Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość1zxc

Jestem kobietą bluszczem i kocham toksycznie

Polecane posty

Gość gość1zxc
Do gość dziś Dlaczego nie postawiłaś sprawy na ostrzu noża i nie starałaś się dążyć do konfrontacji przed zerwaniem z nim ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ze strachu, że ucieknie, potem niepewność związana z nowym uczuciem, gdzie posmak nowości przykrył codzienność, huśtawka emocjonalna. Masz rację, trzeba było - mądry Polak po szkodzie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
smutne jak ludzie się rozmijają

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
gość dziś Może napisz do niego..., sama nie wiem...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość1zxc
gość wczoraj Ile lat z nim byłaś ? Masz z nim kontakt ? Ile czasu minęło od rozstania ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość1zxc
Do gość wczoraj Dziękuj***ardzo za miła i dająca do myślenia dyskusje. Teraz muszę zdobyć się na odwagę i poszukać terapeuty. Czasami człowiek potrzebuje takiej rozmowy to ,ze świat nie jest idealny to ,ze ludzie nie są idealni to ,ze my nie jesteśmy idealni to nie znaczy ,ze nie mamy się starać dążyć do ideałów. Świata nie zmienimy , innych tez ale siebie można zmienić, wystarczy chęć zmiany ale żeby do tego dojść trzeba to sobie uzmysłowić. Biczowanie siebie może nie jest za dobrym rozwiązaniem ale przez to człowiek stacza się na dno i ma szanse odbić się . Nie z czysta karta ale z bagażem doświadczeń dobrych i złych, odkrywając siebie. Każde doświadczenie życiowe uczy, daje nowe spojrzenie w siebie, odkrywamy sens istnienia. Upadamy i podnosimy się ale po każdym upadku czujemy się silniejsi, co nas nie zabije to nas wzmocni i pewnego dnia stwierdzamy ,ze już jest mało złego , które mogło by nas zaskoczyć i spalić na popiół. Zycze wszystkim pokochania siebie i innych i cieszenia się z każdej pięknej chwili w życiu nawet gdy ona przeminie to z pewnością będzie następna.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Upadki są dobre dlatego ,że wtedy zawsze potrafimy wyłowić swoje błędy.Czasem nie są one naszą winą ,ale nie oszukujmy się ,wina nigdy nie leży tylko i wyłącznie po jednej stronie.Nawet w moim przypadku tak nie było ,chociaż ktoś pojechał po mnie jak po "łysej kobyle"podporządkował mnie sobie ,przeżuł i wypluł to i tak było w tym trochę mojej winy.Ważne by to przeanakizować jak już opadnie kurz i emocję i stać się lepszym na przyszłość.Czy to czyni silniejszym? w moim przypadku chyba tak nie jest ,ale na pewno czyni mnie wrażliwszym i lepszym na przyszłość i to jedyne dobro takich przeżyć.pozdrawiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
gość wczoraj Zabawne, że to radzisz - piszę maila do niego od paru tygodni, ale nie wysyłam... poprawiam, przeredagowuje, wylewam żale, przepraszam, spędzam godziny na mailem, ale zawsze ręka mi drży przed "wyślij". Kurdę, tęsknie... czytam fora, rozmawiam z przyjaciółmi, nawet myślę o jakieś terapii, ale najbardziej to chciałabym rozmowy z nim - jeśli nie jako kochanek, to chociaż jako przyjaciel, on zawsze był moim powiernikiem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
gość wczoraj Ponad 4 lata, rozstanie pół roku temu i cisza od tej pory

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
do gość dziś To może rzeczywiście warto spróbować. Z tego co piszesz, był dystans, zachowawczość w uczuciach, może nie był wylewny - może był strach przed otworzeniem się - ale uczucia musiały być i nie jest to nic toksycznego. W jakiś sposób zależało Wam na sobie i z tego co piszesz to nie on zerwał. Pogniewaliście się?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
gość dziś Własnie to jest nagorsze - nie mam mu nic do zarzucenia, chciałam tylko aby bardziej okazywał mi uczucia. Ale pod wieloma względami z nim czułam się inaczej niż z innymi - doświadczałam nowego i zaufałam jak nikomu, a on tego zaufania nie nadużył. Problem w tym, że teraz po czasie mam wrażenie, że mnie kochał, tylko okazywał to inaczej. Dlatego nie mogę nie myśleć o nim. I nie, nie pogniewaliśmy się - wciąż mam jego pożegnalnego smsa, którego mi przysłał po rozstaniu, znam go na pamieć - "Myślisz, że Cię nie kochałem..., Ciebie nie można nie kochać - nigdy Cię nie zapomnę" I co ja mam z tym k***a zrobić? Mam ochotę go zabić i przytulić jednocześnie. Tu nie chodzi nawet o poczucie winy - ale stratę - bo mogło być naprawdę szczęsliwie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość1zxc
gość wczoraj U Ciebie to jeszcze świeża sprawa. Myślę ,ze nawiązanie kontaktu nie było by czymś złym, tylko nie napisałaś czy nadal jesteś w zwiazku z tym dla , którego odeszłaś. To może komplikować ponieważ jeżeli jesteś to skrzywdzisz obecnego partnera. Odzwywajac się do byłego dasz mu nadzieje, możesz zburzyć mu spokój. Załóżmy ,ze już jesteś sama to próbuj ale licz się z tym ,ze może nic z tego nie być. Nawet jeżeli on nadal Cie kocha to jego męska duma nie pozwoli mu na powrót do Ciebie , na wybaczenie. Zdeptałaś jego ego , możliwe ,ze pozwoli Ci być jego znajoma ale nie zaufa Ci już. Nie znam Twojego byłego wiec tak na prawdę nie mam pojęcia jak zachowa się, to tylko moje przemyślenia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Zdaje sobie z tego wszystkiego sprawę – ale muszę zaryzykować, właśnie dlatego, że jest to świeże, nie chcę czekać parę lat, a potem żałować. Tak, jestem wciąż w obecnym związku czy raczej pseudozwiązku, ale on czuje, że jest coś nie tak i ja też wiem, że to nie to, złapaliśmy się, gdy oboje byliśmy w dołku – to nie jest dobre spoiwo, bo łączy nas strach przed samotnością i potrzeba bliskości, a niewiele łączy ponadto… i wiem, że tego ciągnąć nie mogę – więc tak czy siak go skrzywdzę. Bez względu na wszystko chcę to wszystko zamknąć w tym roku. Zresztą nie o takim początku nowego związku marzyłam. Zdaję sobie sprawę, że to może nie wypalić, ale też wiem, o co walczę – byłam w wielu związkach i wiem, że ten ostatni był najpełniejszy, nie chcę tego tłumaczyć, bo nie da się – w tym związku po prostu najbardziej byłam sobą… Nie chcę potem żałować – dlatego wolę walnąć o glebę teraz. Zresztą ktoś słusznie tu napisał, że nie ma drogi na skróty – nawarzyłam piwa, to je wypiję. Za często próbujemy takie problemy załatwić wymówkami, niby to kierując się dobrem drugiej strony, ale maskujemy tylko strach i wstyd. Tak wiem, że może jego urażona duma mu nie pozwoli na powrót, ze zdradziłam jego zaufanie – uznaję to wszystko, bo nie będę się sprzeczać z faktami. Jeśli da mi szansę, zrobię wszystko by je odzyskać. Możliwe, że burzę jego spokój, ale w tym momencie jestem gotowa dopisać to do swojego rachunku win. Za dużo przeżyłam w życiu i nie jestem głupią młódką, żeby nie zauważyć, że omija mnie coś dobrego. Liczę się z porażką i nie zamierzam go szantażować emocjonalnie, bo jeśli coś miałoby być, to tylko wtedy gdy on sam będzie tego jeszcze chciał, nie chcę związku z litości, więc jeśli będzie chciał bym zniknęła z jego życia, również to uczynię – zatem bez względu na to, co będzie, mam wrażenie, że tak trzeba i tylko wtedy będę mogła funkcjonować dalej. Może i zobaczył, że zrobiłam coś złego, ale też mam nadzieję, że zobaczy, że starałam się zrobić coś równie dobrego. Ktoś napisał, że święta to dobry moment na uporządkowanie spraw, zatem jeśli gdzieś jeszcze jest jakaś magia świąt, to jednak chciałabym, żeby właśnie teraz się objawiła.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kllara
do gość dziś Całym sercem jestem z Tobą i życzę Ci powodzenia! Wierzę, że się uda. Ja też zostawiłam kogoś, na kim zależało mi najbardziej do tej pory. I cholernie tego żałuję. Próbowałam nawiązać kontakt (wielokrotnie), ale On na razie ucieka. Uważa, że go skrzywdziłam. Jestem zagubiona, nie wiem co robić. Czekam. Może powinnam zniknąć na jakiś czas, jak radzą przyjaciele. Pozwolić opaść złym emocjom. Gdzieś głęboko w duszy wierzę, że jeszcze będziemy razem. Dostałam po głowie, nie żałuję jednak i moja duma nie została urażona. Ty jesteś w o wiele lepszej sytuacji, bo dostałaś jasny przekaz na koniec. Próbuj i bądźcie szczęśliwi! pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jestem facetem i też wychodzę z założenia, że konfrontacja to najlepszy sposób. Moja ex każdy związek puentowała zdradą - KAŻDY, i niestety w moim przypadku nie było inaczej, choć sama twierdziła, że nasz związek był wyjątkowy... :( Ten sam schemat - zdrada, zerwanie, ucieczka, głowa w piasek i zrywanie kontaktu - ani przepraszam, ani dlaczego - a jeśli już, to jakieś kłamstwa. Jeśli miała jakichkolwiek przyjaciół wśród swoich byłych to tylko dlatego, że oni się do niej odezwali, i tylko dlatego, że nie byli świadomi, że byli zdradzani... Tak, to był tchórz. Napisałem "był", bo ostatnio coś się zmieniło. Nie wiem, czy żal był zbyt wielki, czy poczucie winy zbyt mocne - ale po 2 latach skontaktowała się ze mną, zwierzyła mi się i przeprosiła - po raz pierwszy w życiu zrobiła coś takiego wobec byłego. Czy się wkurzyłem? - to nie tak, miałem już spory dystans, została nostalgia, choć faktycznie, po tym zwierzeniu miałem ogromny żal, rozczarowanie, łzy też pociekły, ale o dziwo nie byłem zły jakbym tego oczekiwał. Musiałem przez moment odpocząć i złapać oddech zanim do niej zadzwoniłem. Ale, wiem co to dla niej znaczyło, po raz pierwszy poczuła ulgę i nawet chciała kary. Powiedziała, że choć raz w życiu chciała zachować się przyzwoicie i uczciwie. Spodziewała się każdej reakcji z mojej strony i przygotowana była na najgorsze. Muszę przyznać, że na swój sposób podziwiam to. Ale wbrew jej obawom nasza rozmowa była spokojna, smutna, ale bardzo oczyszczająca - pewnie nie będziemy razem, rozeszliśmy się, no i trudno coś takiego załatać - choć kto wie..., życie zaskakiwało mnie nieraz, ale podwaliny na PRAWDZIWĄ przyjaźń zostały położone. Budujemy to powoli, ale mamy stały kontakt - wciąż jeszcze trochę nieśmiały, ale widzę, że ona się naprawdę stara być lepszym człowiekiem i trudno tego nie docenić. Chodzi na terapię i widzę postępy, jeśli ma kryzys, nie działa pochopnie. Ona spotyka sie z kimś, podobnie jak ja, więc pewnie pójdziemy w róznych kierunkach. Ale czuję jakbym poznawał tę dziewczynę na nowo i pomimo tego co się stało - mam dużo ciepłych uczuć dla niej, wiem, że dużo ją to kosztowało, dlatego trzymam kciuki, żeby jej się udało. Czy naprawdę nie byłem zły? Właśnie nie, paradoksalne, ale nie, czułem, że jednak miała do mnie dużo uczuć, szacunku, skoro zdecydowała się na takie wyznanie. Nawet odnoszę wrażenie, że można ją pokochać na nowo. Ale bylaby to już miłość dojrzałą. To trochę jak uprzątanie przestrzeni na zbudowanie czegoś nowego, teraz można ruszyć do przodu. I ponadto odzyskałem wrażenie, że nasz związek był jednak znaczący, skoro skłonił ją do takiej spowiedzi... To ważne, bo jeszcze raz utwierdziłem, że to nie była pomyłka i warto było ją spotkać w swoim życiu. Jeśli ma odwagę na coś takiego, to łatwiej też uwierzyć w drugą szansę, nawet jako przyjaciel.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
No to chyba jakiś wyjątek. Laski jak autorka tego postu, wolą pójść do terapuety - to jest filozofia, typu - "nabałaganiłam w pokoju, ale pójdę posprzątac w kuchni". Takie sranie w banie - i wszystko wolą skwitować stwierdzeniem, bo "jestem złą kobietą"i myślą, że to wszystko załatwia. Mi laska też kit wciskała przy zerwaniu, a potem zorientowałem się, że robiła ze mnie jelenia - boli, k***a boli mocno - nawet nie zdrada, ale że w oczy Ci kit wciskała - i to ktoś, kto niby Cię kochał, szanował, ktoś kogo uważałem za godnego człowieka. A tu sie okazało, że to g****o w pazłotku. Ja tam już nie wierzę laskom - wole chyba być sam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Dlatego zanim wejdziecie w związki, zawsze miejcie na uwadze, jak ktoś zachował się wobec poprzedniego partnera - historia nader często lubi się powtarzać. Jak ktoś zdradził kogoś, kogo niby kochał, nie jest wart szczególnie dużo uwagi. A jeśli kłamie, to tym bardziej odpuścić - bez względu na okoliczności, traumy z dzieciństwa, czy bóg wie co jeszcze - wszyscy wiemy co to znaczy zachować się przyzwoicie - żadna terapia nie jest do tego potrzebna.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Do gość dziś A gdy zrywała z Tobą, wiedziałeś już wtedy o zdradzie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie, własnie nie - zerwała i podała mi jakiś powód, że nie kocha. Nawet się pytałem, czy jest inny, ale wtedy mocno zaprzeczyła. Wtedy za nią biegałem, błagałem, ale ona uciekła i zniknęła. Zresztą jak powiedziała, że nie kocha, to wiedziałem, że nie ma sensu jej gonić, nie zmusisz nikogo do uczucia i choć mocno bolało też zerwałem kontakt. Dlatego gdy nagle wynurzyła się z tego niebytu i jak mi powiedziała prawdę, to nie powiem, troche mnie to wbiło. Zwierzyła mi się z poprzednich związków, który każdy kończyła zdradą. Przez jakieś parę dni sobie to układałem i wtedy do niej zadzwoniłem. Szkoda, że uciekła wtedy, bo naprawdę to było do naprawienia - jakby nie patrzeć zdrada zdradą, ale ja też się nie popisałem i zaniedbałem ją, więdząc jakie ma problemy... Wszyscy trochę pobłądziliśmy...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Przeczytałam wątek i wydaje mi się, ze autorka ma syndrom męczennicy - nie wąptię, że zraniła parę osób, zdrada jest tego przykładem, ale na miłość boską, jak czytałam o tych toksynach, nieprawdziwych uczuciach, całe życie w fałszu i bycie w obecnym związku, który przypomina związek dwóch kalekich osób oparty na seksie i strachu, to widzę obraz strasznie zgorzkniałego człowieka. Napisałaś: "Haha , gdybym tak mówiła każdemu poznanemu mężczyźnie to zapewne nikt by nawet nie próbował ze mną być. Co do rady 'nie tchórz' dobra ale skoro mam zaakceptować to ,że nie jestem doskonała to dlaczego mam stać się odważna. Przecież to jedna z moich wad , moja fobia ,która mnie chroni" VVV No to popatrzmy co to jest. Czy rzeczywiście próbowałaś mówić swoim partnerom jaka jesteś naprawdę - bo jeśli nie, to jak możesz oczekiwać, że będziesz w spełnionym związku. To jest coś na zasadzie - nie próbuję, bo wiem, że i tak się nie uda. A po drugie nie wierzę, że wszyscy by uciekli, jak komuś zależy, to zostanie - zastanawiam, że czy sama już nie pogrzebałaś takich szans parę razy...? Ponadto, co to znaczy, że idealizujesz partnera? Jakbyś go idealizowała, to byś tym bardziej nie miała oporów przed zaufaniem. Wydaje mi się, że wolisz na wszelki wypadek, wywalić wszystko, żeby się nie okazało, że w niektórych przypadkach, ktoś naprawdę mógł kochać Ciebie - dlatego wszędzie dodajesz te -kliniczne stwierdzenia za zakresu psychologii, oby tylko nie mieć poczucia straty - to najlepiej zanegować wszystko - nigdy nie kochałam. Dzieciaku (choć nie wiem ile masz lat) Ty sama się owijasz jakąś matnią.... Po drugie uważasz swoje wady za "kokon ochronny". Wybacz autorko, ale fakt, że tu jesteś totalnie rozbita i negująca całe swoje życie uczuciowe, to tylko przykład tego, jak ten kokon Ciebie "ochronił". Przyjmujesz truciznę zamiast lekarstwa - tchórzostwo, kłamstwo i niewierność nie są remedium - wierz mi. Masz jeden wielki czyrak, który trzeba przeciąć - będzie bolało, ale jak ropa zejdzie, to dopiero wtedy możesz mówić o leczeniu. I też mi się wydaje, że lepiej sie skonfrontuj się ze swoim demonem, a nie go oswajaj. Ilu jeszcze psychonalityków zamierzasz przeczytać? Wiesz jak się zachowujesz - jak osoba, która niby chce się uleczyć i pozornie idzie w tym kierunku, ale ostatecznie nigdy tego nie zrobi. Woli siedzieć przed ekranem i uprawiać własny "pseudożal". Zasada jest prosta - skrzywdziłaś? to idź przyznaj się i przeproś. Jesli wybaczy, to znaczy, że ktoś uważa, że na to zasługujesz, jeśli nie wybaczy, to wówczas masz swoją prawdziwą pokutę. Ale w każdym przypadku jest przynajmniej oczyszczenie. Chcesz wiedzieć jaka jesteś naprawdę? - to posłuchaj właśnie tych ludzi, a nie jakichś własnych wynurzeń.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ponadto celem uzupełnienia powyższego - ludzie nie są ci nieżyczliwi tutaj - w sumie w znakomitej większości bardzo dobrze Ci radzą, ale Ty jednak chyba wolisz myśleć inaczej. Nie lubisz tej rady, ale to rzeczywiście kwintesencja wszystkiego: Nie tchórz

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Trochę ostro powyżej. :) Miłość jest przerażająca. I bardzo łatwo jest bluzgac w kogoś, że jest tchorzem. Ale prawda jest taka, mniej jest związków opartych o dojrzałą miłość, niż o 'bo normalni ludzie są w normalnych związkach'. Wiedzieć co to Miłość to wiedzieć co to ciężka praca, nad sobą, ze świadomością, że można nie zdążyć, że można się rozminąć. Ludzie są dla siebie szansą. Czasem nie jest im dane być razem. Ale to nie znaczy, że to ma być jakaś kara. Bycie z kimś to nie nagroda za dobre sprawowanie ani jakiś wyścig. Miłość to miłość. Nie wpędza w poczucie winy. Wręcz odwrotnie. Nawet jeśli nie razem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
To prawda - ale autorka sama siebie obwinia, nie robią tego jej byli partnerzy. Bardzo możliwe, że partner ktorego porzuciła nic jej nie zarzuca, nie obwinia, ale autorka sama to robi. Miłość to odwaga nie tchórzostwo - dlatego nie tchórz, ma swoje uzasadnienie w pełnej rozciągłości ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
W pełni się zgadzam, choć uscisle, że jest różnica między byciem tchorzem, a stchórzeniem. Przyciąga dojrzala miłość, świadoma, spokojna. Jest w człowieku dojrzałym, akceptujacym siebie, czyli takim który nie działa na pokaz. Taka miłość jest piękna, mądra i osiągalna. Moim zdaniem, jest niemożliwa jeśli nie działa 'od wewnątrz' . Dwoje ludzi tak kochających, roztacza magię wokół siebie. :) warte to zachodu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
To prawda - miłość liczona nie ilością wyznań - ale czynami liczona. Czasami ukryta, ale prawdziwa. Ktoś kto kocha niezależnie jaka jesteś i nie ucieknie, gdy nawet pozna twoje grzechy. Za tym goń, a nie za blichtrem, seksem i fałszywą bliskością. Ale najpierw daj się poznać

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość krzyk11
Tez widzę tutaj tylko strach i to przed wszystkich: 1) strach przed uzewnętrznieniem względem partnera 2) strach przed wyrażeniem otwarcie swoich potrzeb, by go nie wystraszyć 3) strach przed wyznaniem prawdy podczas zrywania 4) strach przed naprawieniem błędów Na każdym etapie widać tylko lęk, naprawdę miłość na każdym etapie wymaga odwagi. Ukrywanie tego toksycznością niczego nie zmieni, można się okopać w literaturze pseudopsychologii, jakiej sporo tutaj, ale co jeszcze autorka zamierza odkryć?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie mam przekonania czy chodzi o liczenie i 'odpuszczanie grzechów' ;). Może chodzi o to, że wie ile szans sam sobie musiał dać, żeby się nauczyć, żeby móc ruszyć dalej. Nie jest ani w roli cenzora, sędziego czy laskawcy. Wie co znaczy kochać siebie. Kochanie drugiej osoby jest bliźniaczo podobne, polega na tym samym. To jest bardzo, bardzo trudne. Olbrzymia sztuka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość1zxc
To prawda - miłość liczona nie ilością wyznań - ale czynami liczona. Czasami ukryta, ale prawdziwa. Ktoś kto kocha niezależnie jaka jesteś i nie ucieknie, gdy nawet pozna twoje grzechy. Za tym goń, a nie za blichtrem, seksem i fałszywą bliskością. Ale najpierw daj się poznać vv No właśnie miłość to nie słowa to czyny ,gdyby te czyny były to nie znalazłabym się w ramionach innego. Mojego byłego nigdy przy mnie nie było, nawet wtedy gdy bardzo go potrzebowałam ale tak byłam zaślepiona ,ze tłumaczyłam go sama przed sobą i innymi. On bal się może nawet bardziej niż ja , bal się jak to mówicie "fałszywej bliskości ". Teraz mam bliskość może i fałszywą ale jest , jest człowiek , który jest zemną , każdego dnia tuli mnie w ramionach, gdy byłam chora zawiózł mnie na pogotowie i czekał razem ze mną , mimo tego ,ze nie jest wylewny to nie boi się powiedzieć co czuje nawet jeżeli nie jest tego uczucia pewny na 100%. Nie jest idealny , nie jest lepszy od poprzedniego ale czuje się przy nim spokojna , to on widzi kiedy jestem smutna i zapyta co jest i przytuli, były tego nigdy nie widział bo jak miał widzieć gdy tylko pisaliśmy do siebie. Jeżeli to co jest teraz z obecnym to jest blichtr to ja wybieram ten blichtr niż ta ukryta prawdę z byłym.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Zgubiłam się, najpierw obwiniasz siebie, że zdradzasz, że jesteś toksyczna i krzywdzisz, a teraz się okazuję, że to Twoi faceci byli źli i winni Twoich zdrad i krzywdzili Ciebie... nic nie rozumiem...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Dokładnie - jeśli to byli toksyczni ludzie, to po co ich żałujesz? Masz faceta, który jest z Tobą, to w czym problem?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×