Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Czemu już mi się nie chce?

Polecane posty

Gość gość

Mam taki problem. Mam już 25 lat. Moje życie uczuciowe do tej pory to porażka. Jeden krótki związek, potem kilkuletnie nieszczęśliwe zakochanie. Facet wolał być z inną, mnie o tym nie mówił, tylko bawił się mną i ciągle dawał mi nadzieję. Było to moje pierwsze takie poważniejsze zakochanie, powiedziałabym nawet, że miłość. Dużo energii, zaangażowania i serca włożyłam w to, by był ze mną, dbalam o niego itd. On wiedział o moim uczuciu i wykorzystywał to, bawił się mną i podnosił sobie ego. W końcu powiedzialam dość. 1,5 roku temu. Od tej chwili nie mam z nim żadnego kontaktu. Początkowo długo była rozpacz, leczenie się z tej miłości. Teraz czuję, że już go nie kocham, nie myślę o nim ciągle, a patrząc na jego zdjęcie, myślę "co ja w nim widziałam". Nie tęsknię za nim(jedynie za jego poczuciem humoru, bo mieliśmy identyczne) i jedynie lękam się o swoją przyszłość. Teoretycznie mam jeszcze czas na znalezienie kolejnej miłości - ale już mi się po prostu nie chce. Jakbym się wypaliła. Dawniej (za czasów liceum i do zerwania kontaktów z tamtym) zawsze zależało mi, żeby ładnie wyglądac wlasnie w tym celu, żeby kogoś poznać, żeby się podobać itd. Starałam się, dbałam o siebie, miałam nadzieję. Jak gdzieś wychodzilam, to miałam nadzieję, że może tam kogoś poznam, z optymizmem patrzyłam na przyszłość. Potem w momencie poznania pierwszego i drugiego faceta było tak samo. Optymizm, nadzieja. A teraz, choć już ból minął, nie widzę żadnej nadziei- nic, jedynie czuję straszną pustkę w środku. Jakbym była bez uczuć. Aż mnie ta pustka przygniata. Nie mam powodu do uśmiechu, nie czuję w sobie radości.Cieszą mnie drobne rzeczy, ale to tylko chwilowa radość. Czuję jakby pogodzenie z losem- z tym, że zawsze już będę sama i nieszczęśliwa. Mam poczucie zmarnowania lat i myśl, że już dla mnie za późno na cokolwiek. Na ślub, na dzieci. Koleżanki i znajome od dawna w związkach, są już narzeczonymi, inne po ślubach, jeszcze inne już mają dzieci. A ja nie mam nic. Tak bardzo się starałam i walczyłam o tamtą miłość prawie 3 lata, a i tak nic z tego. Po nic to wszystko było, tylko zmarnowałam czas i siły. Zniechęciło mnie to strasznie do czegokolwiek. Po urwaniu kontaktu z nim przytyłam, przestałam wychodzić do ludzi. Czuję, że nie potrzebuję kontaktu z nikim spoza rodziny. Nie jest tak, że kompletnie o siebie nie dbam- bo zaczęłam od 3 miesięcy patrzeć na to co jem, ćwiczę, dzięki czemu już chudnę, mam pasje, rozwijam się zawodowo. Ostatnio nawet kupiłam sobie lampę do hybryd, żeby zawsze mieć zadbane paznokcie. Planuję odświeżyć szafę, kupić nowe, bardziej eleganckie ubrania. Więc jednak dbam o siebie jakoś. Ale zmieniło się coś - robię to wyłącznie dla siebie i dla swojego samopoczucia. A nie po to, by jakoś zaimponować jakiemuś facetowi, by kogos poznać, by komuś się spodobać. Już jakby nie zależy mi na tym, bo "i tak nic by z tego nie było". Teraz od dwóch miesięcy zabiega o mnie pewien facet i choć daję mu wyraźne sygnały, że nic z tego (nie chce mi się nawet z nim spotykać), to on nie odpuszcza. A ja i tak wiem, że nie poczulabym nic, ta wewnętrzna pustka, chłód i lód są zbyt silne. Tak jakbym podświadomie nie chciała już angażować się, czuć czegokolwiek do kogoś. Mam wrażenie, że gdyby obok przechodził super facet moich marzeń, to nawet nie miałabym ochoty i sił, by na niego popatrzeć, uśmiechnąć się, czy w jakiś sposób zagadać. Uznałabym, że po co, skoro z tęgo i tak nic nie będzie. Boję się tego. Mam juz 25 lat. Nie chcę zostać sama i bez rodziny. Boje się, że przez to uczucie zmarnuję wiele lat, że nigdy już nie będę szczęśliwa(pełne szczęście i spełnienie wg mnie daje jednak miłość) Czy takie podejście w tym wieku jest normalne? Czy zawsze jest tak po rozstaniu z kimś, kogo się uważało za "tego jedynego "....? Czy może im jest się starszym, tym mniej się chce? Niby minęło już 1,5 roku i serio ten gość jest już dla mnie obojętny. Dlatego tym bardziej nie rozumiem tych uczuć (tuż po zerwaniu kontaktu miałam właśnie chęć szybkiego poznania kogoś nowego, a teraz w ogóle, jakbym pogodziła się już z samotnością)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie wiem autorko, mam podobnie. Z tym ze ja sobie powiedzialam jesli TEN mnie oszuka to koniec i podzialalo jak za sprawa magicznej rozdzki .. 2 lata w nieswiadomosci, kolejne 2 sie zbieralam, teraz juz nie mysle o nim ale czuje sie wlasnie wypalona, z wiekszym dystansem podchodzilam do innych facetow nie nastawialam sie na nic,po prostu mi sie podobali, wczesniej zrobilabym wiele by zwrocic ich uwage. a ci bogu ducha winni starali sie a ja ich odtracalam jak przychodzilo co do czego, wtedy nie czulam sie gotowa myslalam,ze to kwestia czasu...a teraz juz w ogole mi nie zalezy zeby kogos poznac,zmienilam sie pod wieloma wzgledami i nawet czuje ze zostane sama, bo CHCE... To moj wybor. Troche sie boje wiadomo bo sa sytuacje gdzie ta druga osoba jest po prostu potrzebna ale marzenia o bezinteresownej milosci odlozylam miedzy bajki :) takie zycie.U mnie wlasnie ostatnio 2 przyjaciolki wyszly za maz,po prostu super:D i nie zazdroszcze im nawet, jestem rok mlodsza od Ciebie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Szukasz czegoś czego nie ma. Trwałe szczęście nie istnieje, trwała miłość również, no może przyjaźń, to można też nazwać miłością, ale trwały fundament szczęścia w świecie nie istnieje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
dziś dokładnie o takich odczuciach pisałam. Tak, jakbym wewnętrznie juz nic nie chciała, jakbym już nawet nie liczyła, że spotkam miłość. Odtrącam niczemu niewinnych facetów i sama skazuję się na dalszą samotność, choć tego nie chcę. Ale z drugiej strony, jak rodzina mówi mi, żeby próbować kogoś poznawać, np. założyć konto na tinderze itd. To mi się po prostu nie chce. Chodzić na randki, znów się starać. Jest to takie uczucie, jakby dawniej miało się jeszcze plany, marzenia i nadzieje. A teraz już nie, jakby powodziło się, że widocznie taki los i że moje serce stało się jak głaz. A szkoda. Szkoda, że musimy się tak czuć, szkoda, że nie możemy być szczęśliwe i czerpać z życia... Inni są szczęśliwi w związkach, mają radość, energię, że mogą góry przenosić. A ja robię wszystko mechanicznie, bez entuzjazmu. Już mi sie nie chce nawet z domu wychodzić w nadziei, że może na jakieś imprezie czy gdzieś kogoś spotkam. Najgorsze jest to, że osoba, która wyprała mnie z uczuć, jest w szczęśliwym związku. Zniszczyl mi życie i nic go to nie obchodzi. A mi jest przykro, że życie mija, młodość mija, a ja zamiast spędzać piękne chwile z ukochaną osobą, zamiast cieszyć się życiem i zbierać wspomnienia, rzuciłam się w wir pracy, mechanicznych codziennych czynności i w sumie siedzenia w domu. Już nawet do przyjaciół nie chce mi się pisać, bo każdy w szczęśliwym związku i tylko opowiadają na spotkaniach, jak to są super szczęśliwi. A ja nigdy nie byłam tak w pełni szczęśliwa i przykro mi z tego powodu. Dawniej jeszcze myslalam, że jest czas, że jak będę o siebie dbać, ładnie wyglądać, to na pewno kogoś poznam. A teraz już mi się nie chce nawet starać, dopiero po kilku tyradach mamy dotarło do mnie, że zaniedbuje się i że przestałam o siebie dbać. Staram się to zmienić, ale już tylko dla siebie. Przykre jest to, że niektórzy muszą żyć z taką pustką, beznadzieją i przekonaniem, że nic się nie zmieni i tak, skoro do tej pory się nie zmieniło. Do gość z 19:01- no moze trwała miłość nie istnieje, choć znam wyjątki osobiście. Ale chodzi mi o jakakolwiek miłość, a do tej pory 1 facet udawał uczucie, by mnie wykorzystać, drugi też udawał, kręcił, zwodził, a tak naprawdę nic do mnie nie czuł, skoro za plecami ukrywał stałą dziewczynę, nie zamierzał od niej odchodzić ani nic. Przygnębia mnie to, że nigdy nie mialam nawet szansy doświadczyć prawdziwego uczucia, choćby miało ono trwać tylko kilka lat... A wiadomo, tez chciałabym mieć męża, dzieci, dom. Teraz jestem póki co jak wyrzutek wśród znajomych, bo jako jedyna nie umiem sobie ułożyć życia. Możliwość bym miala, choćby teraz. Ale nie czuję nic, nawet chęci do poznawania tego chłopaka...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Mam dla Ciebie rade z perspektywy czasu jak ja bym zrobila - dalabym szanse temu ktory sie stara. Jezeli choc troche Ci sie podoba ale po prostu chodzi o to przekonanie ze nic nie bedzie to chyba warto z tym zeby mu uczciwie przedstawic sytuacje ,byc moze zaangazuje sie bardziej i bedzie czul sie bardziej odpowiedzialny a Ty moze z czasem otworzysz serce gdy on juz bedzie zaangazowany a jesli nie to po prostu go zostawisz. Jesli mu zalezy to wejdzie w to na powaznie a jesli nie to masz odpowiedz. Ja juz nie mam energii do zwiazkow, na wszystko patrze jakby zza szyby ale czasem mysle o jednym chlopaku, teraz juz zajetym i troche zaluje

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Może umarłaś w środku. Ja nigdy nie byłem w żadnym związku a mam 27 lat. Jak byłem młodszy to zdarzało mi się coś poczuć do jakiejś kobiety, dziewczyny, nawet jak na nią patrzyłem, tzw zauroczenie. W wieku nastoletnim też przeżywałem coś silnie latami a teraz już tego nie ma. Po prostu człowiek się zmienia i się starzeje, dojrzewa i z czasem trudno już o takie rzeczy z wiekiem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Do mnie tez zawsze podchodzili badboye, wsrod nich bylo tylko 2 milych chlopakow ale w takim czasie ze bylam zaangazowana w innych i chcialam byc po prostu uczciwa Z jednej strony to nawet dobre ze nabralysmy dystansu tak mysle,ze mozna to wykorzystac by na zimno ocenic chlopakow i wiedziec w kogo sie zaangazowac

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
W okresie dojrzewania wiekszosc osob nam sie podoba ,czlowiek jest bardziej energiczny, bez doswiadczen i uprzedzen dlatego latwo sie zakochuje.Ale nawet i 50latkowie potrafia stracic glowe i ''zadurzyc sie jak gowniarz''. Trzeba jakos przestawic myslenie ,moze otaczac sie mlodymi ludzmi, unikac wampirow energetycznych?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
dziś no właśnie dałam mu dziś raczej definitywnego kosza :P no ale nie chodzi o starania. Tylko po prostu nie zaskoczyło u mnie, w dodatku czuję, jakbym miała serce z kamienia i po prostu nie chcę go skrzywdzić, robiąc mu złudną nadzieję. Bo co z tego, że mogłabym zgadzać się na kilkanaście spotkań, jeśli on myslalby, że idzie to w dobrym kierunku, a u mnie po czasie nic by się nie zmieniło. Nie chcę robić tak, żeby on się bardziej angażował, próbował mi pomóc, a ja po czasie go zostawiam nagle, choć juz od początku dobrze wiedziałam, że nic z tego nie będzie. Kiedyś ktoś zachował się podobnie w stosunku do mnie (ja się zakochałam, starałam, chciałam pomóc), a po kilku latach okazalo sie, że byłam odskocznią, zabawką. Że wcale żadnej depresji nie ma, że nie ma ciężko w życiu, że odległość nie jest jednak problemem i że cały czas była inna, do której coś czuł. Wiem, co wtedy czułam i jak ciężko było mi się po tym pozbierać oraz jak to nadal odbija się na mojej psychice, więc nie chcę, żeby ktoś przeżywał kiedyś przeze mnie coś podobnego co ja teraz. Myślę, że jakbym czuła, że to jest "to" lub choć jakieś zauroczenie czy tam chemię od początku, czy chociaż chęci, żeby cos z tego wynikło, to byłoby inaczej. x dziś tego się właśnie boję. Że przez to silne uczucie, które zostało brutalnie zniszczone, coś umarło we mnie... I jeszcze ta świadomość, że osoba, która to zrobiła, jest szczęśliwa z kimś innym i pewnie nawet o mnie nie pomyśli i w d***e ma to, co mi zrobił. Mam nadzieję, że da się jakoś odżyć.. Nie chcę tak całe życie cierpieć. Myślę nawet o tym, żeby się przymusic i założyć jakieś konto na portalu randkowym w nadziei, że może spotkam tam kogoś, do kogo poczuje jakies zauroczenie dość szybko i moze dzięki temu coś się odblokuje. Bo póki co siedzę w domu, przez ten rok 3 kandydatów odtracilam właśnie z powodu tej pustki, ale byli to przypadkowi faceci, w sensie, że nawet ich nie szukalam i od samego początku czułam, że nic z tego nie będzie. Ale z drugiej strony boje sie, że przez portale kolejne osoby będę tylko odrzucać lub ranić :/ No ale ja masz 27 lat i masz podobnie, to moze niestety wynika z tego, że z wiekiem zawsze tak się dzieje? Tym bardziej szkoda, że ktoś zdeptal nasze pierwsze zauroczenia, uniemożliwiając nam bycie szczęśliwym.. Zazdroszczę tym, którzy mają szczęście, zakochują się w wieku młodzieńczym i miłość prowadzi te osoby do ołtarza... x dziś fakt, dystans ma tez plusy. Dawniej po miesiącu dwoch samego pisania byłam w stanie się zakochać, a teraz mogę tyle samo lub dłużej z kimś pisac czy nawet spotkać się i nic mnie to nie rusza. pomaga to ustrzec się przed kłamcami i złymi facetami, to fakt. No ale z drugiej strony do nikogo nie jest się w stanie nic poczuć... I stąd lęk o przyszłość, czy tak juz będzie zawsze. x Myslicie, że pomysł z portalem randkowym i spotkaniem się na siłę z większą ilością osób dałby szanse na to, że jednak coś się zmieni i spotkam kogos, do kogo cos poczuję? Czy na tym etapie i w poczuciu, że mam wewnątrz pustkę i serce jakby z kamienia, nie ma sensu nic robić, tylko lepiej czekać aż samo to się zmieni?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
O wygląd dba się dla siebie. Jeśli taka masz motywację to niedługo będziesz wyglądać jak ohydna zaniedbana baba.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×