Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Jak radzić sobie ze świadomością starzenia

Polecane posty

Gość gość
A tak odnośnie tego czego mi brak, to męskiego zainteresowania. Marzy mi się ognisty romans z chłopakiem ok. 10 lat młodszym, który by miał na mnie apetyt do szaleństwa i wzajemnie. Jak byłam 20latką, to wydawało się, że wszystkim moim rówieśnikom podobają się seksowne 30latki, bo są takie pewnie siebie i intrygujące i aż nie mogłam się doczekać, żeby chociaż z tego względu, być już taką 30latką. Teraz jak mam te 34 lata, to wydaje mi się, że wszyscy faceci ślinią się do 20latek. I się pytam do cholery dlaczego całe życie takie rzeczy mnie omijają.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość facet prawie 48 lat
Autorko dobrze, że zdajesz sobie sprawę z irracjonalności takich myśli. Męską atencję można zdobywać na różne sposoby i wygląd jest tylko jednym z nich. Powiedział bym, że jest tym ważniejszy im młodszy mężczyzna. Jeżeli chcesz zrzucić kilogramy - zrób to dla siebie, dla zdrowia i poczucia lekkości. Ale nie dla próby odmłodzenia, bo z czasem nie wygrasz i ta bezsensowna walka stanie się tylko źródłem frustracji. Zaakceptuj siebie, bądź pewna siebie, wyluzowana i dowcipna, nie masz pojęcia jakie to jest seksi u kobiet. To normalne, że człowiek myśli o sobie jako o kimś młodszym niż jest w rzeczywistości. Dlatego z przekory już parę lat temu zacząłem myśleć o sobie jako o pięćdziesiątaku. Nie wierzgam, nie płaczę nad utracona młodością, myślę o przyszłości, rozwijam się, poszerzam zainteresowania, stawiam na intelekt. Mam kochającą kobietę u boku, wspaniałe dzieciaki, czegóż trzeba więcej? Uroda już nie ta, zakola na szpakowatej łepetynie, tu coś zaboli, tam coś strzeli - trudno, w tym wieku to normalka :) Seks? Odpukać jeszcze jest ok, ale myślami już powoli się z nim rozstaję. Trzeba to tego podejść na luzie i z humorem, w zasadzie nie ma innego sposobu niż akceptacja. Czy chciałbym cofnąć czas i znowu mieć 20, 30 lat? Po co? Żeby się uwstecznić intelektualnie na własne życzenie? :D Mam 47 lat, czyli dokładnie tyle ile trzeba. Ps. Pomyślności w 2018. I w kolejnych latach ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Witam wszystkich w nowym roku Drogi facecie... swoim wpisem zrobiłeś mi bardzo miły prezent. Dziękuję

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość facet prawie 48 lat
Nie ma sprawy, to fajne uczucie zrobić komuś prezent :) I jeszcze w kwestii starzenia - bardzo ważna jest akceptacja partnera. Bez głupich roszczeń, porównywania do innych, itp. Jeśli się kocha i jest się kochanym dużo łatwiej znieść efekty starzenia. Bo co z tego, że dla innych jestem coraz mniej atrakcyjny, skoro ona i tak mnie kocha? Za to jaki jestem, nie za to jak wyglądam. Kiedy pojawiły mi się zakola spytałem żonki czy powinienem coś z tym zrobić. Odpowiedziała: "tylko spróbuj, to są moje kochane zakola". I jak tu jej nie kochać :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
facet... Ale to było słodkie :). U mnie jest trochę inaczej. Widzę, że się mężowi podobam fizycznie, ale gdzieś głęboko jest między nami jakiś podskórny antagonizm, który sprawia, że jesteśmy trochę jak walczące koty. Pewnie nie umiem rozmawiać, bo po kilku zdaniach, kiedy próbuję powiedzieć jak się czuję, albo, że widzę między nami coś złego jest foch/duży foch lub mega foch. Paradoksalnie mam wrażenie, że on mnie nie lubi taką, jaką jestem, ale wpakował się w ten związek, są dzieci, więc próbuje przetrwać. A może po prostu nie potrzebuje żony w tym znaczeniu, co ja uważam. To mogłabym być ja, inna kobieta albo najlepiej sztuczna inteligencja, bo ona nie będzie wymagała nic od niego i będzie mógł całe dnie spędzać przed komputerem. Nie wiem, czy to ze mną jest coś nie tak (to też), czy się nie dobraliśmy, czy on jest zapiekłym starym kawalerem, a może to ja mam jakieś wymagania. Nie wiem. Dość, że czasem zastanawiam się, ile lat pociągniemy razem. Głupie, ale jak się pokłócimy to zastanawiam się nad tym, co zmienię po rozstaniu. Jak jest dobrze, jest dobrze, zwykłe szare życie, mam wolność robienia wielu rzeczy mimo małego dziecka, ale jego i tego, co mi od mężczyzny potrzeba (nie mówię o sferze łóżkowej) mam za mało, i to od lat. A może wydziwiam... nie wiem. Zebrało mi się.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość psychoza babska
gość wczoraj baby zawszechcą to czego nie mają, a jak dostaną to co chcą to chcą coś innego, definicja psychozy, nic wam nie pomoże tylko dobre dymanko i traktowanie was jak szmaty którymi niewątpliwie jesteście

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
psychoza... mamusia musi być z ciebie dumna...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość facet prawie 48 lat
Mi to wygląda na jakiś brak odporności psychicznej u Twojego męża, nadwrażliwość na krytykę, ale mogę się mylić, nie wiem jak z nim rozmawiasz. A żaby nie było za słodko - czasem się z żonką poprztykamy, dzisiaj rano żeby daleko nie szukać ;) W****ik był, ale już mi przeszło :) Ciągły pośpiech, signum temporis współczesności. Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
witaj facet... Na pewno to w dużej mierze moja wina, kiedyś byłam nieznośna, wykształciło się między nami parę złych mechanizmów. Nie umiemy rozmawiać, bo "mówię rozwlekle". 5 zdań zawierających konkrety to już rozwlekle. A on nie umie słuchać. A przynajmniej nie o swoich wadach, tym, z czym mi jest źle lub propozycjach zmian. Pomijając to, jest najbardziej stabilnym emocjonalnie facetem, jakiego znam. Chyba, że jednak nosi w sobie jakąś słabość, w którą niechcący uderzam. A, dobra. Piszę, choć może nie powinnam, ale wolę anonimowo, niż się komuś znajomemu w rękaw wypłakiwać. Smuci mnie to, że 1. ja nie umiem rozmawiać tak, by do niego dotarło (jestem zbyt szczera, prosta, niecierpliwa), 2. nawet nie wiem, co się między nami dzieje źle. Przykładowo, sylwestra spędziliśmy oddzielnie tzn. siedząc przed kompem w 2 pokojach, ja myślałam, czy by czegoś nie zrobić, ale jestem świeżo po kontuzji i wiele opcji odpadło, ale czekałam na jakiś sygnał. On może też nie wiedział, co zrobić. We mnie narastała złość. Jak przyszedł na nowy rok to zaczęłam o tym mówić. Kilka zdań i pozamiatane. No i mamy napiętą sytuację. To takie głupie, bo mam wrażenie, że moglibyśmy naprawdę fajnie rozwijać relację, a tak obudowujemy się w swoich okopach. Boli mnie, że żyję sama, osobno i się najeżam, uczę być sama, ale gdzieś tam narasta we mnie głód.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A moze macie utrudniona komunikacje? Ty czekalas na jakis sygnal az narosla w Tobie zlosc i eksplodowalas. Ja nauczylam sie wszystkie wydarzenia omawiac zawczasu, ustalac co i jak zrobimy. W ten sposob mozna sie przygotowac i nastawic.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Tak, mamy utrudnioną komunikację, ale głównie w tym obszarze - rozmów o tym, co jest nie tak. Ja pewnie mówię złym tonem, albo treść jest za mocna, a mżą się z kolei przed tym chowa. z resztą takich prawdziwych rozmów prawie nie mamy. Pierwszą rzeczą po wstaniu jest u niego włączenie kompa i tak siedzi do wieczora. Przerwy robi tylko na toaletę, nawet je przy kompie. A poza weekendem dochodzi do tego praca. Mnie wkurzyło gadanie do człowieka wpatrzonego w monitor, który mnie zwyczajnie nie słucha, albo każe sobie 3 razy powtarzać, a nawet na mnie nie patrzy. Po takich doświadczeniach ograniczyłam próby rozmowy. Nie wiem, czy on nie ma potrzeb rozmowy (wystarczy jak raz dziennie zamieni ze mną 2 zdania) czy nie ma ich ze mną. A może gdybyśmy pisali przez komunikator byłoby łatwiej? Ale ja nie chcę dać się w to wciągnąć. Parę dni temu powiedział mi całkiem na serio, że niedługo kobiety będą miały problem, żeby wyjść za mąż, bo pojawiła się sztuczna inteligencja i za kilka lat będzie spełniać potrzeby mężczyzn w tym zakresie. Wiem, źle to brzmi. Mam tylko nadzieję, że mimo wszystko tli się w nim jakieś uczucie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
To jakiś idiota... On pewnie po\rnole ogląda na tym kompie, a Ciebie juz nie szanuje. Poza tym to naprawdę kretyn. Uświadom mu ze nie każda kobieta chce wyjść za mąż. Ja wole wolny związek, bo zawsze można się ulotnic gdy ma się kogoś dosyć, bez latania po sądach.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie jest idiotą i proszę tak o nim nie pisać. Porno może i ogląda, ale nie więcej niż przeciętny facet. Na kompie robi swoje rzeczy (hobby). To o kobietach i małżeństwie padło w rozmowie w kontekście kobiet, które chcą wyjść za mąż.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
No to ciesz się ze PAN i władca się z toba ożenił

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
To nie tak. Zresztą znacie racje tylko 1 strony. Może coś przeinaczam, może się nie dobraliśmy, a może jest jak piszesz...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ale po co Tobie to autorko ? Potrzebujesz atencji facetow ,zeby czuc sie dobrze, czuc, ze zyjesz? Olej to, ta atencja nic nie daje, moze chwilowo podnosi humor, ale swojej samoakceptacji nie powinno sie opierac na czyms tak blachym, ulotnym i nieistotnym jak zainteresowanie( glownie seksualne) facetow. Miej to gdzieś i zajmij sie soba, swoja rodzina.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A Ty jestes pewna Autorko, ze Tobie chodzi o zainteresowanie facetow? Bo brzmisz tak, jakby Tobie zalezalo glownie na zainteresowaniu ze strony wlasnego meza, ktorego w ktoryms momencie zabraklo.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Hm... może masz rację. Dziękuję. Ps. Ale i tak utrzymuję, że fajnie jest cię innym podobać :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość facet prawie 48 lat
Dobry wieczór. Kurcze, trochę mi szczęka opadła. Czy Twój mąż był taki od zawsze? Chyba teraz rozumiem Twój głód bycia traktowaną jak kobieta. Mąż tego nie zaspakaja, za niego nadrabiały to spojrzenia, uśmiechy i komplementy innych mężczyzn, a teraz ich zabrakło. Trenuj bycie seksi sama dla siebie, kiedy spodobasz się sama sobie, zaczniesz podobać się mężczyznom. Tylko nie zafiksuj się na tym ;) Faceci to nie wszystko :) Fajnie piszesz, podoba mi się Twoja polszczyzna :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Zaden zdrowy na umysle mezczyzna nie bedzie sie brac za mezatke z dziecmi

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Sa rozne kryteria poczucia przemijania i starzenia.dla autorki to zainteresowanieze strony mezczyzn.dla mnie to by chyba bylo zostanie matka, bo to przekreca zycie i myslenie o 180 stopni i juz bezpowrotnie, nie wazne czy w wieku 20 czy 35 lat, jakos tak bezdzietna i niestarajaca sie o dziecko 32 latka wydaje mi sie mlodsza niz 22 latka w planowanej ciazy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Mnie też. Ciąża jakoś postarza, to juz nie to samo....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Facet... czytam Cię z przyjemnością, choć temat mało przyjemny. Szkoda, że w życiu nie mam osoby, z którą mogłabym tak pogadać. Myślę sobie, że mi trzeba i dużo i mało. Dużo, bo chcę zainteresowania, uwagi i bycia na pierwszym miejscu (a nie komputer, hobby, długo długo nic, rodzina). Mało, bo wystarczy stała dystrybucja, że tak powiem, małych dowodów miłości/uznania/zauważania, żebym była po prostu szczęśliwa i, co chyba istotne, dzieliła się swoim szczęściem. Przykładowo, Twój komplement i już się uśmiecham. Niby nic, ale świadczy o zauważeniu, docenieniu i inteligencji (Twojej :))Szkoda mi, że sam z siebie, to mąż w ramach "gry wstępnej", rzuci mi informację o moich, powiedzmy, aktywach i to w słowach na skraju wulgarności. Ale to może nie jego wina, że tak ma. Ale ciężko mi się do tego przyzwyczaić. Dobra, coś konstruktywnego. Czy masz drogi facecie... dla mnie jakieś rady. Tę o samoakceptacji bardzo biorę do siebie, bo wiem, że to dobra droga, którą mam nadzieję już zaczynam się poruszać. Ale może, z pozycji płci męskiej mądrej mądrością życiową masz jeszcze jakieś sugestie. Nie chcę go zmuszać, nim manipulować, ale mam wrażenie, że jak tak dalej pójdzie, to po 10 latach (max. 18, żeby dzieciom w głowie nie namieszać) nas nie będzie.... :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Pytasz, czy takie był zawsze. Nie, nie był. Znałam go jak człowieka, z którym można było sobie pogadać o wszystkim. Był we mnie zakochany obłędnie, kochał mnie więcej niż ja jego. Ja byłam po trudnym związku, który prawie mnie zniszczył. Nasz pierwszy rok małżeństwa był trudny, szczególnie dla niego. Potem małe rozczarowania mną, które widziałam w jego wzroku, przeciążenie dziećmi (2 rok po roku), stres w pracy, raniące słowa. Nazbierało się między nami. Ale z tym czasem dla mnie (nas) to tak, chyba od początku małżeństwa było z tym kiepsko. Trochę na zasadzie zaobrączkowana, nie muszę się starać. Moje. Czułam się oszukana. Czemu się zamknął? Ooo, tu pewnie ja zrobiłam swoje, a on, może po jakimś słowie, które przelało czarę goryczy się znieczulił. Nie umiem udawać, jak mnie boli, chyba, że zapomnę, a tak jest często. Problem jest, ale czasem o nim zapominam. Wtedy potrafię przeżywać całą sobą szczęście. Ale potem, jak królik z kapelusza wyskakuje znów to samo. I odwracanie kota ogonem i atak na każdą uwagę, której nie chce usłyszeć i ta maniera ostentacyjnego niesłuchania, a potem dopytywania się z pretensją co tam mówiłam (czasem dwukrotne). Bardzo wiele nas różni. Pochodzimy z kompletnie różnych rodzin i w takim codziennym życiu jest to chyba największy generator nieporozumień, mimo, iż od ślubu minęło już dobrych kilka lat... Ot, z grubsza obraz naszego małżeństwa. I taki obrazek na koniec. Dzisiejszy dzień.... Po jego powrocie z pracy szoruję kuchnię (wcześniej robiłam, ale mniej, bo bawiłam się z małą i kiepsko się czułam), on komputer i mała. O coś tam poprosiłam, przyniósł. Tak wyglądało ostatnie kilka godzin. Właśnie idziemy spać. Gdzie myk? kilka dni temu miałam kontuzję kręgosłupa. Powinnam leżeć płasko (zalecenie neurologa po poprzedniej). W nosie ma, co mi jest, czy sobie szkodzę, ale gdybym to powiedziała, to usłyszałabym "to nie sprzątaj". Kto posprząta? Nikt. Nikt tego za mnie nie zrobi. Jemu bałagan, i co gorsza, brud nie przeszkadzają. Ehhh... znów mi się przykro zrobiło. Dobrej nocy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Prostak ale gość
gość dziś Bym napisał swoim zwyczajem że to proste Ale proste niestety nie jest Nie potraficie z sobą już rozmawiać? Bywa! Pojawiły się między wami słowa które przelały czarę goryczy? Bywa! Ale człowiek jest istotą rozumną i poszukuje rozwiązań. Trzeba to zastopować albo już się rozwieść szkoda czasu. Jasne że lepiej zastopować. Wcale nie uważam ze jest mu łatwiej. Oboje czekacie na jakiś znak z drugiej strony i to musi nastąpić Któreś z was musi podjąć inicjatywę zanim będzie już całkiem za późno. Polecam ci sprawdzoną metodę. Przemyśl dziesięć razy to co chcesz mu powiedzieć. Potrafisz pisać co widać z twoich postów. Napisz mu to wszystko na maila lub wyślij zwykłą pocztą. Jeżeli go kochasz to nie zapomnij i tego w tekście zawrzeć. Weź sprawy w swoje ręce. Użalanie się na kafeterii w niczym ci nie pomoże. Tylko ty wiesz jak się sprawy mają. Co do odbioru procesu starzenia przez długoletniego partnera to taki problem nie istnieje. To jest tak rozłożone w czasie że nie daje się zauważyć. Jakaś zmarszczka nie powstaje z dnia na dzień i większość partnerów albo to przeoczy albo pomyśli że zawsze tak było ;-) Z mojego męskiego punktu widzenia tak to widzę xx Kolego "facet prawie 48 lat" Jeśli jest tak super jak to opisujesz to co ty właściwie robisz na tym forum??? ;-) Jak dla mnie pierwszy znak że coś się jednak pochrzaniło ;-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość facet prawie 48 lat
Dzień dobry. Autorko W każdym związku musi być balans między JA a MY. W Twoim małżeństwie MY szwankuje, JA ma dołka ;) Moje sugestie dotyczyły JA, a teraz prosisz o radę w sprawie MY. Skrobnę coś wieczorkiem, kiedy czasu będę miał więcej. Być może Prostak ale gość ma rację, jakoś się do niego musisz przebić. Prostaku Do kafe mam sentyment, bo tu poznałem swoją żonę i czasem tu zaglądam. Ale fakt, dawniej siedziałem tu non stop i nie był to wesoły okres w moim życiu (z nią było identycznie). Dzisiaj rzadko tu zaglądam, bo najczęściej nie ma po co (hejt i bzdury), czasem trafi się jednak taki temat jak ten. Wtedy warto.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Panowie, dziękuję. To rzadkość uzyskać tak mądre odpowiedzi. ...ale gość Tak, wydaje mi się, że czekamy na aktywność drugiej strony. W sumie oboje jesteśmy w podobnej sytuacji. Trochę tak wychowani, trochę warunkowani przez życiowe doświadczenia. Listy pisałam, troszkę pomagało w komunikacji, ale on dokładnie już wie, czego chcę, czego potrzebuję i czego oczekuję, tylko mi tego nie daje. Nie wiem, nie chce, nie może, nie umie. Ale wie. Jedyne co na niego działa to przykład. Jak się zajmuję z dzieciakami czymś fajnym, to nawet przyjdzie. Czasem jak sprzątam to też coś zrobi. Jak jestem w pogodnym nastroju to i on się bardziej zainteresuje i "da ponieść" moim pozytywnym emocjom. No i tu dochodzimy do mojego charakteru. Dla mnie bycie takim "przewodnikiem" w obszarze przeze mnie nieopanowanym, uśmiechanie się mimo urazy, uczenie kogoś podejścia, którego sama nie umiem, ale mam chęć ratowania małżeństwa (bo w takich kategoriach to postrzegam) jest miłe jak drapanie paznokciem po szkle, jak spacer po żwirze na kolanach, jak okłady z cebuli na oczy. Jestem porywcza, dumna, zależność i granie pod innych budzi we mnie chęć ucieczki, mam słabiznę w obszarze bycia odrzuconą, unikam kłamstwa jak się da, a do tego mam braki w obszarze integracji społecznej (co częściowo nadrobił związek z moim ex, ale nie do końca) i w tym obszarze doświadczenie bycia podpieraną, a nie podporą. Ale tak będzie musiało być (coś czuję przez skórę). Dla mnie to pot, łzy, krew, nagięcie własnego charakteru i ból. Tylko skąd wziąć na to siły? Bo to będzie cholernie ciężkie. A może nie mam racji, może mam złe nastawienie co do tego, ile to mnie będzie kosztowało? Nie wiem. Facet... Wow, nie myślałam, że przez kafe można kogoś poznać, a potem poślubić. Fajnie i jakoś blisko memu sercu, że i Ty i Twoja małżonka w chwilach trudnych wchodziliście na ten portal. Mimo upływu wielu lat też mam sentyment i wchodzę tu, gdy mi źle. Dobrze jest czuć, że nie jest się w tym odosobnioną.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Z Twoich postow wynika, ze krecicie sie w kolko. Znajdz jakies seminarium-warsztaty-terapie nt. komunikacji w malzenstwie i idzcie na to razem, koniecznie. Przyniesie to wam kupe materialow do dyskusji i ustalen. Powiedz mezowi, ze przez wasza nieporadnosc na tym polu myslisz powaznie o rozwodzie i musi dokonac sie jakis skok jakosciowy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
O rozwodzie mój mąż słyszał zbyt często, żeby to miało, że tak powiem, siłę wodospadu. Myślę, że to fajny pomysł, ale szczerze, ciężko mi sobie wyobrazić, żeby na to poszedł. Pomyślę co się da zrobić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość facet prawie 48 lat
Dobry wieczór. Miałem właśnie spytać, czy on zdaje sobie sobie z sytuacji, ale już odpowiedziałaś. Pytanie- skoro wie, to dlaczego nic z tym nie robi? Sytuacja trochę patowa - Twój mąż jest takim "emocjonalnym zwierciadłem" i udzielają mu się Twoje emocje. Ty potrzebujesz żeby był na nie odporny i żebyś mogła być w 100% sobą z całą dynamiką Twojego charakteru. Trochę przypominasz mi moją żonę - to kobieta żywioł i kiedy jest sfrustrowana, zła, zmęczona daje upust negatywnym emocjom. Musiałem się nauczyć, że kiedy krzyczy to nie koniec świata :) Nie zawsze się mi to udaje, ale wciąż się trenuję spokój w takich sytuacjach, żeby nie zarazić się frustracją. Dystans i śmiech - to moi pomocnicy. I empatia, staram się wtedy nie myśleć o sobie. Ona to widzi i docenia, kiedy jej przejdzie mówi mi że jestem jedynym facetem na świecie, który z nią wytrzyma :) Tylko my to mamy przegadane. Oboje jesteśmy po rozwodach, wiemy co jest w związku ważne i jak go pielęgnować. I ROZMAWIAMY - to podstawa. Dlatego wydaje mi się, że powinnaś spróbować delikatnie i subtelnie próbować wciągać go w zwierzenia. Żadnej decydującej rozmowy - wręcz przeciwnie, drąż skałę kroplami. I spróbuj popracować nad sobą. Tak dla sprawdzenia czy to takie straszne być podporą związku. I czy będziesz umiała być mądrzejsza. W końcu masz 37 lat. Nie jesteś już księżniczką, tylko Królową. To zobowiązuje ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×