego pokarmu, rozcierają go trochę językiem o podniebienie i za szybko połykają, krztuszą się tym i wykasłują otwartą buzią centralnie przed siebie. Nie nadążam robić uników. Uczą się pić z kubków z ustnikiem, ale kiepsko im to idzie i nadal wygrywa butelka, ale już nie szeroka, tylko teraz akceptują wyłącznie takie z wąskim smoczkiem co łatwo wziąć w rękę. Zawartość kubków praktycznie zawsze ląduje za śliniakiem i za kołnierzem ściekając po brodzie i szyi. Mają jakieś dziurawe poliki. Po każdej takiej sesji są mokrzy nieraz aż po spodnie. Masakra. Mamy też taki problem, że nauczyli się usypiać z butelką, a my nie mamy siły z tym walczyć po całym dniu i na to pozwalamy, a niestety są już zęby (niewiele ale są) i się martwię o ich higienę. Moi jeszcze nie umieją wstać bez podciągnięcia się na czymś i nie uciekną z przewijaka, ale z niego wypełzają i robią to jak błyskawica! Nieraz zostają mi tylko gacie w ręku, a dziecko jest już pod przeciwległą ścianą :/ Najgorzej jak bez pieluchy zasika dywan. Pojęcia nie masz ile razy latałam już ze szmatą. A na wrzaski to jesteśmy już od dawna głusi. Bardziej niepokoi nas nagła cisza, bo wtedy zawsze można przewidzieć że coś się złego święci i to niemal ze 100% precyzją. Właśnie jesteśmy na etapie nauki stawania przy wszystkim co stabilne i niestabilne niestety też. Jeden staje nawet gramoląc się na drugiego który jest obok na czworakach, siedzi, albo robi koci grzbiet. Nauka chodzenia przed nami, jak tylko opanują wstawanie. Wymuszają płaczem różne rzeczy i przede wszystkim uwagę od samego początku. Przynajmniej mam takie wrażenie. Bić się, może się nie biją, w każdym razie nie świadomie (..jeszcze) ale zdarza się, że jeden drugiego rąbnie zabawką, kubkiem czy czym tam i jest ryk! A jak jeden ryczy to i drugi (winowajca) też bo mu się udziela (czynny żal?) U mnie spacery to były gehenną jak zaczęły się nudzić leżąc w gondoli. Boże ile ja się wtedy nagimnastykowałam na spacerach, żeby ich zająć! Czasem szłam i machałam nad nimi wielką gałęzią liści z jakiegoś krzaczora, byle tylko nie zaczęli płakać chórem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość klemens hofbauer
Do tego jeszcze budzą się w nocy co najmniej raz, ale zbywamy ich wodą, bo serio, boję się o te zęby. A wyjść na szczęście dadzą, sęk w tym, że mało wolontariuszy, żeby z nimi zostać, a jedna sztuka babci nie wystarczy, szczególnie, że to już nie ten refleks. Z jednym by pewnie było łatwiej. Póki byli niemobilni to było mniej problemów, bo upięło się ich w leżakach albo fotelikach, smoki w buzie i z bani, a teraz to nie nadążysz za nimi wzrokiem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A myślałam że tylko ja mam tylko taki dom wariatów. Moje chłopaki mają półtora roku a starszy syn 4 lata więc u nas bywają miłe momenty kiedy ładnie się bawią i są że sobą związane tak przyjaźnie, ale niestety więcej jest walki, dokuczania i piszczenia. Niekiedy mam wrażenie że wszystko wokół mnie wiruje a ja stoję w miejscu z płaczącymi dziećmi. U mnie to na każdym etapie przychodzi coś innego. Bo jak byli mali to ciągle karmienie, ściągnie pokarmu przewijanie bóle brzuszka, anemia i jedzenie tylko przez sen. No i starszy syn który nie był aż tak samodzielny jak teraz. Później inne problemy. Moje tylko razem spały na dworze, w wózku bo w domu szło się wykończyć usypiał jeden wstawał drugi więc ciągle spacerowaliśmy. Na szczęście i to minęło i śpią w łóżeczkach nawet gdy mają drzemkę. A i moje to niejadki, bardzo krótko jadły z butlek, więc karmienie ich to też wieczna awantura. Bo gdy karmie jednego drugi pcha się na kolana. A że trzeba ich zabawiać żeby coś zjedli to jest w ogóle wyczyn. Szybko zaczęli mi się przemieszczać, raczkowali gdy mieli 7 i pół miesiąca, biegali na 11. Żadne kojce nie wchodziły w grę. A najlepsze były rady matek które miały jedno dziecko i starały się doradzać, tylko chyba nie do końca rozumiały jak to jest gdy drą się na raz dwa niemowlęta, i które z nich wybrać

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość klemens hofbauer
My też przerabialiśmy bule brzucha, a najczęściej towarzyszące im zaparcia. Z pomocą przyszły na szczęście czopki glicerynowe. A spali na spacerach jak susły tak miej więcej do 4 mies. Potem zaczęło być NUDNO w gondoli :/ a nadal byli za mali na spacerówkę. Podnoszenie oparcia w gondolach nic a nic nie dawało. Za to odkąd siedzą na spacerach i jeżdżą frontem do ulicy, a nie twarzą do mnie to jest luzik. Z zasypianiem w domu u nas też było różnie. Najczęściej musieliśmy ich bujać w fotelikach do momentu dopóki nie zaczęły odlatywać, a potem przekładaliśmy do łóżka (mieli długo wspólne) Zabawianie w czasie karmienia to kolejna maskara. W chwili słabości po prostu to walę i włączam im tv. Wiem, że nie powinno się uczyć dzieci jeść przed telewizorem, ale jak się gapią to chociaż mi obiad sprawniej zjedzą. Przyznaję się tu do kolejnej porażki. Kojca nawet nie mamy i wątpię czy w ogóle by wysiedzieli w czymś co ma 1x1 metr, skoro najczęściej jeden popój im nie wystarcza na eksplorację. Ale myślę założyć bramkę w kuchni, jak już zaczną łazić. Taaak, a dobre rady tych tzw ŻYCZLIWYCH doświadczonych są bezcenne (w teorii rzecz jasna) :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Drogie mamusie, niby dobrze wiedzieć, że nie jestem z tym sama, ale z drugiej, skoro 6 m-czne, roczne i półtoraroczne bliźniaki są jak tajfuny, to kiedy jest lżej? Poprzedniczko, masz rację, rady matek jednego potomka są śmieszne (nawet te bez podtekstów i złych intencji) " Twoje dzieci nie umieją same zasypiać??? Ja nie mam z tym problemu, kładę się z nim i śpi"... Owszem, ale ja mam dwójkę i często usypiam ich sama- i co mam zrobić, kiedy jeden wybudza mi drugiego, wierci się, łazi po łóżku, gada jak najęty...??? "A co to za problem ze spacerem, ja wychodzę z moim w 10 minut" Super, tylko mi z dwójką to zajmuje nieraz godzinę- bo muszę nakarmić 2 sztuki i to nie zawsze jednocześnie, kiedy jednego przewinę, drugi ma właśnie kupę, kiedy i z tym się uporam, drugi mi zwiewa i nie chce zakładać spodni, a kiedy to załatwię, drugi właśnie oblał się herbatą, bo mama nie zwróciła uwagi zajmując się pierwszym..... Moi są w takim wieku, że są już o siebie zazdrośni, domagają się uwagi obaj w taki sam sposób, a ja mam tylko dwie ręce, masę rzeczy do zrobienia... najbardziej nie cierpię wzroku ludzi na ulicy, kiedy z płaczem w wózku pędzę przez pół miasta i nijak nie mogę ich uspokoić- ten wzrok mówi "co z ciebie za matka, dzieci wyją, a ty nic" a co ja do cholery mogę zrobić kiedy każda moja interwencja tylko wzmaga w nich histerię???????? to nie jest jedno dziecko, które wezmę na ręce i po kłopocie! A do mamy, która ma 6 miesięczne maluchy- podziwiam za chęć nauczenia dzieci picia z kubka- ja nawet nie mogę się do tego zmobilizować, przeraża mnie ta wizja, tak mało mam czasem motywacji!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość klemens hofbauer
One mają więcej niż 6 mies. 8 z lekkim hakiem. no to na podstawie tego co tu piszesz prognozy na najbliższy rok nie są obiecujące. :/ A bieganie do domu przez pół miasta z płaczącymi dziećmi przerabiałam nie raz. Z tym, że byłam wtedy tak przejęta samymi dziećmi i tym, że płaczą (były jeszcze maleńkie i po prostu głodne albo pić im się chciało, a ja trochę za daleko polazłam bo ładnie mi spały i się zapędziłam w tym spacerowaniu, do tego lubiły się zanosić jak zbyt długo nie reagowałam), że nawet nie patrzyłam na żadnych przechodniów tylko leciałam pędem jak głupia do chałupy! Potem jak były starsze jak płakały to po prostu skakałam nad nimi koło wózka byle odwrócić ich uwagę od płaczu. Nie bardzo mnie nawet obchodziło czy ktoś patrzy i mnie ocenia czy nie (wiadomo, stres, bo dzieci płaczą, bla bla bla) Bardzo pomogły mi w tamtym okresie zatykacze i pomagają do dziś. Szczerze nie wyobrażam sobie nie podawania smoczków jak się ma bliźn.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jednak matka bliźniąt matkę bliźniąt zawsze zrozumie:) Mnie się marzy moment, kiedy będę mogła w spokoju zrobić obiad/pranie/porządki, a dzieci będą się grzecznie bawić- to tak prozaiczne marzenie, że aż śmieszne, ale uwierz, że na ten moment niczego bardziej nie pragnę.. Co do prognoz na następne miesiące... cóż, moja rada- "odzwyczajaj" dzieci od siebie. Ja z perspektywy czasu wiem, gdzie popełniłam błąd- kiedy chłopcy byli młodsi, pięknie spali mi w ciągu dnia, nierzadko po dwie godziny ze dwa lub trzy razy dziennie.Więc i ja miałam mnóstwo czasu na ogarnięcie w domu wszystkiego, na kąpiel, makijaż, poczytanie książki, więc taka "wypoczęta" i zrelaksowana poświęcałam dzieciom cały swój czas, nie odstępując ich na krok, zabawiając ich w każdej minucie kiedy nie spali. Z czasem czas drzemki skurczył się niemiłosiernie, więc siłą rzeczy zaczęłam w międzyczasie ich zabaw ogarniać dom i wszystkie codzienne czynności ( a że perfekcjonistka ze mnie, to gonię na szmacie całymi dniami!!!) i tutaj pojawił się problem, bo dzieciaki nie przyzwyczajone do tego, że mama im znika co chwilę i nie bawi się z nimi całymi dniami i jest łażenie za mną i ciągły jęk, ja w pośpiechu, nerwowa, że nie kumają, że jeszcze to czy tamto muszę zrobić niestety. Mam koleżankę, mamę jednego dziecka w wieku moich, która nie ma najmniejszego problemu- wsadza dziecko do bujaka/wózka czy chodzika i ma pól dnia spokoju, bo nigdy się z nim nie "cackała" jak ja ze swoimi (co też nie do końca pochwalam oczywiście, ze względu na rozwój dziecka, ale proponuję jakoś to wypośrodkować). U nas żadne chodziki, bujaki, huśtawki, bo to NUDA dla nich! Oni muszą mieć swobodę! I tak ganiam między nimi, garami, szmatą i pracą:) horror. Ale wierzę, że damy radę, tylko niech już będzie trochę z górki:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość klemens hofbauer
A wiesz, że ja się nawet tak bardzo nad nimi nie spalam, bo cierpię na chroniczne przemęczenie, jednak sęk w tym, że inni członkowie rodziny bardzo ich rozpuszczają. Numer #1 to babcie i numer #2 młodsze kuzynki, siostra i szwagierka. Ja tylko chodzę i powtarzam, że potem będą musiały przychodzić i nosić i bujać jak przyzwyczają i nauczą, no ale przecież się na nich nie wydrę i nie zakażę kategorycznego zbliżania się do dzieci pod jakąś tam groźbą kar cielesnych, no nie :) Niemniej jednak wezmę sobie twoja uwagę do serca. Bujaki, leżaki, huśtawki, chodziki, skoczki, maty i inne cuda to sprawdzają się tylko do momentu kiedy dzieci jeszcze nie raczkują ani nie chodzą, bo od chwili kiedy dziecko staje się mobilne takie rzeczy lecą automatycznie w kąt! U nas leżaczki i foteliki to był naprawdę super zakup (nim jeszcze chłopaki zaczęli pełzać). Mata i karuzele już mniej, bo szybko się nudziły, małe zainteresowanie było i w ogóle. A teraz to tak jak piszesz - tylko nieograniczona swoboda. Nawet w jednym pokoju nie posiedzą. Oni muszą iść wszędzie, wszędzie zajrzeć, wytarzać się w każdym kącie. Więcej napisze jutro, bo już muszę uciekać. Wpadnę tu po ósmej wieczorem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja też będę wpadać w takim razie, bo napisałam zdołowana, przemęczona i z mego dołem, a Twoje posty uświadomiły mi, że pewnie tysiące matek bliźniaczych tak ma jak my:) I dochodzę do wniosku, że moje dzieci nie są jakimiś terrorystami, po prostu rozwijają się, uczą przez swoje głupie pomysły, akty wymuszania, jęku i płaczu. Tyle, że jest ich dwóch, więc i pokłady siły i cierpliwości musimy mieć podwójne. A pomijając nasze przemęczenie, stres, rezygnację (mam nadzieję, że chwilową) ze swojego życia, wychowujemy zapewne dwie wartościowe, pewne siebie i ciekawe świata jednostki, które co jak co, ale w kaszę sobie dmuchać nie dadzą (sądząc po ich zachowaniu)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość klemens hofbauer
Ano trudno powiedzieć jacy będą jak podrosną, bo w tym wieku to dzieci chyba wszystkie rozwijają się identycznie, bez względu na to czy w przyszłości są śmiałe czy nieśmiałe. Ja też cieszę się że nie jestem z problemem sama i są gdzieś tam towarzysze w tej mojej (mam nadzieję przejściowej) niedoli. Fajnie pogadać i wymienić się spostrzeżeniami. Co do tego co napisałaś wczoraj o porządkach, ale nie dałam rady już odp. bo późno się zrobiło i byłam zmęczona, to powiem ci, że ja tak za bardzo to ze ścierą na okrągło nie latam i nie szaleję na widok nieporządku. No wiadomo, że to co TRZEBA to się robi, typu wycieranie świeżo oplutych i umazanych jedzeniem powierzchni, bo zaschnięte trze baby skrobać i drugie tyle pracy włożyć, albo ślady po błocie z kół wózka żeby się nie nosiły dalej po mieszkaniu, bo wiadomo w Polsce super chodników, ścieżek i podobnych wygód nie mamy.. ale nie przeszkadza mi jakiś tam ledwo dostrzegalny kurz na jakiejś tam nieużywanej półce z dekoracjami czy coś takiego. Nie mam zajoba na punkcie porządku, ale robię to co muszę, no i tak jak i ty i pewnie wiele innych dziewczyn w naszym położeniu celuję właśnie w drzemki chłopaków, choć jak są obudzeni i aktywni to też niespecjalnie mi przeszkadzają, o ile nie są na czworakach i nie muszę za nimi biegać oczyma, bo wtedy trudno się skupić na tym co się robi i nigdy nie zrobię dobrze albo nie do końca. Najlepiej mi się pracowało jak jeszcze nie raczkowali, bo się ich upinało w leżaki, dawało zabawki, puszczo pozytywki, smoki w paszcze i można było zrobić mnóstwo rzeczy, a jak zaczynali marudzić to wystarczyło coś tam do nich mówić zza deski do prasowania (jakieś "No ciooo?") i był spokój, naprawdę. Teraz też umieją się sobą zająć, ale już nie tak długo. Jak się budzą na przykład, to potrafią sobie jeszcze poleżeć w spokoju i pozajmować się swoją ręką albo stopą czy czymś tam i na na szczęście nie jest tak, że się zrywają i od razu wołają, żeby do nich biec, także to jest mały plus.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość klemens hofbauer
A i wiesz co mnie jeszcze denerwuje? To że całe mieszkanie wygląda jak jeden wielki żłobek (kolejna porażka)! Te dziecięce rzeczy (szczególnie duże sprzęty) zabierają tak dużo miejsca, że jest po prostu ciasno, a wiadomo, że przy dwójce prawie wszystkiego jest po 2. Daj spokój, tragedia. :/ Pojęcia nie masz ile razy się o to potykam, albo staję z rozpędu gołą stopą na jakiś klocek albo inną 'bolesną' zabawkę, bo on są teraz na etapie rzucania wszystkiego i wszystkim o podłogę. Ał. No i dni, w które robimy kąpiel w wanience albo wiadrze to też poracha, bo oni tak teraz chlapią rękoma i wykopują wodę, że prawie wypływa na korytarz. Nie mamy wanny, a brodzik jest tak płytki, że prawie bez krawędzi, więc kąpią się na podłodze po środku łazienki i jest pobojowisko. Nawet podkładamy od jakiegoś czasu ręcznik pod wanienkę, żeby było mniej zbierania wody, ale ten też nie wyrabia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Moje bliznieta maja juz 3 lata i jest lepiej niz wczesniej. KRmienie, spacery to byl koszmar. Teraz dzieci same jedza, pieluchy tylko na noc. Potrafia sie juz czyms zajac sami. Maja swoje zainteresowania np. Malowanie, ksiazki, auta, bajki wiec idzie w spokoju cos zrobic. A rady mamusiek jedynakow sa wspanie i super przydatne ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość klemens hofbauer
Ale na pocieszenie napiszę, że ładnie się zachowują na zakupach. Podobnie jak na spacerze. Pewnie dlatego, że w sklepach zawsze tyle się dzieje, jest głośnio, są różni ludzie, różne komunikaty z radiowęzła, muzyka i siedzą grzecznie w wózku jak zauroczeni. Gapią się na wszytko i wszystkich z otwartymi dziobami. :) Rzadko jeździmy tak razem rodzinnie, ale jak nam się już zdarzy wyskoczyć np. wieczorem do Kaufla po pieluchy czy coś, to tak właśnie jest. W ciągu dnia czasem zachodzę z nimi sama do Rossmanna to też super, bo mogę nawet postać sobie dłuższą chwilę i poczytać etykiety, pooglądać różne rzeczy. Mam jednak świadomość tego, że nie zawsze będzie tak pięknie i że lada dzień będę unikała takich wyjść, bo przy każdej okazji i każdej półce sklepowej będzie wycie i "Maaaamaa daj!!!", "Maaama kce toooo!!!" "Łaaaaaa!!!" :o

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość klemens hofbauer
Gościu, budujące! :) Czyli jeszcze 2 lata z hakiem męki... A tak serio, to fajnie, że to napisałaś. Jakieś światło w tunelu. Wreszcie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość klemens hofbauer
Moje książki to na razie lubią ale gryźć. :) Są na etapie kosztowania wszystkiego i pakowania do buzi wszystkiego co w ręku.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
klemens hofbauer- witam ponownie:) Miło czytać:) I po Twoich dzisiejszych wpisach stwierdzam, że Ty jednak masz większy luzik:) U nas po obudzeniu od razu ryk! Po zjedzeniu ryk, bo już chcą się bawić, włazić na mnie, to na łóżko, to na szafki. Oczywiście nie obywa się bez potknięć, stłuczeń, guzów, więc co? Ryk! włażenie mi na kolana wygląda następująco: jeden włazi, bo chce się przytulić, drugi włazi, bo jest zazdrosny, w efekcie jedną reką trzymam jednego, drugą drugiego, ale to już im nie pasuje, więc RYK! Zakupy? Kochana, zapomnij! Pierwsze 5 minut w sklepie jeszcze jakoś wytrzymują, więc ja z wywieszonym jęzorem latam między alejkami w poszukiwaniu najpotrzebniejszych rzeczy, gdyż wiem, że mój czas jest ograniczony. Dzisiaj wpadłam na to, że generalnie te moje chłopaki oddzielnie są całkiem grzeczne, ale w komplecie- masakra! Jeden drugiemu przeszkadza, bije, wyrywa zabawki...i wycie, wycie, wycie! To jest to co męczy mnie najbardziej:/ Wczoraj wieczorem byłam pełna optymizmu... a dzisiaj? Od rana młyn i znów dzień jak codzień;/ U mnie natomiast te "jaśniejsze" strony, to: noce, bo w zasadzie od skończenie 3 m-ca życia nie jedzą w nocy- zdarza się, że jeden lub drugi się przebudzi w nocy z płaczem, ale to kwestia 2 minut przytulenia i zasypia. I jedzenie- szybko, sprawnie, (acz niesamodzielnie jeszcze), zero pogardy dla wszystkiego, co im zaserwuję:) Co do zabawek, to mam posegregowane ( a jakże:)) w trzech duzych koszach, natomiast bujaki, huśtawki, chodziki mieliśmy po 1 szt. i jakiś miesiąc temu moje bliźniaki bez żalu się z nimi pożegnały i wylądowały w piwnicy... i od razu luźniej:) Co do kąpieli- u nas wanna, więc ok, ale oczy dokoła głowy, bo próbują z niej wyłazić.... Mamo 3 letnich chłopaków- dzięki za pocieszenie:) Mam nadzieję, że i my kiedyś odsapniemy:) dzień w którym pójdą do przedszkola będzie chyba pierwszym moim "leniwym" dniem od porodu;/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
a i zapomniałam dodać najważniejsze- mnie, mimo, że należę do osób raczej ambitnych, pracowitych i nie bojących się wyzwań przeraża uczenie dzieci rzeczy typu: picie z kubka, samodzielne jedzenie, a na słowo "odpieluchowanie" reaguję wręcz alergicznie! Jestem tak zamotana w tym domowym kieracie, że każdy nowy obowiązek staje się rzeczą wręcz niemozliwą do wykonania, zero motywacji, zero zapału, zero cierpliwości, która jest przecież niezbędna:( Wiem, że muszę, ale gdzieś w głębi serca liczę, że stanie się to jakimś cudem poza moim udziałem:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Dziewczyny jestem mama roczniaka,mimo,ze mam tylko jedno dziecko to doskonale Was rozumiem,moje dziecko ma energii tyle,ze ja juz wysiadam,smiejemy sie z mezem ,ze to jest trener fitness ,zawsze w ruchu,a gdyby go pomnozyc razy dwa to niezla jazda bez trzymanki:) usmialam sie z Waszych opowiesci bo mozna powiedziec,ze pomimo zmeczenia,poczucie humoru Was nie opuszcza:)duzo cierpliwosci i trzymajcie sie tam:)pozdraiwam :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziękuję:) Tobie tez powodzenia! Opieka nad dziećmi nie jest łatwa, za jednym też się trzeba naganiać! Poczucie humoru to jedyne, co nie pozwala zwariować:) Chociaż u mnie najbardziej dopisuje, kiedy terroryści już śpią, w dzień bywa różnie:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość klemens hofbauer
Czy ja wiem czy taki luzik? Moje dzieci są po prostu trochę młodsze i dlatego mamy w tej chwili większe problemy z troszkę innymi rzeczami. Niech ci się nie wydaje, że u nas nie ma ryku :) O nie, nie, nie, nic bardziej mylnego. To że nie ryczą zaraz po przebudzeniu rano i z drzemki to akurat błogosławieństwo w tym całym rozgardiaszu, ale ryczą dokładnie we wszystkich pozostałych sytuacjach, które wymieniłaś. Teraz jak się uczą podciągać to upadki (i czasem guzy) zaliczamy regularnie co dzień i nawet jak nie ma ryku, to jest jęczenie i częste kwękanie. Podobnie reagują na komunikat "nie wolno" :o To samo jest jak tylko skończą jeść, albo już więcej nie chcą, bo nie wysiedzą dłużej w krzesełkach, a o unier********iu ich w krzesłach w porach poza posiłkami, żeby coś zrobić w kuchni albo w ogóle w domu to można zapomnieć :o Wytrzymują tak może 7 minut. Jeśli dłużej to jest znak, że coś jest nie tak i albo mają gorączkę albo jakąś infekcję, albo udziela im się wyjątkowo niskie ciśnienie :P (może zabawne, ale to akurat prawda, bo jak słabną im baterie to nigdy nie bez powodu) Zazdrości u nas jeszcze nie ma o przytulenia, bo jeszcze nie za dobrze kumają ideę przywiązania do matki i chętnie lgną do wszystkich, którzy zaoferują niezmordowany grzbiet, na który można wskoczyć :) albo ręce, które można wykorzystać do pobujania dupska ;) A z płaczem to budzą się tylko w nocy albo zaczynają pojękiwać jak nikt od razu nie zareaguje i nie wyrwie z łóżka, no i kiedy mamy katar, idące zęby, temp., ból brzucha, albo jakąś infekcję, ale to chyba klasyka... Mam za to problemy, których ty już nie masz, bo moje dzieci są jeszcze mniej samodzielne niż twoje, które już chodzą i mogą sobie brać różne rzeczy, łatwiej je ubrać na stojaka, mniej krzyż boli bo nie trzeba tyle przenosić, są sprawniejsze manualnie. A co do zakupów, to wiem, że stopniowo zbliżamy się do tego co ty aktualnie przerabiasz :) Po prostu mam trochę mniejszą dziatwę i na innych etapie rozwoju, ale o tym już wyżej pisałam. Wiem, że takie zakupy za pół roku to może być szaleństwo, więc teraz jestem szczęśliwa, że jest przejściowo fajnie i korzystam jak tylko jest okazja. Moje się jeszcze trochę można powiedzieć ignorują, a jak jeden któremuś przeszkodzi, wpadnie na niego, albo uderzy to nigdy nie celowo ani nie świadomie. Przejmowanie zabawek a nawet jedzenia i smoczków i automatycznie wkładanie ich sobie do buzi (strasznie śmieszny widok nota bene) :) zdarza się często a nawet nagminnie, ale nie są to zachowania świadome, raczej odruch, chwilowe zainteresowanie. Druga strona czasami jęknie z niezadowolenia, ale szlochów nie ma, często wpada w chwilową konsternację ;) i przygląda się biernie z zaskoczenia a może zdziwienia, ale szybko zajmuje się czymś innym i pełźnie w inną stronę. To jeszcze nie ten level, żeby robili sobie na celowo złość. A zabawki też mamy posegregowane (dla odmiany w wiadrach), ale w praktyce zawsze kończą na podłodze a dzieci jak wiadomo po sobie nie posprzątają, bo małe, więc cały ciężar spada na nasze barki, a nam się nie chce słowo daję zbierać wszystkiego kilka razy dziennie ze świadomością, że za godzinę znowu wszytko wyląduje równo pod nogami, bo chłopaki wszytko teraz rozwalają, rozsypują, rozrzucają i wywlekają. A duże sprzęty nadal są pod ręką, choć już coraz rzadziej używane, ale jeszcze się przydają, no i część faktycznie jest po 1 sztuce, ale leżaki akurat są 2, to samo 2 foteliki, 2 krzesła, 2 pchacze, plus sporo dużych zabawek pojedynczo, ale jak to razem zebrać to robi się koszmarne zawalisko (nie licząc 2 wózków-kolubryn w przedpokoju). Nie ma zresztą pomieszczenia w domu, w którym nie byłoby jakichś dziecięcych rzeczy, począwszy od kuchni, na kiblu skończywszy. No normalnie żłobek jak się masz. :D Ok, muszę już kończyć (włączyła się "syrena") ;) Wpadnę jutro o tej samej porze co dziś, czyli jakoś po 20-stej Pa!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej. Jestem mama 28 miesiecznych blizniat i prawie 3 miesiecznego maluszka:-) jak juz wreszcie zaczelismy odzywac i odpoczywac po tej walcw o przetrwanie przez poltora roku okazalo sie.ze jestem w ciazy.a teraz momentami jest hardcore.owszem najgorszy jwst czas do poltora roku potem jest bunt dwulatka.u nas trwa do teraz spotegowany zazdroscia o braciszka.jednak widze.ze jest coeaz lepiej.jedza sami.potrafia sie bawic.rysowac.skupic na bajce.ukladac klocki.najmlodszy synek jest tak spokojny i pogodny.ze przy nim sie odpoczywa.budzi sie raz w nocy i gdyby nie kolki popoludniamk to luzik.blizniaki przez 22 mce budzily sie w nocy na jedzenie az powiedzialam dosc.i z calym szacunkiem dla mam jedynakow ale zadna nie wie i nie ma zielonego pojecia co znaczy wychowywac blizniaki!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
a tak z ciekawosci-leczylyscie sie, czy tak calkiem naturalne te blizniaki? :) sama mam synka i m.in. To, ze zawsze jest mozliwosc ciazy mnogiej skutecznie mnie odstrasza od staran o drugiego potomka

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja blizniaki mam z in vitro a mlodszego synka z ciazy naturalnej.a ponoc nie moglismy miec dzieci:-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Mama Bliźniaczek
Hej Bliźniakowe Mamy! Dołączam do tematu jeśli można. :) Jestem mamą 21 miesięcznych dziewczynek. Są cudowne choć nie raz doprowadzały mnie do pasji (wyciem) ;) Dla mnie najgorsze były pierwsze 3 m-ce. Nic nie pamiętam tylko ryk jednej z nich i przez to nie przespane noce. Potem były kolki itd. A teraz jest już duuuużo lżej. Potrafią się ładnie zająć sobą, przytulają się do siebie i ciągną za włosy lub gryzą,biją,zabieraja sobie zabawki itp. Jest czasami kolorowo,ale kto z nas nie ma gorszych dni.... Każdy. Podsumowując, z biegiem czasu naprawdę jest lepiej. Trzeba tylko dużo z dziećmi rozmawiać a one mimo że nie odpowiedzą to zrozumieją. Pozdrawiam wszystkie "walczące" Mamusie! :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość klemens hofbauer
Hej, hej, melduję się dziś i ja. Aniela, jak macie wannę to pomyślałam, że może przydałyby wam się wkładki unier******ające dla dzieci - takie jakby siedziska/krzesełka na przyssawki. Chyba OK Baby je robi i chyba jeszcze jakiś producent. Na pewno widziałaś je kiedyś gdzieś, jak nie w sklepie to w necie. W Mothercare pamiętam, że widziałam takie maty na dno wanny z dwoma zintegrowanymi takimi dziadziskami pomyślanymi właśnie pod kątem rodzeństwa albo bliźniaków. Poszukaj w necie i zobacz jak to wygląda. Ja jak bym miała wannę to pewnie bym jakieś unier*******cze kupiła, bo nie chciałoby mi się tak siedzieć na podłodze i chwytać każdego co sekunda za ramię żeby nie fiknął i nie rozbił głowy. Mamo roczniaka dzięki :) i ty też się trzymaj! Aga ty to masz jeszcze 'weselej' w takim razie niż my :) Weź no nas już nie strasz buntami dwulatków bo przedwcześnie osiwiejemy :P Huh. Głęboki oddech. Długo się te twoje dzieciaki budziły w nocy na jedzenie, wiesz? A nie próbowałaś czegoś z tym zrobić? Jakoś zagęszczać im ostatniego mleka? Jak wyglądają ich zęby po tak długim okresie nocnego jedzenia? Moje też się jeszcze budzą, ale są młodsze, w każdym razie mamy już po kilka zębów i się o nie boję, dlatego daję wodę jak się obudzą a nie mleko. Jestem na tym tle dosyć mocno przeczulona, bo mój młodszy kuzyn miał jako dziecko okropne uzębienie. Wszyściutkie mleczaki brązowe od próchnicy. Strasznie to wyglądało. Gościu u nas są naturalne, żadne in vitro, ale nie powinnaś sobie wmawiać, że ci 'grożą', bo ciąże mnogie to jednak tylko niewielki odsetek wszystkich ciąż. Praktycznie rzadkość. Tym bardziej jeśli w twojej najbliższej rodzinie nie było takich przypadków. Mamo bliźniaczek, no wreszcie jakieś dziewuchy w tym temacie :) My też przerabialiśmy kolki. Wiem jak to jest.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×