Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

zabka

TERMIN W GRUDNIU

Polecane posty

No cóż, nad końcem świata w 2012 roku nie ma sie co rozwodzić, podobnie jak nad żenującym projektem Cheops - niektórzy ludzie po prostu żyć nie mogą bez sensacji. Jak nie mają prawdziwej, to coś wymyślą. Natomiast geologiczne zmiany zachodzące na ziemi to już odrębna historia. Śmieszne jest tylko to, że naturalne zjawiska, które na ziemi występowały od zawsze od razu są wiązane z \"końcem świata\" tylko dlatego, że ostatnio dawno nie występowały. Co do przepraszania - my zawsze przepraszamy Anastazję, gdy zajdzie taka potrzeba. Uważamy po prostu, że to najlepsza droga do nauczenia jej tego samego. Ostatnio nawet zdumiała mnie dość Anastazji reakcja na moje ostre uwagi na temat jej zachowania. Powiedziała: - mamusiu, dlaczego Ty do mnie mówisz takie niemiłe rzeczy??? Przecież ja Cię tak kocham! A zaznaczam, ze nie mówiłam nic złego - zwykła reprymenda za złe zachowanie. No i co tu na to odpowiedzieć? :) Natomiast mowę mi odebrały jej postępy w angielskim, kiedy usłyszałam dziś przy kolacji: - mummy, what\'s the hell with this!? ( kiedy nie mogła otworzyć soku ). To pozostawię bez komentarza...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Psikulcu, jesli o mnie chodzi, to naprawde daleka jestem od prob nocnikowania z maluszkiem, ktory nie ma jeszcze poltora roku. Pamietam ze Ty zastanawialas sie nad przyzwyczajaniem Zuzy do nocnika, kiedy Zuza miala roczek, troszke mnie to zaskoczylo nawet. Ja mam podejscie diametralnie rozne od Twojego, jestem zwolenniczka czekania do momentu kiedy dziecko jest gotowe, czyli kompletnie zdolne do kontrolowania sie. Tak zrobilismy z Jaskiem. Nie za bardzo przekonuje mnie argument, ze dzieci trzeba zaczac przyzwyczajac jak najwczesniej... raczej wydaje mi sie ze CZASAMI to przynosi wiecej szkody niz pozytku, poprzez stres jaki to ze soba MOZE niesc....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Psikulcu - my podejmowaliśmy próby 3 krotnie, jak nam ZALECANO i w ZALECANYCH terminach, czyli latem i wszystko na nic. Zaczekaliśmy do czasu aż Anastazja sama będzie gotowa ( jak zaleca Mysh ) i dopiero to zdało egzamin. O dziwo dziecko podeszło do tematu w środku zimy i z jak najlepszym skutkiem, bo natychmiastowym. :) Tak więc nie stresuj się zawczasu i daj Zuzakowi czas. Dziewczyny, przy okazji tego wpisu - pewnie ostatniego póki co w tym tygodniu, chciałabym Wam życzyć wspaniałych Świąt, obfitych, słonecznych, ciepłych, pełnych przysmaków oraz tradycyjnie mokrego Dyngusa!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
U nas tez odbylo sie to zima :) Najtrudniejszy byl pierwszy dzien, najtrudniejszy dla mnie oczywiscie, ale juz drugiego dnia Jasiek zalapal o co chodzi, potem byl jeszcze regres chyba czwartego dnia, ale generalnie wszystko zajelo nam tydzien. W tydzien Jasiek rozstal sie z pielucha defitywnie w dzien i w nocy za jednym zamachem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dokładnie tak samo było u nas. Raz, ale definitywnie i na zawsze. :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
I my przepraszamy. W tym przypadku chodziło mi o złość i agresję z jaką Stasiu zareagował, na drobne z naszego punktu widzenia zdarzenie. Przeprosiliśmy, chcieliśmy domek szybciutko naprawić, ale Staś walnął nim o ziemię i się obraził. Święta, święta i po świętach. Nie zdążyłam odpocząć :( za krótko.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
U nas też minęło szybko, ech.... za szybko. Choć prawdę mówiąc nie wiem czy bym wytrzymała jeden dzień więcej obżarstwa. :D A na gwóźdź do trumny tuż przed świątecznym śniadaniem pojechaliśmy do chińskiej restauracji, gdzie zrobiliśmy SIEDEM rund z talerzami. Po ostatniej myślałam, że karetka po mnie przyjedzie :D :D Ale było takie dobre, że.... wróciliśmy przed północą, a od rana mama przywitała nas suto zastawionym stołem z samymi pysznościami. No i łzy stanęły nam w oczach. A żeby ostatecznie dobić w nas wolę życia nasz trener zadzwonił niemal w połowie posiłku i oznajmił, że za 3 godziny czeka na nas na sali treningowej. Możecie sobie wyobrazić.... wyturlałam się z domu resztką siły woli, a dziś czuję się....chyba nie znam stosownego określenia do mojego stanu. Mam nadzieję, że Wasze święta minęły mniej boleśnie. Do usłyszenia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kochane, przepraszam - zniknelam przed Swietami nie zlozywszy Wam uprzednio zyczen, ale ... przyjechala moja Mama (z przygodami zreszta) i calkiem zapomnialam o bozym swiecie ;) Spedzilismy te swieta nietypowo, bo w Wenecji - nie za zastawionym stolem ale za to ...\"indywidualizujac sie z rozentuzjazmowanego tlumu turystow\". Na szczescie mamy tam wydeptane wlasne sciezki i znamy piekne miejsca, w ktore nawet w srodku sierpnia nie zaplacze sie zlamany turysta ;) Psikulcu - odpowiadajac na pytanie o nocnikowanie - od czasu do czasu sprawdzamy, czy Ania jest juz gotowa, ale wszelkie dotychczasowe proby wykazaly, ze jeszcze nie czas ;) Mala wie doskonale kiedy bedzie robic kupke, ale wcale ale to wcale nie ma wtedy ochoty siadac na nocniku... Mysle, ze jej czas przyjdzie za dwa, trzy miesiace. U Franka poszlo szybko, ale takze trzeba bylo upolowac wlasciwy moment. Rzecz jasna im cieplej, tym latwiej... Shalla, z checia pobuszuje po stronach, ktore przeslalas jak tylko znajde chwile. Co do samochodow na wodor - dwa lata temu interesowal sie tym nasz klient. Nie pamietam juz dokladnie, ale w praktyce sprawa rozbijala sie o dwa problemy - wielkosc zbiornika na gaz - dostepna technologia nie pozwala na bezpieczne sprezenie wodoru tak, by samochod o normalnych gabarytach byl w stanie pomiescic zbiornik na gaz zapewniajacy paliwo na wiecej niz 50-60 kilimotrow (o ile dobrze pamietam). Drugi problem - powiazany z tym pierwszym to to, iz nie istnieje w chwili obecnej siec stacji \"wodorowych\" na ktorych moznaby uzupelniac paliwo, sprawia, ze produkcja tych samochodow jest nieoplacalna. Mysle jednak, ze nad technikami sprezania oraz nad problemem wyposazenia istniejacych stacji w urzadzenia do \"tankowania\" wodoru pracuje sporo firm na swiecie i, ze jest to kwestia czasu. Zwazcie, ze wiele krajow rozwaza wlasnie mozliwe formy wsparcia dla wlasnego przemyslu samochodowego. Sposrod tych dopuszczalnych zgodnei z prawem UE i EFTY jest wlasnie wsparcie udzielane producentom samochodow na paliwa alternatywne. Stad juz prosta droga do tego, by produkcja tych samochodow stala sie oplacalna... :) Wracajac jeszcze do humorow naszych dzieci - u nas przeprosiny sa na porzadku dziennym. Tyle, ze... o ile nie ma w tym wzgledzie zadnych problemow z Ania, o tyle z Franiem nie mozemy dojsc do porzadku w zadnym razie. Nasz syn, od zawsze i z uporem, wyznaje logike Kalego i nie uznaje, ze ma jakiekolwiek powinnosci (lacznie z przepraszaniem) wobec osob trzecich... :( Jest to powod ogromnego naszego zmartwienia i najwieksza zagwozdka pedagogiczna z jaka sie borykamy. Nie chce mi sie teraz dawa przykladow, ale mam ich tysiace. Wydaje sie, ze ma do wlasnego zachowania podejscie \"handlowe\" i zachowuje sie dobrze wtedy, gdy wie, ze ma cos do stracenia lub do zyskania. Ostatnio - wbrew samej sobie - wprowadzilam nawet w domu system gwiazdek i krzywych buziek, ktorymi nagradzane sa lub karane jego zachowania. Dziala doskonale, ale jak powiedzialam - robie to wbrew samej sobie i wcale nie jestem do niego przekonana...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Fisa - odpowiadając na Twoje pytanie: to była \"restauracja\", gdzie płaci się raz, a potem nakłada sobie co się chce i ile razy się chce. Stąd 7 rund z talerzem z czego 3 były deserami wykończyło mnie totalnie. :) Kuk - obawiam się, że Anastazja cierpi na tę sama przypadłość co Franio. Jest grzeczna wtedy gdy widzi realne profity z tego tytułu. :( Nie ma natomiast zadnych obiekcji do przepraszania. Niestety, czasem to jej przepraszanie jest zwykłym wytrychem i mając tego świadomość z trudem pracujemy nad tym, żeby uzmysłowić jej co to słowo naprawdę oznacza i jakie powinno nieść za sobą konsekwencje. Ja dla odmiany w dzieciństwie nie przepraszałam nigdy. Rodzice mogli rwać włosy z głowy, a słowa \"przepraszam\" nie udało im się ze mnie wyciągnąć NIGDY. Teraz już przechodzi mi przez gardło, ale wcale z niemałym trudem. Sama nie wiem dlaczego. Taki typ ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
My naprawde mamy z Franiem niezly zgryz... Czytam kolejne madre ksiazki i usiluje wdrazac zawarte w nich madrosci w zycie, ale wciaz lapie sie na tym, ze albo ja nie jestem konsekwentna, albo mojemu mezowi te metody nie przypadaja do gustu i stosuje swoje albo wkracza na arene tesciowa albo moja mama, etc... Koniec koncow, brak nam jednolitej strategii wychowawczej i Frania ma chyba w glowie coraz wiekszy chaos... Moj maz uwaza, ze z dziecmi mozna wylacznie po dobroci, co u niego przejawia sie tym, ze np. kupuje Franiowi wszystkie duperele, ktorych ten zazada idac ulica a potem mowi - \"Tata jest dla ciebie taki dobry, kupil ci/zrobil to wszystko o co prosiles, a ty nie chcesz zrobic tego i tego, albo zachowujesz sie tak i tak... Dlaczego? Ja, z pomoca niani, staram sie wdrozyc Franiowi do glowy, ze swiat rzadzi sie swoimi regulami, rzeczy maja swoje miejsce, na ktore powinny trafiac a ludzie powinni wspolpracowac i pomagac sobie co do zasady i brac odpowiedzialnosc za swoje postepowanie. I tak np. Franio ma sie zachowywac w okreslony sposob bo ma to swoje sensowne uzasadnienie. Brzmi to moze malo precyzyjnie ale w przekladzie na przyklad oznacza np., ze jesli Franio nachlapie w lazience czy porozrzuca zabawki, to powinien po sobie sam posprzatac a nie czekac, az zrobi to za niego mama czy niania. Moze zawsze poprosic o pomoc, ale ma to byc pomoc a nie wyreka. Nie moze tez oczekiwac, ze za posprzatanie po sobie czeka go automatycznie jakas nagroda. Metoda mojej tesciowej polega na tym, ze dziecko jest male i zeby mialo udane dziecinstwo, nalezy robic to czego chce - zawsze i bezwzglednie ;) Metoda mojej mamy to natomiast - jak nie bedziesz mnie sluchal, to nawine cie na kolano... :( (Nie oznacza to rzecz jasna, ze do bicia dochodzi, ale straszenie jest na porzadku dziennym i powoduje nieustanne spiecia miedzy mna i moja mama) Efekt? Moj syn od czasu do czasu oswiadcza, ze wyprowadza sie na stale do tesciowej, bo - cytuje - \"U babci jest inne zycie! Babcia jest dobra bo robi to o co ja prosze i nie zabrania mi niczego\"... Blad popelniany przeze mnie najczesciej to \"wzbogacenie\" mojej teoretycznie slusznej metody perswazji grozba... Trace cierpliwosci i mowie np. Jesli nie zrobisz tego i tego, wyrzucam do smieci Twoja nowa czapke (ktora Franio wyzebral u Taty tego rana na straganie, pomimo, ze ma juz trzy podobne nakrycia glowy...) Slowem - porazka pedagogiczna na calej linii... :(:(:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wodny psikkulec
Dziewczyny! A skad bede wiedziec kiedy jest wlasciwy moment na nocnikowanie? I dlaczego w lecie latwiej? Pomocy bo nic nie rozumiem!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No, po przeczytaniu Waszych ostatnich postow siedze i analizuje nasze metody wychowacze i ich efekty. Dochodze do wniosku ze u nas, w przypadku Jaska, to metody pozytywne (czyli chwalenie, chwalenie, chwalenie, wyrazanie dumy z niego i grzeczne proszenie o cos) przynosza zdecydowanie najlepsze rezultaty. Nie jestem pewna czy z Polka bedzie tak samo (bo ona zupelnie nic sobie nie robi z prosb: \"nie rob tak\", np. \"nie obrywaj platkow tulipanom\" i zazwyczaj trzeba ja po prostu zabierac,wrzeszczaca na cale gardlo swe protesty, z miejsca zbrodni), choc oczywiscie mam nadzieje ze jednak i z nia sie kiedys uda. Kiedy jednak Jasiek zdecydowanie przegina i pomimo grzecznych ostrzezen nadal upiera sie przy jakiejs glupocie, to wchodza metody negatywne, ale najwieksza kara dla niego jest brak wieczornej historii opowiadanej przez tate, dlatego czasami naprawde wystarczy zagrozic ze nie bedzie historii i Jasiek natychmiast przytomnieje (tak bardzo cenna jest dla niego ta hitoria). Oczywiscie to przytomnienie jest tym trudniejsze, im ciekawsze towarzystwo w brojeniu, he he, np. brojenie z Kuzynem wydaje sie tak atrakcyjne, ze i historia czasami przegrywa :) Jak widac wszystko zalezy od mnostwa czynnikow :p Generalnie jednak jesli tylko moge unikam karania z byle powodu bo, tak mysle, to najgorsze co mozna robic, bo poglebia frustracje dziecka i powoduje jedynie uparte powtarzanie zlych zachowan.... Co do przepraszania, to my wcale nie oczekujemy ze Jasiek bedzie sam z siebie przepraszal wypowiadajac ze skrucha slowo: \"przepraszam\" (czasami wymaganie wlasnie tego slowa w danym momencie jest troche jak \"lamanie\" dziecka), w przypadku konfliktow z siostra zwykly buziak wystarczy, a w przypadku wiekszych przewinien wzgledem kolegow, koniecznosc przeprosin zaistniala raz: otoz raz Jasiek niechcacy machnal Sarze patykiem kolo oka, i w efekcie byl juz wystarczajaco przejety placzem drugiej strony, zeby na moja prosbe, przeprosic od razu, i widac bylo ze jest mu autentycznie przykro. W przypadku konfliktow z nami najczesciej konczy sie na \"mamo/tato, kocham cie\", przeciez nie bede wtedy domagac sie akurat slowa \"przepraszam\". Psikulcu, latem latwiej, bo nie zimno w mokrych majteczkach musze isc!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
i do prania mniej...:) Mysh, wiec Wy tez troche Jaska straszycie?! Ja najbardziej boje sie, ze nasze czeste narzekanie na zachowanie Frania stanie sie w koncu samospelniajaca sie przepowiednia...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Psikulcu – dlaczego latem łatwiej. Po czym poznałam. Któregoś razu zanim Stasia ubrałam, zainteresował się swoim siusiakiem. Przykucnął, wcelował w trójkąt na dywanie i nasikał. Było to dla niego wielkie odkrycie. Ja po prostu przestałam zakładać Stasiowi pieluszkę. Gdy się zsiusiał, to zrozumiał i zachęciło go to do nocnikowania. Shalla, no to faktycznie rozpusta i to w nocy o północy? Mówi się, że jak człowiek zje obfitą kolację, to koszmary mu się śnią :) Ja też lubię chińską kuchnie i nie oparłabym się pokusie w takiej restauracji, gdzie można dowoli... Kuk – tak dokładnie o tym czytałam – w kontekście silnika na wodór. U nas Stasiowi zdarza się, że się niedelikatnie bawi i uderzy nas. Wystarczyło kilka razy ukarać Go za takie zachowanie i brak skruchy i pomogło, by zaczął przepraszać. Raz kiedyś tak mnie wkurzył, że wyszłam i schowałam się na balkonie. To też poskutkowało, że zrozumiał, co to znaczy sprawić komuś przykrość. Kuk – jak oglądam programy typu „niania”, to faktycznie bardzo często jedną z głównych przyczyn z dziećmi jest brak porozumienia między rodzicami. Właśnie to jest pokazywane. Mam wrażenie, że u nas to ja jestem osobą najbardziej stanowczą i konsekwentną wobec Stasia. Podobnie uważam, że takie: „dostałeś zabawki, to teraz bądź grzeczny, och nie jesteś grzeczny, a to czemu” – to wychowawcza masakra. I też uciekam od nagradzania za posprzątanie itp. Teściowa – o zgrozo! Mama – a to podobnie jak u mnie. Moja mama Stasiowi funduje nieustannie stwierdzenia, „bo zaraz klapsa dostaniesz”. Nie realizuje tego, znając mój głęboki sprzeciw, a Staś traktuje to jak dobry żart. Moim zdaniem fatalne w skutkach. Ale swoją drogą też rozpieszczają, nie reagują na negatywne zachowania, ulegają kaprysom itd. Na rodziców nie mam wpływu i muszę się z tym godzić. Myślę, że dziecko umie rozdzielić, że różni ludzie mają różne wymagania i oczekiwania. Pozwolę sobie wkleić coś, co jest dla mnie wskazówką, jak postępować. Dotarłam do artykułu na gruncie zawodowym szukając na temat jakości i przy okazji znajdując ten materiał na temat motywowania. Jakże uniwersalny moim zdaniem! „Stosunki pomiędzy przełożonym i podwładnym, nauczycielem i uczniem, dowódcą i żołnierzem czy też rodzicem i dzieckiem, kształtują się często wg. zasady \"słabszy słucha silniejszego\". Ta zasada z góry wyklucza partnerski stosunek pomiędzy stronami, a więc też działanie słabszego z własnej motywacji. Wszelkie bowiem działanie narzucone jest zawsze niechciane i wewnętrznie odrzucane. Odrębny model relacji międzyludzkich to model starszy-młodszy. Tu relacje są symetryczne - nie ma podległości, jest partnerstwo. W modelu starszy-młodszy mówi się przede wszystkim o obowiązkach, jakie ma do wypełnienia starszy wobec młodszego. Należy do nich przekazywanie młodszym wiedzy, umiejętności i coraz szerszego zakresu kompetencji, pielęgnowanie ich motywacji do działania oraz poczucia własnej wartości, uczenie stawiania pytań i wyciągania nauki z popełnianych błędów. Po stronie starszego pozostaje większość zadań, natomiast obowiązki obu stron wobec siebie są całkowicie symetryczne: życzliwość, rzetelność, uczciwość, lojalność, gotowość do niesienia pomocy drugiej stronie. Typowe \"narzędzie wychowawcze\" stosowane przez silnych wobec słabych stanowią kary i nagrody. Często słyszy się opinię, że umiejętne stosowanie kar i nagród, premii i wynagrodzenia prowizyjnego, stanowi klucz do prawidłowego motywowania ludzi. Nic mylniejszego nad taki pogląd. Zarówno kary jak i nagrody (!) stanowią w każdej sytuacji czynnik silnie zniechęcający do podejmowania twórczego działania. Gdy mówimy o karach i nagrodach bardzo ważna jest obserwacja, że zarówno jedne jak i drugie są wynikiem jednostronnie narzuconej umowy oraz zakładają brak chęci do wykonania związanego z nimi zadania. W umyśle dziecka, któremu za odrobienie lekcji obiecujemy lody rodzi się natychmiast myśl, że odrabianie lekcji musi być samo w sobie bardzo nieciekawe. Osoby, które czytały Przygody Tomka Sawyera Marka Twaina pamiętają zapewne, jakiego użył on wybiegu, aby zachęcić swoich kolegów do wyręczenia go w narzuconej mu przez ciotkę karze w postaci malowania płotu. Miast oferować im za tę czynność wynagrodzenie (nagrodę), kazał im płacić za \"przywilej malowania\". Warto też zauważyć, że różnica pomiędzy karą i nagrodą jest czysto umowna, bowiem wstrzymanie nagrody jest zawsze odczuwane jako kara, a uniknięcie kary jest rodzajem nagrody.”

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Fisa - od dwoch nocy znowu cierpie na bezsennosc i wlasciwie nic innego nie robie tylko przemysliwuje nasza relacje z Franiem. Jest taka super seria ksiazek, z ktorych pierwsza i podstawoea to \"Jak mowic zeby dzieci nas sluchaly i jak sluchac, zeby dzieci do nas mowily\". Dla mnie jest to najsensowniejsza i najbardziej praktyczna ksiazka na temat komunikacji z dzieckiem jaka mialam w reku. Pelno w niej kapitalnych przykladow, wskazowek i cwiczen do wykonania. Kiedy ja czytam (po raz n-ty zreszta) wszystko wydaje mi sie proste, logiczne i latwe w realizacji. W praktyce natomiast cwiczenia urastaja do rangi wspinaczki na K2. Ta ksiazka nie daje mi spac bo na kazdym kroku uswiadamia mi, ze mysle i postepuje zgodnie ze schematami, ktore teoretycznie potepiam. Zalozenie jest proste i genialne zarazem- sluchaj dziecka, staraj sie zrozumiec i uszanowac jego uczucia. Informuj go o swoich uczuciach i razem wypracowujcie rozwiazania problemow. Rozwiazania narzucone nie beda bowiem nigdy skuteczne i respektowane. Te wypracowane przez dziecko samodzielnie lub przy pomocy rodzica - dadza dziecku wiare we wlasne sily i uznane zostana za sluszne, etc. etc. Ech... Czy ja kiedykolwiek dam rade przekuc te madrosci na praktyke??????

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Acha, jeszce jedno. Pamietam, ze kiedy pierwszy raz czytalam te ksiazke wciaz myslalam, ze dokladnie te same problemy komunikacyjne mialam zawsze ze swoimi rodzicami a teraz... z wlasnym mezem. Baaardzo madra ksiazka!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A Kuk – a może w Twoim przypadku, jest tak, jak ze mną, gdy nie radziłam sobie z problemami związanymi z opieką nad noworodkiem? Im więcej czytałam, tym bardziej byłam zakręcona i sfrustrowana, i zdezorientowana. Ciepnęłam je wszystkie w kąt, postanowiłam się wyspać, wyluzować, wsłuchać bardziej w siebie i w dziecko i zacząć się cieszyć tym, co jest i tak jak jest... Teraz czasami zdarza się, że jestem niezadowolona z zachowania Stasia, ze Stasia i złoszczę się i zwracam Mu uwagę, aż... nagle odkrywam, że jestem zmęczona, zestresowana po całym tygodniu pracy. Gdy sobie to uświadamiam, gdy sobie powiem - wyluzuj kobieto! zaczyna być lepiej. Jestem mniej rozdrażniona, mniej niecierpliwa i moje uwagi dot. zachowania Stasia są mniej \"czepliwe\", bardziej racjonalne i łatwiejsze do zaakceptowania przez Niego. Przerywam prasowanie, gotowanie i poświęcam czas, by wsłuchać się, co też tam w tej Jego małej główce siedzi. Co motywuje Jego zachowanie. Kuk, delikatnie chciałabym, ale to chyba nie w moim stylu :), więc już tak po prostu: pracujesz, dwójka dzieci, trzecie w drodze i jeszcze po nocach czytasz książki. Naprawdę nie dziwota, że cierpliwości czasem brak. Że trudno uwolnić się do wyuczonych schematów zachować własnych, wyniesionych z domu itp. Kuk, nie myśl tylko, że u nas jest wszystko OK. i super hiper i że ja taka mądra. To o czym piszesz, jest u mnie jak najbardziej na porządku dziennym. Też mam wrażenie, że nie radzę sobie z wychowaniem, że robię błędy, że niby wiem, jak trzeba, a robię inaczej... Jakiś tydzień temu ogarnęło mnie jakieś takie przerażenie: „za każdym razem, gdy jesteśmy w hipermarkecie Stasiek, chce żeby Mu Lego kupować – o zgrozo, jaki rozpieszczony” „czemu on tak głośno się zachowuje” „czemu popycha i bije” „czemu na okrągło ogląda bajki” „czemu nie sprząta zabawek” „czemu jest tak mało samodzielny i nie chce Mu się samemu ubierać”... A właśnie – dawno miałam już napisać – dajemy już Stasiowi kieszonkowe – co Wy nato? Jakie macie zdanie w tej kwestii?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Fisa, pewnie masz racje - fiksuje ostatnio na punkcie wlasnej niekompetencji jako matki. Wydaje mi sie, ze chowamy Franka strasznie chaotycznie i kazdy inaczej. Jakos nie mam takich watpliwosci w stosunku do Ani. Moze to dlatego, ze jest jeszcze \"mala i slodka\" i po prostu nie sprawia nam wiekszych klopotow...? Faktem jest, ze widze w swoim zachowaniu coraz wiecej bledow i to wcale nie polepsza sytuacji. Moze kiedy urodzi sie dzidzius bede miala wiecej czasu na przemyslenie wszystkiego i wdrozenie bardziej metodycznych krokow wychowawczych. Prawde powiedziawszy te bezsenne noce to chyba takze efekt zmeczenia matarialu. Im bardziej potrzebuje i chce wypoczac, tym ciezej mi usnac. Co do kieszonkowego -zastanawialam sie nad tym ostatnio, bo widze, ze Franek nie ma pojecia o sile nabywczej pieniadza. Uwielbia bawic sie prawdziwymi i \"wymyslonymi\" pieniedzmi. Wciaz wyprasza u wszystkich jakies groszaki, ktorymi bawi sie w sklep, etc. ale nie ma pojecia o ich wartosci. Pomyslalam o kieszonkowym nie dlatego,z e uwazam, ze 4-latek powinien je dostawac - mam wrazenie, ze to duzo za wczesnie - ale dlatego, ze jak mi sie wydaje pomogloby mi to w walce z \"zebraniem\" o bzdurne gadzety, czego nie znosze. Przyklad - kilka dni temu, w czasie jednego weekendu swiatecznego, Franek \"wyprosil\" u Taty zakup: (i) trzeciej z rzedu takiej samej \"zabawki\" (balon wypelniony maka kartoflana z doczepiona welniana fryzura), (ii) czwartej (sic!) czapki z daszkiem i czegos tam jeszcze - nie pamietam juz czego. Staralam sie wytlumaczyc mu, ze tego typu zakupy sa bez sensu, ze w domu ma juz podobne przedmioty i ze jest to wyrzucanie pieniedzy, ktore maja swoja wartosc. Nie udalo mi sie. Tata zakupil wszystkie pozadane przez Frania przedmioty zameczony jego nudzeniem... Rezultat moim zdaniem jest katastrofalny - Franek zrozumial, ze moje argumenty nie maja wartosci, a nudzenie i histeria poplacaja... :( Nie musze Wam chyba tlumaczyc, ze kosztowalo to mnie strate nerwow i klotnie z Kukiem seniorem. :( I wtedy wlasnie pomyslalam, ze wiecej sensu mialoby, gdyby Franek musial na te same przedmioty przeznaczyc swoje wlasne grosiki, ktore przechowuje w portmonetkach woreczkach i kieszeniach - bez ladu i skladu. Co Wy na to? Fisa, a na jakich zasadach dziala kieszonkowe Stasia? Pamietam, ze w wywyiadzie rzece z Bartoszewskim, Profesor tak opowiadal o swojej pierszej lekcji ekonomii w zyciu: Tata dawal mu spore kieszonkowe i mowil, by syn wydal je wedle wlasnego uznania - na kino, ksiazki, lody, etc. Prosil jedynie, by za kazdym razem notowal na ktora z tych rzeczy przeznacza jaka czesc kieszonkowego i zastanawial sie nad tym. Bardzo spodobalo mi sie to podejscie. :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kuk, nie popadaj w skrajnosci! Pewnie troche hormony, troche zmeczenie ogolne i troche ten trudny wiek (bo to jest trudny wiek) powoduja ze cos Ci sie tam placze po glowie o wlasnej niekompetencji. Kiedy ja Cie czytam, to mam poczucie ze jestes bardzo kompetentna mama, uwazna, pelna inwencji i tak dalej. Jedyny problem w tym Waszym roznym podejsciu... A moze w przypadku kupowania kolejnych gadzetow warto byloby postawic sprawe tak: mama/tata zgadza sie na jedna rzecz, a Ty wybierz ktora. U nas najwieksza okazja do stosowania tej metody sa festyny. Na poczatku oczywiscie Jasiek jezdzi na czym chce, ale kiedy zbliza sie koniec, a on nadal nie przyjmuje do wiadomosci, ze trzeba wracac do domu i chce jeszcze samoloty i jeszcze konie albo jeszcze wymysla wlasnie jakies lowienie kaczek, za ktore dzieci otrzymuja tandetne nagrody, to dajemy mu wybor i jesli Jasiek wybierze tandetna nagrode zamiast kolejnej jazdy na karuzeli, to jego sprawa. Czasami podobnie postepuje na zakupach. Wchodzimy do supermarketu, generalnie najczesciej Jasiek prosi o jakas slodka niespodzianke, ja staram sie odmawiac powiedzmy cztery razy na piec, a raz piec sie zgadzam, bo uwazam ze to jest frajda czasami miec taka niespodzianke, tak po prostu. Jasiek wybiera sobie np. jajko niespodzianke. Czasami, kiedy akurat zamierzam mu kupic np. kolorowa krede czy nowe farby, mowie mu tak. Dobra bedzie niespodzianka, ale co bys wolal, jajko niespodzianke czy krede do rysowania na ulicy? I wtedy Jasiek raczej wybiera to drugie. Pytasz czy straszymy, no tak, straszymy, albo raczej zapowiadamy, jakie jego zachowanie moze miec konsekwencje, bo bardzo staramy sie zeby straszyc czyms, co moze realnie nastapic, czyli: nie bedzie historii, nie poczytam Ci, nie zabiore Cie na plac zabaw, natychmiast wracamy do domu. Ale owszem zdarza mi sie zapedzic i powiedziec, ze sobie pojde. To naprawde w ostatecznosci. I wcale nie jestem z siebie dumna. Mysle ze lepiej wyjsc na chwile do drugiego pokoju niz mowic takie okropnosci. I tak tez robie, czasami kiedy widze ze moje tlumaczenia i proby nie przynodza zadnego efektu, wychodze do drugiego pokoju zeby ochlonac. Staram sie nie spierac, kiedy to nie przynosi efektu. W ogole to na pewno odkrylyscie to juz same, dla mnie to bylo niebywale odkrycie, ze dziecko niegrzeczne to jest najczesciej dziecko, ktore domaga sie uwagi, dlatego czasami wlasnie przytulenie, wysluchanie, zainteresowanie sie dzieckiem (w momencie kiedy prawie mamy ochote je stluc na kwasne jablko) przynosi 100 razy lepsze rezultaty niz reprymenda. Fisa, to swietne co napisalas o uswiadamianiu sobie, ze czasami to my same jestesmy trudne dla dzieci. Ja czuje podobnie jak Ty, ze czasami wystarczy troszke odpuscic i wszystko sie prostuje.... Powiem Wam ze ja sama najbardziej nie lubie siebie w momentach kiedy chce cos na Jasku wymusic \"dla zasady\", bo tak trzeba i juz, tu i teraz, i staram sie bardzo tego w ogole nie robic, bo pamietam jak ja sama nienawidzilam kiedy ze mna postepowano podobnie i jaki wywolywalo to we mnie bunt i wewnetrzny opor. Co do nagradzania, to zgadzam sie ze robienie czegos dla nagrody nie ma sensu. Natomiast mysle ze fajnie jest, kiedy nagrody nie obiecujemy, ale kiedy po fakcie chwalimy i robimy cos milego, bo po prostu jest nam milo. ojej, musze isc, troszke to wszystko chaotycznie tu wrzucilam. bardzo chce od dluzszego czasu siasc tu na spokojnie poznym wieczorem, ale wtedy wlasnie mi nie wychodzi, bo albo zmeczenie albo kino domowe (ambo raczej powinnam napisac malzenskie) dlatego wpadam tu tylko w miedzyczasie i mam ciagly niedosyt, zdaje sobie sprawe ze nie udaje mi sie nigdy poruszyc wszystkich aspektow omawianych spraw. ja sama, taki moment zwatpienia podobny do Kuk, przechodzilam jakis miesiac, moze dwa, temu, juz nie pamietam, mialam wrazenie ze Jasiek w ogole mnie nie slucha, ze wrecz specjalnie robi to co zabrobnione, mialam wrazenie ze z nim walcze i okropnie sie z tym czulam, ale to przeszlo......... bylo zawichrowanie i powrocila rownowaga. Nawet potem zaczelam sie cieszyc ze Jasiek chce wyprobowac swoja sile, pozycje, waznosc, miejsce (nie wiem jak to nazwac), ze to dobrze ze probuje sie z nami scierac, ze nie moze byc zawsze taki grzeczny, lagodny, madry, ulozony......... ze on musi pokazac rogi od czasu do czasu :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziewczyny spoznione zyczenia :) Zmienilismy operatora netu i po przyjezdzie do tesciow okazalo sie ze nie mamy tam zasiegu. Wlasnie wrocilismy. Lapie oddech. Fascynujaca jest nowa dyskusja na forum, bo wlasnie od rozmyslan na te tematy boli mnie od dluzszego czasu glowa. Duzo moglabym na ten temta pisac, ale musze sobie to jakos w glowie poukladac, bo nie chce zeby to byl kilometrowy post w ktorym bede narzekac bez umiaru. Tak czy inaczej w konkursie na niekompetentna matke to bezsprzecznie przyznaje sobie pierwsze miejsce.... Kuk i stad Ciebie nawet nie mam w zasiegu wzroku ;) ;) Ide rozpakowac walizki.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja swoje pierwsze kieszonkowe dostawałam, gdy miałam 5-6 lat i bardzo mi to odpowiadało. Wprowadziłam je właśnie dlatego, że Stasiek też za każdym pobytem w sklepie żebrał, aby kupić mu zestaw Lego. Jak dziecku wytłumaczyć, że nie mamy już pieniędzy skoro kupujemy inne rzeczy? Sam sobie kupił skarbonkę (dużo wcześniej bez naszej namowy). Teraz dostaje w każdy piątek 5zł. Unikamy z Nim chodzenia do hipermarketów, aby nas nie naciągał, bo z Nim zakupy się ciężko robi, ale kiedy jesteśmy kupuje sobie te zestawy Lego, gdy ma pieniądze. Czasami Mu trochę dokładamy. Jak nie ma pieniędzy, nie kupuje i przekonuję Go, aby oszczędzał. Mysh – i my też tak robimy. Prosimy Stasia, aby wybrał jedną rzecz. Czasami zamiast drogiej zabawki są to słodycze i Staś daje się przekonać. Oj i to jest też problem, jak dziecko uprze się na coś, co jest tandetne, badziewie do szpiku. I wiesz, że za chwilę się rozpadnie. Chciałoby się kształtować gust i uczyć racjonalności, ale to też jest mission impossible. Gust jest przecież rzeczą względną. Ojej i ja też tak czasem robię – jak się wkurzę, to zostawiam Stasia. Z jednej strony jest to kara dla Stasia (fakt – okrutna), z drugiej, jak mi nerwy puszczają, to ja muszę po prostu wyjść, by się uspokoić. Wczoraj robiliśmy szafkę do kuchni. Stasiek był zachwycony – samodzielnie poprzykręcał prawie wszystkie śruby. I był bardzo grzeczny. I pomyślałam sobie, że wtedy, kiedy jest najbardziej nieznośny, to momenty, gdy się nudzi. On potrzebuje dużo bodźców. A jak mama je obiad, siedzi po pracy jak flak na tapczanie i lampi się w telewizor, albo gotuje i prasuje, to jest nieznośny właśnie po to, aby zwrócić na siebie uwagę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No wiem, ze ciezko jest zaakceptowac tandetne gadzety, ale wydaje mi sie ze jesli sie ich po prostu zabrania od poczatku do konca, to staja sie jeszcze bardziej pozadane. Chyba lepiej dac dziecku prawo raz czy drugi samemu podjac decyzje i ja zaakceptowac (kiedy wybierze gadzet zamiast karuzeli np.) i niech sie samo uczy ze gadzet sie rozpada! Jestem przekonana ze ta milosc do badziewia zniknie z czasem, jesli jednoczesnie bedziemy pokazywac to co piekne i warte zachodu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wodny psikulec
Wiecie, i ja bardzo sie ciesze z tego tematu. U mnie nagle, wlasciwie z dnia na dzien zrobil sie bardzo na czasie. Zuza od okolo dwoch tygodni jest diablem wcielonym. Wyje, wierzga, krzyczy daj, daj, daj, nic jej nie odpowiada i jest kompletnie marudna. Najchetniej chcialaby non stop ogladac filmiki na co my nie pozwalamy bo dawkujemy mocno ta przyjemnosc i dodatkowo oglada bajeczki zawsze razem z nami. Prosba, a raczej żądanie bajek odbywa sie przez caly dzien i kazda nasza odmowa przynosi atak histerii. Na placu zabaw, mimo goracych prosc i tlumaczen podchodzi w piaskownicy do dzieci mowi da? da? poczym zabiera zabawke, ktora aktualnie dziecko sie bawi. Tlumacze, tlumacze ale widze, ze Zuza kompletnie nie lapie o co chodzi z tym zabieraniem zabawek. Kiedy ostatnio na placu zabaw nie pozwolilam zjezdzac na zjezdzalni z plastikowym czajniczkiem i wystajacym z niego dlugim trzonkiem od plastikowej lyzeczki zrobila klasyczna scene z rzucaniem sie na ziemie wierzganiem i rykiem krokodylimi lzami. Najdziwniejsze jest w tym wszystkim to, ze jednego dnia byla Zuza jaka znamy a nastepnego juz obudzila sie jako zlosnica. Dlatego wlasnie z prawdziwa przyjemnoscia przeczytalam wasze wpisy. Co do straszenia - jakies poltora miesiaca temu Zuza fatalnie sie zachowywala. Bila mnie, robila rzeczy, ktorych nie pozwalamy oczywiscie patrzac na mnie i czekajac na moja reakcje itd. po tlumaczeniu, ze nie wolno, ze rodzice wobec Zuzy sie tak nie zachowuja, ze nie wolno bic nikogo wzielam tego szkraba pod pache, wynioslam do naszej sypialni posadzilam na naszym lozku i powiedzialam, ze ma tam siedziec teraz sama bo byla bardzo niedobra dla mamy. I wyobrazcie sobie, ze siedziala. I ryczala. Po ok. 20 min przechodzac przez przedpokoj uslyszalam zalosne "mamaa..." Zuza slyszac mnie wyszla objela moje nogi i zaczela glaskac mnie i calowac. Oczywiscie "pogodzilysmy sie". Natomiast kiedys moja siostra i to w jakiejs zabawie powiedziala do Zuzy "bo zaraz dostaniesz w tylek". Az mna szarpnelo. Pisalam Wam kiedys, ze jestem totalna przeciwniczka pzemocy i kar fizycznych wiec powiedzenie czegos takiego do mojego dziecka nie jest dla mnie w zaden sposob akceptowalne. Wyjasnilam grzecznie (a przynajmniej staralam sie zeby bylo to grzeczne :) ), ze uczymy Zuze, ze nie wolno nikogo bic wiec zeby w ten sposob nie mowic. Wracam jeszcze do nocnika. Jeszcze raz zapytuje po czym poznam, ze juz jest wlasciwy moment na proby nocnikowania bo nic mi sie nie rozjasnilo. Niestety zrozumialam za to co mialyscie na mysli piszac, ze latem latwiej... Niestety, nie dam razy w ten sposob. Wstyd mowic ale poprostu sie brzydze. Nie wyobrazam sobie, ze ktos, nawet wlasne dziecko, moglby chodzic po domu i sikac na podloge, na dywan, na lozko, gdziekolwiek...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kurcze, Psikulcu, ja nie wiem czy to sie tak da, zeby dziecko bez zadnych wpadek od razu z pieluchy przeszlo na nocnik... Moze jesli podczytuje nas jakas mama, ktorej sie tak udalo, niech sie odezwie. Chyba wszystkie mamy, ktore ja znam, opowiadaly o okresie przejsciowym, i tylko od Ciebie zalezy czy potrwa on dwa dni czy dwa tygodnie. Jesli Zuza bedzie gotowa i jesli Ty bedziesz gotowa na spokojne (bez stresowania jej) i jednoczesnie stanowcze (musisz pokazac ze tego chcesz i ze na nia liczysz) podejscie do sprawy, to powinno pojsc szybko i sprawnie. Ja moge tylko radzic, ze jezeli kolejne proby wywoluja duzy opor, to odpuszczac i nie wracac do tematu przez wiele tygodni, bo tego na sile lepiej nie zalatwiac dla dobra wszystkich.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Shalla, ciagle nie mam czasu Ci napisac, ze film o globalnym ociepleniu widzialam i to brzmi nieslychanie przekonujaco !!! Jeszcze jak bym miala wiecej czasu, to chetnie powstukiwalabym nazwiska jego bohaterow w Google, zeby sprawdzic czy maja jakies konkretne osiagniecia... publikacje... czy oni istnieja naprawde... czy to tez nie jest jakas manipulacja... :p W kazdym razie obiecalam sobie solennie ze jak bede widziala ponownie tate M, to go wypytam o jego zdanie na ten temat, bo on jest najwiekszym specjalista od klimatu jakiego znam....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wszystko jest możliwe, he he :) Do mnie najbardziej jednak trafia argument, że gwałtowne zmiany klimatu maja miejsce na tej planecie od 6 miliardów lat, a przemysł jakby nie patrzeć mamy ledwo od niecałych 100.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Psikulcu - ja jeszcze w kwestii pieluch. To wcale nie musi wygladac tak dramatycznie jak soboe wyobrazasz. Franek, ktoremu po prostu zaczelismy zakladac majteczki zamiast pieluchy i spodenki na wierzch zmoczyl sie dwa czy trzy razy, a za trzecim juz biegl, zeby zameldowac, ze chce siusiu. Wpadki polegaly glownie na praniu tychze czesci garderoby ale nie na siusianiu na dywan. Z kupka to chyba jakos w ogole wpadek nie bylo. Zrozumial i tyle. Wczoraj natomiast mialysmy mala wpadke z Ania. Ania poczula \"wole\" siedzac w wannie. Nagle przerwala zabawe, spojrzala na mnie zdziwiona, powiedziala \"oj kupa...\" i zdazylam juz tylko w polowie \"wydarzenia\" wyciagnac ja z wanny i posadzic na nocniku. Efekt tego byl taki, ze czesc kupki wyladowala w nocniku i na niej skupilysmy cala uwage. Pochwalilam Anie za to co znalazlo sie w nocniku i mam wrazenie ze zrozumiala, ze zrobila cos godnego pochwaly wysiedziawszy na nim kilka minut... ;) Mysle, ze ta wczorajsza satysfakcja, jaka odczula uslyszawszy pochwale nie pojdzie na marnei ze jej czas wlasnie sie zbliza... Co do efektu cieplarnianego - lepiej, bym dzisiaj nie wypowiadala sie na ten temat, bo napisze cos niestosownego. U nas leje od trzech dni bez przerwy... Rzeki wylewaja a sniegi w pobliskich Alpach wciaz jeszcze nie topnieja. Powitam z radoscia kazdy promien slonca, jaki zaplacze sie w te okolice i przyniesie nam troche \"efektu cieplarnianego\". Wczoraj trzeslo sie i u nas w Piemoncie... Bylismy o 150 km. od domu, wiec nie czulismy nic, ale jednak... Czyzby teoria Shalli mialasie potwierdzic :p...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×