Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość ksiezniczka angina

CHORZY W NASZYCH DOMACH

Polecane posty

Gość ksiezniczka angina

Witam! Może porozmawiamy o poważnych problemach niektorych z nas - osobach chorych w naszych domach. Starsi już rodzice, może rodzeństwo czy inni domownicy. Chorzy przewlekle, nieuleczalnie, psychicznie, umierający na raka... Kiedy nie ma już nadziei "na cud" , kiedy wiadomo, że będzie tylko gorzej. Kiedy przed nami jeszcze lata walki z chorobą i kiedy wiadomo, że tej walki się nie wygra. Ale trzeba żyć, w miarę normalnie, radzić sobie nie tylko z problemami dnia codziennego, ale także z problemami naszych chorych, którzy wymagają pełnej opieki. Jak sobie radzimy, czy przewartosciowaliśmy nasze życie, jak ukladają się nasze relacje "ze swiatem" , czy potrafimy jeszcze żyć normalnie, czy żyjemy między niebem a ziemią. Ja opiekuję się od 9 już lat chorą na chorobę Alzheimera mamą. I jest mi strasznie ciężko. Może nie fizycznie, z tym sobie jakoś radzę, ale najgorszy jest brak zrozumienia u innych osob...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ja nie mam takiego problemu.....ale bardzo podziwiam ludzi, którzy borykaja sie z takim problemem. Pozdrawiam:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość takajaha
ja mam w rodzinie ciocię ktora ma raka mozgu-nieoperacyjny przypadek-opiekuje sie nia w sumie tylko jej corka(21 lat) i wiem ze jest im bardzo ciezko-reszta rodziny nie odsunela sie ale wydaje mi sie ze boja sie tej choroby tak bardzo jakby byla zarazliwa-podziwiam te dziewczyne ze daje rade -opiekuje sie matka jakby ta byla dzieckiem-ubiera ja, karmi, myje

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja się borykam z przewlekła białaczką mojego dziecka. Przed nami była tak ciężka droga, że wielu ludzi do dziś zastanawia się jak nam udało się to przetrwać a jeszcze ile przed nami smutku i wylanych łez. Siłę i oparcie znalazłam w mężu i oczywiście Bogu. Mam o tyle dobrze, że wiem ja to po prostu wiem, że moje dziecko będzie żyło. Jak już przeszło tyle , to ta końcówka z górki jej zleci.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Opiekowałam się i jeszcze opiekuję.Miłość pomaga i wiara.Chodzi o to by do końca człowieka nie pozbawiać godności.Proste czynności mycie,czesanie,jedzenie urastają do niewiarygodnie ważnych zadań.My sami bardzo się zmieniamy,nosimy w sercu tajemnicę niedostępną dla innych.Już póżniej nic nie jest takie jak przedtem. Inaczej postrzega się świat i ludzi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Laura26
Droga księżniczko ja także wraz z mamą opiekuję się chorą na Alzhejmera babcią i czasem mam tak dość, że myślę nad ośrodkiem dla niej... Proszę napisz w jakim wieku jest Twoja mama i jak długo choruje? Te kwiatuszki dla Ciebie, by dodały Ci siły. 🌻🌻🌻🌻🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Laura 26 - dzięki za kwiatki :-) :-) :-) Moja mama zachorowala bardzo wcześnie, w wieku 56 lat. Teraz ma 65. Mamy za sobą pieklo, zresztą , jeśli masz chorą babcię, wiesz najlepiej o czym mówię... Teraz mama wymaga już całkowitej opieki, jeszcze potrafi siedzieć, więc w ciągu dnia siedzi na fotelu, choć już coraz gorzej, mięśnie powoli tracą sztywność... Ale jest już od paru lat spokojna, wyciszona. Teraz mamy czas fizycznie trudny, ale przynajmniej spokojny... Sama nieraz miałam i czasem nadal mam dosyć, nieraz myślalam o domu opieki, ale w końcu postanowilam, ze będę się nią zajmować do końca. No, chyba że mój kręgosłup odmówi wspólpracy i sama wyląduję na wozku... Nie wiem, czy to miłość... czy raczej po prostu poczucie obowiązku. Nie wiem czy to miłość, czy po prostu zmarnowane lata... Nie wiem... Sama jeszcze nie potrafię sobie na to pytanie odpowiedzieć... Wiem tylko, że mam 35 lat, że jestem sama, że nie założylam rodziny, nie mam dzieci. Za to mam żal do Boga. I wiara nie pomaga... Chyba tylko wiara, ze jeszcze kiedyś będę mieć kawałek życia tylko dla siebie. Że skończy się życie z zegarkiem w ręku, bo trzeba pogodzić pracę zawodową z obowiazkami w domu i tysiacem spraw do zalatwienia (lekarstwa, pampersy, terminy o ktorych trzeba pamietać)... I ze kiedyś może będę mogła sobie po prostu pójść na kawę ze znajomymi, bez limitu czasu... I tylko nie wiem, czy jeszcze będę potrafila \"normalnie\" żyć... :-(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Laura26
Księżniczko przepraszam Cię, że od razu nie odpisałam ale przed Świętami miałam masę zajęć i po prostu brakowało mi czas. Dziś też wpadłam tylko na chwilkę, napisać Ci, że pamiętam o topicku i nie chciałabym aby umarł bo poruszony przez Ciebie problem jest mi bliski, i opiszę Ci choroba mojej babci jak tylko znajdę chwile czasu Pozdrawiam Cie serdecznie i życzę udanych Świąt.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Tenshi
ja od 8 lat walcze z choroba psychiczna. ciekawa jestem, jak reszta rodziny mnie postrzega. bo czuje ze nie mowia mi calej prawdy. moze z Waszych wypowiedzi dowiem sie jak to jest zyc z osoba chora :) pozdr.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tenshi - Ty WALCZYSZ z chorobą. To zupełnie inny temat. Napisz, jak sama sobie radzisz i z sobą i ze światem. Jak postrzegasz stosunek swoich bliskich do siebie. Zaczęłam ten temat, chcąc pisać o odczuciach osób, ktore juz nie mają nadziei, bo sama w takiej sytuacji się znajduję. Samo postawienie diagnozy u mojej mamy było pozbawieniem nadziei. Od razu wiedziałam, że to wyrok. Choć nie zdawałam sobie wówczas sprawy z tego, jak będzie ciężko. Ale, wiesz, czasem zastanawiam się, co wtedy czuła moja mama... Ja skupiłam się właściwie na chorobie, na walce, na zabezpieczeniu leków, opieki, na radzeniu sobie z problemami, o których zwyklemu człowiekowi w najczarniejszych snach się nie śniło... ale nie wiem, co czuła ONA. Był taki okres, kiedy ciągle powtarzała, że chciała by już umrzeć... Ale nie wiem, co myślała, jak to odbierała. Moze nie do końca zdawała sobie sprawę ze swojego stanu i tego, co ją czeka... Dzisiaj, kiedy właściwie nie ma juz z nią kontaktu, zdarzają się momenty, kiedy reaguje na jakieś słowa, czasem zaśmijeje sie, gdy ktoś powie coś śmiesznego, choć nie potrafi już zareagować na najprostsze pytanie... Tak bardzo chciałabym wiedzieć, czy pamięta jeszcze, kim jestem, czy mnie rozpoznaje, czy też jestem dla niej tylko osobą, która się nią opiekuje... Czy zdaje sobie sprawę ze swojego stanu... Tak bardzo chciałabym z nią porozmawiać... Czasem opowiadam jej o czyms; patrzy wtedy na mnie takimi wielkimi oczami, jakby chciala coś z tego zrozumieć, ale po chwili traci kontakt wzrokowy, \"odlatuje\"...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Laura26
Jest już bardzo późno, ja jednak nie mogę spać, a tak naprawdę to tylko w godzinach nocnych mam czas dla siebie. W dzień praca, nauka no i babcia. Dziś dała mi ostro popalić, rozbierała mi się, a kiedy ją ubrałam i tylko wyszłam na chwilę znów była rozebrana. I tak przez cały dzień. Babcia choruje na chorobę Alzheimera od 5 lat, i teraz jesteśmy na etapie jej nadpobudliwości. Dom jest jak twierdza, furtka zamykana na kłódkę, i wszędzie wysokie płoty. Wystarczy moment nieuwagi, otwarte drzwi i babci nie ma. A potem nawet jeśli chce wrócić to po prostu nie pamięta drogi do domu:( Czasem marzę aby w końcu usiała na chwilę bo praktycznie cały dzięń "lata" jak my to nazywamy, a to do góry a to na dół, jest bardzo ale to bardzo niespokojna. Zmęczona jestem już tym tak czasami, że mam ochotę uciec jak najdalej stąd. Z drugiej jednak strony serce mi pęka, że spotkała ją taka choroba. Była bardzo dobrym człowiekiem (jest). Całe życie bardzo ciężko pracowała, zawsze uśmiechnięta, radosna. Urodziła pięcioro dzieci, następnie wychowywała praktycznie wszystkie swoje wnuki, bo każdy "podrzucał". Zawsze dla każdego miała naszykowane ziemniaki, buraki, ogórki itd.Pomagała jak mogła, niejednokrotnie wspierała finansowo, sama żyjąc bardzo skromnie. A teraz? Nikt, nikt prócz mojej mamy się nią nie zajmuje, nawet jej nie odwiedzają, bo trudno nazwać odwiedzinami półgodzinną wizytę raz w roku i wręczenie jej czekolady. Czym sobie na to zasłużyła? Dlaczego tak jest, że jak była potrzebna to byli przy niej wszyscy, a dziś nie ma nikogo! Ja przez tą sytuację odwróciłam się od rodziny i za to co jej zrobili nie chcę ich znać. Wiem piszę okropne rzeczy. Rozgoryczona jestem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dobra raba
Laura ; Pisz wszystko co cie boli , wyrzuc z siebie .To troche pomaga. Babcia byla (jest) dobrym czlowiekiem i zasluzyla sobie na tak wspaniala wnuczke jak ty.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Droga Lauro26 ! Wiesz, ten okres nadpobudliwości jest chyba najcięższym w całej chorobie... My już jesteśmy blizej końca, choć pewnie jeszcze kilka lat nam zostało, ale z perspektywy czasu i doświadczeń tak właśnie sądzę. Każdy okres choroby jest bardzo trudny, ale każdy - inaczej... W tej okrutnej chorobie jest tak, że gdy nam sie wydaje, że jest już najgorzej, że już nie podołamy, za jakiś czas to \"coś\" się kończy i przychodzi inny etap, równie trudny, ale inny... Tu ciągle coś się zmienia. I ciągle trzeba sobie wszystko ukladać od nowa... Dla nas okres nadpobudliwości był okrutnie ciężki, gdyż mama (a jak już pisalam, zachorowała w wieku 56 lat - była więc młodą osobą) nie tylko \"latała\" cały dzień, ale również całą noc...W ciągu dnia \"pilnowała\" nas (mnie i ojca) co objawiało się tym, że musiała mieć na oboje cały czas w zasięgu wzroku, a zważywszy, że mamy dom i ogród i trzeba było jakoś to wszystko mimo choroby ogarnąć, wykonać wszystkie konieczne prace - a mama cały czas latała ode mnie do ojca i odwrotnie, spocona, zasapana (bo ileż można biegać...) ale latała bez końca. Wieczorem kładła się na chwilę, na jakieś 2-3 godziny, ale regularnie ok. 1.30 - 2 w nocy zaczynał się sajgon od początku. Nie pozwalała nam spać, domagając się, by być z nią, gdyż ona \"boi się\". I musieliśmy być oboje, mimo próśb, gróźb - nic nie skutkowało. Walczyła do 5 -6 rano. Dwa lata nieprzespanych nocy... A rano trzeba było wstać i isć do pracy i udawać, że wszystko jest ok. Przyznam, że ja do dziś mam zaburzony rytm dobowy, choć minęło już trochę czasu, ja ciągle budzę sie ok 2 w nocy i nie śpię już do rana... Ale przynajmniej jest już spokojnie... Jedno tylko nas ominęło - ucieczki. Raz się tylko mamie zdarzyło, że sie rozpędziła, wybiegła z ogrodu i popędziła przed siebie, ale jakiś strach nie pozwolił jej wyjść na ulicę (mieszkamy ok. 100 m o głównej ulicy) i wróciła... Później reflektowała się zawsze przy furtce i wracała. Tak więc my akurat nie zamykaliśmy furtek, choć cały czas się bałam, że \"ucieknie\" , ale jakoś szczęśliwie to nas ominęło... Jeszcze jedno. W tym okrutnym okresie nadpobudliwości niestety trzeba przemyśleć opcję farmakologicznego uspokojenia - wyciszenia pacjenta. Tylko trzeba znaleźć mądrego psychiatrę, który dobierze odpowiednie leki... Bo bardzo trudno znaleźć lek, który u tej konkretnej osoby zadziała... My w końcu po tych dwóch latach, kiedy wszyscy byliśmy u kresu sił wyciszyliśmy mamę farmakologicznie. Długo trwało dobieranie leków, wypróbowaliśmy wiele opcji, trzeba było w końcu zmienić lekarza (bo poprzedni się poddał... serio) i ten \"trafił\" za trzecim razem. Tyle, że w naszym wypadku to wyciszenie miało konsekwencję... juz pełnej opieki nad mamą. (karmienie, mycie, pampersy etc...). Tu nie ma dobrych rozwiązań. Pozdrawiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Sunny_23
Witam ja również mam babcię chorą na tą straszną chorobę. Wykryto ją u niej ok 3 lata temu, ale postępuje ona tak okropnie szybko że nawet lekarze są zdziwieni. Najgorsze jest że przechodzenie z etapu do etapu jest tak gwałtowne że człowiek nie zdąży się na to przygotować. Już przeżyłyśmy z mamą fazę ucieczek, ciągłego pobudzenia, wtedy gdy trzeba było zamykać babcię na wszystkie zamki w domu gdy się wychodziło żeby nie uciekła i sobie krzywdy nie zrobiło. Stale zakręcony gaz i woda są na porządku dziennym, i całe szczęście bo parę razy gdyby nie to to by się w powietrze wysadziła (odkręcone kurki z gazem). Jeszcze 1,5 tygodnia temu można było z nią pogadać, opowiadała choć nie zawsze można było ją zrozumieć, czasem mówiła takl jakby do osób, których faktycznie niema, ale ona kogoś widziała i z nim rozmawiała. Teraz od tygodnia babcia leży w szpitalu, dostała udaru niedokrwiennego i z dnia na dzień jest coraz gorzej, przez większość czasu jest nieprzytomna, czasem się trochę wybudzi, popatrzy na nas, uśmiechnie się, widać że nas wtedy rozpoznawa, ale zaraz znowu odlatuje i jej niema. To jest takie przykre. Patrzeć jak z osoby niegdyś pełnej energii choroba zabiera siły, wspomnienia, życie ;( Babcia od wczoraj jest karmiona sondą, bo już praktycznie niema odruchu połykania, rokowania są złe :( Co do rodziny to babcia ma jeszcze jednego syna, mieszka on w sumie niedaleko ale opieka nad nią zawsze była na naszej głowie, on się nie interesował. Reszta rodziny mieszka daleko. Pozdrawiam wszystkich którzy borykają się z chorobą bliskich, musimy być silni....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość księżniczko wyjdź do ludzi
załatw mamie opiekę z MOPSu, albo jakiejś innej instytucji opieki nad chorymi, bo ty sie wykończysz. Już masz żal do Boga, że nie masz rodziny, że jesteś sama... ale czy to Bóg tak chciał dla ciebie? czy to raczej twój wybór? ja mieszkałam i opiekowałam się babcią od 15 roku życia, tak tak sama byłam jeszcze dzieckiem i wymagałam opieki, ale niestety juz musiałam kimś się opiekować, i znam sytuację opiekującego się osobą chorą- chory myśli tylko o sobie i swojej chorobie, rodzina zwala na ciebie wszelkie obowiązki, nie masz czasu ani na naukę ani na przyjaciół. Musisz niestety wybrać albo życie starej panny skrzywdzonej przez los i wiecznie kimś się opiekującej, albo uciec od tego wszystkiego... moja koleżanka też żyła długo samotnie z mamą chorą - i uciekła w końcu za granicę, miała wtedy jakieś 40 lat, ale ułożyła sobie jeszcze życie we Włoszech, ma męża, małą córeczkę. Tobie radzę to samo, póki jeszcze nie jesteś za stara :) jeszcze możesz zawalczyć o swoje życie, bo życie mamy tylko jedno, nie bądź dłużej bohaterką, i tak zrobiłaś wystarczająco dużo, teraz już pora pomysleć wreszcie o sobie! twoja mama może jeszcze żyć conajmniej ze 20 lat, pomyśl kim ty będziesz za te 20 lat? może to co piszę jest okrutne i egoistyczne, ale wiem co mówię! życie dane nam jest tylko raz! i warto przeżyć je prawdziwie! UCIEKAJ DALEKO śpiesz się, bo już kawał życia zmarnowałaś! życzę ci wszystkiego najlepszego!🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witajcie:) przeczytalamWasz topik i jestem pod wrazeniem!!!Kochane ile Wy macie sily i milosci w sobie-podziwiam!!!Wydaje mi sie,ze gdyby mnie cos takiego spotkalo zrobilabym dokladnie tak jak Wy opiekowalabym sie do samego konca. Gdy mialam 20 lat zachorowala moja mama nie ta ta straszna chorobe ktora pojawila sie w Waszych domach.Moja mama miala raka ,w tym samym czasie do szpitala trafil moj tato tez rak:(.ja jezdzilam od szpitala do szpitala bo lezeli w roznych szpitalach mialam 20 lat i ciezko bylo mi to wszystko zrozumiec.Mama gdy wrocila ze szpitala w pierwsza noc zmarla w domu przezylam to tragicznie:(.Tat po operacji walczyl o zdrowie ale widzialam jak sie poddaje:(pozniej kolejne wizyty taty w szpitalu i gdy stracil juz swiadomosc :( zmarl w szpitalu:(.Wiec ja nie mialam az tak strasznie ,ze musialam sie opiekowac rodzicami tak jak Wy. Ale wierzcie mi przezywalam to strasznie!!!Oczywiscie rodzina bala sie ze sie \"zaraza\" i odwrocila sie :(.jestem jedynaczka teraz mam 28 lat i wszystko pamietam jak by bylo z rok temu:(. Przepraszam ,ze was zanudzam:(ale chcialam sie wygadac:(. Pozdrawiam Was serdecznie i zycze duzo sil:) 🌼

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czy samotność jest moim wyborem? NIE !!! Owzem, był czas, ten najgorszy czas, gdy świat dla mnie przestał istnieć, tyle było problemów, ze moje potrzeby się ie liczyły. Od kilku lat probuje ułożyć sobie życie... I katastrofa... Po pierwsze: inaczej patrzę na świat, jestem chyba psychicznie starsza niż rówieśnicy. I mam inne priorytety. Po drugie: mimo wszystko nie chcę zostawić matki. Zbyt dużo już poświęciłam, by teraz oddać ją do domu opieki... A jak jest w takich domach, wiadomo... I tu właśnie jest problem: żaden facet, z którymi się w czasie ostatnich lat spotykalam, nie chcial zaakceptować tego stanu rzeczy. Choć ja nie liczylam na pomoc, raczej na akceptację - mam obowiązki, nie jestem dyspozycyjna, nie mogę sobie pozwalać na wyjazdy, dłuższe imprezowanie... Ktoś mi kiedyś powiedział, ze lepiej by było, gdybym była samotną matką z dwójką dzieci - dzieci można zabierać ze sobą, poza tym facet łatwiej zaakceptuje dzieci, niż chorobę i obowiązki. Ale jest jak jest, nie spotkałam niestety aniola, tylko zwyklych facetów. Ale ciągle jeszcze mam malutką, coraz mniejszą nadzieję, ze tego aniola spotkam...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Laura26
mała myszko to smutne co przeżyłaś, praktycznie w tym samym czasie śmierć rodziców i to na tę samą okropną chorobę. Na domiar złego nie masz rodzeństwa, także zostałaś sama w tych trudnych chwilach. Ja także jestem jedynaczką, nie mam taty, tylko mamę i babcię. Martwię się bardzo o moją mamę, ona sama jest już starsza i żyje bardzo aktywnie, nadal pracuje, no i opiekuje się babcią.Lekarz powiedział, że jeśli nie zwolni to może być bardzo źle. Stąd właśnie te moje myśli o domu opieki dla babci. Zgadzam sie jednak z Tobą księżniczko, że tam to różnie bywa i nie wiadomo co się dzieje za zamkniętymi drzwiami, także my pewnie też do końca będziemy się opiekować babcią, poza tym chyba nie potrafiłybyśmy tego zrobić. Twoja mama księżniczko rzeczywiście bardzo wcześnie zachorowała. Częściej raczej na tę chorobę zapadają ludzie starsi. Z przerażeniem przeczytałam o tym, że twoja mama biegała również w nocy. O jeju to nawet nie miałaś jak odpocząć po ciężkim dniu.:( Babci mojej zdarzasię to również, jednak niezmiernie rzadko. Dobrze, że mineły Cię ucieczki, chociaż tyle. Nie wiem sama skąd ona ma tyle siły i co ją tak pędzi ale czasem muszę biec żeby ją dogonić. Czasem w ciągu pól godziny potrafi pszejść naprawdę spory kawałek, wtedy jadę samochodem po nią i modlę sie żeby samochód jej nie potrącił lub żeby serce jej nie stanęło bo cała spocona, czerwona jak burak gna przed siebie. Najgorsze jest jednak, że nie zawsze chce wsiąść i ten cyrk na ulicy. Szarpię się z nią, ona płacze, krzyczy, a ludzie nie rozumieją i patrzą na mnie z pod byka. Z tymi tabletkami to tak masz rację, nie wszystkie są właściwie dobrane, niekiedy powoduja właśnie agresję a i rozdrażnienie. Czasem mam wrażenie, że choroba jakby na chwilę odpuszczała i widzę to po oczach babci, że jest bardziej sobą, patrzy tak na mnie z miłością jakby wiedziała kim jestem. Za chwilę jednak wszystko wraca i już jest w tym swoim świecie. Dziś znów jest niespokojna, zauważyłam, że reaguje tak na wiatr. Pójdę więc z nią na spacer, bo bardzo chce wyjść, od rana pod drzwiami stoi i przychodzi biedna zakomunikować mi, że nie może wyjść bo są zamknięte drzwi. Także idę, może to ją nieco uspokoi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Życie jest smutne : ( Moje małe 6 letnie dziecko cierpi... a ja się przyglądam temu wszystkiemu. Dlaczego tak musi być, że to niewinne istoty cierpią?? Chyba nie ma na to odpowiedzi.. Gdy tylko dowiedziałam się o chorobie mojego dziecka postanowiłam walczyć..walczyć razem z mężem z całą rodziną tyle ile się da... Całym sercem i dusza być przy niej w tych ciężkich chwilach. Czasem jest tak makabrycznie ciężko, ale przecież nie mogę dać po sobie poznać, ze się poddaje, bo Ania sama nie może zostać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Triste
Witam ! Opiekowałam się chorą na raka mamą i był to bez wątpienia najstarsznijszy okres w moim życiu:( Znałam diagnozę lekarzy, codziennie modliłam się do Boga o to by mama wyzdrowaiała,jednak cud się nie zdażył. Był to najcięższy okres w moim życiu, patrzenie jak najukochańsza osoba bez której sobie nie wyobrazałam życia powoli gaśnie.... Trzymajcie się dziewczyny, życzę Wam mnóstwo siły bo jest ona niezmiernie potrzebna.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jolin
Przypadkowo trafiłam na ten topik, więc też napisze parę słów. Wzrusza mnie bardzo Twoja sytuacja Księżniczko. Proszę Cię nie tkwij w tym maraźmie, załatwcie z ojcem opiekunkę z środka opieki, odciąży Cię chociaż na kilka godzin dziennie, a Ty zajmij się swoim życiem, nie może tak być, abyś swoje życie poświęcila całkowicie matce. Twoja mama na pewno nigdy by nie chciała żebyś postępowała tak jak postępujesz, na pewno nie chciałaby żebyś była w życiu nieszczęśliwa i samotna, tylko nie umie Ci tego powiedzieć z braku świadomości. Nie możesz poświęcać swojego życia. Mamie i tak już nie pomoże Twoje poświęcenie, jej w zasadzie jest obojętne kto się nią opiekuje, aby miała zapewnione godziwe warunki, a to może zrobić także za Ciebie i opiekunka. Wiem co mówię, mam taki sam problem z mamą 80-letnią, od 3 lat chorą na Alzhaimera, też się opiekuję i wiem co to znaczy. Tylko jest ta różnica, że ja jestem starsza i mam już dorosłe dzieci. Księżniczko nie możesz tak dalej żyć tylko dla matki. To powinien zrozumieć również Twój tata. Wiem że jest mu wygodnie z Tobą bo wszystkim się zajmujesz, ale Ty musisz mieć SWOJE ŻYCIE po prostu powiedz MU o tym i wspólnie zaradźcie, nikt Wam nie pomoże, bo doskonale wiem że rodzina w takiej sytuacji się odwraca jakby mieli do czynienia co najmniej z trądem. Księżniczko obudź się i podejmij najważniejszą w Twoim życiu decyzję. Powodzenia. Pozdrawiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Laura26
Topic umiera :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mam mame lezaca od 13 lat
przedtem mialam babcie z Alzheimerem. Topik nie umiera, tylko chyba nie mamy sily pisac, a czasem sie nie chce juz o tym myslec.Trzeba robic swoje, a uwage skupiac raczej na o rzeczach milych . Chyba ze juz bede sie musiala gdzies wywrzeszec Wlasciwie odkad pamietam ,zawsze sie opiekowalam kims chorym w rodzinie. Przez to nie mogę od lat pracowac, mimo wyksztalcenia i poczatkowych sukcesow w pracy - tylko dorywczo. Nie moglam sie buntowac, bo nie bylo nikogo innego do opieki. Szczesliwie pensja meza wystarcza. Ale lepiej byc pogodnym, bo jak sie czlowiek jeszce nakreca litujac nad soba to jest gorzej. Ja sie staram cieszyc kazdym drobiazgiem. Wiem, ze mamy nigdzie nie oddam, choc ona coraz mniej kontakuje, ale to przeciez mama.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jolin
Podciągam topik bo zaginie. Interesuje mnie choroba Alzheimera, bo mam taką w rodzinie, chcialabym się odiedzieć jakie leki podajecie swoim chorym na tę chorobę i czy widać jakąś poprawę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość migotkaaaaaa
Cześć! Trafiłam tu dzisiaj pierwszy raz, bo szukam jakiegos pocieszenia, mam właśnie okres załamania. Mam 26 lat, od 4 opiekuję sie mamą chorą na błyskawicznie postęopującego Parkinsona, od 2 lat jestem z tym sama. Niecałe pół roku temu rozstałam się z narzeczonym, bo w związku z opiekowaniem się moją mamą staliśmy się związkiem na odległość i to nas przerosło, w zasadzie to jego przerosło. Dzisiaj ostatecznie stwierdziłam, że nie daję rady, fizycznie psychicznie i w ogóle. Nie wyobrażam sobie oddania mamy do domu opieki, ale teraz i tak jej nie potrafię kochać, zaczynam ją nienawidzieć. To straszne, ale czuję, ze nie mogę nic ztym zrobić. Nie wiem, jak Wy trzymacie sie przez tyle lat. Pozdrawiam!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Atinna
Hej! Ja opiekuje się moim młodszym bratem, który urodził się z porażeniem mózgowym ( stopień znaczny). Ma 20 lat. Ja mam 25 lat. Dla mnie jest jak moje dziecko.Nie wyobrażam sobie życia bez niego, chociaż czasmi jest mi ciężko i jestem zmęczona, bo jest przy nim więcej obowiązków niż przy niemowlaku, to nie poddaje się. jego usmiechnięta buzia wszytsko mi wynagradza:-) Denerwuje mnie brak zrozumienia u ludzi, brak akceptacji, to że jak idę z nim ulicą to się za nami oglądają. Tez żyje z zegarkiem w ręku. Pozdarwaim Serdecznie!!! Damy rade!!! :-) :-) :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Cześć Dziewczyny!! Podziwiam was za takie a nie inne podejście do ludzi!! Jesteście prawdziwymi skarbami, jakich mało na tym świecie!! Ja jestem teraz w domku, bo sama jestem unieruchomiona. Moim problemem jest kolano już od 8 lat. Nie zapowiada się to zbyt dobrze gdyż grozi mi zesztywnienie stawu kolanowego. Ale co tam to nie jest wielki problem po przeczytaniu waszych historii. Nie będę się użalała nad sobą, bo ludzie mają większe problemy. Jestem z Wami całym sercem i chociaż duchowo będę was wspierała jak tylko potrafię !! A to dla Was Dobre Duszyczki!!!!! 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼 🌼

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Atinna
migotkaaaaa........rozumiem Cie doskonale, jako mała dziewczynka nienawidziłam mojego brata, bo musiałam sie nim opiekować i pilnować go pod nieobecność rodziców. Nie mogłam spędzać całych dni na zabawach bez ograniczonego czasu tak jak wtedy moi rówieśnicy. Ale to się poprostu z biegiem czasu zmieniło, dojrzałam, zrozumiałam wiele rzeczy i się z tym pogodziłam. Obecnie nie wyobrażam sobie życia bez niego. Mój brat nadał mojemu życiu inną hierarchię wartości. Z cłlopakiem się rozstałam, bo po pewnym czasie sytuacja go przerosła. Też miewam dni kiedy jestm zupełnie załamana psychicznie i fizycznie i myśle wtedy, że dłużej nie dam rady. I nie wiem jak to się dzieje, że na drugi dzień znajduje w sobie siły, może to zasługa mojego określę to ''chorego optymizmu'', że w każdej sytuacji widzę coś dobrego. Trzymaj się MOCNO!!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Życie jest dla nas okrutne... Moje dziecko ma ostra białaczkę limfoblastyczną przecierpiało tyle, że nawet trudno sobie to wszystko wyobrazić a ma dopiero 6 lat. Przed nią jeszcze wiele, dni, które na pewno dadzą się Anulce we znaki, dlatego najlepsze lekarstwo to wiara i bycie przy chorym. Mam na tyle wyrozumiałe szefostwo, że z racji pobytu dziecka w szpitalu z ciężką chorobą dali mi urlop, więc jest dobrze siedzą z nią dniami i nocami a jak śpi wylewam łzy. Teraz jej stan znowu się pogorszył... Liczy się tylko ona, więc nie można mi jej tak od obie odebrać: (

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×