Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

zabka

TERMIN W GRUDNIU

Polecane posty

Kuk, wierz mi, wolalabym rozmawiac o tym z Toba - czy z kazda inna zainteresowana osoba - gebowo, a nie musiec pisac o tym wszystkim, bo do napisania jest tak duzo i trzeba poruszyc tak wiele roznych aspektow, ze po prostu nie dam rady. Jedno jest pewne, nie ma mowy o zatrudnianiu nauczycieli. Uczyc bedziemy my do pewnego momentu, a potem dzieci beda uczyc sie same! Przeciez i w szkole czesc pracy dzieci musza zrobic same, prawda? Z ta roznica ze dzieci w szkole, tam gdzie trafily na wspanialych nauczycieli maja okazje posluchac pasjonujacych opowiesci geograficznych, biologicznych czy literackich, a tam gdzie nie trafily - nudza sie na lekcji 45 minut, a potem musza zakuwac na pamiec i odbebnic ustna odpowiedz na stopien... Na pewno kazda z nas miala choc jednego nauczyciela pasjonata, ktory zarazal miloscia do danej dziedziny i kazda z nas miala kilku nauczycieli, ktorzy nie nauczyli nas niczego... Ja mam nadzieje oszczedzic moim dzieciom tych pustych godzin, nauki rzeczy niepotrzebnych, zakuwania na pamiec na stopien i przede wszystkim koniecznosci dociagania do grupy w kazdej dziedzinie (brrrr!), tego sprowadzania do wspolnego mianownika i tego oceniania na tle grupy, ktorego w szkole nie da sie uniknac. Jednoczesnie mam nadzieje, ze uda nam sie z Myszoniem wzbudzic w nich prawdziwa ciekawosc i pragnienie zdobywania wiedzy dla wiedzy. musze leciec, to tylko maly wycinek tego co jest tu jeszcze do napisania - i to rzucony bardzo w pospiechu, bo dzieci juz tam na gorze roznosza mi sypialnie, slysze to wyraznie, czas ubrac ich w pizamki :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Podczytywaczkaaa
wybacz Mysh, ale czy nie traktujesz swoich dzieci jak gabki ktore maja tylko chlonac wiedze??????????????? Wybacz, alel szkola to nie tylko nudne 45 minutowe lekcje z beznadziejnymi nauczycielami. To nie tylko strata czasu. Szkola to pierwsze przyjaznie, milostki, sympatie. To wyrabianie umiejetnosci zycia w grupie! Dlaczego pozbawiasz tego swoje dzieci?? Moja siostra ze wzgledu na powazna chorobe musiala miec lekcje indywidualne w domu. Twierdzi ze nie moglo ja spotkac nic bardziej przykrego. Zazdrosci mi szkolnych lat... A ja? myslisz ze pamietam lekcje w podstawowce, nauczycieli? tematyke prac domowych? Nie! Pamietam za to bieganie na przerwach, gre w klasy i powroty do domu w grupie :) Nie wiem co kieruje Toba i mezem ... Nie rozumiem. Bede wdzieczna za choc kilka slow na ten temat. Zaznaczam tez, ze nie atakuje Cie. chcialabym tylko jakichs argumentow za. Bo poki co ja az tak mocnych nie widze. Pozdrawiam, Podczytywaczka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witajcie. O, widzę, że nowy wątek się rozkręca, więc aż mi głupio wylatywać tu z czymś innym, ale muszę.... poniekąd nadal zostając w temacie odmienności. Otóż leje. Leje i wieje. Ponuro jak diabli. Deszcz biczuje szyby i większość osób z obrzydzeniem wygląda przez okno. A ja.... radość mnie rozpiera! Dlaczego ja lubię taka pogodę???? Cały czas próbuję namówić męża na urlop w listopadzie, który spędzilibyśmy w bardzo starym hotelu na kamiennej wyspie, wokoło tylko sztorm i wycie wiatru. Parę kg książek na wszelki wypadek, najlepiej kryminałów i kilka dobrych filmów na DVD. Ja zupełnie nie rozumiem dlaczego on się upiera przy słonecznej Majorce. Chyba mam jakieś zwichrowanie.... :) No, to ja na dziś tylko tyle i przepraszam, ze tak poza bieżącym tematem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ach, jeszcze coś! Musze Wam opisać! Wczoraj siedzę sobie w pracy, jest już dość późno bo chyba ok 19.30, a tu dzwoni do mnie Nastusia! - Mamusiu, dzieciaki mi się pochorowały! - Katar, kaszel, gorączka??? - pytam nieźle ubawiona tym telefonem. - Nie nie, tylko krosty. - Może im zrobisz akupunkturę? - Nie..... nie trzeba. Poprzytulam, położę wcześniej spać, to do rana może im przejdzie. Ot, scenka rodzajowa. :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Niestety i ja...
zgadzam się z Podczytywaczką. Moje argumenty są jednak inne: to w szkole dziecko uczy się reakcji na niepowodzenia, tam dokonuje wyboru kolegów, do jakiej grupy przystać, co mu/jej imponuje. Po to ma przy sobie rodziców którzy pomagają mu przez te gorsze szkolne momenty przejść. A rywalizacja i porównywanie do innych nie omijają nas nigdy. Powiedziałabym, że to szkoła hartuje w nas ducha przetrwania w późniejszym miejscu pracy. Jeśli nie w szkole to Twój syn doświadczy tego gdzie indziej Mysh. Czy zamierzasz "chować" go pod kloszem całe życie??? Rozumiem że teraz jego mali znajomi są dziećmi Twoich znajomych. W przyszłości żonę też mu wybierzesz??? Absurd jakiś! Któraś zapytała wcześniej ile lat Twój syn będzie nauczany w domu. Ja uważam, że to nieistotne. Bo z pewnością w każdym momencie w którym dołączy do rówieśników będzie mu się trudno odnaleźć. Zwykle się nie wtrącam, ale tym razem nie mogłam przeczytać obojętnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Myshko! Podczytywaczko! A ja mysle i mysle. Wczoraj - zamiast pracowac - zaglebilam sie w fora inernetowe na ten temat i przyznam, ze problem wydaje mi sie z kazda chwila bardziej skomplikowany. Mysle, ze to nie jest wcale dobrze, ze ktos pamieta ze szkoly glownie przerwy w lekcjach i bieganie po boisku, bo to znaczy, ze wiekszosc czasu - ta spedzona w klasie - zostala zmarnowana :( Z drugiej strony - zgadzam sie z podczytywaczka i wiekszoscia krytykow, ze szkola to takze arcywazna \"socjalizacja\". Tyle, ze, jesli zaglebie sie we wlasne wspomnienia... owszem pamietam bieganie po boisku i skakanie przez gume, ale pamietam tez mase stresow, smutkow i kompleksow wyniesionych ze szkoly. Bylam chyba troche niesmialym wrazliwcem i nie wtapialam sie w grupe rowiesnikow z latwoscia. Brak akceptacji ze strony tej grupy byl dla mnie autentyczna tragedia i zrodlem stresu. Przyjaznie zawieralam poza szkola - i te przetrwaly do dzis. W sumie - okresu szkoly podstawowej i liceum nie wspominam dobrze. Mysle, ze przed podjeciem decyzji w sprawie nauczania indywidualnego rozwazyc trzeba dziesiatki jesli nie setki kwestii: 1. Czy moje dziecko jest typem \"socjalizujacym sie z latwoscia\" i dobrze czujacym sie w grupie, czy tez raczej typem samotnika. 2. Czy szkola, ktora w chodzi w rachube wydaje mi sie szkola na poziomie - jakich ma nauczycieli, poziom nauczania, etc. 3. Czy jestem wystarczajaco przygotowana/ny by podjac sie tak trudnego i odpowiedzialnego zadania, czy wystarczy mi samozaparcia i konsekwencji, by przeprowadzic to zamierzenie do konca tak jak nalezy. 4. Czy bede w stanie zapewnic dziecku kontakt z rowiesnikami w ramach zajec pozalekcyjnych i... tysiace innych. Mysle naprzyklad, patrzac na moje dzieci, ze indywidualny tok nauczania w przypadku Franka moglby przyniesc doskonale efekty. Franek jest zdecydowanym indywidualista, lubi kontakt z doroslymi, jest uparty i bardzo ciekawy wszystkiego, zadaje mase pytan, potrafi wglebic sie w jakas materie i skupic bez trudu i widac, ze znacznie lepiej czuje sie w towarzystwie doroslych niz rowiesnikow. Calkiem inaczej widze to w odniesieniu do Ani. Ania uwielbia grupe, inne dzieci i uczestniczenie w zabawach grupowych. Jest bardziej roztrzepana i przez to latwiej jest jej skupic sie wtedy, gdy widzi, ze inne dzieci rowniez wykonuja jakies zadanie. Przyznam, ze przy niej mialabym powazne watpliwosci, czy nauczanie indywidualne da dobre efekty. To natomiast, co wydaje mi sie fantastyczne, to mozliwosc dostosowania sposobu nauki do mozliwosci i zdolnosci dziecka. Fakt, iz biologii moge uczyc go chodzac po lesie i lowiac ryby a matematyki grajac w gry liczbowe i wykonujac modele z papieru. Wiem przy tym dobrze o czym mowie, bo mialam to szczescie, ze moj ojciec, pedagog z powolania, byl przez pewien czas moim nauczycielem matematyki i fizyki. Lekcje w jego wykonaniu to byla prawdziwa zabawa. Czesto odbywaly sie ona na boisku szkolnym zamiast w klasie, a wyniki nauczania poprzez zabawe byly moim zdaniem sto razy lepsze niz to co potem serwowali nam inni \"tradycyjni\" belfrowie. Do dzis pewne twierdzenia matematyczne pamietam tylko dlatego, ze kojarza mi sie z \"doswiadczeniami\" przeprowadzanymi wedlug jego pomyslu. Stad - mysle, ze kwestia nauczania w domu to na pewno wyzwanie nie dla kazdego, ale dla nielicznych, upartych i konsekwentnych ludzi z fantazja, do ktorych jak mysle smialo zaliczylabym Mysh i jej Meza ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kuk, wszystko to prawda co napisałaś i bardzo trafnie to ujęłaś. Jakkolwiek i ja mam pewne wątpliwości. A gdzie i kiedy dziecko nauczy się radzić sobie z porażką? Ja zdoła wypracować swój własny sposób na radzenie sobie ze stresem? Ja nauczy się stawać do rywalizacji ? ( bo tak po prawdzie całe życie to rywalizacja - szczególnie dotkliwa zazwyczaj w miejscu pracy ). A porównywanie w grupie ma również swoje zalety, bo pozwala się dziecku zorientować jaki jest jego rzeczywisty poziom. Mając punkt odniesienia wiemy czy jesteśmy dobrzy, słabi, czy średni. To ważna wiedza ( w moim odczuciu ). Ja mam to szczęście, że tu szkoła jest naprawdę wyluzowana jak kurczak na swięta i tylko kilka godzin dziennie. Dlatego po szkole mając multum czasu mam zamiar właśnie pokazywać Nastusi naukę od innej strony - a w każdym razie zarazić ją chęcią do wchłaniania wiedzy na jej własny użytek. Mam nadzieję, że się uda. Poniekąd staramy się to już od dawna wprowadzać i na razie z niezłym efektem. Uff, tyle mojego mądralowania. :) no to spadam i do jutra.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Podczytywaczko, absolutnie nie czuje sie atakowana (moze jedynie wywolana do odpowiedz), Twoja reakcja jest calkowicie \"typowa\". Mozesz sobie chyba wyobrazic, ze temat maglowalam wielokrotnie z czlonkami wlasnej rodziny i ze wszystkimi przyjaciolmi, i za kazdym razem, kiedy ktos dowiaduje sie o naszej decyzji, przytacza mnostwo argumentow podobnych do tych ktore przytoczylas Ty i druga Podczytywaczka. Dodatkowo raz nawet uslyszalam ze nie mam prawa tak robic, bo skoro inne dzieci nie maja takich mozliwosci, to to jest nieetyczne, zeby moim bylo tak dobrze (sic!). No w kazdym razie generalnie w pierwszej chwili wszyscy sa niebywale zdziwieni, i bardzo przeciw. Jestem przyzwyczajona do tego, ze innosc nie jest dobrze widziana. To jest czesc zycia :) Uwierz mi, wcale nie pragne wzbudzac sensacji, jednak wbrew mojej woli musze sie z siebie tlumaczyc :) Kurcze, bedzie mi bardzo trudno przedstawic tu wszelkie zalety naszej decyzji, a obok takze obawy, bo na to trzeba czasu i spokoju a ja tego nie mam. Kuk bardzo pomogla mi swoim postem, przytaczajac kilka zalet, mysle ze wiele rzeczy musialabym po prostu za nia powtorzyc. A dodam tylko tyle, ze moze ludzie ktorzy nie robia tak jak wszyscy tez sa potrzebni? Czy naprawde jestescie przekonane ze zawsze trzeba robic tak jak ogol? Shalla napisala, cytuje:\" A porównywanie w grupie ma również swoje zalety, bo pozwala się dziecku zorientować jaki jest jego rzeczywisty poziom. Mając punkt odniesienia wiemy czy jesteśmy dobrzy, słabi, czy średni. To ważna wiedza ( w moim odczuciu ).\" \"Rzeczywisty\". Czy faktycznie? Co to znaczy \"rzeczywisty\"? Ja wlasnie uwazam ze czlowiek powinnien porownywac sie tylko z samym soba, starac sie robic cos jak najlepiej, a nie lepiej niz Iksinski. Stopnie szkolne rzadko sa realnie wymierne, nie wierze, ze tego nie zauwazacie. Mozna zyc poza systemem, naprawde :) Dziewczyny wybaczcie ten chaos i pospiech... Wysylam, bo jak jeszcze raz oddejde od komputera, to w koncu moze mi wciac caly wpis...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A wiecie, dlaczego ja osobiscie draze temat, pomimo, ze na pewno nie zdecyduje sie na takie rozwiazanie? Glownie dlatego, ze jako nastolatka marzylam, by zamiast chodzic do szkoly, w ktorej jedynie dwoch nauczycieli na dwudziestu paru, jakich tam mialam, bylo prawdziwymi pedagogami, uczyc sie inaczej - nie tracac czasu na kontakt z osobami, ktore niewiele soba soba reprezentuja... Pamietam, ze ogromne wrazenie robily na mnie pamietniki starszych osob, w ktorych wspomnienia dotyczyly takich domowych nauk i myslalam sobie, ze mialo to gleboki sens! Podobne mysli nachodzily mnei takze na studiach, gdzie elementy samoksztalcenia, a zwlaszcza mozliwosc dobierania sobie przedmiotow spoza wlasnego wydzialu sprawily, ze wreszcie pojelam na czym polega nauka a wlasciwie STUDIOWANIE jakiejs galezi wiedzy. Jestem zdania, ze to jakim teraz jestem czlowiekiem i to czym sie zajmuje jest w ogromnym stopniu zasluga kilku wspanialych nauczycieli, jakich mialam szczescie spotkac na Uniwerku, a ktorzy wywarli na mnie taki wplyw wlasnie dzieki indywidualnemu podejsciu jaki mieli do kazdego studenta. I stad... kwestia nauczania indywidualnego jest mi jednak baaaardzo bliska ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przyszlo mi takze do glowy, ze przeciez szkolnictwo powszechne, to stosunkowo swiezy wynalazek... Na pewno bardzo zwiazany z takimi pozytywnymi zjawiskami jak demokratyzacja stosunkow spolecznych i rosnace znaczenie praw jednostki. Czy oznacza to jednak, ze wszystcy ludzie wyksztalceni w domach i nauczani indywidualnie przed upowszechnieniem dostepu do szkolnictwa wyksztalceni byli zle? ;) Na pewno nie! \"Obawiam sie\" nawet, ze wielu z nich wyksztalconych bylo znaczenie powyzej obowiazujacej teraz sredniej szkolnej, ze nie wspomne nawet o walorach charakteru ksztaltowanych przez domowych pedagogow ... ;) Ech - spojrzmy prawdzie w oczy. poziom szkolnictwa powszechnego - zarowno w naszym kraju jak i wszedzie indziej - jest bardzo zroznicowany. Wiele zalezy od szczescia, by nie rzec od przypadku. Dlatego bardzo podoba mi sie, ze ktos, kto ma taka mozliwosc i jest do tego przygotowany, powaznie zastanawia sie nad takim rozwiazaniem, wziawszy swiadomie pod uwage wszystkie za i przeciw.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kuk, to fantastycznie ze dzielisz sie z nami Twoimi przemysleniami na ten temat, bo rowniez dzieki Tobie dziewczyny spojrza na sprawe z nowej perspektywy... Ja tez czesto mysle o mlodych ludziach z... np. z poczatkow XX wieku ktorzy, az do momentu pojscia na uniwersytet uczyli sie w domu i wyrastali na normalnych ludzi. A w ogole to jak dotad nie za wiele argumentow za edukacja domowa przytoczylam :p Jakos nie zalezy mi na przekonywaniu kogokolwiek ze nie skrzywdze moich dzieci, bo ja wiem, ze podaruje im ogromny skarb.... no a ze inni tego nie dostrzegaja to nie jest problem. Drogie Podczytywaczki, nie jest prawda ze pierwsze przyjaznie, milostki, sympatie mozna przezyc tylko w szkole, nie jest prawda ze szkola jest niezbedna do nauki radzenia sobie z porazkami. W zyciu dziecka, ktore uczy sie w domu wcale nie musi brakowac okazji ani do przebywania z innymi ani do przezywania niepowodzen! Wystarczy odrobina wyobrazni, zeby sobie z tego zdac sprawe! A jesli chodzi o odnalezienie sie w spoleczenstwie, jak sie okazuje na podstawie badan przeprowadzonych we Francji, Angli, Stanach Zjednoczonych, dzieci uczace sie w domu \"socjalizuja\" sie latwiej nic dzieci uczeszczajace do szkoly. Wydaje sie to paradoksalne, a jednak tak jest. Czy to nie dziwne, ze ludzie najczesciej postrzegaja edukacje domowa jako odbieranie dziecku czegos, a prawie nigdy jako dawanie ? Czy nie zastanawialyscie sie nigdy ile rozmaitych rzeczy, oprocz samej nauki, mozna zrobic w czasie kiedy inne dzieci siedza zamkniete w szkole, w grupie dzieci dobranych przypadkowo, uczac sie na komende tego samego co wszyscy i dzieki temu nie wiedza jak wyglada swiat realny ewnetrzy miedzy godzina x a godzina y. Czy to nie zdumiewajace ze w edukacji rodzicielskiej widzimy ogromne ograniczenia, a nie dostrzegamy jak bardzo ograniczajaca jest edukacja szkolna? I tu sie zatrzymam......... bo.... bo.... bo Myszon wlasnie wlaczyl \"Misia\" :) dobrego wieczoru

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Muszę przyznać, że po Waszych wypowiedziach trochę inaczej na to spojrzałam. Ale na razie się nie wypowiem, bo muszę jeszcze to i owo przemyśleć. Miłego dnia!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja osobiscie nie mam przeciwko edukacji w domu. Jesli temat jest przemyslany przez rodzicow ( i przez dzieci w starszym wieku, jesli to ich dotyczy), to prosze bardzo. Ja swoja podstawowke wspominam okropnie. Klase mialam wprost okropna. 5 lat maltretowania psychicznego. Ale za to w liceum juz bylo zupelnie inaczej i naprawde milo te lata wspominam. Ja tak moze troche o czyms innym, ale mysle, ze daleko od glownego tamatu nie odbiegne ;) Mysle, ze w procesie edukacji szkolnej nie powinno zabraknac rodzicow. A zdarza sie, ze rodzice cala odpowiedzialnosc za proces nauczania ( i wychowania) zrzucaja na nauczycieli. A przeciez srodowisko szkolne powinno bardzo scisle wiazac sie ze srodwiskiem rodzinnym dziecka. A niestety stalo sie tak, ze obie te strony zamiast wspolpracowac, czesto walcza ze soba!! Mysh napisala: \"Ja wlasnie uwazam ze czlowiek powinnien porownywac sie tylko z samym soba, starac sie robic cos jak najlepiej, a nie lepiej niz Iksinski. Stopnie szkolne rzadko sa realnie wymierne (...)\" To wszystko jest prawda. Wydaje mi sie jednak, ze to jak dziecko bedzie siebie postrzegalo w tym temacie, czy bedzie sie porownywalo do siebie czy reszty klasy itd., zalezy przede wszystkim od rodzicow. I mysle, ze uczeszczanie do szkoly wcale nie musi bardzo przeszkadzac w rozwijaniu u dziecka tej umiejetnosci.Ja mysle, ze najwazniejsze jest to, zeby opiekun malego czlowieka czynnie uczestniczyl w zyciu szkolnym dziecka. Znal jego slabe i mocne strony. I dawal poczucie bezpieczenstwa i zrozumienia. I sam nie wymagal wiecej niz dziecko potrafi z siebie dac. Daze do tego, zeby nauczyc dziecko, ze najwazniejsze jest to, ze robi sie cos najlepiej, jaksie potrafi! Bo niestety zdarza sie, ze rodzice o tym zapominaja i wysylalac dziecko do szkoly, spodziewaja sie, ze zawsze i ze wszystkiego bedzie zdobywalo same 5. Przestaje sie liczyc dziecko, wazne sa oceny. A jak juz przytoczylam za Myshka: stopnie rzadko sa realnie wymierne. I o tym trzeba pamietac. Jesli my nie wrzucimy swojego dziecka do tzw. jednego worka, to jest szansa, ze ono samo tego nie zrobi i szkola tez nie bedzie takim wielkim przeciwnikiem w rozwoju jego indywidualnosci ;) Jesli sami nie bedziemy go porowywac do innych, zaakceptujemy brak zdolnosci w pewnych dziedzinach, pomozemy odkryc talenty i bedziemy wspierac ich rozwoj - szkola nie zabierze tego, co wydaje sie, ze zabiera - tj. mozliwosci rozwoju szczegolnych umiejetnosci. No nie wiem, ale wydaje mi sie, ze takim podejsciem mozna w duzym stopniu zminimalizowac ( a moze nawet usunac) zly wplyw srodowiska szkolnego, nie zabierajac tego, co niesie ze soba dobrego :) Jej, mam nadzieje, ze cos z tego zrozumiecie :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
O. Właśnie. Nikii chyba dokładnie wyraziła to, co chciałabym napisać w tym temacie. :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
O losie, dziewczyny, jak mam nadrobić?? Tyle wątków, tyle myśli.... Edukacja domowa była u nas w domu na topie parę miesięcy temu. Ja jestem przeciwna, Truteń chciał. Przeciwna nie idei jako takiej, ale wdrażania jej w naszym życiu. Wiem, że nie starczy mi sił, cierpliwości, fantazji....Z drugiej zaś strony mam doświadczenie szkoły podstawowej jako horroru mojego młodego życia, gdzie-jako dobra uczennica-zostałam wciśnięta w szufladkę KUJON (choć nigdy typowym, ślęczącym nad książkami kujonem nie byłam, takim Ananiaszem z Mikołajka, o nie!)i poddawana ogromnemu mobbingowi ze strony grupy rówieśniczej. Slady tej traumy noszę do dziś, w liceum zaowocowała ona celowym opuszczeniem się w nauce i podjęciem zachowań wątpliwych etycznie, moralnie czy jak to zwał-wszystko dla akceptacji tejże grupy rówiesniczej. Paradoksalnie, liceum to już ludzie bardziej dojrzali, takich ofiar ode mnie nikt nie wymagał, koniec końców skończyłam jako outsider i było ciężko....Jednym słowem-drżę na myśl o tym, jak Bączek wyruszy do szkoły...Zalet edukacyjnych nie widzę w niej żadnych, niestety, mnie szkoła nauczyła nie mieć własnego zdania, nie myśleć, tylko przyjmować prawdę objawioną głoszoną przez n-li:O Jedyny plus szkoły to jej charakter socjalizacyjny, ale same czytalyście, jak ta socjalizacja wyglądała u mnie..Truteń ma podobne doświadczenia. A jednak czuję, że -o ile nie znajdziemy jakiejś szkoły nie masowej, godnej uwagi i naszej kieszeni-skończy się na zwykłej szkole masowej, która przeciśnie nasze dzieci jak przez słynną maszynkę do mięsa:OI faktycznie myślę sobie, że w tej sytuacji pozostaje nam tylko \"doglądać\" dzieciaki, próbując dotrzymać im kroku w nauce i przedstawiać jej bardziej ludzkie i żywe oblicze na wycieczkach, piknikach, czy w ogole na codzień. Druga rzecz, którą możemy zrobić, co robił mój ojciec-nie wnikac w stopnie, nie przejmować się nimi i nie wartościować dziecka pod kątem ocen. A dla Myshów wyrazy uznania i podziwu, z nutka zazdrości-tez bym tak chciała umieć... Wobec powyższego Nikii, Twój post o kłopotach Nadii jest mi bliski, i domyślam się, jak krwawi Twoje serce. Nie możesz jej dać więcej, niż swoje wsparcie, a to już jest ogromna pomoc; taką pomoc dostawałam od swego ojca i wiem, że ratowała mnie niejednokrotnie....Chylę czoła przed paniami ze szkoły, też zwróciłam uwagę na to..nie jestem przyzwyczajona, zeby nauczyciele pochylali się nad jedną osobą i pomagali jej rozwiązywać problemy, niestety, nie u nas... Shalla, czytałam Twego posta o wieczorze Kuk i ryłam sie jak durna do monitora, aż Truteń się obruszył:P Jesteś niemozliwa.... cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kuk, czytałam o Twoim-Waszym wieczorze, czy wieczorach raczej, z uczuciami, których nie umiem nazwac, bo ani to litość, ani współczucie...W każdym razie, Tobiasz od 6. m-ca życia zasypia sam w łóżeczku, bajka, piosenka, buzi, czasem tulenie-i dobranoc. Lena jest wyjątkowa, bo od początku woli zasypiać sama w łózeczku, niż bujana na rękach. Nie wiem więc prawie nic o technikach przekonywania dzieci, że dzień można zakończyć szybko, miło i bezbolesnie:O U nas, gdy dzieciaki zasypiają o 21, czuję się pokrzywdzona przez los cięzkim wieczorem...Do tego na szczęście jedno nie budzi drugiego-mamy więcej szczęścia niż rozumu, ot co:P Wróciłyśmy ze szpitala, po dogłębnych (dosłownie!mała miała endoskopię jelita grubego) badaniach stwierdzono b. silną alergię, pierś ograniczona do karmień nocnych, w dzień ohydny nutramigen-ale poprawa jest natychmiastowa. I dobrze, ze to tylko alergia, ale smutno mi troche, bo czuję, że karmienie pomału się kończy, a do tego szlag mnie trafia z podgrzewaniem, mieszaniem, szorowaniem butli-do tego mała ulewa strasznie po tej mieszance, a zagęszczacz na razie nie na naszą kieszeń:O Jednak pierś to pierś!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Kyk
Pszczola, gdyby nie klopoty ze zdrowiem Malej napisalabym TY FARCIARO! :) No ale faktycznie dobrze, ze to "tylko" alergia. Te rzeczy jednak czesto przechodza bez sladu. Ciekawe, czy w naszej dyskuzji na temat szkoly i nauczania domowego odezwie sie choc jedna osoba, ktora ze szkoly ma glownie dobre wspomnienia ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wodny psikulec
Dziewczyny, przede wszystkim ogromne podziekowania za wszystkie zdjecia! Wspaniale! Nikii ale Nadia powaznie wyglada, slowo, dalabym jej ze dwa lata wiecej! Co do dyskusji na temat szkoly - juz Wam chyba kiedys pisalam, ze dopiero patrzac na szkole podstawowa z perspektywy lat stwierdzam, ze kazdy z nauczycieli powinien byc odsuniety od pracy pedagogicznej a czesc z nich dodatkowo raczej nadawala sie tylko na dluzsze odosobnienie. Koszmar. Wtedy tez bylo to dla mnie koszmarem ale wydawalo mi sie, ze tak poprostu wyglada szkola. Natomiast szkola srednia - calkiem inny komfort. Nauczyciele (a raczej znakomita wiekszosc z nich) traktowali nas jak ludzi doroslych. Do tego stopnia, ze mozna bylo pojsc do wychowawczy i poprosic o urlop. Nie zartuje. Trzeba bylo przedstawic jaki sie ma problem i ile potrzebuje sie urlopu i wychowawca przyznawal ten urlop. Kolezanka byla na urlopie bo jej chlopak z ciezka alergia wyladowal w szpitalu, druga osoba miala wykopki i jeszcze pare takich przykladow bylo. Mimo tak ciezkich przejsc podstawowkowych nie zdecydowalabym sie aby w domu nauczac Zuze. Balabym sie braku kontaktow z rowiesnikami oraz tego co napisala Shalla - nauka radzenia sobie z porazkami, ze stresem (jak wiemy wszechobecnym). Raczej bede sie starac wybrac "dobra" szkole i mam nadzieje, ze uda mi sie wypracowac z Zuza takie zaufanie, ze bede wiedziec o ewentualnych problemach aby moc reagowac. Niemniej jednak bardzo Cie, Mysh podziwiam za ta decyzje - ja poprostu poza sprawami, ktore przytoczylam najzwyczajniej na swiecie nie mialabym odwagi wcielic w zycie takiego rozwiazania. Kuk, jak widzisz jestem kolejna osoba, ktora ma zle wspomnienia z czasow szkolnych... Napisz jak sie czujesz!!! Prosze... :) Dziewczyny, czytam regularnie ale nie mam weny na pisanie bo dopadly mnie problemy, hm... oglednie nazwijmy to zdrowotne i niestety ten temat do tego stopnia mnie stresuje, ze nie bardzo jestem w stanie myslec o czymkolwiek innym. Dlatego tez przepraszam, ze tak hurtowo przesylam podziekowania za fotografie a nie odnosze sie do nich mailowo.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No i co by tu dodać do dyskusji??? - Shalla, jak nie masz nic do powiedzenia, to sie zajmij coś pożytecznym zamiast gnić na forum. - pomarańcza. - Ale ja bardzo chcę coś powiedzieć. - byle z sensem... - ba, ale w tym problem. - masz problem, to się lecz. - leczę się i bez problemów :) Chciałam więc napisać coś o swoim dzieciństwie z epoki szkoły podstawowej. - tylko bez przynudzania. - Ale ponieważ nie mam za wiele czasu, to napiszę tylko, że nie wspominam podstawówki najgorzej. Wręcz przeciwnie. Oczywiście było paru durnych nauczycieli, którzy odbębniali kierat z nami, ale ogólnie ten czas wspominam bardzo bardzo radośnie. Sam fakt uczęszczania do szkoły, wiele lekcji pamiętam do dziś, jakby się odbyły wczoraj i nie zamieniłabym tego czasu na żaden inny. Poza tym w mojej naturze leży chęć do współzawodnictwa, stawania w szranki, że tak powiem, więc nie mam traumatycznych wspomnień nawet z chwil stresujących jak sprawdziany i klasówki i odpowiedzi pryz tablicy. - No i w czym masz problem? - chyba w tym, że gadam sama do siebie....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
O jacie ale dużo napisałyscie ,super :) Ja oczywiście jak na razie rzuciałam na wszystko okiem w przelocie między pralką a garami ;) Widziałam,że homeschooling na tapecie ;)My też to przerabialiśmy tzn tą opcje wałkowaliśmy ale finalnie nie zdecydujemy się na to z racji tego,że Jaga lgnie do dzieci niczym mucha do miodu,przyda jej się trochę konfrontacji z rówieśnikami a po trzecie choć równie istotne, no i egoistyczne będziemy mieć chwilę oddechu ,kiedy będzie w szkole :P Mam koleżankę ostro wkręconą w tenże własnie,uważam to za fajną sprawę z tym ,że mam wrażenie że wynika to trochę z chęci utrzymania podkloszowego dzieciaka u niej przynajmniej.Ja wychodzę z założenia ,że lepiej znaleźć naprawdę fajną szkołę :)Choć czasem jest to faktycznie trudne ,boże przeraża mnie ten aspekt niestety, zwłaszcza w naszej okolicy ,no ale nie chce mi się ponownie przewalać tego tematu bo sporo mnie to jednak kosztuję nerwów... Tak czy siak podziwiam Was Mysho bo jednak jest to duże wyzwanie :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Co do wrażeń szkolnych to moje były pozytywne a jakże :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Powiem Wam jeszcze ,że w tej naszej Polszy jest ponad 50 rodzin zajmujących się homeschoolingiem i choć to są zaledwie odsetki od tego co jest w Europie czy Stanach ale mimo wszystko cieszy że taka piękna idea(bo coby nie mówic piękna jest chęć poświęcenia się takiego swoim dziatkom) ma szanse wzrostu,myślę że fajnie mieć coś takiego jako alternatywę do szkoły,która jednak coby nie mówić odbiega od ideału :O Mysh muszę Ci jeszcze powiedzieć,że jak miałabym od początku tej naszej pisaniny forumowej typować kogoś kto podjąłby się właśnie tej formie edukacji to byłabyś to bez wątpienia Ty :) Jest bardzo świetny artykul dot.tego zagadnienia nie wiem niestety czy można go w sieci znaleźć ,kiedyś był w Dużym Formacie bodajże o rodzinie ,która zajmuję sie własnie domowym nauczanie trójki swoich dzieciaków,jakie korzyści z tego czerpią wszyscy,jak nie determinuje to ich do siedzenia w ąłwie szkolnej ,podróżują uczą się na bieżąco,dodam tylko że w Pl trzeba takie nauczanie potwierdzic egzaminem kuratoryjnym :O no ale to nie zraża ich ,nie muszę dodawać że dzieciaki znacznie wybiegają z poziomem,choć nikt nie zmusza ich do recytacji Elegii przed całą klasą brrrr... Muszę Ci powiedzieć,że Wam zazdroszczę jednak tej chęci zangażowania się w ten pomysł,zazdroszczę determinacji która zapewne emanujecie i tak w ogóle bardzo to pozytywne :) Takie są moje lekko zdystansowane refleksje w tym temacie bo ja zawsze mam taki lekki żal do siebie ,że chyba jednak niepodołałabym temu wyzwaniu.A propos dobrych wrażeń szkolnych to tak było oczywiscie ,co nie zmienia jednak faktu,że były też odczucia skrajnie negatywne choć byłam raczej osobą smiałą.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tak w ogóle tekst (przetłumaczony przez moją koleżankę)który uwazam że daje do myślenia. Jego autorem jest John Taylor Gatto, wieloletni nauczyciel, który dwukrotnie zdobył na przełomie lat 1980. i 1990. tytuł Nauczyciela Roku Stanu Nowy Jork i trzykrotnie tytuł Nauczyciela Roku Miasta Nowy Jork. Jest autorem szeregu książek, m.in. tomu pt. The Underground History of American Education. W swoim artykule "Dumbing Us Down. The Hidden Curriculum of Compulsory Schooling" Gatto opisuje siedem lekcji, przekazywanych przez nauczycieli we wszystkich szkolach publicznych w Ameryce, niezależnie od tego, czy są tego świadomi, czy też nie. Pisze: Piewszą lekcją, której uczę, jest pomieszanie. Wszystko, czego uczę, jest wyjęte z kontekstu. Uczę nie-powiązania wszystkiego. Uczę braku relacji. nawet w najlepszych szkołach bliższa analiza sposobu, w jaki skonstruowany jest program nauczania, ujawnia że jest on niespójny i pełen wewnętrznych sprzeczności. Nadmierna liczba obcych dorosłych, pracujących praktycznie niezaleznie od siebie, i w wiekszości przypadków udających jedynie, że posiadają wiedzę, którą powinni, narzuca dzieciom to pomieszanie. W świecie, gdzie rodzina jest tylko wlasnym cieniem, dlatego że oboje rodzice pracują lub z jakiegoś innego powodu wszyscy są zbyt pomieszani, by utrzymywać rodzinne więzi, uczę was, byście przyjęly pomieszanie jako swoje przeznaczenie. Druga lekcja to segregacja klasowa. Dzieci otrzymują numery, by w razie ucieczki mozna je było odprowadzić do własciwej klasy. Moim zadaniem jest sprawienie, by polubiły przebywanie z innymi dziećmi noszącymi ten sam numer, co one. Jeżeli dobrze wykonam swoje zadanie, dzieci nie będą sobie już potrafiły nawet wyobrazić, że mogłyby być gdzieś indziej, ponieważ pokazalismy im, jak bać się i zazdrościć lepszym klasom i jak pogardzać tymi, którzy są od nich mniej bystrzy. Taka jest prawdziwa lekcja każdej narzuconej rywalizacji. Uczą się znac swoje miejsce. Trzecia lekcja to obojętność. Kiedy dzwoni dzwonek, żądam, by przerwały cokolwiek, co właśnie robiły, i szybko przeszły do następnego zajęcia. Mają się włączać i wyłączać jak elektryczny przełącznik. Dzwonki szkolne przesycają kazdą czynność obojętnością. Czwarta lekcja, ktorej uczę, to emocjonalna zalezność. Przy pomocy gwiazdek i czerwonych punktów, usmiechów i niezadowolonych spojrzeń, nagród, wyróżnień i nagan, uczę dzieci podporządkowania się ustalonej z góry hieharchii. Moja piąta lekcja to zalezność intelektualna. To najważniejsza lekcja: to, że musimy czekac, aż inni ludzie, lepiej wykształceni od nas, nadadzą znaczenie naszemu życiu. Tylko nauczyciel może decydować o tym, czego będą się uczyły dzieci, a raczej, ludzie którzy mi płacą [Gatto pisze to jako nauczyciel] podejmują te decyzje, które następnie ja wprowadzam w życie. Jeżeli powiedziano mi, że ewolucja to fakt, a nie teoria naukowa, przekazuję to zgodnie z poleceniem, karząc odszczepieńców, którzy sprzeciwiają się i nie chca myślec tak, jak ja im każę. Dzieci odnoszące sukcesy w szkole myślą w sposób, którzy ja im narzucę, wykazując minimalny opór i odpowiednią dawkę entuzjazmu. Złe dzieci walczą z tym, oczywiście, nawet jeśli nie mają odpowiedniego aparatu pojęciowego, by wiedzieć, z czym walczą, dążąc do tego, by samodzielnie podejmować decyzje na temat tego, czego i kiedy będą się uczyć. Na szczęście istnieją sprawdzone procedury służące łamaniu woli tych, którzy stawiają opór. Oczywiście, trudniej jest tego dokonać, jeżeli dziecko ma rozsądnych rodziców, którzy staną po jego stronie; to jednak zdarza się coraz rzadziej, pomimo faktu, że szkoły cieszą się powszechnie coraz gorszą opinią. Żaden z rodziców z klasy średniej, z którymi rozmawiałem, nie uważał że szkoła jego dziecka jest jedną z tych złych szkół. Żaden, w ciągu dwudziestu sześciu lat mojej pracy nauczyciela. Szósta lekcja to warunkowe poczucie własnej wartości. Lekcja, której uczą raporty o postępach w nauce i testy głosi, że dzieci nie powinni ufac sobie samym ani rodzicom, lecz powinny polegac na ocenie certyfikowanych urzędników. Tego, ile są warci, ludzie mają się dowiadywać od innych. Siódma lekcja, której uczę, brzmi: nigdzie się nie ukryjesz. Uczę moich uczniów, że są nieustannie obserwowani, że podlegają nieustannej kontroli mojej i moich kolegów. Ta ciągła inwigilacja i odmowa prywatności niesie ze sobą przekaz, ze nikomu nie mozna ufać, że prywatność jest nielegalna. żródło http://www.johntaylorgatto.com/bookstore/dumbdnblum1.htm Pod rozwagę :/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No i znowu targają mną wątpliwosci eh :O Dobra spadam lepiej do garów.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziewczyny zrobilam sobie dluzszy internetowy detox. Troche wymuszony okolicznosciami (duzo sie dzialo) a troche wlasna decyzja (stwierdzilam ze za duzo czasu w ostatnich tygodniach spedzilam na necie). Kilka dni temu przeczytalam dokladnie Wasze posty, zostawilam sobie czas na glebsze zastanowienie sie i teraz bede nadrabiac ;) Nikii wiem co przezywasz i trzymam mocno kciuki za Was. Przypomnialam sobie wywiad z J.L.Wisniewskim w ktorym opisuje jak poslal swoje dziewczynki do przedszkola w Niemczech i nie znaly slowa po niemiecku, a po 3 miesiacach czuly sie jak ryby w wodzie. Jeszcze troche czasu, cierpliowsci i wszystko sie pouklada. Dziekuje za zdjecia. Nadyjka tak urosla (od czasu gdy dostalam jej ostatnie zdjecia) ze nigdy bym jej nie poznala. Poruszacie temat, ktory jak sama Mysh przyznaje nie da sie zamknac w kilku zdaniach. Mysh zazdroszcze Ci determinacji uporu i konsekwencji w realizowaniu Waszej wizji. Trzeba nie lada sily zeby zderzyc sie z takim murem niecheci i niezrozumienia jaki napotkacie. Tego z pewnoscia jestescie swiadomi. Nie oznacza to jednak ze potrafie zrozumiec Wasz punkt widzenia. Bo nie do koca go znam, tzn wiem jaka podjelisci decyzje, ale nie wiem dokladnie w opraciu o jakie przeslanki. Trudno nawet odniesc mi sie do tej decyzji z punktu widzenia faktow, bo nie mam na ten temat zadnej wiedzy. I nie chodzi nawet o badania o jakich wspomnialas, o pewnie na kazde badanie ktore potwierdzaja jakas teorie w edukacji znajda sie inne ktore beda twierdzic cos innego. Nie wniose wiec nic istotnego do dyskusji o za i przeciw. Moge tylko opisac jak wygladalo u mnie odebranie tego na poziomie emocji. Mowie szczerze ze w pierwszym odruchu poczulam zgrzyt i kiedy zaczelam sie nad tym glebiej zastanawiac oto do jakich doszlam wnioskow. Poczulam uklucie zazdrosci ze jestescie w stanie tak bardzo zadedykowac swoj czas i uwage Waszym dzieciom i ze po rozpoznaniu temu Waszym zdaniem wybraliscie mniejsze zlo bez wzgeldu na to jak wielkiego nakladu sily bedzie to od Was wymagac. Wiem ze ja nie bylabym w stanie tego zrobic, zabrakloby mi pomyslu, konsekwencji, fantazji i sily do walki z tymi ktorzy byliby przeciwko nam. Kiedy uswiadomilam sobie tak jasno ze nie nie bylabym w stanie podjac sie jakiegos zadania dla dobra Olka, poczulam spory dyskomfort, bo tu juz latwo wrzucic sie do worka a napsiem „gorsza matka”. Pozniewz dyskomfort pojawil sie z racji Waszej decyzji to co jest najlepsza metoda uporania sie z nim? Zakwestionowac cudze racje, decyzje , umniejszyc je i ...poczuc sie lepiej. Stary psychologiczny mechanizm. Tylko tutaj wchodze juz na pole swoich doswiadczen. Jak sobie pomysle o tych wszystkich „przesladowaniach” w parku z powodu nie poslania Olka do zlobka, to sobie wyobrazam czego musicie w kolko sluchac. I ja wtedy bylam przekonana ze matki atakowaly mnie wlasnie po to zeby zagluszyc wlasne wyrzuty lub wyeliminowc dyskomfort z powodu tego ze maja przed soba kogos kto woli spedzac czas z wlasnym dzieckiem zamiast biegac po sklepach i przyjaciolkach. Kiedy przypomne sobie co przechodzi mama Kiki za to ze nie poslala jej do przedszkola to rece opadaja. Wlosi sa przekoanani ze przedszkole jest obowiazkowe i nie pytaja czy ja poslala? tylko od razu gdzie? Co w polaczeniu z ich swobodnym spososbem na wyrazanie wlasnych opinii sprawia ze U ma naprawde ciezkie zycie tutaj. Na szczescie Francuzi sa dyskretniejsi jesli chodzi o wtracanie sie do cudzego zycia, prawda? A wracjac jeszcze do Waszego wyboru, to widze ze duzy nacisk kladziecie na to zeby Wasze dzieci byly indywidualnosciami, myslaly jak najbardziej niezaleznie, poza schematami i nie czarpaly wzorcow myslenia czy potepownaia z tlumu/masy. I to sie Wam chwali. Jestem ciekawa do jakiego stopnia jestescie gotowi realizowac ten plan. A co jesli Jasiek lub Pola w pewnym momencie wyraznie zazycza sobie pojscia do szkoly? Interesuje mnie tez jak to wyglada od strony formalnej? Jesli np „przerobicie „ podstawowke w domu to czy chcac rozpoczac nauke w gimnazjum dzieci nie napotkaja trudnosci w kontynuowaniu nauki? Kuk musze przyznac ze bardzo mi zaimponowalas proba rozgryzienia tematu. Twoje zaangazowanie i wnikliwosc zrobily na mnie wrazenie. W jednym sie jednak z Toba nie zgodze, a mianowicie ze istnieje jakis podzial wedlug ktorego mozna stwierdzic ze jakies dziecko jest bardziej predystynowane do nauki indywidualnej a inne do pracy w grupie. Wydaje mi sie ze to jest naturalne ze pierwsze dziecko latwiej odnajduje sie w srodowisku doroslych, bo w takim wyrastalo do czasu pojawienia sie rodzenstwa. Jednak przypominam Ci o czym sama wspomnialas, ze Franio zrobil duze postepy w stosunku do zeszlego roku. Pisalas o tym ze nauczycielki same przyznaly ze Franio z zeszlego roku a tegoroczny to nie to samo dziecko. Oczywiscie ktos moze sie uprzec i przyczyne tego widziec w samym wieku jako takim. A ja uwazam ze jednak jest to zasluga pracy jaka dokonala sie na forum grupy. Bo to byl jego poligon doswiadczalny. I jesli przy zargonie wojskowym jestem to dokoncze ze jestem pewna iz stoczyl niejedna walke ze soba, ze swoja niesmialoscia, oswoil temat, miejsce, zdobyl doswiadczenia ktore dodaly mu pewnosci siebie I stad ta zmiana w jego zachowaniu A co do wlasnych wspomnien to ja podstawowke wspominam doskonale. Naprawde to w mojej pamieci czas zupelnej beztroski. Chociaz zdaje sobie sprawe ze chodzenie do szkoly na wsi wiazalo sie z duzym komfortem jakim bylo znanie wiekszosci nauczycielek, bo to blizsze lub dalsze sasiadki. To bylo srodowisko w ktorym wszyscy sie znali wiec nie bylo zadnego poczucia wyobcowania. Liceum wspominam tak sobie a studia no coz... wybralam sobie kierunek ktory mnie nie interesowal wiec nie oczekiwalam fajerwerkow radosci.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Co do teorii pana Gatto. Sorry ale mnie taki pseudo Orwellowski styl strasznie drazni. Ktos tu pozuje na filozofa lub intelektualiste ale jak dla mnie z marnym skutkiem. Zastanawiaja mnie kryteria przyznawania tego tytulu ktory otrzymal. Wedlug opinii tego pana mam pomieszane w glowie, jestem obojetna, zastraszona z powodu inwigilacji jakiej doswiadczylam, poddana zostalam intelektualnej i emocjonalenej zaleznosci co z pewnoscia doprowdzilo do ruiny moja budzaca sie do zycia osobowosc. Litosci!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Czy jego misja jest uswiadomienie wszystkim ze stawiajac noge w szkole decyduja sie na to ze od tej pory beda sie taplac w bagnie beznadziei, braku kompetencji, obojetnosci, miazdzeni beda przez schematy a w nagrode zostana calkowice pozabawieni zdolonosci samodzielnego myslenia?!?!?!?!? Boze co za przesada! Tam gdzie on widzi pomieszanie ja widze zachete do tego aby umiec kojarzyc fakty. Ja w zadnej szkole nie czulam na sobie dyszacego mi na karku nauczycielskiego wielkiego brata, ktory kontrolowal kazdy moj krok. A Wy? Tam gdzie on widzi intelektualna zaleznosc ja widze korzystanie z wiedzy innych, bo jakos tak sie zlozylo ze nie urodzilam sie wiedzac juz wszystko. Dzieki Bogu! Musialoby to byc strasznie frustrujace wiedziec juz wszystko i zostac pozbawiona potrzeby odkrywania swiata. I nie ma znaczenia czy w szkole czy w domu nauka sprowadza sie do polegania na tych ktorzy wiedza wiecej. Przynajmniej w punkcie wyjscia. Nikt nie zabrania uczniowi przescignac swoich mistrzow. Moglabym sie tu odnosic do kazdego zarzutu ale szkoda slow. Dodam tylko ze po kims, kto glosi tak rewolucyjne poglady spodziewalabym sie zasugerowania kilku rozwiazan wymienionych przez niego problemow. Mowiac scislej tego co on uwaza za problem. Jak na kogos kto wytyka swiatu jego bledy dopuszcza sie sporej dyskryminacji. Piszac ze rodzina jest pomieszna tylko dlatego ze oboje rodzicow pracuje, no coz.. nie bede tego komentowac. Ja na naszym forum widze grupe fajnych, inteligentnych, tworczych kobiet z fantazja, sila, determinacja i ogromna pogoda ducha. Jak to mozliwe ze staly sie wlasnie takie skoro przeszly przez pieklo o jakim wspomina pan Gatto???? Nie ma pojecia. ;) ;) ;) Pozdrawiam serdecznie!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja moglabym odnieść się na własnym przykładzie do każdego z tych punktów i odrzucając pewne drobne różnice związane z systemem szkolnictwa amerykańskim niestety zgodzić się z panem G. Do takich wniosków oczywiście dochodzę teraz ,bo w czasie kiedy były one wdrażane ,nie miałam takiej świadomosci ,co nie dziwi u kilkunastoletniego dziecka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Będe mieć chwilę to odniosę się bezpośrednio do tych siedmiu punktów ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość A najmniej
ma do powiedzenia Mysh... hmmmmm

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No, trzeba sie zdecydowac! Albo robimy dzieciom szkole w domu albo siedzimy przy komputerze dyskutujac o szkole w domu podczas gdy dzieci sa w szkole :p ;) :D Smieje sie, oczywiscie, prosze sie nie obrazac :D Dziewczyny, czy naprawde jeszcze nie zrozumialyscie, ze w tym wszystkim chodzi o wolnosc !? WOLNOSC (Rowniez od tego, co mysla szanowni inni :p ) O stronie formalnej nie chce mi sie rozpisywac, tymbardziej ze jest ona inna w Polsce i inna we Francji, wiec musialabym chyba opisywac podejscie obu panstw... No a dodatkowo mozna znalezc informacje na ten temat w internecie, wiec nie widze potrzeby streszczac tego w momencie kiedy nie dysponuje odpowiednia iloscia czasu. Karenko, zeby odpowiedziec na Twoje pytanie... powrot do szkoly jest mozliwy w kazdym momencie. Natomiast nie wiem, co bedzie, jesli ktores z dzieci wyrazi pragnienie pojscia do szkoly. Mysle ze nie moge odpowiedziec na to pytanie, dopoki to nie nastapi. Jesli faktycznie tak sie stanie, to wtedy zobaczymy. Ta lakoniczna odpowiedz, to nie jest zaden unik z mojej strony, po prostu nie moge wiedziec dzisiaj.... Wracajac jeszcze do strony formalnej edukacji domowej, we Francji jest o wiele latwiej niz w Polsce, bo nie trzeba nikogo prosic o zgode, wystarczy zadeklarowac (15 dni przed rozpoczeciem roku szkolnego), ze ma sie pragniennie uczyc dziecko w domu. Pozniej do domu przychodzi inspektor zeby sprawdzic czy dziecko sie uczy. Nie ma zadnych corocznych egzaminow. Dziecko ekternistycznie zdaje gimnazjalny egzamin koncowy i potem mature. I frunie na studia, spiewajaco zdajac egzamin wstepny, bo przeciez uczac sie w domu moglo spokojnie oddawac sie poglebianiu interesujacej go dziedziny ;) W Polsce niestety dzieci musza co roku zdawac material danej klasy :( We Francji jest okolo 3000 rodzin, ktore wybraly te forme edukacji... Rodziny te skupiaja sie w stowarzyszeniu, ktore zapewnie wszelka mozliwa pomoc, rowniez merytoryczna. W Stanach, Kanadzie te cyfry sa duzo wieksze, nie pamietam teraz niestety. W Polsce tez istnieje takie stowarzyszenie, ale skupia tylko 100 czlonkow. To tez niezle, nie? teraz wysylam, ale mam nadzieje ze jeszcze znajde momencik...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×