Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość nietaknietak

Nie mam juz sily

Polecane posty

Gość nietaknietak

Mam 27 lat i tę świadomość, że nigdy nic nie dokonałam. Wszystko, czego się tykam, zamieniam w g***o. Nie potrafię skończyć to, co zaczęłam. Prawie rok temu przeniosłam się do Warszawy z myślą, że może jakoś mi się tu uda, że może jakoś sobie poukładam życie - znajdę pracę, jakąś małą stabilizację. Tak się, oczywiście, nie stało - mam jakieś 12 tysięcy długów, nie mam pracy, ubezpieczenia, nic. Nie mam też już żadnej nadziei, nie widzę dla siebie żadnej szansy. 4 lata temu przeżyłam załamanie nerwowe, chodziłam na terapię, leczyłam się psychiatrycznie. Nie było łatwo, ale wtedy wierzyłam, że jeszcze jestem w stanie się pozbierać. Z moimi problemami jestem zupełnie sama - nikt nie wie, co się dzieje, w jakiej d***e jestem, bo nie potrafię już o tym nikomu powiedzieć. Moi rodzice myślą, że pracuję, że jakoś mam to poukładane. Jasne - mogłabym im powiedzieć o moich problemach - być może by mi pomogli. Ale ja już nie mam siły po raz kolejny być rozczarowaniem, wstydem. Nie mam siły na wyrzuty, pytania. Nie mam siły mówić. W sylwestra zostałam sama w domu. Myślałam, że w samotności się wyciszę, zrelaksuję, ale zaczęła mi bić palma. Chciałam sobie coś zrobić. I wtedy postanowiłam sobie dać szansę. Pojechałam do Ośrodka Interwencji Kryzysowej. Trafiłam tam na młodą dziewusię, którą moje problemy ewidentnie przerosły. Ale trochę się wygadałam, trochę ulżyło. Na drugi dzień umówiła mnie do psychologa, który po 20 minutach rozmowy ze mną wezwał karetkę. Panowie zabrali mnie do psychiatryka. Kobieta rozmawiała ze mną jak z kimś upośledzonym umysłowo. Że jakbym chciała się zabić, to bym się zabiła - czyli nie jest tak źle. Bo nie od dziś wiadomo, że jest szkoła, która widzi, że był problem dopiero po udanej próbie samobójczej. Nasłuchałam się tekstów w stylu, że nie jest tak źle, że to nie jest sytuacja bez wyjścia i że przesadzam. Odmówiłam hospitalizacji. I koniec. Zamknęły się za mną drzwi szpitala - rób, co chcesz. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że potrzebuję wrócić na terapię, ale nie mam na to pieniędzy. Nie mam na nic pieniędzy. Nawet na to, żeby kupić leki nasenne przez Internet. To wszystko jest tak kuriozalne i żałosne. Ja po prostu marzę o tym, żeby zasnąć i już nigdy się nie obudzić. Ktoś powie, że jestem egoistką i tylko przysporzę bliskim problemów. Wierzcie mi, że za życia przysparzam ich dużo więcej. Nie widzę już dla siebie żadnego wyjścia, żadnego rozwiązania. I napisałam ten temat, bo chciałam to wszystko napisać. Możecie mnie zjechać, potępić, wyśmiać - Wasze prawo. Moim prawem zaś jest to, by nie chcieć już takiego życia, którego już nawet nie umiem i tak naprawdę nie chcę zmienić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
zawsze znajdziesz kogos kto chetnie sie pozywi padlina 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
chodź przytulę Cię 🌻 27 lat wszystko przed Tobą ;) uwierz w to jeszcze nie raz będziesz miała upadki i wzloty ale takie jest życie... będzie dobrze

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nietaknietak
Ile to już razy myślałam, że wszystko przede mną... I nie było to nic dobrego. Tyle nadziei zawsze we mnie pokładano - że bystra, zdolna, inteligentna. I co z tego, skoro jestem nieudacznikiem? Skoro niczego nigdy nie dokonałam?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Niewiem czy jeszcze jesteś ale moze to przeczytasz.Nie powiem nic nowego,wiem tylko że będzie sie to jeszcze bardziej pogłębialo bo z tego co piszesz to nie robisz właściwie nic by zmienić twoja sytuację.Kiedyś ktoś powiedział "JEŻELI CHCESZ COS ZMIENIĆ W SWOIM ŻYCIU TO MUSISZ COŚ ZMNIENIC W SWOIM ŻYCIU" A ja czuję z twoich wypowiedzi że ty wlaśiwie nic nie robisz żeby sobie polepszyć.Jezeli będziesz liczyć dalej na innych że c***omoga to jesteś w błędzie.Nikt za uszy cię ciągnąć nie bedzie.Jeżeli sama coś ze sobą nie zrobisz(i tu proponuję w chwilach wolnych poczytać ksiązki pozytywnego myślenia)to nikt cie nie zmieni dopuki ty sama się od wewnatrz nie zmienisz !!!!!!! Przestan żyć przeszłością i zacznijżyć terazniejszością,od nowa zacznij szukac pracy kup sobie jakąś tanią bzdurę ale taka która c**przyspoży trochę radości zrób sobie spacer dotleń się.Uzalanie się nad sobą w niczym ci nie pomoże i żadne pocieszenia ludzi bo po powrocie znowu zostajesz ze swoimi myślami i ze sobą.A skoro sobie sama ze soba nie radzisz to to się będzie poglębiać.Zmień nastawienie myśl POZYTYWNIE

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
mozesz podac gg?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nietaknietak
Próbowałam zmienić. I z tych prób mam długi, zgryzoty, siwe włosy. Nie wiem, może po prostu nie nadaję się do tego, by umieć normalnie funkcjonować i ogarniać życie? Nic już nie robię, bo po co, skoro i tak mi się nie udaje? Skoro i tak nie umiem wygrzebać się z tego bagna, w którym jestem? Skoro i tak już nie mam na to siły i nadziei na pozytywny efekt moich działań?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
dawno na gg z nikim nie rozmawiałam więc chyba mam juz nie aktywny,wogóle to nie pamietam juz chasła przykro mi

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nietaknietak
Nie mam gg. Nie używam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Skoro już nie masz sily to jedyne co możesz zrobić to dalej sie użalac nad sobą.Nikt i nic ci nie pomoże NIESTETY szkoda ze tak chcesz.Ale to twoja decyzja...długi masz bo za dużo wydawalaś i to wcale cie nie ratowalo.Jeżeli nie zaczniesz ratować swojej psychiki to wczesniej czy puzniej spadniesz na dno i to tylko na wlasne życzenie.Powtarzam jeszcze raz,zrub coś dla siebie co lubisz,wyobraż sobie że w środku w tobie jest małe dziecko któer czeka żeby sie nim zaopiekować.Pomyśl sobie co bys zrobila żeby był szczęsliwe?Bądz w końcu szczęliwa narazie na niby ale spróbuj sobie to wyobrażić.To zmienia myślenie,zaraz poprawi ci się chumor.Zacznij złe myśli zastępować dobrymi np gdy czujesz się przygnębiona poszukaj w radju muzyki ktorą lubisz.Zrub sobie kawe jezeli cię to odpręzy,zacznij od malych żeczy nie musisz odrazu wydawac pieniędzy żeby poprawić chumor SZCZĘŚCIE JEST W KAŻDYM TYLKO NIE KAZDY LUBI SZCZĘSCIE sa tacy ludzie jak ty któży lubią siężle czuć i nic nie zrobią bo po co jaeszcze poczuli by sie dobrz i co dalej.....co wtedy.....niebedą wiedzieli jak sie zachowac ...co zrobić....lepiej sie użalać wtedy dopiero czują się dobrze Pomyśl czy ty właściwie to tego nie lubisz?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
autorko ja mam gorzej od Ciebie... fobia społeczna, 30 lat na karku, nigdy nie pracowałam, na utrzymaniu rodziców, też nie mam ubezpieczenia bo jak mam iść do urzędu pracy to zaraz mi się słabo robi taki stres... Ale jakoś żyję mimo wszystko, jeszcze w psychiatryku nie wylądowałam, nie chciałam się zabić bo to i tak nic nie da, tylko rodzice będą cierpieć, pomocy też nie szukam bo i tak nikt mi nie pomoże. Nie nadaję się do żadnej pracy, jestem niekomunikatywna, nie umiem się sprzedać. Nic mi się nie chce ale jakoś żyję... Może gdzieś na produkcję bym się nadawała ale nie mam znajomości, żeby mnie ktoś wkręcił, a na rozmowie kwalifikacyjnej nie mam szans. Zresztą w tym wieku bez doświadczenia zawodowego to aż wstyd, wiadomo jak ludzie na to patrzą.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nietaknietak
Ja nie wydawałam pieniędzy, żeby poprawić sobie humor, tylko wydawałam je na przeżycie - to raz. Dwa - pozytywne myślenie i naklejanie sobie na mordę uśmiechu, że przecież nic się nie dzieje, jest fajnie, a życie to piękny cud, nic nie zmieni. Przez wiele miesięcy udawałam, że nic się nie dzieje, odkładałam myślenie o moich problemach na przysłowiowe jutro i w jakim stanie teraz jestem? Jestem wrakiem człowieka, który ostatkami sił udaje przed wszystkimi wokół, że wszystko gra. Przeżyłam najgorsze święta w moim życiu - na zewnątrz uśmiechałam się, a w środku miałam ochotę wyć i modliłam się tylko o to, żeby nie pęknąć i nie wpaść w histerię. Tak. Mam teraz ochotę spakować się i pojechać do mamy i taty. Znowu. Żeby się ktoś mną zaopiekował, pomógł mi. Ale nie mogę tego zrobić. Tyle razy już ich zawiodłam, sprawiłam im ból, przyniosłam wstyd, że ja się boję, że gdybym powiedziała im prawdę,to by ich wykończyło. Boję się zobaczyć w ich oczach ten zawód, że po raz kolejny dałam d**y, okłamywałam ich. Że po raz kolejny przegrałam. Przed wszystkimi się tego wstydzę. Ale przede wszystkim przed sobą. Gdybym miała jakieś piguły, to bym je połknęła i po krzyku. Po problemach. I nie tylko moich.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Moi rodzice też są załamani moim nieudacznictwem, ale chyba już się z tym pogodzili... Twoi też na pewno to zrozumieją, jedź do nich, nie wstydź się. Ty i tak jesteś w lepszej sytuacji ode mnie. Bo ja nie mam w ogóle szans na pracę, a Ty zawsze coś znajdziesz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nietaknietak
Nie. Już wyczerpałam limit dobroci, zrozumienia, przebaczania.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Trzymaj się, nie rób nic głupiego. Ja w mojej sytuacji to już 10 razy powinnam się zabić, no bo po co żyje ktoś taki jak ja? Bez pracy, na utrzymaniu rodziców w wieku 30 lat? Też mam czasem głupie myśli. Ale i tak każdy umrze więc po co to przyśpieszać?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Rozumie cię że z pozytywnego myślenia sie nie da przezyć ale jeżeli będziesz sie zadręczac to też nic nie zmienisz i jeszcze bardziej będziesz przybita.Proponuję c***ozytywne myslenie dlatego że z dwojga zlego lepiej myślec pozytywnie niż sie zadręczać.Nie musisz wcale chodzić z przyklejonym usmiechem ale to jak sie czujesz wewnątrz jest zaraz odbierane na zewnątrz.To sie czuje czy ktos jest orzybity czy nie.I wlasnie o to mi chodzi że jeżeli bedziesz sie starac być pozytwnie nastawiona do żytcia to zdziwisz sie jak szybko zadziała to w druga strone i zacznie ci się żyć lepiej.To jedno.a drugie to to że nigdy nie jest tak żle zeby nie moglo byc gorzej.Spróbuj odnowa szukac pracy,na poczatek byle jakiej wyjdziesz wtedy do ludzi a przez ludzi dojdziesz moze do lepiej platnej pracy i.t.d.Ja chodzilam po biurowcach składałam podania wszędzie gdzie sie dało,wiem że jest ciężko znaleśc prace ale kto nie prubuje ten nic nie zyskuje.Nie poddawaj się i proszę wypożycz z księgarni jakąś ksiązkę zmień swoje nastawienie do życia,sama nie dasz radę musisz sie czymś posilkować.Udreka niszczy nie tylko psychikę ale może powodowac choroby.Luiza HAY pięknie o tym pisze,może na początek przeczytaj jej książkę.Miała przekichane dzieciństwo była gwałcona przez partnera swojej mamay miała dośc zycia i chciala popełnić samobujstwo żyła na ulicy przez jakiś czas ale prubowala zmian i ......przeczytaj to sama ocenisz czy aż tak źle masz że sie nieda nic już zrobić.Powodzenia Trzymam kciuki napewno dasz rade sprubuj jeszcze raz coś zrobić.Tylko ty możesz coś zmienić,zmieniaj

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Też mam 27 lat, tez mi nie wiele w zyciu wyszlo, 2 lata temu przenioslm sie do warszawy ale nie wiele to zmienilo. Dodatkowo mam corke 3 lata i faceta. Wiem przez co przechodzisz. Wydaje mi sie ze mamy ze soba wiele wspolnego moje gg 10151261

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do tej analfabetki
O matko ty pracujesz? Kto cię zatrudnił analfabetko i jeszcze do biura? Przecież ty nawet pisać po polsku nie umiesz głąbie. No i widzisz autorko, tak to jest, mulice co robią byk na byk, a pracę mają, a Ty mądra, inteligentna, pisać potrafisz, a pracy nie masz, takie to życie niesprawiedliwe. Ta wyżej to jakiś kompletny debil, tylko do sprzątania się nadaje (nie obrażając sprzątaczek), a pewnie ma dobrą ciepłą posadkę w biurze po znajomości albo zrobiła loda szefowi, bo nie wiem kto zdrowy na umyśle by zatrudnił taką analfabetkę co robi byk na byk, na miłość boską przecież to się nawet podkreśla w przeglądarce, że jest błąd, a ona jest taka upośledzona, że nawet o tym nie wie i nie poprawi no ale PRACE W BIURZE MA :D maaaaasssaaaakrraaaaaa

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
teraz widze z gg nie uzywasz moze maila c***odam alicja.marczak@wp.pl jesli bedziesz chciala pogadac to napisz :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nietaknietak
Jestem tak wybitnie nie w formie, że nawet nie chce mi się przydupczać o błędy, co normalnie robię. Ostatecznie mam gorsze problemy niż czyjaś ortografia ; )

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Może i innternetową analfabetka jestem bo jak chce coś szybko napisać to po prostu piszę i nie zawsze popatrze na to co napisalam ale to nie grzech.Za to zielenego pojęcia nie masz gdzie pracuje i jak byś była troche inteligętniejsza to pomyslała bys że podania sklada sie w biurach i to wcale nie oznacza że przez to wszyscy pracują w biurach.I własnie takie opinie jak twije są chore mówisz i oskarżas zkogoś puszczając słowa na wiatr tyle sa warte.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
alicja czy to do mnie napsałaś?Mam teraz pseudonim "internetowa analfabetka" fajny co? :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nietaknietak
O Jezu, no nie każdy jest Bralczykiem czy Miodkiem. Owszem - świat byłby piękniejszy, gdyby wszyscy na co dzień posługiwali się literacką polszczyzną, no ale... Jest, jak jest. Zresztą - ja niby umiem się wysławiać, sklecać ładne zdania i co z tego mam? NIC. Także - jak się okazuje - poprawność językowa to słaba karta przetargowa w walce o przetrwanie ; ).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Niepotrzebnie zrezygnowałaś z leczenia szpitalnego. Może postawiliby Cię na nogi. Tobie się wydaje, że wszystko wiesz lepiej, ale zawsze wychodzi jakoś nie po Twojemu, hm? Skąd się biorą Twoje problemy? Wydaje mi się, że musisz poszukać wparcia. Wyobrażasz sobie, że Twoje samobójstwo byłoby końcem zmartwień? Jaka niesprawiedliwa jesteś wobec swych rodziców! Mój kuzyn powiesił się niedawno. Nie masz pojęcia, nie wyobrażasz sobie bólu jego rodziców i rodzeństwa. Mijają miesiące, a u nich ciągle atmosfera jak w grobie. Nie wstydź się powiedzieć rodzicom prawdy. Wróć do domu, odpocznij , znajdź terapeutę. Sama nie dasz rady, nie umiesz obiektywnie spojrzeć na własną sytuację.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Dzięki nietaknietak, to co napisałas to wlasnie jest pozytywne nastawienie...widze że nie jest z tobą tak żle widzisz pozytywne elementy życia myśle że wszystko co najlepsze jeszcze przed tobą tylo chciej prubować zmian. :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nietaknietak
No wiesz, Magda, ta psychiatra, która ze mną rozmawiała, tak naprawdę nie widziała wskazań, by zatrzymać mnie w szpitalu. Bo mogą Cię do tego przymusić. Wiesz, jak weszłam z panami z karetki do szpitala, salowa spytała,dlaczego mnie tu przywieźli. Lekarz odparł, że nie chce mi się żyć. Na co ona - "A CO, SYLWESTER SIĘ PANIUSI NIE UDAŁ?". Potem pobłażliwe traktowanie przez panią doktor. I jakbym miała zostać w szpitalu, w którym traktuje się mnie jak retarda, z którego można mieć co najwyżej podśmiech*jki? Tak, wiem, że powinnam chodzić na terapię. Już kiedyś przecież chodziłam. I sama zrezygnowałam. Na odchodne jeszcze usłyszałam od terapeutki, że teraz czuję się lepiej, ale pewnego dnia znowu mi się wszystko pierdzielnie,bo wielu rzeczy nie zdążyłyśmy przepracować. I najśmieszniejszy w tym wszystkim jest to, że ja jestem tego świadoma. W 100%. Że znam swoje mechanizmy, wiem, z czego wynikają (nawet ta psychiatra dziwiła się, że mam aż taką samoświadomość i musiałam mieć dobrą terapeutkę), ale nic z tego nie wynika, bo nie mam nad tym kontroli. Tak, zdaję sobie sprawę z tego, że to byłby cios. Jestem jedynaczką. Ale też mam to poczucie, że nic dobrego nie umiem ofiarować i jakaś część mnie wierzy, że jak mnie już nie będzie, to będzie lepiej. Trochę popłaczą, pobędą w żałobie i jakoś to wróci do normy. Nie wiem. Chyba więcej bólu sprawia moje życie niż nieżycie. Sama ze sobą też się kiepsko czuje. Mam zerowe poczucie własnej wartości. Czuję się niewystarczająca - niewystarczająco inteligentna, zaradna, ładna. Jak przeciętniak. Tyle, że większość przeciętniaków jakoś daje sobie radę. Więc to, co sobą reprezentuję, jest pewnie nawet poniżej przeciętnej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie mam juz sily -może tak byś zaczęła od polubienia siebie samej.W tym tkwi problem.Jak przestaniesz na siebie patrzeć złym okiem i porównywać się z innymi,to zobaczysz,że nie jesteś tą,za jaką się uważałaś.Poniżej przeciętnej.Nie zabiłaś nikogo, więc wszystko można ułożyć na nowo.Życie to ciągła walka i dopóki nie przegrasz, trzeba walczyć.Uwierz,mam i więcej lat i długów,wiem co mówię.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Profesjonalizm personelu szpitalnego to najczęściej kpina. Zwłaszcza personelu niższego i średniego stopnia. Przykro mi, że miałaś takie doświadczenia. Ale to nie może powstrzymywać Cię przed szukaniem pomocy. Twoje poczucie własnej wartości nie wytrzymuje konfrontacji z otaczającą Cię rzeczywistością. To nie tak, że brak Ci inteligencji, aparycji i umiejętności społecznych. Ale też nie tak, że świat się sprzysiągł przeciwko Tobie. Piszesz, że do niczego się nie nadajesz. Prawdopodobnie jest dużo rzeczy, które możesz z powodzeniem robić, ale do tego trzeba mieć porządek w głowie. Dlaczego nie chcesz mieć kontroli nad tym, co Ci się przydarza? Musisz zrozumieć, że sama dla siebie jesteś najgorszym wrogiem. Z jednej strony hołubisz wyobrażenie o swej wyjątkowości, z drugiej pogardzasz swą słabością i poddajesz swą wartość w wątpliwość. W rezultacie masz w głowie chaos, przez który co chwilę się potykasz, tracisz wiarę i motywację. Jeśli kochasz swoich rodziców, zaufaj im i poproś o pomoc. Jesteś jedynaczką, przecież oni nikogo nie kochają jak Ciebie! Daj sobie szansę, wróć do nich, idź do lekarza i pozwól zrobić z sobą porządek.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nietaknietak
Nie wiem. Zwrócenie się do nich o pomoc przerasta mnie. Boję się też, że ich również może to przerosnąć.Boję się wyrzutów, pretensji. Boję się spojrzeć im w oczy i powiedzieć prawdę. Przyznać, że to wszystko to znowu był stek kłamstw, że po raz kolejny ich zawiodłam. To takie cholernie trudne - mieć tę świadomość, że jest się porażką swoich rodziców. Bo na pewno tak by o mnie pomyśleli. Nigdy nic mi w życiu nie brakowało, miałam warunki, dobrze się zapowiadałam, pokładano we mnie wielkie nadzieje. Sęk w tym, że nigdy nie miało to przełożenia na moje życie. Tak, wiem, że potrzebuję pomocy - rodziny, przyjaciół, specjalistów. Ale nie umiem o nią poprosić, bo to oznacza, że musiałabym to wszystko powiedzieć, wysączyć z siebie jak śmierdzącą ropę. A to mnie przerasta.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wiesz, z Twojej sytuacji można wywnioskować, że rodzice jakoś jednak wychowawczo nie podołali. Bo wrodzonych zaburzeń psychicznych raczej nie masz. Jedynaczka chowana w cieplarnianych warunkach. Wychuchana nadzieja rodziny. Nikt nie oczekiwał od Ciebie samodzielności do momentu osiągnięcia "teoretycznej" dorosłości. Tyle, że Ty tylko teoretycznie byłaś gotowa. Ty tak myślałaś, rodzina tak myślała, ale wcale tak nie było. Cóż... Ty pierwsza się zorientowałaś, że rzeczywistość jest brutalna i cała teoria, którą Twoja głowa jest załadowana na niewiele się przyda bez praktyki. Pierwsza porażka, druga... Potem nauczyłaś się robić dobrą minę do złej gry i kłamać. Nie wiem, może powinnaś udać się do poradni z rodzicami? Domyślam się, że od moich pomysłów włosy Ci dęba stają. Nie wiem, jak bardzo mylę się w ocenie sytuacji. Ale myślenie "do niczego się nie nadaję" prowadzi donikąd. Tak trzeba wycisnąć śmierdzącą ropę. Ale tak porządnie. Specjalistycznie. I mama i tata powinni przy tym być. A potem będzie już tylko lepiej. Ale warunek jest taki, że zrobisz to porządnie, bez kłamstw, skrótów i prób na własną rękę. Bo co z tego że Ty wiesz, co jest nie tak, jeśli nie umiesz sobie z tym poradzić? Znam taką jak Ty osobę. Teraz jest już z nią dobrze, ale bardzo długo źle się działo. Jej matka zachorowała na serce od jej wybryków. Nawet nie wiesz, jaką jest teraz radością dla swych rodziców, po latach zmartwień i szarpaniny. Ma teraz własną rodzinę i jest w końcu szczęśliwa, choć twierdzi, że potencjał, który w niej drzemie nie został jeszcze zrealizowany;) Ale "żeby sięgnąć nieba trzeba mieć mocne nogi żeby się wybić":D Tak mi kiedyś powiedziała. Trzymam za Ciebie kciuki. ps Jak i gdzie spędziłaś święta?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×