Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Gosc

kot jako towarzysz zyycia

Polecane posty

Gość Gosc

Mam 25 lat i zamierzam spedzic reszte zycia z moim kotem co o tym myslicie? Nie wiem czy super szczesliwa bede ale za bardzo mnie wkur wia bycie z kims to wole kota  ktoras tez planuje byc "crazy cat lady"?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

Jeden to za mało.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość file mon
 

Mam 25 lat i zamierzam spedzic reszte zycia z moim kotem co o tym myslicie? Nie wiem czy super szczesliwa bede ale za bardzo mnie wkur wia bycie z kims to wole kota  ktoras tez planuje byc "crazy cat lady"?

masz jakąś blokade na ludzi? kot długo nie żyje, będziesz go musiała kilka razy wymienić jak zdechnie, a zwykle cat lady żyje ponad 100 lat to z 20 kotów ci zdechnie lub więcej

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gosc
 

masz jakąś blokade na ludzi? kot długo nie żyje, będziesz go musiała kilka razy wymienić jak zdechnie, a zwykle cat lady żyje ponad 100 lat to z 20 kotów ci zdechnie lub więcej

wszystkich da sie zastapic to kota tez?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
 

masz jakąś blokade na ludzi? kot długo nie żyje, będziesz go musiała kilka razy wymienić jak zdechnie, a zwykle cat lady żyje ponad 100 lat to z 20 kotów ci zdechnie lub więcej

Facet też może szybko zdechnac. Dziś co drugi choruje. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gosc
 

wszystkich da sie zastapic to kota tez?

a tak serio to zarcik 🙂 no juz niejednego kota przezylam i kocham kazdego

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gosc
 

masz jakąś blokade na ludzi? kot długo nie żyje, będziesz go musiała kilka razy wymienić jak zdechnie, a zwykle cat lady żyje ponad 100 lat to z 20 kotów ci zdechnie lub więcej

blokade moze i mam ale no i co z tego? jak sie odblokuje to bede miala pewnie 60 lat i niewiele do smierci i na wszystko pewnie wyrabane

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość PaPa81

KOT to kolejna fałszywa KURRWA do ubicia.Ona wie dlaczego...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gosc
 

KOT to kolejna fałszywa KURRWA do ubicia.Ona wie dlaczego...

co ty gadasz? Koty to jedyne istoty warte zycia na tej planecie ❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

W temacie - Bardzo dobry pomysl.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

gdy byłam jeszcze panną dziewicą posiadałam kota w panieńskim mieszkaniu, które coraz intensywniej szturmował mój mąż, wtedy absztyfikant. 

ku mojemu zaniepokojeniu kot nie podzielał zachwytu nowopoznanym mężczyzną. widząc go pierwszy raz usiadł, poruszył z irytacją wibryssami i zamienił się w koci pociąg. jego pyszczek nie wyrażał nic, nawet gdy zakłopotany gęstą atmosferą gość poklepał go po łebku. w czasie drugiej wizyty gdy jedliśmy sobie obiad w salonie, mojemu wybrankowi zachciało się jeszcze puree z koperkiem, dlatego opuściłam salon, wróciwszy z półmiskiem zastałam kota w takiej samej niezaangażowanej towarzysko pozycji i mojego mężczyznę czterema krwawymi rysami na dłoni. uciekał wzrokiem, jak gdyby nigdy nic podziękował za dokładkę. niby wszystko potem przebiegało normalnie, ale czułam, że mu te kartofelki ciężko przechodziły przez gardło i musiał nerwowo popijać. po obiedzie mój poirytowany jeden calus i z ulgą odprowadzenie do drzwi, bo nie lubię, jak się mojego kota prowokuje do takich zachowań poprzez denerwowanie go. 

tej nocy miałam dziwny koszmar. słyszałam w nim kocie syczenie i pouczenie "to nie jest mężczyzna dla Ciebie. nie zapraszaj go tu, a nikomu nie stanie się krzywda". jednak prędko o tym zapomniałam.

jednak nie miałąm już ochoty zapraszać mojego faceta do domu, jakoś tak wygodniejsze dlamnie stały się randki w kinie czy restauracji. przyjmowałam go więc w przedpokoju, jak to kobieta zostawiałam go na 2-3 minutki, by przypudrować nosek, zmienić jednak butki czy torebkę. pewnego razu, gdy wróciłam z uwagą "no, kochanie, możemy już iść" zauważyłam moje kochanie w opłakanym stanie. przytulony plecami do ściany, nogi jak z waty, pot na czole, rozbiegany wzrok, wykrztusił z trudem "chodźmy". nic nie rozumiejąc wyszłam więc z nim na korytarz, zamknęłam mieszkanie widząc kątem oka koniuszek ogona kota wychodzącego do kuchni"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

mimo drobnych incydentów starałam się nie zwariować. chcąc uspokoić sumienie po każdej interakcji z moim facetem podświadomie "wynagradzałam” (dziwne, tak właśnie o tym myślałam) to kotu kupując przysmak lub zabawkę. 

związek rozwijał się, ja chciałam ślubu, mój obecny mąż odrzekł: choćby i dziś, ale mam ultimatum. odwieź kota do rodziców". najpierw myślałam, że to okrutny żart, ale że zegar biologiczny tykał (czułam jego wskazówki we wstydliwych częściach ciała), a z kotem od czasu dziwnych incydentów bawiłam się coraz mniej chętnie, pewnego razu zapakowałam kota do transportera i obiecując, że to na jakiś czas, przeprowadziłam do domu rodzinnego. 

spodziewiałam się drapania, gryzienia, darcia się i innych scen dantejskich ze strony futrzaka. on jednak tylko spojrzał na mnie (po raz pierwszy z takim samym zimnym dystansem jak wcześniej na mojego narzeczonego) a w głowie usłyszałm głos" "sama tego chciałaś". obiecałam sobie wizytę u psychiatry, księdza i kociego psychologa i spróbowałam skupić się na przygotowaniach do ślubu i nowego wspólnego życia z moim wybawcą z przegrywu.

minął ponad miesiąc. zostałam Panią Żoną. wynajęliśmy wspólne mieszkanie, tamte oskarżałam o nawiedzenie. cieszyliśmy się swą miłością pakiet premium, żebyście nie myśleli, że jestem wyrodna, pamiętaliśmy o tym, że w któryś weekend trzeba będzie przywieźć kota. 

zreszą zwierzak strasznie psocił i miauczał rodzicom po nocach. postanowiłam, ze mimo tego, że w tę sobotę byłam w pracy, kota po prostu przywiezie moja mama, a odbierze go mój mąż, który dziwnie poddenerwowany zgodził się na to po dłuszym męczeniu . 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

sobota. siedzę sobie w pracy. matka przysyła mi focię kota ostatni raz w ich mieszkaniu, że cały i zdrowy, wykarmiony itd. wraca do swojej pani. uśmiechnęłam się i spojrzałm w kocie oczy. uśmiech mi zrzedł, gdy tajemniczy głos w głowie przemówił "przemyślałaś swoją winę i chcesz ją naprawić?". potrząsnęłam głową. do koleżanki: "mówiłaś coś"? zaprzeczyła. zaczęłam mieć złe przeczucia bez żadnego powodu. pogłębiły się, gdy do końca dnia pracy nie otrzymałam od rodziny żadnej informacji czy są jakieś problemy z powrotem kota do domu, czy wszystko jest ok. 

wracałam do domu dość szybko, z ciekawości (strachu?). w domu zastałąm…. moją mamę i kota. cześć mamo, a gdzie [imię meża]? mama spojrzała ostrożnie na kota i na mnie, na kota... i na mnie. zamknęła oczy. otworzyła. spojrzała na mnie, ale jakoś tak dziwnie, nie patrząc mi w oczy. nabrała powietrza. wypuściła. spytała cicho "kto?". "no mój mąż, to jakiś żart? skoczył po coś do żabki? do piwnicy po coś? co mówił?". "kochanie, Ty nie masz męża" - mama brzmiała jak robot. w tym samym momencie w domu rozległo się usatysfakcjonwane mruczenie. 

wyobraźcie sobie mój szok, rozbawienie, potem rozdrażnienie i poirytowanie. "jaja sobie ze mnie ro….." - zaniepokojona spojrzałam na kota i wbrew sobie dokończyłam "...bicie?". 

może to was zdziwi, ale przekona....li mnie, że nigdy nie miałam męża. pokazałam obrączkę na palcu jako niezbity dowód - mama powiedziała mi, że to obrączka, którą dała mi babcia, czasem ją nosisz jako pamiątkę, ale głównie przecież to zabawka dla kota, nie pamiętasz, córeczko? powinnaś się przebadać. no nic tu po mnie, żeganm…. Was. i wyszła. 

przeszukałam mieszkanie. nie było rzeczy męża ani wspólnie kupionych mebli. gdzieniegdzie tylko trochę krwi i kawałki mięsa (mama wyjaśniła mi, wciąż bez żadnego przekonania w głosie i brzmiąc jak wystraszony robot), że zaraz po przyjeździe kot rozniósł swoją kolację i niedomytą plamę keczupu po całym mieszkaniu. 

jednak wierzcie lub nie, że było to ostatnie dziwne zachowanie czworonoga. od tej pory zachowywal się jak zwykły, przyjazny kociamber. historia nie przestawała mnie przerażać i fakt, że przecież... miałam... męża... jestem tego pewna, ale uspokajało mnie mruczenie kota, brak koszmarów, i głosów w głowie. 

 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ech
 

co ty gadasz? Koty to jedyne istoty warte zycia na tej planecie ❤️

Raczej psy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Harnas

Słyszałem o przypadku gdzie zmarła właścicielka kotów i z głodu ją podgryzaly sobie... takie to kochane zwierzęta:) pies myślę nigdy by tego nie zrobil

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość RudA

Broken, gorzej Ci? Zmień lekarza, bo obecny Cię oszukuje. Może dojść do nieszczęścia😨

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

Brokuł już całkiem odleciał. Teraz szpital bankowo.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×