Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Mąż nie kocha córeczki

Polecane posty

Gość gość
dzieci robią to roczne ale nieporadnie jeszcze a im starsze dziecko to tym wyraźniej potrafią okazać i lepiej komunikują

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
„O wpływie dzieciństwa na życie dorosłe” Marta Grant Cierpienie dotyka nas wcześnie, zbyt wcześnie. Często już wtedy, gdy nasze wczesno-dziecięce potrzeby nie są zaspokojone, gdy nie jesteśmy otoczeni czułą opieką, nakarmieni, otuleni i przewinięci. Również wtedy, gdy nie otrzymujemy ciepła, pieszczot, dotyku, uwagi, szacunku dla naszej własnej dziecięcej woli, gdy nie możemy się rozwijać według własnego rytmu lub, gdy nasze dziecięce pytania pozostają bez odpowiedzi i otacza nas mur chłodu emocjonalnego. Dzieciństwo zawsze będzie zawierało elementy cierpienia i frustracji; nawet najlepsza matka nie zaspokoi w sposób doskonały wszystkich oczekiwań i potrzeb swego dziecka. Jednakże to nie przeżywanie frustracji i bólu jest przyczyną zaburzeń psychicznych, lecz zakaz przeżywania uczuć, zakaz wyrażania swej indywidualności, bólu i cierpienia. Upadając, dwulatek boleśnie uderza się w kolano. Płynie strumyczek krwi. I łzy po policzku. Komunikat rodzicielski to najczęściej słowa: „no, przecież nic się nie stało, to nie boli, bądź dużym chłopcem, chłopcy nie płaczą”. W gorszych przypadkach jest tak: „przestań się mazgaić, nie bądź babą, co z ciebie za mężczyzna…” a nierzadko rodzic wymierza ze złością karę za „nieuwagę” lub za brudne ręce czy kolana. Otrzymujemy przekaz, że nasze uczucia są nie ważne, mamy ich nie odczuwać, i do tego jeszcze słyszymy w głosie i tonie dużo pogardy, a czasem jesteśmy karani za to, że czujemy. Przekaz rodziców, docierający do dziecka i zakazujący mu odczuwania jest najczęściej przekazem nieświadomym, mającym na celu uniknięcie przez rodziców odczuwania własnego, stłumionego w dzieciństwie bólu. Nie dostrzeganie cierpienia swojego dziecka jest dla rodziców jedynym i najlepszym sposobem by nie widzieć, w jakim stopniu oni sami cierpieli w zbliżonych sytuacjach. Bezwiednie powtarzają oni to, czego sami zaznali. Dla dziecka niemożność, a w szczególności zakaz wyrażania tego, co odczuwa sprawia, że pojawia się kolejne cierpienie: niemożność bycia sobą. Od tego momentu dziecko zaczyna czuć brak akceptacji dla siebie takiego, jakim jest. Matka ma być zwierciadłem, w którym widzimy siebie. Jeśli ona nas akceptuje to i my zaakceptujemy samych siebie. Jeśli w jej oczach odnajdujemy zniecierpliwienie, złość, wstyd i brak akceptacji to sami siebie zaczynamy odrzucać. Pozostajemy z bolesnym uczuciem pustki na całą resztę życia, choć rodzimy się przecież z wewnętrznym uczuciem spójności. Częstokroć, jako dzieci, musimy odciąć się od rzeczywistości i porzucić samych siebie gdyż cierpienie spowodowane brakiem miłości i akceptacji jest zbyt wielkie. Jest to mechanizm obronny, którego celem jest przetrwanie i przeżycie. Nie robimy tego świadomie, to się w nas dzieje. W jaki sposób maleńki człowiek mógłby przeżyć poczucie bycia porzuconym nie odczuwając rozpaczy i braku nadziei, nie mogąc sam zaspokoić swoich potrzeb? Jest on w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Mechanizm obronny polegający na odcięciu się od rzeczywistości pozwala mu przetrwać i nie odczuwać tego piekielnego bólu emocjonalnego. To cięcie jest aktem nieświadomym gdyż dziecko nie potrafi samo zdecydować o tym by zapomnieć owo cierpienie. Ta zdolność czy też raczej umiejętność przeżycia, która rozwijała się przez miliony lat ewolucji jest czymś naturalnym i normalnym u stworzeń ludzkich i nazywana jest wyparciem. Lecz gdy dziecko wypiera swoje cierpienie blokuje jednocześnie swoje naturalne potrzeby i przez to zaprzecza istnieniu części siebie samego. To nieświadome wyparcie i unieważnienie siebie oraz swoich rzeczywistych potrzeb ma miejsce, gdy intensywność cierpienia przekracza próg tolerancji. Dziecko staje się ofiarą dokonanego wyparcia i nieświadomie nadal zaprzecza tej części siebie przez resztę życia. Najboleśniejsze jest zaś to, że stając się rodzicem przekazuje swoje własne zranienia swoim dzieciom. Nie jest w stanie rozpoznać u swoich dzieci potrzeb, które sam, będąc dzieckiem, wyparł. Potrzeba miłości i akceptacji jest tak wielka, że dziecko zrobi wszystko by na tę miłość i akceptację zasłużyć. Wyrzekając się siebie prawdziwego wpatruje się, często z lękiem i niepewnością, w oczy opiekunów, starając się wyczytać z nich oczekiwania, jakie są mu stawiane w niejasny sposób. Rozwija też niezwykłą zdolność wychwytywania sygnałów pozawerbalnych czy też domyślania się oczekiwań rodziców. Wyparte w dzieciństwie uczucia i emocje nie znikają. Uwięzione w dorastającym a następnie Dorosłym Dziecku, zaczynają tworzyć coś w rodzaju ciągłego stanu napięcia, tak na poziomie psychicznym jak i psychologicznym. Napięcie to tworzy przymus prowadzenia ciągłej walki mającej na celu symboliczne zaspokojenie potrzeby miłości, która nie została zaspokojona w dzieciństwie. To, co dla dziecka jest sposobem przetrwania u dorosłego staje się mechanizmem destrukcyjnym. Częstokroć prowadzi do depresji lub lęku. Wszystkie sfery życia cierpią z powodu stłumienia wczesnodziecięcych uczuć: zdrowie psychiczne, fizyczne, związki miłosne, relacje rodzinne, przyjaźnie, sfera zawodowa. W żaden możliwy sposób osoba dorosła nie jest w stanie zaspokoić potrzeb niezaspokojonych w dzieciństwie. Rozwiązaniem tej walki może być jedynie ponowne przeżycie, stłumionych niegdyś uczuć, zablokowanego, od dawna, cierpienia. Biorąc pod uwagę fakt, że zachowania dysfunkcyjne wynikają z emocjonalnego wyparcia, odnalezienie i ponowne odczucie emocji i uczuć są kluczem do rozwiązania konfliktu. By uchronić się przed stłumionymi uczuciami bólu, rozpaczy, porzucenia czy odrzucenia uciekamy w różnego rodzaju zachowania jak alkohol, leki, obsesje miłosne i seks, hazard, pracoholizm, papierosy, nadmierne objadanie się czy inne zachowania. Większość z nich pozwala unikać kontaktu z pustką wewnętrzną i radzić sobie z poczuciem niskiej wartości, izolacji wewnętrznej, nieadekwatności, wycofania. Parę słów o procesie zdrowienia… Stłumione uczucia dopuszczone do świadomości powoli przestają stanowić przyczynę bólu, ponieważ zostają zintegrowane, tj. włączone do świadomości. Postawy i zachowania zaczynają ulegać zmianom, gdyż przestają w sposób nieświadomy służyć tłumieniu. Uwalniamy się od wyczerpującego i ciągłego przymusu zaspokajania wczesno-dziecięcych potrzeb. Teraz można zadbać o zaspokojenie swoich aktualnych, dorosłych potrzeb. Stopniowo zaczynamy przejmować kontrolę nad własnym życiem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
prowo....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Przestańcie truć o tym DDA. Ja jestem DDA i powiem wam że można sobie o tym pogadać jako o ciekawostce raczej ale opierać na tym całe swoje życie to bez sensu. Polowanie na czarownice, szukanie winnych. To do niczego nie prowadzi. Wiem po sobie. Ja sie już o ojcu nagadałam, nic to nie wniosło i mnie osobiście już nudzi ten temat. Zamiast grzebać bezproduktywnie w przeszłości lepiej się zająć życiem tu i teraz. Psycholodzy wg mnie cudów nie robią. Większość zajmuje tylko etaty i tyle. Tym bardziej jakaś "koleżanka na forum" która ci tu skopiuje jakieś punkty to nie naprawi twojego problemu autorko. Jedynie siebie dowartościuje jaka to ona "mądra Powinnaś myśleć o praktycznych poradach. Łagodzić wypowiadana słowa męża. Okazywać jemu miłość. Przykładać większą uwagę do wspólnych wyjazdów takich z dzieckiem żeby ta relacja ojciec córka uległa wzmocnieniu. Czasami zostawić ojca samego z dzieckiem. W nocy przytulać sie do męża. Czasem samej z nim na kolację wyjść. Ogólnie bardziej się starać ze skupieniem na niego, choć wiem że przy opiece nad dzieckiem to ciężkie. Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
"Psycholodzy wg mnie cudów nie robią. Większość zajmuje tylko etaty i tyle." x Jak widać - ty jeszcze nie do końca zrozumiałaś istotę terapii. Prawdopodobnie albo nie uczęszczałaś na nią, albo ją przerwałaś.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
gość dziś święte słowa . uzupełniłabym tylko ,że o ile sytuacja nie jest prawdziwie chorobowa , o ile nie istnieją podstawy do przypuszczeń , że ojciec dziecka cierpi na poważne zaburzenia czy to neurologiczne czy psychologiczne to szkoda czasu na grzebanie w przeszłości i tam dopatrywanie się skutków zachowań . Ciągłe doszukiwanie sie przyczyn wszędzie tylko nie w sobie do niczego nie prowadzi . Z mojego doświadczenia wynika , że bardzo wielu młodych ojców nie doświadcza eksplozji miłości wobec noworodków czy niemowląt a uczą sie tego z czasem . Tak jak radzi ktoś powyżej - wszystko powoli , stopniowo . Wraz ze wzrostem dziecka , wraz z ilością spędzanego czasu tworzy się więź pomiędzy ojcem dzieckiem , inna niż ta bezwarunkowa pomiędzy matką i dzieckiem ale tak samo potrzebna :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
"Jak widać - ty jeszcze nie do końca zrozumiałaś istotę terapii. Prawdopodobnie albo nie uczęszczałaś na nią, albo ją przerwałaś. " albo może 90% psychologów się nie nadaje do jej prowadzenia

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Psychologia to dość ułomna, raczkująca dziedzina nauki którą niektórzy ludzie lubią przeceniać. Zazwyczaj są to ludzie którzy sami poważniejszych problemów lubią robić. Myślą że psycholog to Bóg wie kto. Nie. To są zwykli ludzie z którymi komunikacja jest często równie trudna i pomylona jak z ludźmi tu na forumie, ludzie którzy często sami nie wiedzą co poradzić, ludzie którzy mają porady takie że równie dobrze mogłaby je dać pani goździkowa z klatki obok. Ci piszący książki to często teoretycy którym prosto jest teoretyzować i zarabiać na książkach w praktyce nie poczuli nigdy tego problemu. Inni są tacy że sami mają problemy, boją się wszystkich, tną sobie ręce a potem idą na studia psychologiczne żeby sobie samemu pomóc z miernym skutkiem. Ci sami ludzie potem pytają o pracę w ośrodkach dla trudnej młodzieży (sic!) Kobieta zachorowała nagle na fobię społeczną. Coś się stało. Nie wiadomo co. Była psychologiem a nie potrafiła sobie sama pomóc. Dopiero wiara w Boga ją uzdrowiła. To było świadectwo w jakiejś książce. Nie mój wymysł. Inna sytuacja terapie grupowa. Do grupy dołącza awangardowa osoba wypowiadająca się kontrowersyjnie na swój temat. Pani psycholog prowadząca ignorowała jej osobę (prawdopodobnie kierując się osobistymi uprzedzeniami) co ta osoba skomentowała głośno. Ja w duchu przyznałam jej rację, gdyż sama to widziałam. Pani psycholog wypowiedziała się o tej osobie że jest agresywna wobec niej gdyż tamta powiedziała owy komentarz ostrym tonem. Innym razem kiedy ja powiedziałam że ktoś się wobec nie zachował agresywnie to pani psycholog zasugerowała że to mój osobisty wymysł że coś takiego jak np. przekleństwa mogą świadczyć o tym że ktoś zachował się agresywnie. Psycholog uchodzący ze jednego z lepszych. Czy taka komunikacja międzyludzka ma jakikolwiek sens ? Wybacz chyba wolę poświęcić ten czas na haftowanie serwetek. Byłoby konstruktywniej. I czasu w życiu się mniej straci. Autorko wybacz twój topik i tak już rozwalony jest od samego początku. Niestety takie są klimaty internetu że człowiek w większości traci tylko czas i nerwy na ludzi uważających się za mądrzejszych od innych, piszących dyrdymały, pierdu pierdu, tracimy czas

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
No ale to ty w końcu faktycznie kochasz dziecko bardziej czy nie? o możesz stawać na głowie, a jeśli tak jest w twoim serci i on to czuje, to mu się świat wywrócił,a ty nic nie poradzisz...źle się dzieje, że uczucia w rodzinie się tak nierówno rozkładają, musisz to zwalczać chocby wbrew sobie a mąz kocha córkę, dramatyzujesz, nie lubi jej, tzn nie lubi malutkim dzieckiem sie zajmowac i jej nie rozumie powiedział, że nie lubi,a nie, ze nie kocha, ale młode mamuśki to wariatki, które kochają przekształcac rzeczywiśctość;-p

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
allium sugeruje, że matka kocha dziecko bardziej niż ojciec kocha dziecko ale dla niej to typowe, bo ona w ogóle uważa, że to matka z dzieckiem tworzy w rodzinie związek, a mąż to funkcja utylitarna autorko- aloium to ostatna osoba, jakiej powinnaś słuchać, ona nic ci o sobie nie powie, za to będzie utrzymywać, że jest tu najstarsza i powinnismy jej słuchac, a na koniec okaże się, że ma max 45lat, jest po prostu zbabiała i sfanatyzowana, maryi z dzieciątkiem za duzo się naoglądała i jej wizja rodziny jest skrzywiona wtym kierunku;-DD

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
heloizo - dla ciebie typowe jest sprowadzanie każdego problemu do poziomu - kogo bardziej kochasz - męża czy dziecko ? Ale świat a tym bardziej związki międzyludzkie są bardziej skomplikowane co jako dorosła kobieta , przynajmniej metrykalnie - powinnaś rozumieć . Nie zakręcaj sie tak na moim punkcie bo to nawet na kafie ludzi śmieszy :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×