Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
Zaloguj się, aby obserwować  
Gość rosa

Moja nerwica...

Polecane posty

u mnie niby lepiej...ale pewnie jak tak napisalam to bedzie gorzej... ale pomimo dolegliwosci ktore wysyla mi organizm(juz nie wiem czy to nerwy czy na prawde cos powaznego) to humor w miare dopisuje:P Jakos dotarlo do mnie zeby zyc z dnia na dzien i korzystac z zycia i kazdej chwili!!!!!!! Tylko wiecie co??? brakuje mi takiego starszego faceta no i dzidziusia:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dzień Dobry wszystkim - choć dla mnie nie najlepszy.... Boże znowu mnie złapało...mam normalnie powtórkę z rozrywki:(((( Chce mi się dzisiaj płakać... wczoraj o 20 ...zaczęła mnie boleć głowa - tak ciśnieniowo - no to zmierzyłam sobie ciśnienie i się zaczęło okazało się że mam bardzo wysokie... dalej nie muszę chyba pisać abyście nie brali tego do siebie...ale tym razem byłam o sekunde przed wezwaniem pogotowia...nerwowe chodzenie po pokoju - wszystkie ....dosłownie wszystkie objawy zawału...nie powiem ile lekarst wzięłam ...bo to normalnie szok - nawet xanax jakoś słabo działał wyjątkowo .... nie wiem kiedy ostatnio tyle czasu mnie trzymało dopiero o 1 w nocy padłam na twarz ze zmęczenia ....ale już o 5 znowu się obudziłam...jestem w pracy - nie czuję się najlepiej - nie wiem co mam zrobić - czy biec do lekarza????

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ksiuni uspokoj sie!!!!! nic ci sie nie stanie!!!pomysl ze to tylko nerwy, chodz ja cie teraz ladnie przytule 🌼 :*

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Stres-stop - dziękuję Ci bardzo - ale coś mnie strasznie ostatnio napadło...ja nie wiem - zaczynam się bać że naprawdę mam chore serce... cały czas czuję takie mocniejsze uderzenia.... oczywiście - jak o tym myślę - jak przestaję to czuję żadziej.... Nie wiem już co mam robić - zapisałam się znowu do kardiologa .... ale wizyta dopiero 8-mego października - nie wiem czy wytrzymam do tej pory.... sama sobie tłumaczę że to nerwica - ale wczoraj normalnie wystraszyłam się nie na żarty...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
wytrzymasz na pewno!!! szybko zleci!!!! wiem z sercem nie ma zartow...jak sie martwisz to moze podejdz nawet dzis do lekarza ogolnego

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nivka
ksiuni jak sie zle czujesz, zwolnij sie z pracy wez taxi i jedz dod domu, wez cos na uspokojenie najlepiej afobam to dziala wybitnie przeciwlekowo lub hydroxizyne i idz do lekarza.Kilka dni zwolnienia Ci sie przyda nie warto sie meczyc w pracy jak tak sie czujesz

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nivka
masz nerwice lekowa i typowy atak nie wiem dlaczego jestes na xanaxie w takim stadium powinnas brac afobam wprawdzie mozna go brac jedynie doraznie i przez jakis czas bo szybko uzaleznia a;e powinnas poprosic lekarza o afobam i posiedziec troche w domu wyciszyc sie bedzie dobrze wez taxi i jedz do domu a pozniej do lekarza do 18 przychodnie czynne idz do rodzinnego powiedz jak sytuacja i tyle afobam moze wypisac i rodzinny

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No tak - pewnie bym i poszła , ale wiecie jak to jest pójdę i popatrzą się jak na kretynkę ..to mnie jeszcze bardziej denerwuje....i czuję się wtedy naprawdę jak wariatka... Już byłam przy takich atakach i ekg + prześwietlenie+ badania enzymów sercowych wychodziły ok.... a czułam się jakbym miała zejść za chwilę... byłam tez w Klinice Dziennej -badanie ciśnienia chodziłam 24g z aparatem - popatrzyli z politowaniem i powiedzieli że nie widzą żadnych problemów...że to na pewno nerwy i że mam się nie denerwować.... tylko jak się ma nerwicę - to nie ma się nad tym kontroli.... i kółko się zamyka..... są dni że jest wszystko ok - a są takie że żyć się odechciewa..... strasznie się boję że jak pójdę to mi powiedzą że jednak coś mi jest i że niewiele już mi życia zostało.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
a wogole mam pytanko: macie jakis takich przyjaciol od serca??? ja juz tam kiedys pisalam ze ralacje z przyjaciolka z podstawowki sie urwaly, troche mi jej brakuje bo to jednak bylo tyle lat...to tak jak po stracie faceta sie pamieta:( teraz niby mam 2 kumpele od "serca" ale jakos to nie to samo:( nie chce ich az tak ciagle gadac o moich problemach:( czasem mysle ze tu tkwi tez problem ze nie mamy takiego super przyjaciela

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nivka
Ksiuni Ty nie patrz na ludzi i na to co powiedza bo oni za Ciebie zycia nie przezyja. Zdrowie najwazniejsze. Ja bym na Twoim miejscu poszla do domu i kilka dni zwolnienia wziela Jasne ze nic Ci nie jest jezeli chodzi o serce bo to typowe ataki nerwicy lekowej i wkrecania sie ze zaraz upadne i umre calkowita normalka

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nivka - bardzo dziękuję... wiem że to wygląda na nerwicę i pogodziłam się już z tym ...ale jak mnie złapie to nie potrafię się czasami opanować - choć ten wczorajszy atak był znacznie inny od tych wczesniejszych ... wtedy dzwoniłam - faszerowali mnie prochami i tak się kończyło... Stres- stop - ja mam przyjaciela - jest nim mój Mąż - On wie o wszystkim i dzielnie ...na razie to znosi.... nie wiem czy też tak macie ale zaczynam się czuć jak jakiś bubel organiczny.... ciągle coś - jak nie żołądek to serce, jak nie serce to głowa, ciśnienie i tak w kółko.... czasami -może to głupie - ale sobie tłumaczę że jak bym miała chore serce to przy tych atakach już bym dawno "zeszła".... dzięki Bogu - nigdy nie zemdlałam przy ataku i mam nadzieję że nigdy mi się to nie przytrafi.... ale zaczynam się bać że w końcu przyjdzie taki moment...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
no na bank to nerwica, a chodzisz do psychologa???? ja ci powiem ze jak trafisz na dobrego to zawsze na pare dni ci pomoze!!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ksiuni-kurcze ....co ci poradzic.na jeden atak mozna probowac wszystkiego -od olewania -do tabletki.gorzej jak pojawiaja sie ciągle.wtedy cala energia do walki i zycia znika...byla mowa o afobamie.nie wiem -moze lepiej by zadzialal ale to jest dokladnie to samo co xanax....-sklad-alprozam. nie pamietam czy bylas kiedys u psychiatry.pomysl o tym.fakt ,ze trudno o dobrego ale jezeli zly okres nie minie lub bedzie sie nasilal to po co masz sie męczyc.i nie przejmuj sie co ktos pomysli. psycholog -to tez dobry pomysl.czasem on sam potrafi zadecydowac czy terapia wystarczy czy nalezy odwiedzic psychiatre. 2 razy w zyciu lapalo mnie to dziadostwo w szpony tak ,ze wegetowalam.dwa razy zdecydowalam sie na pomoc.nie zaluje. bywa roznie ale nigdy nie jest tak zle jak przed leczeniem. na ta chwile trzymam mocno kciuki ,zebys przegonila zaraze i zlapala oddech.rozumiem cie bardzo -zreszta jak kazdy tutaj . trzymaj sie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przyznaję - u psychologa nie byłam ....- trafiłam za to do "Złotej Pani Neurolog" pomogła mi bardzo - dostałam Xanax i cudownie wręcz ozdrowiałam ....miałam duże problemy z odstawieniem ...przeżyłam koszmar - ale udało się ....teraz znowu się boję że będę musiała do niego wrócić.... w ciągu tygodnia wzięłam już 2 tabletki co prawda małe dawki - ale jednak.... pomagam sobie Hydroxiziną i ziołami ...na nadciśnienie biorę codziennie lekarstwa a doraźnie przy atakach Propranolol... kur... będę świecić w nocy....:(((

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
wiec zapisz sie do psychiatry i do psychologa! Mowie ci sprobuj z psychologiem zawsze troche pomoze...skloni do myslenia...podpowie itp:) I pamietaj jak jeden ci nie podpasuje to wtedy do innego...tzreba probowac do skutku!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Może faktycznie powinnam ...choć boję się że będą znowu mnie faszerować lekami....od Pani Neurolog dostałam Seroxat....i leży - nie wzięłam ...bo boję się uzależnienia...i odstawiania później tych lekarstw, z resztą szykuję się do ponownego zajścia w ciążę ( bo jak Ci co są tu już długo wiedzą że poroniłam w styczniu) ...to jest też powód moich nawrotów nerwicowych ...podświadomie boję się że historia się powtórzy a przeżyłam prawdziwy szok.... Ogólnie biorę bardzo minimalne dawki leków...zarówno na nadciśnienie jak i przy nerwicy jak mnie napadnie... Dla przykładu wczoraj 20 Hydroxizinum + 20 Propranonol+ 0,25 Xanax SR... + tonę ziołowych persenów i wiadro melisy:))) dla porównania na ostatniej "randce na pogotowiu" dostałam na dzień dobry 50 Hyrdoxizinum + 40 propranololu ...a za godzinę jeszcze 20 Hydroxizinum.... po przejściu ataku spałam na stojąco... Pomyślicie pewnie co za uparte babsko - nie chce sobie pomóc - ale ja chcę - naprawdę, wiem że mam problem psychiczny (kur...jaby to nie brzmiało) i większość moich dziwnych objawów bierze się z głowy... to właśnie na głowę palcyma:) wskazują lekarze z uśmiechem mówiąc o moich dolegliwościach..... i co ? Mam se ją urwać?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ksiuni-rozumiem cie z ta ciaza.... ja zdązylam przed choroba.pewnie ,ze marzy mi sie drugie dzieciątko ale.......boje sie nawrotu depresji i nerwicy ktora trzyma w ataku 24h na dobe..... patrzac realnie -nie bierzesz lekow bo chcesz zajsc w ciąze.zrozumiale ale czy masz odwage zajsc w takim stanie ?pewnie nie. dobrze ,ze napisalas wiecej o sobie bo o tym co spotkalo cie w styczniu nie wiedzialam:(....... naprawde sklaniam sie tutaj do namawiania cie na psychologa.masz traumatyczne przezycie za soba.musisz ulozyc sie z tym i poczac dzieciatko bez lęku. daj sobie pol roku na leczenie i psychoterapie. zacznij oczywiscie od psychoterapi .moze nie beda potrzebne leki. tak na marginesie -po jakiego grzyba masz xanax sr?ta sama trucizna co zwykly a na dzialanie mozna sie zaczekac na smierc! jak juz atak pusci to jego przedluzone dzialanie potrzebne jest jak w doopie koszula;) jak sie teraz czujesz?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jak się czuję...dobre pytanie... w porównaniu z wczorajszym wieczorem mogłabym rzec zajebiście.... Serducho tylko czasami mocniej zabije...ale psychicznie jestem rozwalona.... Staram się ogarnąć bo wiem że jak będę się skupiać na tym co mnie się wczoraj przytrafiło to dzisiaj będę miała powtórkę z rozrywki. Xanaxik, ja pisałam już wcześniej o mojej traumie z początku roku - ale staram się do tego nie wracać bo to nie są przyjemne chwile i świadomie staram się je wypchnąć z pamięci.... Kur...mam 33 lata jestem 10 lat po ślubie i z tym dzieciątkiem może faktycznie za długo czekałam - ale pewnie niektóre z Was dobrze wiedzą jak to jest jak nigdy nie ma dobrego momentu, a i ja nie czułam się jakoś specjalnie dorosła do tego aby wziąć na siebie odpowiedzialność za nowe życie...a jak już by się wydawało dorosłam - to mi nie wyszło.... teraz nerwica... i ta ciągła walka sama ze sobą i z tą swoją w dupe wrażliwością emocjonalną.... Nie mogło by być tak żebym była zimną suką ...bez uczuć i bez nerwicy??....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
moze adopcja???? Ja wczoraj napisalam ze jest ok ze mna...no i wiedzialam dzis znow mialam napad!!!i caly czas czuje ze wiruje mi w glowie:( ajjj ide na swieze powietrze do pozniej 🌼

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Teoretycznie mogę już - miałam odczekać minimum pół roku a najlepiej rok - ale mam się przygotować tym razem przed...więc zapisałam się do \"szperacza\" w październiku i zobaczymy co mi powie.... Ja chciałabym urodzić dzieciątko swojego Małżonka - bardzo się kochamy i to byłaby taka wisienka na torcie tej miłości:) Oczywiście nie odrzucam myśli o adopcji -jeżeli nie będzie nam dane mieć swojego ...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Teoretycznie mogę już - miałam odczekać minimum pół roku a najlepiej rok - ale mam się przygotować tym razem przed...więc zapisałam się do \"szperacza\" w październiku i zobaczymy co mi powie.... Ja chciałabym urodzić dzieciątko swojego Małżonka - bardzo się kochamy i to byłaby taka wisienka na torcie tej miłości:) Oczywiście nie odrzucam myśli o adopcji -jeżeli nie będzie nam dane mieć swojego ...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WKLEJE WAM COS,ALE KTO NIE CHCE MIEC DZIECKA NIECH NIE CZYTA :) Czas zabawy, czas pracy Kiedy dziewczyna ma osiemnaście lub dwadzieścia lat, ogląda się za wszystkim dziećmi na ulicy, patrzy, jak matki karmią niemowlęta, i coś w niej krzyczy, że powinna robić teraz to samo. Jest jednak inaczej, nie ma dziecka ani rodziny. Przygotowuje się do zdawania egzaminu maturalnego lub chodzi na jakieś wykłady, które umożliwią jej potem znalezienie dobrej pracy. Po studiach okazuje się, że dobrej pracy nie ma, ale ona dalej ogląda się za dziećmi na ulicy. Instynktownie szuka towarzystwa młodych matek. Żeby zdobyć pracę, zapisuje się na dodatkowe kursy i rozpoczyna kolejne studia. Kiedy je kończy, zaczyna pracować na jakimś podrzędnym stanowisku w firmie konsultingowej. Przykłada się do pracy, dzięki czemu awansuje i na jakiś czas zapomina o dziecku. Zegar biologiczny jednaka tyka i gdzieś około trzydziestki ona ma już pewność, że chce mieć dziecko. Tylko z kim i jakim kosztem? Trzeba by porzucić pracę i zostać w domu, a kto zarobi na dom i na dziecko? Nie spotkała jeszcze odpowiedniego mężczyzny, wszyscy wydawali się jej nieodpowiedzialni i niedojrzali, tacy chłopcy. Oni nie nadają się do bycia ojcami, do tego potrzebny jest ktoś wyjątkowy. W końcu poznaje kogoś takiego, ma wtedy trzydzieści pięć lat, on jest rozwodnikiem, dobrze zarabiającym dyrektorem jakiejś spółki. Winna rozwodu była żona, która go nie rozumiała. Decydują się na ślub i na dziecko, które rodzi się dwa lata później, bo trzeba było poczekać ze spłatą kredytu, wiadomo, że człowiek nie może być przesadnie obciążony płatnościami, jeśli chce wychowywać potomka. Przy porodzie ona ma więc 37 lat. Dziecko rodzi się zdrowe, ale po powrocie do domu okazuje się, że on nie ma w ogóle czasu dla niej ani dla maleństwa, jest zapracowany, ciągle w drodze, ciągle gonią go interesy. Ona siedzi całymi dniami sama i choć kocha swoje dziecko, chciałaby wrócić do pracy, bo myśli, że tam znajdzie spełnienie. Czasami przypomina sobie, jak to było, kiedy przyglądała się młodym matkom, które karmiły swoje dzieci w parku. Teraz też widzi takie matki, one są od niej młodsze o piętnaście, siedemnaście lat; kiedy będą w jej wieku, ich dzieci będą kończyły ogólniak. Gdy sobie to uświadamia i patrzy na swoją kruszynę, chce jej się płakać. Najlepsze lata zostały za nią. Teraz jest już tylko obawa o maleństwo i myślenie o tym, jak to będzie, kiedy przyjedzie starość. - Jeśli dziś miałabym coś doradzać młodym dziewczynom - mówi Julia, 40 lat - powiedziałabym im, żeby nie marnowały czasu, żeby nie zawracały sobie głowy żadnymi studiami, kursami czy czymś podobnym, żeby urodziły dziecko, kiedy mają osiemnaście lub dziewiętnaście lat, i żyły szczęśliwie, ze swoim chłopakiem, który może i jest trochę niedojrzały, ale tak naprawdę kto w dzisiejszych czasach dojrzał do rodzicielstwa? Niechby sobie razem wychowywali to dziecko i zarabiali pieniądze gdzie popadnie, nie myśląc o głupstwach typu: przyszłość, emerytura, kariera. To wszystko jest nieważne. Nigdy bowiem nie wiadomo, co przyniesie przyszłość, a nasze plany rewiduje przypadek lub opatrzność - jak kto woli. Kobieta spełnia się w rodzinie i nie da się tego zmienić. Można się tylko oszukiwać. Dziewczyny, które mają po dwadzieścia lat, tak bardzo pragną dziecka, że chciałyby je mieć z byle kim, niestety często w pobliżu nie ma nawet tego "byle kogo". Uważam, że naszym życiem nie rządzi zdrowy, naturalny rytm narodzin i śmierci, rządzą nim absurdalne zasady wymyślone nie wiadomo przez kogo. Żyjemy w rytmie spłacanych kredytów, w rytmie pensji, która przychodzi na konto co miesiąc, w rytmie urlopów, które trzeba gdzieś spędzić. Nie ma tu miejsca nie tylko na refleksję, ale i na nas samych. Oddaliśmy władzę nad sobą ciemnym siłom, których nie znamy. Piekło czy raj? Od dzieciństwa słyszymy, że zanim człowiek założy rodzinę, powinien skończyć studia i zostać kimś. Kończymy więc studia i dalej jesteśmy nikim, dalej jesteśmy na początku drogi, wszystko przed nami i tylko lat nam przybyło. Nie mamy żadnych doświadczeń, które pomogłyby nam odnaleźć się w życiu, ciągle zależymy od innych i to ci inni, często wbrew nam, decydują o naszym życiu. Nie potrafimy zdobyć się na samodzielność myślenia, bo przecież z góry wiadomo, jak ma się potoczyć nasze życie, nie ma tu miejsca na własne pomysły i eksperymenty. W wieku trzydzieści lat jesteśmy ciągle dziećmi, dorastamy gdzieś około czterdziestki, a kiedy przychodzi pięćdziesiątka, uważamy, że można zacząć życie od nowa, tyle że dla niektórych ono się właśnie kończy, bo natura jest nieubłagana. Nikt nie zwróci nam zmarnowanych lat, a czasu jest naprawdę niewiele. Sto lub sto pięćdziesiąt lat temu szesnastolatek był już dojrzałym mężczyzną, który decydował o swoim losie. Mógł zarabiać pieniądze i dowolnie je inwestować. Praca była ważnym elementem życia, ale pracowało się za pieniądze, a nie po to, żeby pracować i dożyć emerytury. Dziś szesnastolatkowie są istotami kompletnie ubezwłasnowolnionymi i często zachowują się tak, jakby pozbawiono ich mózgu. Nie potrafią odnaleźć się w grupie rówieśniczej, a co dopiero w sytuacji, w której musieliby zadbać o siebie. Nie potrafią żyć w naturalnym dla człowieka środowisku, gdzie panuje rywalizacja ekonomiczna, gdzie silniejszy i sprytniejszy pokonuje słabszego i miej rozgarniętego. - Miałem to szczęście - mówi Paweł - że uniknąłem takiej standaryzacji. Od kiedy tylko zacząłem samodzielnie myśleć, zacząłem także zarabiać pieniądze. Najpierw na budowie, potem w warsztacie samochodowym, potem wyjechałem za granicę. Mogłem pracować przez cały dzień, bo nie miałem zobowiązań. Kiedy odłożyłem już wystarczająco dużo pieniędzy, poszedłem na studia. Skończyłem je w wieku 28 lat, zrobiłem doktorat, prowadzę własną firmę w USA. Kiedy patrzę na moich kolegów, którzy dali się wrobić w schemat, jaki narzuca się młodym ludziom, robi mi się ich żal. To byli dobrzy uczniowie, prymusi, którzy zawsze dostawali same piątki, a ich życie było zaplanowane w najdrobniejszych szczegółach. Najpierw uczyli się w liceum, potem na studiach, nierzadko bardzo prestiżowych, następnie, jeśli mieli taką możliwość, wyjeżdżali za granicę, a jeśli nie - zostawali w kraju. Mają po trzydzieści lat i próbują zarobić pieniądze. Niektórzy z nich są prawnikami i im się udaje, ale z lekarzami i innymi zawodami jest gorzej. Nie dogonią mnie nigdy. Doświadczenia, które zdobyłem przez lata pracy, nie da się niczym zastąpić. To jest prawdziwa dojrzałość i dorosłość - nie trzeba się bać życia i nie trzeba się bać zaczynać go wcześnie. Mit dzieciństwa Panuje powszechne przekonanie, że należy cieszyć się dzieciństwem, młodością i korzystać z tych lat pełnymi garściami. Jest to jedno z większych kulturowych oszustw, jakimi nas się karmi. Dzieci, które szybko dorastają i w wieku piętnastu lat mają poglądy często bardziej dojrzałe niż rodzice, są w pewnym momencie swego życia zmuszani przez jakieś niewidzialne siły do dobrowolnej infantylizacji. Podobno jest to związane z wiekiem. Skoro jednak tak jest teraz, to dlaczego nie zawsze tak było? Nie zawsze dzieciaki zaczynały zachowywać się, jakby ktoś uderzył je w głowę czymś ciężkim, nie zawsze w wieku szesnastu lat zaczynały słuchać durnowatych zespołów i zachlewać się na umór piwem. To podobno jest synonim dobrej zabawy. Zamiast dorosnąć i wziąć za siebie odpowiedzialność, człowiek staje się dziś bezrozumnym konsumentem, tak jakby płacił swoim życiem haracz, nie wiadomo komu; dopiero po tym okresie "zapłaty" zaczyna dojrzewać po raz drugi. - Kultura, w której żyjemy - mówi Rafał, socjolog - zakłada, że człowiek musi przejść jakąś inicjację. Kiedyś w cywilizacji Zachodu były nią pierwsze zarobione pieniądze, które wiązały się właśnie z osiągnięciem dojrzałości. Dziś jest to kompletnie strywializowane. Dojrzałość to absurdalny i do niczego niepotrzebny egzamin maturalny, to pierwsza wódka, pierwsza dziewczyna i pierwszy papieros. Młody człowiek, zamiast stać się dorosły, przechodzi przez bardzo długą fazę dojrzewania, w której właściwie tylko marnuje czas, niczego się nie uczy i niczego nie poznaje. Nie zarabia też na siebie, jest na utrzymaniu rodziców. Jest konsumentem, musi nim być, bo żyjemy w czasach konsumpcji. Owa konsumpcja dóbr - materialnych i kulturalnych albo quasi-kulturalnych - to właśnie jest haracz, jaki płacimy, tylko że potem nie otrzymujemy w zamian nic, dalej jesteśmy kukłami w czyichś rękach, dalej konsumujemy. W czasach, kiedy nie grozi nam śmierć z powodu nieznanych chorób, a przynajmniej nie w takim stopniu jak niegdyś, kiedy świat jest w miarę bezpieczny i stabilny, my wszystko co najlepsze odkładamy na później. Zamiast spełniać się rodzicielsko i zawodowo w młodym wieku, zamiast pracować, póki mamy siły, i zdobyć samodzielność, my wciąż na coś czekamy. Kiedy zaczynamy nadrabiać stracony czas, kiedy mamy dzieci i dorabiamy się pozycji i niezależności, bywa, że już jest za późno. Jedyna pociecha w tym, że czas ów nie został stracony z naszej winy. Oszukano nas, tak jak oszukuje się co dzień tysiące młodych ludzi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
hej kiedys tu z wami gawedzilam na temat ciazy w czasie nerwicy(planowalam dziecko) teraz jestem w 4 m-cu ciazy i mam nawrot choroby a zwlaszcza depresje(ciagle placze i sie denerwuje) boje sie wstawac codziennie rano z lozka, gdzies zadzwonic, wyjsc z domu najgorsze jest ciagle beczenie:( psychiatra powiedzial mi,ze mam isc na psychoterapie tyle,ze jeszcze wymiotuje i nie moge za bardzo wychodzic z domu zastanawiam sie nad psychologiem... musi mi ktos pomoc bo nie chce mi sie zyc w takim stanie:( relanium jeden pscyh. mi kazal brac 2 razy dziennie a drugi kazal w ogole nie brac a ja ciagle w nerwach i placzu i lękach co robic?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
hej kiedys tu z wami gawedzilam na temat ciazy w czasie nerwicy(planowalam dziecko) teraz jestem w 4 m-cu ciazy i mam nawrot choroby a zwlaszcza depresje(ciagle placze i sie denerwuje) boje sie wstawac codziennie rano z lozka, gdzies zadzwonic, wyjsc z domu najgorsze jest ciagle beczenie:( psychiatra powiedzial mi,ze mam isc na psychoterapie tyle,ze jeszcze wymiotuje i nie moge za bardzo wychodzic z domu zastanawiam sie nad psychologiem... musi mi ktos pomoc bo nie chce mi sie zyc w takim stanie:( relanium jeden pscyh. mi kazal brac 2 razy dziennie a drugi kazal w ogole nie brac a ja ciagle w nerwach i placzu i lękach co robic?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ksiuni ja zaszłam w ciąże zeby uwolnić sie od leków a brałam wtedy Anafranil i Tranxene w maksymalnych dawkach byłam juz u kresu wytrzymałosci organizm domagał sie kolejnych dawek leków a poprawy zadnej u mnie nie gyło wprost przeciwnie miałam juz myśli samobójcze .Wtedy szybka decyzją postanowiła zajśc w ciaze i skupic moja uwage na dzidziusiu a nie na lekach i udało mi się mąz jak sie dowiedział dostał białej gorączki ze go oszukałam i podstepem skłoniłam do tego kroku było cięzko ale z czasem jak brzuszek zaczał rosnac a dzieciatko zaczęło się ruszac byłam przeszczęsliwa zapomniałam co to nerwica czasami jak mnie łapało to brałam persen .urodziłam syna 3.5 kg najśliczniejszy i najukochanszy z dzieci wszyscy go kochają .Jest nadwyraz rozwinięty madry sposzczegawczy .A po porodzie 4 miesiące znów mnie ta franca zasrana dopadła ale na leki sie juz nie skusz chodze natomiast do psycholożki a w srode z powodu moich zawrotów jade na tomagrafie komputerowa .......pozdrawiam was wszystkich

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
cześć pamiętacie mie jeszcze? dwa tygodnie nie miałam dostępu do internetu teraz siedzę i odrabiam zaległości jest tu kilka nowych osób

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bądź aktywny! Zaloguj się lub utwórz konto

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować  

×