Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość z_mazur

Czy czasowe rozstanie może cokolwiek naprawić gdy związek przechodzi kryzys.

Polecane posty

Gość z_mazur

Co myślicie o pomysle jak w temacie. Gdy jedno kocha i chce coś zmienić w związku z długim stażem, w którym coś zaszwankkowało, a drugie twierdzi, że już nie widzi szans. To czy lepiej w takiej sytuacji zostać i próbować walczyć cierpiąc ciągłe odtrącanie. Czy lepiej wyprowadzić się i cierpieć w rozstaniu licząc na zmianę. Oczywiście zakładam, że uczucia tej drugiej osoby jednak całkiem nie wygasły tylko są przygaszone konfliktem i codziennością. Chodzi mi o kilkunastoletni związek w dodatku jest jeszcze dziecko. Okropnie się męczę tkwiąc w tym ale jednocześnie nie chcę zrobić tego definitywnego kroku jakim będzie wyprowadzka. Czy to nie będzie ucieczka i poddanie się. Ta druga strona nie nalega na wyprowadzkę jest po prostu zdystansowana i zimna.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
jeżeli się wyprowadzisz, z pewnością rozstaniecie się na zawsze,bo po pewnym czasie stwierdzicie że jest Wam dobrze będąc osobno,więc albo przeczekaj cierpliwie ten przykry okres albo odejdź na zawsze

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość __________
"uczucia tej drugiej osoby jednak całkiem nie wygasły tylko są przygaszone konfliktem i codziennością" wiec moze trzeba jakos rozwiązac konflikt... i starac se robic cos, aby ta szara codziennosc, jednak nie byla taka szara.... o związek i milosc zawsze trzeba sie starac, dbać, pielęgnować, zeby płomień milosci nie wygasl... a nie liczyc na to, ze wszystko samo sie ulozy... A jesli juz nic nie pomoze, to moze masz racje, ze najlepszym wysciem będzie chwilowa rozłąka, a moze ta druga osoba wtedy zrozumie ze bardzo kocha i wszystko sie ulozy.. Ale moim zdaniem nic samo sie nie ulozy... A jak na to patrzy na druga osoba?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość z_mazur
No właśnie coś mnie jeszcze cały czas wstrzymuje. Jakaś nieokreślona nadzieja.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość z_mazur
Jestem facetem. Może z pierwszego postu to nie wynikało. :) Żona ma do mnie wiele żalu, z którego sobie nie zdawałem sprawy. Dopiero po ostatnim spięciu stwierdziła, że ma tego wszystkiego dosyć i nic już do mnie nie czuje. Oczywiście zacząłem z nią na ten temat rozmawiać i dowiedziałem się o wielkim pokładzie żalu, który do mnie czuła od lat. A mnie jakby ktoś między oczy zdzielił. Jeszcze miesiąc temu uważałem swój związek za bardzo udany. Oczywiście były w nim problemy jak w każdym. Ale nie uświadamiałem sobie tego żalu żony. Oczywiście były jakieś sygnały, że coś tam się jej nie podoba ale nigdy nie było na ten temat jakiejś powazniejszej rozmowy. Teraz gdy w końcu tak rozmowa miała miejsce, gdy to wszystko już do mnie dotarło i uświadomiłem sobie, że mimowolnie raniłem często żonę i wiedząc to co wiem chcę to zmienić. To słyszę, że jest już za późno. Czuję się jak bym przegrał walkę przed usłyszeniem gongu. Żona boi się, że taka zmiana jest niemozliwa, jestem jaki jestem i już się nie zmienię. A ona się boi takiej próby bo minie kilka lat i znoawu znajdzie się w tym samym punkcie tylko o parę lat starsza. Uwaza, że teraz jest w stanie jeszcze sobie poukładać życie, a za parę lat może być za późno.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość _________
A czy ona oczekuje od Ciebie,zebys sie wyprowadzil? Bo jesli nie,to po prostu zacznij sie zmieniac. Rób to, czego ona by chciala,a wtedy sama zauwazy, ze jednak mozesz sie zmienic. Jesli Ci to w czyms pomoze to przeczytaj ksiazke "Slub"-N.Sparks Tam tez w malżenstwie sie juz cos wypalilo, ale mąż sie zmienial, a zona byla zdzwiona i nie wiedziala co sie dzieje, ze w koncu to docenila... Wiem, ze zycie to nie ksiazka, ale moze Ci pomoze.. Jesli ją kochasz, to nie rezygnuj...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość z_mazur
Dzięki za słowa wsparcia. Chyba teraz bardzo tego potrzebuję. Nie chcę rezygnować z walki tylko to cierpienie wysysa wszystkie siły. Poza tym cierpliwość nigdy nie była moją mocną stroną. :-( Najgorsze jest to, że nie wiem co robić, że muszę się zmienić to wiem ale jak pokazać te zmiany gdy ktoś odtrąca wszelkie próby pojednania. Żona uważa, żę moje zachowanie jest teraz nienaturalne, nagle kwiaty czy sms'y albo maile. Żona mówi, że to czy zostaję czy się wyprowadzam to tylko moja prywatna decyzja. Wydaje mi się (albo to tylko takie moje wyobrażenie), że żona jest zła o te wszystkie zabiegi bo myślała, że to wszystko będzie prostsze i szybko się poddam. A to już trwa miesiąc i ja dalej się staram a ona jest tym coraz bardziej poirytowana.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość _________
Jesli w kobiecie zbierze sie duzo żalu, to trudno potem aby tak szybko wybaczyła....... A tym bardziej, ze Ty tego wczesniej nie dostrzegales i myslales, ze wszystko jest ok.... Bardzo bedzie Wam teraz trudno dosc do jakiegos porozumienia.... W sumie to nie wiem co Ci mam napisac, zebys przekonal zone ze ją kochasz i zeby ona Ci uwierzyla............ Moze pogadaj z nią, zapytaj czy chce być jeszcze z Tobą, czy chce walczyc razem z Toba o ten zwiazek, czy jeszcze jej na Was zalezy... Czy moze przeciwnie, nie chce juz byc z Tobą, bo uwaza ze wszystko stracone i nie da sie tego naprawic... Wiesz, to nie musze byc kwiaty, smsy, ale zwykle codzienne sprawy ktore ona robi, a w których móglbys ją zastąpic..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość z_mazur
Właśnie chodzi o to, że on już ode mnie niczego nie oczekuje. Dla niej to już koniec. Tak przynajmniej wynika z rozmów. Powiedziała to parę razy wprost. To już nie są rozmowy na zasadzie mógłbyś próbować zmienić to i to. Tylko: to już jest koniec, wiem, że nie jesteś w stanie się zmienić i nawet tego nie oczekuję. Tu nie chodzi o znalezienie jakiegoś wyjścia tylko po prostu coś we mnie wygasło i koniec nie mam zamiaru o to walczyć nie zależy mi już.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość z_mazur
Właśnie to teraz rozważam. Tylko, że w tym wszstkim jest jeszcze nasza córka. Nie wiem jak ona to przyjmie. Żona nie widzi tutaj problemu. Lepiej zeby dziecko wychowywało się z matką i dochodzącym ojcem niż żeby tkwiło w takiej rodzinie. I w zasadzie się z tym zgadzam. Zjednym ale, ja ciągle uwazam że ta rodzina nie musi być taka, widzę szansę na poprawę. Tylko że używanie tego argumentu żona uważa za rozgrywanie naszych problemów dzieckiem. Jest zapatrzona na koleżankę, która wyszła z toksycznego związku i ma teraz drugiego faceta bardzo w porządku, który jest fantastyczny dla jej dzieci i w ogóle sielanka. jakoś nie widzi tych złych przykładów, których akurat w naszym najbliższym towarzystwie nie ma. Dodtkowo małżeństwo jej rodziców to też fikcja Ci ludzie praktycznie ze sobą nie rozmawiają tylko żyją pod jednym dachem. Ona zapatrzona w te dwa wzorce chce uniknąć losu swojej matki i widzi wyjście w przykładzie kolezanki.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość __________
jedyne co mi terz przychodzi do glowy to, ze "nie warto kochac za dwoch"... Nie znam wyjscie z tej sytuacji.. widac, ze ona juz wszystko przekreśliła....... Byc moze nie powinienes odchodzic dla dziecka.............. Byc moze powinienes przestac sie starac, skoro zona i tak tego nie docenia, a byc super ojcem dla dziecka.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość z_mazur
Nie jestem tego w stanie wytrzymać na dłuższą metę. Przebywania pod jednym dachem z osobą, którą kocham, a która nie odwzajemnia tych uczuć. Najgorsza jest ta świadomość, że coś zawaliłem, zepsułem zupełnie nieświadom tego i teraz mimo wielkiej chęci na dokonanie zmian nie dostaję tej sznasy. W poniedziałek mam wizytę u psychoterapeuty. Może on jest w stanie zmniejszyć mój ból bo w tej chwili po prostu wyć mi się chce. Nie potrafię sobie poradzić ze swoimi emocjami jestem kompletnie rozchwiany miotam się od pełnych werwy postanowień że będę cierpliwy i przetrzymam wszytko, do komletnej rezygnacji i depresji, że to już wszystko na nic. Czasem takich zmian nastroju mam kilka w ciągu dnia. W pracy ostatnio rutyna i nie potrafię się w niej zatracić. Alkoholu praktycznie nie piję. Brak czegoś co by wypełniło pustkę. To powoduje ciągłe próby prowadzenia rozmów z żoną przekonywania jej, a tego ona widać, że ma serdecznie dosyć. A ja gnany rozpaczą nie potrafię przestać

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ________
Z Twoja zoną to moze byc tak, ze 1) nie chce Ci wierzyc, ze mozesz sie zmienic, aby znowu sie na Tobie nie zawieźć 2) Nie kocha Cie juz Jesli to pierwsze to masz jeszcze o co walczyc.. ale jesli to drugie, to chyba juz nic nie mozna zrobic... Najwazniejsze dla Ciebe jest teraz to, abys sie nie zalamał i pogodził z nowa sytuacją, choć będzie to napewno bardzo trudne.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Patti70
Bardzo Ci współczuję. Sama wiel bym dala, gdyby mój mąż czuł to co Ty, bo wtedy miałabym pewność, że uda się naprawić nasz związek. Niestety, on tego nie chce, stawia mi warunki wspólnego bycia razem, które są nie do przyjecia przeze mnie (mam zerwać kontakty z rodzicami). Wiem, jak to jest kiedy mowisz do kogos i rozbijasz sie o mur. Doskonale to rozumiem, bo tkwie w takiej sytuacji już prawie 2 lata. Jedyne co mogę Ci powiedzieć to nie poddawaj się! Walcz! Rozmawiaj z żoną, ale nie zarzucaj jej, że wcześniej Ci nie powiedziała. Mów o uczuciach, jak bardzo to Tobą wstrząsnęło, że nie zdawałeś sobie sprawy, że ona cierpi i co ją boli, że ten wstrząs pomoże Ci się zmienić i wreszcie: że każdy zasługuje na jeszcze jedną szansę! Niech to zrobi dla dziecka, jeśli nie chce dla siebie, dla was. Powodzenia!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość EWcyk
Zaciekawił mnie ten temat bo u mnie też tak jest coś we mnie pękło w stosunku do męża. Zawsze ja się podporządkowywałam, ja dostosowywałam sie do jego potrzeb, i spełnialiśmy jego marzenia tzn. jeżeli nawet nie wyrażałam na coś ochoty to on i tak robił swoje i nie interesowała go moja opinia o wielu jego poczynaniach dowiadywałam się ostatnia nawet tych które dotyczyły nas i naszego życia. Po 4 latach mam juz naprawdę dość bycia na drugim jak nawet nie na oststnim miejscu. Nie mogę się spełniać, nie liczą się moje potrzeby duchowe i realizacja moich marzeń, nawet nie mogę podjąć pracy bo nie mamy z kim zostawić dziecka. Z tym też jest problem bo mto zawsze ja się zajmuję dzieckiem on wychodził na spotkania z kolegami i na mecze a ja jak chciałam wyjść do koleżanek musiałam zabrać dziecko. Kocham swojego syna ale ja też potrzebuję czsem samotnośći i odpoczynku od niego. Uzbierało się we mnie tyle żalu że sama niewiem czy to wszystko ma jeszcze jakiś sens. Próbowałam powiedzieć męzowi kilkanaście razy że to czy tamto misię nie podoba a on zawsze ma tylko jedn a odpowiedź ciebie zawsze coś nie pasuje. A to naprawdę nie jest tak!!! ja potrzebuję przestrzeni dla siebie i realizowania siebie a nie bycia tylko żoną i matką. W małżeństwie potrzeba dużo zrozumienia i szacunku a w moim tego brakuje. Podobnie jak w Pana przypadku, u nas też jest problem moich rodziców którzy tylko ze soba mieszkają i ja nie chcę aby tak wyglądało moje małżeństwo. A jednocześnie dalej popełniam błędy ja i mój mąż też. Małżeństwo to ciężka praca na całe życie i nie wolno być w nim egoistą a niestety wiele ludzi tego nie potrafi wiem to na przykładzie choćby swojego małżeństwa. czemu tak się dzieje że kiedyż łączyło nas tak dużo i nie mogliśmy bez siebie żyć a teraz mamy siebie dość.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość z_mazur
Do kreseczki. Może to złudzenia al jakoś ciągle mam nadzieję, żę chodzi o to pierwsze. Ona powtarza jak mantrę, że człowiek nie może się zmienić, i że nawet jeśli będę probował to i tak mi się nie uda a ona kolejny raz się rozczaruje. Jej irytację odbieram jako złość, że wszystko utrudniam i w ten sposób ona maskuje swoje prawdziwe uczucia. Do Pati70. Większość argumentów, o których piszesz już użyłem. Jej stałą odpowiedzią jest "nikt się nie może tak zmienić". Wiem, że potrafię się zmienić tylko łatwiej by mi było gdybym miał nadzieję na poprawę sytuacji. Dlatego zastanawiam sięczy rozstanie jest w stanie coś zmienić. Może za bardzo skupiam się na uczuciach żony do mnie. Może powinienem się skupic na swoich uczuciach do niej. Co by było gdybym zakochał się w jakiejś dziewczynie bez wzajemności. Też bym walczył o jej uczucia. Przecież to na razie tylko miesiąc. Wkurza mnie ta moja niecierpliwość. Chciałbym żeby od jutra było wszystko w porządku a to przecież nie możliwe. Skąd znaleźć w sobie tą wytrwałość?????

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ________
skad znaleźć wytrwalosc? z milosci..................... wiem, ze Ci cieżko ciągle o nią, o Was, walczyc..... i jezcze Twoja zona ciągle powtarza to samo, podcinając Ci tym samym skrzydla.... Ale nie dziwie sie jej, przez dluzszy czas to Ty ją raniles, zawodziles i teraz jej sie uzbieralo i wcale sie nie dziwie, ze jakos nie potrafi Ci uwierzyc... A miesiąc to naprawde malo czasu, zeby odzyskac zaufanie zony.... Jesli kochasz, to nie poddawaj sie.... A sile bierz z milosci....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość w tej sytuacji
najlepszym rozwiązaniem będzie wyprowadzka....pozwól żonie spędzić trochę czsu w samotności.Jeżeli jeszce Cię nie skreśliła to napewno poprosi Cię o powrót,a jeśli nie widzi juz dla was szansy to nawet jeśli Ty zostaniesz ona sama odejdzie....Byłam w takiej samej sytuacji nie odeszłam czekałam na poprawe sytuacji,która nie nastapiła mój facet mnie porzucił,czułam się strasznie ponirzona i upokorzona.Minęło około 3 miesięcy i wrócił skruszony....czasami naprawdę warto usunąć się z drogi....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość z_mazur
Do EWcyk Z tym Panem to przesadziłaś :-D Widzisz u nas to przeszło już kolejny etap. Na początku nasze małżeństwo też wyglądało podobnie. Ale potem zaszły burzliwe zmiany, z którymi mi najpierw trudno było się pogodzić, ale które w końcu zaakceptowałem. Żona poszła do pracy ma dobrą i satysfakcjonującą pracę, czuje się dowartościowana. Ma teraz czas dla koleżanek i spędza sama dużo czasu poza domem. Ja to zaakceptowałem, baa, dumny jestem z osiągnięć mojej żony. Tylko ona uważa, że to wszystko przyszło za późno i ma do mnie o to żal. W tle jest również jej dziwny związek z moim kumplem. Wiem, że w trakcie mojego wyjazdu za granicę coś między nimi zaiskrzyło i ciągnie się z przerwami od trzech lat. Nie wiem czy jest to romans czy tylko "przyjaźń" w każdym razie ja tej znajomości nie akceptuję i to głównie z tego powodu dochodziło między nami do sprzeczek. Po ostatniej właśnie takiej sprzeczce po odkryciu mocno dwuznacznego sms'a zadzwoniłem do tego kumpla z telefonu żony i wyzwałem go od s...synów i kazałem się od.....dolić od mojej żony. To była kropla, która przelała czarę. Żona stwierdziła, że nasz związek nie ma sensu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Uważam, że jedyną drogą rozwiązania problemów jest rozmowa, rozmowa, rozmowa - wyjscie sobie naprzeciw; wzajemne wysłuchanie i zrozumienie drugiej osoby. Rozstanie jest unikaniem konfrontacji, mimo różnic warto zawsze szukać tego, co dobre, co łączy, by móc znaleźć satysfakcjonujacy kompromis. O każdy związek trzeba dbać i pielęgnowac go jak ogród, nic nie przychodzi samo, w udane wspólne życie trzeba włożyc dużo pracy. Pozdrawiam i życzę szczęścia :-D PS Nie czytałam innych wypowiedzi :-D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ona2000...
"Oczywiście były jakieś sygnały, że coś tam się jej nie podoba ale nigdy nie było na ten temat jakiejś powazniejszej rozmowy. Teraz gdy w końcu tak rozmowa miała miejsce, gdy to wszystko już do mnie dotarło i uświadomiłem sobie, że mimowolnie raniłem często żonę i wiedząc to co wiem chcę to zmienić". Ale co konkretnie jej się nie podobało? Może przez te wszystkie lata raniłeś ją czymś bardzo, a teraz już stwierdziła że nie może tego znieść?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość z_mazur
Tylko jeśli ta druga osoba nie chce rozmawiać??? Przecież nie można nikogo zmusić do rozmowy. Przez te wszystkie lata sporo się tych żali nazbierało. Protekcjonalne i z wyższością traktowanie, czepianie się drobiazgów i małostkowość. Z wszystkim tym się zgadzam, zdarzało mi się być takim, ale poza tym zawsze starałem się żonie okazywać, że ją kocham i jest dla mnie najważniejsza. Tylko teraz przez tą gorycz ona nie dostrzega tego wszystkiego, czuję się jakbym był oglądany w krzywym zwierciadle, które uwypukla wszystkie moje wady a ukrywa zalety. Nie rozumiem jej zachowania. Odtrąca wszsytkie moje pojednawcze gesty. Nie daje się przytulić, dotknąć. Czuję się jak trendowaty. Mówi, że nic do mnie nie czuje a kontakt fizyczny ze mną jest dla niej nieprzyjemny. Ja potrafię zrozumieć rozpad związku. Ale jeszcze trzy tygodnie temu wszystko było ok, a przynajmniej ja nic nie zauwazałem. Teraz jak grom z jasnego nieba. Koniec. Nie wiem czy mam się wyprowadzić, przebywanie pod jednym dachem i takie odtrącenie sprawia mi wręcz ból. Przebywanie w jednym pomieszczeniu z osobą, którą się kocha, a która cię odtrąca to na prawdę nie do zniesienia. Chcę się starać lecz nie dostaję żadnego sygnału, że jest sens się starać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość z_mazur
Tak podbijam, może ktoś jeszcze się zainteresuje tematem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość z_mazur
Wracam do tematu. Wyprowadziłem się dwa tygodnie temu na prośbę żony. Niestety widzę, że to nie był dobry pomysł, w tej chwili żona nawet nie chce żebym wracał do domu. Dla niej tak jak jest jest ok. To chyba koniec mojego małżeństwa. Chociaż cały czas szukam nadziei.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kabar
Właśnie wchodze w to samo stadium. Akurat rozważam możliwość wyjazdu aby dać żonie więcej "przestrzeni". Mówi to samo co Twoja, że jest zawiedziona, że nie spełniam jej oczekiwań. Ostatnio podczas rozmowy powiedziała że niedługo bedzie musiała chodzić na różnego rodzaju przyjęcia, no i wtedy chciałaby się móc chwilić swoim mężem, a mna jakoś nie może. Nieustannie mnie porównuje do swoich kolegów, którzy pracują, uczą się, mają pasje i je pielęgnują itp. Twierdzi że ja tylko pracuję i nic pozatym. Tylko że ja z moich pasji zrezygnowałem dla niej, bo sie o mnie bała. I bądz tu mądry.Myślę że jeśli wyjadę, to kontakt się urwie, choc z drugiej strony jeśli mnie nie bedzie top może zacznie za mną tęsknić, bo wiem że jeszcze mnie kocha, jest tylko znudziona trybem życia jakie ostatnio prowadzimy. I jeśli może to być pocieszenie to wiedz, że nie tylko Ty dowiadujesz się że związek który uważasz za bardzo dobry niestety takim nie jest, i to dowiadujesz się z dnia na dzień.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość z_mazur
Niestety obawiam się, żę takie rozstanie nie zmieni nic. Ono tylko zamraża problem a go nie rozwiązuje. Być może trzeba dłuższego okresu. Może te dwa tygodnie to za mało. Nie wiem jestem w tej chwili załamany i zrozpaczony.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kabar
Ja raczej myśle o czasie jakiś 3 miesięcy. Dwa tygodnie to na pewno za mało, to taki czas żeby poustawaić sobie podstawowe rzeczy, tak naprawdę nawet pościel po dwóch tygodniach nadal pachnie jej Tobą (jeśli już jej nie zmieniła), zbyt wiele rzeczy cały czas Ciebie przypomina. I właśnie w tym tkwi Twoja siła, bo ona widzi Ciebie we wszytskim. Sadze że po jakims miesiącu powinna jyż nie być az tak stanowcza, i przychylniej patrzeć na Ciebie. Najważniejsze nie załamywać się, trwac dalej w walce, NIE PODDAWAĆ!! Nie wiem czy jestes wierzący czy nie ale ja wierze że modlitwa może sporo zmienić, spróbuj. I nie poddawaj sie. Ja też nie mam zamiaru.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość z_mazur
Obawiam się, żę wątpię. Wszsytko wskazuje raczej na to, że stara się poukłdac sobie życie sama. Na razie chyba się muszę wycofać. Za bardzo się miotałem. Tylko nie potrafię myśleć o tym na zasadzie "nie, to nie"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość syfon
Zgadzam się Tobą z_mazur. Propozycja rozłąki jest tak naprawdę próbą przyzwyczajenia Ciebie do życia bez niej. Żona ma nadzieję, że jakoś zasmakujesz w "wolności" i być może bedzie jej łatwiej w ten sposób przekonać Cię do definitywnego rozstania. Jeśli rzeczywiście chcesz ratowac małżenstwo, powinieneś natychmiast wrócić. Pytanie - czy to coś da ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×