Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

wewnętrzne konflikty mojej teściowej i ich wpływ na moją rodzinę

Polecane posty

Gość gość

Witajcie, proszę o Waszą opinię w kwestii dziwnego zachowania mojej teściowej. Czy ono wynika z jakichś problemów emocjonalnych? Czy to może mieć negatywny wpływ na moją rodzinę? Nigdy za nią jakoś szczególnie nie przepadałam, bo miała bardzo irytujący styl bycia, jednak byłam dla niej bardzo uprzejma, życzliwa i odnosiłam się z szacunkiem. Od czasu narodzin mojego dziecka kilka miesięcy temu, moja niechęć do niej niestety rośnie. O ile wcześniej uznawałam, że jest po prostu kontrowersyjna, ale szczerze życzliwa, o tyle teraz odnoszę wrażenie, że są w jej zachowaniu elementy manipulacji i działania z premedytacją. Jeśli jednak przesadzam, to proszę o konstruktywną krytykę, bo podstawa to wyrobić sobie zdrowy dystans, a nie nakręcać się na problem, którego nie ma. A teraz do rzeczy. Mój mąż jest jedynakiem, jesteśmy małżeństwem od trzech lat, a od kilku miesięcy rodzicami. Teściowa od zawsze była dla mnie bardzo miła, wręcz do przesady, zalewała uśmiechem, słodyczą w głosie, bardzo chętnie mnie u siebie gościła, prawiła niezliczone komplementy, chciała się mną chwalić w swoim otoczeniu jako idealną synową, mówiła, że jej syn jest szczęściarzem, że mnie ma, a ona tak się cieszy, że wreszcie będzie miała we mnie swoją córeczkę, bo nigdy nie miała. To wszystko było tak do przesady słodkie, że aż mdłe i dziwnie sztuczne, ale cieszyłam się, że mnie lubi i byłam dla niej też bardzo miła, przecież trzeba się szanować. Teściowa jest osobą przewrażliwioną na punkcie swoim i swojego wyglądu, przesadnie dbającą o opinię na swój temat, mocno skoncentrowaną na sobie i swoich lękach pt. "co ludzie powiedzą" i "jak wypadłam", dramatyzującą w sytuacjach trywialnych. Łatwo wpada w panikę i wówczas przyjmuje postawę biednej dziewczynki, którą trzeba uspokoić i pocieszyć. Lubi być też w centrum uwagi, jest głośna, szuka poklasku. Szczególnie stara się o uwagę mężczyzn, którzy jej się podobają. Flirtuje z nimi, kokietuje, udaje słodką idiotkę. Jej zachowanie kojarzy mi się z niedojrzałą nastolatką w ciele dorosłej kobiety. Lubi też dominować, kontrolować, żeby było po jej myśli, ale wymaga prowadzenia za rączkę w prostych codziennych sprawach. Jest wyniosła, uważa się za damę i ikonę mody w swoim małym miasteczku, choć jej gust pozostawia wiele do życzenia. W towarzystwie szuka uwagi dla swoich "problemów" życia codziennego, które, wierzcie mi, dla racjonalnie myślących osób problemami nie są. Jest pełna "och" i "ach", "ojej, nie wiedziałam", "ojej, ja nie chciałam" i "o nie, co teraz będzie". Niejednokrotnie czuję, że jej rozemocjonowane zachowanie, dramaturgia w głosie, robienie szumu wokół własnej osoby i starania o bycie w centrum uwagi sprawiają, że jestem w jej towarzystwie zmęczona, po spotkaniach boli mnie głowa i jestem poirytowana. Łapałam się też na tym, że odpuszczam własną asertywność, przyjmując wobec niej postawę ugrzecznioną i bierną - jak jej mąż i syn, którzy w moich oczach obchodzą się z nią jak z jajkiem robiąc za publiczność dla jej występów teatralnych. Ta kobieta zajmuje jakby całą przestrzeń nie dając pozostałym obecnym już powietrza. Jest to ogólnie męczące, choć można próbować ignorować i łapać dystans. Jednak ma się wrażenie, że jest się niejako przymuszanym do udawania, że to wszystko jest normalne i tego obchodzenia się z nią jak z jajkiem - bo tak robi jej najbliższa rodzina. Jej mąż to człowiek ogromnie wycofany, obojętny, bez własnego zdania, często przez nią uciszany przy stole, nieszanowany, w drodze idący 2 metry za nią, a ona idąca obok mnie i męża, będący na jej utrzymaniu, oddelegowywany do kuchni i zmywania naczyń podczas gdy reszta towarzystwa wspólnie spędza czas. Jednocześnie skacze wokół niej jak wierny piesek wokół swojej pani. Gdy ona wpada w panikę, wtedy to on ją uspokaja. Mój mąż to człowiek dojrzały, poważny i kompletnie niezależny od rodziców, na szczęście dostrzega tę dysfunkcję w relacji jego rodziców i mimo złych wzorców tworzy ze mną bardzo partnerski związek oparty na wzajemnym szacunku, a do swojej mamy stara się zachowywać zdrowy dystans. Jest wobec niej bardzo cierpliwy, łagodny, czasem mało stanowczy. Teściowa traktuje mojego męża, a swego syna, z szacunkiem, zawsze pyta go o zdanie, dzwoni często po poradę, drobną pomoc, przy stole prowadzi dialog z nim i ze mną, podczas gdy swojemu mężowi często każe milczeć. Podsumowując, wg mnie swojego syna traktuje jak partnera życiowego, a męża jak nieudane dziecko. Do mnie zwraca się jak do małej dziewczynki, infantylnie, per "moja droga", "kochanie" lub zdrabniając jak się da tylko moje imię. Rzadko kiedy mówi do mnie z powagą, po partnersku, raczej z przesadzonym uśmiechem i wchodząc w tą rolę słodkiej idiotki przekomarza się ze mną, prosi o coś, proponuje. Tak jakby chciała by cieżko było jej odmówić, jakby chciała zdominować, zbić z tropu, narzucić swoje. To dla mnie irytujące, ponieważ jestem dojrzałą kobietą, która liczy na dialog, a nie pięciolatką, którą można przekupić lizakiem. Nie czuję się traktowana poważnie. Jej zachowania stały się bardziej irytujące od kiedy mamy z mężem dziecko. Widujemy się z teściami średnio raz na miesiąc, więc na szczęscie rzadko. Teściowa bardzo kocha wnuka i chce być jak najlepszą babcią. Zasypuje go czułością, troską, prezentami. Irytuje mnie jednak to, że nie chce odstąpić małego ani na krok, wręcz zamęcza go swoją obecnością i ciągłym "guganiem" nad jego głową. Prośby by dała mu się samemu pobawić na macie edukacyjnej czy przestała bez przerwy nosić na rękach zdaje się ignorować udając, że nie słyszy. Jednocześnie patrzy na mnie ukradkiem jakby badając reakcję. Dopiero gdy mąż lub ja stanowczo i dobitnie powtórzymy, wtedy posłucha. Wówczas odkłada go do wózka, ale wtedy siada przy nim i pochylona nad nim swoim często pełnym dramatu głosem mówi do niego. Gdy mały kichnie lub ma czkawkę ona zaczyna wpadać w panikę i zaczyna się jej "o Boże, co mu jest", "ojej, co teraz, co teraz". Wtedy mój mąż i teść zaczynają ją uspokajać, że wszystko ok, to tylko czkawka. Jest cały czas głośna i męcząca, mówi nerwowym głosem do dziecka, użalającym się. Gdy proszę by mówiła spokojniej natychmiast przeprasza i obiecuje, że już nie będzie, a za chwilę znowu to samo. Wisi też ciągle nade mną, chce bez przerwy towarzyszyć mi w karmieniu dziecka, siedzi na przeciwko i patrzy się z uporem jak karmię. Nie lubię tego, gdy delikatnie sugeruję, że chcemy zostać sami, nie rozumie aluzji i siedzi dalej (bądź udaje, że nie rozumie). Gdy się jej zwróci uwagę bardziej dobitnie to zawsze wyjeżdża ze swoim "oj, a ja chciałam tylko pomóc", "ja nie chciałam, dobrze już nie będę". Rano, gdy ledwo obudziłam się z małym, rozebrana do połowy, ukradkiem weszła do sypialni choć drzwi były zamknięte, bez pukania, już gotowa do zabierania go sobie do zabawy, trzy razy jej tłumaczyłam, że najpierw mały musi zjeść i żeby poczekała w salonie. Okazało się później, że mąż siedząc z nią chwilę wcześniej w salonie, prosił ją by nie wchodziła do mnie, bo sama przyniosę małego gdy będzie gotowy. Ona odpowiedziała mu, że nie będzie wcale do nas wchodzić, ale i tak zrobiła to gdy nie widział. Do synka już od kołyski stosuje komunikaty w stylu: "Babcia ci na wszystko pozwoli, babcia ci wszystko da", "mama obiecała, że przyjedziesz do babci niedługo, nic się nie martw", "oj, tego ci nie mogę dać, bo mama nie pozwoliła", "biedne dziecko", mówi do niego "Synku mój, syneczku". Mąż prosił by go tak nie nazywała, mówiła wówczas, że się jej wymsknęło. Później wiele razy jeszcze powtarzała do wnuka "Synku" też twierdząc, że się jej wymsknęło, przy czym robi to chyba bardziej w mojej obecności. Zagarnia małego całego dla siebie, a dziadkowi limituje do niego dostęp. W obecności moich rodziców wisiała jak zwykle nad wózkiem jakby pilnowała dostępu do małego, próbowała dyrygować mojej mamie, że teraz on leży i nie wolno go brać na ręce. Tak się trochę zachowuje jakby była bardziej uprawniona czy kompetentna do bycia z naszym dzieckiem niż pozostali dziadkowie. Ponadto koloryzuje do mnie z tą swoją przesadnością w głosie i mimice, że bardzo chce mi pomagać i wciąż pyta w czym mi pomóc przy dziecku, przy czym tak naprawdę jej pomoc w praktyce sprowadza się do bycia z dzieckiem, gdy ono ma dobry humor albo gdy śpi - wtedy ona siedzi przy nim śpiącym twierdząc, że go pilnuje. Uważa, że w ten sposób pomaga, głośno o tym rozprawia. Tak naprawdę nie umie się zajmować dzieckiem, nawet prawidłowo go trzymać na rękach. Wymaga uwagi i mentorowania jak wszystko robić przy dziecku i ciągłych tłumaczeń, że nic mu nie jest albo żeby czegoś nie robiła bo to nie jest ok. Szczególnie uciążliwy był moment gdy byłam w połogu, a ona biegała dosłownie po naszym mieszkaniu dominując otoczenie własną osobą, zamiast faktycznie wtedy pomagać, to trzeba było jej wszystkiego uczyć przy dziecku plus wyciszać i uspokajać gdy dramatyzowała, że coś mu się dzieje. Bardzo pyta mnie też o zdanie w rzeczach trywialnych (też z tą przesadnością emocjonalną), takich jak: czy życzę sobie by odłożyła kubek na tę czy inną półkę/czy napewno się nie denerwuję, że mi coś w łazience przestawiła. W kwestii istotnej jak np. wchodzenie do sypialni bez pukania nie pyta jednak o zdanie. Tak jakby uważała, że mój komfort sięga co najwyżej kwestii gdzie ma być kubek odłożony w mojej kuchni... Wszędzie się wpycha z tą samą słodką miną i tekstem "ja tylko chciałam zobaczyć/sprawdzić/zapytać" plus "ale ja tylko chciałam pomóc." Zauważyłam, że próbuje mnie jakby często przekupić słodką miną by coś zadziało się po jej myśli. Również, gdy mój mąż jej odmówi - wtedy przychodzi do mnie z tą samą prośbą ubraną w słodkie słowa. Albo osobno konsultuje sprawę dotyczącą nas z nim i osobno ze mną, otrzymuje różne odpowiedzi, potem dopiero z mężem ogarniamy, że poruszała ten sam temat na dwa fronty..po co? Z mężem zawsze mamy ostatecznie wspólne zdanie i ona tego nie przeskoczy, ale wydaje się próbować czasem namieszać nam od środka...sama nie wiem czy właściwie to odbieram. Robi jakieś małe uwagi w związku z małym lub zapowiada co będzie robić z nim jako babcia, po czym bacznie obserwuje mnie z boku, co powiem, jak zareaguję na to. Gdy z czymś przesadzi i zda sobie z tego sprawę przybiega do mnie z lawiną życzliwej mowy i słodkich min. Wymusza to na mnie ugrzeczniony ton głosu i odwzajemnienie się uśmiechami. Gdy coś nie idzie po jej myśli, ale widzi, że mamy z mężem wspólne zdanie, odpuszcza, ale widzę, że z wielkim trudem i zadąsaniem na twarzy. Dzwoni do mnie czasem, pyta z wielkim zainteresowaniem i przesadzoną radością w głosie jak się mały czuje. Gdy mówię, że dobrze, to super. Gdy mówię, że nie bardzo, to już nie chce/nie umie kontynuować dalej wątku. Gdy mówię o własnym samopoczuciu, wydaje się, że nie ma ochoty słuchać, milczy, zmienia temat. Mam jej szczerze mówiąc po dziurki w nosie, męczy mnie ta sztuczność i powierzchowność relacji. Proszę o opinie, diagnozę, cokolwiek. Bać się czy się nie bać? Czy ktoś miał do czynienia z podobną osobą?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
[ciąg dalszy, bo nie zmieściło się w głównym wątku:-)] Zauważyłam, że próbuje mnie jakby często przekupić słodką miną by coś zadziało się po jej myśli. Również, gdy mój mąż jej odmówi - wtedy przychodzi do mnie z tą samą prośbą ubraną w słodkie słowa. Albo osobno konsultuje sprawę dotyczącą nas z nim i osobno ze mną, otrzymuje różne odpowiedzi, potem dopiero z mężem ogarniamy, że poruszała ten sam temat na dwa fronty..po co? Z mężem zawsze mamy ostatecznie wspólne zdanie i ona tego nie przeskoczy, ale wydaje się próbować czasem namieszać nam od środka...sama nie wiem czy właściwie to odbieram. Robi jakieś małe uwagi w związku z małym lub zapowiada co będzie robić z nim jako babcia, po czym bacznie obserwuje mnie z boku, co powiem, jak zareaguję na to. Gdy z czymś przesadzi i zda sobie z tego sprawę przybiega do mnie z lawiną życzliwej mowy i słodkich min. Wymusza to na mnie ugrzeczniony ton głosu i odwzajemnienie się uśmiechami. Mam jej szczerze mówiąc po dziurki w nosie, męczy mnie ta sztuczność i powierzchowność relacji. Proszę o opinie, diagnozę, cokolwiek. Bać się czy się nie bać? Czy ktoś miał do czynienia z podobną osobą?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Idź się leczyć!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Moja teściowa też słodka do przesady, też wszystko 'chciała dobrze' . To rylkk chcec kontroli byla, mnie swoja "córe" generalnie ma gdzieś, ale na korsysc chwili zeby maz slyszal zmienia sie w aniola. Falsz k tyle.Wpływa ta kobieta na nasze małżeństwo do dziś, ponieważ jej manipulacje chyba nigdy nie ustana. My się mocno odgraniczylismy. Widujemy się raz na rok.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Moja to samo!!! Też do męża co innego, do mnie co innego. Wyjaśniaj przy niej i mężu natychmiast jej manipulację i mocno ogranicz spotkania.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Trudne to wszystko, ale nie sądzę, aby była w stanie się zmieniić. Jest niezdolna do rzeczowej rozmowy i podjęcia odpowiedzialności. Dobre w tym jest to, że spotykacie się tak rzadko. Na przyszłość pilnuj jak lwica, żeby te spotkania nie stały się częstsze. Raz na miesiąc wszyscy wytrzymacie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Mieszać będzie do póki mąż pozwala. Rozmawiaj z mężem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja mam kontakt ze swoja tesciowa 4 razy w tyg, ale jakbym rozpisala jej profil psychologiczny to twoja tesciowa to baranek czy mojej :D. Ja wiem ze jest ogolny hejt na tesciowe ale nie wchodz w to anlizujac kazda sytuacje i zachowanie :-o skoor i tak z.mezem podejmujecie decyzje ostatecznie razem to co ci za problem ze tesciowa porusza go osobno z wami. Na prawde przesadzasz....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Dotrwalam do 68linijki...kobieto idz sie lecz.Nie wiem jaka masz tesciowa ale jak tak zanudzasz i lejesz wode to odechciewa sie z Toba przebywac.K..pisze sie krotko i na temat to nie konkurs polonistyczny

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Lecz się jesteś psychiczna. Brak ci prawdziwych problemów i masz za dużo czasu. Żałosne są te twoje "problemy" z teściowa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Moja teściowa jest taka sama. Co do "synka", to jest jakby nazwała jakiegoś kolega "kochanie" raczej tego nie zrobi i według mnie specjalnie tak robi. Przywlaszcza sobie tak jak moja teściowa. Ograniczyłam kontakt I mówiła bardzo często, jak odnawialismy znowu to się uspokoiła. Też mówiła mojej mamie co może, przyszła jak karmilam, udała że nie słyszała i nadal tak robi. Poucza I podważa przy dziecku teraz dwuletnim... Tragedia. Nic nie zrobisz. Ogranicz kontakt ile się da i tyle. Przynanoej Twój mąż widzi problem. Moj nie widział I myślał że to słodkie co jego matka robiła.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Mam wrazenie ze jakakolwiek tesciowa by nie byla to bys sie czepiala. Idz sie leczyc jestes przewrazliwiona. Tesciowa olewa synowa - zle. Jest mila - zle bo pewnie udaje. Ja pier...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Kurfa, a wy tylko o tesciowych, życia nie macie własnego? Rxygne zaraz, debilki.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Na wiochach tak jest zazdrosne,podejrzliwe młode a zero swojego życia,w kółko teściowa to albo tamto.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Autorko, moja teściowa to wypisz wymaluj twoja, choć moja się hamuje bo przestałam reagować na jej gadanie i zachowanie tak jak ona oczekiwała, jak próbowała na mnie "wymusić". Na jej bzdurne, trywialne teksty przestałam przytakiwac. Na słodkopierdzące teksty przestałam się uśmiechać. Na spojrzenia ukradkiem gdy robi coś z dzieckiem zaczęłam odwracać wzrok. Na jej porady od siedmiu boleści i sugestie zaczęłam milczeć lub odpowiadać przekornie. Na upupianie zdobieniami (których nie znoszę) reagowałam długą pauzą. Na melodramaty z jakichś bzdur zaczęłam odpowiadać stanowczym, dyscyplinującym tonem i ucinać temat. A kiedy w towarzystwie zaczynała gwiazdorzyc wychodziłam, żeby przynajmniej tego nie słuchać i nie oglądać. Być może z boku wyglądało to jakbym była na nią obrażony, ale serio mniej chorowałam po spotkaniach. Wiem, że nie zmienię baby która ma coś z deklem i całe życie szlifuje swojego fioła, ale przynajmniej teraz to ona spina się przy mnie a nie ja przy niej. Bo jeśli ktoś ma za nic komfort i samopoczucie drugiej osoby, bo ma zerową empatię i wyczucie, a mentalność neurotycznej nastolatki, to nie zasługuje na taryfę ulgową i cackanie jak z jajkiem. W innych okolicznościach nigdy nie miałabym z nią dobrowolnie do czynienia bo to egotyczny fałszywy toksyk, ale ze łączy nas mój mąż i dziecko to trzeba sobie jakos radzić. Dodam tylko że przez swój sposób bycia jest nielubiana i w pracy, i w rodzinie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Rozumiem Cię, autorko, bo wiem co to za typ - mam taką kuzynkę, królową dramatu i rodzinną gwiazdę, histeryczkę. Ja jej unikam, z teściową będzie gorzej, ale pani w poprzedniej wiadomości dobrze radzi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×