Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Mysha

jak zapomnieć o nim?

Polecane posty

Nie wiem co mnie podkusiło by tu zajrzeć.. 😴 Nadzieja jest najgorsza.. a nie najcudowniejsza. Gdy się jej pozbyłem, żyję normalnie. :classic_cool: 😴

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jilian, wiem że masz rację we wszystkim co napisałaś. Dobrze że wiem, że przestałam się łudzić, i teraz definitywnie mogę zacząć żyć na nowo... Jednak bez względu na wszystko to i tak cholernie boli. Dzisiaj czuję się już lepiej, przynajmniej przestałam płakać heh... ale i tak mam ochotę zakopać się pod kołdrą i kocami i przespać przynajmniej parę miesięcy. Ale niestety muszę się wziąć w garść i wyjść do ludzi, bo obowiązki wzywają. Bardzo chciałabym zacząć znów patrzeć na innych... i powiedzieć znów z pełnym przekonaniem że jednak jest życie po NIM... ale teraz zajmie to trochę czasu. Jedyne co teraz muszę zrobić to pousuwać wszystko... od rozmów na gadu-gadu, po naszą-klasę. Ledwo wytrzymałam patrząc na te wszystkie "słodziaste" komentarze w jego profilu, i nie przeżyłabym równie "słodziastych" wspólnych zdjęć. Muszę się od niego odciąć definitywnie. Na zawsze. A pewnego dnia może w końcu po raz pierwszy od dawien dawna odetchnę pełną piersią i pomyślę że życie jest piękne. Ale do tego czasu będę się pogrążać w depresji ;) Doskonale rozumiem Twoją sytuację. Też przez wiele miesięcy zachodziłam w głowę o co mu tak naprawdę chodzi. Czemu nie potrafi się zdecydować, tylko tkwi gdzieś pośrodku między "tak, chcę z tobą być" a "nie, zostaw mnie w spokoju". Chociaż wiele razy go o to prosiłam, jeśli nie chcesz mieć ze mną żadnego kontaktu, jeśli masz mnie dość, to powiedz mi o tym. Ale nigdy nie powiedział. I właściwie nadal nie wiem co znaczyły te wszystkie uśmiechy, spojrzenia, rozmowy... Tyle że teraz to nie ma już znaczenia. Też się ciągle bałam zrobić cokolwiek... i nawet nie wiesz jak teraz tego żałuję.Długo nie wierzyłam w powiedzenie "Lepiej żałować tego co się zrobiło, niż żałować że nie zrobiło się nic". Teraz zdecydowanie wierzę. Nie chciałabym żebyś i Ty obudziła się nagle i stwierdziła że jest za późno. Niech no chociaż posłużę jako przykład tego że nie można tchórzyć i odkładać tak ważne sprawy na później. Dlatego nie ma że się boję... spiąć pośladki i do ataku! ;) Póki jeszcze możesz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Lilian!!!! Czy Ty z takim człowiekiem chcesz być/ Obudź sie dziewczyno bo on Cię wykończy Ja też taka kiedyś byłam głuoia. Wprawdzie nie do tego stopnia. Powiedziałam STOP bO B Y MNIE ZNISZCZYŁ oPAMIĘTAJ SIĘ MASZ JEDNO ŻYCIE NIE TRAĆ GO NA śmiecia

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Stream, dziękuję Ci:) Hmmm, chyba czasem niektóre rzeczy trzeba przepłakać, przekrzyczeń... na wyładowanie emocji. Ale kiedyś znów będziesz się cieszyć. Jeśli chodzi o to czy chcę być z kimś takim jak ten człowiek... Ja wiem, że ma swoje powody... Wiem jaki był zanim się poznaliśmy, wiem, co zawsze było dla niego najważniejsze. Czasem nie jest łatwo zmienić swoje życie. Jeśli coś było dla niego najważniejsze... I pojawiłoby się coś, co zmieniłoby zbyt wiele... Jest jakaś walka ze sobą... O to jakie cele się miało, jak się je realizowało z tym, co kogoś spotyka... co może być złudzeniem, może okazać się nie trwałe. Musielibyśmy się nauczyć chodzić na kompromis. W sumie to nie chciałabym się stać dla niego ważniejsza niż marzenia, pasje cele... Bo to one sprawiają, że jest tym właśnie człowiekiem, z ich powodu się wyróżnia. Zdrowe rozgraniczenie pomiędzy czasem poświęcanym dla drugiej osoby a tym, co jest jego życiem. I vice wersa. Tak, ma humory... Ja też. Każdy może być wściekły, po wyżywać się... Jeśli nie zacznie przeginać, jeśli potem będzie potrafił przyznać się do błędu, przeprosić i żałować na prawdę? Może jestem głupia, może naiwna. I tak będę płakać. Co za różnica czy teraz czy później? A przynajmniej przez chwilę będę mogła się cieszyć, choć na chwilę będę mogła się zapomnieć. Czasem warto zaryzykować. I... Zgodnie z radą stream... Spróbuję coś zrobić. Jeszcze raz dziękuję. Ps. Jestem Jilian!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Proszę bardzo ;) W końcu na coś się przydałam. Cokolwiek planujesz zrobić, będę trzymać kciuki :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
hmmm jako osoba nieco doswiadczona w tym temacie tj zapominania o kims,moge rzucic kilka rad jak najlepiej to zrobic.. tak sie sklada ze dwa razy w swojej przeszlosci bylam zakochana na zaboj i te osoby takze,tyle ze dzielila nas np odleglosc,roznice pogladowe-rażące,ze sama zdecydowalam sie to zakonczyc... trzeba przede wszystkim usunac wszystkie rzeczy tej osoby albo przypominajace nam ta osobe tj wszelkie nr,maile,adresy,maskotki itp. problem przez ktory nie mozemy byc z ta osoba powiekszyc do ogromnych rozmiarow aby racjonalna mysl zwyciezyla i w cieniu tego problemu pomagala nam zapomniec np odleglosc,alkoholizm partnera...wyobrazamy sobie ze jakby to mialo byc ,jakby mialo wygladac nasze zycie np z pijakiem,ubieramy to w najgorsze barwy itp jesli ta osoba nas nie kocha,najpiej powiedziec sobie ze nikogo do milosci sie nie zmusi a zwiazek z nia bylby dla nas czyms strasznym gdyz zylibysmy z mysla ze ta osoba nas nie chce. zaczynamy sie zajmowac czyms,szukamy jakis pasji,hobby. wkraczamy w konflikt z ta osoba aby bardziej popsuc sobie nasz stosunek do niej,aby ja znienawidzic,nie lubiec,obrzydzic sobie ja. jesli sie zastosuje do tych rad to wygra sie z najbardziej nieszczesliwa miloscia i zapomni na wieki;)ja sie zastosowalam i jestem wygrana...(sama na sobie przetestowalam,sama wymyslilam te sposoby,obylo sie bez psychologow i samobojstw:P:D)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wiesz, jeśli chodzi o konflikty z tą osobą. Faktycznie, kiedyś był to i mój sposób. Ale po ostatnich 2 razach doszłam do wniosku, że nie ma to sensu. a. zarówno ja, jaki i ta osoba - pomimo konfliktu, wyszukiwania na siłę wad - nie zapomnieliśmy, mało tego, wciąż myśleliśmy... z prostej przyczyny - myślenie, nawet ze złością, to wciąż myślenie. b. popsute humory i wyrzuty sumienia c. mi się w głowie automatycznie włączało coś, co było jakby adwokatem takiej osoby, na każdy zarzut miałam usprawiedliwienie... Wyrzucić wszystko, co ma związek z taką osobą... Gorzej, jak z tą osobą od czasu do czasu mamy do czynienia, jeśli musimy ją spotykać. Wtedy trzeba zastosować się do innej z Twoich rad - zająć się czymś innym. A jeśli chodzi o tą moją historyjkę... Poplątało nam się troszkę. Troszkę bardzo... Chciałam by znów na mnie patrzył... tak jak wcześniej, chciałam znów widzieć, jak walczy ze sobą by się do mnie nie zbliżyć... I miałam to wszystko.... I widziałam jak tą swoją walkę przegrywa. I ja miałam być ostrożniejsza, miałam nie dopuścić do tego by mnie chociaż dotknął. Mieliśmy umowę, oboje się do niej nie dostosowaliśmy... No i były dwa genialne dni... Po czym trzeba było odbyć poważniejszą rozmowę (której unikałam, bo doskonale wiedziałam, co usłyszę). No i kolejny raz zachował się jak dzieciak. Kolejny raz stwierdził, że dał się ponieść emocjom. Ale niczego innego się nie spodziewałam. Byłam tego świadoma również wtedy, gdy wydawało się, że może jednak... I chyba tylko z tego powodu się nie wściekłam. Nie skończyło się awanturą... Ale obietnicą, że będziemy się pilnować. Nooo i pierwszy raz odpowiedział na moje pytania. Pierwszy raz bez wykrętów. Bezpośrednio (uwierzcie, że od niego bardzo ciężko uzyskać w miarę konkretną odpowiedź). Tyle. Po tym wszystkim, gdy znalazłam się z dala od ludzi, trzęsłam się ze złości. Co z tego, że powyliczał moje zalety, co z tego, że powymieniał co ja dla niego takiego dobrego zrobiłam... Tak, wiem, że dałam się wykorzystać. Byłam tego w każdym momencie świadoma. Ale chciałam mieć choć kilka dni zapomnienia, beztroski. Skoro miałam płakać... Teraz, czy później - co za różnica? A swoją drogą... Aż dziwne, obyło się bez łez. Jak na mnie - wyjątkowo spokojnie. Jakiś czas temu cieszyłam się, że odzyskałam kumpla... Pomimo tego, co się działo - nadal go mam. I powiecie, że powinnam mu strzelić w twarz, kopnąć, przepędzić... Ale nie chcę. I ja jestem winna temu, co się działo. W każdej chwili mogłam powiedzieć "dość" i odejść. On na czyjegoś faceta się nie nadaje, za to przyjacielem jest cudownym - i niech nim pozostanie. A ja zapomnę. Skoro nie było konfliktu. Skoro niczego mi nie odebrano... Poza odrobiną dumy... To mogę spokojnie zapomnieć, iść dalej. I to by było na tyle. Życzę miłego dnia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
chyba właśnie mnie dopadła złość... cztery dni po... to ja miałam mieć przewagę! to miała być moja mała zemsta... a dałam się drugi raz podejść... ja nie wierzę w jego wyrzuty sumienia... nie chcę w nie wierzyć... i chce mi się ryczeć... i nie będę sobie wmawiać, że mnie to nie rusza... bo boli... i to ch***e

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość najwiekszy naiwniak
Droga Jilian!czasem dobrze to wszystko wyplakac-chocby po to zeby sie oczyscic!Dobrze Cie rozumiem-kilka razy dalam sie poniesc mimo iz co innego sobie obiecywalam-coz po prostu emocje!!u mnie ta beznadzieja trwala kilka lat i powiedzialam sobie dosc;on dzwonil i pisal tydzien temu ale ja sie nie odezwalam,czasem sie boje ze to ze teraz mam sile mu sie oprzec wroci podwojnie,ale staram sie o tym nie myslec!Wmowilam sobie ze musze zaczac zauwazac innych facetow i o dziwo! juz mi jeden wpadl w oko,ale on niestety chyba zajety,ale oczy mam otwarte;)Wiem ze na pana x stracilam juz zbyt wiele czasu i wiem ze moje marzenia o nim,o nas maja sie nijak do rzeczywistosci,wiec zrobie wszystko zeby o nim zapomniec! Mam nadzieje ze Tobie sie ulozy i znajdzie sie ktos wartosciowy i zdecydowany kto zaprzatnie Twoje mysli:) A co do slow Cmentarnej Dziewicy to duzo w tym racji-ja kiedys dosc skutecznie obrzydzilam sobie pana x-niestety mial tak dobry bajer,ze wrocil jak bumerang... Pozdrawiam wszystkie starajace sie zapomniec

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kontakt usunięty z telefonu, z gg... Poinformowany, że mam dość i chcę ograniczyć kontakt... Była poważna rozmowa... I zapomnę. Przynajmniej "przepraszam" usłyszałam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A on nie będzie pisał i nie będzie dzwonił. Tego obawiać się nie muszę. Jednego jestem pewna - uszanuje moją decyzję. Przynajmniej tyle w sobie honoru ma.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Igor40
To jest chyba najciekawszy wątek na temat rozstań jaki zanalazłem. Potrzebuję rad kobiet i oceny mojego postępowania. Ona 10 lat młodsza cudowna kobieta. Związek krótki 1 rok. 3 miesiące temu fatalna kłótnia o nic, słowa "czy to koniec?" w wielkim wzburzeniu mówię "tak". 3 tygodnie - odzywam się piewszy dostaję szansę, przepraszam. Rozmawiamy ona zaczyna gierki, sama wybiera się nie wiem z kim na 4 dniowy wyjazd, nie zaprasza mnie. Powrót znowu odsuwa mnie od wszystkich spraw a dzieje się wiele nowego w jej życiu. Od słowa do słowa telefonicznie wyzywam ją od "samolubnych, egoistycznych cip". Pozamiatane. Po jakimś czasie znowu próbuję jakoś się do niej zbliżyć. Przepraszam, zapraszam na wspólny wyjazd, nie otrzymuję odpowiedzi aż do ostatniego dnia - podejmuję decyzję jadę sam. Kiedy stwierdza że nie widzi mojej chęci powrotu bo jadę sam, jednocześnie wybiera się do faceta poznanego na koncercie za granicę. Oficjalnie zabrania mi dzwonić. Wytrzymuję 1,5 miesiąca i podejmuję ostatnią próbę odzyskania jej. Czy to ma sens ? Dochodzą do mnie wieści że często popłakuje, wspomina ale nie daje mi żadnego znaku i nie kontaktuje się ze mną.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość amelkalalala
Witam! Mialam sie odezwac juz po zerwaniu i opisac jak zebrałam wszystkie swoje sily na ten krok,ale uwierzcie mi ,ze nie mialam ochoty wypowiadac sie nikomu na ten temat.teraz gdy wszystkie moje uczucia sie uspokoily moge cos napisac.a wiec,sama zrobilam ten krok,byl to zwiazek toxyczny,nie bede juz wspominac,wystarczy poczytac sobie na tej stronie ,wpisów jest od grudnia 2007!!!zaczeło sie od chłopaka kochanego ,ktorego chcialam zapomniec tym,z ktorym teraz zerwalam.Meczylam sie tym zwiazkiem dwa lata,rozlaki i powroty moze bylo ich z 10 ,Polska ,Anglia,Holandia,uciekalam w te kraje,zeby uspokoic na chwile swoje uczucia po rozstaniach niby na zawsze,Niby bo zawsze wracalam.Straszny egoista,nie posiadal jakich kolwiek uczuc,niszczyl mnie psychicznie,kobieciarz,idiota tak go moge teraz opisac.zerwalam z dnia na dzien,powiedzialam ,ze nie chce juz miec z nim nic wspolnego,dosyc,ze sie wyprowadzam.zapytal kiedy sie wyprowadzam,a ja ze teraz ,tylko ma mnie odwiesc na nowe mieszkanie.A on na to ---Kiedy? Pakuj sie szybko,chce na fitness zdazyc!!!!!!!!!!!! to byl caly on,chcial pokazac kto tu rzadzi,ale teraz to juz moze zapomniec,na koniec moze mial lzy w oczach,ale nic nie zrobil ,nie zatrzymal mnie jak odchodzilam.A wiec----NIE BYL WART MNIE!!!!!po miesiacu zadzwonil do mnie ,dostal moj list z banku,ze wplynely mi niezle niby pieniadze co okazalo sie pozniej bzdura.chcial sie dowiedziec gdzie pracuje,co u mnie itd,zakonczylam szybko tą rozmowe,mowiac ze pojde sprawdzic ta wiadomosc.I na tym sie wszystko skonczylo.Rozstalam sie 13 wrzenia i od tego czasu czuje sie wolna ,choc czasem mam dziwne uczucia ale to tylko na chwilke.Życze Wam dziewczyny tego samego uczucia ktore teraz posiadam,wewnetrznego spokoju,pogodzenia sie z tym wszystkim i ulozenia sobie jakos zycia na nowo.całuje

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nooo to gratuluję siły, odwagi. Cieszę się niezmiernie, że jest lepiej. Że zaczęłaś żyć:) Oby więcej osób brało z Ciebie przykład i stawiało na własne szczęście. No i ja muszę się od Ciebie czegoś nauczyć... Bo póki co moja dziwaczna znajomość wykańcza i mnie i jego psychicznie. Raz jest niby dobrze, niby nawet się zapomnimy... Ba, nawet pocałować mu się zdarzyło... po czym następuje odwrót sytuacji i skrajnie różne zachowania. Aktualnie zaczął się spotykać z pewną starą znajomą... no bo przecież my ze sobą nie jesteśmy... Nie jesteśmy związani jakąkolwiek umową. Nie ma jakichkolwiek zobowiązań... Więc niby czemu miałabym być zazdrosna. No ale jestem. Kochane dziewczyny z mojego roku są dlań równie złośliwe jak on dla mnie. Moja mała zemsta? No cóż, ludzie mogliby wiedzieć z kim mają do czynienia. Cudowny przyjaciel. Pomocny. Zawsze trafiał w sedno... No i zdaje się, zaczął zarażać mnie zainteresowaniami... Jest jedynym kontaktem z tamtym światem... Chyba muszę wybrać co ważniejsze. Rozwój, wiedza czy uczucia. Jeszcze trochę i stanę się tak bezduszna jak on. No ale dosyć o mnie. Kurczę... Gdyby więcej osób miało tyle oleju w głowie co Ty życie byłoby lepsze. I mnie normalnie zainspirowałaś. Jeszcze raz gratuluję:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
cześć dziewczyny przyznam się szczerze, że nie dałam rady przeczytać całego wątku, bo jest tego już AŻ 197 stron, ale przejrzałam co nieco i trochę się podbudowałam... widzę, że nie jestem jedyną osobą, która ma taki problem i że krok po kroku udaje Wam się jakoś zapomnieć, mam nadzieję, że mi też się uda:) a moja historia jest taka: spotykałam się z chłopakiem przez 5 lat, przez ostatnie pół roku ciągle coś się między nami nie układało, nie mogliśmy się dogadać, kłóciliśmy się itp. kiedy było już między nami naprawdę beznadziejnie, próbowałam zerwać, ale tak długi związek bardzo trudno jest skończyć z dnia na dzień wtedy poznałam tego drugiego, spędziliśmy razem kilka wspaniałych dni, po których on wyjechał na 3 miesiące (musiał wyjechać do pracy) przez te 3 miesiące zakończyłam swój długoletni związek i wytrwale czekałam na jego powrót, oczywiście były wzloty i upadki, ale regularnie się kontaktowaliśmy, rozmawialiśmy, "widywaliśmy" na skypie kiedy wrócił, wszystko odżyło ze zdwojoną mocą, ale... nagle jakieś nieporozumienie się wkradło i zdecydowaliśmy, że żadne z nas nie jest pewne uczuć drugiej strony i nie umiemy się w to w pełni zaangażować... zdecydowaliśmy, że będziemy przyjaciółmi w tym samym czasie tamten poprzedni bardzo zaczął się starać, do tego stopnia, że jakoś tak wróciliśmy do siebie, zaczęliśmy się znów dogadywać, nawet wyjechaliśmy razem na weekend, żeby odbudować nasze relacje... i wtedy mi się oświadczył... a ja nie umiałam powiedzieć "nie" i wtedy dowiedział się o tym ten drugi, powiedział, że jest załamany, że chce ze mną być, że ta "przyjaźń" miała być rozwiązaniem czasowym ale jednocześnie przyznał się, że przez te 3 miesiące spał z innymi, bo przecież ja też byłam z kimś wtedy (mimo że już ze sobą nie sypialiśmy) i teraz spotyka się jednocześnie z dwiema laskami, niby żeby o mnie zapomnieć... dlatego uważam, że to nie ma sensu, związek z nim jest jeszcze bardziej niepewny niż na samym początku a ja jestem przecież zaręczona! planujemy ślub! ale nie umiem przestać myśleć o tym drugim... mimo że to tchórz, bo nie umiał o mnie zawalczyć wtedy, gdy naprawdę miał u mnie szansę:( i co mam zrobić? jak go sobie z głowy wybić?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość moja radaaaaaaaa
muak -->>>poszukaj 3eciegol:)a tych obu olej wiodcznie nie sa dla ciebie:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość amelkalalala
Julian Tak naprawde to nie masz sie kim inspirowac,walczylam,az 2 lata.To strasznie dlugo,moglam odejsc po pierwszych dwoch miesiacach.A nie sama sie okłamywac ! Dzisiaj mam jakis smutawy dzien,wiec moze pisze troszeczke negatywnie hmm? Dobra rada,nie mysl o nim,pomysl o sobie.To Ty jestes najwazniejsza,to Ty decydujesz o swoim zyciu.To co napisałas przypomina mi moj wczesniejszy zwiazek,ktory byl wrecz identyczny.Dla niego moze dobry ,dla nas przeciwnie,niby cos wiecej,a moze tylko kolezenstwo...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
oj wiem... o tym, że o własny spokój i szczęście walczyć trzeba... o tym, że z dala od takich jak on trzymać się należy... o tym, że w naszym życiu najważniejsze jesteśmy - też... wiem... ale chwilowo o tym zapomniałam zapomniałam o wszystkim, czego nauczyłam się przez ostatnie miesiące... ostatnio wracam do tych kilku lekcji życia... wszystkiego, czego się dowiedziałam... w chwili gdy pojawia się on - odbiera mi rozum... i kurczę... zamiast zachować jakiś honor, zamiast pamiętać o tym, co ważne, co mi wpajano - tracę kontrolę... i jestem potwornie złośliwa, wredna... po czym pojawia się sumienie, które mówi, że przegięłam... Ale, kurczę, co poradzę na to, że kilka chwil wcześniej widziałam ich razem? Co poradzę na to, że łzy automatycznie stają w oczach i chwytam pierwszą koleżankę jaka się nawinie i uciekam jak najdalej od tego miejsca. Szlag. Zaczęłam zawalać wykłady... Bo nie chcę siedzieć na nich zaryczana... Gdyby nas jeszcze było na tyle dużo, że ukryłabym się gdzieś w końcu auli... ale nie. Nas jest zbyt mało by cokolwiek się ukryło. Do tego dochodzi parę innych problemów (mimo wszystko - ważniejszych niż on, poważniejszych) i zamiast wziąć się w garść to ja głupia wyję... A potem się na nim wyżywam, na nim wyładowuję całą złość - m.in. związaną z innymi problemami (ale jak on broni kogoś, kto mi bardzo chce utrudnić życie, to jak mam się nie wściekać?). ech... chyba czas zacząć wierzyć w to, że jeszcze się jakoś wszystko poskłada, poukłada, porozwiązuje. I nie pakować się w kolejne problemy... Czas przypomnieć sobie co to jest rozum i do czego służy... Dzięki Wam serdeczne... Będzie dobrze, bo przecież on nie jest całym moim światem...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Muak, po pierwsze musisz sobie zadać jedno podstawowe i kluczowe pytanie... kochasz swojego narzeczonego? Jeśli nie... to pojawia się następne pytanie, czy kochasz tego drugiego? Jeśli tak, to walcz kobieto, walcz! Zawsze trzeba podejmować ryzyko, i nie stać bezczynnie i nie patrzeć jak traci się swoją miłość. Uwierz mi, wiem to po sobie. Ja stałam bezczynnie, nie zrobiłam nic... bo to, bo tamto, zawsze znalazłam jakąś wymówkę. A teraz jest już za późno. Zostałam sama z poczuciem niewyobrażalnej straty i nie ma dnia, godziny, minuty, żebym nie żałowała. Wiem, że zaręczyny to dość duże zobowiązanie, ale przecież nie podpisałaś cyrografu! Ja uważam, że o prawdziwą miłość trzeba walczyć. Natomiast jeśli nie czujesz do niego nic specjalnego... cóż, życzę Ci wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia :) Cokolwiek zrobisz... powodzenia:) A co do mnie... postanowiłam wyjechać. Daleko stąd. Nie teraz (a szkoda) ale może za rok jak dobrze pójdzie. Z różnych powodów, ale jednym z głównych jest on. Wiem, że to wygląda trochę jak ucieczka, ale nie potrafię inaczej. Poza tym muszę zrobić coś ze swoim życiem, bo przez ostatni rok to on całkowicie nim zawładnął. A ja nie potrafię tego zmienić. Chociaż wydaje mi się że nie ma takiego miejsca na Ziemi w którym mogłabym zapomnieć, ale uważam że zawsze lepsze 1500 km niż 150. A przynajmniej będę miała się na czym skupić, bo czeka mnie dużo planowania i załatwiania. No i może wreszcie przy okazji spełnię swoje marzenia. Zapewnię sobie lepszy start w życie. I jak to było właśnie wspomniane, skupię się na sobie i zrobię coś dla siebie. Tak, właśnie tak. Teraz będę egoistyczna ha ha haa:P:P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
stream odpowiedź brzmi NIE WIEM... kilka razy dziennie zadaję sobie to pytanie i nie znam odpowiedzi... czuję, że nieważne, jaką decyzję podejmę, to i tak będzie ona zła... dlatego stwierdziłam, że wybiorę opcję łatwiejszą i spróbuję zapomnieć o tym drugim gdyby to tylko było łatwiejsze... póki co rozmawiamy ze sobą kilka razy w tygodniu (on zagaduje, z grzeczności odpowiadam i się wciągam w wielogodzinną dyskusję), przynajmniej raz na tydzień się widujemy (wręcz jak na złość na siebie wpadamy) i ja nie chcę rezygnować z tych spotkań, nie umiem się powstrzymać! ciągle powtarzam, że nic z tego nie będzie, że on jest dla mnie za dużym kobieciarzem, jest zbyt niepewny, że jedyne, co mogę mu zaproponować do przyjaźń... on na to, że bardzo by chciał być ze mną, ale boi się, że nie da rady sprostać moim oczekiwaniom... już na samym wstępie mówi o możliwości porażki, więc gdzie tu nadzieja na coś więcej? po co mi taki facet? szkoda tylko, że jest taki uroczy:/ co do Twojego pomysłu z wyjazdem, to mam sporo znajomych, którzy wyjechali na Erasmusa właśnie żeby zapomnieć, zwykle działało, a nawet owocowało nowym związkiem:) nowe życie, nowe sprawy, nowe problemy pomagają wybić sobie z głowy idiotyczne myśli:) powodzenia życzę!:) aż sama nabrałam ochotę na wyjazd:P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nigdy nie sądziłam że mój topik tyle przeżyje :) ale cieszę się, że istnieje nadal i że pomaga, co niektórym daje szansę się wypisać za wszystkie czasy, a co niektórym daje do myślenia na przyszłość... Wpadłam tutaj po coś innego - MKA CZYTASZ TO JEsZCZE CZASAMI???? Odezwij się proszę :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mika*********
jest tu ktos jeszcze kto myśli za dużo i nie może zasnąć? :/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zrozpaczona nr 1
nie moge w to uwierzyc ze spotyka mnie to samo poraz trzeci.. no nie moge.. Gorzej juz byc nie moze ;(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość LaToya89
Jeśli tak, to walcz kobieto, walcz! Zawsze trzeba podejmować ryzyko, i nie stać bezczynnie i nie patrzeć jak traci się swoją miłość. NIby ja walcze o swoja milosc, ale to taka walka z wiatrakami... ja go kocham, on mnie nienawidzi... jego kumple z mieszkania utrzymuja ze mna kontakt, zapraszaja na piwo, imprezy... a on w mojej obecnosci ani slowka nie powie... nie zapyta sie co u mnie slychac, nie powie, zebym dolaczyla do nich, bo wychodza do miasta... potrafi sie tylko klocic podajac zlosliwe, beznadziejne argumenty, ktore nie mialy miejsca. zaprosilam go na swoja 20-stke - jego kumple przyszli, on wolal towarzystwo swojej grupy ze studiow... niby widzi mnie na co dzien... niby mieszkamy od siebie 10 minut piechota... a i tak traktuje mnie jak zbedna osobe w jego zyciu, z ktora nigdy nie mial do czynienia... kocham drania, wiem...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
przejrzałam niektore wypowiedzi jednak nie znajduje historii podobnej do mojej.zakochałam sie w chłopaku przez neta nigdy sie nie widzielismy na zywo,on mieszka daleko.wiem co powiecie ze to niedorzeczne,smieszne,wczesneij tez myslałam ze nie mozna sie zakochac,nawet tej drugiej osoby nie widza,ale ja go naprawde kocham.:(.ostatnio dowiedziałam sie ze chce sprobowac z jakas dziewczyna,a nie dawno mowił ze narazie nie chce miec nikogo.to był dla mnie cios.on mi cały czas powtarzał zebym sobiekogos znalazła ze tak adziewczyna jak ja nie moze byc sama,jednak ja juz sie wtedy w nim zakochałam.kiedy sie dowiedziałam powiedzialam mu co czuje,on mnie trakuje tylko jak przyjaciołke:(mowił zebym sobie kogos znalazła ze sa lepsi. a ja nei potrafie cały czas o nim mysle.cierpie bo z jednej strony chce nadal miec z nim kontakt ale z drugiej wiem ze nie bedzie tak jak dawniej,nie bedzie mogł pisac tak jak kiedys czułych smsow.napisał ze nie domyslal sie ze go kocham traktował mnie jak przyjaciołke:(kilka dni temu napisalam zeby narazie nie pisał do mnie ze ja sie odezwe jak mi przejdzie,jednak nie wytrzymałam i napisalam:(.nie chce mi sie nic, nie moge jesc ,nie chce mi sie uczyc,nie chce mi sie zyc.wydawało mi sie ze znalazłam tego jedynego,w sumie powinnam zdawac sobie sprawe ze jestesmy daleko od siebie i pewnie by nam nei wyszło ale serce nie sługa.nie wiem co robic mysle o nim cały czas,rozmyslam jakby to było.najgorsze jest to ze powiedział ze gdybym tam była kolo niego to chciałby ze mna sprobowac.jak głupia czekam na smsa od niego zeby sie tylko dowiedziec co u niego:(,wiem ze teraz powinnam sobei znalesc kogos ale czuje ze w kazdym innym bede szukała jego:(nie wiem co robic:(((napiszcie co o tym myslicie,prosze:((((

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam wszystkich, ktorzy to czytają. Pisze tu, bo mam problem... poznlam chlopaka.. bardzo mu sie spodobalam itd... bylo fajnie.. gdy sie spotykalismy.. hmm.okazalo sie ze on chce byc ze mna..i ze mu bardzo na mnie zalezy.. ja nie dokonca tak czulam (co do swoich uczuc)..owszem podobal mi sie itd... po krotkim czasie jednak stwierdzilismy ze bedziemy Razem.... Problem jest w tym ze dzieli nas 400 km...:( i widzimy sie raz, 2 razy w miesiacu... na poczatku bylo dobrze... ale po jakims czasie.. on stwierdzil..ze tak nie da rady... ze praca mu nie pozwala na to zeby mogl przyjezdzac czesciej;/ gdy doszlo do rozmowy...co dalej... okazalo sie ze jego uczucia do mnie zmalaly... ze nie czuje tego co wczesniej..bo sie nie widizmy... u mnie jednak to uczucie wzrasta.. tesknie za nim i bardzo chce z nim byc...ale on juz nie.. W czasie rozmowy stwierdzil ze potrzebuje czasu zeby sobie to poukladac itd... od rozmowy minelo okolo 5 dni, nie odzywamy sie do siebie nie dzwonimy nie piszemy, zero kontaktu... Ciagle o nim mysle... co postanowil... doradzcie mi czy ja mam sie odezwac do niego czy poczekac az on sam sie odezwie... bo przeciez nie zakonczylismy zwiazku... tylko mial sie nad wszystkim zastanowic... co myslicie?? prosze o jakakolwiek rade...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
niekochana sama: skoro chce spróbować z inną - nie możesz nic na to poradzić. Wiem jak to boli gdy wie się, że on spotyka się z kimś innym - nawet jeśli to tylko jakaś jego koleżanka. Musisz to przełknąć, przeczekać i jakoś żyć. Nie płacz, nie pokazuj mu jak bardzo cierpisz, nie pokazuj jak bardzo jesteś zazdrosna - bo wtedy zacznął się kłótnie i rozpadnie się nawet to, co nazywaliście przyjaźnią. Nie będzie jak dawniej... Hmmm... To zależy od faceta... Może i nadal będzie czułym PRZYJACIELEM ale wtedy będziesz musiała powtarzać sobie, że to nic nie znaczy. W każdym bądź razie - że nie znaczy to czegobyś chciała. I musisz się skupić na swoim życiu. Nie warto zawalać. Ja przez podobne cyrki miałam koszmarne problemy i dopiero po kilku miesiącach nerwów i pracy udało się nadrobić to, co straciłam przez skupianie się na nim a nie nad tym co, powinno zaprzątać moją głowę. Więc - żyj. Funkcjonuj. Dbaj o siebie, o własną przyszłość, bo nie wiesz co będzie za kilka miesięcy. Wiem, że kochasz, wiem, że nie wyobrażasz sobie by kiedyś mógł się pojawić ktoś inny. Rozumiem, jak każda tutaj - znam to. Ale nie możesz się zamykać na świat i na innych ludzi. Nie szukaj nikogo na siłę - bo to nie jest dobre wyjście. Czasem swoje trzeba odchorować. No i nikt nie powiedział, że musisz kogoś mieć - teraz czy za jakiś czas. Na wszystko będzie odpowiednia pora a gdy pojawi się ktoś inny - zapomnisz o tym (ja w każdym bądź razie chciałabym w to wierzyć). Ebinaa: Nie zmusisz nikogo do miłości. Miłość jednej strony nie zawsze może wystarczać by utrzymać związek. Pozwól mu przemyśleć. Wiele osób powiedziałoby, że skoro minęło te pięć dni to znaczy, że nie ma na co liczyć... albo, że sobie kogoś znalazł. Nie mam pojęcia jak wygląda sytuacja. Nie znam go, nie znam Ciebie. Hmmm... Ja bym się odezwała. Nie wiem czy to dobra rada... Wiem natomiast, że pewnie bym nie wytrzymała niepewności. Napisać, zapytać co słychać. Nie atakować, nie wypytywać o wnioski, postanowienia. Nie pytać co dalej. I przede wszystkim ostrożnie... Tylko nie wiem czy teraz przeze mnie strach nie przemawia. Dobrze jest wiedzieć na czym się stoi. Tylko takie rozmowy nie przez internet czy telefon powinny się odbywać. Odłóżcie ją na czas gdy się spotkacie. Hmmm... Twoja dezycja. Jakakolwiek będzie - trzymam kciuki. LaToya: Współczuję. I widzę jedno wyjście: Ignorować. Zacisnąć zęby, udać, że to Cię nie rusza. Ignorować. Albo zakochanie minie, albo on się obudzi. Zrozpaczona: Kiedyś wzejdzie Słońce... trzeba tylko poczekać. A tak z mojej historyjki... Człowieczek postanowił przedstawić mi swoją koleżankę, z którą wciąż się widuje, o której wciąż mówi... Tylko tak się dziwnie złożyło, że się znamy;p A że od początku za nią nie przepadałam - to się wytnie. Aktualnie staram się do nich uśmiechać. Ba... wchodząc do budynku czasem do nich pomacham... Albo idąc z nim poinformowałam go, że jego znajoma na horyzoncie... Walczę z zazdrością... bo ta może wykończyć nas wszystkich. Kiedy ostatnio widziałam się z człowieczkiem - było miło, było przyjemnie. Może znów trocszkę nas poniosło - ale gdy trzeba było - panowaliśmy nad sobą. W każdym bądź razie musiał zauważyć, że się staram, że robię wszystko by go wyrzucić z głowy... No i dbam o to by też troszkę pozazdrościł... Wiem, czysta złośliwość. Ale strasznie mi się podobało jak wypytywał z kim się umówiłam;p gdyby tylko udało mi się wyleczyć z uzależnienia od rozmów z nim... Kurcze! To ja ciągle zagaduję... Już tylko raz na trzy dni... Ale to ja pierwsza się odzywam. Nie powinno tak być. Gdyby mu choć trochę zależało to by napisał... cokolwiek . Więc dlaczego nadal się łudzę?! Uwolnię się od tego... Wiem... Na to, że kiedyś będziemy razem - nie mam już nadziei. Kocham... Ale czas skupić się na czymś innym... On znów powtarza, że chce być sam... Do końca życia - sam. I co najdziwniejsze... W końcu to zrozumiałam. W końcu zrozumiałam jego podejście, jego życie... W końcu zaczęłam rozumieć jego świat...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
do Jilian: hmm... on przyjezdza albo za tydz albo za dwa... nie wytrzymam.... bez nie odezwania sie do niego do tego czasu... A moze wlasnie jezeli nie bede sie odzywac tyle czasu..to on tym bardziej ze mnie zrezygnuje.. ale tak sama w sobie czuje..ze choc mnie korci to nie napisze... bede czekac jak on cos napisze.. tylko to strasznie trudne..;/;/ czasami mam takie mysli...ze moze on czeka az ja napisze.. no krcze nie wiem... chcialabym choc raz wiedziec co on o tym wszystkim mysli..:( nie moge zrozumiec tego ze na poczatku tak nalegal..zebysmy bylo razem bo on czuje to ze nam wyjdzie...ze stalam sie dla niego taka wazna... a teraz...widocznie nie... a co najgorsze od naszego spotkania minąl jakis miesiac...i dlatego to tak wszytko sie potoczylo..bo sie nie widzimy..;/;/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×