Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

zabka

TERMIN W GRUDNIU

Polecane posty

Kuk! Bój się Boga! Jaka moja przepowiednia! Żeby mi tak język usechł, jak zacznę przepowiadać osobiście takie kataklizmy. :) Spadam walczyć z brytyjska służbą zdrowia - tak dla równowagi psychicznej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej dziewczyny. Jak widac cos mi to pisanie nie wychodzi ;) Wczoraj sobie ponarzekalam do ucha Kuk i jakos mi lepiej. Wybacz Kuk ze do Twoich problemow, trzesienia ziemi w Turynie i wizyty u tesciow dorzucilam sie jeszcze ja ze swoimi zalami. O tym o czym piszecie, ja ostatnio naprawde wiele rozmyslam. Zaczelo sie od okresu ok wrzesnie gdy Olek wszedl w trudna faze, ktora kiedy minela niedawno pozostawila mnie lekko zmeczona psychicznie. Plus inne wydarzenia o ktorych nie pisalam i narkoaza i ciezkie leki przy operacji i naprawde zaliczylam mega dolek. Mam jeszcze na tyle rozsadku zeby z tej perspektywy nie brac sie za ocenianie rzeczywistosci a Olka w szczegolnosci. Nie mniej jednak pewne rozbieznosci pomiedzy tym co jest a tym co chcialabym widziec istnieja i ciezko mi przymykac na nie oczy. U nas troche podobnie jak u Kuk istnieja roznice w podejsciu do wychowania Olka. Trudno mi sie z M w tej kwestii dogadac. I nie chodzi o to ze on czegos nie rozumie czy ze robi mi na zlosc. Po prostu w chwili kryzysu idzie po najmniejszej linii oporu i zadowlala Olka na wszystkie mozliwe sposoby, bo ma chyba obnizony prog umozliwiajacy mu znoszenie jego humorow, placzu czy histerii. Niestety czasami trzeba…… Do tego dochodzi jeszcze troche rozpieszczanie w mysl zasady : ja tego nie moglem miec to czemu mam odmawiac wlasnemu dziecku i wychowawczy klops gotowy. W sumie pisanie o tym jest o tyle bez sensu ze ja wiem co jest problemem, wiem co nalezaloby zmienic tylko jakos nie udaje mi sie tego wyegzekwowac i stad moja frustracja. Fisa sceny takie jak opisane przez Ciebie sa u nas na porzadku dziennym. Jest i przepraszanie i tlumaczenie az do znudzenia a efekt jest taki ze Olek i tak obraza sie na nas srednie 20 razy dziennie. On ma naprawde poludniowy temperament i jak juz cos czuje i to okazuje to na 200 procent, a ze jest zdecydowany i w dodatku uparciuch to objawia sie to czesto wlasnie tak. Kuk Ty ubolewasz ze Franio dziala przeliczajac swoje postepowanie na ewentualne korzysci lub straty. I tu sie troche gubie. Mysle o wszystkich dzieciach jakie znam w takim wieku jak nasze (3-4 lata) i jakos wychodzi mi na to ze dzieci wlasnie tak postepuja. Przeciez my dorosli poniekad tez wlasnie dzialamy w ten sposob. Nawet kiedy dzialamy najbardziej altruistycznie w naszej ocenie to i tak czesto ukrytym motywem tych dziala jest nasze dobre samopoczucie na wlasny temat na koncu tegoz dzialania. Czy bardzo sie myle??? Nawet najbanalniejsze dzialania jakie podejmujemy w ciagu dnia jak np robienie zakupow tez wynika z tego ze probujemy osiaganac korzysc (miec z czego zrobic posilek) i unikniecia nieprzyjemnych skutkow (placzace wieczorem z glodu dzieci). Sorry za tak lopatologiczny przyklad, ale chce pokazac ze czesto dzialamy wlasnie oceniajac blizsze lub dalsze skutki wlasnych dzialan a nie dlatego ze jak w tym przykladzie mamy gleboka potrzebe udawania sie na zakupy. Tylko ze takie przewidywnie raczej przychodzi z wiekiem i jak dla mnie jest jednym z oznakow dojrzalosci i wzietej na siebie odpowiedzialnosci. Czy wymaganie tego od dziecka w tym wieku nie jest jednak przesada?? Bardzo jestem ciekawa Waszych opinii bo moze bardzo sie myle. Jesli w ogole dobrze zrozumialam problem. Chyba ze chcesz powiedziec ze Twoim zdaniem Franio gdyby nie kij i marchewka zawsze zachowywalby sie zle w stosunku do innych? Jeszcze chcilam kilka slow napisac, ale musze leciec. Psikulcu ja Ci o nocnikowaniu nic nie napisze, bo u nas jednak bylo troche opornie i trwalo dlugo. Widocznie przyspieszalam niepotrzebnie ten proces. Olek go zalapal dokladnie w 1 tygodniu przedszkola czyli kiedy mial juz prawie 2 lata, ale cale lato wspominam jednak jako probe przyuczenia go. Co kosztowlao troche nerwow, bo byc moze blednie wychodzilam z zalozenia ze juz jest duzy i juz powinien zalapac, ale jak sie okazalo potrzebowal czasu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja przypomnę moje słowa – bunt dwulatka oznacza, że zaczyna się w okresie 2 lat, a kończy w wieku 20-stu. To co przeżywamy to jest ten tzw. trud wychowania. I chwała nam ogromna za to, jak jesteśmy w tym temacie oświecone. Wiele wiemy i do tego umiemy sytuację krytycznie ocenić. Niech tylko ta nasza wysoka świadomość rodzicielska nas nie dołuje tylko cieszy! A znajdziemy w sobie i siłę i spokój i cierpliwość i damy radę. Takie jest moje zdanie. Karenko, piszesz „dzialamy przeliczajac swoje postepowanie na ewentualne korzysci lub straty”. Ja ostatnie się zastanawiam, czy taką mamy naturę (my jako ludzie), czy tak jesteśmy od najwcześniejszych lat wyuczeni. Nie znam na to odpowiedzi. Jednak według poradników (np. modnych programów typu niania) takie postępowanie przynosi najlepsze efekty wychowawcze. W przypadku dzieci, kara lub nagroda musi pojawiać się jak najszybciej i być w ścisłym związku z wydarzeniem. Bo tak, jak piszesz, dzieci nie wiążą zachowania w danym momencie z konsekwencją odległą w czasie. Odnośnie ocieplania klimatu jeszcze taki mały wtręt, bo przeczytałam ostatnio ciekawy artykuł, który mnie nieźle zaskoczył. Przyznane zostały nagrody za wynalazki wpływające korzystnie na efekt cieplarniany. Jednym z nich był preparat zmniejszający wzdęcia u krów. Czy wiecie, jaki ma związek krowa z efektem cieplarnianym? Ano taki, że krowy „produkują” metan i są w ten sposób całkiem sporym „emitentem” gazu cieplarnianego do atmosfery.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Fisa - cudny ten wtret o krowach! :):):) Moze nalezaloby raczej pomyslec o wykorzystaniu tego metanu w jakis pozyteczny sposob? ;););) Nie wiem jak to jest do konca z ta merkantylna natura czlowiecza. Nie przesadzalabym z interpretacja. Pewnie, ze przestrzeganie jakiejs zasady dla samej zasady nie ma sensu, ale jednak wazne wydaje mi sie, by wpoic dzieciom cos w rodzaju uproszczonego imperatywu kategorycznego Kanta... Dziecko powinno rozumiec, ze jesli narzucam mu jakies ograniczenie, to ma to swoj glebszy sens - mowie mu np., ze nie moze bic siostry ani innych ludzi, nie dlatego, ze takie jest moje widzimisie, ale dlatego, ze powinien postepowac w mysl zasady ze nikt, lacznie z nim samym nie moze byc bity. Powodem wiec dla ktorego nie moze bic Ani nie jest kara, jaka moglby otrzymac ode mnie za jej uderzenie ale jego wlasne przekonanie, ze nikt nie powinien byc bity, bo bicie - tak dla niego samego jak i dla innych osob jest bolesne, ponizajace, etc... Uproszczony system kija i marchewki nie trafia mi jakos zupelnie do przekonania. Byc moze mozna od niego zaczac, ale uwazam, ze dzieci, jako istoty ludzkie i inteligentne zasluguja jednak na glebsza interpretacje i sa zdolne ja przyswoic. Jesli dolozymy do tego analize przyczyn dla ktorych dziecko przejawia agresje, dojdziemy z pewnoscia do wniosku, ze tradycyjne karanie naprawde nei prowadzi do niczego dobrego... No to pomedrkowalam sobie - szkoda tylko, ze to co tak oczywiste w teorii, jest tak trudne do wdrozenia w praktyce...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kuk, mysle dokladnie tak jak Ty. Dokladnie. Dlatego ucze moje dzieci, zeby staraly sie postepowac z innymi ludzmi tak, jak sami chcieliby zeby z nimi postepowano. Nie chce zeby jedyna motywacja do czynienia dobra byla nadzieja na nagrode, a jedynym hamulcem rozrabiania - obawa przed moja zloscia... A ze dzieci w tym wieku doskonale potrafia manipulowac innymi i umieja kupczyc wlasnymi dobrymi uczynkami? Taki etap. One wlasnie odkrywaja sile wlasnych postepkow. Pozniej przyjdzie czas na wysublimowanie. Poradniki byc moze nie radza tak zle, tylko ta cala terminologia jest taka sucha i obmierzla: kara, nagroda, natychmiast, mechanizm itp. A przeciez nagroda moze byc usmiech mamy, a kara jej niezadowolenie, smutek.... Karenko, ja nie jestem pewna czy dobrze Cie zrozumialam... Czy Ty chcialas powiedziec, ze wszystko co robimy, robimy w jakims interesie? Czyli zanim pomozemy staruszce wtargac na gore ciezka siate z zakupami, juz przewidujemy, jacy to bedziemy z z siebie zadowoleni? Ja to widze odwrotnie. Ja jestem idealistka i wierze, ze czlowiek robi cos dobrego, bo ma taki impuls, a potem przychodzi uczucie szczescia, bo nagle staruszka sie usmiecha, dostrzegamy ze sprawilismy jej prawdziwa przyjemnosc i to nas uskrzydla...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A jeszcze troche z innej beczki Wczoraj, przez przypadek wpadlam na temat o oddawaniu ciosu na gazetowym forum "wychowanie" i po przeczytaniu paru postow, uswiadomilam sobie, ze ja nigdy nie mialam z Jaskiem podobnej dyskusji: co zrobic, jesli inne dziecko mnie uderzy? co zrobic jesli bije mnie notorycznie? Jak sie bronic? Okazuje sie ze bardzo wielu rodzicow na poczatku nie dopuszcza do siebie mysli ze jego dziecko moze oddac, ale po jakims czasie uswiadamiaja sobie, ze to jest zlo konieczne....... Co radzicie dzieciakom? I czy juz mialy takie sytuacje np. w przedszkolu? na placu zabaw?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
przeczytalam sie ponownie i wcale nie jestem pewna czy jasno sie wyrazilam w pierwszym poscie a propos tych poradnikow... chcialam powiedziec ze rozumiane doslownie sa nie do przyjecia

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wodny psikulec
Malo sie udzielam ale naprawde czytam z ogromna ciekawoscia. Chyba mam jeszcze zbyt malo na ten temat do powiedzenia ze wzgledu na brak doswiadczen z dziecmi 3-4 lenimi jednak jestem bardzo zainteresowana tematem ze wzgledu na to, ze Zuza wkracza w ten, jak to napisala Fisa, trudny wiek miedzy 2 a 20 lat. Czytam i probuje wrobic sobie wlasne zdanie na ten temat. Kuk, prosze napisz mi jeszcze jak jest z mowa Ani. Widze, ze Zuza chce nam wiecej powiedziec niz potrafi i z tego powodu tez troche sie zlosci. Ostatnio probuje monologow, ktore z odleglosci np. drugiego pokoju brzmia calkiem jak "ludzka mowa" ale jest to takie nasladowanie bardziej intonacji i oczywiscie nie ma tam zadnych konkretnych slow. Dziewczyny, czy na bilans dwulatka jest sie "wzywanym" do przychodni czy trzeba samemu sie zglosic? Jak to wyglada?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Psikulcu, na bilans dwulatka dostaliśmy „wezwanie” pod rygorem kary nawet. Ale jak Zuza skończy dwa latka i nie dostaniesz wezwania zarejestruj ją do poradni dzieci zdrowych i podczas rejestracji powiedz, że na bilans. Kuk, jak świat światem dziecko tego nie rozumie. A skądże powiedzenie „na złość babci odmrożę sobie uszy”. Czy zrozumie? Czy jesteśmy w stanie sprawić, by dziecko zrozumiało, że to dla jego dobra? Na pewno należy próbować. Ja czasem mówię, nie chcesz umyć rąk – no dobrze to Twoja sprawa, ale nie dostaniesz jeść, bo nie można jeść z brudnymi rękoma. Są na nich zarazki i można się rozchorować. Ja się o Ciebie martwię i dbam o Ciebie i dlatego się na to nie zgodzę. Czasem skutkuje i dociera. Albo ostatnio, mówię „koniec zabawy, czas się myć. Stasiu, jak będziesz dłużej się bawić, to po umyciu nie zdążysz już sobie pograć z tatą, bo jest za późno. Wybór należy do Ciebie.” No i zdarzyło mi się usłyszeć od mojego małego „mama, no dobra już dobra, przestań gadać” (prawie jakbym słyszała „przestań truć”!). O rany, co to będzie dalej, gdy będzie dorastać. Odnośnie nagród i kar. Ja mam takie rozumienie tego „narzędzia”. Kara nie jest wychowawcza! Kara nie uczy, jak należy postępować. Jest tylko symbolem konsekwencji, jeżeli robimy coś niewłaściwie. Nieumycie rąk, bicie dzieci, przynosi w efekcie konsekwencje trudne do zrozumienia przez dziecko. Dziecko nie skojarzy biegunki z brudnymi rękoma, braku przyjaciół z niegrzecznym zachowaniem itp. Stąd kara, która w sposób natychmiastowy ma uzmysławiać konsekwencje. Ale kara jest ostatecznością! Najpierw trzeba dziecko uczyć pozytywnych zachowań. I temu służą nagrody. Dla mnie nagroda to również przede wszystkim uśmiech, dobre słowo, zachęcanie, radość i zadowolenie rodzica. A przede wszystkim powodowanie, by to Staś był z siebie zadowolony i dumny. Nagroda w stylu zabawka, cukierek, naklejka u nas nie jest stosowana. Mierzi mnie uzależnianie swojego dobrego samopoczucia od takich gadżetów. Uważam, że potem w życiu dorosłym ma to swoje konsekwencje, że np. w pracy ocenę własnych osiągnięć, swoje zadowolenie uzależniamy np. od opinii szefa. Szef ma zły dzień, albo jest gburem, ofuknie nas i już czujemy doła i że jesteśmy do niczego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
slowko na dobranoc... Fisa, czy Ty wiesz ze to jest fantastyczne ze pojawiasz sie teraz czesciej na Kafe? Wiem, wiem, wolabys zeby tak nie bylo albo zeby przerwa w pracy trwala jak najkrocej, wiem, a i tak sie ciesze, ze sie rozgadalas :) A gdzie sie podzialy Dynia i Elffik ??? Dziewczyny, co jest ?????????

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mysh, dzięki, ja też się cieszę. Brakowało mi tego naszego kafe. I żałowałam, że czasu nie mam albo jestem tak wypluta, że nie mam co napisać. Ale czasem, jak tak sobie przeczytam, co ja wypisuję... Ot jak wczoraj. I taki oto komentarz chciałam dzisiaj dodać: Mierzi, nie mierzi – ale ja słów używam. Słowa myślą kłamią... Przecież i my czasem stosujemy taką nagrodę. Czasem to się zdarza i nie ma w tym nic złego. Czasem jest to potrzebne, miłe... A dzisiaj ostatni dzień. Nie mogłam się go doczekać. Mam tyle planów na miłe spędzanie czasu wolnego, by wolnym nie był, że aż nasza domowa sytuacja finansowa przestaje mnie martwić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zzarlo mi wczoraj posta do Was i juz nie mialam czasu odtwarzac - chyba zreszta nie bylo to nic odkrywczego, bo nie pamietam co napisalam ;):P Dzisiaj przychodzi mi jeszcze do glowy jedna refleksja - troche w odpowiedzi na wpis Fisy (i tu zgadzam sie z Myshka, ze jej przymusowa obecnosc w domu ma swoje dobre strony ;);)) Odnosnie kary - ja kompletnie nie wierze w prewencyjny charakter wiekszosci kar. Mysle, ze dziecko, ktore ukarane zostalo fizycznie odczuwa to tak, ze \"zaplacilo\" juz za swoj czyn, wiec nie musi czuc sie juz winne. Moze reagowac na zasadzie psa pawlowa - jesli zbroje, pobija mnie, a to boli - uwaga, lepiej nie!\" Ale nie \"przezyje\" tej kary w sposob nalezyty. Bedzie sie moze bac bolu i kary w tym sensie, ale nie zrozumie, ze zrobilo cos zlego. Stad wlasnie potrzeba tlumaczenia - im wczesniej tym lepiej - chocby z poczatku szansa na zrozumienie byla minimalna. Nie bede tu trula o tym, ze agresja budzi agresje - bo to teoretycznei wszyscy wiemy. Oczywistym jest, ze wiekszosc zbrodniarzy to osoby bite w dziecinstwie, ktore odreagowuja przezyta w dziecinstwie agresje dopiero w doroslym zyciu. To co martwi mnie i denerwuej w tym wszystkim to natomiast rozbieznosc pomiedzy wlasnymi moimi przemysleniami i praktyka. Nie bijano mnie zbytnio w dziecinstwie, a jednak czesto reaguje zbyt nerwowo i agresywnie wlasnie. Nie panuje nad odruchem klepniecia w tylek Franka, ktory z premedytacja popycha siostre. Podnosze glos tam, gdy wystarczyloby spojrzenie, etc... Mysle, ze to wszystko wymaga gigantycznej pracy nad samym soba... Myshko - a propos pytania o oddawanie. Mamy zaprzyjaznionych sasiadow - rodzicow milego choc troche agresywnego chlopca, ktozry borykaja sie z problemem jego zaczepek. Chlopiec jest adoptowany i \"dzieki\" temu rodzice sa w stalym kontakcie z psychologiem. Oto co radzi on w sprawie agresywnych zachowan Fabia. Z jednej strony stanowcze \"nie\" i ograniczenie dostepu do niebezpiecznych zabawek (ulubiona drewniana szabla i wszelkie kije zastapione zostaly miekkim plastokowym mieczem). Z drugiej strony tlumaczenie, ze obrazenia doznane przez dziecko w wyniku bojki wsczetej przez niego samego nie zasluguja na \"znieczulajacego calusa\", a on sam nie bedzie pocieszany, przytulany, etc. Z trzeciej strony stanowczy zakaz bicia mlodszych, mniejszych i dziewczynek. \"Jesli juz musisz sie bic - sprobuj zaczepic silniejszego, ale nie licz na to, ze pociesze cie, jesli oberwiesz...\" Nie wiem co sadzic o tej metodzie, ale widze, ze jak dotad przynosi dosc dobre rezultaty. Fabio ograniczyl krag dzieci, ktorym rozdaje kuksance do kolegow (w tym niestety rowniez Frania) a oni jako tako potrafia sie przed nim obronic. To co jest w tej radzie sensownego to chyba to, iz nie neguje ona calkowicie potrzeby walki, od ktorej maly Fabio az kipi, ale ogranicza krag jego \"partnerow do bijatyki\" do osob rownych lub przewyzszajacych go sila. Co do Frania - staram sie wytlumaczyc mu, ze jesli Fabio zaczepia go bez powodu a on nie ma ochoty na pojedynek, musi to Fabiowi jasno i stanowczo powiedziec i w razie potrzeby zwrocic sie o pomoc do doroslego (wychowawczyni w przedszkolu, mnie lub Mamy Fabia). Jesli natomiast ma ochote pomocowac sie troche, nalezy uwazac, by bijac sie nie zrobic sobie na wzajem krzywdy. Dyskutujac ostatnio nad problemem Fabia wymyslilysmy z jego mama, ze zapiszemy chlopcow (takze syna innych sasiadow) na judo - niedaleko od naszego domu prowadzone sa takie zajecia i przyjmuja na nie juz ...trzylatkow. Mysle, ze pokazanie im walki jako sportu moze pomoc w wyrobieniu wlasciwych odruchow i zachowan na przyszlosc.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziewczyny pol dnia z doskoku pisze w wordzie moj post i teraz wysylam, a Wy ciagle cos ciekawego dopisujecie i nie nadazam za Wami ;) ;) Poprzednio chyba nie zostalam przez Was zrozumiana. Kuk oczywiscie ze w byciu rodzicem nie chodzi o traktowanie dziecka jakby bylo prostym mechanizmem z dwoma przyciskami, dzieki ktorym otrzymujemy pozadane zachowanie. Oczywiscie ze chodzi o to zeby dziecku wpoic nasze wartosci, priorytety, pokazac im nasza wizje swiata a co za tym idzie nasze pojecia zla i dobra. Istota tej wizji moze byc imperatyw moralny Kanta. Do mnie i tak bardziej przemawiaja slowa Jezusa. “Czyn innym tak jakbys chcial zeby i tobie ludzie czynili” Czego logicznym uzupelnieniem jest “Nie czyn drugiemu co tobie niemile”. To jest dla mnie jakby poza dyskusja. Nigdzie nie sugerowlam ze wychowanie ma sie sprowadzic do metody kija i marchewki. A warcajac konkretnie do przykladu bicia to jestem przekonana ze dzieci wiedza ze po- pierwsze- to nie jest w porzadku a -po drugie- nie zawsze przynosi zamierzony efekt. W przeciwnym razie stosowalyby te metoda w pierwszej kolejnosci w kazdej konfliktowej sytuacji. Z pewnoscia wiesz ze bicie rodzenstwa czasami nie ma nic wspolnego z proba wyegzekwowania czegos od przeciwnika a jest jedynie najskuteczniejsza metoda zwrocenia na siebie uwagi rodzicow i opiekunow. Co do kar i nagrod mam podobne podejscie jak Wy. Staram sie wpoic Olkowi, ze to w dzialniu jako takim ma znajdowac przyjemnosc a nie w nagrodzie ktora ewentualnie moze sie pojawic pozniej. Oczywiscie teoria brzmi ladnie a w praktyce to czasami przypomina syzyfowa prace… Mowiac o wychowaniu i wpajaniu dzieciom zasad spolecznego wspolzycia przypomnial mi sie felieton prof psychologii I.Obuchowskiej i postanowilam Wam przepisac fragment. “Kulturowe odmiennosci w zakresie wychowania inaczej spostrzegaja rodzice, a inaczej dzieci. Oto interesujacy przyklad tego jak pewne roznice spostrzega niemiecka szescioletnia dziewczynka. Ronja zamieszkala z rodzicamiw Poznaniu. Z niemieckiego przedszkola dziewczynka zostala przeniesiona do polskiego i poczatkowo wciaz sie czemus dziwila. “Mamo, pani mowi ze nie wolno sypac dzieciom pisaku we wlosy a w niemieckim przedszkolu mi tego nie mowiono!. “Mamo a pani mowi ze nie wolno cos dorysowac na kartce na ktorej rysuje inne dziecko”. “Mamo pani mowi ze nie wolno….” I rodzice i sama Ronja, sa z przedszkola zadowoleni. Ponadto rodzice sadza ze w polskim przedszkolu dzieki wiekszej dyscyplinie i bardziej bezposredniemu kierowniu dziecmi, ich coreczka majaca zywy temperament, zyskala mocniejsza strukture psychiczna. To dobrze, ze dla Ronji polski system wychowania przedszkolnego, z zalozenia bardziej dyrektywny od niemieckiego, okazal sie korzystny. Wylania sie jednak pytanie: dlaczego w niemieckim przedszkolu nie mowiono o tym, czego nie wolno? W polskim przedszkolu (a i w rodzinach) slowa “nie wolno” pojawiaja sie nader czesto. Sadze, ze jest tak dlatego, poniewaz w niemieckim przedszkolu realizowany byl system wychowawczy (rownolegle istnieja rozne systemy), ktory zaklada, ze dziecko powinno dojsc do zrozumienia regul postepowania samodzielnie, wskutek wlasnych doswiadczen, zarowno przyjemnych jak i tych mniej przyjemnych. Albowiem poprzez doswiadczenie dzecko w pelni i trwale “uwewnetrznia” spoleczne normy. To reakcja innego dziecka, jego protest i konsekwencje maja istotny wplyw na postepowanie, a nie slowa wychowawczyni ktore maja wplyw dorazny. Dlatego ma ona uczyc dzieci nie slowami, ale organizowac warunki dla ich dobrego rozwoju, tworzyc sytuacje w jakich dzieci moga zdobywac roznorodne doswiadczenia. Oczywiscie wychowawca czuwa nad bezpieczenstwem dzieci. Jednakze nie ma pouczania typu “wolno-nie wolno” a slowa bradziej sluaz wyjasnianiu juz zaistnialej, doswiadczonej przez dzieci sytuacji, niz jej uprzedzaniu. W moim przekonaniu najlepsze byloby polaczeniu obu systemow. W polskim razi mnie nadmierna werbalizacja: slowa czesto powtarzane traca na znaczeniu, dzieci przyzwyczajaja sie do nich i przestaja zwracac na nie uwage. Za przyklad niech posluzy rozmowa z Krzysiem. “No i co powiedziala pani na to, ze on ukradl ci pieniazki?” “Powiedziala ze to bardzo brzydko” “A co on na to?” “Ze wie bo wciaz to slyszy” (…) Rozumienia i przestrzegania spolecznych norm dzieci ucza sie nie tylko od doroslych, ale przed wszystkim we wspoldzialaniu z rowiesnikami. Dlatego nie ingerujmy nazbyt chetnie w dzieciece zabawy i wylaniajce sie konflikty. Czuwajmy nad ich przebiegiem, ale pozwolmy tez aby dzieci w pewnym stopniu doswiadczyly ich skutkow. Omowmy sytuacje dopiero po zdarzeniu, nie szczedzac pochwal, gdy dzieci same madrze rozwiaza konflikt. To naprawde najskutecznniejsza nauka umiejetnosci spolecznych” Wiec to odmraznie sobie uszu na zlosc mamie moze byc konsekwencja zbyt czesto slysznego “nie wolno”. Myskho nie zrozumialas mnie dobrze, ale o co mi chodzilo napisze nastepnym razem. Dziewczyny ja tez troche buszuje po innych forach, ale atmosfery jaka panuje tutaj to ze swieczka szukac. I za to Wam dzieki :) :) :) :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Karenko, moim zdaniem profesor Obuchowska trafia w swoim felietonie w sedno. Powinnismy pozwolic dzieciom samodzielnie odkrywac mechanizmy jakimi rzadza sie relacje spoleczne. Ja zdalam sobie z tego sprawe w sumie dosc niedawno. Pamietam ze na poczatku chcialam Jaska za wszelka cene przygotowac na nowe sytuacje, dlatego pierwsze jego kontakty z rowiesnikami byly naznaczone moja ciagla obecnoscia i niepotrzebnym ingerowaniem. Dopiero duzo pozniej, moze kiedy mial dwa i pol, trzy lata, zdalam sobie sprawe ze on doskonale radzi sobie sam, ze mnie nie potrzebuje ani w roli obroncy ani w roli wychowawcy i ze moja ingerencja moze przyniesc wiecej szkody niz pozytku (bo w ten sposob naucze Jaska, ze nie mam zaufania do jego wlasnego sposobu zalatwiania swoich spraw). Teraz kiedy Jasiek ma siostre, z ktora pojawiaja sie sytuacje konfliktowe, czesto nie reaguje dopoki nie jest to absolutnie konieczne. Ale, wedlug mnie, taki sposob wpajania zasad zycia spolecznego moze dotyczyc przede wszystkim relacji pomiedzy rowiesnikami. Natomiast, wedlug mnie, nie za bardzo sie sprawdza w sytuacjach kiedy dziecko znajduje sie w najrozniejszych miejscach poza domem, w odwiedzinach u cioci, babci, znajomych, w sklepie, w restauracji i tak dalej. Uwazam, ze tam to mama powinna pierwsza zwrocic uwage dziecku, ktore robi cos naprawde nieodpowiedniego, a nie zostawiac tego gospodarzom, sprzedawcom, kelnerom. Mama, mama dlatego zeby pokazac dziecku, ze to jest wbrew jej zasadom, jej wlasnym. A jak Wy sadzicie? To powiedziawszy musze dodac, ze mnie samej jest bardzo nieprzyjemnie, kiedy podczas wizyty w moim domu, to ja musze hamowac czyjes dziecko i tlumaczyc mu takie podstawowe rzeczy jak np. to ze po lozku w sypialni sie nie skacze. Troche skrecilam z glownego tematu, ale tez jestem ciekawa jak Wy postepujecie w podobnych sytuacjach. Ja kilka pierwszych razy niepotrafilam zabronic niechcianych przeze mnie zachowan niemojemu dziecku, ale okazalo sie to konieczne, przyjelam wiec zasade ze w moim domu, to ja jestem szefem i ja ustalam zasady, przelamalam sie i zaczelam grzecznie i stanowczo prosic o to zeby czegos nie robic, i od tej pory ponownie z radoscia widuje u siebie takie nieokielznane dziecko :) Co do obrony przed zaczepkami (z biciem sie na razie nie spotkalam), podczas gdy z zaczepkami kuzynka Jasiek radzi sobie odpowiadajac mniej wiecej tym samym (typowo meskie zapasy), to widze ze jest w kropce jesli chodzi o takie dosc specyficzne zaczepki kolezanki. To znaczy kiedy z kolezanka odchodza zapasy i przewracanie sie, jest ok, bo to zabawa jak rowny z rownym i wiadomo o co chodzi czyli o przewracanie sie, ale kolezanka czasami lubi sobie pociagnac Jaska za wlosy, nadepnac na palce i takie tam i wtedy Jasiek jest w kropce, bo slowny sprzeciw, choc ostry, nie wystarcza, a dziewczyny przeciez Jasiek bil nie bedzie (on nikogo bil nie bedzie, zeby bylo jasne, ale juz w szczegolnosci dzieczyny). No i jak jej pokazac W Y R A Z N I E ze nie ma ochoty na pewne zaczepki? Wczoraj wlasnie skarzyl mi sie ze Sarah deptala mu po palcach (bosymi nogami) i ze nie reagowala na zadne protesty. Przeciez nie moge mu mowic ze ma z tym przychodzic do mnie czy do mamay Sary, musi sobie sam radzic. No i wczoraj poradzilam mu ze w takich sytuacjach mocno chwycil Sare za reke (badz noge, a co!), czyli zeby zatrzymal jej gest i dobitnie powtorzyl zeby przestala. Ciekawa jestem jaki to odniesie skutek. Te jej zaczepki oczywiscie nie sa jakies strasznie grozne, ale mysle ze dobrze by bylo gdyby Jasiek znalazl jakis wlasny sposob na pokazanie ze cos mu nie odpowiada, ja chce zeby umial to pokazac, bo przeciez roznych zaczepialskich moze jeszcze w zyciu spotkac, wiec niech sobie teraz cwiczy ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wodny psikulec
Mysho, absolutnie zgadzam sie z Toba co do tego, ze sa sytuacje, zwlasza te zwiazane z przebywaniem w grupie rowiesniczej kiedy lepiej zostawic dziecko troche "samemu sobie" ale w sytuacjach "zewnętrznych" to rodzice pierwsi powinni zwrocic swojemu dziecku uwage. I to nawet nie tylko z powodu, o ktorym napisalas ale tez dlatego, ze to wlasnie ich dziecko i oni powinni czuc sie odpowiedzialni za jego zachowanie i to aby dziecko nie bylo uciazliwe dla otoczenia. Oczywiscie zdaje sobie sprawe z tego, ze sa ludzie dla ktorych obecnosc dziecka jest zawsze uciazliwa nawet gdy ono smacznie spi ale nie mowie tu o tego typu przypadkach. Natomiast spotykam sie ze zwroceniem uwagi Zuzie w sytuacjach kiedy ja tej uwagi nie zwracam. Przyklad z dzisiejszego dnia. Niania Patrycja wychodzila dzis wczesniej do szkoly a Tata Zuzy jest w delegacji wiec o 15.00 przyjechali z odsiecza dziadkowie. Kiedy juz wrocilam do domu i rozmawialismy Zuza bawila sie przy nas w gotowanie w swoich plastikowych kubeczkach i wiaderku. Podeszla do szafki kuchennej i zaczela przekladac w niej garnki zeby sobie wybrac cos do swojego gotowania. Babcia az podskoczyla stanowczo mowiac, ze nie wolno, nie wolno, zostaw, szafki sie nie otwiera, garnkow sie nie wyciaga. itd. Kidy bylibysmy u kogos na pewno nie pozwolilabym na to albo zapytalabym gospodarzy czy Zuza moze dostac jeden garnek i lyzeczke do "gotowania". Ale bylysmy u siebie i pozwalam jej na to bo wiem, ze nie robi tego bardzo czesto i daje jej to duzo radosci. Oczywiscie powiedzialam babci, ze pozwalam bawic sie garnkami i moze grzebac w tej szafce i nie jest dla mnie problemem wrzucic garnek do zmywarki po tej zabawie. Calkiem inaczej przedstawialaby sie rzecz jezeli Zuza robilaby cos typu krzywdzenie innego dziecka czy niszczenie. Rozumiem, ze ktos mogly zwrocic uwage, gdyby zabraklo mojej reakcji. Podobnie rzecz miala sie podczas naszego wyjazdu sylwestrowego kiedy to syn znajomych starszy od Zuzy rok upatrzyl ja sobie na ofiare i przez te kilka dni caly czas bil ja, popychal, szturchal jak tylko znalazla sie w poblizu. Kiedy jego rodzice przestali reagowac (a raz przewrocil ja naprawde bardzo niebezpiecznie kiedy tylem glowy uderzyla o plytki) to ja zaczelam zwracac uwage nie baczac, ze twierdzili, ze zachowuje sie tak napewno przez to, ze zwracaja mu co chwile uwage i w zwiazku z tym nie beda juz tego robic. Jakos nie wyobrazalam sobie tego, ze inne dziecko krzywdzi Zuze, ktora w ogole nie rozumie o co chodzi i z cala swoja sympatia, usmiechem i radoscia podchodzi to tegoz chlopca a ja na to biernie patrze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej! Pisze do Was o dwa kilo chudsza niz ostatnio. Nie wiem, czy to ja mam jakiegos wybitnego pecha, czy tez moze kryzys sprawil, ze poziom uslug gastronomicznych spada na leb na szyje, ale w ciu tygodnia dwukrotnie ciezko zatrulam sie jedzeniem w tutejszych restauracjach! W zeszly wtorek zjadlam w pizzerii, (ktorej jestem stalym klientem od pieciu lat) pizze z mozzarella, ktora poza konsystencja gumy i smakiem kalosza miala tez jakies silne dzialanie alergogenne. Dosc powiedziec, ze ja, ktora uczulen pokarmowych nie mam chyba zadnych, zdazylam ledwo dopasc apteki, w ktorej bez recepty sprzedano mi natychmiast kortizon - Jescze kilka minut i spuchniete gardlo uniemozliwiloby mi calkowicie oddychanie. Kolejna \"przygoda\" okazalo sie spagetti z frutti di mare w polecanej przez znajomych jako \"rewelacyjna\" podmiejskiej restauracji. Spagetti, ktore jako jedyne z calej karty wydawalo mi sie w miare lekko strawne spowodowalo ciezkie zatrucie u mnie, mojej przyjaciolki i u Ani, ktora zjadla go na szczescie tylko troszke. Postanowilam, ze do konca ciazy zywic sie bede wylacznie jedzeniem przyniesionym z domu i warzywami gotowanymi na parze... Ok. Juz zmieniam temat na przyjemniejszy. Leje. Leje i leje. Od ponad tygodnia, z malymi przerwami, deszcz nie przestaje zalewac naszego miasta i mojego ogrodka. Rzeki znowu wystepuja z brzegow a ludzie zapadaja na depresje. Dzieci sie nudza. I choruja. Ok. Juz zmieniam temat... Nie, chyba jednak wezme sie do pracy - mam zdaje sie cos w rodzaju dolka meteorologicznego...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wodny psikulec
Kuk, horror! Zwlaszcza z tym spuchnietym gardlem. A co do frutti di mare to wystarczy, ze leza kilka godzin za dlugo i zatrucie jak w banku. Biedna Ania - czy juz sie dobrze czuje? Ja tez w ogole nie jestem uczulona na jedzenie, malo tego czasem robie takie mixy jak popijanie ogorka kiszonego woda z kranu i nigdy nic mi nie jest. Natomiast ponad dwa lata temu w dzien wyjazdu z Tunezji kiedy to na sniadanie zjadlam niewinna buleczke z dzemem dostalam takich sensacji (szczescie w nieszczesciu, ze tylko z jednej strony), ze jak na codzien mam mentalny problem z korzystaniem z toalety w kazdym miejscu oprocz wlasnego domu to bylo mi wszystko jedno, gdzie, jak i kto to slyszy :) Oczywiscie bylismy juz wykwaterowani z pokoju i koczowalam w holu przez 6 czy 8 godzin. Wyjscie na zewnatrz nawet na chwile nie wchodzilo w gre. Wegiel nie pomagal a nic innego nie moglam wziac bo bylam w ciazy o czym wiedzialam dopiero od poltora tygodnia. A to powodowalo, ze mialam podwojnego stracha. Czulam sie tak, ze lotu powrotnego wlasciwie nie pamietam, a po przyjezdzie do domu wszystko minelo jak reka odjal. Moj post zrobil sie odrobine zbyt toaletowy wiec zmienie temat. Na poczatku kwietnia dostalismy informacje od naszych lokatorek, ze z ogromnym zalem ale musza sie wyprowadzic. Pomyslalam szkoda bo naprawde swietne lokatorki ale nie przejelam sie az tak bo po dobrych kilku latach doswiadczen z wynajmowaniem mieszkania wiem, ze wystarczy dac ogloszenie i telefony sie urywaja a mieszkanie jest wynajete tego samego dnia. Najpierw rozeslalam wici w pracy i wsrod znajomych. Nic. Potem dalam ogloszenie w internecie. Nic. Potem jak zwykle w gazecie. Dwa telefony informacyjne w tym jeden z posrednictwa. Zero ogladajacych. Kwiecien sie konczy. Kolejna rata kredytu lypie zlowrogo okiem a tu lipa. W koncu poprosilismy administratora sieci osiedlowej do ktorego cale szczescie mielismy jeszcze zachowany kontakt o ogloszenie wlasnie dla uzytkownikow jego sieci. Wreszcie telefony sie rozdzwonily ale ogladajacych cale dwie sztuki. W koncu dzis dostalam telefon, ze jedni z ogladajacych sie zdecydowali. Jeszcze nie mowie hop bo jeszcze sie nie spotkalismy i zaliczki nie mam w rece. Co sie dzieje? Czy wszyscy juz kupili wlasne mieszkania? Do tej pory nie mialo znaczenia w jakiej porze roku szukamy lokatorow, poprostu byli. W ramach krotkiego-dlugiego weekendu wybieramy sie do Nowego Targu do znajomych. A Wy macie jakies plany?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witajcie. Nie przyłączę się do dyskusji o wychowaniu, bo po pierwsze wszystko już chyba zostało powiedziane, po drugie aktualnie jestem na etapie przeżywania głębokiego dołka wychowawczego, więc jestem ostatnia osobą, która mogłaby wnieść jakieś nowe światło do dyskusji. Recesja w Anglii przyjmuje coraz to nowe formy i jedynie utwierdzam się w głębokim przekonaniu, że jej w ogóle nie ma. To jakaś kolejna polityczno-ekonomiczna manipulacja, której celem jest wzbogacić konkretne jednostki kosztem pozostałych. Ot i wszystko. Zbyt wiele nielogiczności w tym całym kryzysie. Ale co tam, nie miejsce tu na takie przynudzanie. U mnie w pracy za 2 dni coroczny audyt i wszyscy totalnie zwariowali. Cholera wie po co. Totalny szał, jakby ludzie jeszcze wierzyli w uczciwe kontrole. A przecież jasne jest, że audyt zależy od tego ile szef wypije z audytorami i ile im da łapówki. Słabo mi już jest od słuchania ględzenia w TV o świńskiej grypie. Czy oni wszyscy naprawdę uważają nas za debili????? Te dziennikarki, które z trwogą w oczach informują, że grypa właśnie ( !! ) dotarła do granic Francji ( czym? dyliżansem? ), i że właśnie mamy pierwsze zarażone małżeństwo w Anglii i że właśnie....... To śmieszne. W dobie obecnych podróży i rozwiniętych połączeń komunikacyjnych jeśli coś gdzieś wybucha, to w 24 godziny jest totalnie wszędzie. Bardzo ciekawe, że natychmiast załamała sie giełda w Nowym Yorku, a akcje koncernów farmaceutycznych skoczyły jak na trampolinie. Ech..., co za czasy. Nawet Orwell tego nie przewidział...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Shalla - dobrze przeczytac glos Twego rozsadku. Ja takze, ogladajac poranne wiadomosci w telewizji pomyslalam, ze to w jaki sposob formulowane i komentowane sa informacje o epidemii swiadczy o zenujacym poziomie intelektualnym - albo dziennikarzy albo ogolu spoleczenstwa... Jestem juz strasznie zmeczona pogonia za sensacja charakteryzujaca media we Wloszech. Mysle, ze nie tylko ja. tego naprawde nie da sie juz ogladac, czytac i sluchac. Dramatyzm jest to dozowany w sposob wybitnie nieproporcjonalny do wydarzen - jednego dnia newsem jest trzesienie ziemi, drugiego powodz w Alessandrii a trzeciego swinska zaraza. Czwartego dnia, gdy zabraknie nowosci do ranga rownoprawnego newsa znowu awansuje odgrzewany po raz setny przypadek zabojstwa studentki sprzed roku. Tresc nie wazna, forma tez niespecjalnie - bylo bylo sensacyjnie. Psikulcu - rynek wynajmu nieruchomosci w Krakowie siadl. Mysle, ze nie dlatego, ze wszyscy maja juz swoje mieszkania tylko dlatego, ze wiele osob kupilo mieszkania w charakterze inwestycji 2-3 lata temu, odebralo lub wyremontowalo je niedawno i teraz wynajmuje. W konsekwencji podaz wzrosla i czynsze spadly... A ja wroce jeszcze do watku wychowawczego. Pisalam Wam o synu naszych sasiadow, ktory jest troszke agresywny. No i mamy klopot. Jego rodzice zamartwiaja sie, bo wszyscy jedo dotychczasowi przyjaciele wykruszaja sie jeden po drugim - nie chca bawic sie z dzieckiem, ktore bije je bez powodu... Chcialabym im jakos pomoc, ale nei wiem jak... Sama widze, ze Franek nie ma ochoty odwiedzac ani zapraszac tego chlopca z tego samego powodu. Rozwiazanie w formie lekcji judo, o ktorym myslalysmy z jego mama nie wchodzi na razie w rachube, bo kursy zaczynaja sie w pazdzierniku. Macie jakis pomysl? Jakas ciekawa lekture? Przed chwila dzwonila do mnie mama jednego z \"bylych przyjaciol\" Fabia z pytaniem, czy moglaby przyprowadzac do nas popoludniami syna i z pytaniem czy mysle, ze urazi to Mame Fabia, ktora mieszka dwa pietra nad nami. Co za cudaczna sytuacja...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kuk, mogę być uznana za skończoną świnię bez krzty empatii, ale nie naraziłabym Anastazji na stresujące spotkania z agresywnym dzieckiem w ramach terapii leczniczej dla tegoż dziecka. Trudno. Wszyscy mamy jakieś problemy. My też mamy niestety ostatnio przeboje :( Ale o tym innym razem, bo nie mam siły o tym pisać. W skrócie napisze tylko, że mała doszła w perfekcji do manipulacji. Dla mnie jest najsłodszą przytulanką, posłuszna i kochana, natomiast resztę rodziny traktuje w sposób zasługujący na najwyższe kary z chłostą pod pręgierzem włącznie. Kompletnie nie wiem co robić. Tkwimy w zawieszeniu. Wczorajszy dzień - poprzedzający audyt w mojej firmie - nadaje się doskonale na komedię. Po koniec dnia już nie miałam siły na nerwy, więc tylko się śmiałam. Wiecie jak to jest, kiedy wam BARDZO zależy, żeby tego dnia wszystko się dobrze układało i..... oczywiście właśnie TEGO dnia wali się cały świat, zapycha kibel, przyjeżdża niespodziewanie teściowa, a córka mówi, że jest w ciąży, ale nie wie z kim. To był właśnie taki dzień. Idę zaraz do pracy sprawdzić, czy jeszcze ją mam, czy też pod dawnym adresem zastanę tylko lej po bombie. Do zobaczenia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Shalla - jak ja Cie rozumiem!!!!!!!!!!!!!!! U nas takze taki wlasnie tydzien! No ale... dzisiaj wyszlo slonce a wraz z nim nadzieja na to, ze byc moze wszystko wroci jakos do normy. Cos wisi w powietrzu - od tygodnia wszyscy dookola skarza sie na bezsennosc - od staruszkow po dzieci. Ja nie spie juz czwarty dzien i wpadlam w cos w rodzaju nieustajacego letargu. Jest mi w gruncie rzeczy wszystko jedno czy jest noc czy dzien, czy jestem w pracy czy w domu. Spie z otwartymi oczyma. Jesli nawet uda mi sie nawet zasnac na piec minut, natychmaist budzi mnie ktores z placzacych dzieci, albo przeziebiony jak nieszczescie maz, wiec po co w ogole probowac? Jak myslicie ile mozna wytrzymac bez snu?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kuk, z moich osobistych doświadczeń wynika, że nie spać można maksymalnie 18 dni. Potem się widzi potrójnie. :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wodny psikulec
Shalla, to jestes kiepska zawodniczka :) - dwa lata spiac 2-3 godzin na dobe. Nie polecam...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ależ wiem że jestem kiepska, albo i gorsza nawet, bo ja jestem straszny śpioch. Mogę nie jeśli, nie pić, cierpieć migreny, ale spać muszę. Pozycja i podłoże zupełnie obojętne. :) Dlatego jak po urodzeniu Anastazji i jej nocnych wrzaskach nie spałam przez 18 dni praktycznie w ogóle, albo nie więcej niż po 1-2 godziny, to zwyczajnie myślałam, że umieram. Obraz mi się zamazywał i miałam zwidy. Jeśli Ty Psikulcu przetrwałaś tak 2 lata to ja chylę czoła przed Tobą. Jesteś cyborgiem!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość logosm
Witajcie, wpadam żeby złożyć Zuzie najlepsze życzenia z okazji jej urodzin- jak ten czas szybko leci Zuza- usmiechów na codzień, najdluższych chwil z Rodzicami, fantastycznej zabawy z kolegami- rośnij szybko i zdrowo całuje Was wszystkie bardzo serdecznie na razie nie pisze bo dawno nie czytam wpisów i nie wiem dokladnie co u Was slychać- ale jak nadrobię to sie odezwę ale wiecie co jest fajne , ze nasz topik dalej jest !!!!!!!!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Logosm! Ale niespodzianka! Ty lepiej opowiadaj co u Ciebie! Mysle ze nadrabianie zaleglosci z kilku miesiecy nie jest najwazniejsze, wazniejsze, zebys wlaczyla sie \"tu i teraz\". Zuza, wszystkiego najlepszego! 🌻 Duzo milosci, radosci, ciekawosci. Dziewczyny, co Wy z tym niespaniem? Ja jak nie spie kilka dni, dwa, trzy, to juz nie tylko widze potrojnie, ale jestem tak potwornie wypluta, ze ani reka ani noga, po prostu nie mam sily na nic, to jest takie paskudne uczucie zmeczenia, ze brrrrrrrrr. Wtedy dom praktycznie lezy, robie tylko to co musze, a reszta sie lepi i generalnie jest nie do rozpoznania. Psikulcu, jak to sie stalo ze wytrzymalas przez dwa lata? Ja myslalam ze cos takiego jest niewykonalne, ze czlowiek po prostu strzela sobie w leb albo oddaje dzieci na przechowanie :p no ale u Ciebie to chyba nie to bylo przyczyna... Nie pisze ostatnio, bo zeby mi sie \"sypia\" i zamiast zagladac na Kafeterie w ostatnich dniach grzebalam w internecie i chlonelam wszystko co dotyczy mojej choroby. Pierwsze symptomy pojawily sie juz cztery lata temu, kurcze! cztery lata temu moglabym zaczac sie leczyc, gdyby moj dentysta nie stwierdzil wtedy kategorycznie, ze tego sie nie leczy. Dopiero niedawno moj lekarz ogolny wyslal mnie z tym do innego dentysty, bo jego (ogolnego) zaalarmowalo to od razu. Bylam tam (u nowego dentysty) wlasnie kilka dni temu, potem przeczytalam multum informacji w internecie na stronach francuskich i polskich i teraz juz wiem, ze jednak wiele mozna zrobic, mozna powstrzymac rozwoj choroby i ze stracony czas wcale nie dziala na moja korzysc. Jestem wsciekla na mojego dentyste i jestem wsciekla na siebie, ze ze spokojem przyjelam jego \"wyrok\". Dobra, ide pogrzebac w zdjeciach, zeby sobie przed snem zmienic mysli stomatologiczne na mysli optymistyczne.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wodny psikulec
Logosm, Mysh, dzieki serdeczne za zyczenia w imieni dostojnej jubilatki. Logosm, tak sie ciesze, ze sie odezwalas. Moze tak powrot na lono kafeterii. Tesknimy za Toba. Co do tego mojego niespania... Mysh nie mialam wtedy jeszcze dziecka. Za to mialam depresje... Ech... no praktycznie nie zylam, moze przesadzam, raczej nie funkcjonowalam. Zasypialam wyczerpana o 20-tej spalam dwie, trzy godziny a potem lezalam do rana w lozku z otwartymi oczami. Mysh, mi przez lata stomatolodzy mowili "pij dziecko visolvit" az z powodu guza w ustach trafilam na periodontologa i to naprawde super. I dopiero wtedy zaczelo sie prawdziwe leczenie. Place jak za zboze ale juz nigdy go nie opuszcze nawet niech na to nie liczy :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zuzaczku! Kompletnie zapomnialam o urodzinach naszej jedynej majowej pociechy na grudniowym topiku! :):) Wybacz ciotce sklerotyczce i przyjmij zyczenia sto lat w zdrowiu, szczesciu, radosci i milosci! 🌻❤️🌻❤️🌻❤️🌻❤️🌻❤️🌻❤️🌻❤️🌻❤️🌻❤️🌻❤️🌻❤️🌻❤️🌻❤️🌻❤️:) Nie bede wypowiadac sie ani na temat snu (bo z niewyspania nie widze juz na oczy) ani zebow (bo jest to jedna z przyczyn mojej nieustajacej bezsennosci...) Wypowiem sie na temat zdjec nadeslanych przez Mysh i Dynie - jak zwykle pieknych i inspirujacych :) Patrze na te zdjecia i patrze, zazdroszcze i wiaz zastanawiam sie skad wziasc odwage i sile by rzucic w diably robote i zajac sie wychowaniem dzieci na \"pelen etat\"... Sciskam Wszystkich! (Z nasza Wielka Nieobecna Logosm wlacznie ;)) Kuk wyrobnik

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zaglądam tak rzadko, że moje gafy urodzinowe przejdą niedługo do historii, o ile już nie przeszły... Zuza - rosnij duza! :) Zdrówka maleńka i pociechy z rodziców, ha ha :) I bardzo przepraszam za spóźnienie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A ja spalam dzis (az!) siedem godzin i czuje, z krew zaczyna krazyc mi w zylach! :):)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×