Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość1zxc

Jestem kobietą bluszczem i kocham toksycznie

Polecane posty

Gość gość
A najgorsze, że z tego wynika, że uciekasz od ludzi, którzy jednak byli Ci bliscy... To trochę tak, jakby uciekać, od czegoś, co mogłoby mnie uleczyć... nienaturalne..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość1zxc
Akurat porównanie przełamania strachu do szczerości do lęku przed wodą ma się nijak. To pierwsze dotyczy każdego. Ja tez miałam nogi jak z waty, ból żołądka i niemal tętno na granicy 200 - panika w czystym wydaniu, gdy zrywałam z facetem, którego kochałam, bo poznałam innego. I to jest strach, który odczuwa każdy - nie jesteś wyjątkiem i dlatego nie możesz tego stosować wiecznie jako wymówki. x To nie jest tak ,ze odchodzę bez pożegnania. Odchodzę otwarcie mówiąc "odchodzę " tylko kolejność jest nie taka. Zdrada to jest najgorsze co może człowieka spotkać ,mimo tego ,że wiem jak to boli to i tak ranie dlatego nie mowie o zdradzie tylko odchodzę. To jest moja ucieczka, w tym jestem tchórzem. Wiem powinnam wyznać prawdę ale nie potrafię. Zresztą nie tylko ten aspekt jest zły , sam fakt zdrady , czyli zdolność do tego czynu już kwalifikuje mnie jako złą osobę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Do autorki, A czy Ty obecnie jesteś w jakimś związku? I jak się w nim czujesz?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość1zxc
A swoją droga, to od kiedy zdałaś sobie sprawę, że jesteś toksyczna? Co spowodowało, że zaczęłaś się o tym pisać? Coś się stało, że zaczęłaś o tym mysleć? Ktoś Ci coś powiedział? v Od zawsze wiedziałam,ze ze mną coś nie tak. Nikt nie powiedział mi w oczy "zła kobieta" , od paru miesięcy robię rachunek sumienia i czytam wiele artykułów, szukam. Dojrzewam do pójścia po pomoc do psychologa bo moje problemy są bardzo złożone i nie oczekuje tu na forum rozwiązania, bardziej szukam potwierdzenia swojej toksyczności.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
gość1zxc dziś Może niedokładnie się wyraziłam - kiedy mówiłam o zrywaniu, to nie chodziło tylko o samo odejście, ale też mówiłam o prawdziwym powodzie - bo w zasadzie też zdradziłam. I tak, to jest najgorsze swiństwo jakie można człowiekowi zrobić. Widziałam, że zraniłam go i to mocno, rozbeczalam się i uciekłam. On do mnie zadzwonił parę dni później, gdy ochłonął i wówczas już na spokojnie zerwaliśmy. To było 2 lata temu, jesteśmy dobrymi przyjaciólmi i kiedyś przy piwie mi powiedział, ze mnie nienawidził przez jakiś czas, ale wrażenie zrobiło na nim to, że jednak mu to powiedziałam - że jak to powiedział "nie poczuł się jak d**ek". Wybaczył mi i zrobił to naprawde, bo nigdy potem nie dał mi do zrozumienia nic zlego. Doświadczenie nas dużo uczy, ale trzeba odwagi, żeby ta nauka była coś warta - nie da się tanim sposobem załatwić sobie terapii...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Trochę myślę, że Ty zdiagnozowałaś się już bardzo dobrze, tylko boisz się działać.... Bo teraz trzeba przejśc od słów do czynów.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość1zxc
Do autorki, A czy Ty obecnie jesteś w jakimś związku? I jak się w nim czujesz? v Jestem. Zaspokojona jest moja potrzeba bliskości. Czuje dużo i nawet swego czasu myślałam ,że to miłość, może to jest miłość. Jestem spokojna gdy jest przy mnie , wycisza mnie , nie mam podstaw do barku zaufania a jednak nie ufam. Mój partner wie o tym bo ostatnio całując mnie czule powiedział ,że bardzo mnie kocha , po czym dodał "ale Ty mi nie wierzysz". Nie ma za bardzo dużo czasu prywatnego i cały ten swój wolny czas spędza przy mnie , ja jestem dla niego bardzo dobra i on czuje się przy mnie dobrze. Oplatam go ale powoli , przyzwyczajam , chce go całego. To nie jest normalne.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość1zxc
Zachowaniem Potrzebującego, który ma lęk przed porzuceniem, steruje przekonanie, że to inni mają zaspakajać jego potrzeby. A Uwikłany to osoba, która uważa, że jest odpowiedzialna za uczucia innych osób oraz zaspokajanie ich potrzeb. Na początku wszyscy czują się dobrze, są spełnieni. Ale z czasem Potrzebujący chce coraz więcej, wymaga, robi naciski. A Uwikłany doświadcza coraz większej presji, czuje się przyduszony i zaczyna uciekać, unikać. Potrzebujący chce jeszcze więcej, ponieważ uaktywnia się w nim ukryty lęk przed byciem porzuconym. Uwikłany, jeżeli pozostaje w relacji, nie jest do końca w kontakcie, więc osoba Potrzebująca ponownie naciska bardziej. Co kryje się pod spodem tej relacji? Uwikłany bardzo obawia się lęku przed bezsilnością, a najbardziej lęku przed bliskością – to kryje się na poziomie mocno nieuświadomionym. I sprawia, że Uwikłany jest niedostępny. Ta niedostępność objawia się na poziomie emocjonalnym – taka osoba niby jest w relacji, ale nie jest w nią głęboko zaangażowana; ujmując to metaforycznie, odwrócona jest bokiem lub tyłem do Potrzebującego. Ten ostatni ma głęboko ukryty lęk przed bliskością, byciem otwartym i przed zranieniem, więc wybiera niedostępnych, żeby nie wejść w bliskość. W tym samym czasie Uwikłany chroni się przed lękiem przed byciem porzuconym, bo tak naprawdę to jego prawdziwy i najgłębszy lęk, dlatego wybiera osoby, które cały czas go osaczają – przecież Potrzebujący nigdy go nie porzuci! Uwikłany wspiera Potrzebującego w jego lęku przed intymnością i byciem podatnym na zranienie poprzez swoje uciekanie – nie można być otwartym i podatnym na zranienie z kimś niedostępnym! Pod spodem zarówno u jednej, jak i drugiej osoby kryje się przerażenie, że mogą być ze sobą blisko i otwarcie – nie przeżyliby, gdyby okazało się, że druga osoba ich nie kocha. Potrzebujący wspiera lęk przez byciem porzuconym swoim zbyt nachalnym zachowaniem. Dla Uwikłanego następuje moment, kiedy czuje się w potrzasku, uświadamia sobie, że jest bezsilny, ponieważ nigdy nie będzie w stanie spełnić wszystkich wymagań Potrzebującego, bo to istna studnia bez dna. A Uwikłany za nic nie chce doświadczać bezsilności. I zaczyna się zabawa w „Gonienie Króliczka” – Potrzebujący może mieć momenty wzmocnienia, kiedy nauczy się dbać o własne granice, samodzielnie zaspokajać część swoich potrzeb czy też dostrzegać, że można je zaspokoić także poza tą relacją. Uwikłany może teraz stanąć frontem do partnera, zamiast tyłem lub bokiem, jak zwykle to czyni, i zacząć pytać: „Jak się czujesz?”. Potrzebujący czuje przerażenie, że partner zaczyna go dostrzegać i jest zwrócony do niego frontem! To aktywuje jego lęk przed bliskością, więc odwraca się, „ucieka w odwrotnym kierunku”, zamiast gonić Uwikłanego – zamieniają się rolami. I wtedy Uwikłany zaczyna gonić, bo zaczyna się obawiać bycia porzuconym przez partnera. Po jakimś czasie gonitwy w kierunku odwrotnym niż ten dominujący w relacji, Potrzebujący dostrzegając, że faktycznie Uwikłany jest nastawiony w jego stronę, odwraca się do niego z powrotem, przestaje uciekać i zasypuje go lawiną swoich potrzeb. Wtedy Uwikłany zaczyna uciekać przed Potrzebującym, a właściwie przed swoją bezsilnością, że nie sprosta wymaganiom i potrzebom partnera. I cały cykl zaczyna się do nowa! v Bingo !!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
gość1zxc dziś autorko, po przeczytaniu postu z 6:43, można się o Tobie dowiedzieć sporo, między wierszami, ale chyba najważniejsze, to że szukasz rozwiązania na zewnątrz; v Oczywiście ,że szukam ,nie szukając nie byłabym na tym forum a rozumiesz, dlaczego taka teza i jaki ma związek z Twoim ostatnim postem z dzisiaj rano? vv popatrz jakie opinie skrzętnie pominęłaś, do jakich się w ogóle nie odniosłaś i wyciągnij z tego wnioski, v Pomijam opinie bo nie mam czasu odnosić się do wszystkiego. brak czasu, jest wyborem, zatem dokonujesz go bardzo konsekwentnie, omijając takie opinie, na których zatrzymanie dałoby Ci wgląd w inny obszar siebie - myślisz, że może być znaczące? vv jeśli chciałabyś wiedzieć, to można czekać także 11 lat (i się nie doczekać), można też stracić bliskich, pracę i być samemu jak palec w chorobie, a ucieczką od siebie doprowadzić siebie do wyczerpania i nędzy - można, bo tak się zdarza, to ludzi dotyka i wiesz co? nawet wtedy, można zacząć od powiedzenia sobie: jestem na kolanach, co najgorszego miało się stać, się stało, nadal żyję, więc co dalej? v Mozna powiedzieć ,że właśnie jestem na kolanach i nadal żyje i chce żyć ale nie tak. piszesz, że masz przyjaciół, którzy Cię akceptują jaka jesteś, a mimo to uważasz, że nie znasz miłości? nie jesteś zupełnie sama, a mimo to uważasz, że nie wiesz co znaczy bliskość? masz pracę, aktywności, a mimo to uważasz, że się izolujesz? widzisz tutaj zależność? vv póki co, najmądrzejszą podpowiedzią, myślę i się zgadzam z nią, to: psychoterapia, psycholog lub inna forma terapeutycznego wglądu w siebie, v Tez z tym się zgadzam. vv a na marginesie, zastanawiałaś się kiedyś, tak czysto analitycznie i językoznawczo nad zbitką słów 'miłość toksyczna' ? co by to miało znaczyć? jak by miało się realizować? zgadzam się z poprzednikiem usmiech.gif v Toksyczna miłość to taka gdzie jedna ze stron nie jest zdolna do miłości lub ma wypaczony obraz miłości. Miłością nazywa pożądanie , przesadna troskę , idealizowanie , wybaczanie wszystkiego, usprawiedliwianie, nie jest w stanie emocjonalnie zaangażować się, oczekuje od innych zmiany itp itd. Można tak wymieniać jeszcze wiele. Moja toksyczność to głód miłości ale nie takiej dojrzalej bo do takiej ja nie jestem zdolna, ja takiej nie znam. Oplatam partnera jak bluszcz , muszę mieć kontrole bo zaufania nie mam. Mogę zagłaskać na śmierć i takiego głaskania tez oczekuje. Przez to ,że jestem mentalnie dużym dzieckiem nie umiem stworzyć zwiazku partnerskiego. Nawet jeśli ktoś kocha mnie to ja cały czas wątpię, pytam , drążę, mimo ,że miłość może być obok mnie to ja jej nie zauważę. jak Twoim zdaniem miłość może być toksyczna? doskonale operujesz teorią, dlatego domyślam się, że na poziomie intelektualnym rozgryzienie tej zagadki nie jest problemem, myślę, że trzyma Cię książkowa definicja 'miłości toksycznej', choć to pułapka i doskonała pożywka dla intelektu - jest tak dużo literatury na temat zjawiska, że jest co mielić - pytanie brzmi, jak jest możliwa miłość toksyczna? nie czym ona ma być, ale jak jest możliwa?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
ps. vv a na marginesie, zastanawiałaś się kiedyś, tak czysto analitycznie i językoznawczo nad zbitką słów 'miłość toksyczna' ? co by to miało znaczyć? jak by miało się realizować? zgadzam się z poprzednikiem usmiech.gif v Toksyczna miłość to taka gdzie jedna ze stron nie jest zdolna do miłości lub ma wypaczony obraz miłości. Miłością nazywa pożądanie , przesadna troskę , idealizowanie , wybaczanie wszystkiego, usprawiedliwianie, nie jest w stanie emocjonalnie zaangażować się, oczekuje od innych zmiany itp itd. Można tak wymieniać jeszcze wiele. Moja toksyczność to głód miłości ale nie takiej dojrzalej bo do takiej ja nie jestem zdolna, ja takiej nie znam. Oplatam partnera jak bluszcz , muszę mieć kontrole bo zaufania nie mam. Mogę zagłaskać na śmierć i takiego głaskania tez oczekuje. Przez to ,że jestem mentalnie dużym dzieckiem nie umiem stworzyć zwiazku partnerskiego. Nawet jeśli ktoś kocha mnie to ja cały czas wątpię, pytam , drążę, mimo ,że miłość może być obok mnie to ja jej nie zauważę. jak Twoim zdaniem miłość może być toksyczna? doskonale operujesz teorią, dlatego domyślam się, że na poziomie intelektualnym rozgryzienie tej zagadki nie jest problemem, myślę, że trzyma Cię książkowa definicja 'miłości toksycznej', choć to pułapka i doskonała pożywka dla intelektu - jest tak dużo literatury na temat zjawiska, że jest co mielić - pytanie brzmi, jak jest możliwa miłość toksyczna? nie czym ona ma być, ale jak jest możliwa?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
gość1zxc dziś autorko, po przeczytaniu postu z 6:43, można się o Tobie dowiedzieć sporo, między wierszami, ale chyba najważniejsze, to że szukasz rozwiązania na zewnątrz; v Oczywiście ,że szukam ,nie szukając nie byłabym na tym forum VVV a rozumiesz, dlaczego taka teza i jaki ma związek z Twoim ostatnim postem z dzisiaj rano? vv popatrz jakie opinie skrzętnie pominęłaś, do jakich się w ogóle nie odniosłaś i wyciągnij z tego wnioski, v Pomijam opinie bo nie mam czasu odnosić się do wszystkiego. VVV brak czasu, jest wyborem, zatem dokonujesz go bardzo konsekwentnie, omijając takie opinie, na których zatrzymanie dałoby Ci wgląd w inny obszar siebie - myślisz, że może być znaczące? vv jeśli chciałabyś wiedzieć, to można czekać także 11 lat (i się nie doczekać), można też stracić bliskich, pracę i być samemu jak palec w chorobie, a ucieczką od siebie doprowadzić siebie do wyczerpania i nędzy - można, bo tak się zdarza, to ludzi dotyka i wiesz co? nawet wtedy, można zacząć od powiedzenia sobie: jestem na kolanach, co najgorszego miało się stać, się stało, nadal żyję, więc co dalej? v Mozna powiedzieć ,że właśnie jestem na kolanach i nadal żyje i chce żyć ale nie tak. VVV piszesz, że masz przyjaciół, którzy Cię akceptują jaka jesteś, a mimo to uważasz, że nie znasz miłości? nie jesteś zupełnie sama, a mimo to uważasz, że nie wiesz co znaczy bliskość? masz pracę, aktywności, a mimo to uważasz, że się izolujesz? widzisz tutaj zależność? vv póki co, najmądrzejszą podpowiedzią, myślę i się zgadzam z nią, to: psychoterapia, psycholog lub inna forma terapeutycznego wglądu w siebie, v Tez z tym się zgadzam. VVV vv a na marginesie, zastanawiałaś się kiedyś, tak czysto analitycznie i językoznawczo nad zbitką słów 'miłość toksyczna' ? co by to miało znaczyć? jak by miało się realizować? zgadzam się z poprzednikiem usmiech.gif v Toksyczna miłość to taka gdzie jedna ze stron nie jest zdolna do miłości lub ma wypaczony obraz miłości. Miłością nazywa pożądanie , przesadna troskę , idealizowanie , wybaczanie wszystkiego, usprawiedliwianie, nie jest w stanie emocjonalnie zaangażować się, oczekuje od innych zmiany itp itd. Można tak wymieniać jeszcze wiele. Moja toksyczność to głód miłości ale nie takiej dojrzalej bo do takiej ja nie jestem zdolna, ja takiej nie znam. Oplatam partnera jak bluszcz , muszę mieć kontrole bo zaufania nie mam. Mogę zagłaskać na śmierć i takiego głaskania tez oczekuje. Przez to ,że jestem mentalnie dużym dzieckiem nie umiem stworzyć zwiazku partnerskiego. Nawet jeśli ktoś kocha mnie to ja cały czas wątpię, pytam , drążę, mimo ,że miłość może być obok mnie to ja jej nie zauważę. VVV jak Twoim zdaniem miłość może być toksyczna? doskonale operujesz teorią, dlatego domyślam się, że na poziomie intelektualnym rozgryzienie tej zagadki nie jest problemem, myślę, że trzyma Cię książkowa definicja 'miłości toksycznej', choć to pułapka i doskonała pożywka dla intelektu - jest tak dużo literatury na temat zjawiska, że jest co mielić - pytanie brzmi, jak jest możliwa miłość toksyczna? nie czym ona ma być, ale jak jest możliwa?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Przeintelektualizowane to się robi. Mam wrażenie jakbym czytała jakiegoś dziś modnego coacha czy inną psycholozkę blogową. Przecież to logiczne, że jak ktoś z kimś był długo, to w chwili rozstania pragnie daną osobę zatrzymać. Ja miałam tak i z jednej i z drugiej strony - żaden tam potrzebujący i uwikłany. Raz zaniedbywałam swojego faceta, to prawda i kiedy chciał odejść, to spanikowałam i chciałam go zatrzymać. Podobnie było odwrotnie - ale to przecież naturalne. Bardzo często przy rozstaniu jedna osoba próbuje zatrzymać tę drugą. Zaczyna jej bardziej zależeć - znam dziesiątki przykładów z życia. Chorobą jest, kiedy ktoś po zerwaniu ciągle dąży do kontaktu, drąży i nie potrafi być sam tylko od razu wikła się w kolejne związki i w sumie nie potrafi odróżnić, czy jest kimś tylko dla zabicia pustki po poprzednim czy rzeczywiście kocha. Zresztą, myślę autorko, że Ty doskonale wiesz co Ci dolega, zdiagnozowałaś się poprawnie i pewnie brak miłości z dzieciństwa wpłynęło na to kim teraz jesteś - tylko co z tego wynika dla Ciebie? Odnoszę wrażenie, że bardziej napawa Ciebie czytanie o tym i samokrytyka na forum, która raczej powinna być adresowana do tych, których niby skrzywdziłaś. Nie wiem czy to łatwiejszy sposób na naprawę siebie i zabicie poczucia winy. Wierzę w ekwiwalentność - czyli nie można łatwo wyślizgać się z trudnych sytuacji - dlatego wiem, że samo czytanie pomaga, ale z czasem robi się takim opium, od którego się uzależniamy. Ty już doskonale wiesz, co jest nie tak - tylko szukasz jakiegoś złotego środka, niczym plastra antynikotynowego, który zrobi to za Ciebie. A rozwiązanie jest proste i trudne zarazem - proste do zdefiniowania, trudne do realizacji - musisz polubić siebie, czuć się dobrze ze sobą i wreszcie ograniczyć samobiczowanie się, bo słowa powtarzane jak mantra wpływają na psychikę i utwierdzają w takiej postawie. Ponadto Twoje poczucie winy tutaj wpada w pustkę, bo nikt z nas nie jest jej adresatem. Dodam, że nie uważam, że jesteś zła - ale na pewno tchórz z Ciebie i może masz powody. Ale ktoś tu trafnie napisał, że nie ma drogi na skróty, tutaj to jest proces - jeśli masz przyjaciół, którzy Ciebie wspierają i nie masz przed nimi tajemnic, to zadanie jest łatwiejsze, w końcu zostali przyjaciółmi nie bez powodu i ilość akceptacji i empatii na pewno jest spora - to pomaga. Gorzej jeśli przed wszystkimi grasz, to rzeczywiście masz długą drogę do przejścia. W sumie dobrze byłoby gdybyś pobyła trochę sama, to wycisza, naucz się spędzać czas trochę sama, pomału - złapiesz dystans, a partner w związku przestanie być jedynym wypełniaczem i tęsknotą w Twoim życiu, a Ty nie będziesz już czuła potrzeby owijania się wokół niego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
To prawda, też niezbyt przemawia do mnie ta teoria - bo to taki truizm ubrany w pseudopsychologiczną papkę, który próbuje tworzyć większe mądrości niż są w istocie. Przecież każdy, kto doświadczył porzucenia przez kogoś, odczuwa pustkę w tym momencie, skoro byliśmy w poważnej relacji. Więc różnymi sposobami walczy o związek i to robi w zasadzie każdy, dla kogo związek coś znaczył. To jest moment kiedy każdy potrafi zapłakać, wzruszyć się - bo to tworzy nagle próżnię w jego życiu. Ale to nie ma nic wspolnego z jakąś patologią, choroba - to normalna reakcja, kiedy sie dzwoni, goni za partnerem, zwłaszcza gdy decyzja o zerwaniu jest jednostronna. Ale to mija, jeśli nie ma szans, to człowiek powoli adaptuje się do tej myśli i żyje dalej - żal ustępuje sentymentowi i tyle.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Słowotok.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość izabella łęcka
Przeczytałam sobie to wszystko i mam wrażenie, że caly ten kryzys autorki o toksyczności, krzywdzeniu ludzi jest tylko ogólnikiem i ma związek z konkretną osobą i konkretną relacją. Czuję, że to ogromne poczucie winy wobec konkretnego człowieka, którego wciąż ona kocha, a z którym zerwała i chyba dotarło to do niej z opóźnieniem. I jeśli była to zdrada z obecnym partnerem, to nawet nie dziwię, że nie wierzy w miłość i trudno coś na tym zbudować. Po prostu nie wierzę w uogólnianie, ze "jestem złym człowiekiem". Ale wierzę w wyznanie "zrobiłam temu człowiekowi ogromną krzywdę".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
To trochę nie na temat, ale przypomina mi się artykuł psycholożki Bonnie Weil, która pisała o etapach po rozpadzie związku i ewentualnej szansie powrotu. Pisała, że w przypadku długiej i bardzo głębokiej relacji, gdzie było poszanowanie, nie było kłótni, przemocy, ale istniała prawdziwa więź, to jeśli dochodzi do zerwania, to wówczas osoba, która porzuca partnera na początku czuję ulgę, bo wreszcie podjęła decyzję o zerwaniu, z którą woziła się przez jakiś czas i nagle to brzemię opadło. W tym samym czasie czuje też potężne poczucie winy wobec osoby, którą porzuca, bowiem wie, że to był wartościowy człowiek. Z drugiej strony żeby ulżyć temu poczuciu winy, przekonuje siebie i wszyskich dookołoa o słuszności podjętej decyzji - koniecznie potrzebują tego potwierdzenia, choćby od anonimowego tłumu z forum, czasami nawet koloryzują fakty, aby uzyskać od kogoś pożądaną odpowiedź. Nie chcą mieć wąpliwości i przemyśliwać jeszcze raz słuszności tej decyzji, bo to tylko zwiększyłoby poczucie winy, a to ostatnia rzecz jakiej one wtedy chcą. Po pewnym czasie włącza się lekka tęsknota, jednak jej apogeum sięga parę miesięcy później, kiedy nagle doświadczają braku tej osoby - rozmów, intymności, kiedy jak fala nawracają wspomnienia. Tęsknota rośnie coraz bardziej. Wszystko to pod warunkiem, że osoba porzucona znikneła z ich życia i nie mają z nią żadnego kontaktu. Proces ten może ulec wydłużeniu, jeśli po zerwaniu wskoczyła w inny związek, który trochę amortyzuje pustkę, ale zwykle jest to tzw rebound relation - czyli związek, który jest tylko plastrem i zwykle nie trwa długo i opiera się bardziej na strachu byciem samemu niż miłości. Potem zaczyna się kwestionowanie podjętej decyzji, żal, poszukiwania, jeszcze raz analizowanie, co zwykle trwa kolejne parę miesięcy. Wtedy może świtać decyzją o próbie powrotu - tutaj wszystko zależy od drugiej strony. Kiedy osoba porzucona jest emocjonalnym wrakiem na początku, to bezkrytycznie przyjęłaby taką osobę, ale po czasie, już kiedy odzyskała równowagę, ma szansę bardziej świadomie podjąć decyzję czy chce powrotu do osoby, która ją porzuciła. Jeśli zapadnie decyzja o powrocie, to paradoksalnie związki po takich powrotach potrafią być trwale, bo opartę na dojrzałym uczuciu, a nie strachu, desperacji i depresji, która towarzyszy rostaniu. Wówczas często osoba poczucająca docenia bardziej relację, bowiem poczucie straty już poznała.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość1zxc
brak czasu, jest wyborem, zatem dokonujesz go bardzo konsekwentnie, omijając takie opinie, na których zatrzymanie dałoby Ci wgląd w inny obszar siebie - myślisz, że może być znaczące? v Zatem dokonałam wyboru ale czy konsekwentnie ?Możliwe, możliwe ,ze coś można wyczytać z tego tylko ja nie wiem co. vv piszesz, że masz przyjaciół, którzy Cię akceptują jaka jesteś, a mimo to uważasz, że nie znasz miłości? nie jesteś zupełnie sama, a mimo to uważasz, że nie wiesz co znaczy bliskość? masz pracę, aktywności, a mimo to uważasz, że się izolujesz? widzisz tutaj zależność? v Dokładnie tak , można otaczać się tłumem a i tak być osoba ,która nie pozwoli wejść do swojego świata. Zaledwie parę osób jest dopuszczonych i to są właśnie przyjaciele. Przyjaciele uczą miłości innej, nie partnerskiej , to tak jakby powiedzieć matce ,że zaznała miłości bo ma dziecko. Owszem zaznała ale miłości rodzicielskiej , dziecko kocha się bezwarunkowo. Bliskość w jakim sensie ? Jeżeli chodzi o bliskość intymna to jak najbardziej tej mi obecnie nie brakuje a jeśli chodzi o bliskość czyli otworzenie się to jak napisałam jest tylko z nielicznymi reszta ludzi nie ma tam dostępu. Reszta ludzi czyli mężczyźni z którymi byłam ,jestem. Nigdzie nie napisałam ,że izoluje się. Wręcz przeciwnie jestem osoba bardzo komunikatywna ale nawet jeśli mowie o sobie to tylko to co chce powiedzieć a mam dużo do opowiadania ponieważ moje życie było dość ciekawe z dużą ilością zdarzeń rożnego rodzaju. vv jak Twoim zdaniem miłość może być toksyczna? doskonale operujesz teorią, dlatego domyślam się, że na poziomie intelektualnym rozgryzienie tej zagadki nie jest problemem, myślę, że trzyma Cię książkowa definicja 'miłości toksycznej', choć to pułapka i doskonała pożywka dla intelektu - jest tak dużo literatury na temat zjawiska, że jest co mielić - pytanie brzmi, jak jest możliwa miłość toksyczna? nie czym ona ma być, ale jak jest możliwa? v Tu masz racje , to jest słowo wytrych ponieważ nie istnieje miłość toksyczna. To co nazywamy miłością toksyczna nie ma nic wspólnego z miłością, jest to wypaczony obraz miłości.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość1zxc
Do gość 2015.12.04 i gość 2015.12.04 Ten modny coach to Andrew Barnes – seksuolog, wykwalifikowany edukator i uzdrowiciel seksualności z ponad 20-letnim stażem. Wklejając ten tekst miałam na uwadze to ,ze znalazłam tam siebie. Osobę ,która boi się samotności , opuszczenia a zarazem boi się bliskości co jest paradoksem. Zazwyczaj kobiety bluszcz czy kobiety kochające za bardzo wybierają mężczyzn niedostępnych bojących się zaangażowania , bliskości a same maja ten sam problem. Dlatego gdy sytuacja odwróci się to uciekają.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość1zxc
Do izabella łęcka wczoraj Problem w tym ,ze taka osoba jak ja nigdy nikogo naprawdę nie kochała. Poczucie winy mam nie tylko do jednej osoby. Trudno jest coś zbudować ,jeżeli boisz się bliskości, nie masz zaufania, polegasz tylko na sobie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Miłość to miłość - czasami kaleka, czasami zaborcza, zazdrosna - ale u podstaw zawsze jednak tli się uczucie, które po prostu nie zawsze rozpala się w prawidłowy sposób. Ty boisz się odrzucenia - i to panicznie i szukasz wszędzie aprobaty, czasem pewnie nierzadko myląc seks z uczuciem. Ale czy z żadnym z Twoich partnerów nie nawiązałaś głębszej relacji? Ufniejszej relacji? Czy wszystko było dla Ciebie powierzchowne i nacechowane strachem?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość1zxc
Do gość wczoraj O ile istniała prawdziwa więź ,tak masz racje wtedy porzucająca osoba może kiedyś mieć chęć powrócić. Gdy prawdziwej więzi nie było porzucająca osoba może mieć poczucie winy,że zraniła wartościowego człowieka ale o powrocie nie myśli.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Tak, masz rację. Taka osoba o powrocie nie myśli, natomiast zrobi wiele by utwierdzić się w przekonaniu, że następny związek jest LEPSZY niż ten poprzedni. I może przez to paradoksalnie wpaść w pułapkę idealizowania nowego partnera.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość1zxc
gość dziś Miłość to miłość - czasami kaleka, czasami zaborcza, zazdrosna v W takim razie jeżeli taka miłość też jest to tak , można powiedzieć ,że kochałam i kocham. vv Ty boisz się odrzucenia - i to panicznie i szukasz wszędzie aprobaty, czasem pewnie nierzadko myląc seks z uczuciem v Oczywiście , dla mnie seks i miłość to to samo, nie znam innej miłości w zwiazku. Boje się nie tylko odrzucenia ale i bliskości. Kiedyś myślałam ,ze angażując się w związek wyrażam chęć bliskości , niestety tak nie jest . Chce być w zwiazku bo boje się samotności a bliskości nie nawiązuje bo tej się boje. vv Ale czy z żadnym z Twoich partnerów nie nawiązałaś głębszej relacji? Ufniejszej relacji? Czy wszystko było dla Ciebie powierzchowne i nacechowane strachem? v W żadnym zwiazku nie otworzyłam się w całości , nie zaufałam nigdy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość1zxc
gość dziś Tak, masz rację. Taka osoba o powrocie nie myśli, natomiast zrobi wiele by utwierdzić się w przekonaniu, że następny związek jest LEPSZY niż ten poprzedni. v Kiedyś tak robiłam, teraz nie. vv I może przez to paradoksalnie wpaść w pułapkę idealizowania nowego partnera. v Teraz dokładnie widzę ,że wszyscy partnerzy byli tacy sami , obecny też. Osoby , które albo bały się zaangażowania albo bały się bliskości, osoby ,które budowały mur niedostępności lub cofały się o trzy kroki gdy ja za bardzo napierałam. Obecnego partnera nie idealizuje , dokładnie wiem na czym nasza relacja polega. Oboje potrzebujemy kogoś blisko ale nie za blisko, oboje potrzebujemy miłości ale seks i intymność bierzemy za miłość.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość1zxc
.......W żadnym zwiazku nie otworzyłam się w całości , nie zaufałam nigdy. ...... Przez skrót myślowy powstało masło maślane ,przepraszam i poprawiam , miało być " nigdy nikomu nie zaufałam"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Teraz dokładnie widzę ,że wszyscy partnerzy byli tacy sami , obecny też. x Gratulacje, innym dojście do takiego wniosku zajmuje całe życie, a nawet o jeden dzień dłużej. Czyli problemem jest danie właśnie temu konkretnemu "takiemu samego jak wszyscy" szansy na przekonanie samej siebie, że warto mu ją dać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
* takiemu samemu jak wszyscy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość1zxc
Czyli problemem jest danie właśnie temu konkretnemu "takiemu samemu jak wszyscy" szansy na przekonanie samej siebie, że warto mu ją dać. v Trzeba najpierw zaufać a z tym może być problem. Zaufać to znaczy otworzyć się a ja za bardzo nie chce otwierać się, za dużo mam ran w sobie aby jeszcze jakieś przyjąć na klatę no chyba ,że "temu takiemu jak wszyscy" zmieni się i on będzie chcial bliskości wtedy może przełamie strach.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
W tym największy jest ambaras, żeby dwoje się chciało otworzyć naraz. Jeśli Wam seks wystarczy, to żadne nie będzie chciało oddawać własnej niezależnosci, bo po co właściwie? Jak on zechce czegoś więcej, to Ty będziesz się bać dać więcej. Jak on nie będzie chciał niczego więcej, to Ty zechcesz "opleść go powoli" ale całego. Impas. To, co miałby Ci powiedzieć psycholog, już sama wiesz. I to jak mierzenie się z fobią. Trzeba krok po kroku oswajać lęk i pokonywac kolejne stopnie. Tylko tak się da. I najważniejsze - tak, jesteś toksyczna. Na tę chwilę. Próbuj, to dla siebie możesz zrobić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
brak czasu, jest wyborem, zatem dokonujesz go bardzo konsekwentnie, omijając takie opinie, na których zatrzymanie dałoby Ci wgląd w inny obszar siebie - myślisz, że może być znaczące? v Zatem dokonałam wyboru ale czy konsekwentnie ?Możliwe, możliwe ,ze coś można wyczytać z tego tylko ja nie wiem co. VVV np. że uciekasz konsekwentnie przez spojrzeniem na siebie innym, niż swój utarty tryb postrzegania, spojrzeniem? spróbuj sama przeczytać co i jak piszesz, spróbuj zrobić doświadczenie, dość proste - a co jeśli jest dokładnie odwrotnie niż tutaj, czy tutaj zakładam? vv piszesz, że masz przyjaciół, którzy Cię akceptują jaka jesteś, a mimo to uważasz, że nie znasz miłości? nie jesteś zupełnie sama, a mimo to uważasz, że nie wiesz co znaczy bliskość? masz pracę, aktywności, a mimo to uważasz, że się izolujesz? widzisz tutaj zależność? v Dokładnie tak , można otaczać się tłumem a i tak być osoba ,która nie pozwoli wejść do swojego świata. Zaledwie parę osób jest dopuszczonych i to są właśnie przyjaciele. Przyjaciele uczą miłości innej, nie partnerskiej , to tak jakby powiedzieć matce ,że zaznała miłości bo ma dziecko. Owszem zaznała ale miłości rodzicielskiej , dziecko kocha się bezwarunkowo. Bliskość w jakim sensie ? Jeżeli chodzi o bliskość intymna to jak najbardziej tej mi obecnie nie brakuje a jeśli chodzi o bliskość czyli otworzenie się to jak napisałam jest tylko z nielicznymi reszta ludzi nie ma tam dostępu. Reszta ludzi czyli mężczyźni z którymi byłam ,jestem. Nigdzie nie napisałam ,że izoluje się. Wręcz przeciwnie jestem osoba bardzo komunikatywna ale nawet jeśli mowie o sobie to tylko to co chce powiedzieć a mam dużo do opowiadania ponieważ moje życie było dość ciekawe z dużą ilością zdarzeń rożnego rodzaju. VVV przeczytaj to swoje zdanie: "Dokładnie tak , można otaczać się tłumem a i tak być osoba ,która nie pozwoli wejść do swojego świata.", a następnie przeczytaj to: "Nigdzie nie napisałam ,że izoluje się." - tym samym nawiązuję do tego co wyżej, nie koniecznie trzeba użyć słów, które wg Ciebie znaczą co chcesz żeby znaczyły (inteligencja nas tutaj czasem dość ostro zawodzi). Pod wpływem emocji, między wierszami, przekazujemy więcej. Izolujesz się. Inaczej nie byłoby tematu. I to jest istota ucieczki, której nadałaś kryptonim "jestem bluszczem i kocham toksycznie". Pytanie - serio? Jesteś bluszczem? Masz przyjaciół. Wiesz, że masz za co być wdzięczna? Prawda? I naprawdę nie łączy Cię z nimi rodzaj bliskości, jedyny w swoim rodzaju, który dla odmiany nie połączy Cię z żadnym partnerem? Rozumiesz, że zadaje Ci te pytania nie po to, żeby porównywać miłość matczyną, do przyjacielskiej, a przyjacielską do partnerskiej? Moim zdaniem, jesteśmy zdolni do odczuwania miłości w różnych jej odcieniach do różnych osób. Jeśli wątpimy we własną zdolność kochania, może dobrze jest z szacunkiem do siebie i tych, którzy nie są nam obcy, przyglądnąć się jak to jest? vv jak Twoim zdaniem miłość może być toksyczna? doskonale operujesz teorią, dlatego domyślam się, że na poziomie intelektualnym rozgryzienie tej zagadki nie jest problemem, myślę, że trzyma Cię książkowa definicja 'miłości toksycznej', choć to pułapka i doskonała pożywka dla intelektu - jest tak dużo literatury na temat zjawiska, że jest co mielić - pytanie brzmi, jak jest możliwa miłość toksyczna? nie czym ona ma być, ale jak jest możliwa? v Tu masz racje , to jest słowo wytrych ponieważ nie istnieje miłość toksyczna. To co nazywamy miłością toksyczna nie ma nic wspólnego z miłością, jest to wypaczony obraz miłości. VVV zatem, jeśli założyć, że są w Twoim życiu ludzie, których kochasz, przy których czujesz się akceptowana, sobą i dobrze, czy nie jest sensownie przyglądnąć się swoim emocjom bliżej? zauważyć, że człowiek z którym możliwe budujesz związek partnerski, także jest Twoim przyjacielem najpierw, a nie oddzielną kategorią człowieka wyłącznie do łóżka? może ta najpierw przyjaźń, w Twoim przypadku, stopniowo przerodzi się w głęboki i oparty na mocnych fundamentach związek partnerski? Może to wcale nie jest tak, że to jakaś oddzielna kategoria związku, tylko związek bliski, o kilka stopni głębszy niż z przyjaciółmi, bo intymny, wyjątkowy tak samo jak z każdym przyjacielem jakiego masz, ale dlatego inny, bo partnerski, bo intymny właśnie? Czyli problemem jest danie właśnie temu konkretnemu "takiemu samemu jak wszyscy" szansy na przekonanie samej siebie, że warto mu ją dać. VVV może właśnie o to chodzi? v Trzeba najpierw zaufać a z tym może być problem. Zaufać to znaczy otworzyć się a ja za bardzo nie chce otwierać się, za dużo mam ran w sobie aby jeszcze jakieś przyjąć na klatę no chyba ,że "temu takiemu jak wszyscy" zmieni się i on będzie chcial bliskości wtedy może przełamie strach. VVV bardzo polecam Ci w ramkę oprawić tę wypowiedź i przyglądać się jej uważnie, aż do olśnienia :) - coś Ty tu dziewczyno zawarła, to pół światu :) jak myślisz, 'ten taki jak wszyscy', da radę Cię zdobyć i być blisko Ciebie, skoro Ty nie chcesz się otwierać i nie ufasz? mnie się wydaje, że pogruchocze zbroje, zęby połamie i ostatecznie skapituluje przy Twoim oprogramowaniu ;) co by było, gdybyś najpierw dała szansę sobie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×