Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

zabka

TERMIN W GRUDNIU

Polecane posty

Gość wodny psikulec
Logosm - dzieki za informacje. Weszlam dopiero teraz na kafe ale juz zdazylysmy sie skontaktowac. Za godzine bede sie szykowac na spotkanie z Dziewczynami. Juz nie moge sie doczekac!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mysho, piękny wiersz.... Kuk – świetna Twoja historia. Myślę sobie, że jedna rzecz to czy zdarzają nam się przypadki, inna – być na nie otwartymi. Ja z żalem bym powiedziała, że nie zdarzają mi się żadne zbiegi okoliczności, ale tak naprawdę to jestem ślepa na nie. Pszczoło – na pewno to jest to, co piszesz, ciąża, 6 lat, które jest przesileniem w związku. I do tego mały urwis. Każdy związek przeżywa swoje etapy – ewaluuje. Pewnie na styku każdego z tych etapów występuje coś w rodzaju kryzysu. Myśmy też się od siebie odsunęli, bo na pierwszy plan wysunęło się dziecko i na nim się skoncentrowaliśmy. Teraz po dwóch latach czuję pewien dystans między nami i to, jak się mijamy w drzwiach J Trzeba odnaleźć się w nowych rolach i w nowych warunkach. Nikii – powodzenia. Elffik – ja jestem zdania, że jeżeli jest gorączka, to trzeba w domu wyleżeć. Najwyżej porządnie mieszkanie przewietrzyć. Przy gorączce łatwo się spocić i w związku z tym łatwo o owianie. Jedynym wyjątkiem jest dla mnie wylegiwanie się w zacisznym miejscu na słonku (np. na osłoniętym od wiatru balkonie). Ale ponieważ w przypadku dziecka nie można mówić o wylegiwaniu, nie ryzykowałabym i z tym. Nie ma żadnej przyczyny J Tak po prostu jest i już. Najważniejsze, że rozumie i umie wyrazić to, o co jej chodzi. Dziewczyny – miłego spotkania.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ale bez ładu i składu napisałam. Elffik chciałam powiedzieć, że Amelka na pewno w swoim czasie się rozgada. My się trochę nakręcamy nawzajem. Czytam, że Wasze dzieci układają puzzle, więc przy najbliższej okazji i ja kupuję Stasiowi, czytam, że malują farbkami i już zaczynam się zastanawiać: jesteśmy w polu, my farbek jeszcze nie mamy. O rany, trzeba stymulować rozwój, nie można nic przegapić. Ale zaraz potem sobie mówię – hola, hola mości panno, wszystko w swoim czasie i właściwym dla nas tempie :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Psikulcu, z ogromna niecierpliwoscia czekam na relacje ze spotkania !!! Elffiku, nie martw sie tym ze Amelka mowi malo. Mowienie przyjedzie w swoim czasie. A Ty pamietaj o tym, ze jest wiele rzeczy w ktorym Twoja corka wyprzedza wszystkie dzieciaki z Kafe. Kazde dziecko ma swoje mocniejsze i slansze strony na kazdym etapie rozwoju, Amelka tez. Mysle ze jesli bedzie ci bardzo zalezalo na tym, zeby zaczela mowic, to ona to wyczuje i wlasnie nie bedzie, to bardzo czesty schemat..... U nas wiosna w pelni (czyt. tulipany zakwitly), ale tylko do niedzieli, potem ma byc 10 stopni mniej, brrrr, a ja juz sie przyzwyczailam :) W ogole jest tak pieknie, sielankowo, porzadki wiosenne w ogrodku, wielkie pranie narzut, kap, poduszek, itp., czekanie na ozrebienie sie naszej zaprzyjaznionej klaczy, jaskowe zabawy z nowa kolezanka... slonce, pachnace powietrze i blogosc... Wszystkim, ktorzy akurat przechodza kryzysy zwiazkowe zycze, aby jak najszybciej wrocila rownowaga. Dopoki rownowaga wraca, to znaczy ze jest dobrze :) Taaak, po kazdym zawirowaniu powinien wrocic stan rownowagi... A zawirowania byc musza........... :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Cześć, dziewczyny nie ma mnie, bo sezon się zaczął i ryję w ziemi. Znajdźcie mi klienta do wielki dom z wielkim ogrodem, a sprzedam tę landarę na pniu. Kupię sobie domek tak maleńki, że jamnik nie da rady zakręcić w przedpokoju, a ogródek będzie tak maciupki, że będę w nim sadzić DWA nasionka ogórków, a plon już i tak zbierać za płotem! Wrrrrrr odmeldowuję się na cholera wie jak długo.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
🌼 NIKII......mam takie zawirowania i klopoty,że nie wiem jak to wszystko się potoczy 😭 Jak będe w pobliżu to dam Ci znać. Dzis mój dol gigant osiągnął punkt zenitu.Wszystko się wali od początku roku.Jeszcze nie ma końca i nie miałam pomyślnych wieści 😭 w rzadnej z moich spraw 😭.......czy to fatum kiedys sie skończy......nie mam nadzieji 😭 Tylko Kuba trzyma mnie przy życiu 😭 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Katrin – bardzo mi przykro. Jest taka książka dla dzieci Pollyanna i z niej płynąca zasada, nazwana zasadą Pollyanna – mnie ratowała i pomagała się wyciągnąć z dużych dołów. Bohaterka książki – dziewczynka mocno pokrzywdzona przez los, nawet w najtrudniejszych momentach i niemiłych sytuacjach miała zwyczaj znajdować sobie pozytywne strony. Na początku trochę w sztuczny sposób zaczynamy nakręcać w sobie optymizm, a on chociaż bezzasadny na początku daje siłę do działania i rozwiązywania problemów. I sprawy powolutku zaczynają się toczyć w korzystnym dla nas kierunku. Przepraszam jeżeli to brzmi jak wymądrzanie się - nie znam Twoich kłopotów, ale mam silną potrzebę Cię wesprzeć tak, jak umiem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Katrin, badz silna, nie poddawaj sie, walcz! musisz... Masz mega dola, zdarza sie, ale przerazilo mnie to, co napisalas o braku nadziei... Sporo tu juz napisalysmy o sprawczej sile mysli... ja gleboko w nia wierze... wiem, ze czasami bardzo trudno jest dojrzec pozytywne strony, ale wiem tez ze one sa. trzymaj sie, Kochana ❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość logosm
Witam, Katrin glowa do góry w życiu jest dokąłdnie jak w przyrodzie po dniach deszczowych przychodzą dni słoneczne- może rzeczywiście te deszczowe trwają dłużej niż byśmy chcieli , ale zawsze, ale to zawsze zaczyna świecić słońce. A to co najważniejsze czy Kubuś jest zdrowy, szybko się rozwija.:) Fisa też często korzystam z tej bajki jak jest mi żle, korzystam też z Kubusia Puchatka to bajka też dodaje mi optimizmu. Odnośnie krysysów w związku- chyba każdy przeżywa- tylko ważne jak potrafimy z tego wyjść- my tez miewamy kryzysy - a co ciekawe prawie zawsze dotyczą podejścia do dzieci, ale na nasze i dzieci szczeście osiagamy kompromis. Shalla pomyśl o dobrych stronach tych prac- ruch na powietrzu, piekna opalenizna , szczupła sylweta, Nastka pada jak w końcu dotrze do łóżka :) Elffiki- dzieci naprawdę rozwijają się każde w swoim tempie i nic na to nie możemy poradzić, a to że Stachu mówi zdaniami to trzeba pamietać , ze on ma starszego brata i brata kolegów, którzy idealnie stymulują jego rozwój - zarówno ten fizyczny jak i intelektulany. Dziewczyny dopominam się o relację ze spotkania !!!!!!!!!! A ja jadę na weekend do Wilna - tylko z mężem- chłopaki zostają same :) do pomocy Mariuszwi przyjedzie jego dziewczyna :) i bedą bawić się w rodzinę :) a ja juz doczekać się nie mogę i nie mam żadnych wyrzutów sumienia, tak bardzo chce juz pobyć sama z meżem- wracam w środe rano to opowiem Wam jak było pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Oby nie bawili się w tę rodzinę zbyt naprawdę i nie zmajstrowali czegoś :) :P Logosm, a jak święta i „synowa”? Nie zdawałaś relacji – przypadła Ci do gustu?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Katrin ,zgadzam sie z dziewczynami .Dolki sa po to by najpierw w nie wpadac a potem sie wygrzebywać.Wierze ,ze i u Was niedlugo słoneczko zawita!!!!Moc dobrej energii Ci sle ❤️ Logosm ,ale zazdroscze Wam takiego wypadu we dwoje ;) I duzy podziw dla Mariusza za jego postawe,naprawde niesamowity chlopak ;) Fisia ,mi sie wydaje,ze taka zabawa w dom to dziala czasem jak najlepsza antykoncepcja,zwlaszcza jak sie ma 18 lat ;) Ja zaraz do gina jade,dzis USG genetyczne .Trzymajcie kciuki :) Shalla,ale przeciez jeszcze ma sowicie sniegiem sypnac ,take wyluzuj z ogrodem ;) MIlego dnia!!! Logosm a Wam cudownych wilenskich prezyc :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witajcie dziewczyny Katrin trzymam kciuki żeby wszystko się ułożyło. Co do naszego spotkania to oczywiście wrażenia są bardzo bardzo pozytywne. Dla mnie to było pierwsze spotkanie w realu z kimś poznanym na necie i przyznaję, że miałam maleńkie obawy związane z tym czy nie zabraknie nam tematów do rozmów. Obawy były jak się okazuje zupełnie nieuzasadnione. Rozmawiało nam się wspaniale :) :) :) Oczywiście powinnam pisać za siebie. Bardzo dziwne jest to uczucie gdy widzę kogoś pierwszy raz w życiu a mam wrażenie ze znamy się od lat. 4 godziny zleciały nawet nie wiadomo kiedy. Mam w aparacie dwa zdjęcia z tego spotkania, ale niestety nie mam kabelka który pozwala na zgranie ich do komputera. Czekam na powrót kuzynki, która użyczy mi swojego. Oczywiście prześlę. Pozostał mi niedosyt i ogromna chęć poznania Was wszystkich! Ja też wierzę, że kiedyś się nam uda.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziewczyny mój dostęp do netu jest dość ograniczony więc będę tak wpadać z doskoku. Rozpiszę sie pewnie dopiero po powrocie do domu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Katrin, trzymaj się i nie pozwól, żeby depresja odebrała Ci radość i przysłoniła to, co jest piękne w Twoim życiu. Tak to już jest skonstruowana ludzka psychika ( chyba ), że kiedy nadchodzi czarna chmura burzowa, to widzimy tylka ją. Tylko te ciemne, pochmurne niebo, a całkowicie zapominamy, że pod tym niebem nadal są piękne drzewa, pachnące kwiaty i barwne motyle... Mnie pomaga słynne powiedzenie Scarlett o\'Haryz \"przeminęło z wiatrem\" : \"... przecież jutro też jest dzień\".... :) A jeśli czasem jest tak źle, że gorzej już byc nie może.... to dobra wiadomość, bo znaczy, ze teraz będzie już tylko lepiej! Wysyłam Ci falę fluidów z pozytywnym myśleniem i enerią potrzebną do powzięcia słusznych działań ku poprawie losu! Czuwaj! Logosm, no właśnie, nie zdałaś relacji o synowej w Święta :) Czekamy :) Prosze mnie nie straszyć śniegiem! Opał mi się skończył! Dynia - trzymam kciuki za Pawełka :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wodny psikulec
Dziewczyny! Ja tez troche z doskoku bo poleguje ze wzgledu na twardnienie brzucha, ktore coraz bardziej mi dokucza. Przede wszystkim - Karenko i Kuk, bardzo dziekuje za spotkanie. Bylo mi bardzo milo poznac Was i moc poplotkowac. Ja podobnie jak Karenka nigdy wczesniej nie mialam doswiadczen zwiazanych z tego typu spotkaniami. Czy mialam treme? Oczywiscie! Ale jak po wejsciu zobaczylam dziewczyny czekajace na mnie przy stoliku kawiarnianym to z radosci zapomnialam o strachu. Jedno powazne "ale" zwiazane z tym spotkaniem to takie, ze stanowczo za szybko musialysmy sie rozstac. Mialam w planach przeniesienie sie po kawie do miejsca gdzie mozna zjesc cos konkretnego ale nagle okazalo sie, ze Kuk juz musi biec na pociag a mnie dopadly wyrzuty sumienia (i dalej trzymaja), ze biedaczka od rana byla o trzech malych kromeczkach i paru kawalkach owoca. To spotkanie tylko rozbudzilo moj apetyt na nastepne. Z Karenka jeszcze sie spotkamy podczas jej pobytu a na zobaczenie sie z pozostalymi z Was to czekam juz chyba po rozwiazaniu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wodny psikulec
Katrin - tez przesylam, w ilosci hurtowej, moc pozytywnych fluidow! Dynia - trzymajac kciuki czekam na wyniki Twojego badania. Calusy!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dzien dobry bardzo :) My juz po porannym spacerku na rowerku :) Teraz Jasiek wsiakl w Kubusia Puchatka, a ja wpadlam tu na kawke, zeby odetchnac przed kolejnym spacerkiem. A propos spacerkow i zycia w ruchu na wiosne: od powrotu z Wloch, czyli w trzy tygodnie zrzucilam trzy kilo i nareszcie znowu czuje sie dobrze we wlasnej skorze. A to dzieki wzmozonym spacerom i stepowi. Ale musialo byc przemile Wasze spotkanie i w ogole szczegolne, bo bylyscie we trzy! I chyba bez dzieci, prawda? Ja powtorze tu raz jeszcze jak bardzo sie ciesze, ze udalo nam sie spotkac z Kuk i jej rodzina. Ciekawe, ktora z Was spotkam jako nastepna? Caly czas wierze, ze ktos w koncu zawita w moje strony, powaznie :) No w koncu az cztery z Was przyznaly sie, ze mysli o odwiedzeniu poludniowej Francji nie sa im obce :) Shalla, nam tez sie wlasnie opal konczy, zostalo nam drewna na jakies dwa wieczory, a tu ponoc ochlodzenie zapowiadaja... hm... bedzie sie trzeba przyzwyczaic do nowych warunkow :) czytaj: dwa polary plus cieply koc do wieczornego czytania i do ogladania filmow. A ja chcialam Wam napisac trzy rzeczy o Jasku. Pierwsza jest taka, ze Jasiek nauczyl sie zeskakiwac ze schodkow. Cwiczyl to zawziecie od dluzszego juz czasu (wlasciwie chyba od kiedy nauczyl sie skakac), ponabijal sobie siniakow, ale teraz juz zeskakiwanie ze schodka zostalo opanowane do perfekcji. Druga rzecz to jaskowe wlasne zdanie w momencie ubierania sie. Te buty nie, bo chce tamte, ta kurteczka nie, tylko tamta i tak dalej. Ale najbardziej zadziwiajace dla mnie jest jego zamilowanie do koloru czerwonego. Pewnie zauwazylyscie, ze ubieram Jaska na szaro-buro-stonowanie, bo tak lubie. Jednak ostatnio, w dosc krotkim odstepie czasu, Jasiek dostal dwa czerwone sweterki i teraz musze zakladac mu je na okraglo! Kiedy je piore Jasiek czatuje niemal, kiedy beda suche i kiedy tylko przydybie mnie na sciaganiu jednego z nich ze sznurka, natychmiat zdejmuje to co akurat ma na sobie i kaze sobie zakladac czerwony sweterek :) Wobec tej jawnej manifestacji jaskowych upodoban kolorystycznych, obiecalam sobie, ze kiedy przyjdzie do kupowania czegos nowego, to postaramp sie zeby bylo kolorowe... Generalnie ja mu zawsze powtarzam, ze w kwestii \"cieplosci\"\' danej rzeczy to ja jestem szefem, ale kolory i inne niuanse moze wybierac sam. A trzecia rzecz, o ktorej chcialam Wam napisac to ogromne postepy w mowie... Czas przyszly kuleje, bo wyglada mnie wiecej tak: \"Jasiek bedziel robil.... bedziel ogladal.... bedziel mowil.....bedziel bawil\", ale za to czas przeszly! przepiekny! Wczoraj chlopcy podwiezli mnie do dentysty i pojechali poczekac na mnie nad rzeka, kiedy spotkalismy sie po wizycie, pytam: \"Jasku, co robiliscie z tata?\" A Jasiek wyrecytowal takie oto zdanie: \"Bylismy nad morzem (!), siedzielismy na kamieniu i patrzylismy na ryby\". oj, chyba dawno nie napisalam takiego tasiemca :) dobrego weekendu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No tak, nasze dzieciaki wkroczyły w nowy etap :) Ja też mam ten problem z ubieraniem. Najwięcej sprzeciwów dotyczy majeteczek. Nastusia ma jedne ulubuione - bo NIEBIESKIE i resztę, choć w kroju identyczne, nosi \"za karę\". I też potrafi co rano przetrząsnąć całą szafkę, żeby znaleźć TE, a nie inne. I przeważnie dopiero wizyta w łazience i naoczne przekonanie się, że te niebieskie są w koszu na brudną bieliznę przekonuje moją damę do założenia innych....e ch... Ma też preferencje do sukienek. Ale reszta jako tako - da się negocjować :) Zapomniałam się pochwalić, że od tygodnia Nastusia posiada jedną górną piątkę. Którą ja... zauważyłam dopiero, kiedy już była prawie cała. Brawa za spostrzegawczość dla mamusi.... Z drugiej strony dziękuję Bogu, że tak właśnie przebiega u Nastusi ząbkowanie - czyli niezauważalnie. Bo niestety ja i mąż przechodziliśmy gehennę - przynajmniej tak wynika z opowieści naszych rodziców. Dziewczyny, od poniedziałku wracamy do naszych wizyt w przedszkolu. Nastusia już nie może się doczekać. Panie próbują mnie namówić, żeby od tego roku już ją zapisać na stałe. Ale chyba tego nie zrobię. Co prawda osiągnęła już wymagany stopień samodzielnośći, ale... ciągle jeszcze śpi od 2 do 3 godzinn w ciągu dnia. A te przedszkole nie przewiduje takie opcji, bo dzieci są starsze i nie ma leżakowania. Tak więc chyba jeszcze przez rok skończy się na wspólnych wizytach na godzinkę lub dwie. No, uciekam, bo teraz ja strzeliłam tasiemca :) Miłego dnia wszystkim - u nas leje, fe.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Cały czas czytam, nie bardzo mam jak pisac-teraz Tobiasz zasnął mi na rękach, nie doczekał kąpieli z tatusiem...Muszę się oszczędzac, bo mam znów plamienia, ale dziecko zyje-i w przeciwienstwie do mnie ma sie swietnie:) Buzka i do potem :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
witam w niedzeilny poranek... Miłego dnia. Ale pogoda... dobrze, że mam zapasik kryminałów :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Psikulcu mnie pod koniec ciąży też strasznie dokuczało to twardnienie brzucha, ale w zasadzie do dzisiaj nie wiem, co to jest i dlaczego tak się robi? U nas też wiosenka nadchodzi. Było kilka cudownie ciepłych dni. Co z tego, skoro zdarzyły się one w środku tygodnia, a w weekend jak na złość zimno, wieje i pochmurno. Nic nie mogę się nacieszyć – a mam ogromną ochotę na spacery. I Staś chyba się do lasu w końcu przekonał. Dzisiaj melduję mieliśmy mały sukces nocnikowy. Sukcesem trudno to nazwać, ale same oceńcie, jaką kreatywnością i stoickim spokojem się trzeba przy moim dziecku wykazać. Obudził się przed moim wyjściem do pracy, więc ja zamiast się szykować ganiałam za Nim z pieluchą. Nocną, o dziwo pozwolił sobie ściągnąć, ale nowej założyć nie chciał. I ganiał po mieszkaniu z gołym pupskiem. Nagle kucnął i nasiusiał na dywan. Bardzo Mu się to spodobało i nic nie robił sobie z moich stanowczych zapewnień, że mi się to nie podoba. Pobiegł kawałek dalej i znów nasiusiał. Potem wybrał sobie wzorek na dywanie, wycelował w niego i znów. Był bardzo dumny z siebie, że ucelował. I tak kilka razy. Zanim mnie szlag jasny na dobre trafił, zaświtała mi myśl w głowie i poleciałam po nocnik. I mówię, a teraz do nocniczka. Zobacz Kubuś Puchatek chce Twoje siusiu. Staś na to: „Nie, prosiaczek chce!” (zwierzątka są na naklejce). Usiadł i znowu trochę zrobił, a potem do sedesu i z gracją urwał sobie papier i spuścił wodę. Może nastąpi u nas przełom w tym temacie. Bo ewidentnie widać, że umie zapanować nad swoimi potrzebami. Mysh – potwierdzam – marzę ogromnie o jakiejś wyprawie w nieznane. A widok gór rozlewa się błogim ciepłem w mej duszy. Dyniowe góry są też wspaniałe. Nie wiem jednak, czy się nam w tym roku uda gdziekolwiek ruszyć. Czy Wasze dzieci rozpoznają już kolory. Staś umie rozpoznać i nazwać: żółty, zielony, niebieski, czerwony prawie zawsze. Pszczoła dbaj o siebie :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pszczolko - dobrze, ze wszystko z wami w porzadku. Dbajcie o siebie :) Katrin - musi byc dobrze. Wiem, ze ciezko w to uwierzyc, ale jakos trzeba. Trzymajcie sie cieplutko! Fisa - Nadyjka tez rozpoznaje kolory. Cwiczy od dluzszego czasu ;) Rozpoznaje czerwony, niebieski, zolty, zielony, bialy, czarny, brazowy, fioletowy, rozowy, pomaranczowy (pajacajowy ;) ) bardzo lubi opowiadac, ze np. majteczki, ktore zakladamy sa biale w czerwone kwiatki i zielone listki itp. :) Wyobrazcie sobie, ze juz mialam pierwsza jazde, w sobote. Myslalam, ze pozniej to nastapi. No, niewazne. Bylo super :) Jezdzilam prze wiekszosc lekcji, a instruktor nie zmienil mnie nawet przed wjazdem do miasta. Jakis szaleniec chyba :D oczywiscie piszac miasto, mam na mysli obrzeza, wciaz bylam na glownej i krociutko, bo pewnie troche ponad km, ale dla mnie, jako ze pierwszy raz \"tak naprawde\" prowadzilam auto, to i tak wydarzenie :) Nastepne jazdy mam w czw. i pt. :) 🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nikii - gratulacje! Pierwsze koty za płoty!. Widać, ze to Ci w duszy gra :) co ? Jak ja sobie przypomnę moje pierwsze jazdy.... a było to jakieś 11 lat temu :) W maluszku! Przed pierwszym wyjazdem na miasto ( czyli drugiego dnia... ) zapytał mnie instruktor, czy wiem co oznaczają te różne guziczki. Taaa, oczywiście że wiedziałam. Tego dnia instruktor dowiedział się, że maluch posiada szyber-dach, turbo-doładowanie, i szósty bieg :) A na koniec usiłowałam zdjęć śnieg z okien kierunkowskazem.... ech... wróciliśmy z miasta w bardzo różnych nastrojach. Ja w euforii, facet w stanie wskazującym na obłęd. Ale najważniejsze, że udało mu się rozbudzić we mnie miłość do samochodów :) No, to sobie powspominałam :) Co do kolorów. Nastusia też od dawna ćwiczy, ale najciekawsze, że pierwszym kolorem, jaki zaczęła rozpoznawać był... lila! Może nazwa była łatwa do wymówienia? No, nie wiem. Teraz już rozpoznaje prawie wszystkie, czasem się tylko pomyli. Ale zauważyłam też to, o czym wspominała Myshka - kalki językowe. Co jakiś czas wprowadzam małej pojedyńcze słowa lub zwroty z angielskiego i śmieszy mnie straszliwie, jak ona tego używa. Np. zauważyłam, że niektóre słowa bardziej jej się jakby \"podobają\" po polsku, a nie które bardziej po angielsku. I tak np. choć doskonale umie powiedziec niebieski, ZAWSZE użyje w zdaniu słowa blue. :) Albo ja na przykład mówię do niej :\" kocham cię, kocham cię, kocham cię mój skarbie!!!!\" A ona na to z uśmiechem : \" wiem. very very very much \" :) No, spadam, bo kobyła mi wyszła.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Shalla- oj gra mi to w duszy, ze hej :D wiem, ze wiele przede mna, ale czuje sie naprawde podekstytowana ;) Za to paniczyny, histeryczny lek powoduje u mnie mysl o podrozy samolotem :( :( naprawde... lzy normalnie w oczach mi sie zbieraja, na mysl, ze mam wejsc na poklad z Nadyjka :o sama, prosze bardzo, moge leciec i ryzykowac, ale jak pomysle, ze mam leciec z moim Skarbem( a przeciez mam) to po prostu czuje, jakby to byl nasz koniec! Ten strach to sie do specjalistycznego leczenia nadaje chyba :( radze sobie tylko tak, ze staram sie w ogole o tym nie myslec, ale wiadomo, jak takie metody radzenia sobie w takich sytuacjach dzialaja. Chwilowo :( Czuje sie z tym okropnie, w sposob nie do opisania... Ostatniej nocy Nadyjka nie spala od 2 do 4.30 :o na razie podejrzewam, ze przez zeby, bo pol jednej dolnej piatki jej wyszla i wydaje sie jakby reszta tez sie szykowala, a do tego jakby szostka jedna jeszcze. Dziewczyny, co ona do mnie mowila.... :( mama, uciekaj! nie glaszcz! nie rob cacy! odejdz, zostaw i jeszcze - nie kocham mamy!... itp. Gdzies 1,5h trwala taka przepychanka, potem sie uspokoila, bo ja w koncu zainteresowalam noca, swiatelkami, gwiazdami itd i jakos sie juz tak nie rzucala. I w koncu zasnela. Uwierzcie, ze normalnie sie w pewnej chwili rozplakalam. dobra, uciekam, musze troche nad testami posiedziec... skonczyly sie mile wieczory nad samodzielnie wybrana lektura ;) zdazylam przeczytac trzy ;) 🌻 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nikii, wiesz, ja przed pierwszym lotem też bardzo się bałam. Nie tyle o życie, co o to, czy ja się nie pogubię - wkońcu wiejska baba jestem i żyję z dale od cywilizacji. Oczami wyobraźni już sobe wyobrażałam, jak na lotnisku słyszę komunikaty, ze jestem poszukiwana przez mojego męża, bo sierota jedna ( ja znaczy ) nie może trafić a samolotu do odprawy :) Ale okazało się, że lotniska wszędzie pooznaczane wzorowo, a jak nie, to przecież jest jeszcze język w gębie, więc w sumie nie da się zginąć :) Ale Twój lęk, to coś zupełnie innego. Jest bardzo zrozumiały. Powiem Ci, jak ja ten lęk pokonałam ( nie mówię, że to rada uniwersalna, ale mnie pomogło pokonać strach ). Otóż doszłam do wniosku, co by się stało, gdybym leciała sama i samolot miał wypadek. Kto wychowa moje dziecko? Mąż w pracy od świtu do nocy ( że już nie wspomnę, ze za granicą ), Tata ciężko chochy, mama schorowana i na ostatnich nogach, o teściach nawet nie wspomnę, a rodzeństwa brak.... TAKA wizja mnie przeraża. Jeśli natomiast będziemy zawsze we dwie ( ja i Nastusia ), a Bóg zechce tak, a nie inaczej - to pozostanie tylko się z tym pogodzić. Przynajmniej moje dziecko nie przeżyje koszmaru utraty mamy ( moja mama to przeżyła, więc wiem czym to skutkuje na całe życie dziecka ). Nie będzie musiała pogodzić się z ewentualną macochą, czy nie daj Panie tułać się po sierocińcach ( mój mąż też bardzo często lata samolotami, więc.... ). Więc po prostu podchodze do tego bez emocji, Ufam i wierzę, że przed nami długie i szczęśliwe życie. I tej myśli się twardo trzymam. Ufam, ze mój mąż doświadczył już w życiu tyle złego, że Bóg dał mu nową rodzinę na pociechę i nie byłby na tyle okrutny, by ją odebrać i to w tak straszny sposób. Cóż, jak już kiedyś pisałam - ja wierzę w los. Co mi jest pisane - to się wydarzy. Nie ma więc sensu bać się samolotu, windy, czy przechodzenia przez jezdnię. Co ma być, to będzie. Cała nadzieja w tym, że nasz los zapisano z happy ende\'em :) Uściski dla malutkiej - niech te ząbki szybko wychodzą i dadzą już spokój! Acha - po wczorajszym dniu w przedszkolu znów nie mogłam Nastusi wyciągnąć. :) Bardzo jej się tam podoba. Wiecie, i mnie się tam podoba. Takie typowe małutkie wiejskie przedszkole, z łączonymi grupami, bo dzieci jak na lekarstwo. Bardzo zadbane, czyściutkie. dzieci bardzo grzeczne, opiekuńcze względem tych młodszych, przyjazne. Żadnych bójek, walk, wulgaryzmów. Jestem zachwycona, mówiąc krótko. I podoba mi się, jak racjonalnie gospodarują tam pieniążkami, których też malutko. Zamiast kupować dużo byle czego długo składają i oszczędzają, a potem kupują dzieciom jedną, ale super zabawkę. Np. całą wypasioną kuchnię Litlle Tikes. W ogóle dużo jest zabawek renomowanych firm. Babki mówią, że czasem kupują tylko jedną na rok, ale za to jaką! I dzieciaki są przeszczęśliwe. Podoba mi się ta polityka. No, to spadam, bo chyba dziś też pójdę, choć.... pogoda, ze psa by nie wygonił :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Znam kilkoro ludzi, ktorzy panicznie boja sie samolotu, tak panicznie ze nigdy do niego nie wsiedli. Zaakceptowali nawet niemoznosc zobaczenia rodziny w imie tego strachu. Znam tez jedna osobe, ktora przezwyciezyla ten strach, wlasnie dlatego ze koniecznosc zobaczenia bliskich stala sie silniejsza od strachu. Kazda z tych osob bala sie czegos innego: lek klaustrofobiczny, lek przed zlym samopoczuciem, lek przed smiercia. I uwazam ze ten ostatni jest najgorszy. Przeciez jesli wychodzimy z zalozenia ze samolot moze spasc, to tym bardziej w zyciu codziennym powinnismy nieustannie myslec o nieszczesliwych wypadkach. Czy za kazdym razem kiedy siadam za kierownica, mam myslec o tym, ze ktos moze stracic panowanie nad swoim pojazdem i w ten sposob wjechac we mnie? Czy za kazdym razem kiedy ktos bliski nie jest przy mnie, mam sie bac ze........... Kazde wyjscie na ulice to jest ryzyko (moim zdaniem wieksze niz wejscie na poklad samolotu), ale trzeba je podjac :) Fisa, ja nie potrafie sobie wyobrazic twojego stanu tamtego pamietnego ranka !!!! Czy sa dalsze postepy w nocnikowaniu ? Ja nadal czekam az zrobi sie cieplo, wtedy zdejmuje pieluche i zaczynamy :) Ale po przeczytaniu twojego postu, zaczelam sie zastanawiac w ktorym miejscu ustawic nocnik, he he. Dywanow nie mamy (jak to sie zazwyczaj w cieplych krajach dzieje), ale za to mam kilka drewnianych podlog nielakierowanych, wiec wolalabym na nich nie widziec kaluzy :) kilka slow o Jasku kolory: rozroznia bezblednie czerwony, zielony, zolty, bialy, granatowy i brazowy, pozostale roznie.... ulubiona zabawka na dzis: mlotek, maly ale prawdziwy, wbija nim gwozdzie w deseczki, o zgrozo! zartuje, gwozdzie sa prawdziwe, ale takie specjalne do obijania mebli, maja taki szeroki lebek jak pinezki. tata zaczyna, umocowuje gwozdz w desce, a Jasiek wbija go do konca :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Moja mama mówi, że jak ktoś ma pecha, to w drewnianym kościele spadnie mu cegła na głowę :) Ja w to wierzę. Zachowuje więc umiarkowaną ostrożność i staram się opanowywać swoje absurdalne wizje katastroficzne, których mam całe stado, nawet jak idę do sklepu po chleb :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Shalla, ja chyba nie latwo poddaje sie wizjom katastroficznym, no ale oczywiscie strach o Jaska to moj chleb powszedni. Staram sie jednak zachowywac umiar jakis, bo w przeciwnym razie chyba zakazalabym mu dotykac roweru, skakac ze schodow i w ogole po nich chodzic, wchodzic na zjezdzalnie (on zjezdza na lezaco na brzuchu ostatnio), na karuzele, na hustawke i tak dalej... Jak to dobrze ze jest moj maz, ktory hamuje mnie w hamowaniu Jaska. Przeciez musimy pokazac dziecku, ze wierzymy ze sobie poradzi :) U nas zazwyczaj sytuacja wyglada tak: Jasiek np. chce zejsc z krecacej sie karuzeli (takiej malej podworkowej), ja sie zrywam, chce zatrzymac karuzele, zdjac go z niej, ratowac itp. Myszon mowi: \"zostaw\", ja sie hamuje, po czym z podziwem obserwuje jak Jasiek sprytnie i madrze spuszcza nogi, zatrzymuje karuzele sam, po czym zrecznie zeskakuje. Gdybym chodzila z nim na place zabaw wylacznie sama, to chyba nie mialby okazji sie tego nauczyc :) bo bez przerwy \"ratowalabym\" go z wyimaginowanych przez moja glowe opresjii :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wodny psikulec
Dziewczyny, ja tylko na chwile doniesc, ze zyje. Niestety troche byle jak. Przeziebilam sie i od paru dni leze kamieniem zeby jakos doprowadzic sie do wzglednego ladu przed jutrzejsza kontrola. Chociaz moj stan nie jest agonalny (37,5) to jednak czuje jak z krzyza zdjeta wiec w ciagu dnia jednak staram sie nie szwendac sie po mieszkaniu i prowadzenie gospodarstwa domowego zlecilam drugiej polowie, ktory to wywiazuje sie z zadania bezblednie. Pszczola, Twoj wpis zdazylam przeczytac - odpoczywaj, oszczedzaj sie i uwazaj na siebie! Karinko, dziekuje za przeslanie zdjec. Kuk, czy Ty juz jestes w Turynie czy nadal cieszysz sie odpoczynkiem u rodziny?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziewczyny - Witajcie! Kurcze, przelecialam wpisy po lebkach. Bardzo chcialabym napisac do kazdego wiecej, ale pracy nazbieralo mi sie od diabla i ciut ciut. Dlatego bedzie krociutko... Przede wszystkim - ogromne podziekowania dla Karenki i Psikulca! Bylo cudnie! Pelna mobilizacja i udalo nam sie! Cztery godziny minely jak chwilka i zostalm ogromny niedosyt! :):):):) Mam nadzieje, ze na powtorke nie ebdzie trzeba dlugo czekac ❤️:) Katrin - kurcze - brzmisz naprawde mizernie - duza buzka i masa dobrych mysli! Mysle, ze kolo fortuny odkreca sie wlasnie we wlasciwa strone i juz za chwilke wszystko bedzie lepiej. Fisa - Stasiek celujacy do nocnika przyprawil mnie o czkawke ze smiechu! ;) Nikki - brawa za pierwsza udana jazde! Ja mam dokladnie odwrotnie - nie prowadze, bo straszna ze mnie sierota za kierownica (choc prowadzenie podoba mi sie bardzo) latam natomiast czesto samolotami. Musze powiedziec, ze moj stosunek do samolotu ewoluje caly czas. Kiedys byla to czysta przyjemnosc. Potem - jeden paskudny lot z przygodami i panika przez kilka lat. Potem oswajanie strachu - przeczytalam nawet ksiazke napisana specjalnie dla tych, ktorzy boja sie latac - pelna argumentow rozumowo-technicznych. Potem - obawa przed pierwszym lotem z Franiem i powrot wszystkich strachow. Az wreszcie - odkrycie, ze z Franiem boje sie mniej - nie mam na to czasu! W sytuacjach stresowych (turbulencje, ktoryh nienawidze) cala moja uwage skupiam na zabawianiu Frania i uspakajaniu jego ewentualnych lekow - koniec koncow zapominam sie bac... Zawsze twierdzilam, ze strach przed lataniem jest czyms bardzo naturalnym - nie mamy skrzydel i nie umiemy latac. Samolot jest ciezszy od powietrza i w ogole cale to latanie to jakies szachrajstwo ;) :p Mimo to - mysle, na swoim przykladzie, ze strach ten mozna przezwyciezyc lub przynajmniej oswoic - pomaga przy tym fachowa lektura, przyswojenie sobie podstawowej wiedzy na temat aeronautyki i ...statytyki wypadkow i - cwiczenia oddechowe (joga!) Koncze na razie, ale postaram sie jeszcze skrobnac cos po poludniu Pa! 🖐️ Kuk

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×