Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Czy zdecydować się na drugą kurację Izotekiem?

Polecane posty

Gość gość

Witam, od ok 13 roku życia walczę z trądzikiem. Miał on u mnie postać dosyć sporych grudek ze skłonnością do przebarwień. Występował na czole, skroniach, brodzie oraz okolicach ust. Był bardzo oporny na leczenie maściami (brałam chyba wszystkie na receptę oraz bez) jak i na półroczną kuracje antybiotykami. Gdyby dodać do tego fakt, że walczyłam z nim na przeróżne sposoby np: poprzez dietę, brak makijażu czy zwyczajne wietrzenie poduszki, aby nie gromadziły się na niej bakterie, byłam załamana, że ciągle powracał. Wreszcie trafiłam na artykuły o Izoteku, którego skuteczność bardzo mnie ucieszyła. Zanim zdecydowałam się na kuarcje przez dwa miesiące czytałam wszelkie możliwe strony oraz odwiedzałam fora na temat tego leku, gdzie ludzie opisywali swoją walkę i możliwe skutki uboczne. Na początku ich długość była dla mnie przerażająca, ale dermatolog u której byłam uspokoiła mnie i wytłumaczyła dokładnie jak będzie przebiegać leczenie. Jedynymi skutkami ubocznymi były bolące mięśnie i skrajnie wysuszona skóra, ale nie było to dla mnie zbyt uciążliwe. Najgorsze było dla mnie pogorszenie się stanu skóry przez pierwsze dwa miesiące. Jednak celem Izoteku nie było wyleczenie mnie z tego co akurat mam na twarzy, a wyleczenie wszystkiego co siedziało pod skórą i ciągle się pojawiało. Po ok 7 miesiącach kuracji moja skóra wyglądała świetnie i nie żałowałam podjęcia kuracji, tym bardziej, że dermatolog powiedziała, że bez żadnych zdecydowanych działań zasięg trądziku może się rozszerzyć także na policzki. Nie wiem czy to również sprawka Izo, ale po kuracji miałam także mniej przebarwień. Teraz jestem już rok po kuracji i moje czoło dalej wygląda wspaniale, jednak zauważyłam, że na brodzie i w okolicach ust znowu coraz częściej pojawiają się ropne grudki. Po terapii również co nieco się pojawiało, ale były to najczęściej 3-4 krostki występujące przed miesiączką lub po. Nie przejmowałam się tym, gdyż było to normalne zważając na udział hormonów w tym okresie oraz fakt, że po trzech dniach znikały. Teraz jednak wyskakują coraz częściej w ilości ok 8-10 i są oporne na jakiekolwiek maści oraz zostawiają przebarwienia. Strasznie boję się nawrotu, ponieważ posiadanie tego szkaradztwa strasznie odbiło się na mojej psychice i pewności siebie. Rok bez trądziku był dla mnie jednym z najlepszych w życiu dlatego nie wyobrażam sobie, żebym znowu miała unikać lustra. Jestem załamana samą świadomością, że to wszystko powraca. Chcę zdecydować się na kolejną kurację, aby uspokoić się przynajmniej na kolejny rok. Wiem, że to ciężki lek i nie podejmuję tej decyzji pochopnie, jednak ufam, że osoby znające mój problem wiedzą jak się teraz czuję, gdyż trądzik naprawdę potrafi zostawić blizny na psychice. Ponieważ jestem już pewna tej decyzji mam parę pytań do osób, które odbyły więcej niż jedną kurację. Czy przebiegała podobnie do pierwszej? Czy zmniejszono lub podwyższono wam dawkę leku? Czy znów wystąpił wysyp? Czy pojawiły się nowe skutki uboczne bądź nasiliły/osłabły wcześniejsze? Jak oceniacie stan skóry po drugiej terapii i jak długo on się utrzymuje? Czy uważacie, że warto przyjąć lek po raz drugi? Dziękuję za pomoc. :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Cześć dziewczyny. Też mam szczęście być wysoce doświadczoną w tym temacie. To będzie dłuższa historia. Mój trądzik zaczął się w liceum w 2013 roku. Do tamtego czasu nigdy nie zwracałam uwagi na to co jem, nie miałam pojęcia o zdrowym odżywianiu. Ale kiedy zobaczyłam, że moja twarz zaczyna cierpieć i kolejne maści i tygodnie nie przynoszą poprawy, zaczęłam zdrową dietę od zaraz. Minęło trochę czasu, pamiętam, że w wakacje miałam względny spokój, ale jesienią zaczął się koszmar, który już się nie skończył. Nie chodziłam do szkoły prawie przez miesiąc. Moje policzki były pełne ropnych, wielkich, twardych i bolących krost. Każdego dnia budziłam się ze złudną nadzieją, że jest lepiej i w ciągu kilku dni wrócę do szkoły. Ale tak się nie działo. Rodzina powtarzała mi zacięcie, że muszę iść do lekarza i wziąć lek. Nietstey, mój umysł był przepełniony informacjami z internetu i forów, na których ludzie wypisywali jak to antybiotyki powodują raka itp. Więc wciąż naiwnie wierzyłam, że moje zdrowe odżywianie zadziała, bo trafię w ten sposób do przyczyny problemu. Niestety, na twarzy zdążyły mi się zrobić głębokie, niemożliwe do usunięcia blizny. Ostatecznie po jakichś dwóch miesiącach zaczęłam zażywać Tetralysal. Zadziałał. Twarz się oczyściła. Brałam go około pół roku. Ale dziury zostały. Tak, dla mnie to był koniec świata. Ludzie z klasy chodzili na imprezy, cieszyli się życiem, a ja wracałam do domu i beczałam. To nie była depresja, ale zmieniło się wtedy moje patrzenie na świat. Jest wiele prawdy w tym, że cierpienie zmienia człowieka. Po tych doświadczeniach uświadomiłam sobie ile było we mnie egoizmu. Było naprawdę do d**y, a jednak wewnątrz mnie zaszła pozytywna zmiana, bo zaczęłam doceniać wiele rzeczy. Ciekawe, ale no, powróćmy do sedna. Odstawiłam Tetralysal i jeszcze kilka miesięcy cieszyłam się czystą twarzą. Potem stopniowo, trądzik zaczął nawracać. Czasem pojedyncze wypryski, czasem kilka na raz. Jakoś to znosiłam, chociaż zostawiały kolejne blizny. Na pierwszym roku studiów wielki wysyp się ponowił. Cały czas stosowałam zdrową dietę, w tej dziedzinie stałam się przyzwoicie obcykana. Zauważyłam też, że wiele lekarzy nie ma na ten temat zielonego pojęcia. Słysząc zapewnienia dermatologa o trwałości leczenia, zdecydowałam się na retinoidy. Brałam rok. W pierwszym miesiącu kuracji dostałam kolejnego wysypu, doszły nowe dziury. Potem się oczyściło i przez rok było rzeczywiście idealnie. Skóra matowa, bez jednego zaskórniaka. Po odstawieniu efekt urzymywał się jeszcze cały jeden rok, czyli w sumie 2 lata wolności. Do tych wakacji. W sierpniu doznałam kolejnego pogorszenia. Znowu mogłam podziwiać odstające, ropne gule. Gdy jedna zeszła, w jej miejsce powstawała kolejna. Wyjście widziałam jedno - druga kuracja izotekiem. Tak, wiem, że to syf. Tak, miałam w głowie świadomość, że skoro wróciło już raz, to znaczy, że wcale nie zwlaczyło przyczyny. Ale w takich sytuacjach człowiek jest bezradny. To poczucie bezsilności wyżerało mnie od środka. Znowu udałam się do internetu. Czytałam o skuteczności drugiej terapii - niby 80% gwarancja. Ktoś napisał, że druga też nie zadziałała, ale lekarz mu/jej powiedział, że trzecia kuracja to już pewniak! Czytałam to, jednocześnie śmiejąc się i płacząc. Bo my, pacjenci jesteśmy tak z***biście bezsilni. Musimy wierzyć w te zapewnienia, bo co nam pozostaje? Patrzenie jak nasze życie ulega degradacji? Moja skóra jest zniszczona - to efekt zewnętrzny, fizyczny. Wygląda paskudnie, ale nie boli i na to się nie umiera. Z psychiką już jest trochę inaczej, bo wieloletnia izolacja od ludzi, życie w poczuciu beznadziei stopniowo i powoli drąży dziurę w sercu. Ciężko mi nawiązywać relacje, ciężko je podtrzymywać. Nieważne, znowu zboczyłam z tematu. Ta walka trwa już prawie 5 lat. No więc tak, widziałam jedyne wyjście w izoteku. Umówiłam wizytę u dermatologa z perspektywą poproszenia lekarza o receptę na wiadomy lek. Ale, przeszukując internet trafiłam na jeden komentarz. Myślałam, że to typowy tekst "nie bierzcie retinoidów, to jedno zło", więc chciałam przewinąć i przeczytać w końcu coś, co mój mózg chciał widzieć, czyli "wzięłam Izotek po raz drugi i rzeczywiście trwale zlikwidował mój problem - nie wahajcie się". No ale niestety. Chcąc nie chcąc, komenatrz przeczytałam i dziewczyna wcale nie pisała głupio - polecała zrobić testy hormonalne, jeść zdrowiej i zwrócić uwagę na NIETOLERANCJE POKARMOWE. Nie wiem, czy wymieniła tam gluten. Ale coś mnie tknęło. Zgłębiłam temat i następnego dnia, czy jeszcze kolejnego postanowiłam spróbować. Nie, nie jadłam g****a - żywiłam się dotąd pełnoziarnistym, 100% żytnim chlebem na zakwasie. Pieczywo i makarony stanowiły zawsze podstawę mojej diety. Nie wiem czy do tamtego czasu, w moim 21-letnim życiu był jeden dzień, w którym nie jadłam chleba. Zawsze też miałam wiele problemów żołądkowych - wzdęcia, zaparcia, bóle brzucha. Oprócz tego nawracająca anemia, problemy z tarczycą, stałe zmęczenie, skurcze mięśni, nieregularne miesiączki... Teraz wydaje mi się to oczywiste, ale nigdy w domu nie pomyśleliśmy, że to może być alergia. No więc wyeliminowałam gluten z mojej diety. Po kilku dniach twarz zauważalnie się poprawiła - nie dochodziło nic nowego tej postaci, co wcześniej. Dolegliwości od układu pokarmowego zaczęły ustępować. Piszę do was po jakichś 7 tygodniach tej diety i efekt się utrzymuje. Wszystko wskazuje na to, iż mam nadwrażliwość na gluten. Dodatkowo staram się eliminować laktozę, chociaż nigdy nie jadłam zbyt wiele nabiału. ALE dopiero eliminacja glutenu przyniosła faktyczną różnicę. Jeśli borykacie się z czymś podobnym - spróbujcie - to wcale nie kosztuje wielu wyrzeczeń. Śmiałam się jak ciągle słyszałam o tych bezglutenowych dietach, bo widziałam w tym tylko pogoń za modą, ale to wcale nie taki bulls**t. Mogę też świadomie przyznać, że mam więcej energii. To nie będzie nic oryginalnego, ale chcę to powiedzieć: pamiętajcie, że wartość i piękno człowieka płynie z wnętrza. Jestem dziewczyną, której twarz wygląda jak powierzchnia księżyca, ale i tak uważam się za szczęśliwą osobę. Taką postawę przynosi samoświadomość. Doskonale zdaję sobie sprawę jak wiele pięknych, prosperujących ludzi jest pogrążonych w depresji. Im więcej masz, tym mniej cię cieszy. Piękno jest w najmniejszych rzeczach, które trzeba nauczyć się doceniać. Chodźcie wyprostowani, z głową podniesioną do góry. Szerzcie dobro i miłość - od nas musi się zacząć, ten świat jest wystarczająco znieczulony na cierpienie. Też denerwują mnie bezinteresownie niemili ludzie, ale mam na tyle rozwiniętą empatię żeby wiedzieć, że musi ich coś mocno boleć w życiu, co sprawia, że są tacy a nie inni. Lekiem na to jest tylko uśmiech i sympatia, do której warto się zmuszać. Pozdrawiam!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×