Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

kwiatek74

DRUGIE ZONY I MATKI,JAK SOBIE RADZICIE?

Polecane posty

Gość DRUGIE ZONY I MATKI
Tylko jako "druga" takich nalotów nie mam - facet normalny, żonę miał normalną, nie wyszło im i tyle :D Ale nikt nikogo nie gnębi, ja nie zyję przeszłością tylko dniem dzisiejszym.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No i gratuluję bardzo szczerze! Ale nieuważasz że bardzo nie na miejscu jest śmiać sie z tego, że ktoś ma troszke bardziej zagmatwane życie, słabszą czasami psychikę i zwyczajnie ciężej idzie komuś takiemu radzenie sobie z problemami?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość DRUGIE ZONY I MATKI
Ja się nie śmieję. Ja się dziwię, że to takich sytuacji mężczyzna dopuszcza. Ot i wszystko. Mam prawo się dziwić?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Spokojnie. Ja nie stwierdziłam że mozesz nie mieć do czegoś prawa. Uśmiech szeroki po słowach \"kiepsko, kiepsko\" odebrałam jako wyśmianie po prostu.. Ale sprostowałaś, więc ok!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość DRUGIE ZONY I MATKI
Heartbreaker do głowy by mi nie przyszło wyśmiewanie się. Raczej współczucie. Ja bym w takim związku oszalała, nie mogłabym życ tym co było.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czasami tak jest, że przeszłosć na przekór spokojnej teraźniejszości wkrada się nieproszona burząc harmonię i ład. W większości od nas samych zależy jak sobie z nią poradzimy i jaki tok myślenia wypracujemy sobie, aby to nie zatruwało nam życia na tyle, by zapomnieć o swoim własnym spokoju i szczęściu. Także spora w tym rola mężczyzny dzięki któremu ta przeszłosć w ogóle istnieje... On powinien pomóc znosić te trudy i upewniać w poczuciu, że będzie dobrze. Czasami potrzeba na to sporo czasu aby taki spokój wypracować... Czasami wszystko idzie sprawniej, głownie wtedy, gdy ta przeszłosć nie jest toksyczna i nie wtrąca sie wiecznie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Serduszko 🌼 Pani na pomarańczowo chciała się tylko pośmiać, że sobie inni nie radzą, przecież ma prawo, skoro jej się udało ;) nie wszystko zależy od faceta, niestety, gdyby tak było, miałybyśmy tak samo fajnie jak i Ty, ale słusznie zauważasz, że trafiłaś na pana, który miał cyt.\"NORMALNĄ żonę\" i tu tkwi pies pogrzebany....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
a tu jesteście :D:D:D:D:D:D proszę odp mi na naszym na moje pytanie :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja mam tak samo
Czesc Babki, u mnie bez zmian czyli jeszcze gorzej-przypominam mąż zakochany w córce (i mnie zmusza, abym również była zakochana;)).Zauważyłam kolejny etap: zacieśnianie więzi z córką, zdecydowanie częstsze odwiedziny, za tym idzie drogie panie....coraz słabsza moja więź z mężem(z drugim mężem to jakoś tak idzie ...szybciej...), wielki problemy z zaufaniem.Przykra sprawa.Trzymajcie się:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość druga żona...
Do ja mam tak samo Wiesz nigdy Cię nie widziałam ale jak czytam twoje wpisy to mam wrażenie że nasze życie jest bardzo podobne. Mój mąz też jest zakochany w swojej córce, tylko że ona jest młodsza od córki Twojego męża. Ale za to jest sterowana przez swoją mamusię. Podejrzewam że córka Twojego męża również knuje sobie z mamusią jak was rozdzielić. Pamiętaj że nic ich bardziej nie cieszy od waszych kłótni i oddalania się od siebie(przynajmniej tak jest u mnie - kiedy z mężem mamy odmienne zdania to zaraz jego córka przybiera minę zwycięzcy i oczywiście ma takie samo zdanie co Tata - zawsze. Razem z matką próbowały już wszystkiego: najpierw jej matka zabroniła mojemu mężowi kontaktów z córką i wspólnych wakacji(kiedyś byliśmy już spakowani a ex mojego męża wyskoczyła że jak ja pojadę na te wakacje to ona nie puści swojej córki - mąż powiedział ż ejeśli nie puści jej z nami to i tak my pojedziemy - no i pojechaliśmy sami), póżniej zaczęła przeginać w drugą stronę - czyli non stop przysyłała swoją córkę do naszego mieszkania, każdy weekend, każde wakacje razem - tylko my z mężem bardzo się kochamy i ja nie zamierzam z niego zrezygnować - bo one tak chcą. Więc zacisłam zęby i przetrwałam te ciągłe najazdy - a one w końcu się poddały. Teraz mam wrażenie że jego córka chce być "lepsza" niż ja - te ciągłe przytulania taty , całowania po głowie - jakby była jego kobietą a nie córką. Ale ja nie zamierzam być złą macochą - jak ma ochotę to nawet niech go przytula i całuje - co mi tam. Tylko ciężko mi zrozumiec to jej zachowanie. Na początku mówiłam mężowi o tym co mnie boli w jej zachowaniu, ale on zawsze ją bronił tłumacząc że to tylko dziecko - o dziwo gdy przestałam się o nią pytać, o niej rozmawiać z mężem, to mąż sam zaczął widzieć że matka wychowała ją na swój obraz i podobieństwo. A ja już wolę żeby on mi dziękował po każdym jej pobycie u nas za to że jestem taka dobra i kochana niż gdybyśmy mieli się sprzeczać o to co ona "wyczynia". Ps. Pamiętaj że nic tak nie wk...i Twojej pasierbicy i jej matki jak harmoni, zgoda i miłość pomiędzy Tobą a mężem. Więc może warto dojść z mężem do jakiegoś porozumienia, spróbować zaakceptować wizyty jego córki i pokazać jej że cokolwiek ona nie wymyśli to nie zniszczy Twojego zwiążku. Może gdy zobaczy że ty z mężem nadal się kochacie i nic tego nie zmieni - odpuści sobie te swoje częste wizyty. Bo tak samo jak nie wierzę w nagłą potrzebę okazywania czułości mojemu mężowi przez jego córkę, tak też nie mogę uwierzyć że dorosła córka odczuła nagłą potrzebę zacieśniania więzi rodzinnych z Tatą. Bardziej jestem skłonna uwierzyć że poprostu po wyeliminowaniu Ciebie zostanie więcej dla niej, Tata będzie mógł robić większe prezenty, a w przyszłości nie będzie się trzeba z nikim dzielić spadkiem po Tatusiu. Dla atakujących mnie - mój mąż wie jaki mam stosunek do jego córki i jego ex i tym bardziej mnie kocha że jakoś znoszę te jej wizyty i kolejne wyczyny jego ex i córeczki.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja mam tak samo
Witaj druga żono-zauważyłaś w swoim poście coś fajnego:że Twój mąż Cię kocha.A ja mam coraz większe wątpliwości co do miłości mojego, zwłaszcza po ostatniej awanturze.Nie wierzę, zeby być tak zamkniętym na kogoś, kogo się kocha. Zrobił mi wielką krzywdę.Myślę, ze on jest niezdolny do pokochania innej kobiety.Swoją żonę też emocjonalnie opuscił(opowiadała mi znajoma) i skoncentrował się na córce-i tak już zostało.I przeszło na mnie.szlag mnie trafia, bo czuję się oszukana.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość druga żona...
Bardzo Ci współczuję, ale może on w końcu zrozumie że dorosła córka nie będzie z nim do końca życia , założy swoją rodzinę a on będzie jej tylko potrzebny jak będzie trzeba jej wyprawić wesele, kupić mieszkanie czy jakoąś inaczej pomóc. To ty będziesz z nim się starzeć , opiekować się nim - dzieci wychowuje się nie dla siebie tylko dla innych ludzi , one wychodząz domu i zakładają własne rodziny - a relacje między Twoim mężem a jego córką są co najmniej dziwne. Jeśli możesz to napisz coś więcej - bo nie do końca rozumiem Twoją pewność że on Cię już nie kocha i co tzn. że odtrącił emocjonalnie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
temat nie jest łatwy, sytuacja tez do najfajniejszych nie należy. Na dobrą sprawę, trudno cokolwiek mądrego tu powiedzieć. I tak źle, i tak niedobrze. Jedno wydaje mi sie warte uwagi. Facet generalnie należy do tego marsjańskiego gatunku, który nie przyjmuje czegoś takiego jak krytyka, nawet jeśli tylko pośrednio jest z nim związana (jego córka, jego była żona... ) Jedyne co mozna zrobić, jeśli nasze logiczne argumenty czy uwagi nie trafiają, to poczekac. Jeśli mamy rację - a zazwyczaj mamy - on prędzej czy później sam, na własnej skórze się o tym przekona. I będzie po problemie. Jedynym minusem tej metody jest to, że wymaga dużo czasu. Czasem nawet kilkunastu mieisęcy, kilku lat. Ale warto. Krytykując coś ,czego nasz ukochany nie dostrzega, ryzykujemy, że dostzreże w nas czepiającą się wszystkiego jędze. Postepując, jak pisze \"druga żona\" nie ryzykujemy za wiele w jego oczach - no chyba że nie wytzrymamy sytuacji i zwariujemy :) Ale wtedy ani on, ani reszta świata niewiele nas będzie obchodzić... pozdrawiam, Nie zazdroszczę sytuacji i życzę dużo sił.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja mam tak samo
Czesc Babeczki!Opuszczenie emocjonalne to dla mnie coś takiego jak nie zauważanie czyichś potrzeb, nieokazywanie uczuc, lekceważenie emocji i problemów drugiego człowieka. I to właśnie mam.Może wzięłabym to na karb ...jego charakteru(..??), ale z drugiej strony, kiedy widzę, jak mąż zabiega o córkę i wręcz się jej"podlizuje", zastanawiam się, o co tu chodzi. Moze za bardzo go kocha(ła)m?Zbyt emocjonalna jestem i teraz zazdroszczę jego córce zainteresowania, jakim on ją darzy??Swięta idą, nie wiem, jak się ustawić. Zmieniłam się, dosłownie w przeciągu miesiąca, który akurat obfitował w wydarzenia, które odebrałam jako poważne zaniedbania małżenskie ze strony męża(wszystkie niestetyzwiązane akurat z czasem, kiedy jego córka była u nas, a ja potrzebowałam silnego wsparcia-śmierc bliskiej mi osoby ). Chciałam z nim o tym porozmawiać, ale jak juz pisałam, nie jest jakby generalnie zainteresowany uczuciami.Chyba ze to uczucia jego córki-serio. Pisałam tez-nie mam żalu do niej(co najwyżej nie darzę jej sympatią), ale coraz większy zal do niego=oddalenie emocjonalne.I nie wiem-coraz bardziej-co robić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja mam tak samo
zagmatwałam-on mnie opuśclił emocjonalnie, ale to ja-szczerze mówiąz w odwecie chyba, zaczęłam się także emocjonalnie oddalac.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ja mam tak samo... To oddalenie emocjonalne, o którym piszesz jest chyba gwoździem do trumny. A jego córka i być może troche przesadna uwaga, która jest jej poświęcana jest tylko elementem, tudzież czynnikiem pośrednim. Moja droga. Oddalając się od męża jeszcze bardziej, widząc to i milcząc dalej, nie budujesz sobie spokojnej przyszłości. Faceci dość często to analfabeci emocjonalni. Poki się im jasno nie przedstawi sytuacji, nie nakreśli dosadnie słowami tego co czujesz i czego się boisz, sami do tego nie dotrą. Na podstawie tego co napisałaś, myślę, że najlepszym wyjściem, najlepszym pierwszym krokiem, ku próbie naprawy tego co podupadło jest narazie szczera i długa rozmowa. Trzymaj się ciepło 🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja mam tak samo
Heartbreaker-ja chętnie porozmawiałabym z mężem na ten temat, ale cóż...rozmawiałabyś, gdyby ktoś na Twoje wynurzenia odparł cynicznie "lecisz z playbacku kochanie"..juz mi się odechciało..Czy facet nie kojarzy, ze w ten sposób traci moje zaufanie? Chyba muszę spojrzec prawdzie w oczy, tylko jakis prawdzie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
To bardzo przykre że on tak Tobie odpowiada. Nie powinien! Stanowczo nie powinien! W takiej sytuacji ciężko mi cokolwiek doradzić Tobie, co mogłoby choćby wydawać się słuszną radą... Być może najlepszym wyjściem będzie milczenie. Tak długie aż jemu samemu zacznie doskwierać ta cisza i pierwszy podejmie się jakichkolwiek choćby minimalnych działań. A może powinnaś, stanowczo mu odpowiedzieć, ze obdarzanie Ciebie takimi tekstami jest nie na miejscu. Ze być może powtarzasz się, a owszem, tylko dziwne że on przy zaobserwowaniu tego plabacku nie wysnówa prócz tego jednego spostrzeżenia, żadnych innych daleko idących za tym wniosków. I warto aby teraz to sobie przemyślał, zanim znów genialnie coś zauważy. Nie ma w gruncie rzeczy żadnej złotej rady na takie zachowanie, bo każda sytuacja, a już napewno człowiek jest inny. Na jednego silnie działa brak kontaktu, na innego porządny wstrząs, krzyk, lub dosadne wyrażenie swoich racji....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja mam tak samo
Heartbreaker-więc własnie milczę, coś tam mówię, ale wiesz-bez treści...chyba muszę sobie powolutku to poukładac, zeby jakos dalej życ. Dzęki, ze napisałaś, bo przynajmniej w tym wariactwie wiem, ze to nie JA zwariowałam...;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ja mam tak samo - wspólczuję Ci bardzo. Kiedyś myślałam sobie, co by było, gdybym była w takiej sytuacji. I doszłam do jednego wniosku - to co trzyma mnie przy moim mężu to wyłącznie miłość, wzajemny szacunek i zrozumienie. Poza tym cała jego przeszłość powoduje, że nasze wspólne życie nie jest łatwe, czy tego chcemy czy nie chcemy, trzeba je dopasowywać do planów ex i dzieci jego (np. wszystkie święta i wakacje), o dodatkowych stresach czy kwestiach finansowych z tym związanych nawet nie wspomnę. Ze względu na jego przeszłość nie będziemy też mieli wspólnych dzieci. Wniosek nasunął się jeden - bez mojemo męża, moje życie byłoby znacznie prostsze. Tyle że ja go kocham i jestem kochana. Ale gdyby to się zmieniło i nie dostawałabym od niego wsparcia i zrozumienia, ten związek nie miałby żadnego sensu i nie byłoby żadnego uzasadnienia, żeby go ciągnąć. Opowiem Wam jeszcze wczorajszą sytuację. Mówiłam Wam, że mieszka z nami dwunastoletni syn mojego męża, od roku. Jego matka nigdy nie troszczyła się o religijne wychowanie dziecka i tego i pozostałej dwójki. Chrzciny wszystkich dzieci i komunię najstarszej córki organizowała od A do Z moja obecna teściowa, ex nawet nie kiwnęła palcem. Kiedy już ex i mój mąż się rozwiedli przyszedł czas na komunię młodego, ale ex stwierdziła, że nie ma czasu na takie pierdoły i nawrzeszczała i na nas i na teściową, że się wtrącamy (wszyscy chcieli, żeby mały poszedł do komunii), skłóciła się z całą rodziną. A teraz młodemu bardzo zależy na komunii,wybiera się zresztą do katolickiego gimnazjum. Uruchomiłam znajomego księdza, który zgodził się udzielić komunii, ale mały chodzi teraz do siosrty zakonnej, która go do tej komunii przygotowuje. zawsze jeździ z ojcem, ale wczoraj mąż nie mógł i ja go zawiozłam. No i się zaczęło. Siostra widząc mnie zapytała, czy jestem mamą Krzysia (znała wcześniej naszą sytuację rodzinną). Powiedziałam zgodnie z prawdę, że nie mamą tylko macochą. A ta do mnie, że ona codziennie się modli, żeby rodzice dziecka wrócili do siebie, bo to ona jest jedyną żoną, że przez takie jak ja rozpadają się rodziny i jak ja mam czelność się tam pokazywać. Zatkało mnie. Jak już się opanowałam, odpowiedziałam, że mam czelność, ponieważ w przeciwieństwie do mamy Krzysia mam czas i ochotę zająć się jego komunią i wychowaniem też, i ze również w przeciewieństwie do jego mamy stworzyłam dziecku i jego ojcu dom oraz że w przeciwieństwie do mamy Krzysia nie mam zamiaru ich zostawić. Nic nie odpowiedziała, ale ignorowała mnie całkowicie. Wyobrażacie sobie chyba jak się poczułam ... I niech mi nikt, cholera nie mówi, ze to my rozpamietujemy przeszłość. Bo ja naprawdę cholernie bym chciała nigdy do tej przeszłości nie wracać, ale sie nie da, jak ta idiotka robi aferę o to, że śmiemy wyjeżdżać na święta! Dodam, ze do tej pory nigdy tych świąt nie organizowała - przecież ma ważniejsze sprawy na głowie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Z całym szacunkiem, ale co do cholery taka zakonnica może wiedzieć o waszej indywidalnej sytacji, i na jakiej podstawie wysnuła takie wnioski o tobie, jako tej złej?? Skąd ona może wiedzieć jak wygląda życie uczuciowe teraz, jak pełne jest życie komplikacji, i jak wiele z nich nie da się inaczej rozwiązać jak tylko odizolować się od nich pod postacią rozwodu!!!???

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
no widzisz, ale ona jest ta żona \"kościelna\", a wg tej doktryny to ja jestem obcą kobietą. I to nieważne, że mnie bardziej niż tej \"kościelnej\" zalezy na tym, żeby dziecko miało sakramenty.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie ma to jak trzymać się litery a nie ducha prawa. Nawet tego kanonicznego. Na moje, gdyby Twój maż zdobył odpowiednich świadków na obojętność religijną jego byłej żony dostałby także rozwód kościelny. I takim zakonnicom możnaby usta takim faktem zamknąć. Ale domyślam się, że wiązaloby się to z kolejną dawką stresu i nerwów... Ale z kolejnej strony warto nad tym pomyśleć dla przyszłego spokoju, choć narazie może to się wydac paradoksalne..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A Ty wiesz, że ja o tym nie pomyślałam? Miałam takie poczucie, że przy trójce dzieci, to o rozwodzie kościelnym można zapomnieć, ale może Ty masz rację? Tylko sama nie wiem, czy mnie to jest potzrebne do szczęścia ...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jesteś osobą wierzącą z tego co napisałaś, a zyjąc w takim związku wedle prawa kanonicznego grzeszysz, bez prawa do rozgrzeszenia. Inaczej sytuacja zaczęłaby przedstawiać się w momencie, gdyby Twój mąż uzyskał także rozwód kościelny. A w tym wypadku dzieci nie są przeszkodą. Owszem, łatwiej i szybciej to wszystko przebiega gdy tych dzieci nie ma, ale ich istnienie, nie nie umożliwia całej procedury.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Heartbreaker - wiesz co, to nie jest do końca tak ze mną. Oczywiście, jestem wychowana jako katoliczka i ślub kościelny jest dla nie ważny, ale nie mam do tego jakiegoś fanatycznego podejścia. Z ta komunią młodego jest tak, ze to jemu bardzo na tym zalezy i tą katolicką szkołę też on sobie wymyślił, bo to jest po prostu bardzo dobra szkoła. I uważam, że jeżeli on chce, a z pewnością nie ma w tym nic złego, to dlaczego ja mam mu nie pomóc? Katolicka bardzo jest rodzina mojego męża, rodzice, ciotki, on sam już ma do tego raczej takie podejście jak ja. Z ex wcale nie chciał brać ślubu kościelnego, na poczatku mieli tylko cywilny, ale potem presja rodziny była bardzo silna, on młody i głupi i wmówili mu, że zeby ochrzić dziecko, musi wziąć ślub kościelny. Ze swoim pierwszym mężem też akurat nie miałam ślubu kościelnego, pobraliśmy się, bo byłam w ciąży, ten kościelny miał być już po urodzeniu, ale ponieważ czułam przez skórę, że z tego małżeństwa nic nie wyjdzie, jakoś się na ten kościelny nie zdecydowałam - paradoksalnie dlatego, że to dla mnie dość ważna sprawa.Ale dziecko ochrzciliśmy beż żadnego problemu i w przyszłym roku do komunii też pójdzie. A potem niech już sam zdecyduje, jak dalej będzie wyglądało jego życie religijne.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Borutka. W swoim poście podałaś wystarczającą ilość powodów dla jakich takie unieważnienie Twój mąż mógłby uzyskać. Zmuszenie kogoś do ślubu, presja rodziny, dodatkowo pełna obojętność jego byłej żony to wszystko świadczy o nieważności zawartego sakramentu. Należałoby to tylko podeprzeć dobrym sformułowaniem i zeznaniami świadków. Decyzja należy tylko do was. a takie unieważnienie napewno jest w pewnym stopniu odciążające w pesrpektywie czasu dla psychiki i otoczenia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Heartbreaker - przepraszam, że Cię o to pytam, ale skąd masz taką wiedzę na ten temat? Przechodziłaś w praktyce taką procedurę, czy interesowałaś się teoretycznie? Pytam, bo słyszałam, że rozwód kościelny (własciwie nie rozwód tylko unieważnienie) jest bardzo trudny do przeprowadzenia i ... bardzo kosztowny, więc zastanawiam się, czy w ogóle warto przechodzić przez taką szarpaninę. Bo nie wiem dlaczego, ale pomimo, że ex ma naprawdę w nosie ślub kościelny, przy podjęciu próby jego unieważnienia wpadłaby w szał i nie odpuściła łatwo.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Interesuję się tym borutko, bo sama jestem związana z mężczyzną z przeszłością. I gdyby on takie uznieważnienie uzyskał byłabym spokojniejsza. Teraz już muszę kończyć, ale później napiszę coś więcej i odeślę Cię do stron, w których jest sporo informacji w tym temacie. Rozwód kościelny nie jest trudny... On długo trwa... Ale muszą go chcieć, a przynajmniej powinny, obie strony rozwodzące się...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×