Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Jestem za głupia na studia

Polecane posty

Gość gość Agata
Czesc. Napisz do mnie na maila. Co postanowilas. Jestem bardzo ciekawa bo jestem w podobnej sytuacji.. Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Moja sytuacja wygląda niemal identycznie , moje odczucia są tożsame. Teraz jestem na budownictwie, byłam na biolchemie. Chciałabym wiedzieć jaki problem we mnie tkwi, bo większość osób nie uważa mnie za głupią, a ja myślę, że taka jestem. Chciałabym wiedzieć skąd ten problem i go rozwikłać. Ponieważ zdajesz się być moim lustrzanym odbiciem, myślę,że słysząc twoje historie i poznając Ciebie mogłabym dowiedzieć się jaki problem nas dotyczy , bo myślę, że żródło naszych problemów może być podobne. Myślę, że powinnyśmy się skontaktować.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Morelowa

Po przeczytaniu tych wszystkich komentarzy.

Trochę mnie to pociesza, bo w sumie wiem że nie tylko ja tak mam.

Ja też niezła aparatka jestem. Ale bardziej złożona. 

Pisałam maturkę - uwaliłam z matmy . Drugi rok - zaledwie 32% podstawa . Wyniki Maturalne słabiutko poszły, baaardzo. Ale jednak skoro potrafiłam się nauczyć SAMA na te 32% znaczy że można . Że można się jednak nauczyć jeśli się tego chce, że można osiągnąć wszystko jeśli się bardzo o to postarać . Udowodnić że można . Sobie , wszystkim . Każdemu . 

No .

Teraz to ewentualnie można zapłacić za warunek z materiałki 🙂 Matematyka, Fizyka i inne przedmioty które są na kierunku inżynierskim(Energetyka) jakoś poszły. Więcej szczęścia niż rozumu (magiczna litość do przepychania i 3 na szynach) - dosłownie i niestety . Gdzieś ta fantastyczna myśl na początku "że można" umknęła , pękła jak bańka mydlana, myśl że ktoś jest ode mnie lepszy , że ludzie sobie lepiej radzą przy małych wysiłkach nawet przy 80% nieobecności na obowiązkowych wykładach , a ja zarzynam się wyrywając sobie włosy , czasem wrzeszcząc sama na siebie z bezsilności , nieraz nie byłam w stanie czegoś przeczytać bo opuchnięte oczy od maratonu płaczu , wypożyczone 35 książek - nauka -  nieraz zaledwie 2h snu i nic nie wychodzi . Kompletnie nic . Ciągnę teraz II semestr. Pojawiły się na prawdę nieciekawe zajęcia, laboratoria ? Trzymajcie mnie. Zamiast iść z ciekawością na nie, to niestety krok w krok uwalam wejściówki , na które przygotowuję się czasem odczuwając katusze. Czasami z chłopakami z kierunku  głośno myślimy i zawsze jestem w stanie powiedzieć o wiele więcej niż Oni ale no niestety . Właśnie Oni zawsze wchodzą . Ja nie. I to jest wkurzające. Wtedy się wszyscy dziwią dlaczego ja też nie zdałam wejściówki. Może to jakaś trochę złośliwość wykładowców ? Że jestem sama na 12 chłopaków ? Określam się jako pechowa 13. Hmn . Do tego mam problemy neurologiczne. Funkcje poznawcze znacząco się stępiły . Wszelkie suple na poprawę pracy mózgu nie działają . Sprawdzony chyba jest już cały asortyment w aptece . Przez te studia nic tylko wpędziłam się w jakąś chorą pętlę . Z jednej strony mam już tego wszystkiego po dziurki w nosie. Najchętniej już nigdy nie postawiłabym nogi na Uczelni , tak cholernie się źle na niej czuję, jestem zmęczona , na prawdę . Psychicznie. Do tego te spojrzenia . Że pytana o coś nigdy niczego nie wiem ( prawie wszyscy po technikum, ja beznadziejne LO mundurowe, dzięki chorobie która wyszła w trakcie nauki - mogłam sobie co najwyżej pospacerować w desantach - o pracy w służbie zapomnij) Co z tego że poczytam, wykuje się tego tamtego na pamięć jak trzeba to rozumieć , mieć do tego dryg. Nie mam kompletnie żadnej praktyki . Z drugiej strony , zrezygnować - jest mi wstyd i dla mnie jest to katastrofa . Co powiedzą inni to mniejsza tragedia . Co ja będę - jak już to robię , sądzić - że się do niczego nie nadaję (porwała się z motyką na Słońce ...ka, w gębie taka mądra a na sesji i kolokwiach to ...) i jestem w dramatycznym położeniu. Wszyscy coś rozumieją tylko nie ja. Że robię z siebie ofiarę losu . I tak w kółko . Zmiana kierunku ? Mówią że lepiej w I roku . Ale na co mam iść ? Na pedagogikę ? Wszystko fajnie ale jestem przerażona. Może kierunek jest fajny tylko że to praca z innymi ludźmi, najczęściej ze szkrabami. W rodzinie wiele małych dzieci ale jakoś tak nie potrafię z Nimi się bawić, rozmawiać. Nie ciągnie mnie do tego aż tak by się tym zajmować zawodowo. Sama chciałabym mieć dzieci - jasne - ale boję się że sobie bym nie poradziła z innymi. Brak mi podejścia do innych dzieciaków  . Poza tym nie jest to zgodne z własnym kreowaniem własnego JA w przyszłości  . U mnie w mieście ponad 250 osób jest na tym kierunku . Studiuje, ale kto pracuje potem w zawodzie to inna sprawa, wszędzie plecy , wszędzie znajomości ... Wyjazd do innego miasta powyżej 200 km nie wchodzi w rachubę , za granicę również - jestem uziemiona w Polsce póki nie znajdą dla mnie leku "remedium" do końca życia (Nie znajdą - koncerny farmaceutyczne mają ok 14.000 zł. miesięcznie z refundacji leków zapobiegawczych dla osób takich jak ja)  Od października do chwili obecnej mam lęki . Boję się iść na Uczelnię . Boję się czegoś nie przeczytać . Boję się że czegoś nie będę wiedzieć . Przeczytam - albo nie wiem o co chodzi albo zapominam . Zapamiętana informacja nagle wylatuje z głowy jeśli wykładowca mnie o coś zapyta (chodzi o ustne , pisemne coś tam zapamiętam ale skoro uwalam to też jest kiepsko). Kiedy mam wejść na salę wykładową to aż mnie ściska . Mam ochotę wymiotować . Jak już siedzę w tej sali to po 30 min kiedy dochodzi do mnie że nic z tego nie rozumiem , zadaję sobie pytanie dlaczego ja tu jestem. I sama już się w tym wszystkim gubię . Nie wiem co mam myśleć , sama nie wiem już co konkretnie czuję . Wszyscy doradzają że nie ma co się tak katować i męczyć na tych studiach . Zgadzam się z Nimi ale duma mi nie pozwala tak po prostu odejść i zamknąć temat bo wyjdę na słabą . Względem ich i przede wszystkim względem siebie. Jeżeli ktokolwiek zrozumie coś z tego bełkotu to gratuluję .

 

Zachciało się tytułu "zasranej Pani Inżynier" żeby dzieci w przyszłości mogły się pochwalić mądrą, zaradną matką . 

Zachciało się być jedynym inżynierem w rodzinie żeby aż duma rozpierała wszystkich że chora a daje radę .

Zostaje do siebie tylko żal i gorycz. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość halo_hej

I co zrobiłaś? Wiesz, szanuję Twoje próby skończenia studiów inżynierskich, ale jednocześnie bardzo się dziwię, że takie wybrałaś nie mogąc sobie poradzić z podstawową maturą z matematyki. Fajnie, że w końcu ją zdałaś, ale wynik pokazuje, że nie masz predyspozycji do studiowania kierunku ścisłego. Studia są o wiele trudniejsze, niż liceum i wcale nie są dla każdego - właśnie dlatego są wykształceniem wyższym. Na Twoim miejscu nie próbowałabym już walczyć z wiatrakami, tylko poszukała fajnej szkoły policealnej, dającej zawód, który by Ci odpowiadał. To pośrednie wyjście - dużo ambitniejsze niż zostanie z wykształceniem tylko licealnym, a jednocześnie dużo bardziej realne dla Ciebie - osoby z bardzo poważnymi problemami w nauce.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×