Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

zabka

TERMIN W GRUDNIU

Polecane posty

No wlasnie, Psikulec rozumie co mam na mysli, trzeba odwagi! Kuk, przeciez Ty wsiadajac do tego pociagu, ktory mial dotrzec do Werony w ostatniej chwili, wiedzialas co Cie czeka i milo to zdecydowalas sie na to. Tu lezy odwaga. Wiecie, myslalam o tym sporo i doszlam do wniosku ze i mnie sie zdarza ubierac nieodpowiednio do sytuacji z premedytacja... Caly paradoks polega na tym, ze poniewaz mam poczucie, bardzo silne ze nie umiem ani elegancko sie ubrac, ani elegancko w tym wygladac (nie znam szpilek, dlugich sukni, zakietow, nic z tych rzeczy, nawet na obrone poszlam w lnianej spodnicy i bawelnianej koszulce), wmawiam sobie, ze wszelkie bale, opery, premiere i gale sa nie dla mnie. Dlatego w zyciu nie odwazylabym sie pojsc na cos takiego bez uprzednich wielogodzinnych przygotowan przed lustrem. Natomiast poszlam w sztruksach na wlasny slub i ani przez mysl mi nie przeszlo, ze to przykuje czyjac uwage :) Shalla, poprosze o kolejne opowiesci z serii \"kobiety potrafia\". Kuk, Ciebie tez prosze o barwne obrazki z Twojego slubu i innych wiekopomnych wydarzen :) Milego dnia aha, klacz nadal sie nie ozrebila, cos dziwnego sie dzieje... juz od ponad 10 dni, wlasciwiel zabral z pastwiska te druga klacz z malym, zeby ta miala spokoj, a tu ciagle nic...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mysh - ja podobnie czuję, że totalnie nie mampojęcia jak tu się elegancko ubrać. Najchętniej spędziłabym życie w kowbojkach i dżinsach... no i w siodle oczywiście. Ale zaszaleć na balu też lubię. Tylko właśnie... wtedy moje przygotowania przechodzą już do historii jako kilku-DNIOWE narady z szafą, bo wszystkie kombinacje wydają mi się obrzydliwe. A i tak kończy sie po drodze płaczem i ucieczką po ratunek do mamy, która dla odmiany gust ma świetny. I znów wtedy czuję się jak mała nieporadna dziewczynka, co doprowadza mnie do szału... Z serii kobiety potrafią. Pewnego dnia postanowiłyśmy zmienic wykładzinę w moim pokoju. Sklep był na osiedlu, nie więcej niż dwa przystanki autobusowe, więc... jaki problem? Początek był świetlany jak przyszłość galaktyki. Poszłyśmy, ą, ę, wybrałyśmy, zapłaciłyśmy. Facet przyniósł nam mega rulon tej wykładziny na jednym ramieniu i rzucił u stóp. A my stoimiy przy kasie. W końcu facet z obsługi pyta, czy czekamy na kogoś...? My??? Nie, skąd! My same! Facet zmierzył nas wzrokiem, co sobie pomyślał, to nawet nie chce wiedzieć. Ale dobra, jak się powiedziało A, to trzeba trzymac fason do końca. Podeszłyśmy sobie do tego mega rulonu: ja z przodu, mam z tyłu.... Sklep prawie pusty, cała obsługa wzrok ma skupiony na nas. Dałyśmy sobie znak, ze JUŻ i każda się schyliła do swojego końca. Po pierwszej próbie podrywu, jeszcze nie straciłyśmy wigoru, ale uznałyśmy, że zamiana: ja z tyłu, mama z przodu. Nastąpiła zamiana miejsc. Druga przymiarka zasiała w naszych umysłach jeszcze bardzo niewyraźną, ale już zauważalną nutkę niepokoju. Coś było nie tak. Tylko co? Może trzeba złapać w połowie? Znów zmiana. Obsługa już na dobre porzuciła swoje obowiązki i skupiła się na nas ( bezduszne kreatury... ). Trzeba próba wypadła najbardziej fatalnie, bo nie udało nam się nawet oderwać tej rury od ziemi... Ale pomysły nadal kwitły! Nie gaście ducha! Ja będę ciągnąć od przodu, a mama się zaprze z tyłu i będzie pchać.... Minęło prawie 40 minut, a my nadal w sklepie. Ba! Nawet nie drgnęłyśmy o milimetr! Wreszcie w kimś nasze poczynaniua wzbudziły litość. Gość podszedł, wziął na ramię tę wykładzinę i wyniósł nam... przed sklep! I tu dopiero się zaczęło... A traf chciał, ze obok sklepu trwała budowa domu. Byli dopiero przy pierwszej kondygnacji, więc punkt obserwacyjny mieli doskonały. Po jakichś 30 minutach starań nieudolnych mocno, żeby tego mega naleśnika podnieść w ogóel z ziemi, usiadłyśmy swoim zwyczajem na chodniku i w śmiech. W życiu bym nie przypuszczała, ze 10m2 wykładziny na gąbce może mieć taki ciężar! Ale co jakiś czas podrywałyśmy się do działania, kiedy objawiał nam się nowy pomysł. Np. należało unieść jeden koniec naleśnika - podstawić pod niego personę ( np. mamę ) i biec na drugi koniec, który trzeba unieść, a potem samemu się pod niego wcisnąć ( wtedy pozostawał ku naszemu zdziwieniu środek rulonu, który nadal spoczywał na ziemi.... ). Wtedy tzreba się było starać przemieścić w kierunku środka. Wydawało się banalne, a w praktyce... niewykonalne. Kiedy ja się przesunęłam jakimś cudem bliżej środka, ciężar stał się większy po stronie mamy, która zwyczajnie ugięła się pod nim, po czym chlapnęła z impetem na chodnik. Po tej akcji doczekałyśmy owacji z budowy. Że nie wspomnę o ryjach ze sklepu przylepionych jak meduzy do drzwi i okien. Wrrr.... Po tych oklasach przestało mi się chcieć śmiać i wzrokiem zdolnym zabijać spojrzałam na tych budowlańców. Nie wiem, czy to przypadek, czy też mój wzrok niósł ze sobą straszną siłę rażenia, bo jeden z budowlańców zlazł na dół i zapytał, czy PRZYPADKIEM nie potrzebujemy pomocy.... Dziwię się, że nie zamienił się w garstkę popiołu natychmiast... Fecet był NIŻSZY od mojej mamy ( 154cm ). No, heros , kurde, nam się trafił... Panie, Pan jest ubezpieczony chociaż? - zapytałam go sarkastycznie, bo już miałam w oczach ubaw, jaki teraz ja będę miała patrząc na jego wysiłki. No i teraz wyobraźcie sobie moją minę, jak facet zarzuca sobie ten wielki rulon na ramie, jak damską torebkę i pyta: - no to gdzie to zanieść? Modliłam się, żeby nie zechciał zostawić nas pod klatką, tylko wdrapał się na te 7 piętro.... ( bo do windy oczywiście NIC się nie mieściło prócz starszej osoby, parasolki składanej i psa rasy ratlerek ). Myślicie, że dało nam to do myślenia na przyszłość?... ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Shalla jestes dla mnie jak panaceum na migrene,ktora mnie dzis dziesiatkuje.Wlazlam na kafe i dawno sie tak nie wyryczalam ze smiechu :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Shalla :):):):):D:D:D boze - wysiadlam ze smiechu razem z Wami na klatce schodowej! :) Historia z rulonem wydaje mi sie byc tylez komiczna, co smutna, bo swiadczy o zdziczeniu meskiej czesci spoleczenstwa, ktorej honor uratowal w koncu Ostatni Mohokanin 150 cm wzrostu. Przypominam sobie ze w sytuacji podobnej do Waszej - koniecznosc zniesienia ciezkiej szafy z trzeciego pietra - koledzy ze starszych klas mojego LO poradzili sobie nieco inaczej - otworzyli mianowicie okno i wypchneli przez nie szafe tak, iz z hukiem rozbila sie na dziedzincu - tuz przed wejsciem do szkoly - cud, ze nikt akurat z niej nie wychodzil! Wasza przygoda z wykladzina przypomniala mi tez czasy, gdy wiedziona niezdrowa ambicja zamieszkalam sama w wynajetym mieszkaniu, a chca pokazac Tacie, ze dam sobie sama rade, wszystkie, ale to absolutnie wszystkie sprawy zwiazane ze zdobyciem umeblowania, montazem sprzetow, etc. postanowilam zalatwiac sama. Zwazywszy moje umiejetnosci techniczne, w pierwszym tygodniu mojego uzytkowania zdazylo mi sie: - uruchomic nowa pralke, z ktorej monter nie wymontowal blokady zalozonej do transportu (lomot obudzil pol bloku zwazywszy, ze zabralam sie za wstawianie pierwszego prania o drugiej nad ranem) - zalac mieszkanie dziewiecdziesiecioletniej statruszce chorej na raka, mieszkajacej pode mna (to wtedy, kiedy wyjeto juz blokade, ale...pralka podlaczona zostala przeze mnie (czyt. fachowo) bez zalozenia jakiejs uszczelki oraz - doprowadzic piec gazowy do sytuacji - \"tuz przed eksplozja\" i - zamontowac nogi do lozka tak, ze po dwoch dniach nozki \" w nogach lozka\" zlamaly sie z trzaskiem - poradzilam sobie z problemem tak, ze przez pierwsza noc spalam \"na zjezdzalni\" ladujac co jakis czas na podlodze, potem podlozylam pod lozko ksiazki a wreszcie... zjawil sie moj Tata i przytomnie odkrecil od materaca dwie pozostale jeszcze przy zyciu nogi... - -

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziewczyny tylko Wasze opowiesci mnie dzis lecza ,wiecej jesli mozna prosić :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Myshko - ja mysle, ze to wlasnie Twoje wystapienia typu - na wlasny slub w sztruksach swiadcza o determinacji i odwadze! Sama mowisz, ze byla to swiadoma decyzja - a wiec wyzwanie nie lada! Ja w takich chwilach poddaje sie jednak konwenansom i historie w stylu tej z pociagu zdarzaja mi sie tak jak Psikulcowi - wpadam w nie bez udzialu mojej woli! Historia przygotowan do naszego slubu byla raczej rozpaczliwa. Znacie juz troche z opowiesci moja Tesciowa, wiecie wiec, ze kobieta ma kompletnego swira na punkcie wygladu, estetyki (pojmowanej w sposob szczegolny) i formy w ogole. Otoz, trzeba wiedziec, ze cala uroczystosc slubu cywilnego zaplanowana zostala wlasnie przez moja tesciowa, ktora wymyslila sobie, ze wykorzysta nasz slub jako narzedzie marketingu i zaprosi na kolacje ponad stu swoich znajomysh, klientow i potencjalnych klientow. Spedziwszy kilka tygodni na klotniach, dalismy w koncu za wygrana i ustalilismy, ze nasz udzial w przygotowaniach ograniczy sie do zaproszenia malej grupki najblizszych przyjaciol oraz do zorganizowania polskich akcentow, tj. napitkow, goralskiej kapeli i oscypkow na zakaske... Poniewaz bylam w okresie przedslubnym zajeta praca, robieniem badan ciazowych i wlasnie...organizowaniem polskich akcentow, zapomnialam kompletnie o drobiazgu zwanym slubna sukienka... Zreszta - \"zapomnialam\" nie jest tu moze najwlasciwszym slowem. Moje zapomnienie nosilo bowiem wszelkie znamiona premedytacji. Po pierwsze zdawalam sobie sprawe z tego, ze moja sylwetka zmieni sie jeszcze przed slubem a nie chaialam skonczyc z sukienka \"za ciasna w brzuszku\", po drugie zloscilo mnie niepomiernie, ze musze sie dostosowac do calej tej maskarady a po trzecie - nie mialam kasy na zadna wymyslna kreacje, pasujaca do oprawy przygotowanej przez moja tesciowa. Ona sama zaproponowala wprawdzie, ze sprawi mi kreacje w prezencie, ale te propozycje, z oczywistych wzgledow odrzucilam dziekujac uprzejmie:p Koniec koncow - czas mijal, termin slubu zblizal sie niebezpiecznie, a panna mloda wciaz pozostawala gola jak swiety turecki. Kolezanka mojego meza z pracy, poproszona przez mojego meza o pomoc, zaprowadzila mnie najpierw do Armianiego, potem Gucciego a w koncu do \"malego butiku, w ktorym zawsze zaopatruje sie na imprezy\", w ktorym wszystko pryzprawialo mnie o mdlosci, a najtansza sukienka kosztowala 3 tys. Euro. Podziekowawszy grzecznie kolezance, znalazlam wreszcie cos naprawde dla mnie - sklepik etniczny, w ktorym wyszukalam przepiekna zielono-szara suknie z matowego jedwabiu - przypominajaca tuniki greckie, idealnie maskujaca brzuszek i piekna w kazdym calu. Suknia kosztowala 200 Euro, czyli jak na slubne standardy wloskie - tyle co ponczochy w sklepie ze slubnymi ubiorami. Narzeczony - dokupil mi do niej piekny pleciony naszyjnik w tym samym etnicznym sklepie. Calosci dopelnily plaskie sandalki ze skorzanych paskow i w ten sposob kreacja slubna zostala skompletowana na tydzien przed slubem;) Suknia sprawdzila sie doskonale - nalezalo ja jedynie z lekka podkasac by nie wybic sobie zebow hasajac na bosaka po trawie w rytm goralskich tancow...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wodny Psikulcu - czekamyz utesknieniem na obiecane opowiesci! :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość logosm
Witam, Dziewczyny jesteście absolutnie super z tymi opowieściami- :) Shella z Twojej przygody z wykłądziną całe biuro mało nie umarło ze śmiechu .!!! Kuk a Twoja opowieść z bytności w teatrze uświetniłą impreze. Moi znajomi podsumowali to no tak Ty nawet na necie szukasz ludzi z fantazją. Stachu po wyjściu wczoraj z imprezy mówi do mnie mamusi ja od teraz będę się kształtował muzycznie- ciekawe co to oznacza dla mnie-:) ale uśmiałam się bardzo. Dynia - mam nadzieje, że migrena szybko pójdzie sobie precz !!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wodny psikulec
Jestem. Chcialam Wam opowiedziec o wpadce ubraniowej - czy dokladnie "ubraniowej" ocenicie same. To mam na mysli mowiac, ze dzieje sie to calkowicie bez mojego udzialu, poprostu zajeta czyms wylaczam czesc mozgu odpowiedzialna za inne sprawy. Mieszkalam wtedy sama w poprzednim mieszkaniu. Mieszkanie znajdowalo sie na parterze duzego, 10-cio pietrowego bloku. Jest to o tyle istotne, ze w takich blokach, na parterach jest jak na dworcu centralnym. Wiecznie ludzie na klatce, kolejka do jedynej windy, zsyp, mlode dziewczyny stojace tam godzinami i plotkujace, mlodziency popijajacy podejrzane trunki, tulace sie do siebie pary nastolatkow, miejscowe plotkary... 24 godziny na dobe. Sobota. Sprzatam mieszkanie jak zwykle z piesnia na ustach. Musicie wiedziec, ze kompletnie nie potrafie spiewac i robie to tylko w samotnosci a i repertuar w takich okolicznosciach mam dosc oryginalny - My, pierwsza brygada, Warszawskie dzieci pojdziemy w boj, Nie bylo ciebie tyle lat - to tylko pare ulubionych. Tak wiec szaleje z odkurzaczem, mopem, sciereczkami, bylam wyjatkowo dziarska (jak nie ja) tego dnia. Jak przyszla kolej na wyrzucenie do zsypu worka ze smieciami to porwalam go energicznie i w takt wojskowej nuty przedefilowalam z piesnia na ustach do zsypu, wrocilam, zatrzasnelam drzwi i zdalam sobie sprawe, po pierwsze, ze wyszlam na korytarz porykujac piesn, po drugie, ze wyszlam w dosyc niecodziennym stroju. Mianowicie: domowe klapki, frotowe skarpety, meska, calkowicie rozpieta koszula. To dokladnie wszystko co mialam na sobie. To naprawde wyjatkowy zbieg okolicznosci, ze przez ta minute nie bylo nikogo na klatce, takie chwile sie tam nie zdarzaly... Serce walilo mi jak oszalale jak zdalam sobie z tego sprawe i wcale nie bylo mi do smiechu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Psikulcu! Cudna opowiesc! Wyobrazam sobie Twoja mine po tym, jak zdalas sobie sprawe z tego, co Cie ominelo! :) Zgroza normalnie! Ale co niestosownego widzisz w spiewaniu pierwszej brygady na caly glos!? Znam duzo bardziej niestosowne piosenki ;) Jeszcze! jeszcze! :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Psikulcu - świetne! To teraz opowiem Wam jedną z moich ulubionych sytuacji z ostatniej pracy. Choć nie występuję tam w roki głównej. Otoż firma nasza dojrzała do etapu zmiany lokalizacji na bardziej prestiżową. Przenoszenie wszystkiego zajęło strasznie długo i częśc osób odpowiedzialana za to, w tym również dyrektorzy poszczególnych biur byli zmuszeni nadzorować sprawę od początku do końća. Mój szef wyznawał zasadę, jak coś jest Twoje , to się o to sam zatroszcz, a nie zwalaj na innych ( czytaj firmę przewozową ). Tak więc każdy przy zdrowych zmysłach chiał zostać i własną piersią osłaniać sprzęt ze swojego biura. I tak się zeszło do drugiej nad ranem. O tej porze w siedem osób plus nasz szef znaleźliśmy się w nowym szklanym biurowcu, w nowej siedzibie ku wielkiemu zdumieniu strażników. Pewnie zdarzali im się już różni porąbani pracownicy, ale żeby cała ekipa i to już o 2 nad ranem...? Na szczeście wpuścili nas sprawdziwszy dokładnie nasze karty identyfikacyjne. Rozgościliśmy się na wykładzinie w sali konferencyjnej i rozpoczęliśmy \"oględziny\" głównie butelek... Byliśmy wszyscy wykończeni, no i już mocno rozweseleni. A że u nas atmosfera zawsze i bez okazji była wesoła, więc i teraz rozmowy były kabaretowe. Ale! Tu musze nadmienić, że mój szef był człowiekiem niezwykle skrupulatnym, zdyscyplinowanym i ułożonym. Np. maile do niego wolno było pisać wyłącznie czcionką verdana rozm.9. Każdy inaczej napisany mail groził naganą lub USUNIĘCIEM z pracy. Serio. Wydane okólniki były dla niego Święte! Uważał, że dyscyplina jest podstawą rozwoju i sukcesu. I może miał rację. Nie ważne. Ważne, że po objęciu stanowiska należało poprzez specjany program zamówić wszystko co jest ci do pracy potrzebne: np. 2 długopisy, jednen ołówek, 1 nożyczki, dwa notesy, zeszyt w kratkę itp :) Rezcz w tym, że ten program był żywcem ściągnięty z programu chyba Office-Deppo, czy innej firmy \"papierniczej\", a oni tam mają nazwy niewybredne, z których zawsze laliśmy ze śmiechu. Ale wracając do sytuacji: no więc noc, wszyscy w wybornych nastrojach, a nasz nowy kolega ( świeżutki nabytek )- prawnik i dyrektor działu prawnego zarazem, klepie naszego szefa po ramieniu i mówi tak: - Marcin, a co jest, k**wa, tacka przdymiona? Możecie sobie wyobrazić resztę - kto jeszcze był dość trzeźwy , żeby załapać sytuację po prostu umarł ze śmiechu. reszta żałowała , że nie widziała miny szefa :) Ja widziałam. Tego się nie da opisać. Inna historia. My ( marketing ) jako jedyny dział mieliśmy dozwolone wszelkie fanaberie, dzięki którym poprawiała się nasze kreatywność. Szef znosił to w pokorze, bo przynosiło efekty. A jedną z fanaberii było słuchanie głośno muzyki... tyle, że w pokoju było nas... 4 osoby. Grafik - słuchający tylko oper i Eminem\'a, programista - wyłącznie disco-polo, ja - akuratnie byłam na fali \"nas nie dogoniat\" oraz hard rock i jeszcze jeden chłopak techniczny, którego żywiołem był havy metal i muzyka wypruwają trzewia z człowieka. Drogą absolutnie nie demokratyczną ustatliliśmy, że ja przekonam kolegów do hard rocka i radzieckich popowych piosenek, a grafik wytłumaczy nam głębię tekstów Eminem\'a. :) Disco-polo zostało zakrzyczane, ten czwarty, jako techniczny bywał rzadko w pokoju, więc głos mu został odebrany :) Faktem jest, że udało nam się szybko polubić wzajemne propozycje muzyczne i muzyka wyła bez przerwy. O ile jeszcze leciało coś rockowego, szef zaglądając zostawał, żeby coś przedyskutować, ale kiedy trafiał na moment, gdy słuchaliśmy \"ja saszła suma\", czy inne radzieckie histy - po prostu zakręcał na pięcie i wychodził :) Być może dlatego, że przy tym zazwyczaj tańczyliśmy..... Dla nas to było bardzo zabawne, ale pwnie z perspektywy czasu już tak nie brzmi..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kiedyś, chyba żeby pobudzić jeszcze moją kreatyność ( hmm? ) zastałam rano przed rzwiami biura... klatkę z królikiem miniaturką. TAK, Żywym! Oczywiście bardzo mi się pomysł spodobał, dopóki biedne stworzenie wykończone radziecką muzyką nie nasypało wiórów do drukarki. No, ale nie ważne. Istatne, że moje serce całkowicie sprzeciwiało się trzymaniu zwierząt w klatce.... Przypuszczam, że serce szefa nie... No więc królik był regurlarnie wypuszczany, nawet gdy nadgryzał kable, techniczny sprawę załatwiał. Ale pewnego dnia królik wyszedł poza nasz pokój. Niczego nie świadomy szef stał właśnie przed salą konferencyjną z klientem i zapraszał do środka, kiedy nagle ( a czuny był! ) zobaczył moją twarz wychyloną za węgła i wrok mój dziki. Od razu zbystrzał, że coś jest nie tak. Rozejrzał się nerwowo, ale niestety , było za późno.... Klient jako pierwszy zauważył królika radośnie hasającego wzdłuż korytarza. Królik przeciął im drogę i popędził dalej w kierunku recepcji... Szef na mnie, ja na szefa. Klient na szefa.... Ja czuję, że już tu nie pracuję.... Słuchajcie, jaja polegały na tym, że NIKT nic nie powiedział. Klient najwidocznej uznał, że po korytarzach poważnej kancelarii prawnej NIE MOGĄ biegać króliki, więc to mógł być jedynie efekt wczorajszego przepicia. Szef uznał, że skoro Klient udaje, że nie widzi, to on też będzie udawał, że nie widzi :) I tak mi uszło na sucho. cdn.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
c.d. W dawnej siedzibie naszej firmy drzwi mojego biura sąsiadowały bezpośrednio z drzwiami szefa. W nowej siedzibie już nie... Ach, jak ciążko było do tego przywyknąć! I jak boleśnie.... Któregoś dnia wychodzimy w kilka osób z gabinetu szefa po jakiejś burzy mózgów i ja... peplając jeszcze coś o osiołkach i sianie ( ! ) i gapiąc się na pozostałych, odwinęłam ostry zakręt w prawo tuż za drzwiami i jak nie przywalę w ścianę.... Ludzie, w życiu nie widziałam faceta, który tak by się śmiał, że omal nie nasikał w majtki - szef mój oczywiście :D Potem powiedział, że zepsułam mu całe spotkanie z klientem, bo nie mógł się skupić, tylko cały czas widział to moje lądowanie na ścianie z głuchym jękiem. Całe szczęście, że klient miał chyba poczucie humoru i wytrzymał rozmowę z moim szefem, który się chyba głupkowato uśmiechal z nieuzasadnionych przyczyn :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wodny psikulec
Jako kontynuacje watku nagosci na klatce schodowej przytocze jeszcze opowiesc z zycia moich dziadkow mieszkajacych w malenkiej kamieniczce gdzie bylo tylko 6 mieszkan. Babci nie bylo w domu a dziadek urzedujacy w tym czasie tylko w pantoflach i klasycznych bialych kalesonach postanowil mimo wczesnej pory wystawic butelke na mleko przed drzwi. Pech chcial, ze podczas tej czynnosci przeciag zatrzasnal drzwi od mieszkania i dziadek w tym stroju zostal na korytarzu (Dziadkowie rowniez mieszkali na parterze wiec kazda wchodzaca osoba mogla doznac szoku. Jak juz pewnie domyslilyscie sie po tej butelce na mleko bylo to w czasach kiedy nie bylo telefonow komorkowych, ba, w calej kamieniczce nikt nie mial stacjonarnego a temperatura na zewnatrz nijak nie przystawala do neglizu dziadka. Cale szczescie zaprzyjazniona sasiadka przygarnela dziadka do czasu przyjscia babci ale smiechu bylo co niemiara gdyz w miedzyczasie do domu wczesniej niz zwykle wrocil sasiad - maz tejze sasiadki i zastal mojego dziadka w samych gaciach w swoim fotelu pijacego herbate (moze i dziadek byl od niego 20 lat starszy ale byl takim typem wybitnie sportowo-turystycznym, swietnie sie trzymajacym). W drzwiach zostawiono dla babci kartke gdzie ma odebrac zgube i przez dlugie lata jeszcze przypominano sobie ta historie. Kuk, moje piesni moze nie sa niestosowne ale przyznasz, ze raczej nieczesto spotyka sie osobe w moim wieku ryczaca (bo spiew to nie jest) cos z tego repertuaru. Zwlaszcza, ze jak zapomne radia do samochodu to przenosze repertuar do auta co juz pare razy na czerwonym swietle i przy otwartym oknie przyprawilo mnie o rumieniec wstydu. Przyznam sie, ze jestem bardzo ciekawa calosci stroju slubnego Myshy. A Wy? :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Psikulcu, Twoja historia przyponiała mi coś jescze! Otóż mój kuzyn orzenił się z niepowtarzalną fleja i bałaganiarą. Jej możliwości pod tym wzglęm naprawde możnaby pokazać w TV. W każdym razie kuzyn jeździł jako przedstawiciel handlowy. Pewnego dnia wstał o świci i zorientował się, że żonka wieczorem nie włączyła prania i... w szafe nie pozostały dla niego ani jedne czyste majtki ( może sobie wyobrazić rozmiar zniszczeń w całym domu... ). Co miał robić? Babsko śpi i nie daje się dobidzić, zresztą, co by to dało? Zagrzebał w jej szafe i znalazł jedynie różowe i to ( o Chryste! ) z kokardą z przodu!!! A że babsko ma rozmiar ruskiej terpedy, to i gacie pasowały. No i jak to bywa w takich chwilach - prawo serii dało znać o sobie. Kuzyn dojechał do pierwszego sklepu, wniósł skrzynki z samochodu, przychilił sie i.... traaachhh! Spodnie pękły na tyłku! No dramat! Szefowa sklepu okazała się kobietą nie tylko z poczuciem humoru, ale i wyrozumiałą bardzo. Zaprosiła go na zaplecze i zaproponowała, że spodnie mu z szyje... Ba... ale pod spodniami kryła się ta straszna rzecz! RÓŻOWE GACIE Z KOKARDĄ!!! Ale co miał zrobić? Jeszcze cały dzień jeżdżenia po sklepach... Biedak, ściągnął spodnie i wykonując nieprawdopodobny taniec-wygibaniec dotarł do krzesła na małym stoliczkiem i zapadł się sam w sobie. Ale na tym nie dość. Siedzi tam sobie w kolorze buraka na tym zapleczu, nogi zaplątał tak, żeby tych gaci nie było za bardzo widać i na ten moment na zaplecze wchodzi mąż tej facetki! Na co fecet zzieleniał, kuzyn zieleniał również i mówi: - lej w mordę człowieku, jak musisz, ale nie każ wstać. :) A najlepsze, że całą historię opowiadała mi właśnie jego żona - znaczy ta fleja straszna i popłakała się przy tym ze śmiechu. A że śmiech ma straszny - zaraźliwy, taki chichoczący, to myślałam, ze nie doczekam końca tej hostorii :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Litosci!!!!!!!!! Leze i kwicze i skowycze... I tak od pietnastu minut. Koledzy przechodz

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziewczyny zjadlo mi wpis z kolejna historia opisana w natchnieniu - :( nie wiem czy dam rade opisac to raz jeszcze... ale sprobuje... Pisalam wiec najpierw o tym, jak skrecalam sie ze smiechu po przeczytaniu opowiesci Psikulca i Shalli - a skrecalam sie doslownie w konwulsjach ;):):):):) a potem o tym, ze czytajac historie o kroliku a bedac pod wplywem sluchowiska o Alicji w Krainie Czarow (codziennie na tapecie) prawie, prawie spodziewalam sie, ze krolik Shalli wyciagnie z kieszeni kamizelki zegarek i sprawdzi ktora godzina! Potem zas nastepowal opis historii neglizowej, ktora przydazyla mi sie wiele lat temu w Londynie, a ktora przypomina nieco historie opisywane tu przez dziewczyny: Otoz zdarzylo mi sie kiedys korzystac w Londynie z uslug polozonego w centrum miasta \"GYM-u\" czyli odpowiednika naszego klubu sportowego. Skonczylam wlasnie dluzszy pobyt w lazni tureckiej i odziana jedynie w stosowny do okolicznosci stroj - czyt. recznik kapielowy skierowalam sie w kierunku prysznica. Jakiez bylo moje zdumienie, gdy okazalo sie, ze pomieszczenie do ktorego weszlam nie jest sala z prysznicami, a jedynie malym korytarzykiem, oddzielajacym laznie od wyjscia przeciwpozarowego... Osoby, ktore widzialy w zyciu drzwi przeciwpozarowe (a w takie z obu stron wyposazony byl wlasnie moj korytarzyk) wiedza, ze sa one wykonane z masywnego metalu. Drzwi takie z jednej strony wyposazone sa w podluzna samouchylna klamke otwierajaca sie pod naporem ciala, a z drugiej...sa jakiejkolwiek klamki pozbawione. Zbadawszy sytuacje skonstatowalam wiec, ze o ile ktos nie otworzy mi drzwi od srodka, jedyna droga ratunku bedzie - wydostanie sie na swiat przez drzwei przeciwpozarowe wiodace wprost na ruchliwa ulice w centrum miasta! Spedziwszy -jak mi sie wydawalo wiecznosc- stukajac, pukajac, wreszcie krzyczac i walac piesciami w metalowe drzwi, zrozumialam, ze wszystkie wydawane przeze mnie odglosy sa zapewne skutecznie tlumione przez szum wody, relaksujaca muzyczke i rozmowy toczone w dobrze wyciszonej lazni.... Odczekawszy jeszcze chwile, zdobylam sie wreszcie na desperacki krok i, owinawszy sie - sporym na szczescie - recznikiem, wychynela na ulice, skad hyzym kurcgalopkiem pognalam w kierunku glownego wejscia do klubu. Nie opisze Wam min przechodniow, bo zadna sila nie byla mnie w tym momencie w stanie sklonic do rozgladania sie na boki. Nie opisze Wam rowniez min personelu klubu gdy wpadlam tam z ulicy w stroju Ewy, gdyz zbyt bylam pochlonieta desperackimi probami wyjasnienia im skad sie wzielam, jak sie nazywam i udowadniania, ze mowie prawde... Grunt, ze uwierzyli mi w koncu i wpuscili do srodka :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No. Nie mówiłam? Kuk, Ty masz dar wrodzony do takich sytuacji :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
jestescie boskie 🌻 siedze i chichoczę i ... budze moje biedne schorowane dizecko (znowu z temperaturą :( ) ... ale ... wybitniei poprawilyscie mi humor :) nikii - dziekuje za fotki :) nadia przesliczna i wg mnie bardzo podobna do ciebie :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Shalla, Twoja opowiesc o wykladzinie rozlozyla mnie na kawalki. Ryczalam ze smiechu jak zadowolony kon. Myslalam, ze bardziej juz nie mozna sie smiac. Mozna! Dziewczyny kazdy kolejny post to prawdziwa perelka. I zeby uwienczyc wszystko: Kuk, ktora w reczniku kapielowych wychodzi z lazni prosto na zewnatrz. Kuk, ja tez mysle, ze masz wyrazne predyspozycje do wpadania w podobne tarapaty. A to z kolei w ludziach takich jak ja, wzbudza przeogromna sympatie. Kuk, doskonale rozwiazalas kwestie sukni slubnej! Brawo! Ja tak jak Ty strasznie nie lubie MUSIEC poddawac sie jakiejs presji, konwencjom narzuconym z gory itp. Tymbardziej wlasnie ciesze sie, ze na wlasnym slubie zrobilam po swojemu :) Psikulcu, to byl styczen... do sztruksow zalozylam welniany sweter, z golfem :) Chyba nie musze dodawac, ze Pan Mlody rowniez nie mial garnituru :) (on podobnie jak ja nie znosi galowych przebran ;) i nigdy w zyciu nie mial na sobie krawata). A zeby dopelnic obraz dodam, ze na slubie nie bylo rowniez obraczek. Do dzisiaj ich nie mamy. Przeciez to tylko symbol, konwencja, podobnie jak biala suknia... Choc nie jest powiedziane ze w koncu kiedys ich sobie nie sprawimy. Shalla, wracajac jeszcze na chwilke do spraw balowych toalet. Mysle, ze raz na jakis moglabym zaszalec. Za to gdyby Myszon pelnil jakakolwiek funcje w zyciu politycznym/publicznym zwiazana z obowiazkiem ciaglego \"bywania na salonach\", to mysle ze bylabym najnieszczesliwsza kobieta na swiecie :) za chwile cd. (mam nadzieje)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jeszcze dwa slowka o Jasku o tym jak coraz lepiej odnajduje sie w towarzystwie innych dzieci :) Wczoraj bylismy na karnawale dla dzieci i bylam przeszczesliwa ze Jasiek sie tam odnalaz i wcale nie trzymal sie mnie kurczowo. Balam sie ze bedzie sie bal zostac sam, a tymczasem specjalnie znikalam mu troszke z pola widzenia, zeby zobaczyc jak sobie sam poradzi w tym tlumie i z ogromna radoscia skonstatowalam ze, owszem czasami szukal mnie wzrokiem, ale nigdy nie wpadl w panike (a ja, glupia !!! balam sie ze bedzie plakal czy mnie wolal bez przerwy - nic z tych rzeczy).W ramach karnawalu mozna bylo obejrzec przedstawianie kukielkowie o kocie. Jasiek po raz pierwszy uczestniczyl w czyms takim. Na poczatku, kiedy zgaslo swiatlo troche sie bal, znaczy hyba nawet nie troche tylko po prostu sie bal, nieznanego, i wczepil sie we mnie z calych sil, ale powoli przyzwyczail sie do nowych warunkow, opowiesc go wciagnela i kiedy zza kulis wyrzucono balony, pierwszy oderwal sie ode mnie i pobiegl wziac sobie jednego. Generalnie bardzo mu sie podobalo i kiedy zapalono swiatla mowil, ze chce jeszcze zobaczyc kota. Kukielki zniknely wiec pokazalam mu pania zajmujaca sie dzwiekiem, ktora byla przebrana za kota: patrz, kot. Pani zamialczala, zamachala ogonkiem, a Jasiek na to: To jest pani! dobrego dnia i piszcie, wyciagajcie historie z serii: publicznie w neglizu, kobieta potrafi, szczyt absurdu, komedia pomylek i co tam jeszcze macie w zanadrzu. my dzisiaj jestesmy uwiezieni w domu, bo pogoda paskudna i samochodu brak, bede wiec czesto zagladac. ja sama probowalam sobie przypomniec jakies moje dziwaczne wystepy, no ale chyba nie znajde niczego na miare londynskiej Kuk czy Shalli z krolikiem, ktorego nie ma. Mam jedna przygode duzo bardziej prozaiczna. Kiedy nie dostalam sie na studia w Krakowie, moj tata w przyplywie paniki (stracony rok itp.) zaniosl moje papiery na Politechnike w moim rodzinnym miescie, gdzie na podstawie sredniej przyjeto mnie na Chemie i materialoznastwo. Zadowolona wrocilam z jakiegos wyjazdu, a tata oznajmia mi te radosna nowine, pokazujac papierek z uczelni oglaszajacy wszem i wobec ze zostalam przyjeta. I wysyla na jakies \"spotkanie organizacyjne\". Poszlam tam dla swietego spokoju, w stroju codziennym czyli krotkie spodenki z bordowego sztruksu, koszula w kwiatki i ogromne trapery na sloninie (wiekszych w zyciu nie mialam). Mysle ze widok tych wszystkich czarnych spodnic i bialych bluzek jeszcze bardziej utwierdzil mnie w przekonaniu ze ja tam nie pasuje i ze nie mam tak czego szukac. Wyjechalam na wakacje do cieplych krajow i wrocilam wiele, wiele miesiecy pozniej z jasna wizja w glowie co chce robic :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Shalla, a co sie dzieje ??? Mam tu takie dwa, bardzo dobre, placza mi sie po domu i jedza z nudow w tym deszczu. Wysylam Ci je natychmiast! ❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
to znaczy one mialy jedzec z nudow, te moje anioly, a nie jest... chociaz... mnie tez deszcz i szarowka nastraja na czekolade...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
i kto mnie rozszyfruje? :D pospiech mnie gubi... no to wroc! jeszcze raz! ONE MIALY JECZEC, A NIE JESC moze teraz zrozumiecie ten moj poranny belkot. chyba zrobie sobie jeszcze jedna kawe, bo jak widac jedna nie starcza przy tak niskim cisnieniu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja jak zwykle przelotem, pogoda tak cudna, ze zaczynam odwyk od cafe:) Ale i tak czytam!!!!Piszcie, piszcie! sama nie mam jak się zrewanżować, bo ja mam jakies to zycie takie niesmieszne:( Shalla, mam jednego aniolka z gliny, pilnuje snu Bąka, ale Tobiasz jest dobrym dzieckiem i chętnie Ci go odstąpi:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Eh, Pszczolko, w sobote tak to juz zazwyczaj jest, ze nikogo nie ma... Zazdroszcze Ci tej pieknej pogody, u nas jest okropna. Aha, pomimo deszczu wsadzilam Jaska do wozka i przykrylam folia i poszlismy na chwilke zobaczyc co u klaczy i zaniesc je troche chleba... dziewczyny, ona stracila tego zrebaczka :O malego ani sladu, a brzuch zniknal :O cos sie musialo stac...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wodny psikulec
Shalla, co sie dzieje? Mysh, ja mam troche odwrotnie. Z przekory nie biore slubu (w razie czego i tak decydowalabym sie tylko na cywilny) za to rozwazam zakup obraczek tak jako symbol tego, ze "nalezymy" do siebie. Co do zrebaczka - ja jestem dobrej mysli, nie wierze, ze go stracila. Dziewczyny, chcialam Was prosic o rade wozkowa. Za wszelka cene chcialabym darowac sobie kupowania wozka - gondoli. Mam wizje, ze spacerowka wystarczy. Czy kupowanie gondoli ma sens jezeli dziecko urodzi sie jak bedzie juz cieplo? Przeciez i tak pojezdzi w niej ze 3 miesiace. Do samochodu nie bardzo nam sie zmiesci a spacerowke mozna rozlozyc na prawie plasko a w razie czego wspomagac sie fotelikiem samochodowym, ktory mozna kupic tej samej firmy zeby mozna go bylo zamontowac na tym samym stelazu. Nie wiem z jakiego powodu czuje ogromna niechec do posiadania gondoli ale tak wlasnie jest. Powiedzcie z punktu widzenia doswiadczonych mam czy moge odpuscic sobie ta nieszczesna gondole (i w ogole nie zgadzam sie z ta nazwa! gondola - phi, tez mi cos!) Wlasnie wrocilismy ze sklepu gdzie moj dal popis nie dajac mi dojsc do slowa i zapytac o te wszystkie sprawy, ktore maja dla mnie znaczenie wiec do tego jestem jeszcze zla jak osa. Nawet wizja, ze bede lezec z pilotem w rece i patrzec jak gotuje dla mnie obiad nie pomaga.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wodny psikulec
Dziewczyny! Czy przyjmiecie nowa kolezanke? Matylde, z nieistniejacego juz topiku "Trzydziestokilkuletnie...", na ktorym wczesniej mozna mnie bylo spotkac ma straszne opory zeby do nas dolaczyc. Matylde ma niespelna dwuletnia coreczke Tosie wiec tez na pewno pojawi sie wiele wspolnych tematow. Zalozyla nawet topik, w ktorym mnie poszukuje ale strasznie sie wstydzi!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej, My wczoraj po bardzo atrakcyjnym dniu.Najpierw zoo,potem obiad w rybnej oberzy,na dokladke basen.Jaga wieczorem byla nieporzytomna ze zmeczenia.Dawno tez nie widzialam tak zadowolonego dziecka :D Ten basen to swietna sprawa ,zobowialismy sie jezdzic regularnie.Dla mnie tez ma to dobroczynne wlasciwosci ;) Dwa dni umieralam w konwulsjach z powody tej migreny.Jag poszla na sluzbe do babci bo nie bylam w stanie sie nia zajac.Lezalam polprzytomna z przerwa na hafty :O Ale minelo i mam nadzieje,ze dluuugo juz nie wroci ;) Psikulcu,mysle,ze spokojnie mozesz ominac zakup gondolki,sa takie wozki spacerowe,ktore swietnie sie sprawdzaja zamiast :)(tzn rozkladaja sie do poziomu calkowie) Matyldę.goroco zapraszamy i osmielamy ją do pisania u nas :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×