Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

dominisia1

POMOCY - CHCE MIEĆ DZIECKO

Polecane posty

Polskim lekarzom po raz pierwszy udało się wykorzystać zupełnie nową technikę zapłodnienia in vitro. Polega ona na pobieraniu uśpionych komórek, które dojrzewają już w laboratorium Są kobiety, które mają serdecznie dość rozmów na temat jajeczek. Ich życie jest im bowiem całkowicie podporządkowane. I nie ma to nic wspólnego z nadchodzącymi właśnie świętami wielkanocnymi. Stymulacja, owulacja, pobieranie - to schemat, według którego tysiące kobiet w Polsce próbuje zajść w ciążę. Nie jest to ani przyjemne, ani obojętne dla organizmu. Jednak niedługo ich starania o dziecko mogą stać się mniej dokuczliwe. Polscy lekarze z Przychodni Leczenia Niepłodności "Novum" w Warszawie wprowadzili do swoich usług nową technikę, która nie wymaga już od kobiet tyle czasu, bólu i pieniędzy. Daj nam, ile możesz W Polsce co szósta para ma kłopoty z poczęciem dziecka. Wbrew powszechnej opinii "stroną z problemami" wcale nie jest głównie kobieta. Obniżona płodność lub jej brak dotyczą mniej więcej po równo kobiet i mężczyzn. Jednak to panie muszą znosić zabiegi, które czasami można przetrwać tylko dzięki determinacji. Gdy bowiem nie udaje się w sposób naturalny począć dziecka, przyszłym rodzicom z pomocą przychodzą lekarze i metody fachowo zwane rozrodem wspomaganym. Należy do nich m.in. metoda in vitro (popularnie zwana tworzeniem dzieci z probówki), czyli zapłodnienie komórki jajowej przez plemnik poza organizmem kobiety. Zapłodnienie in vitro przeprowadza się najczęściej wówczas, gdy para wyczerpała inne możliwości leczenia niepłodności. Zanim jednak rodzice będą się cieszyć z potomstwa, kobieta musi przejść trwającą kilka tygodni kurację hormonalną przygotowującą jej jajniki do wyprodukowania jajeczek. Ilu? Ile tylko się da. Normalnie w trakcie cyklu jajnik uwalnia tylko jedną, czasem dwie komórki jajowe. Przygotowując kobietę do zabiegu in vitro, lekarze liczą na kilkanaście. By je uzyskać, trzeba podać duże dawki hormonów. - Wprawdzie nie ma żadnych danych wskazujących, że jest to szkodliwe, ale na pewno nie jest obojętne dla zdrowia pacjentki - mówi dr Katarzyna Kozioł, kierownik laboratorium w "Novum". - Poza tym wiele kobiet boi się hormonów, nie wszystkie dobrze je znoszą, jest to dla nich bolesne, a w niektórych przypadkach kłopotów z płodnością wręcz niewskazane. W skrajnych sytuacjach może dojść do tzw. przestymulowania jajników, które zaczynają wariować i tworzyć np. torbiele, a to już grozi szpitalem - tłumaczy dr Kozioł. Dotychczas trudno było uniknąć takich sytuacji, teraz jednak pojawiła się szansa, że kobiety będą mogły oddać jajeczka do zapłodnienia w błyskawicznym tempie i z mniejszym obciążeniem dla organizmu. Zamiast rzeki hormonów - Po raz pierwszy w Polsce mamy udokumentowany przypadek zajścia w ciążę dzięki nowej metodzie in vitro - mówi dr Kozioł. Na czym ona polega? Otóż kobietę omija prawie cały etap hormonalny, ponieważ komórki jajowe pobiera się od niej, gdy są jeszcze uśpione, niedojrzałe, a następnie stymuluje się je niewielkimi dawkami hormonów poza organizmem pacjentki. - Takie zabiegi to wciąż rzadkość na świecie. Najwięcej wykonuje się ich w Skandynawii, niedawno pierwsze dziecko poczęte tą metodą urodziło się w Niemczech. My spodziewamy się swojego malucha za mniej więcej siedem miesięcy. Czy nowa metoda nie jest tylko kosmetyczną zmianą starej? - Oczywiście, że nie. Ja stawiam na to, że jeśli dalej będzie się tak rozwijać, to oznacza rewolucję w leczeniu niepłodności - wyjaśnia dr Kozioł. Pobieranie niedojrzałych komórek jajowych jest tańsze nawet o kilka tysięcy złotych (omijamy kosztowną kurację hormonalną), całą sprawę można załatwić w ciągu trzech wizyt w klinice i daje nadzieję tym paniom, dla których hormony są niebezpieczne. - Tak właśnie było ze mną - opowiada "Gazecie" 33-letnia pacjentka, która spodziewa się dziecka poczętego nową metodą. - Cierpię na tzw. zespół policystycznych jajników. Od sześciu lat staraliśmy się z mężem o dziecko, ale każda próba podania mi hormonów powodowała, że jajniki szalały. Normalna procedura in vitro była dla mnie niemożliwa. Przeszłam prawie wszystkie dostępne etapy leczenia. Dwa pierwsze lata można właściwie spisać na straty - chodziłam do lekarza, który mi mówił, że wszystko będzie dobrze. Ale nie było. Kolejne cztery lata to stres i nadzieja. Myśleliśmy z mężem, że już nic z tego nie będzie. Udało się dopiero dzięki tej nowej metodzie. Nie powiem, że było łatwo. Próbowaliśmy trzy razy zaszczepić zarodki w macicy. Teraz jestem w ósmym tygodniu ciąży i powoli zapominam o stresie, choć nie kończy się on w momencie zobaczenia dwóch niebieskich pasków na teście. Ciążę trzeba cały czas monitorować i podtrzymywać. Ale czuję się świetnie - opowiada z uśmiechem przyszła mama. Dojrzewają w probówce Nowa technika ma też wady. Jest przede wszystkim mniej skuteczna niż klasyczne in vitro. Skuteczność metod tradycyjnych osiąga 30-40 proc. W metodzie dojrzewających jajeczek jest o blisko 10 proc. niższa. - Ale już widzimy, że to m.in. kwestia wprawy - mówi dr Kozioł. - Im więcej takich zabiegów będziemy wykonywać, tym częściej zakończą się one sukcesem. Tutaj ogromną rolę odgrywa doświadczenie lekarza. Oczywiście doskonale znamy technikę, ale jak we wszystkim trzeba praktyki - dodaje. Pobieranie niedojrzałych komórek jest też trudniejsze technicznie - jajeczka są znacznie mniejsze niż dojrzałe komórki, są też bardziej wrażliwe. Przed zabiegiem pobrania kobiecie podaje się przez trzy dni niewielkie dawki hormonów, by trochę rozruszać śpiące jajeczka. Co dzieje się z nimi potem? W błyskawicznym tempie jednego do dwóch dni dojrzewają pod wpływem różnych substancji skrupulatnie dodawanych przez lekarzy. Całość trwa około pięciu dni - to absolutnie ekspresowe tempo w porównaniu z sześcioma tygodniami przygotowań przed klasycznym in vitro. - Rozwój tej metody to ogromna szansa dla wielu kobiet - podsumowuje dr Kozioł. Niedojrzałe komórki jajowe łatwiej się mrożą niż dojrzałe jajeczka. Jeśli uda się naukowcom bezpiecznie je zamrozić i rozmrozić, a potem z sukcesem zapłodnić, otworzy to drogę do banków komórek jajowych, gdzie zamrożone jajeczka będą czekały na swój moment, gdy kobieta, która teraz nie może mieć dzieci (np. przechodzi wyniszczającą chemioterapię czy musi mieć usunięte jajniki), będzie gotowa zostać mamą.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
O co zapytać, nim zdecydujemy, czy i gdzie poddać się zabiegowi pozaustrojowego zapłodnienia?Aleksandra Pezda: Jak w Polsce się dowiedzieć, które ośrodki i z jakim skutkiem stosują in vitro? Prof. Leszek Pawelczyk: Tylko z reklam, internetowych forów i z poczty pantoflowej. Kobiety najczęściej dowiadują się tego od innych kobiet. Kiedy usłyszą: "Leczyłam się w klinice A przez pięć lat i nic", to zrezygnują. Jeśli usłyszą: "Po pierwszej próbie w klinice B zaszłam w ciążę", wybiorą klinikę B. Chociaż sukces lub niepowodzenie jednej pacjentki nie musi świadczyć o fachowości lekarzy. Ludzie, którzy zajmują się programem wspomaganego rozrodu, nie uzurpują sobie prawa do tworzenia nowego życia. Nie my decydujemy, która komórka się zapłodni, a która nie, który zarodek się wytworzy. My tylko umożliwiamy, żeby do tego doszło. W Polsce nie ma żadnego oficjalnego rejestru ośrodków in vitro. Prawdopodobnie działa ich ok. 40, ale liczbę wykonanych zabiegów i ich skuteczność ujawnia Polskiemu Towarzystwu Ginekologicznemu tylko 18 . W Polsce nie wydajemy też żadnych licencji ani pozwoleń na prowadzenie ośrodków, nie ma żadnego systemu ich kontroli. 1. WYBIERANIE KLINIKI Jak w takim razie rozpoznać wiarygodną klinikę? • Trzeba zapytać o wyniki. Skuteczność powinna być w granicach 30-40 proc. Przy tym musimy pamiętać, że mierzy się ją liczbą donoszonych ciąż na transfer zarodków. • Wiarygodność wzrasta z liczbą wykonanych procedur. Według mnie dobra klinika powinna wykonywać przynajmniej 150 procedur rocznie i bez selekcji pacjentek. To znaczy, że leczy zarówno te, które mają dwadzieścia parę lat, jak i 38-letnie, które z racji wieku mają mniejsze szanse na ciążę. • Ważne, czy ośrodki pracują metodą mikromanipulacji, czyli wprowadzania plemnika od komórki jajowej. Nie wyobrażam sobie, żeby porządny ośrodek dzisiaj tej metody nie stosował. Dane podane w ośrodkach - nastawionych przecież na biznes - mogą być fałszywe? - Dlatego trzeba porównać dwa-trzy ośrodki i zweryfikować informacje od pacjentek. Potem kierować się odległością od miejsca zamieszkania, zapytać o koszty. • Przy standardowej stymulacji hormonalnej na przygotowanie pacjentka powinna wydać nie więcej niż 3-4 tys. zł. • Sama procedura kosztuje różnie - 4-8 tys. zł. Koszty zawsze będą podawane w przybliżeniu, różnice powstają z dostosowywania kuracji hormonalnej indywidualnie do pacjentki. Są kliniki, które proponują od razu sprzedaż leków. Tak ma być taniej. Mnie to nie przekonuje. Bo świadczy o jakichś układach między lekarzami a firmami farmaceutycznymi. Moim zdaniem uczciwiej jest po prostu podać nazwę leku. Pacjentka powinna go wykupić, gdzie chce. Jakie badania trzeba przygotować? - To zależy od przypadku i od lekarza. Widziałem takie wykazy zleceń, z których połowę bym skreślił. Często klinki nie chcą oglądać wcześniejszych wyników, zlecają własne i koniecznie na miejscu. Mnie by się to nie podobało, jeśli powiększa koszty. • Gdybym był pacjentem, szukałbym takiego ośrodka, który by respektował podstawowe, wiarygodnie przeprowadzone badania wykonane gdzie indziej. 2. O CO ZAPYTAĆ W KLINICE Czy można zapytać lekarza, ile komórek chce pobrać, ile zarodków uzyskać? - Należy pytać i ustalać absolutnie wszystko. Źródło: Gazeta Wyborcza

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ale trzeba sobie zdać sprawę, w jakich warunkach działa lekarz: kobieta ponosi olbrzymie koszty i naraża swoje zdrowie, jej celem jest zdrowe dziecko. Jak dojść do takiego celu? Uzyskać i transferować do macicy wystarczającą, a nie dużą liczbę zarodków. Duża liczba zarodków umieszczona w macicy działa w dwojaki sposób: zwiększa wprawdzie prawdopodobieństwo uzyskania ciąży, ale też zwiększa ryzyko ciąży wielopłodowej, co znowu daje zagrożenie powikłań i wcześniactwa. Staramy się tego uniknąć. O tym kobiety również powinny pamiętać. Lekarze w USA np. potrafią umieścić siedem zarodków w jednej próbie, potem dokonują redukcji płodów. W Polsce to nie do pomyślenia. • W cywilizowanych ośrodkach pacjentkom do 32. roku życia transferuje się dwa zarodki, a starszym - do trzech, czterech. Z badań wynika, że przy ciąży od pięciu płodów ryzyko powikłań radykalnie wzrasta. • Ośrodek musi transferować zarodki tylko w takiej w liczbie, jaką wcześniej uzgodnił z pacjentką. • Kobieta powinna podpisywać zgodę na każdy kolejny krok To się odbywa tak: Lekarz: Ma pani 32 lata, trzeba by spróbować z dwoma zarodkami. A ona na to: Nie mam pieniędzy na drugą próbę. Wówczas lekarz: W takim razie namawiałbym na trzy zarodki, żeby zwiększyć szanse. Uprzedzam, że mogą być bliźniaki albo trojaczki. Czy pani akceptuje to oraz groźbę ewentualnych powikłań? Kobieta: Biorę to pod uwagę. I podpisuje zgodę. • Ośrodek musi mieć w ofercie prawidłowe mrożenie zarodków i zabezpieczanie ich. Niezależnie, czy pacjentka sobie tego życzy, czy to wyklucza. To też miara jakości usług. Inaczej by oznaczało, że niszczy się zarodki, które nie są wykorzystywane. Z praktyki wynika, że po programie zostaje zazwyczaj kilka zarodków. Jeśli pierwszy raz się nie powiedzie, pacjentka może wrócić na kolejną próbę. Jeśli się powiedzie, może wrócić, żeby zajść w następną ciąże. 3. PROBLEM LICZBY ZARODÓW Kiedy zarodki tracą na wartości? - Jest na ten temat trochę spekulacji - Anglicy twierdzą, że po pięciu latach ich potencjał do zapłodnienia drastycznie spada. Kilka lat temu w Wielkiej Brytanii zniszczono takie zarodki - wybuchła awantura. Czy nie lepiej zapładniać tyle, ile się implantuje? - Biorąc pod uwagę kontrowersje i dyskusje wokół przechowywania zarodków, pewnie lepiej byłoby podjąć taką decyzję. Ale wówczas pod warunkiem, że wprowadzimy refundację procedury in vitro. Bo takie postępowanie na pewno znacznie zmniejszy skuteczność metody i trzeba będzie podejmować więcej kosztownych i obciążających zdrowotnie prób. Kobieta może zażądać od lekarza ograniczenia liczby zarodków? - Oczywiście. Tylko że takie pacjentki zdarzają się niezmiernie rzadko. Kobiety spragnione ciąży wybierają każde ryzyko. Co jeśli komórki jajowe kobiety lub plemniki jej partnera nie nadają do użycia ich w programie zapłodnienia pozaustrojowego? - Wówczas pozostaje dawstwo komórek rozrodczych lub dawstwo zarodków. Pomimo tego że w Polsce istnieje kilka znakomicie zorganizowanych i prowadzonych banków nasienia. Ale problematyka dawstwa komórek jajowych, zarodków czy plemników pilnie wymaga wprowadzenia precyzyjnych przepisów prawnych. Źródło: Gazeta Wyborcza

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czy można przechować samą komórkę jajową? - Trwają intensywne badania nad przechowywaniem komórek jajowych. Na razie udaje się zamrażać jajniki lub ich fragmenty i następnie odzyskiwać komórki jajowe. To jednak ciągle trudne i wymaga dalszego doskonalenia. 4. IN VITRO I ZDROWIE KOBIETY Czy zabieg szkodzi zdrowiu? • Onkolodzy uważają, że intensywna stymulacja zwiększa prawdopodobieństwo raka jajnika. Jest w tym dużo prawdy. Dowodem jest chociaż to, że przy stosowaniu tabletek antykoncepcyjnych, które hamują jajeczkowanie, to ryzyko jest mniejsze. Można jednak przyjąć, że wpływ trzech programów in vitro w ciągu życia kobiety jest relatywnie mały. Ale nie jest to obojętny. • To podanie zdecydowanie większej liczby hormonów niż w cyklu naturalnym. Po to, żeby wyprodukować nie fizjologiczną, tylko nadmierną liczbę pęcherzyków jajowych. Jajniki więc zostają mocno nadwyrężone. To nie jest zabieg, który można sobie zrobić co miesiąc. Wychodzi się z założenia, że należy zachować odstępy między kolejnymi próbami - minimum trzy, najlepiej cztery miesiące. • Jest też zagrożenie zespołem hyperstymulacji - kiedy jajniki wyrywają się spod kontroli i zaczynają produkować bardzo dużą liczbę komórek jajowych. Często kilkanaście w każdym cyklu, normalnie - jedną. To może doprowadzić do ciężkich powikłań: niewydolności nerek, zaburzeń oddychania, stanowi nawet zagrożenie dla życia. Jeżeli tego stanu nie da się opanować, może być konieczne usunięcie jajników. Jednak uwaga - takie powikłanie w ciężkim przebiegu występuje nader rzadko. In vitro to ostateczność? - Powiedzmy to tak: albo jest to leczenie jedynej szansy, albo ostatniej szansy. W pierwszej sytuacji chodzi o pacjentki, które mają uszkodzone jajowody albo mają rozległe zrosty w miednicy, czy też o pacjentów, którzy mają bardzo kiepskie nasienie. Bez in vitro ich szansa na dziecko jest bliska zera. W drugiej - kiedy wszystkie pozostałe metody leczenie bezpłodności nie dały sukcesu. Zdarza się, że odradza pan zabieg? - Tak, zwłaszcza młodym ludziom. Do programu in vitro istnieją określone wskazania • Kiedy przychodzi do mnie para 22-latków, która od pół roku stara się o dziecko bez skutku. Nie mają jeszcze zdiagnozowanej przyczyny, ale spieszy im się, aby zajść w ciążę. • Odradzam także kobietom po 43. roku życia. Po pierwsze dlatego, że mają małe szanse na ciąże. Po drugie, istnieje bardzo duże zagrożenie występowania wad genetycznych. I wreszcie ponieważ uważam, że to za późno, żeby rodzić i wychowywać dziecko. Tylko że te odmowy są bardzo trudne. Psychologicznie, bo pacjentki przychodzą z nastawieniem, że jak się nie uda, to już nigdy w życiu nie będą miały dziecka. I to jest dla nich gigantyczny stres. Załamują się na każdym etapie. Za mało komórek? - stres. Słaby poziom hormonów? - stres. Potem jeszcze strach, czy utrzymają ciążę. Niestety, stres też ma wpływ na ewentualny sukces. Czy pacjentki często zmieniają kliniki? - Oczywiście. To kwestia psychiki pary, która ma problem z posiadaniem dziecka. Zwłaszcza kobieta dąży do tego bezwzględnie - instynkt macierzyński jest jednym z najsilniejszych. Jeśli więc kobieta w jednym ośrodku próbuje bez skutku, to chce sprawdzić, czy inny nie będzie skuteczniejszy. Zdarzały mi się takie pary, które u nas zamroziły zarodki, ale po nieudanej próbie natychmiast, nawet bez zalecanej przerwy, szły gdzie indziej. • Nie słuchają, że więcej niż sześć programów in vitro nie ma większego sensu, bo prawdopodobieństwo ciąży po siódmej będzie już niewielkie. A tak właśnie wynika z badań. Źródło: Gazeta Wyborcza

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Każdy ma prawo do życia, ale każdy ma też prawo do bycia poczętym z miłości, do bycia chcianym, oczekiwanym, upragnionym - mówi Katarzyna Wiśniewska: Co by pani doradziła małżeństwu praktykujących katolików, którzy nie mogą mieć dzieci i rozważają metodę zapłodnienia in vitro? Słyszą też głos biskupów, że in vitro to niegodziwość. Anna Karoń-Ostrowska: Nie wiem, nie ma tu jednoznacznej odpowiedzi. To decyzja, którą każde małżeństwo czy para musi podjąć samodzielnie. Ale dobrze rozumiem sam problem i ogromne pragnienie urodzenia dziecka. Tu jest jakiś paradoks: świadome rodzicielstwo - a zatem to, co dla Kościoła jest tak ważne, dojrzewa szczególnie silnie, gdy w małżeństwie pojawia się problem bezpłodności. - A jednocześnie stanowisko Kościoła jest kategorycznie negatywne od 1956 r., kiedy Pius XII po raz pierwszy wypowiedział się na temat regulacji narodzin i jakichkolwiek prób poczęcia poza organizmem matki, aż do dzisiaj, do kategorycznego listu biskupów. Nie zapominajmy także o posłaniu zawartym w "Miłości i odpowiedzialności" Karola Wojtyły. To wielki dylemat, który każdy człowiek stający przed takim problemem musi rozstrzygnąć we własnym sumieniu, żadne rady na nic się tu nie przydadzą. Reakcja Kościoła była na miejscu? Halina Bortnowska po liście Rady Episkopatu ds. Rodziny napisała, że oczekiwałaby od biskupów więcej troski duszpasterskiej. Spotkałam się z głosami wielu katolików, że ten list był skandaliczny. Np. zdanie, że dzieci z in vitro żyją kosztem swoich braci i sióstr. - Też uważam, że tak ostre sądy nie powinny się pojawiać, zwłaszcza że mamy do czynienia z dramatem niemożliwości dania życia tak bardzo upragnionego. Z drugiej strony rozumiem troskę Kościoła o sposób powstawania człowieka. Kościół ma prawo obawiać się o los zarodków. Nie można uciec od podstawowego pytania, które ma charakter etyczny, a wręcz metafizyczny o to, czy zamrożone zarodki są niszczone, czy obumierają. Matka dwójki dzieci poczętych dzięki in vitro w wywiadzie dla "Gazety" wyznała, że po liście biskupów stwierdziła, że to nie jest już jej Kościół. Nie obawia się pani, że ten lęk Kościoła sprawił, że się w tej sprawie zamknął na dialog? - Rozumiem bardzo dobrze tę kobietę. Nie chodzi o to, żeby wydawać wyroki, ale próbować wejść w doświadczenie i starać się rozumieć, a nie sądzić. Problem etyczny nadliczbowych zarodków można rozwiązać, istnieje możliwość przeprowadzania in vitro bez ich tworzenia. Czy wówczas pani zdaniem Kościół powinien "pobłogosławić" in vitro? - Ten problem trzeba rozwiązać nie tylko etycznie. Konieczne są ścisłe regulacje prawne, które będą dawać poczucie jak największej ochrony życiu, które się poczyna. Jeśli takie regulacje będą, może stanowisko Kościoła zacznie się powoli zmieniać. Katolicy żyją w dramatycznym napięciu między naturalnym planowaniem rodziny, bezpłodnością a jednocześnie aborcją i antykoncepcją. A istotą sprawy jest ochrona życia, któremu powinna towarzyszyć miłość. To tu właśnie podstawowy problem, który omijamy na różne sposoby. Jaki? - Mówi się oddzielnie o dziecku, które ma prawo do życia, albo o matce, która ma prawo do swoich decyzji. O ojcu - co jest dość nienormalne - prawie wcale nie mówimy. Takie sztuczne rozdzielanie powoduje ciągłe nieporozumienia zamiast próby dotarcia do istoty problemu, do tajemnicy życia. Bo przecież powstanie nowego człowieka jest dramatem miłości ludzkiej i boskiej. A co pani sądzi o argumencie Kościoła właśnie dotykającym problemu miłości, relacji: że dzieci powinny być owocem aktu małżeńskiego. Zdaniem biskupów w przypadku in vitro tak nie jest. - Nie każdy akt małżeński jest świadomym aktem pragnienia poczęcia nowego życia. Są też akty wymuszane, również w małżeństwie, często zdarzają się tak zwane wpadki. Życie seksualne młodego pokolenia jest nieuporządkowane i tylko bardzo świadomi chrześcijanie podporządkowują je etyce chrześcijańskiej i nauczaniu Kościoła na ten temat. Seks we współczesnej kulturze jest coraz bardziej oddzielony od doświadczenia miłości i małżeństwa. Tu otwiera się wielkie pole do debaty dla teologów, filozofów o poczęciu człowieka, o miłości mężczyzny i kobiety. Czy miłość bezpłodna jest mniej wartościowa niż przypadkowy akt, w wyniku którego rodzi się nowe życie? Z pewnością nie. Trzeba mieć na uwadze naukę Kościoła, ale też bacznie się przyglądać temu, co dzieje się we współczesnej kulturze. Nie można od tego abstrahować. II Sobór Watykański zwracał szczególną uwagę na znaki czasu, musimy bacznie śledzić i wsłuchiwać się w to, co niesie świat i jego ciągły bieg do przodu - we wszystkich aspektach i wymiarach. Podczas debaty w siedzibie Episkopatu ks. prof. Andrzej Szostek, etyk, stwierdził, że w metodzie in vitro człowiek jest traktowany jako element leczenia człowieka, a to przecież autonomiczna osoba. I Kościół sugeruje parom bezpłodnym adopcję. - Dzieci przeznaczone do adopcji urodziły się co prawda z aktu kobiety i mężczyzny, ale przecież najczęściej były niechciane, skoro je porzucono. Adopcja jest wspaniałym rozwiązaniem, nieporównanie lepszym niż jakikolwiek dom dziecka - między dziećmi a ich przybranymi rodzicami tworzą się głębokie relacje. Ale czy uprawnione jest twierdzenie, że w przypadku in vitro pragnienie dziecka jest egoistyczne, a w przypadku adopcji - nie? W każdej z tych spraw chodzi o tworzące się między ludźmi relacje. Tu chodzi o relację miłości, a nie relacje prawa czy obowiązku. Każdy ma prawo do życia, ale każdy ma też prawo do bycia poczętym z miłości, do bycia chcianym, oczekiwanym, upragnionym. Nie mamy prawa ingerować w zamysły Pana Boga, lecz wydaje się, że mamy obowiązek stwarzać ludzkiemu życiu jak najpełniejsze możliwości życia w akceptacji, miłości, bo tylko one dają szansę pełnego rozwoju człowiekowi. Źródło: Gazeta WyborczaPowinna być refundacja in vitro z budżetu państwa? Nie wiem. Służba zdrowia w Polsce jest w fatalnej sytuacji. Jeśli nastąpi poprawa i podstawowe potrzeby społeczne w zakresie ochrony zdrowia zostaną zaspokojone, to być może tak. Wraca temat ustawy antyaborcyjnej. Co pani sądzi o pomyśle RPO, żeby zaskarżyć do Trybunału przepis o aborcji ze względu na stan zdrowia kobiety? - Nie wiadomo, dlaczego akurat teraz rzecznik zdecydował się na taki krok. Wzdragam się przed nieustannym podejmowaniem tematu aborcji w dyskusjach politycznych. Jedni bronią matki, drudzy bronią dziecka, a nikt nie broni matki, dziecka i ojca jednocześnie. Tymczasem aborcja to wierzchołek góry lodowej. To prawda, ale jakaś ustawa musi być. Powinna zostać zaostrzona lub zliberalizowana czy zostać w obecnym kształcie? - Obecna ustawa jest dobra, kompromisowa. Powstała wskutek długiej, pełnej napięć dyskusji. Trzeba ją zostawić w spokoju i skupić się na promowaniu tajemnicy życia i związków rodzinnych. Nie widzę merytorycznego powodu, żeby zmieniać ustawę. Jednak w praktyce ta ustawa to fikcja. Kwitnie podziemie aborcyjne, na czarnym rynku są dostępne różne środki, bywa że bardzo niebezpieczne dla kobiety. A lekarze nie wykonują aborcji nawet wtedy gdy powinni: Alicja Tysiąc. - Wiem, że nie jest z tym dobrze. Nieraz lekarze nie chcą dokonywać aborcji wbrew swoim przekonaniom etycznym czy religijnym. Jesteśmy w Unii Europejskiej, w innych krajach ustawa jest bardziej liberalna. To znaczy, że kobiety powinny robić aborcję za granicą? - Jeżeli dana sytuacja ewidentnie kwalifikuje się do usunięcia ciąży, to powinno się to zrobić w godziwych warunkach w Polsce. W przypadku pani Alicji Tysiąc przebiegało to w dramatyczny sposób, ale myślę, że powoli będzie się to zmieniać. Ta dyskusja, męcząca dla wszystkich stron, uświadamia jednak powagę problemu i pomaga kobietom i parom podejmować świadome decyzje. Czy w ogóle państwo świeckie powinno w kwestiach ustawy aborcyjnej i in vitro sugerować się głosem Kościoła katolickiego bardziej niż innych grup społecznych? Przecież nie tylko katolicy żyją w Polsce, a wierni Kościoła nie muszą korzystać z możliwości, jakie daje państwo, jeśli jest to sprzeczne z ich sumieniem. Kościół odgrywa w Polsce bardzo szczególną rolę. Rolę pozytywną - nie w wymiarze władzy, ale kształtowania ludzkich sumień. I to dobrze, że państwo liczy się z Kościołem. Lęk Kościoła jest głęboko humanistyczny, bo jest to obawa o to, co się dzieje z ludzkim życiem w niekonwencjonalnych i pozanaturalnych metodach zapładniania. Anna Karoń-Ostrowska - filozofka i publicystka, redaktorka miesięcznika „Więź”. Współzałożycielka i członkini rady programowej Instytutu Myśli Józefa Tischnera w Krakowie. Wydała m.in. „Dramat spotkania człowieka z Bogiem i z drugim w myśli Karola Wojtyły - Jana Pawła II” (1993) Źródło: Gazeta Wyborcza

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dzieci poczęte in vitro rozwijają się nie gorzej niż inne. Tak wynika z badań, które jako jedyni w Polsce przeprowadzili wrocławscy antropologowie Mariusz Urbanek: Co skłoniło was do podjęcia badań? Sławomir Kozieł*: Przeczytałem kiedyś w "Gazecie Wyborczej" artykuł na temat manipulacji na embrionach zwierząt laboratoryjnych. Autorzy sugerowali, że pewnego rodzaju manipulacje na zarodkach we wczesnym stadium ich rozwoju mogą prowadzić do różnych zaburzeń po urodzeniu. Pomyślałem, że może warto sprawdzić, czy dotyczy to także ludzi. Barbara Hulanicka*: Nawiązaliśmy kontakt z Prywatną Przychodnią Leczenia Niepłodności "Novum" w Warszawie, jedną z dwóch, które w połowie lat 90. tym się zajmowały. Obecnie to wielka klinika, wtedy jeszcze mieściła się w piwnicy bloku mieszkalnego. To stamtąd pochodziły dzieci, które Państwo badali? B.H.: Tak. Ale nie mieliśmy z nimi żadnego kontaktu. Pozostały dla nas anonimowe, ponieważ rodzice często nie chcą przyznawać się do tego, że ich potomstwo pochodzi z zapłodnienia in vitro. Dostaliśmy jedynie dokumentację z badań dzieci urodzonych tam w ciągu sześciu lat. Ilu dzieci? B.H.: Ponad 300. Przyjęliśmy jednak rygorystyczne dość kryteria, odrzucając dokumentacje niepełną i ostatecznie naszymi badaniami objęliśmy 103 chłopców i 97 dziewczynek. Na czym one polegały? S.K.: Badaliśmy ich parametry porodowe, zmiany ciężaru ciała i obwodu głowy. Sprawdzaliśmy, jak się rozwijają, choć nie zajmowaliśmy się ich rozwojem psychoneurologicznym. B.H.: Chcieliśmy się dowiedzieć, czy zapłodnienie in vitro nie prowadzi do jakichś złych konsekwencji. Prowadzi? B.H.: Okazało się, że nie. S.K.: Wręcz przeciwnie. W porównaniu z przyjętą średnią te dzieci wypadły nawet lepiej. A porównywaliśmy je ze średnią dla dzieci z Warszawy, wyższą niż ogólnopolska. W stolicy mieszka najwięcej osób zamożnych i dobrze wykształconych, a więc gwarantujących dzieciom lepsze warunki rozwoju. Zapłodnienie in vitro nie wiąże się więc z żadnymi kłopotami? S.K.: Tego nie można powiedzieć. Przy zapłodnieniu pozaustrojowym jest większe o ok. 20-34 proc., ryzyko wystąpienia tzw. naturalnej, spontanicznej aborcji embrionu, która może nastąpić mimo udanego zabiegu. Dwukrotnie zwiększa się też ryzyko, że te dzieci będą miały niską i bardzo niską masę urodzeniową lub urodzą się przedwcześnie. Ale większość z nich nie różni się niczym od dzieci urodzonych bez wspomagania. B.H.: Dochodzi jeszcze zagrożenie, jakim jest ciąża mnoga, częsta przy zapłodnieniu in vitro. Także chyba to, te dzieci częściej rodzą kobiety starsze, którym nie udało się przez lata starań zajść w ciążę w sposób naturalny? B.H.: Nie są to kobiety zbyt zaawansowane w latach, bo z wiekiem spada skuteczność zabiegów in vitro. S.K.: Średnia wieku matek badanych przez nas dzieci to 35, a ojca 37 lat. Źródło: Gazeta Wyborcza

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
I wszystko to nie ma wpływu na to, że te dzieci rodzą się "gorsze", słabiej i wolniej się rozwijają? B.H.: Nie. Owszem, wcześniaki i dzieci z ciąż mnogich rodzą się mniejsze, ale bardzo szybko nadrabiają zaległości. Można rzec, że rozwijają się w szybszym tempie. Ale tylko 46 proc. noworodków poczętych in vitro oceniono w skali Apgar na maksymalną liczbę 10 punktów [w tej skali ocenia się tuż po urodzeniu kolor skóry, puls, reakcję na bodziec, napięcie mięśni i oddychanie]. To nie powód do niepokoju? S.K.: Nie. Niższa ocena wynika z tego, że część tych dzieci urodziła się przedwcześnie albo z ciąży mnogiej. B.H.: Nawet najmniejsze zaburzenie po urodzeniu ma wpływ na obniżenie tej oceny. Naprawdę dobrym wynikiem jest to, że tylko 4 proc. z tych dzieci oceniono poniżej 8 punktów. Z czego wobec tego wynika powszechne przekonanie, że te dzieci są słabsze? B.H.: Przede wszystkim z niewiedzy. S.K.: Zabiegom tego rodzaju poddają się osoby mające problemy z naturalnym zajściem w ciążę. Niepłodność jest postrzegana jako choroba i już tylko to może być przyczyną nieufności wobec sztucznego zapłodnienia. Czy z państwa badań można wyciągnąć wnioski na temat rozwoju tych dzieci już w wieku dorosłym? S.K.: Pierwsze "dzieci z probówki" urodziły się w roku 1978, więc najstarsze dopiero kończą 30 lat. To ciągle za wcześnie, by wyrokować o problemach, które mogą pojawić się w wieku 50 czy 60 lat. Może się okazać, że są bardziej podatne na choroby wieku dojrzałego? S.K.: Istnieje teoria Barkera, według której dzieci z niską masą urodzeniową, co właśnie częściej dotyczy dzieci z zapłodnienia in vitro, są bardziej zagrożone otyłością i chorobami krążenia w wieku dorosłym. Ale o tym, czy tak będzie, dopiero się przekonamy. B.H.: A w dodatku teoria Barkera jest już dziś podważana, ponieważ inni uczeni uważają, że do otyłości nie wystarczy tylko niska waga urodzeniowa. Dziecko w ciągu dwóch pierwszych lat życia musi jeszcze być przekarmiane. A to rzeczywiście jest częste u wcześniaków, które rodzą się mniejsze, więc rodzice karmią je, żeby szybciej nadrobiły niedobory wagi. I wtedy rzeczywiście pojawia się ryzyko otyłości. Czy na świecie prowadzone były także badania psychoneurologiczne "dzieci z probówek"? B.H.: Tak, i jak wynika z publikacji w piśmie "Lancet", także pod tym względem nie zaobserwowano żadnych różnic. S.K.: Co więcej, jak wynika z tych badań, ich stosunki z rodzicami są w znaczący sposób lepsze niż w rodzinach, w których doszło do zapłodnienia naturalnego. To akurat można wytłumaczyć tym, że to są dzieci bardzo "chciane", oczekiwane, wymodlone, rodzące się w rodzinach lepiej wykształconych i lepiej sytuowanych, a więc bardziej zadbane i wychuchane. B.H.: To prawda, bo zapłodnienie pozaustrojowe to zwykle jedyna i ostatnia szansa na posiadanie dziecka. Nie tylko dla kobiet, które zwykle obwinia się za brak dzieci. Coraz częściej zapłodnienie wspomagane stosuje się także w przypadku chorób, na które cierpią mężczyźni, np. przy raku jąder, którego konsekwencją jest bezpłodność. Możliwe jest zdeponowanie nasienia przed chemioterapią w odpowiednim banku nasienia i wykorzystanie go po powrocie mężczyzny do zdrowia. W Ameryce w takich przypadkach to już standard. *Prof. Barbara Hulanicka i doc. Sławomir Kozieł pracują w Zakładzie Antropologii Polskiej Akademii Nauk we Wrocławiu Źródło: Gazeta Wyborcza

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziewczyny co z Wami nawet z soboty na niedziele juz strajkujecie,odezwijcie sie co u Was,bo zadko piszecie.Zawsze chociaz posta na pisalyscie a teraz sie ociagacie,nie ladnie tak.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Za ciazone co u Was i jak sie czuja brzuszki i co u reszty.Wysylajcie nam fluidki,bo je potrzebujemy od Was sloneczka z brzuszkami.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
dziendobry:):):):):):) oj widze ze xxxmadziaraxxx sie nam naposala:):)) Smerfecia dzis napewno zajrzy bo juz wrocili do domku:):):):):) a jak u WAS?? kukam przez okno piekny dzie bedzie i zapewne baaaaaardzo goracy:P 👄 poprosimy o fluidki tylko Patinka26 pamieta o Nas:) 👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kkinia30
Dzien doberek! U mnie tez dzis zapowiada sie calkiem niezla pogoda,juz pranie robie sprzatam domek sluchm radia zet :) Czeka mnie jeszcze przycinanie zywoplotu,ale uwielbiam prace w ogrodzie w przeciwienstwie do prac domowych,w ogrodzie moge spedzic caly dzien ciezko pracujac a nawet sie nie zmecze. No to uciekam,ide jesc flaczki.Wczoraj dokonalam zakupu w polskim sklepie.Mniam.....flaczki!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kkinia30
Och Misiaczki jeszcze fluidki specjalnie for you! ***********************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
hej sloneczka!!!!!!! ja juz u mezusia !!! lot masakryczny - tak nas wytrzepalo ze pozniej caly wieczor i noc brzusio mnie bolal i napedzilo mi to niezlego stracha . wczoraj bylam na zakupkach - wydalam mase pieniazkow na dzidziusia :-P dzis musimy jeszcze 4 paczki zawiezc do wyslania - nawet nie chce myslec ile kasy na to pojdzie 😠 buziaczki i pozdrowienia dla was kochane 👄 no i fluidki ************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************************

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
kkinia30 pamietaj o rekawicach jak bedziesz w ogodzie robic :) 👄 olawd 👄 czas leci powoli tzreba zakupkowac pozniej bedziesz miala z glowy i zostana drobiazgi:) u nas fajnie ...choc fajnie by bylo zebysmy doostali razem urlop:P malo czasu spedzamy razem:( juz sie nie moge doczekac wizyty u lekarki moze wkocu zaczniemy \"dzialac\" i wkoncu bedziemy miec dzidziusia:D czekg o WAM zycze:) Obca_ a WY jak sie czujecie jAK pokrzywka znikela?? 👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej slonka,weszlam sie z Wami przywitac,pozdrawiam Was i przesylam buziaczki 👄🌻 Dziewczyny odzywajcie sie czesciej :) Bo smutno tu bez Was :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Olu.Jak tam sie czujesz?,jak tam brzusio?Slyszalam ze sie okupilas,duzo ciuszkow dla dzidzi,fajnie.Jak tam pobyt u meza? i jak tam podrorz?Pozdrawiam i glaskanko dla brzusia,buziaczki,pa 👄

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej misiaczka👄 U mnie ok.Tylko duchota straszna,ale dobrze ze chociaz wiaterek wieje.Mielismy jechac z M.do ikei dzis,ale nie wiem czy pojedziemy,bo spi a niechce go budzic,bo jutro znow do pracy.Pozdrawiam. :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
oj . ale cisza wlazic!!!!!!!!i dawaj fluidki:P:P:P:P ja juz sama maz w pracy:( ech.. Smerfecia a TY gdzie??? czekam na relacje jak bylo:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Bylismy na dzialce,ale pompa sie popsula i nie bylo wody... wiec wrocilismy. U nas taka burza ze hej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No widac,ze nikogo nie ma. Ja tez ide- kapac sie. Woda w kranie to prawidziwy luksus :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dzidzia ma 6 zebow, ktorymi gryzie mamuske, sam chodzi i jest naprawde strasznie smieszny. Chce z nim wyjechac do Rabki,zeby zlapal troche odpornosci. A tak to wszystko ok.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
soniu rabka to dobry pomysł dla takich dzieci wogole tam to jet jakies senatorium dla dzieci wiem bo moja sasiadka tam tez byla

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×